„I co z tego?”, czyli sejm(ik) polski anno Domini 1670

Zwycięskie bitwy pod Kircholmem i Kłuszynem, ingerencja (aż do wyboru polskiego królewicza na cara!) w rosyjską politykę, Kreml obsadzony polską załogą przez kilkanaście miesięcy;

Letnia rezydencja króla nazywana Villa Regia ociekająca złotem i przyozdobiona marmurami, kunsztem nie urągającymi królewskim siedzibom zachodniej Europy; mnogość wielkich pałaców na przedmieściach Warszawy pokazująca nieprzebrane bogactwa Radziwiłłów, Potockich, Kazanowskich, Ostrogskich;

Kontrolowanie wielkich połaci Ukrainy aż do Porohów, przepastnych puszczy Polesia aż do Bramy Smoleńskiej i potężnych zamków nad Dźwiną strzegących północnych rubieży kondominium;

Dlaczego w roku Pańskim 1670 powyższe fakty stanowiły już jedynie pieśń przeszłości? Dlaczego marmury zdarte z Villa Regia zdobiły (i do dziś zdobią) pałace szwedzkie, Smoleńsk czy Ryga zostały stracone bezpowrotnie, a kozacka ugoda perejasławska z Rosją okazała się trwalsza niż mająca ten sam cel unia hadziacka z Polską?

Nie będę bawił się w Stańczyka i rzucał zaklęciami oskarżeń. Dogłębne analizy przyczyn upadku I RP zdobią już niejedną półkę biblioteczną. Chcę wyłuskać tutaj jedną kwestię nie tyle podręcznikową, co podręczną, ponieważ dotyczy wielu społeczeństw niezależnie od czasu i miejsca. Chodzi o klientelizm, obecny zarówno w starożytnym Rzymie, w nowożytnej Rzeczpospolitej, jak i współcześnie – jeśli chcieć dobrze się przyjrzeć niektórym wypracowanym przez nas stosunkom, w których osoba silniejsza uzależnia od siebie osobę słabszą, która – jako klient – w zamian za korzyść, na przykład, majątkową, realizuje zadania zlecone przez swojego silniejszego patrona.

Aby zrozumieć powstanie powyższych zależności w Rzeczpospolitej Obojga Narodów, trzeba najpierw powiedzieć, że szlachta polska była stanem dość licznym acz niejednolitym pod względem statusu majątkowego: średnia szlachta miała od jednej do paru wsi; szlachtę gołotę od chłopów odróżniał jedynie tytuł i herb szlachecki; magnateria zaś posiadała wielkie majątki oraz własne armie zdolne wygrywać bitwy z zewnętrznym wrogiem czy przetrwać długotrwałe oblężenia, jak wojsko Wiśniowieckiego, broniące Zbaraża przez sześć tygodni w roku 1649.

Do połowy XVII wieku Rzeczpospolita Obojga Narodów rozwijała się pomyślnie i był to naprawdę złoty wiek dla bogacącej się szlachty i mieszczan, a także dla chłopów. Czytelnik tego tekstu, analizując historię swojego rodzinnego lub najbliższego miasta czy miasteczka (polskiego oczywiście w XVII wieku!), może zauważyć, że czasy potopu szwedzkiego stanowią dla nich cezurę rozwoju oraz initium ich upadku i powolnej odbudowy (a w niektórych przypadkach jedynie powolnej dalszej degradacji). Załamanie się gospodarki Rzeczpospolitej w wyniku wojen i ogólnych kryzysów ekonomicznych nowożytnej Europy pociągało za sobą ubożenie całego społeczeństwa, także szlachty, która w zamian za różnorodne korzyści coraz mocniej uzależniała się od bogatszej magnaterii.

Oczywiście nie zakładam tutaj prostego wynikania. Klientela nie sprawiła, że Polska straciła tę czy inna twierdzę, tę czy inną ziemię. Klientelizm jako taki zaczął być łatwym narzędziem do wykorzystania w powolnym procesie rozkładu demokracji szlacheckiej. Podręcznikowym przykładem jest użyte po raz pierwszy w 1652 roku przez Władysława Sicińskiego, prostego posła z ziemi upickiej, liberum veto jako narzędzia zerwania sejmu. Jakie ten poseł miał tego motywy, przed czym chciał ratować kraj lub swoją ziemię? A może czyj interes wypełniał? Jak podaje profesor Jan Dzięgielewski przyjmuje się, że Siciński zrobił to na zlecenie lub prośbę księcia Janusza Radziwiłła, który chciał w ten sposób załatwić swój prywatny interes, jakim było wymuszenie na królu buławy hetmańskiej. Urząd ten otrzymał. Dodajmy, że ten sam Janusz Radziwiłł poddał Litwę pod panowie Karola Gustawa w czasie potopu szwedzkiego, co barwnie opisuje Sienkiewicz.

Kupowanie głosów biednej szlachty przez bogatszych magnatów przedstawił Kaczmarski w słowach „Na elekcjach dawaj kreskę / Nie za słowa, a za kieskę.” W przypadku takich głosowań zbędna stawała się jakakolwiek debata polityczna – nie wygra przecież ten, którego racje zdobędą największy posłuch, lecz ten, który kupi jak najwięcej „kresek” od uboższej szlachty. W takim wypadku nie trzeba troszczyć się już o poziom przedstawianych argumentów, a wypowiedź może stać się poligonem różnych erystycznych zagrywek lub kwiecistego pustosłowia. Mimo iż stereotyp awanturnictwa i pieniactwa na sejmach polskich bywa zbyt wyjaskrawiany, zwłaszcza w wielu pracach walczących ze szlacheckim dziedzictwem Rzeczpospolitej Obojga Narodów, o tyle trzeba pamiętać, że zdarzały się przypadki, takie jak profanacja kościoła św. Marcina w Warszawie w 1695 roku, gdzie obradująca na sejmiku szlachta z ziemi warszawskiej „wzięła się do szabel”. W kościele przelano krew, władza kościelna objęła przybytek interdyktem, do funkcji sakralnych powrócił po powtórnym jego poświęceniu.

Ostatnią kwestią problemu klienteli jest powolne zdejmowanie z siebie odpowiedzialności za własne decyzje. Nie potrzeba słuchać i analizować prezentowanych poglądów, skoro i tak dostało się z góry zlecenie, które trzeba wypełnić. Powoduje to powolną transformację, w większości nieuświadomioną, od obywatela posiadającego decyzyjność w sprawach go dotyczących, do klienta, który jedynie stawał się przedłużeniem woli magnata. Wszystkie te czynniki powodowały coraz większy rozkład demokracji szlacheckiej, która stawała się ochlokracją, rządami motłochu, dbającego jedynie o własne, partykularne interesy. „Rzeczpospolita jest wielka, starczy dla nas jej” – znów przypomina mi się Kaczmarski…

Przed paroma tygodniami tych kilka powyższych myśli zaprzątało moją głowę, gdy zjeżdżaliśmy razem z moim towarzyszem podróży z Popradu do Spiskiej Białej – stamtąd mieliśmy poprzez Dolinę Zdziarską podjeżdżać pod Spiską Magurę. Po naszej lewej stronie w przejrzystym powietrzu królowały niepodzielnie Tatry, całe białe w górnych partiach. Kontrastowało to niezmiernie z intensywną żółcią kwitnącego u ich podnóży rzepaku i tworzącego niezwykły szpaler usadowionego w gęstych kępkach mlecza po obu stronach ścieżki. Po prawej stronie odsłaniał się już mniej ciekawy widok zalesionych wysokimi smrekami zboczy Magury. Wjeżdżając w zabudowania miejscowości powiedziałem z przekąsem „I to było polskie kiedyś”. W odpowiedzi usłyszałem arcytrzeźwą odpowiedź zamykającą już na wstępie rozmowę na dość ciekawy temat zastawu spiskiego. Mój koleżka powiedział jakieś słowa w stylu „i co z tego?” zwracając moją uwagę na jakąś bardziej przyziemną kwestię.

„I co z tego?” Dobre pytanie. Historia, która pobrzmiewa resentymentem, jest anachronizmem, niemożliwe staje się wyciąganie z niej poprawnych wniosków. Jakie poruszenie nastąpiłoby w Białej Spiskiej, gdybyśmy zażądali od nich spłacenia zastawu z XV wieku lub zagrozili zbrojnym przyłączeniem tej miejscowości do Polski. Kto wie, może rozśmieszylibyśmy tym żądaniem niejednego Słowaka.

Nie o to chodzi w wyciąganiu wniosków z historii, która jest nauczycielką, także nauczycielką naszej wolności. Parafrazując pytanie mego kompana zapytałbym „i co z tej klienteli?”. Na pewno nie trzeba dzisiaj szukać zależności klientalnych rodem z XVII wieku. Pozostaje nam pytanie, co wpływa na nasze wybory. Czy umiemy udźwignąć ciężar naszych decyzji? Czy oddajemy je w ręce ślepego losu, skazujemy na podporządkowanie decyzjom kogoś innego, byleby nie musieć samemu dorosnąć do ich uważnego podjęcia? To ostatecznie odpowiedź na pytanie, w którym dźwięczą dobrze znane nam słowa, by nie być niewolnikiem swoich kaprysów ani mód i błędów współczesności. W żadnych wyborach.

Fot. na okładce: Szymon Gontarczyk

Szymon Gontarczyk


Rodem z zachodniej ćwiartki Mazowsza, ale był drużynowym w Krakowie, a obecnie wałęsa się dużo po Warszawie i nawet jako przewodnik o niej opowiada. Skauting poznał przez zbyt intensywną naukę francuskiego, która doprowadziła go do filmików nagranych przez Scouts d’Europe. Stąpając mocno po ziemi ale głowę mając w chmurach, włóczy się też po innych miejscach, poznając ich piękno i kultywując zapomniane już ideały średniowiecznych wagabundów

Latarnik – czyli w poszukiwaniu odpowiedzi. Sejmik 2024

Już niebawem rozpocznie się Sejmik Stowarzyszenia. Podczas tego ważnego wydarzenia dojdzie do wyboru Rady Naczelnej, która następnie wybierze Zarząd. Chcąc Czytelnikom ułatwić podjęcie decyzji, zadaliśmy cztery pytania zgłoszonym dotychczas kandydatom do Rady Naczelnej. Te odpowiedzi, które dotarły do nas prezentujemy poniżej. Kolejność alfabetyczna.

Wojciech Bagiński

Co Cię zmotywowało do kandydowania do Rady Naczelnej?

Moją największą motywacją do podjęcia decyzji o kandydowaniu były rozmowy z hufcowymi i późniejsza praca przy podsumowaniu badania przeciążenia służbą. Było to dla mnie okazją do weryfikacji mojej opinii dotyczącej tematu badania z tym co przekazali nam hufcowi. Pozytywny odbiór przeprowadzonych rozmów i nowe pytania, które pojawiły się w toku prac budują we mnie przekonania o słuszności podjętego działania oraz zasadności ich kontynuacji.

W jaki sposób Twoja wiedza i doświadczenie wzbogacą działanie Rady Naczelnej?

Na przestrzeni lat podejmując służbę w różnych gałęziach i podczas wielu wydarzeń zrozumiałem, że najwięcej radości i satysfakcji daje mi nie bycie liderem, ale wspieranie szefowych i szefów w ich służbie. Szukanie ścieżek tam, gdzie ich nie ma stawiając sobie za cel wsparcie szefów (w szczególności hufcowych) w stojących na ich drodze przeciwnościach, to moja ulubiona gra skautowa.

Jaka jest dla Ciebie najważniejsza kompetencja Rady Naczelnej?

Na równi stawiam wszystko co znajduje się w statucie „§ 23 ust 6.Do kompetencji Rady Naczelnej należy…”  Uważam, że potencjał drzemiący w 12 osobach z różnych środowisk i z różnymi doświadczeniami spotykających się regularnie przez trzy lata jest ogromny. Korzystanie z niego przez pełną kadencje może wiele dobrego zdziałać.

Gdybyś miał sobie zadać pytanie, to jak ono by brzmiało?

Dlaczego zamiast wieczorem pójść spać przeglądasz bazę wypoczynek.men.gov.pl i pobierasz z niej 136 zgłoszeń skautowych obozów?

Michał Grabarczyk

Co Cię zmotywowało do kandydowania do Rady Naczelnej?

Bazując na moim doświadczeniu różnych służb, zarówno pedagogicznych jak i administracyjnych, chciałbym wspomóc stowarzyszenie. Rada Naczelna poprzez nadzór i kontrolę dba o dobro stowarzyszenia. Czuję się odpowiedzialny za nasz ruch wychowawczy, stąd moja decyzja.

W jaki sposób Twoja wiedza i doświadczenie wzbogacą działanie Rady Naczelnej?

Działając w namiestnictwie poznałem wielu wartościowych ludzi w Polsce. Zawiązując relacje i rozmawiając z moimi przyjaciółmi dostrzegam różne punkty widzenia środowisk, osobliwe problemy czy wyzwania lokalne. Potrafię zestawić ze sobą różne problemy i poddać je analizie, biorąc pod uwagę specyfikę hufców.

Jaka jest dla Ciebie najważniejsza kompetencja Rady Naczelnej?

Uważam, że najważniejszą kompetencję określa Statut naszego stowarzyszenia: nadzór i kontrola wewnętrzna. Tak duży ruch jak nasz potrzebuje organu, który ma za zadanie skonfrontować inne punkty widzenia z Zarządem, by wypracować optymalne rozwiązanie. Stąd także wynika uznaniowe zadanie Rady: doradzanie Zarządowi, w kwestiach ważnych dla Nas wszystkich.

Gdybyś miał sobie zadać pytanie, to jak ono by brzmiało?

Czy jakbyś został członkiem Rady Naczelnej, nadal piłbyś kawę bez mleka i cukru?

Mikołaj Grosel

Co Cię zmotywowało do kandydowania do Rady Naczelnej?

Przede wszystkim gotowość do służby. Dużo się zmienia w moim życiu – biorę ślub, kończę doktorat i powoli dostrzegam, że kończy się moje możliwości służby „na pierwszej linii frontu”. Mimo tego jestem przekonany, że wciąż warto angażować się w służbę dla Ruchu, dlatego zdecydowałem się na kandydowanie do Rady.

