Więcej kochać (1929) – o. Jakub Sevin SI

W trwającym wciąż okresie Bożego Narodzenia, a także jako przesłanie na rok 2021, przypominamy słowa o. Jakuba Sevin, które skierował on do szefów skautowych w roku 1929.

Jednocześnie życzymy wszystkim naszym czytelnikom wszelkiego błogosławieństwa i wielu łask Bożych w nowym roku!

List o. Jakuba Sevin do szefów skautowych
Więcej kochać
1929
 
 
Wszystko zapowiada, że rozpoczynający się rok będzie wspaniałym rokiem. Z mgieł jego poranka wyłaniają się trzy szczyty: Rzym, Orlean i Birkenhead[1]. W ich kierunku zwracają się wszystkie oczy i serca. 
Miłość do Papieża, tego Papieża, który tak bardzo kocha wszystkich skautów, który tak kocha Francję i którego powinniśmy wspierać, szczególnie miłować i pocieszać, my, którzy przyrzekliśmy służyć Kościołowi najlepiej jak potrafimy. Zwłaszcza w tych dniach, gdy wielu młodych Francuzów chce być dla Kościoła tylko synami zbłąkanymi i zbuntowanymi.
Miłość do Francji, „wielkiej ziemi” i kraju św. Joanny, który zawdzięcza jej zachowanie istnienia, wiary i jedności narodowej, i który chce wokół niej i jej sztandaru gromadzić swoje dzieci w jednym wiecznym i świętym uścisku. 
Wreszcie miłość do wszystkich naszych braci skautów, która rozkwitnie podczas nadchodzącego Jamboree, a która wypływa z pokładów braterstwa młodych. Tam „nie będzie już Greka ani poganina”, gdzie wszystkie warstwy społeczne i wszystkie rasy wymieszają się pod okiem jedynego Ojca w niebie.
Czyż to wszystko, moi drodzy szefowie, nie przemawia do nas wystarczająco dobitnie? Aby ten 1929 rok był rokiem wyjątkowym, rokiem wspaniałym, trzeba by rozświetlił się on całkowicie tą wspaniałością Boga, która zwie się miłością.
 
Chcę mówić wam o miłości takiej jaka ma królować w nas i między nami. W 1927 roku pisałem do was: „Najpierw myśleć”. Dziś dodaję: „Więcej kochać”.
 

Miłość można rozumieć w dwojaki sposób: z perspektywy Boga i bliźniego. W ten właśnie sposób program na ten rok łączy się z programem roku poprzedniego. To, co ostatecznie stanowi o naszej  wartości, to poziom miłości do Boga, moc i bogactwo stanu łaski oraz nasz faktyczny wiek – korzystny ciężar doświadczenia życiowego – czyli całość wspaniałych dni przeżytych w przyjaźni Bożej. Chrześcijanin, który jest skautem, nie może być dobrym skautem, jeśli nie jest dobrym chrześcijaninem. A cóż to za chrześcijanin, który spędza większość swojej egzystencji w otwartym konflikcie, lub też w ciągłych buntach i powrotach do swego Mistrza, któremu służbę chyba tylko udaje?
 
 
Tutaj ujawnia się prymat duchowości, którego nie mamy prawa ignorować. Podczas licznych egzaminów zadaje się Wam pytanie: W jaki sposób masz zamiar zabiegać o utrzymanie swoich skautów w stanie łaski uświęcającej?(Oczywiście zasadnicza rola w tej kwestii przypada duszpasterzowi.) Częste stawianie sobie tego pytania jest konieczne nie tylko dla tych, którzy jeżdżą na wyższe stopnie kursów dla drużynowych i przygotowują swoją odznakę leśną[2]. Czyż nie jest to nasza pierwsza powinność: pomóc powierzonym Wam duszom żyć życiem blisko Boga? To jest właśnie źródło ponadnaturalnego piękna widniejącego na twarzach tylu skautów. W Was również, w Was szczególnie powinno cudownie kwitnąć to piękno. I najlepszą odpowiedzią na wyżej zadane pytanie wcale nie jest następująca: „Móc zawsze spojrzeć w oczy moim skautom”. To nie jest wystarczająca motywacja.
 
Chciałbym zachwycić Was i waszych skautów tym właśnie stanem łaski. Znam takich, którzy przysięgają, że pozostaną w stanie łaski i w ten sposób pomagają Bogu. Dlaczegóżby nie? Nie przeszkadza to przecież powiedzieć pokornie za Joanną D’Arc: „Jeśli nie jestem w stanie łaski, Bóg mnie do niej doprowadzi. Jeśli zaś trwam w łasce, to Bóg mnie w niej utrzyma”. Nasza droga święta dobrze wiedziała kogo się trzymać!
 
Czyż to nie jest łaska nad łaskami i czyż codzienna modlitwa szefa skautowego nie pobrzmiewa słowami wypowiedzianymi przez Boskiego Mistrza po Ostatniej Wieczerzy: „Nie proszę, abyś ich zabrał ze świata, lecz żebyś ich zachował od zła”.
 
 
Prawo skautowe, które nie jest „słabą podróbką ducha ewangelicznego”, stoi na szczycie najlepszych możliwych środków, które są nam dane, byśmy pomogli w tym zachowaniu naszych młodych od zła. Nie obawiajcie się, że zbyt silnie je zaakcentujecie, albo że zbyt głęboko wejdzie ono w dusze waszych chłopców. W ostatnim czasie prawo skautowe było przedmiotem niedorzecznych ataków. Niektórzy  mają skłonność do traktowania go jako zbiór przepisów dotyczących tego co zewnętrzne i powierzchowny regulamin. Ci sami są skłonni nawet dodać, że warto oprawić je przyzwoicie, powiesić nad łóżkiem, w dobrym tonie jest zacytować je od czasu do czasu, gdyż jest ono częścią naszego ruchu…
 
Ale tu chodzi o coś zupełnie innego! Prawo skautowe, tak jak cały nasz skauting, jest środkiem do służby Bogu.Jest po to, aby lepiej Mu służyć. Tak jak reguły wszelakich grup religijnych i wspólnot, których wspólnym celem jest budowanie elit. Bez prawa nie bylibyśmy skautami – nigdy za wiele przypominania tego faktu tym, którzy przyrzekli go przestrzegać. Jednak przypominając im o tym najważniejszym obowiązku, nie można pozwolić sobie na zeświecczenie tego prawa, jak bardzo nam drogiego. Dokładamy starań, by go przestrzegać, ponieważ tak przyrzekliśmy, jasne, ale przede wszystkich dlatego, że przyrzekliśmy to Bogu. To Jemu daliśmy słowo i Jemu danego słowa dotrzymujemy, wiedząc, że nic nie możemy bez Jego łaski. Wypełniamy zatem dzieło miłości i poprzez miłość. Zawsze uważałem, że skaut, który składa swoje przyrzeczenie po uprzednim należytym przygotowaniu, dokonuje doskonałego aktu miłości.
 
A nasz bliźni? Ten bliźni tak liczny w ogromnej rodzinie skautowej? To dla nas honor, że możemy używać pięknego pojęcia brat w odniesieniu do nas jako chrześcijan, oczywiście nie czyniąc z tego słowa oficjalnego ani administracyjnego zwrotu. Powinniśmy być z tego tyleż dumni, co szczęśliwi. Czy jednak wystarczająco wgłębiamy się we wszystko, czego ten tytuł od nas wymaga? Czy jest on wystarczająco rzeczywisty, wystarczająco głęboki, wystarczająco ponadnaturalny?
 