W jaki sposób Twoja wiedza i doświadczenie wzbogacą działanie Rady Naczelnej?

Zawodowo zajmuję się m.in. planowanie strategicznym – stąd analityczne podejście do spraw i tworzenie planów działań nie jest mi obce. Myślę, że obecnie powinniśmy zastanowić się, jak dalej rozwijać Ruch i jak dostosować nasze struktury do tego rozwoju. Jestem przekonany, że moje doświadczenie zawodowe będzie tu bardzo pomocne, dodatkowo jestem skautmistrzem i od wielu lat pełnię służbę pedagogiczną, więc moje myślenie nie jest oderwane od skautowego kontekstu.

Jaka jest dla Ciebie najważniejsza kompetencja Rady Naczelnej?

Zdecydowanie wybór Zarządu. Oczywiście, później – przez całą kadencję, ważne jest, żeby Zarząd wspierać i kontrolować, ale decyzja o wyborze Zarządu w dużym stopniu wpływa na pracę podczas całej kadencji.

Gdybyś miał sobie zadać pytanie, to jak ono by brzmiało?

Jakie są największe wyzwania stojące przed Stowarzyszeniem?

Szymon Helbin

Co Cię zmotywowało do kandydowania do Rady Naczelnej?

Do kandydowania do Rady Naczelnej zachęcili mnie Szefowie, z którymi współpracuję. Czas od ostatniego Sejmiku był dla mnie okresem intensywnej służby. Najpierw jako Szef Ekipy Komunikacji, a później jako hufcowy w Krakowie. Doświadczeniem, które zdobyłem w tym czasie chciałbym się dzielić i jeszcze lepiej wspierać Szefowe i Szefów w realizacji ich misji wychowawczej tworząc odpowiednie otoczenie.

W jaki sposób Twoja wiedza i doświadczenie wzbogacą działanie Rady Naczelnej?

Doświadczeniem, które wniósłbym do Rady jest współpraca z Zarządem i Biurem. Przez kilka ostatnich lat miałem przyjemność realizować kilka dużych projektów jak kalendarz, obsługa medialna i popularyzacja wiedzy o Skautach Europy, koordynacja pracy ludzi zajmujących się fb, instagramem, tworzącymi nagrania i materiały. Zdarzało się mi prowadzić mediacje i rozwiązywać sytuacje konfliktowe.

Jaka jest dla Ciebie najważniejsza kompetencja Rady Naczelnej?

Myślę, że kompetencje Rady wymienione w Statucie są w odpowiedniej kolejności. Najważniejszą jest ,,nadzorowanie i kontrolowanie działań Zarządu…”. Kontrola, która jest wsparciem i wspólnym poszukiwaniem odpowiedzi na problemy, które dziś stanowią wyzwanie dla Ruchu. Będąc w Radzie chciałbym mądrze towarzysząc wspierając  Naczelniczkę i Naczelnika, którzy wytyczają kierunek w którym zmierzamy.

Gdybyś miał sobie zadać pytanie, to jak ono by brzmiało?

Czy dostrzegasz jakieś wyzwania lub trudy, które dziś dotykają Szefów pracujących z jednostkami? Czy miałbyś pomysł jak można by je pokonać i wesprzeć z poziomu Rady Naczelnej?

Jakub Klęczar

Co Cię zmotywowało do kandydowania do Rady Naczelnej?

Zmotywowała mnie chęć dalszej pomocy i służby dla Stowarzyszenia a w szczególności Radzie Naczelnej i pośrednio Zarządowi i z punktu widzenia finansowo-administracyjnego.

W jaki sposób Twoja wiedza i doświadczenie wzbogacą działanie Rady Naczelnej?

Przez ostatnie 6 lat byłem Skarbnikiem Stowarzyszenia oraz czynnym członkiem przez 21. Posiadam wiedzę oraz doświadczenie, aby pomagać rozwiązywać problemy finansowo-administracyjne, z którymi może borykać się nasze Stowarzyszenie. 

Jaka jest dla Ciebie najważniejsza kompetencja Rady Naczelnej?

Pomoc Zarządowi oraz służba dla Stowarzyszenia jak i pochylanie się nad każdym problemem, który mógłby mieć szefowie, przewodniczka, wędrownik, harcerka, harcerz czy wilczki.

Gdybyś miał sobie zadać pytanie, to jak ono by brzmiało? 

Czy uważasz, że składka członkowska jest za wysoka? 🙂

Zbigniew Korba

Co Cię zmotywowało do kandydowania do Rady Naczelnej?

Dostałem taką propozycję równolegle od swojego hufcowego i od naczelnika, i po namyśle zgodziłem się znów na taką służbę, jeśli taka będzie wola Sejmiku. Skauting zajmuje szczególne miejsce w moim życiu, chciałbym aby nasz Ruch rozwijał się, obejmował coraz więcej młodych ludzi a jakość naszych zbiórek i aktywności rosła we wszystkich jednostkach. Jeśli małą cegiełkę mogę dołożyć do realizacji tych celów, będąc w Radzie, to kandyduję.

W jaki sposób Twoja wiedza i doświadczenie wzbogacą działanie Rady Naczelnej?

Pełniłem różne funkcje na przestrzeni lat w Stowarzyszeniu – to doświadczenie jest przydatne w Radzie, byśmy koncentrowali energię na rzeczach istotnych, bo wyzwań, przed którymi stoimy, jest dużo. Patrzę też na sprawy nie tylko z punktu widzenia szefów, ale i rodziców, mam dwoje dzieci w zielonej gałęzi. To daje dodatkową perspektywę patrzenia na to co robimy, jakie są priorytety, gdzie konieczna jest większa uwaga czy lepsze działanie.

Jaka jest dla Ciebie najważniejsza kompetencja Rady Naczelnej?

Rada ma nie tylko wybrać członków Zarządu, ale potem ich wspierać, a kiedy trzeba „wytwarzać ciśnienie” by sprawy szły do przodu. Rada ma pomagać mądrą konsultacją w kwestiach kluczowych, trudnych lub mogących mieć konsekwencje w przyszłości. Przy tym ważna jest jedność Ruchu i dobra atmosfera. Nie zawsze jest to łatwe, by wspierać jednocześnie nadzorując, bo Rada jest ciałem dyskretnym, ale niezwykle ważnym, takim „wentylem bezpieczeństwa” Ruchu.

Gdybyś miał sobie zadać pytanie, to jak ono by brzmiało?  

Jakie decyzje podejmować, aby Ruch za trzy lata był silniejszy, z większą ilością środowisk, zaangażowanych szefów, z lepszą jakością zbiórek, z entuzjazmem po kolejnych wspaniałych wydarzeniach, takich jak Wielkie Harce Majowe, FSE Fest-y, pielgrzymki wędrowników i przewodniczek, spotkania międzynarodowe, może mini-eurojamy i czy jako członek Rady będę w stanie wytwarzać taką atmosferę współpracy i motywacji dla władz naczelnych aby to się działo?

Bartosz Krupa

Co Cię zmotywowało do kandydowania do Rady Naczelnej? 

Przykład opiekuna drogi Daniela Staszewskiego obecnie sekretarza rady.  Jadąc bez prawa głosu na sejmik w 2018 roku, wiedziałem, że jest to szczególne wydarzenie, trzy lata później poprzez prowadzenie transmisji z sejmiku, mogłem wspierać to dzieło, a po kolejnych latach i zrozumieniu jak działają struktury, mam nadzieje wspierać rozwój organizacji przez nabytą wiedzę i umiejętności. 

W jaki sposób Twoja wiedza i doświadczenie wzbogacą działanie Rady Naczelnej? 

Przez lata rozwijałem wiedzę pedagogiczną jako akela oraz członek kadry dżungli od 2019 roku, techniczną przez ekipy medialne, bazy danych, forum młodych oraz wspierając kurs św. Marty i św. Józefa a także osobiste przez rozwój zawodowy oraz przygotowanie do wymarszu. Poznałem wiele osób oraz problemy jakie napotykają które można rozwiązać dzięki odpowiednio działającym ekipom krajowym oraz zmian dokumentów obozowych tak by odpowiadały dzisiejszym realiom  

Jaka jest dla Ciebie najważniejsza kompetencja Rady Naczelnej? 

Wydaje mi się, że trudno wybrać najważniejszą kompetencje, rada naczelna powinna działać komplementarnie a nie wybiórczo, tak jak w 16 elementach nie wybralibyśmy najważniejszego z nich, gdyż wszystkie działają wspólnie. Statut do kompetencji rady wlicza wspieranie zarządu, ale także i kontrolę ich pracy oraz kontrolę jednostek terytorialnych w każdym z tych zadań trzeba pamiętać, że najważniejszy jest człowiek i rozwój uczestników stowarzyszenia 

Gdybyś miał sobie zadać pytanie, to jak ono by brzmiało?  

Abstrahując od pierwszego pytania, jaki jest ogólnie cel twojej służby, po co robisz skauting? The why question 

Michał Kuczaj

Co Cię zmotywowało do kandydowania do Rady Naczelnej?

Dobrze, żeby Rada Naczelna składała się z osób o dużej pamięci organizacyjnej. Będąc członkiem Stowarzyszenia od ponad 25 lat i mając doświadczenie współpracy z 4 różnymi zarządami, doświadczenie organizacji wielu projektów ogólnopolskich spełniam to kryterium. Zmotywowały mnie także różne rozmowy z różnymi ludźmi, którzy dzielili się różnymi przemyśleniami.

W jaki sposób Twoja wiedza i doświadczenie wzbogacą działanie Rady Naczelnej?

Moją mocną stroną jest umiejętność łączenia pragmatycznego podejścia z ideami i programem SE. Rada Naczelna może realizować swoje statutowe kompetencje w zaplanowany przez siebie sposób, ale także musi być gotowa na tzw. „czarne łabędzie” czyli bardzo trudne do przewidzenia sytuacje o niekorzystnych skutkach, którym jako organizacja będziemy musieli stawić czoła. W obu przypadkach moje doświadczenie może być pomocne. 

Jaka jest dla Ciebie najważniejsza kompetencja Rady Naczelnej?

Na początku – powiedziałbym, że powołanie zarządu. A później owocna współpraca z tymże zarządem. I żeby owocna była to zakładam, że kluczowy będzie początkowy etap tej współpracy, gdzie mam nadzieję, wypracujemy taki sposób tej współpracy, który pozwoli Radzie Naczelnej realizować swoje kompetencje, a Zarządowi jak najbardziej wydajnie działać. 

Gdybyś miał sobie zadać pytanie, to jak ono by brzmiało? 

Co Zarząd i Rada Naczelna mogą zrobić, żeby w każdą sobotę jak najwięcej młodych ludzi siedziało w lesie na zbiórce Skautów Europy?

Dorota K.

Co Cię zmotywowało do kandydowania do Rady Naczelnej?

Zmotywowały mnie osoby, które sugerowały, że powinnam kandydować, oraz doświadczenia z poprzedniej kadencji Rady Naczelnej.

W jaki sposób Twoja wiedza i doświadczenie wzbogacą działanie Rady Naczelnej?

Chciałabym, żeby Rada miała dobry wpływ na Zarząd i była blisko tego, co dzieje się w Stowarzyszeniu – po to, aby mogła pełnić swoją funkcję rzetelnie i (w miarę możliwości) w sposób mało uciążliwy – to jest perspektywa, którą wnoszę. Ponadto wnoszę spojrzenie na Stowarzyszenie z perspektywy współpracy w ramach UIGSE-FSE. Moja słaba strona to finanse (jedna z kompetencji Rady).

Jaka jest dla Ciebie najważniejsza kompetencja Rady Naczelnej?

Myślę, że obecnie na pierwszym planie jest czuwanie nad działaniami Zarządu (naczelników i Przewodniczącego) oraz tym, co dzieje się w Stowarzyszeniu. Ważna dla mnie jest również funkcja „awaryjna” Rady, która daje jej narzędzia do działania w szczególnych sytuacjach (np. odwołanie członka Zarządu, zwołanie sejmiku nadzwyczajnego) – choć nie zakładam, że będzie trzeba te kompetencje wykorzystać.

Gdybyś miał sobie zadać pytanie, to jak ono by brzmiało? 

Czy trzeba mieć poczucie humoru, żeby kandydować do Rady…?

Joanna Laskowska

Co Cię zmotywowało do kandydowania do Rady Naczelnej?

Największą motywacją była chęć dalszej służby dla naszego Stowarzyszenia. Po 6 latach funkcji naczelniczki, chciałabym móc służyć jako głos doradczy w Radzie Naczelnej oraz wspierać nowy Zarząd w jego działaniach.

W jaki sposób Twoja wiedza i doświadczenie wzbogacą działanie Rady Naczelnej?

Mam 6-letnie doświadczenie w Zarządzie oraz m.in. 5-letnie na funkcji hufcowej. Mogę wesprzeć Radę w ich działaniach dotyczących dalszych kierunków rozwoju Stowarzyszenia oraz Federacji.

Jaka jest dla Ciebie najważniejsza kompetencja Rady Naczelnej?

Głos doradczy doświadczonych w skautingu osób. Jestem przekonana, że Rada Naczelna jest miejscem dla ludzi z doświadczeniem skautowym i życiowym, którzy nie są już na pierwszej linii służby.  

Gdybyś miał sobie zadać pytanie, to jak ono by brzmiało?

Czy skauting jest dla dziewczyn?   ?  TAAAAKKKK!!!! 

Anna Oleszczyk

Co Cię zmotywowało do kandydowania do Rady Naczelnej?

Słowa zachęty i poparcia ze strony moich bliskich i przyjaciół. Poczucie, że znowu jest w moim życiu taki moment, kiedy ktoś liczy na moją służbę w skautingu. Troska o to, abyśmy doceniali i w pełni wykorzystywali te elementy skautingu, które ok. 30 lat temu zachwyciły nas w FSE. Chęć podzielenia się swoimi doświadczeniami i obserwacjami naszej skautowej rzeczywistości z perspektywy HR-ki i matki młodszego pokolenia harcerek i harcerzy. Pragnienie bycia „mostem”, który łączy przeszłość z przyszłością polskiego skautingu katolickiego 🙂

W jaki sposób Twoja wiedza i doświadczenie wzbogacą działanie Rady Naczelnej?