 
Zaciekawiła mnie jedna rzecz. Przypomnijcie sobie, jak, w ostatnich latach, wielkiej radości doświadczaliśmy dostrzegając na chodniku, w tramwaju, czy w pociągu spiżowy krzyż skautowy wpięty w ubranie nieznajomego? Przechodził przez nas wtedy dziwny dreszcz: podchodziliśmy i rozpromienieni wymienialiśmy pozdrowienie skautowe, ciesząc się możliwością zasalutowania trzema palcami. Elegancki licealista przechodził przez ulicę, by uścisnąć szorstką dłoń robotnika, i zostawali przyjaciółmi na zawsze.
A teraz? Przyzwyczajenie, ciągły wzrost liczebny. Zdarza się, że nie pozdrawiamy się, a jeśli nawet, to z obojętnością. Nieznany skaut pozostaje nieznanym, a szefowe, i to zarówno wilczków, jak i harcerek, czują się czasem traktowane jak obce osoby. Gdybyśmy jednak znali radość, którą można wlać w serce poprzez serdeczny uścisk dłoni młodszego brata skauta spotkanego w metrze w stroju roboczym; poprzez serdeczne pozdrowienie, dobrze wykonane, oraz w odniesieniu do szefowej poprzez szczególną uprzejmość wynikającą z więzi braterstwa…Czyż kurtuazja nie jest kwiatem braterskiej miłości?
 
To wszystko jednak są jedynie zewnętrzne oznaki. Miłość, szczególnie w gronie szefów, powinna mieć większą głębię. Miłość to stać się jednym, lecz pozostając nadal dwoma osobami. Czy jako szefowie z jednego miasta potrafimy współpracować i tworzyć wspólne akcje naszych drużyn? Czy znasz drużynę z sąsiedniej dzielnicy? Ile razy w roku Twoja drużyna spotyka się z jakąś inną? Wreszcie, skautmistrzu, czy znasz dobrze swoich podopiecznych? Czy zauważyliście kiedyś tę zabawną niekonsekwencję: wymagamy od drużyn i skautów, aby stawali się silnie zindywidualizowani, wspieramy wszystkie zdrowe kierunki rozwoju ich osobowości, ale jak tylko ktoś różni się od nas, krytykujemy!
 
Dbajmy zatem, jak to mówi św. Paweł, o zachowanie jedności ducha, zachowując pokój, który nas jednoczy[3].Nie ma różnych kategorii szefów: ważniejszych i mniej ważnych. Sam fakt istnienia hierarchii nie zmienia tego. Posiadanie kolejnych stopni kursów skautmistrzowskich nie powinno negatywnie wpływać na jedność między nami. Istnieją szkolenia dla szefów, jednak nie powinno być nigdy odrębnych „szkół” pośród szefów. Takie „szkoły” jednak powstaną, nawet wbrew waszej woli, jeśli tylko pozwolicie, aby przesadne sympatie i zachwyty zaczęły tworzyć ekskluzywne kluby stawiające w opozycji wobec siebie niektórych z Waszych szefów: „Ja jestem Pawła, a ja Apollosa, ja jestem Kefasa” mówili chrześcijanie w Koryncie, a Paweł musiał im przypominać: „Jesteście wszyscy Chrystusa!”. Tak samo i my, Skauci Francji. Umiejmy zatem kochać bez konfrontowania się wzajemnie: „kochać, to znaczy przestać więcej się porównywać”[4].
 
Skauci Francji, na przednówku Jamboree spójność narodowa pomiędzy naszymi drużynami powinna być jeszcze bardziej widoczna. Tutaj z przyjemnością zacytuję słowa jednego z szefów z Paryża:
 
 
„Będąc skautami nie jesteśmy ani trochę mniej Francuzami. Ciekawie jest dostrzec, że nawet w naszym skautingu potwierdza się ta ironiczna, trudna do określenia różnica pomiędzy Paryżem i prowincją. Czy nie byłoby dobrze, aby nasza wspólnota zachowała pełnię pierwotnie nadanego jej kierunku i aby stworzyła ciaśniejsze i bardziej serdeczne relacje pomiędzy naszymi drużynami z Paryża i prowincji? Trzeba pokazać paryżanom skauting z prowincji, którego często nie znają i traktują go jakby był pośledniej wartości. Z kolei skautom z prowincji trzeba pokazać skauting paryski, z którego nieco się podśmiewają i traktują jak skauting w pantofelkach… lub raczej w lakierkach. Oczywiście skauting tu i tam jest w trochę inny sposób praktykowany. I to właśnie dlatego w interesie wszystkich i z korzyścią dla wszystkich byłoby lepsze wzajemne poznanie się. Niech wiele drużyn z Paryża i obozuje z drużynami z prowincji: efektem będą owocne doświadczenia, jedni od drugich wiele się nauczą, stworzą się relacje pomiędzy szefami i zastępowymi oraz z pewnością idea skautingu będzie się rozwijać w nas wszystkich. Zbratane drużyny pomimo dystansu je dzielącego będą sobie pomagały duchowo i materialnie, a po upływie roku pracy będą się spotykały na kolejnym wspólnym obozie letnim, w jeszcze bardziej zażyłym braterstwie. Czyż to nie byłby wspaniały skauting?”
 
Znowu miłość… Tak, z pewnością! Pójdźmy dalej. Nie przypisujmy skautingowi charakteru wyspiarskiego tylko dlatego, że zrodził się na pewnej małej wyspie, Wielkiej Brytanii. Niech skauting w parafii, w mieście i w kraju nie pozostaje odseparowany od innych dzieł, jakby je ignorował, lub akceptował bycie ignorowanym przez nie. Dowiadujcie się, co się dzieje wokół was, poza wami. Poznawajcie wszystkich ludzi. Rozmawiajcie ze wszystkimi. Służcie wszystkim. Więź i miłość. Więź przez miłość.
 
 
Z tego punktu widzenia jest rzeczą znakomitą, że pójdziemy do Rzymu, pomieszani z tłumem pozostałych młodych pielgrzymów, być może pozbawieni naszych mundurów. Papież tego nie potrzebuje by nas rozpoznać! Z tej wyprawy do stolicy apostolskiej, na którą liczę, iż udacie się bardzo licznie, wrócicie wzmocnieni na duchu, z sercem jeszcze bardziej wypełnionym entuzjazmem i miłością: bardziej katoliccy, bardziej też zdolni zrozumieć wspaniałe spotkanie, jakim będzie Jamboree. Tam również nasze miłosierdzie powinno promieniować na miasteczko namiotów zamieszkane przez 50 tysięcy obozujących. O tym jednak będziemy mieli jeszcze okazję mówić. Tymczasem zauważam, że moje słowa wydłużają się w nieskończoność.
 
Rok 1928 przyniósł nam duży postęp w jakości organizacji ruchu. Haec oportuit facere[5]. Cieszmy się osiągniętymi rezultatami oraz poprzez naszą dokładność, naszą dyscyplinę, naszego ducha służby narodowi, pomagajmy w osiąganiu jeszcze większej doskonałości. Oby rok 1929 przyniósł nam dwa razy większy progres organizacyjny poprzez wzrost w Miłości Chrystusa. Zarówno koleżeństwo, jak i nawet pewien rodzaj braterstwa są w stanie wytworzyć się między nami bez Chrystusa, bez Jego miłości i bez dostrzegania Jego oblicza w naszych braciach. Jeśli jednak zrozumiemy tę miłość, moi bracia, jakaż zmiana dokona się w naszych życiach, naszym apostolacie i naszym skautingu.
 