Chciałabym, aby moje zaangażowanie przyczyniło się do dobrej współpracy nowego Zarządu z RN, aby każdy czas narad i spotkań był dobrze i twórczo wykorzystany, abyśmy szukali sposobów na dalszy rozwój i budowanie jedności w naszej organizacji, nie zapominając o naszych korzeniach i wspólnych celach.  

Jaka jest dla Ciebie najważniejsza kompetencja Rady Naczelnej?

Moim zdaniem najważniejsza kompetencja RN to wspieranie Zarządu radami i konsultacjami – zarówno przed podjęciem działań kluczowych dla całego Stowarzyszenia czy poszczególnych nurtów jak i w trakcie realizacji statutowych zadań. RN w naszym Stowarzyszeniu to ciało bardziej doradcze, a mniej nadzorcze, a jego wspierająca rola opiera się na dobrej woli, doświadczeniach i wiedzy metodycznej kilkunastu niezależnych osób. 

Gdybyś miał sobie zadać pytanie, to jak ono by brzmiało?

Jakie są twoje intencje przy podejmowaniu tej służby? Po co chcesz to robić, mając tyle innych obowiązków w życiu??

Marta Pietras

Co Cię zmotywowało do kandydowania do Rady Naczelnej?

Przede wszystkim uważam, że ważne jest, aby w Radzie obecne były różne spojrzenia na Stowarzyszenie, ale móc podejmować decyzje jak najbardziej świadomie. Poza obecnością szefów z bardzo dużym doświadczeniem służby na szczeblu krajowym ważna jest obecność czynnych szefów pełnobaretkowych, pozostających blisko jednostek, także z hufców z małych miast – dlatego jestem gotowa do służby swoim doświadczeniem i wiedzą. 

W jaki sposób Twoja wiedza i doświadczenie wzbogacą działanie Rady Naczelnej?

Będąc nadal drużynową jestem bardzo blisko tego, co dzieje się w zielonej gałęzi. Nie tylko na poziomie wydarzeń ogólnopolskich czy obozów szkoleniowych, w których także biorę udział, ale przede wszystkim mierzę się z bieżącymi problemami dziewczyn w drużynie, znam ich potrzeby i wiem, jak aktualnie wygląda środowisko, w jakim żyją na co dzień z innej perspektywy niż perspektywa rodzica dziecka w takim wieku.

Jaka jest dla Ciebie najważniejsza kompetencja Rady Naczelnej?

Najważniejszą kompetencją Rady jest wybór Zarządu, od którego w dużej mierze zależy jak będzie funkcjonowało Stowarzyszenie, gdyż to Zarząd podejmuje kluczowe decyzje i reprezentuje Stowarzyszenie.

Gdybyś miał sobie zadać pytanie, to jak ono by brzmiało?  

Ciężko wymyśleć pytanie do samej siebie, ale zapytałabym siebie co mnie nadal w Skautingu zachwyca i pociąga.

Jakub Piłka

Co Cię zmotywowało do kandydowania do Rady Naczelnej?

Moją główną motywacją była moja żona. We dwoje staramy się każdego dnia być choć trochę lepszymi ludźmi, niż wczoraj i stwierdziliśmy, że służba w radzie nas do tego przybliży. 

W jaki sposób Twoja wiedza i doświadczenie wzbogacą działanie Rady Naczelnej?

Dzięki mojemu doświadczeniu w żółtej i zielonej gałęzi znam problemy z jakimi zmagają się szefowie. Chciałbym działania rady ukierunkowywać właśnie na wsparcie szefów w ich trudach. 

Jaka jest dla Ciebie najważniejsza kompetencja Rady Naczelnej?

Wspieranie zarządu! Wspólna służba dla tych, którzy służą innym. 

Gdybyś miał sobie zadać pytanie, to jak ono by brzmiało?

Kubo, jak wpłynęła na Ciebie służba Akeli na Wilanowie?

Karolina Piłka

Co Cię zmotywowało do kandydowania do Rady Naczelnej?

Skauting to wspólna pasja moja i mojego męża. Mamy sporo pomysłów, jak moglibyśmy wspólnie służyć szefom i całemu ruchowi. Poza tym mam istotne doświadczenie w pracy z zarządem i chciałabym je wykorzystywać dla dobra i rozwoju stowarzyszenia. 

W jaki sposób Twoja wiedza i doświadczenie wzbogacą działanie Rady Naczelnej?

Zauważyłam brak klarownych dokumentów dotyczących komunikacji kryzysowej i zarządzania kryzysowego w naszym stowarzyszeniu. Tak się składa, że to moje ulubione dziedziny komunikacji. Chętnie wsparłabym stowarzyszenie w tym zakresie i stworzyła gotowce dla zarządu i szefów tak, by w sytuacjach trudnych działały sprawdzone rozwiązania, a nie emocje. 

Jaka jest dla Ciebie najważniejsza kompetencja Rady Naczelnej?

Korci napisać, że wybór zarządu, ale jest to jedynie jednorazowy (choć szalenie istotny) akt, dlatego zdecydowanie nadzorowanie działań zarządu. Jest to swoisty współudział w decydowaniu o przyszłości stowarzyszenia. 

Gdybyś miał sobie zadać pytanie, to jak ono by brzmiało?

Co poradziłabyś początkującemu szefowi? 

Jakub Rożek

Co Cię zmotywowało do kandydowania do Rady Naczelnej?

Motywuje mnie fakt, że ostatnie lata służyłem w Zarządzie Stowarzyszenia, a moim zdaniem, głównym zadaniem Rady Naczelnej jest kontakt z Zarządem. Stąd uważam, że mogę wnieść do działań RN, zwłaszcza na polu relacji z Zarządem, wiele pomocnych wskazówek. 

W jaki sposób Twoja wiedza i doświadczenie wzbogacą działanie Rady Naczelnej?

 Jak wyżej.

Jaka jest dla Ciebie najważniejsza kompetencja Rady Naczelnej?

 Zachowanie ciągłości pracy Stowarzyszenia. 

Gdybyś miał sobie zadać pytanie, to jak ono by brzmiało?  

Dlaczego Skauci Europy są najfajniejszą organizacją harcerską? 

Sebastian Suroń

Co Cię zmotywowało do kandydowania do Rady Naczelnej?

Zmotywowała mnie głównie prośba hufcowego, jako że jestem Harcerzem Rzeczypospolitej to staram się nie odmawiać służby. Dodatkowo, w skautingu jestem od 3 klasy szkoły podstawowej, widzę ile mi dał i po prostu mi na nim zależy. 

W jaki sposób Twoja wiedza i doświadczenie wzbogacą działanie Rady Naczelnej?

Byłem przez 8 lat szefem, ostatnie 2 lata byłem asystentem hufcowego. Przez ten czas zdobyłem doświadczenia wzlotów i upadków. Będę starał się dzielić w radzie wszystkim co przez te lata zauważyłem. 

Jaka jest dla Ciebie najważniejsza kompetencja Rady Naczelnej?

Najważniejsza kompetencja (lub zadanie) rady, to obserwacja, czy Skauting w Polsce idzie w dobrym kierunku. Jako, że Rada ma tylko konkretne możliwości działania, to w mojej opinii jest to zarazem najważniejsze i chyba najtrudniejsze jej zadanie.

Gdybyś miał sobie zadać pytanie, to jak ono by brzmiało?  

Jakie jest Twoje ulubione zwierzę żyjące w Polsce?

Aleksandra Szydło

Co Cię zmotywowało do kandydowania do Rady Naczelnej?

Do kandydowania do Rady Naczelnej zmotywowała mnie moja Hufcowa, która zasugerowała, że dobrze byłoby mieć w składzie Rady kogoś ze środowiska lubelskiego. Dodatkowo lubię wyzwania i chciałabym służyć tam, gdzie jest taka potrzeba. Sejmik zdecyduje czy jest to Rada Naczelna. Jeśli nie, na pewno znajdę sobie inną przestrzeń, żeby podać dalej to, co od skautingu otrzymałam. 

W jaki sposób Twoja wiedza i doświadczenie wzbogacą działanie Rady Naczelnej?

W skautingu nie jestem długo, raptem 8 lat. 

I choć wiedziałam o Stowarzyszeniu dużo, dużo wcześniej – decyzję, żeby dołączyć podjęłam w wieku 17 lat. Służba, na przestrzeni lat, pozwoliła poznać mi trzy gałęzi. Radość i ciekawość Wilczków, determinację i żywotność Harcerek, mądrość i ręce gotowe do pracy Przewodniczek. Jeśli zostanę wybrana do rady to mam nadzieję, że będę robić wszystko z myślą o nich. 

Jaka jest dla Ciebie najważniejsza kompetencja Rady Naczelnej? 

Mimo wszystko, najważniejszą kompetencją Rady jest dla mnie wybór Zarządu, osób, które przez najbliższe lata będą nadawać kierunek rozwoju Stowarzyszenia i dyktować tempo. Ufam, że Rada, w swoim dużym składzie osób z rożnym doświadczeniem i z różnych środowisk może i będzie czuwać nad rozwojem.

    Gdybyś miał sobie zadać pytanie, to jak ono by brzmiało? 

    Ola, jakim cudem masz tak fajne życie?

    Piotr Wąsik

    Co Cię zmotywowało do kandydowania do Rady Naczelnej?

    Stowarzyszenie jest jednym z ważnych elementów mojego życia. Dlatego z chęcią podejmuje zadania, dzięki którym mogę wesprzeć rozwój skautingu i promować dobre pomysły. Widzę też dużą wartość w tym, że ludzie z doświadczeniem skautowym pozostają w Stowarzyszeniu i angażują się w różne służby wspierające „pierwszoliniowych” szefów. Stąd moje kandydowanie do Rady.

    W jaki sposób Twoja wiedza i doświadczenie wzbogacą działanie Rady Naczelnej?

    Znam całkiem dobrze służbę w gałęzi żółtej i czerwonej. Mieszkałem w Radomiu, Warszawie, a teraz we Wrocławiu. Dzięki temu widzę, że nasze Stowarzyszenie to mnogość wielu składowych i nie ma jednego klucza do rozwiązania problemów. Dlatego promowałbym w Radzie szersze spojrzenie uwzględniające i tych najmniejszych i tych największych.

    Jaka jest dla Ciebie najważniejsza kompetencja Rady Naczelnej?

    Myślę, że najważniejsze jest „kontrolowanie i nadzorowanie działań Zarządu”. Ale powinno odbywać się w duchu wsparcia.

    Gdybyś miał sobie zadać pytanie, to jak ono by brzmiało?  

    Co jest bardziej satysfakcjonującym zadaniem: być trenerem w Ekstraklasie czy być szefem w skautingu?

    Fot. na okładce: Monika Wójcik

    Jak dać się zaprosić do domu?

    Warsztat z Watahy wiosennej

    Spotkanie z rodzicami wilczka w jego domu to nie obowiązek, ale bardzo duża wartość dla wszystkich stron. Wilczek poczuje z tobą większą więź. Rodzice – spokój i zaufanie. ty zyskasz ich wsparcie, wiedzę o wilczku i wspólny front wychowawczy – będziecie grali do tej samej bramki.

    Jest też jeszcze jedna korzyść dla Ciebie, ale tego dowiesz się na końcu, po przeczytaniu całości.

    Jak umówić się na spotkanie?

    Spotkanie proponujemy, kiedy wilczek oswoi się już z gromadą – moim zdaniem odpowiedni moment jest po pierwszym biwaku/obozie i później.

    Na początku „zawiąż spisek” z najbliższymi ci rodzicami wilczków – tak, żeby jako pierwsi skorzystali z propozycji i zachęcili w ten sposób innych. Wieść szybko rozniesie się wśród wilczków…

    Następnie skorzystaj z poczty w domenie @skauci-europy.pl

    Tytuł: Propozycja spotkania w Państwa domu

    Drodzy Rodzice,

    Jak Państwo wiedzą jestem Akelą w gromadzie, do której uczęszcza Państwa syn. Zależy mi na lepszym poznaniu Państwa, aby nasze wysiłki wychowawcze zmierzały w tym samym kierunku.

    Proponuję więc wizytę w Państwa domu – na kawę, herbatę lub kolację 🙂 Na konkretny termin możemy umówić się za pomocą poniższego arkusza – proszę wybrać te terminy, w których są Państwo dostępni.
    Proszę w miarę możliwości wybierać takie dni, na które nikt się jeszcze nie zapisał.

    [ZAPISY NA SPOTKANIE]

    Pomyślnych łowów!

    Maciej Szulik
    Akela 1. Gromady Głuchowskiej
    :: +48 881 229 567
    :: [email protected] 

    Taka forma umawiania się może ci się wydać mało osobista. To prawda – proponuję ją, aby nie dokładać ci pracy. Jeśli masz czas i energię, pewnie lepiej jest umawiać się z rodzicami na żywo, przed i po zbiórce albo przez telefon. Z drugiej strony to tylko mało osobista formalność, która służy temu, aby wejść w bardziej osobistą relację – moim zdaniem nie wyrządzi ona wielkich szkód.

    Bądź też świadomy, że nie wszyscy rodzice zareagują na propozycję takiego spotkania. Można o nim przypominać albo delikatnie naciskać, ale nie robić tego za wszelką cenę i nie traktować tego jako obowiązku nałożonego na rodziców.

    Śrubełek rozmowy

    Śrubełek to używany przez Koszałka Opałka pojemnik na śrubki, wichajstry, dyngsy i inne przydatne tentegesy. Oto podobny zbiór, który przyda Ci się w rozmowie z rodzicami:

    1. 1. Przyjdź w nienagannym mundurze i nie spóźnij się.
    2. 2. Przypomnij sobie, co już wiesz o wilczku – możesz do tego nawiązać w rozmowie (np. zainteresowania, wyjazdy, rodzeństwo, szkoła…). Zapamiętaj imiona rodziców.
    3. 3. Pół godziny wcześniej napisz/zadzwoń, że jesteś w drodze. Przed zapukaniem do drzwi wycisz telefon. 
    4. 4. Przywitaj się ze wszystkimi. Najpierw z rodzicami. Mama też chętnie uściśnie Twoją dłoń. 
    5. 5. Zacznij od neutralnych tematów – Twoich studiów, gdzie pracują rodzice, gdzie chłopak chodzi do szkoły.
    6. 6. Przyjmuj wyrazy gościnności – jedzenie, picie, zaproszenie do zwiedzenia domu, ofertę pomocy w gromadzie…
    7. 7. To jest spotkanie z rodzicami – nie odchodź sam z wilczkiem na dłuższy czas. Możesz przejść z rodzicami “na ty”, ale tylko, jeśli to oni wyjdą z tą inicjatywą. 
    8. 8. Gospodarze sami zdecydują, w jakim gronie będzie spotkanie – sami rodzice, rodzice z wilczkiem…  W kwestii długości spotkania jedna godzina jest moim zdaniem wystarczającym minimum
    9. 9. Przygotuj wcześniej mały temat pedagogiczny – łatwo nim zatkać ewentualną niezręczną ciszę. Na przykład: “Chciałbym państwu opowiedzieć jakie w ogóle są cele skautingu”.
    10. 10. Warto przy okazji zobaczyć pokój wilczka, wyłapać szczegóły, o których nie wiedziałeś: książki, gry, czy ma własny pokój, czy jest w nim komputer. To dużo wniesie do waszej relacji.

    Na spotkanie można przynieść książeczkę wilczka i podzielić się z rodzicami zadaniami – oni też mogą podpisywać niektóre zadania, np. porządek w pokoju, kiedy wilczek spełni obietnicę codziennego ścielenia łóżka przez tydzień. To przyspieszy Obietnicę i będzie konkretnym przejawem wspólnego frontu wychowawczego.

    Nieoczywiste bonusy

    Na koniec moja osobista historia najważniejszej rzeczy, którą wyniosłem dla siebie z moich spotkań z rodzicami wilczków (poza słoikiem pysznego spaghetti, który kiedyś dostałem), a mianowicie „przegląd życia rodzinnego”. Zazwyczaj doświadczenia dotyczące życia rodzinnego wynosimy ze swojego domu i tych kilku najbliższych krewnych i znajomych, u których możemy poczuć się jak u siebie.

    Wizyta w kilkunastu domach pozwoliła mi jednak zebrać o wiele więcej informacji – na przykład o tym, co sprawia, że rodziny są szczęśliwe, jaki jest w tym udział zarobków i powierzchni mieszkaniowej, a jaki obowiązków domowych, uśmiechu rodziców i licznego rodzeństwa… Albo o tym, jak może potoczyć się kariera zawodowa i że przepychanie się łokciami w korporacji to niejedyna opcja prowadząca do spełnienia się.

    Myślę, że tak jak bycie Akelą to wspaniały trening przed wychowywaniem własnych dzieci, tak samo takie wizyty są jak „przeglądanie ofert” przed założeniem własnego domu. Polecam!

    Fot. na okładce: Bartosz Krupa

    Maciej Szulik


    Namiestnik wilczków. Nauczyciel matematyki, fizyki i wychowawca w liceum. Był Akelą 1. Gromady Krakowskiej i drużynowym PuSZczy Śląskiej.

    Kompleksowo o formacji zastępowych

    Zastępowy jest najważniejszy”  

    Miałem chyba 12 lat, kiedy usłyszałem to zdanie po raz pierwszy. Powiedział je mój zastępowy, wychodząc z narady z drużynowym. Nie pamiętam szczegółów tego wydarzenia, w końcu minęło od niego około 10 lat. Jednak przez pewny ton i nutą nonszalancji, z jaką zostało wypowiedziane, wciąż brzmi w moich uszach. 

    O prawdziwości tego stwierdzenia miałem okazję przekonać się na drodze harcerskiej wielokrotnie, natomiast najdosadniej, gdy zakładałem drużynę. Pierwsze nabory, nowi ludzie – wszystko szło dobrze, ale po kilku poprowadzonych przeze mnie zbiórkach nadszedł czas, by chłopaki wzięli sprawy w swoje ręce, a ja, z ich nieco przerośniętego zastępowego stał się ich drużynowym. I tu pojawił się problem – ich jest dwunastu, a w drużynie był tylko jeden zastępowy, zresztą zaciągnięty z innej drużyny. Pomyślałem sobie: „Może wybrać kogoś ze świeżaków?”. Problem tkwił jednak w tym, że każdy z nich miał wówczas 12-13 lat i żaden nie był wystarczająco dojrzały.  

    Zacząłem dzwonić do drużynowych z hufca z pytaniem, czy może mają w drużynie jakiś niewykorzystany potencjał, by podrzucić mi kogoś na tę niezbędną funkcję? Nie udało się. Podjąłem decyzję, by na pewien czas pozostawić stan taki, jaki był dotychczas tj. nie stwarzać kolejnych zastępów. Ten układ nie zadziałał, gdyż praca jednego zastępowego z tak licznym gronem ,,świeżaków” przestała przypominać skauting. Musieliśmy więc wybrać drugiego zastępowego z chłopaków z drużyny. Nowa rola jednak go przerosła – kontakt z nim znacznie osłabł i szybko zrezygnował ze swojej funkcji. Na obóz tego roku pojechało pięciu chłopaków (w tym tylko jeden z naboru). 

    Nie ma zielonej gałęzi bez zgranych zastępów. Nie ma sprawnie działających zastępów bez dobrych zastępowych. 

    Kłopoty z miotaczem ziemniaków, fot. Antoni Biel

    Tylko co to znaczy dobry zastępowy? Dobry zastępowy to taki, który ma potencjał, zapał, który posiada podstawową wiedzę o fachu zastępowego i jest zaradny życiowo. Zakładam, że jeśli wybrałeś tego konkretnego chłopaka na zastępowego, to dostrzegłeś w nim coś wyjątkowego. Może było to szczególne zaangażowanie, energia czy charakter. Różnie się to może objawiać, ale zakładam, że posiada on w sobie ten „błysk w oku”. 

    Jeśli dany chłopak przystał na tę propozycję, to przypuszczam, że ma jakąś motywację do bycia zastępowym. Zapewne nie jest to „szlachetna misja prowadzenia chłopaków do nieba”. Raczej chodzi o wzmocnienie swojej pozycji w grupie albo wizję udziału w ciekawych wyjazdach z drużynowym. Ważne, że podejmuje wyzwanie i chce przewodzić. Poczucie misji będzie się w nim naturalnie rozwijać przez poświęcanie czasu i energii na rzecz chłopaków z zastępu. Motywację i siłę do tej pracy podtrzymamy i rozwiniemy organizując atrakcyjne wypady, wspierając go w prowadzeniu zastępu, pokazując swoje podejście do bycia liderem oraz zachęcając do podejmowania przez niego coraz to nowych wyzwań. 

    Chciałbym więc skupić się w tym artykule przede wszystkim na formacji chłopaka w rzemiośle zastępowego, jak i jego formacji osobistej. Te dwa obszary, w oczywisty sposób się przenikają, ponieważ bycie zastępowym bardzo mocno rozwija chłopaka życiowo, a odpowiedzialność pozwala być lepszym liderem zastępu.  

    Myśląc o formacji chłopaka w ramach funkcji zastępowego, kluczowe są cztery kompetencje: 

    Umiejętność kreowania przygód, czyli wymyślania oraz realizowania ciekawych i angażujących zbiórek. To spoglądanie na świat z otwartą głową i podejście, że da się tworzyć nietuzinkowe przygody. Poza pomysłem, kluczowe jest również planowanie i realizacja. Zastępowy musi umieć koordynować działania, aby przekształcić wizję w rzeczywistość. 

    Umiejętność powierzania odpowiedzialności – niezbędna w pracy każdego lidera. Zastępowy musi zaufać chłopakom i pokazać, że są potrzebni. Zapewnić im możliwość rozwoju poprzez powierzenie odpowiedzialności za pewien obszar działalności zastępu. A także wspierać ich, gdy napotykają trudności. Zostawić przestrzeń by chłopaki uczyli się na swoich błędach i towarzyszyć im w przezwyciężaniu swoich słabości. 

    Zdolności komunikacyjne są niesamowicie ważne i kluczowe w efektywnej pracy z zastępem. Dobry zastępowy umie się sprawnie i skutecznie komunikować, tzn. umie wsłuchać się w potrzeby chłopaków, ale też przekonać ich do swoich racji. Umie rozpoznać potencjały poszczególnych członków zastępu i wychwycić ich zainteresowania. Ważne jest, aby lider potrafił radzić sobie z konfliktami, a także umiał zmotywować i zachęcić chłopaków do wyczynów.  

    Zdolności przywódcze to zespół cech sprawiający, że chłopaki chcą z nim pracować i podążać za jego wskazaniami. Każdy zastępowy powinien wypracować swój styl przewodzenia zastępem, bo każdy posiada inny dar i zestaw atrakcyjnych cech: jeden jest silny, inny wyjątkowo inteligentny, jeszcze inny zawsze pozytywnie nastawiony albo pełen pomysłów.  

    Są jednak pewne cechy i umiejętności, które każdy może w sobie rozwinąć, by stać się lepszym liderem. Należą do nich: pewność siebie, bycie konsekwentnym, branie odpowiedzialności za działania grupy, siła fizyczna i mentalna oraz poziom technik harcerskich. To także okazywanie wdzięczności i sympatii chłopakom z zastępu. W końcu lubimy tych, którzy lubią nas. Prawdziwego autorytetu nie zyska tyran, ale sympatyczny zastępowy, od którego czuć, że chce mojego dobra. 

    Oprócz powyższych przymiotów i umiejętności zastępowi mają też swoje indywidualne trudności i obszary, nad którymi powinni mocniej popracować. To może być np. samoocena, radzenie sobie ze stresem, zarządzanie sobą w czasie czy nawiązywanie relacji interpersonalnych. Mogą to być również trudności w wierze albo słaba kondycja fizyczna. Na zastępowego patrzmy całościowo jako na człowieka z jego psychiką, ciałem i duchowością, a analizując jego osobę, starajmy się spojrzeć na niego nie tylko przez pryzmat jego funkcji w skautingu. Miejmy zawsze w pamięci, że nie wychowujemy go do skautingu, ale do życia. I do świętości. Bycie zastępowym ma go do tego przybliżać. 

    W jaki sposób wspierać w formacji osobistej i doskonalić kompetencje zastępowego?   

    Jak wszystko w skautingu – przy wykorzystaniu motorów: działanie, odpowiedzialność, rady, interes, małe grupy. To wszystko najpełniej realizuje się w zastępie, dlatego działanie zastępem zastępowych należy uznać za formę najskuteczniejszą.   

    Czym jest zastęp zastępowych? 

    Zastęp zastępowych to nie tylko grupa harcerzy o szczególnych obowiązkach, ale prawdziwy mózg drużyny decydujący o losach całej jednostki. To kuźnia liderów – grupa wybranych chłopaków, którzy dzięki wspieraniu siebie nawzajem zdobywają umiejętności przydatne do rozwoju siebie i zastępu.  

    Ich głosy ważą podczas planowania wyjazdów, ale też codziennych działań drużyny. Przez regularną współpracę i szukanie kompromisów zastępowi uczą się dbałości o dobro wspólne. Wiedzą, że choć rywalizują na zimowiskach czy obozach, to grają do jednej bramki, a dobro harcerzy jest najważniejsze.  

    Istotne komponenty zastępu zastępowych 

    Zbudowanie takiego zastępu zastępowych to proces wymagający od drużynowego mądrości, odwagi i czasu. Musi on przekazać władzę w ich ręce. Pozwolić harcerzom na samostanowienie, dając im przestrzeń do rozwoju przez popełnianie błędów. Zrezygnować z kontrolowania wszystkiego i wszystkich.  

    Korzyści są jednak warte wysiłku. Wzrost wzajemnego zaufania, rozwój samokontroli u harcerzy i większy spokój drużynowego to tylko niektóre z nich. Zastęp zastępowych zyskuje realny wpływ na losy drużyny, przez co zastępowi stają się aktywnymi twórcami skautingu. 

    Praca z zastępem zastępowych (w skrócie ZZ) w czterech krokach

    1. 1. Poznaj i zdefiniuj potrzeby   

    Sposób pracy ZZtu jest wypadkową potrzeb poszczególnych zastępowych i możliwości drużynowego. Przed planowaniem pracy ZZtu należy więc dokonać analizy naszych chłopaków. Każdego z osobna.  

      • Co sprawia mu w skautingu największą radość? (Odpowiedz na to pytanie pomaga w podtrzymywaniu motywacji zastępowego) 
      • Jakie ma talenty i zainteresowania? Jak można je wykorzystać w skautingu? 
      • Z czym ma osobiste problemy? (Np. nieśmiałość, niesumienność, uzależnienia)  
      • Jakich kompetencji zastępowego mu brakuje?  
    1. 2. Określ cele  
      • Rozpisz jakie obszary wymagają poprawy, a jakie są warte rozwijania.  
      • Zastanów się, które z nich są najistotniejsze.  
      • Na które możesz mieć realny wpływ? 
      • Ilu zastępowych dotyka ten problem? 
      • Którymi obszarami zajmiesz się w pierwszej kolejności? 
    1. 3. Dobierz odpowiednie formy  

    Nie ma jednego optymalnego schematu pracy z Zastępem Zastępowych. Liczba zbiórek, rad  i innych form zależy od specyfiki konkretnego ZZtu. To, czego uczymy na Adalbertusie jest pewnym punktem zaczepienia, pewnym konkretem – dobrym standardem, ale nie bójmy się wyjść poza schematy! 

    Biwak ZZtu, fot. Antoni Biel

    Dostosuj formy pracy do konkretnych chłopaków. Do swojej dyspozycji masz: 

      • Wypad  

    Czyli 2-4 dniowy wyjazd. Można pojechać pod namiot, zrobić schronienie z tarpa albo zbudować sobie szałasy. Można też spać w budynku. Wybór schronienia jest podyktowany programem wypadu – tym, czego chcemy się na nim nauczyć albo jakie miejsce odkryć. Jest to idealna przestrzeń na wyczyn, taki jak konstruowanie tratwy, budowa ziemianki, gotowanie w dole ziemnym. Podczas takiego biwaku można robić przeróżne rzeczy – doskonalić techniki obozowania, rzeźbić łyżki z drewna czy oprawić nóż w rękojeść z poroża. To idealna okazja do pokazania jak kreować przygody i powierzać odpowiedzialność. 