Wspólnota trosk, jedność metody, pokrewieństwo intelektualne – wszystko to jest marnością w porównaniu z więzami duchowymi, którą tworzy żywa i promieniująca Komunia Świętych. Modlicie się za swoje drużyny, ale dlaczego słowa modlitwy skautowej napisane są w liczbie pojedynczej? Nie mówimy przecież: „Naucz nas dawać, a nie liczyć”, lecz „Naucz mnie dawać (…)”. W tym roku, w którym udamy się do Rzymu, Rzymu, w którym brakuje naszych braci, postarajcie się modlić codziennie o odrodzenie skautów katolickich we Włoszech i by Jamboree, które będzie opłakiwać ich nieobecność, doświadczyło kiedyś ich obecności żywej i tryumfującej. Na każdym ognisku obozowym módlmy się za cały ruch skautowy na całym świecie, a zwłaszcza za tych, którym brakuje prawdziwej wiary, aby za naszym wstawiennictwem otworzyli oczy na Światło, którego nic nie zdoła przysłonić. Do modlitwy wiernych dodawajmy każdego miesiąca modlitwę za miliony naszych braci i około milion naszych sióstr – harcerek: razem tworzymy całkiem sporą rodzinę! Poprzez miłość, jakkolwiek daleko by nie byli, zawsze jesteśmy w stanie do nich dotrzeć. Miejcie zatem, moi bracia, serca otwarte tak szeroko, jak szeroki jest świat.
 
Jeśli zatem ta pełna miłość się w Was rozwinie, zostaniecie prawdziwie szefami: godnymi braćmi i siostrami tej, w której Francja już od 500 lat czci pierwszą „drużynową”[6]. Ona mówiła, że przysłał ją Pan Nieba, by „przyniosła pocieszenie biednym i nieszczęśliwym”. Pociągała ludzi swoja radością, dobrocią, tą atmosferą ponadnaturalności, którą roztaczała wokół siebie i która otaczała ją niczym niewidzialna aureola. Przy niej grzech wydawał się niemożliwym… Czym były te wszystkie znaki, jeśli nie właśnie promieniowaniem miłości, które uczyniła ją świętą? I takie jest nasze życzenie składane wszystkim Wam: szefom i szefowym w ten jeden z pierwszych poranków nowego roku. Niech miłość do Boga i do ludzi, w duchu św. Joanny d’Arc i w duchu naszego Pana Jezusa wzrastała w nas ku wspaniałości doskonałej czystości, sit splendor Domini super nos[7], a cała armia Skautów i Przewodniczek Francji niech idzie z tym samym rozmachem i jaśniejącymi duszami na krucjatę honoru, oddania i czystości ku Chrystusowi, naszemu Mistrzowi.
 
 
Tłumaczenie: Grzegorz Waligórski
Redakcja i korekta: Błażej Marzoch, Paweł Czuba
 

[1] Mowa o trzech ważnych wydarzeniach roku 1929: pielgrzymce Skautów Francji do Rzymu, obchodach 500-lecia wystąpienia Joanny D’Arc w Orleanie, oraz nadchodzącym Jamboree w Birkenhead.
[2] Chodzi o odznakę dwóch drewienek, którą skautmistrzowie otrzymują wraz ze specjalną chustą (obecnie żółta, zielona lub szkocka chusta).
[3] List św. Pawła do Efezjan, 4, 1-3.
[4] Bernard Grasset, Remarques sur l’action.
[5] Haec oportuit facere et illa non omittere = To zaś należało czynić, a tamtego nie opuszczać (Mt 23, 23).
[6] Ona jest pierwszym Jeźdźcem
Ale wszystko to uczynił Bóg, który dał jej
Taką siłę, większą niż Hektora i Achillesa
(Christine de Pisan o Joannie D’Arc)
[7] Niech światło Pana spoczywa na nas.
 
 
Prawo Szefa
 
1. Szef jest skautem.
2. Szef jest szefem.
3. Szef ma zawód.
4. Szef najpierw myśli, potem mówi, a zawsze się modli.
5. Szef ma Przybocznego i Zastępowych.
6. Szef potrafi zachęcać i umie dziękować.
7. Szef ma zdrowy rozsądek i jest poetą.
8. Szef wierzy, że rzeczy się wydarzą, a one się wydarzają.
9. Szef ma 21 lat – i się nie starzeje.
10. Amen.
 