      • Zbiórka  

    To kilkugodzinne spotkanie w lesie. Nie daje takich możliwości jak biwak, jest za to prostsza w organizacji i pewnie bardziej zbliżona do tego, co chłopaki robią w zastępach. Można dzięki niej pokazać zastępowym, że ich kilkugodzinne zbiórki nie muszą ograniczać się do ugotowania obiadu i walki na chusty.  

    Rozpoznawanie roślin jadalnych, pieczenie sękacza, szycie portfela ze skóry, a może poznawanie nowych gier? Przygoda jest na wyciągnięcie dłoni. 

      • Spotkanie  

    Czy wszystko zawsze musi odbywać się w lesie? Moim zdaniem nie. Warto budować relacje też bez mundurów – mecz, kino, basen, escape room. Bardzo fajnie sprawdzają się tu spontaniczne inicjatywy i urodzinowe niespodzianki. Traktujmy je jednak jako dodatek, a nie substytut tradycyjnych form.  

    Ja na lany poniedziałek jechałem oblewać zastępowych. Rodzice wkręcali syna, że np. musi znieść im coś na dół, bo zapomnieli z mieszkania. A na dole zamiast rodziców stałem ja – z wiaderkiem wody. Oblany zastępowy wsiadał do auta i jechaliśmy odwiedzać kolejnych. Dzięki takim akcjom zastępowi czują, że nie spotykasz się z nimi z obowiązku, ale dlatego że ich lubisz.  

      • Rozmowy indywidualne  

    W zastępie zastępowych panuje przyjemna atmosfera, pełna humoru i żartów. Odnoszę jednak wrażenie, że rozmowy, zwłaszcza te w męskim gronie, są często bardzo powierzchowne. Z obawy, że zostaną zbyt szybko zbagatelizowane lub zamienione w kolejny dowcip chłopaki boją się mówić o poważniejszych sprawach. 

    W rozmowach indywidualnych dużo łatwiej jest poruszyć głębsze kwestie i dyskutować otwarcie o osobistych trudnościach czy problemach w prowadzeniu zastępu. Świetną ku temu okazją mogą być indywidualne spotkania na zaliczanie zadań. W napiętym grafiku drużynowego może być ciężko znaleźć na to czas, ale gwarantuję, że naprawdę warto! 

      • Rady stacjonarne i rady online  

    Podczas wypadów skupiamy się na przeżywaniu przygód i często brakuje czasu na dłuższe rozmowy. Zresztą, takich wyjazdów jest tylko kilka w roku. Szanse na to, że chłopaki będą pamiętali, jak minęła im zbiórka dwa miesiące temu, są niewielkie. Na analizowanie zbiórek i snucie planów trzeba wygospodarować dodatkową przestrzeń. Regularne rady przeciwdziałają eskalacji problemów przez rozwiązywanie ich na wczesnym etapie. Wiadomo – forma stacjonarna jest lepsza pod względem budowania relacji. Ale więzi budujemy podczas wszystkich wymienionych wyżej form. Tu kluczowa jest częstotliwość. A jeśli ma być regularnie, to takie spotkanie nie może za mocno ingerować w ich i twoje życie osobiste. Jeśli na radzie stacjonarnej miałoby być 2 osoby a na online 5, to może lepiej zrobić ją online? 

    Rada drużyny, fot. Michał Mrozowski
    1. 4. Stwórz harmonogram działań 

    Wiesz już, jakie są potrzeby twoich zastępowych. Wyznaczyłeś na ich podstawie kierunki rozwoju. Znasz dostępne formy pracy z zastępem zastępowych.  Czas spiąć to w pewien spójny plan.  

    Wyznacz terminy spotkań. Chłopaki z ZZtu mają swoje życia, swoje spotkania i wyjazdy  z rodziną. Dlatego tak ważne jest, żeby terminy wypadów ZZtu były skonsultowane z zastępowymi i wpisane do kalendarium na początku roku. Chłopaki i ich rodzice będą wiedzieć, na kiedy nie planować sobie innych atrakcji. A pozostali rodzice z drużyny znają terminy, w których nie będzie zbiórki i mogą zaplanować sobie rodzinny weekend. 

    Na tym etapie nie powinieneś pisać całego planu ZZ, bo to jest praca dla całego zastępu zastępowych, a nie drużynowego. W trakcie roku z pewnością zyskasz też nowe obserwacje – trzeba więc zostawić przestrzeń na spontaniczne pomysły. Warto jednak napisać tematy przewodnie spotkań. To może wyglądać tak: „Jeszcze w sierpniu zrobimy biwak z ambitnym wyczynem wymyślonym przez chłopaków, by doskonalić umiejętność kreowania przygód oraz pokazać chłopakom jak delegować zadania i dobrze prowadzić rady zastępu. We wrześniu zrobimy idealną zbiórkę, by trzech nowych zastępowych zobaczyło jakie elementy powinna mieć zbiórka i jak ją zaplanować. Może wypad jesienny zrobimy na ryby? Maciek jest zapalonym wędkarzem, ale temat jeszcze do dogadania z resztą ZZtu…” 

    Znając potrzeby i cele, mając dobrze zaplanowany pierwszy krok, ale jedynie luźne pomysły na dalsze działania, możemy cieszyć się spontanicznością, jednocześnie trzymając się klarownych kierunków rozwoju naszych zastępowych. 

    Teorię mamy za sobą. Czas na przykłady! 

    Poniżej dzielę się z wami pomysłami, w jaki sposób zadziałałbym na konkretne potrzeby chłopaków:  

    1. Z rady drużyny dowiaduję się, że na zbiórkach zastępów idą do lasu, robią obiad i walczą na chusty. Definiuje problem – chłopaki robią nudne zbiórki zastępów. Zastanawiam się nad przyczyną – zastępowy nie potrafi wykreować przygody. 

    2. Organizuję ZZ do zwykłego lasu. Może być nawet ten, w którym chłopaki robią zbiórki. Przed ZZ robimy radę, na której to zastępowi wymyślają, co będziemy robić na zbiórce.  

    Skoro jednak zastępowi nie umieją kreować przygód, to nie zaczną nagle rzucać pomysłami. Z mojego doświadczenia klasyczna burza mózgów często się nie sprawdza, bo albo chłopaki nic nie mówią, albo ci najbardziej wygadani całkowicie dominują rozmowę. Niby pomysłów się nie ocenia na etapie ich generowania, ale ta zasada bywa łamana. Przez to nieśmiali mogą bać się oceny. Dlatego do generowania pomysłów wykorzystujemy techniki kreatywnego myślenia. Może zapisywana burza mózgów, gdzie każdy dostaje 6 karteczek i w 3 min ma zapisać na każdej jeden pomysł i wrzucić do kapelusza? Albo inaczej. Wcielamy się w jakąś postać i wymyślamy, jak ona zrobiłaby zbiórkę. Bear Grylls, Magda Gessler a może Friz? I tak na zbiórce Beara Gryllsa żywimy się tylko tym, co znajdziemy w lesie. U Magdy Gessler, w ramach zbiórki, robimy MasterChefa. Z Frizem zbieramy śmieci, a za każdy worek dostajemy worek kulek na paintballa po sprzątaniu.  

    Takie metody pozwolą wyjść ze schematów, a ci najbardziej niepewni unikną strachu przed oceną – jedzenie robaków to przecież pomysł Beara Gryllsa, a nie ich.   

    Mamy pomysł – teraz podział zadań i realizacja, by udowodnić sobie, że można i warto robić ciekawe zbiórki. Po takiej zbiórce, gdy na radzie zastępowy powie mi: „no ja ich pytam, co chcą robić na zbiórkach ciekawego i nikt nie ma pomysłów”, to przypominam mu „pamiętasz jak przed ZZ wymyślaliśmy wspólnie plan? Jakiej użyliśmy techniki do generowania pomysłów?”   W ten sposób przenoszę dobre praktyki z ZZtów na zbiórki zastępów w drużynie.  Oczywiście w kreowaniu przygód, pomysł to dopiero pierwszy krok, ale analogicznie uczymy podziału zadań i powierzania odpowiedzialności. Więcej o tym w artykule Prowadź, to znaczy inspiruj!

    ZZ w Tatrach, fot. Antoni Biel

    Chcąc wzmocnić pewność siebie i umiejętności komunikacyjne moich zastępowych organizuję wypad do Zakopanego. Wyjazd ma formę explo, z tym że jedziemy bez pieniędzy, żywności czy biletów. Założenie jest takie, że by zrealizować nasz cel – dotrzeć nad Morskie Oko, musimy zdać się na ludzką życzliwość. I tak najpierw jedziemy autostopami, później chodzimy po sąsiedztwie, oferując pomoc w wynoszeniu śmieci czy odśnieżaniu. Za zebrane pieniądze kupujemy prowiant i bilety do Zakopanego. Tam szukamy noclegu, jeszcze trochę dorabiamy, by mieć coś do jedzenia i z rana ruszamy w góry. Z uwagi na to, że jest nas w ZZcie szóstka, działamy przez większość czasu w dwójkach/trójkach, co wymusza od wszystkich zaangażowanie w interakcje z nieznanymi ludźmi. Jeśli chcecie dowiedzieć się jak chłopaki wspominają ten wypad, zapraszam do zapoznania się z wrażeniami z wyprawy.

    Kilka słów o zagrożeniach 

    Nie można zapomnieć o tym, że zastęp zastępowych to jednostka utylitarna, której celem jest poprawa jakości zbiórek zastępów oraz o tym, że chłopaki jeżdżą na ZZty, by lepiej prowadzić zastęp. Musimy wystrzegać się tworzenia drużyny dwóch prędkości, gdzie zastępowy prowadzi zastęp (smutny obowiązek) tylko po to, by móc brać udział w ciekawych wyjazdach z drużynowym. Zachowanie prawidłowej optyki, szczególnie dla zaangażowanych drużynowych może nie być proste. Rozwiązaniem nie jest jednak zmniejszanie atrakcyjności ZZtów. Rozwiązaniem jest robienie na ZZcie takich rzeczy, które chłopaki mogą rzeczywiście przenieść na zbiórki swoich zastępów. Ważne jest też podkreślanie misji zastępowego – tego, że mają wpływ na chłopaków i są tu dla nich. To także dbanie o to, by zastępowy miał w swoim zastępie przyjaciół i wystrzeganie się rozdzielania kolegów przez rotacje ludzi między zastępami. To zachęcanie do coraz to ciekawszych i ambitniejszych projektów w zastępie. Na koniec – rozsądna liczba ZZtów, tak by zostawić chłopakom czas na wyczyny w zastępach. 

    Tajemniczy składnik 

    ZZ w Rzymie, fot. Maksymilian Stolarczyk

    Miałem już oddawać w tej formie artykuł do korekty, jednak czytając go ostatni raz, miałem poczucie, że czegoś brakuje. Niby wszystkie klocki składają się w całość, ale to wszystko jest nieco bez życia.  

    Bez miłości przenikającej relację drużynowego z zastępowym wszystkie działania są jakieś sztuczne. Potrzeba więzi. Więzi budowanej przez wielogodzinne rozmowy, wspólną pracę i zaangażowanie w jego życie. Potrzeba relacji opartej na pełnym zaufaniu, w której chłopiec czuje się swobodnie, mogąc rozmawiać z drużynowym o wszystkim. Warto tworzyć relację,  
    w której nie ma tematów tabu, w której może być w pełni sobą, w której jest akceptowany oraz taką, która ciągnie go do wykorzystania pełni swojego potencjału.   

    Bycie tak bliskim autorytetem to ogromne wyzwanie, wymagające od nas ciągłego rozwoju. By nie zwalniać tempa, by ciągle oferować sobą coś wartościowego.  

    Jednak te wpatrzone w Ciebie oczy, spojrzenie pełne ufności – ono mówi: „Liczę na Ciebie. Jesteś dla mnie ważny”. I już wiesz, że twoje wysiłki mają znaczenie. A to przekonanie uskrzydla do dawania z siebie każdego dnia jeszcze więcej. 

    Nie pozostało mi więc nic innego, jak życzyć Ci takich relacji z Twoimi zastępowymi, bo jeżeli skauting miałby być bez miłości, to może lepiej, żeby go w nie było.  

    Fot. na okładce: Michał Mrozowski

    Antoni Biel


    Założyłem jedną drużynę, drugą wyciągnąłem z kryzysu. Kładę duży nacisk na łączenie teorii z praktyką. Bo na nic zda się wielka rozkmina o wyczynach zastępów, jeśli na obozie zabraknie żerdek. Szkolę drużynowych i dbam o wizerunek hufca w mediach. Pracuję w korpo i kończę studia z Zarządzania na UW.

    Sejmik, czyli wielka skała narady

    Bez zbędnych wstępów i idąc wprost do sedna, sejmik to po prostu rada całego ruchu, w której biorą udział wszyscy szefowie jednostek. Sejmik to jeszcze jeden wyraz naszej pedagogiki rady. Mamy w gromadzie skałę narady, potem w drużynie, radę zastępu i radę drużyny, jest rada kręgu, rada szczepu, rada hufca, są rady, czy ekipy krajowe, jest rada pedagogiczna. Wreszcie jest wielka rada, czyli Sejmik.

    Pedagogika narad jest nauką brania na siebie odpowiedzialności za większą całość. Dostrzegania dobra wspólnego. Rozszerzania horyzontu poza czubek mojego nosa i poza własny tylko interes i interes swojego środowiska. Myślenia o innych i dla innych. Jest rozsądną troską o dobro wspólne. Jest więc swego rodzaju polityką, czyli roztropnym kierowaniem wspólnych spraw w określonym kierunku. Dobrym kierunku, ma się rozumieć.

    Jak doskonale wiemy, w harcerstwie najważniejsza jest dziewczyna i chłopak, i ich radość z sobotniej zbiórki, biwaku, obozu. Czyli codzienne życie harcerskie po prostu. Wszystko, co jest ponad tym, czyli szczep, hufiec, ekipy krajowe, biuro i inne rzeczy, mają jedno jedyne zadanie: aby dziewczyna i chłopiec byli szczęśliwi na swojej zbiórce, która ma być festiwalem dobrego stylu skautowego i praktykowaniem szlachetności prawa harcerskiego.

    Może się to wydać trochę niepoważne. Bo jak to, my tutaj zebrani młodzi dorośli z całej Polski na sejmiku, mamy zajmować się tylko tym, by zbiórki i obozy się odbywały w jak najlepszym stylu? Lepiej może uchwalmy jakąś odezwę do narodu, wezwijmy do obrony ojczyzny, wydajmy jakieś oświadczenie dla prasy, nawiążmy relacje dyplomatyczne z innymi państwami, przegłosujmy coś naprawdę poważnego. Otóż nie.

    Nie możemy ulegać pokusom i zapomnieć, po co tu jesteśmy. Nie jesteśmy tu po to, by ratować ojczyznę i Kościół. Jesteśmy tu po to, by na sejmiku tworzyć taką atmosferę i taki styl, by one niosły cały ruch i znajdowały echo w najdalszym zakątku Polski, gdzie 5-6 dziewcząt lub chłopców odbywa swoje zbiórki. I to jest jak najbardziej poważne i godne tego, by raz na trzy lata zjechać z całej Polski i nieść to słodkie brzemię całego ruchu. Owszem, wykorzystujemy sejmik, by uzyskać szerszy odzew dla działalności pedagogicznej naszych jednostek, możemy zaprosić jakieś władze, biskupa, inne organizacje. Z pewnością możemy sejmik do takich rzeczy wykorzystać.

    Sejmik 2021, fot. Monika Wójcik

    Sejmik ma jedną podstawową cechę: jest wspólną radą dziewczyn i chłopaków, obu nurtów. Jest po prostu wielkim festynem jedności całego ruchu. Owszem, na każdym poziomie, czyli szczepu, hufca oraz ekip krajowych i naczelnictwa, oba nurty ściśle koordynują swoje działania. Nie może być przecież dziewczyn bez chłopaków i vice versa. Jasne, czasami, przejściowo możemy nie mieć obok jednostki z drugiego nurtu, ale staramy się prędzej czy później temu zaradzić. W końcu rodzice mają nie tylko córki, ale również synów lub nie tylko synów, ale również córki i chcą móc wysłać do skautingu w swojej parafii i jedno, i drugie.

    Kwestia jedności jest zagadnieniem fundamentalnym. Wszyscy jej sobie życzymy i doceniamy fakt, że gdziekolwiek nie pojedziemy i nie spotkamy się z innymi Skautami Europy, nie tylko w Polsce, ale również wszędzie w Europie, to odczuwamy jakąś więź, coś wspólnego, świat wartości, stylu, podejścia do życia. Odczuwamy, że nie ma podziałów: ja trzymam z tymi przeciwko tamtym, a z tamtymi przeciwko jeszcze innym, itd. Uczestniczymy po prostu w powszechności Kościoła. I jest to absolutnie fantastyczne.

    Mamy jednak związanych z tym kilka wyzwań, nad którymi musimy pracować. By była jedność, my sami musimy wykazać się wielką dojrzałością, nie tworzyć podziałów, nie wykluczać, nie ulegać niezdrowej solidarności jakiegokolwiek rodzaju: lokalnej, związanej z gałęzią lub nurtem, pokoleniowej, związanej z podobnym podejściem pedagogicznym lub ze stażem itp. Zawsze najważniejszą rzeczą musi być lojalność wobec ducha, stylu i pedagogiki Skautów Europy.

    Nasz ruch rozwinął się dlatego, że ci, którzy w różnych momentach stali na jego czele, nie kierowali się wąskim spojrzeniem środowiskowym, ale ulegali zachwytowi nad talentami osób i środowisk, które w danym momencie się pojawiały i które praktykowały w sposób wybitny pedagogikę i styl Skautów Europy oraz posiadały szefów zdolnych do wzięcia odpowiedzialności za coś więcej, niż tylko poziom lokalny. Nietrudno prześledzić przez ostatnie 40 lat kolejne osoby i kolejne środowiska, które wniosły szalenie dużo w rozwój naszego ruchu na poziomie ponadlokalnym.

    Dojrzała troska o jedność jest więc pewną pracą nad sobą, nad własnym charakterem, jest ćwiczeniem ascetycznym, ale też intelektualnym, gdyż wymaga poszerzenia horyzontów, wyjścia poza własny, tradycyjny krąg rozmówców, zrozumienia perspektywy szerszej niż tylko partykularna.

    Na Sejmiku wybieramy władze stowarzyszenia, czyli Radę Naczelną, która następnie wybiera Zarząd, czyli naczelników, przewodniczącego, sekretarza i skarbnika. Ten wybór Rady Naczelnej to jest naprawdę fantastyczne ćwiczenie tej dojrzałości. Bo z jednej strony czymś naturalnym jest wybór kogoś, kogo znamy, kto zwykle jest z naszego środowiska, nurtu czy gałęzi, z naszego pokolenia, z którym dzielimy „szlak bojowy”. Z drugiej zaś strony mamy widzieć całość ruchu, poznać osoby z każdego środowiska, z innego nurtu, innej gałęzi, po prostu wiedzieć, kto w danym momencie, nieważne skąd jest, jak długo jest, jakiej płci jest, powinien się znaleźć we władzach ze względu na to, co może wnieść do ruchu. Mamy ulec zachwytowi nad talentami osób wybitnych, które są wokół nas. Szukać najlepszych, najbardziej aktywnych, roztropnych, wykazujących się głębokim rozumieniem pedagogiki i pewnej polityki ruchu jako całości i ich wybrać do władz.

    I znów, z jednej strony troszczymy się faktycznie o to, by ważne i duże środowiska miały swoją reprezentację, by taką reprezentację miał każdy z nurtów, być może każda z gałęzi, itd. Dobrze też co do zasady pomieszać nieco starych z nowymi, czyli umiejętnie łączyć doświadczenie ze świeżym pokoleniowo spojrzeniem. Z drugiej strony jednak, jeśli widzimy, że mamy doskonały zestaw osób akurat na ten czas, to nie przejmujmy się aż tak ową zasadą „reprezentatywności” środowisk, nurtów, gałęzi lub tp, lub przejmujmy się, ale tylko minimalnie. Nie możemy kierować się sztywno parytetami. Mamy się kierować tym, co w danym momencie podpowiada roztropność. W ten sposób bowiem jesteśmy zależni od powiewu Ducha Św., a nie od naszej czysto ludzkiej metodologii, która mierzy „zasługi”. Nikomu nic się w naszym ruchu nie należy. Wszystko należy się pedagogice, duchowi i stylowi Skautów Europy na usługach dziewczyny i chłopca w wieku od 8 do 17 lat.

    Nigdy nie urządzamy tzw. gierek personalnych, nie ustawiamy frontów, nie prowadzimy tzw. polityki transakcyjnej, tylko szukamy osób, które najlepiej będą służyć dobru wspólnemu. Oczywiście mamy prawo się nie zgadzać, mamy prawo na kogoś nie głosować, mamy prawo mieć własny rozum, własną ocenę. Mamy prawo rozmawiać ze wszystkimi z mojego środowiska i spoza mojego środowiska, by się rozeznać i powierzyć stery ruchu osobom, które uważamy za najlepsze. Oznacza to oczywiście możliwość wystąpienia pewnych napięć. Ważne, żeby pamiętać, że jeśli po naszych szlachetnych zabiegach na rzecz pewnych osób czy pewnego kierunku, który dla nas osoby te reprezentują, widzimy, że jesteśmy w mniejszości, że pomimo perswazji, przekonywania, argumentowania, nie dajemy rady zdobyć poparcia, wówczas odpuszczamy i zdajemy się na wybór większości. Wracamy do siebie i z takim samym entuzjazmem jak wcześniej, budujemy naszą lokalną przestrzeń wolności razem z dziewczętami czy chłopcami nam powierzonymi.

    Na Sejmiku zależy nam bardzo na tym, kto wejdzie do Rady Naczelnej, ale również kto będzie naczelniczką i naczelnikiem, bo to oni stoją na czele swoich nurtów, a równocześnie stoją razem na czele całego ruchu. Mamy dwie głowy, w osobach naczelniczki i naczelnika. Ale przewodniczący, a także skarbnik i sekretarz, to również ważne funkcje, dzięki którym naczelnicy nie są sami w podejmowaniu decyzji, zapewniają też dodatkowy poziom kolegialności. Wybór członków Rady Naczelnej co do zasady jest prosty, bo sprawowanie funkcji nie wiąże się z tak wielkim zaangażowaniem czasowym i z tak szczególnym doborem umiejętności.

    Sejmik 2021, fot. Monika Wójcik

    Wybór naczelniczki i naczelnika jest nieco bardziej skomplikowany, bo w końcu chodzi o osoby z odpowiednimi zdolnościami, które zwykle przez 3-4 lata, lub więcej, będą musiały być bardzo zaangażowane. Kandydat musi się dowiedzieć sporo wcześniej, że jest kandydatem i mieć czas na przemyślenie, podjęcie decyzji i przygotowanie się. Muszą się więc odbyć rozmowy odpowiednio wcześniej. Zwykle to Rada Naczelna, w osobie jej przewodniczącego, w ciągu roku przed upływem kadencji bada grunt, czy obecny naczelnik lub naczelniczka oraz pozostali członkowie zarządu będą chcieli kontynuować misję, a jeśli nie, to czy mają jakiś pomysł na następcę. Jest bowiem dobrym zwyczajem, tak jak w przypadku szefowych i szefów jednostek, by to oni przygotowali następców. W końcu zawsze mówimy na obozach szkoleniowych, że głównym zadaniem szefowej i szefa jest przygotowanie następcy, tak by jednostka się nie rozpadła z braku szefa. Podobnie jest ze szczepowymi, hufcowymi, namiestnikami i naczelnikami. Owszem, zawsze jest tak, że przełożony może mieć inny pomysł na mojego następcę, hufcowy może upatrzyć sobie innego szefa na moje miejsce, a naczelnik może upatrzyć sobie innego kandydata na namiestnika. W sposób naturalny hufcowych, którzy są naczelnikami (naczelniczkami) na swoim terytorium oraz namiestników i naczelników szukamy wśród tych, którzy byli dobrymi szefami jednostek. Ale mamy otwartą głowę, by nie kierować się tym kryterium, jeśli jakaś kandydatura jest oczywista.

    Wybierając zatem naczelniczkę i naczelnika, Rada Naczelna nie działa arbitralnie, bez porozumienia i bez pytania odchodzących naczelników oraz szefowych i szefów, co do nowej naczelniczki lub nowego naczelnika. Najczęściej kandydatury docierają same do Rady Naczelnej, są emanacją całego naturalnego procesu wewnątrz nurtów, czy pomiędzy nurtami. Zwykle bowiem nie mamy nadmiaru kandydatów. Wyłanianie przywódców jest procesem naturalnym, będącym dziełem całej wspólnoty szefów, hufcowych, namiestników, naczelników i członków Rady Naczelnej.

    Sejmik to wspaniałe wydarzenie. Bardzo ważne w życiu ruchu. To największe forum rady całego ruchu. Nie ma w jego czasie nurtów, nie ma mojego lokalnego środowiska, nie ma gałęzi, nie ma tych różnych dobrych partykularnych lojalności. Jest to czas, gdy takim samym sercem kochamy wszystkich, gdy czujemy, że to środowisko z drugiego końca Polski to jest moje własne środowisko, gdy wybuchamy radością na widok szefowych i szefów z każdego miejsca, gdy nawiązujemy kontakty, gdy umawiamy się na imprezę w innym mieście, gdy nasza lokalna banda dwudziestolatków wtapia się i tworzy ogólnopolską bandę dwudziestolatków, gdy ponosi nas entuzjazm przebywania w wielkim gronie młodych dorosłych, mając na oku wspólne ideały, wartości, cele i przeżywając w praktyce to, co Kościół nazywa obcowaniem świętych.

    Uczestniczyłem w wielu sejmikach zarówno w Polsce, jak i w innych krajach. Zawsze robiła na mnie wrażenie wielka atmosfera radości tej wspólnoty młodych dorosłych, których potrafiło być od kilkuset do kilku tysięcy. Szczególnie wspomina się z jednej strony pochylenie nad sprawami strategicznymi, wówczas gdy są różne sprawozdania z działalności i dyskusja nad nimi, gdy są narady gałęzi, a z drugiej strony momenty tak podniosłe, jak apel, Msza Św. ze wspaniałymi śpiewami, czy wielki festiwal kulinarny (w czym specjalistami są Włosi – potrawy regionalne) lub fantastyczne przedstawienia wieczorne (w czym zawsze celowała Francja).

    Najważniejsze jednak zawsze było to, że mimo napiętego programu, często podczas posiłków lub długo w nocy, można było prowadzić długie rozmowy z ciekawymi osobami (zwykle spotykało się takie osoby raz na bardzo długi czas) o sprawach zasadniczych, o wizji pedagogicznej, o problemach i sposobach ich rozwiązania. Wracało się z takiego sejmiku z taką otwartą głową, jakby człowiek zaliczył w weekend kilka obozów szkoleniowych. Sejmik jest wielkim świętem całego ruchu, świadectwem jego żywotności, wiary, entuzjazmu, dobrego stylu i wierności prawu harcerskiemu.

    Fot. na okładce: Monika Wójcik

    A myśmy się spodziewali… mniej

    Szarzało. Wreszcie kończyła się ta długa noc. Na wschodzie pojawiały się pierwsze różowe smugi. Maria Magdalena spojrzała przez okno i ciężko podniosła się z posłania. Twarz miała szarą, powieki czerwone i spuchnięte, usta zaciśnięte w wąską kreskę. Niedbale przewiązała chustką potargane włosy. Niedawno słynęła z piękności, ale dzisiaj była prawie brzydka. Spojrzała obojętnie na nietkniętą kolację, którą ktoś jej przyniósł. Wzięła przygotowaną wczoraj torbę z olejkami i cicho wyszła na zewnątrz.

    Chłód wczesnego poranka przeniknął ją do głębi, ale nie zwróciła na to uwagi. Jeszcze kilka dni temu szli tą drogą razem z Nim. Wydawał się przygnębiony, prawie nic nie mówił. Widziała, że obietnice i przechwałki Szymona raczej sprawiają Mu przykrość niż podnoszą na duchu. Gruboskórny rybak tego nie zauważał. Jezus cierpliwie wysłuchał jego zapewnień, a potem zamyślił się i szedł patrząc w ziemię. Musiał myśleć o czymś ważnym, poznawała ten wyraz Jego twarzy. Nie wiedziała, co zamierza, ale była pewna, że to będzie najlepsze. Wiedziała, że On wie. A ona, nawet jeśli tego nie rozumie, chce poświęcić wszystko, co ma, dla Jego misji. Chociaż trochę Mu pomóc. Widziała wdzięczność trędowatego, łzy wzruszenia rodziców wskrzeszonych dzieci, szczęście w oczach uzdrowionych. Wszystko, co robił, było dobre i chciała w tym uczestniczyć. On był sensem. I wielką mocą. Przecież żaden inny rabbi nie potrafił jej pomóc. Dopiero On uwolnił ją od siedmiu dręczycieli, którzy zawładnęli jej duszą i ciałem. A teraz Go nie ma. Już nigdy Go nie będzie. Szloch znowu wstrząsnął jej piersią, gorące łzy napełniły oczy i staczały się po policzkach. Już Go nie zobaczy. Nie usłyszy Jego głosu. Nie poczuje Jego spojrzenia. Już Go nie ma.

    ***

    Zbliżała się do ogrodu, w którym znajdował się grób. A w nim Jego martwe, sponiewierane Ciało. Kiedy Józef  i Nikodem zdjęli Go z krzyża, ciężko było znaleźć na Nim kawałek zdrowej skóry. Wielkie sińce poprzecinane częściowo zaschniętymi ranami, krew pomieszana z gliniastym błotem. Twarz… pozbawiona Jego rysów, okropnie zniekształcona. Przynajmniej już nie cierpi. Już nic nie poczuje. Nigdy Go nie będzie. Zostało Ciało. Niosła olejki, żeby je namaścić. Zrobić dla Niego cokolwiek, chociaż On już nie będzie o tym wiedział. Nie spojrzy już na nią. Nie ma Go.

    Po wzgórzach przetoczył się grzmot. Maria rozejrzała się dookoła. Czyżby to oni wracali? Ogarnęło ją przerażenie. Gdyby On tu był, nie pozwoliłby im zrobić jej krzywdy. Ale teraz jest całkiem sama. Kto zabroni im wrócić i znowu nią zawładnąć?

    ­– Boże, pozwól mi raczej umrzeć – wyszeptała pobladła. – Pozwól mi umrzeć.

    Przyspieszyła kroku. Kamień odsunięty. A przecież widziała, jak Józef go zataczał. Kto tu był? Teraz już biegła. Zajrzała do środka. Nie ma Go. Nie mogła nawet Go namaścić.

    – Dlaczego? – jęknęła osuwając się na kolana. Przez łzy dostrzegła w grocie dwóch wystrojonych młodzieńców. Nie mogli sobie znaleźć innego miejsca na spotkania? Co za okropne chłopaki – pomyślała z nagłą złością. W dodatku coś do niej gadali.

    – Szukam Jezusa – rzuciła im ostro, odwróciła się ze wstrętem i ukryła twarz w dłoniach. Już nigdy Go nie zobaczy. Był najważniejszy, najbliższy. A teraz Go nie ma. Nawet Jego biednego Ciała.

    – Pozwól mi tutaj umrzeć – szepnęła zrezygnowana. A potem znowu ktoś coś mówił. Ogrodnik? Może wie, gdzie Go zabrali? Ona Go weźmie. Zabierze wszystko, co z Niego zostało.

    – Mario.

    Drgnęła zaskoczona. Tak mówił tylko On. Z ciepłym wyrzutem, jakby chciał powiedzieć „głuptasie kochany, po co? Przecież Ja Jestem”.

    – Rabbuni! – przecierała oczy próbując pozbyć się łez zamazujących widok. Stał przed nią. I patrzył tak, jak tylko On umiał na nią patrzeć. Dałaby wszystko, żeby zatrzymać Jego spojrzenie na zawsze. Jezus uśmiechnął się i pokiwał głową.

    – Tak będzie – powiedział cicho, a ona znowu płakała, ale tym razem z radości. – Tylko jeszcze nie teraz, nie zatrzymuj mnie – dodał i podniósł ją z kolan. – Idź do moich braci i powiedz im: wstępuję do Ojca mego i Ojca waszego oraz do Boga mego i Boga waszego.

    Ojca mego i waszego, mego i waszego – powtarzała w myśli Maria biegnąc w stronę miasta. Przepełniała ją wielka radość. Chyba od niej pęknie, jeśli komuś wszystkiego nie opowie.

    ***

    Jedenastu mężczyzn zamarło słysząc wściekłe walanie do drzwi. Po chwili pełnej napięcia wstał Jakub i na palcach zbliżył się do małego okienka.

    – To tylko Maria Magdalena – szepnął i wszyscy odetchnęli z ulgą. Szymon poruszył ciężką zasuwę i uchylił drzwi. Do środka wpadła postać w rozwianych chustach i włosach i machając rękami wykrzyknęła:

    – Widzia… – twarda dłoń Szymona błyskawicznie zamknęła jej usta.

    – Oszalałaś, kobieto? – zapytał cicho z oburzeniem. – Przecież zaraz nas znajdą i pozabijają.

    Jego słowa potwierdził gniewny pomruk pozostałych. Zdyszana Maria z trudem wciągała powietrze nosem.

    – Puść ją, bo się udusi – zauważył przytomnie Tomasz. Faktycznie, twarz Marii zaczynała zmieniać kolor i Szymon zabrał rękę. Odetchnęła głęboko.

    – Widziałam Pa… – krzyknęła i szorstka łapa znowu ją chwyciła. Zdesperowana wbiła w nią wszystkie paznokcie i Szymon zabrał rękę z sykiem.

    – Widziałam Pana! – dokończyła patrząc na nich z triumfem.

    – Ciiiszej – zaszumieli. Więc resztę opowiedziała im trochę spokojniej. Na ile mogła. Tomasz pokiwał głową ze współczuciem.

    – Połóż się i odpocznij. Poczujesz się lepiej – powiedział. – Z rozpaczy odchodzi biedna od zmysłów – dodał patrząc na towarzyszy.

    – Nazwał was braćmi – opowiadała z zapałem niezrażona Maria. – Nigdy wcześniej tak nie mówił.

    – Tak, prawda – powiedział kojąco Tomasz. – A teraz odpocznij.

    – Nic nie rozumiecie! – pokręciła głową. – Szymonie! – spojrzała na niego z nadzieją. Ten rybak miał przecież czasem przebłyski geniuszu. – Grób jest pusty! Widziałam Go żywego!

    – Grób jest pusty? – oburzony Szymon chwycił za zasuwę. Jan, który przysłuchiwał się uważnie, zerwał się na nogi i obaj wybiegli nie zamykając za sobą drzwi.

    ***

    A Ty, czego oczekujesz od Jezusa? Może też szukasz martwego ciała? I nawet sobie nie wyobrażasz, co On dla Ciebie przygotowuje.

    Hanna Dunajska


    Studiuje filologię polską i próbuje uczyć w szkole. Chciałaby doczytać się do „istoty rzeczy”. Była drużynową i szefową młodych, a potem odkryła żółtą gałąź i zachwyca się nią do dziś. Po 3-letnim akelowaniu została żółtą asystentką.

    Nadzieja. Przestrzeń poezji #1

    Poniższy tekst jest tłumaczeniem jednej z bardziej znanych piosenek skautowych we Francji, a zarówno jednej z tych bardziej tajemniczych. Jej orginalny tytuł to l’Esperance. Prawdopodobnym jej autorem jest André Dessymoulie, francuski dyrygent, o którym na próżno szukać więcej informacji w sieci. To niedopowiedzenie nie stanowi jednak przeszkody w zrozumieniu tekstu, a przeciwnie – pozwala bardziej zagłębić się w to, co chce nam on przekazać.

    Nadzieja

    Głowę schyliłem ku ziemi
    Z kłopotami szedłem sam
    Aż usłyszałem śpiew wróbla
    Co radośnie niósł się w dal

    Miej odwagę do mnie rzekł
    Nadzieja to jest twój skarb
    Bo ciemne chmury rozbija
    Słoneczny promyka żar

    Gdy tylko wieczór nastanie
    Słyszę cichy wróbla śpiew
    Kwili nad wodą gdzieś w mroku
    Na gałęziach pośród drzew

    Miej odwagę mówi mi
    Nadzieja to jest twój skarb
    Bo ciemne chmury rozbija
    Słoneczny promyka żar

    Ale on odszedł do Ojca
    I już nie widziałem go
    Schyliłem głowę na ziemię
    Podziwiając cicho ją

    Bowiem jedynie nadzieja
    Skrą rozpala ogień serc
    Ona nas uczy zwyciężać
    Mimo tylu naszych klęsk

    (tłumaczenie z francuskiego – Szymon Gontarczyk)

    Fot. na okładce: Monika Wójcik

    Szymon Gontarczyk


    Rodem z zachodniej ćwiartki Mazowsza, ale był drużynowym w Krakowie, a obecnie wałęsa się dużo po Warszawie i nawet jako przewodnik o niej opowiada. Skauting poznał przez zbyt intensywną naukę francuskiego, która doprowadziła go do filmików nagranych przez Scouts d’Europe. Stąpając mocno po ziemi ale głowę mając w chmurach, włóczy się też po innych miejscach, poznając ich piękno i kultywując zapomniane już ideały średniowiecznych wagabundów

    Zachód słońca. Listy Starszego Brata do Młodszego #10

    Drogi czytelniku!

    Jeżeli po raz pierwszy czytasz artykuł z cyklu „Listy Starszego Brata do Młodszego”, to zachęcam Cię, abyś najpierw zapoznał się ze wstępem znajdującym się na początku pierwszego artykułu.

    Cofnijmy się o parę dni. Wszedłem na strych i otworzyłem kufer. Wyciągnąłem zapisaną kartkę papieru iii… Podświadomie wiedziałem, że kiedyś musiało to nastąpić, mimo to byłem szczerze zdumiony. Miałem wrażenie, że powinno być ich jeszcze kilka. Przeszukanie kufra na nic się zdało. Ostatni list trzymałem w ręce.

    List ten jest osobisty i zaskakujący. Długo zastanawiałem się czy powinienem go rozpowszechniać. Ostatecznie przeważył argument, że skoro publikowałem całą korespondencję bez żadnej cenzury, to muszę się dalej tego trzymać. Tym co jest najbardziej zaskakujące w liście, to jego adresat. Autorem wiadomości nadal jest Teodor, lecz kieruje on swoje słowa nie do Fryderyka, a… do mnie! Odkrycie tego faktu wywołało u mnie niemałe zaskoczenie, ale też przy okazji trochę rozjaśniło kilka kwestii. Zresztą przeczytajcie sami.

    ***

    Drogi Piotrze!

    Tak, to nie jest pomyłka. Ten list piszę do Ciebie. Zapewne jesteś tym bardzo zaskoczony. Postaram się więc rzucić nieco światła na te niejasne sprawy. Zasadniczo jednak chciałbym się z Tobą pożegnać.

    Potrzebowałeś mnie, a tak się czasem zdarza, że pragnienia się urzeczywistniają. Twoje zmaterializowały się wewnątrz kufra na strychu (do dziś zachodzę w głowę, kto wpadł na pomysł budować w bloku strych). Odnalazłeś pakunek, w którym ja podzieliłem się częścią swojej korespondencji z Fryderykiem. To, dlaczego treść listów odpowiadała na aktualne Twoje potrzeby publikacyjne, pozostanie tajemnicą. Nieistotne. Ważny natomiast jest fakt, że przyszedł na mnie czas. Może nie zdajesz sobie sprawy, ale wykonałem swoje zadanie i nie jestem już Ci potrzebny. Dlatego zdecydowałem się do Ciebie napisać, ale nawet nie próbuj rozwikłać zagadki, czy ten list leżał w kufrze od początku razem z innymi. Nie ma to sensu.

    W tym momencie nadchodzi nasz mały zachód słońca – nasze pożegnanie. Czy jest to powód do smutku? Wyobraź sobie, że przeżywasz pierwszy dzień w swoim życiu i to w dodatku w pełni świadomie. Ranek, południe – pory dnia, w których króluje słońce, a Ty poznajesz kawałek świata. Jesteś głodny eksploracji, jednak to słońce, które „pokazywało” wszystko w koło, nagle zaczyna chować się za horyzontem i ziemię spowija mrok. Ciebie ogarnia strach, bo wydaje Ci się, że to koniec i już nigdy nic nie zobaczysz. To był jednak tylko Twój pierwszy dzień. Nie wiedziałeś, że zaraz będzie kolejny, a świat znów o wschodzie zajaśnieje od światła. To metafora, ale zauważ, że w naszym życiu również pojawiają się różne zachody słońca. Mimo to, my nie jesteśmy ludźmi nieznającymi porządku dnia. My wiemy, że po nocy nastanie dzień (choć czasem o tym zapominamy). Ale wierzymy też, że przyjdzie kiedyś taki radosny wschód, po którym już nigdy nie będzie zachodu i „z wysoka Wschodzące Słońce” zajaśnieje na wieki…

    Czy list pożegnalny oznacza, że całkiem znikam? Nie, nadal będę prowadził swoje życie. Może kiedyś gdzieś w schronisku górskim, ktoś usłyszy opowieść przypominającą moją. Może gdzieś na przejściu dla pieszych wymienimy się wzrokiem i nawet nie będziemy tego świadomi. Tymczasem ten rozdział dobiegł końca.

    Dobrej drogi i do zobaczenia o wschodzie!

    Teodor

    Fot. na okładce: Ernest Benicki

    Piotr Wąsik


    Wilczek, harcerz, wędrownik. Następnie akela i szef kręgu. A to wszystko w Radomiu. Działa w Namiestnictwie Wędrowników. Niepoprawny fan polskiej Ekstraklasy.

    Szara perełka

    Już od dawna mijałyśmy się w różnych miejscach. Skromnie spuszczała oczy, a ja szybko szłam dalej, żeby zająć się czymś pilniejszym. Chyba nawet nie wpisałam jej do kolejki. Zbliżała się sesja, więc na pierwszy plan wysunęły się wielkie nazwiska: Witkacy, Gombrowicz, Różewicz. I ich wielkie, krzykliwe paskudztwo pozbawione sensu i nadziei. Brnęłam przez bagno sięgające już po szyję. Czułam, że muszę się z niego wydostać, chociaż na jakiś czas, dokądkolwiek, żeby nie utonąć. I wtedy ona sama usłużnie się podsunęła. Przetarłam zakurzoną okładkę. Otworzyłam i znalazłam się w innym świecie.

    Listy Nikodema Jana Dobraczyńskiego. Tytuł brzmi niepozornie, ale treść zaskakuje jakością. Książka składa się z listów tytułowego bohatera do Justusa – przyjaciela i mistrza, przed którym Nikodem otwiera swoją duszę z zupełną szczerością. Nikodem? Tak, to ten, o którym myślisz – przyszedł do Jezusa nocą, a po męce pochował Jego ciało razem z Józefem z Arymatei. Jest pobożnym faryzeuszem, wnikliwie bada Pisma i układa haggady – przypowieści pomagające prostym ludziom zrozumieć prawdy wiary. Ale jego uwagę pochłania coś innego. Jego córka Rut od dawna choruje. Choroba postępuje, dziecko cierpi, kolejni lekarze odchodzą bezradni. Wtedy do Nikodema dochodzą wieści o Jezusie z Nazaretu, który nie tylko naucza, ale też cudownie uzdrawia. Może uratuje też Rut? Głębię i autentyczność przemyśleń bohatera powiększa jeszcze fakt z życia autora: Dobraczyński pisał przy łóżku własnego umierającego dziecka.

    Powieść realistycznie przedstawia okoliczności życia w czasach Jezusa. Nędzne osiedla na obrzeżach Jerozolimy, hałas targowiska, zapach rybackich sieci, barwne uczty w pałacu Heroda.    Nikodem jest bohaterem zanurzonym w swoim świecie, z którym równocześnie może się utożsamić współczesny człowiek. To typowy protagonista – czytelnik nie może go nie pokochać, nie współczuć mu i nie życzyć zwycięstwa.

    W listach odsłania się wnętrze Nikodema – pełne wiary, a jednocześnie wątpliwości, lęków, pytań o sens i cierpienie. Jego przeżycia są w jakimś stopniu przeżyciami każdego z nas. Razem z nim szukamy odpowiedzi i razem obserwujemy proroka z Nazaretu, dziwiąc się od nowa Jego słowami i sposobem bycia.

    Jezusa widzimy oczyma Nikodema – uczonego w Piśmie, który czeka na Zbawiciela, a jednocześnie człowieka przyciśniętego osobistym bólem i szukającego ratunku. Nikodem relacjonuje w listach nie tylko słowa Nauczyciela, ale też szczegóły Jego zachowania. Pojawiają się wydarzenia, które znamy z Ewangelii, ale ożywione żydowskimi zwyczajami i mnóstwem drobiazgów z życia codziennego. Dzięki temu Jezus jest niesamowicie ludzki. Żywy człowiek, który przyjaźni się z innymi, je posiłki, męczy się, płacze. W niektórych sytuacjach ujawnia się druga strona postaci: tajemnicza, potężna, budząca zachwyt, boska. Ale to ta ludzka jest najbardziej przejmująca.

    Serdecznie polecam książkę. Już nie mogę się doczekać, kiedy będę ją czytać drugi raz. Po pierwsze jest po prostu dobrze napisana i ciekawa. Może początek odrobinę się dłuży – można przeskoczyć kilka listów. A potem ciężko się oderwać. Po drugie ta powieść to małe rekolekcje. Nasza wiara potrzebuje takich treści, bo z czasem pomału mętnieje. Trzeba ją przetrzeć, żeby wróciła przejrzystość, ożywić. Listy Nikodema świetnie się do tego nadają. Fragment o męce Jezusa może posłużyć do osobistego rozważania drogi krzyżowej w wielkim poście. A potem koniecznie trzeba przeczytać rozdziały o zmartwychwstaniu!

    Hanna Dunajska


    Studiuje filologię polską i próbuje uczyć w szkole. Chciałaby doczytać się do „istoty rzeczy”. Była drużynową i szefową młodych, a potem odkryła żółtą gałąź i zachwyca się nią do dziś. Po 3-letnim akelowaniu została żółtą asystentką.

    „Wychodzę z koleżankami”, czyli o luźnych spotkaniach Ogniska słów kilka

    Sobota wieczór, knajpa w centrum miasta. Przy jednym ze stolików siedzi grupa dziewczyn. W pewnym momencie któraś z nich rzuca żart, po którym wszystkie wybuchają głośnym śmiechem. Widać, że dobrze czują się w swoim towarzystwie i znają się nie od dziś. Ktoś mógłby zastanawiać się, czy może to znajome ze studiów albo koleżanki z pracy. Mało prawdopodobne, że odgadłby, że patrzy na Ognisko Przewodniczek, tylko w trochę innym wydaniu niż zwykle.

    Sercem nie tylko czerwonej gałęzi, ale całego skautingu są relacje, które budujemy pomiędzy sobą: szefowie z podopiecznymi, harcerki i harcerze w drużynie, przewodniczki i wędrownicy w Ognisku i Kręgu. Przygotowanie metodyczne szefów do pełnionej służby oczywiście też odgrywa tutaj kluczową rolę. Ale to więzi, które nas łączą, sprawiają, że chcemy działać, zwłaszcza w Ognisku Przewodniczek. To one nas spajają i przyczyniają się do owocnej współpracy pomiędzy szefowymi. Dlaczego warto rozwijać je nie tylko na wędrówkach i spotkaniach Ogniska, ale także spotkaniach integracyjnych bez munduru?

    Luźne spotkania Ogniska – po co?

    W dobrze działającym Ognisku, podczas wędrówek i spotkań formacyjnych integracja pomiędzy przewodniczkami odbywa się samoczynnie. Zwłaszcza gdy jesteśmy bez jednostek i spędzamy ze sobą dużo czasu: wtedy możemy wykorzystać go na bycie razem i rozmowy na wszelkie tematy, także te niezwiązane z harcerstwem. Czy potrzebne nam wobec tego dodatkowe spotkania integracyjne? Tak, jeśli chcemy poznać się na innej, pozaharcerskiej płaszczyźnie. Wędrówka, nawet pomimo wpisanej w nią spontaniczności, ma pewne ramy i swój przebieg. Zdarza się, że jesteśmy niewyspane i zmarznięte, spinamy się, żeby ze wszystkim zdążyć i żeby plan się nie posypał. Spieszymy się na pociąg. Nie zawsze jest przestrzeń na takie bycie razem, jakie mieści się w definicji „luźnego spotkania Ogniska”.

    Sytuacja, gdzie spotykamy się bez mundurów, bez goniącego nas czasu i planu, i wyłącznie po to, żeby pobyć razem i zintegrować się, to coś zupełnie innego. Oczywiście to naturalne, że na wędrówkach i spotkaniach Ogniska dzielimy się swoją pozaharcerską codziennością i rozmawiamy o pasjach, zamiarach, studiach czy obowiązkach. Ale takie bezmundurowe spotkanie daje nam dodatkową szansę, żeby nie tylko o tych sprawach opowiedzieć, ale także w tej pozaharcerskiej rzeczywistości razem pobyć. Poznać się na innej płaszczyźnie i w innym środowisku, „prywatnie”. To zrozumiałe, że tematy harcerskie też wypłyną w rozmowach, bo to duża część życia każdej z nas, ale nie będą stanowić centrum i celu spotkania. A to robi dużą różnicę.

    Dlaczego bez munduru?

    W czym zatem przeszkadza mundur? Czy nawet jeśli wychodzimy gdzieś razem, to nie możemy zrobić tego po harcersku, świadcząc jednocześnie o naszej przynależności do SE? Możemy, ale sam koncept „luźnych” spotkań Ogniska zakłada, że mamy dać sobie przestrzeń, aby zawiązać relacje w sytuacji bezpośrednio niezwiązanej z pełnioną służbą czy innymi skautowymi zobowiązaniami. Może to być zwykłe wyjście na kawę czy jedzenie, albo jakaś wspólna aktywność, która wymaga współdziałania: kręgle, kino, łyżwy, escape room. O ile łatwiej później współpracuje się w szczepie czy w jednostce, kiedy mamy już więź, na której możemy się oprzeć. Z perspektywy szefowej Ogniska, dużo lepiej przechodzi się ślady z przewodniczką, którą zna się nie tylko na harcerskim polu. Jej też łatwiej się wtedy otworzyć, kiedy pozna swoją szefową bliżej. W Ognisku Szefowych mamy o tyle łatwiej, że nie musimy nikogo wprowadzać w świat czerwonej gałęzi, dziewczyny wiedzą jak funkcjonować jako przewodniczki. Więc to właśnie „luźne” spotkanie może być tym, czego w danym momencie potrzebują bardziej.

    Za potrzebą takich spotkań przemawia też fakt, że warto od czasu do czasu zobaczyć się bez munduru. Jako kobieta każda z nas ma przecież swój niepowtarzalny styl, który ciężko zobaczyć w często trudnych warunkach wędrówkowych, a który, jakby nie patrzeć, jest częścią naszej osobowości. Jeżeli spędzamy ze sobą dużo czasu w skautingu, to czemu nie poznać się też od tej strony? Zobaczenie siebie w innej odsłonie jest doskonałym elementem zbliżającym dziewczyny.

    Z własnego doświadczenia, bardzo dobrze wspominam wspólne ogniskowe szykowanie się przed imprezą na Forum Młodych, czy bezmundurowe, sukienkowe wyjście, gdy miałyśmy dzień wolny na ŚDM w Portugalii. Padło wtedy dużo komplementów odnośnie ubrań czy makijażu. Takie sytuacje sprzyjają inspirowaniu się nawzajem, pożyczaniu sobie kosmetyków, wymienianiu się pomysłami i poradami. I można mieć wątpliwości, czy skauting to odpowiednie miejsce na edukację akurat w temacie stylu i ubierania. Ale jeśli w Ognisku ma łączyć nas przyjaźń i wspólnota, i chcemy dzielić się ze sobą nawzajem swoim życiem, to czemu mamy wyłączać ten aspekt? Jeśli robię coś z przyjaciółkami, to równie dobrze mogę zrobić to ze swoim Ogniskiem. Poza tym, w rozwój ogólnoludzki jest też wpisana pielęgnacja naszej kobiecości, więc jeśli mam od kogo w tym temacie czerpać, to czemu tego nie wykorzystać?

    Pomiędzy formacją a integracją

    Kluczem jest znalezienie w tym wszystkim odpowiedniego balansu. Szefowa powinna czuwać nad rozwojem swoich przewodniczek i zachęcać je do udziału w obozach szkoleniowych, spotkaniach ekip namiestniczych i Kursach św. Marty i św. Józefa, aby były na bieżąco i umiały pracować ze swoją jednostką. Nie można zapomnieć też formacji osobistej i duchowej: spotkania z Matką Drogi i praca na śladach, pogłębianie relacji z Bogiem, rekolekcje Ogniska, Godzina Światła, kierownik duchowy. Ważne, żeby wybrzmiało, że to Bóg jest ostatecznym celem, a skauting prowadzi nas do świętości. Ale Bóg działa także przez ludzi!

    Ciągłe skupianie się na powinnościach i obowiązkach związanych z formacją może przytłoczyć. Więc nie zaniedbujmy także integracji w życiu Ogniska. Może warto czasem zorganizować spotkanie, którego celem będzie po prostu zacieśnianie więzi pomiędzy dziewczynami. Bo najlepsze, co przewodniczki mogą w Ognisku dostać, niezależnie od etapu formacji, to po prostu dobre, trwałe relacje.

    Skauting opiera się przecież na relacjach. To one sprawiają, że chcemy iść na wędrówkę, prowadzić jednostkę i być w Ognisku. Oczywiście Interesem może być chęć przeżycia przygody lub zobaczenia konkretnego miejsca, ale to, co najbardziej pociąga dziewczyny to właśnie łączące je więzi. Gdy jesteśmy w gronie, w którym dobrze się znamy i czujemy, nawet niewygodne warunki i trudności nie będą czymś, co nas zrazi. Tak samo przy prowadzeniu jednostki: jeśli szefowa wie, że ma się do kogo zwrócić po pomoc (i nie będzie się bała tego zrobić), jako Szefowe Ogniska możemy być spokojne, że nie odejdzie ze skautingu przy pierwszym kryzysie czy problemie, a myślę, że niestety każdy z nas słyszał już o takich sytuacjach. A rozbijało się właśnie o relacje.

    I żeby sprecyzować sprawę, nie namawiam do rezygnacji ze spotkań formacyjnych Ogniska i zamieniania go tym sposobem w zwykłą grupę koleżanek. Po prostu w naszym skupieniu na formacji (która jest bardzo ważna!), nie warto zapominać o integracji pomiędzy dziewczynami, i to nie tylko w tym w wędrówkowym wydaniu. Bo jeżeli mamy możliwość dodatkowego wzmocnienia więzi pomiędzy sobą, co zaowocuje lepszą pracą szefowych z jednostkami, lepszą atmosferą w Ognisku i nowymi przyjaźniami w życiu każdej z dziewczyn, to dlaczego tego nie robić?

    Fot. na okładce: Julia Szulc

    Katarzyna Mroczko


    Przewodniczka, Hufcowa i Szefowa Ogniska w Chełmie. W skautingu od 11. roku życia. Poznała każdą gałąź, a czerwoną i żółtą ukochała sobie najbardziej. Pasjonują ją relacje, spotkania z ludźmi i wędrowanie, nie tylko to myślami. Lubi czytać, tworzyć we wszelakiej formie i zgłębiać tematy związane z psychologią i prawem.