 




Ojciec Jakub Sevin SI
„Le Chef”, marzec 1929

Archiwum


Konto wpisów nieprzypisanych do nikogo bądź wpisów stworzonych przed migracją na nową stronę. (głównie wpisy przed 2020)

Skauting dla chłopców: męska przygoda – Michel Menu

Jest to ostatni rozdział książki „Art et Technique du Scoutmestre” („Sztuka i technika szefa skautowego”) autorstwa Michel Menu, wydanej po raz pierwszy w 1965 r.

Michel Menu (1916-2015) – uczestnik francuskiego ruchu oporu (walczył między innymi pod Dunkierką), inżynier, doktor psychologii i nauk politycznych, w latach 1947-1956 r. namiestnik harcerzy (chłopców w wieku 12-17 lat) w ramach Scouts de France, odnowiciel metody harcerskiej według założeń Baden-Powella, twórca wyzwania Raider scout, które stało się impulsem do ilościowego i jakościowego wzrostu skautów katolickich we Francji (od 1949 do 1953 r. poziom Raider scout osiągnęło 220 francuskich drużyn), twórca samodzielnych zastępów działających od 1951 r., organizator wielkich obozów i zlotów harcerskich (podczas jednego z nich 700 zastępów zdecydowało się wziąć udział w misji stworzenia drużyn w nowych miejscach), propagator tzw. „skautingu misyjnego”, mąż i ojciec pięciorga dzieci.
Pisząc tę książkę nie zamierzałem pod żadnym pozorem stwarzać zwodniczo pozory, jakoby sam skauting był w stanie powstrzyma dryf kontynentów… czy nawet dryf kultury. To byłoby szydercze i pogardliwe dla waszej inteligencji. Ale byłoby jeszcze bardziej godnym pogardy pozwolić wam uwierzyć, że nic z tym nie możecie zrobić! Przynajmniej, jeśli chodzi o dryf kultury…
Przy użyciu narzędzia jakim jest skauting, jak prymitywne by ono nie było, przeprowadzamy operację na człowieku, na ludziach z prawdziwą skutecznością. Skautmistrz[1], który bierze odpowiedzialność za drużynę, może być pewny, że los świata w jednej miliardowej jest na moment w jego rękach[2]. A jedna miliardowa z naukowego punktu widzenia to już ogromna liczba! Czyż to nie całej ludzkości pomagamy rozwijać się, od chwili, w której wychowujemy jednego z jej przyszłych budowniczych? I czyż nie oświecamy całej ludzkości, gdy przekazujemy jej… skauta niosącego światło[3]?

Wychowanie jest najczystszym, najużyteczniejszym i najbardziej przyszłościowym powołaniem. Jest o wiele więcej mężczyzn niż sobie wyobrażamy, którzy byliby w stanie odpowiedzieć na powołanie do służby Skautmistrza. Mam na myśli mężczyzn między 25 a 30 rokiem życia, a nawet starszych, którzy jednak pozostali wystarczająco młodymi, żeby zrozumieć ukryte aspiracje dzisiejszego młodego Daniela[4] i wystarczająco dojrzałych, żeby obudzić w sobie… przenikliwość. Czy w Europie nie ma milionów kierowników? Dlaczego więc czasami brakuje nam Skautmistrzów? Znajdujemy u niektórych z pewnością dobre chęci, ale obawiają się oni, że skauting ich przesadnie zaangażuje i że nie pozwoli im „żyć własnym życiem”. Są trzy kryteria, które pomogą im rozeznać, czy mają powołanie do bycia Skautmistrzem.

Pierwsze kryterium jest sine qua non. Nie można go ominąć. To zdolność do… miłości! Miłości do życia w rozkwicie, miłości do młodych. Nie do młodych postrzeganych jako masa socjologiczna, ale do młodych z krwi i kości, którzy przechodzą obok nas pełni niepokoju ściskającego żołądek i do których wystarczyłoby być może mrugnąć okiem lub kopnąć ich w tyłek, żeby zaangażowali się zwycięsko w wielką grę zwaną życiem zamiast schodzić z dobrej drogi w ślepe uliczki.
Ponadto, trzeba posiadać gruntowny zmysł praktyczny, od urodzenia lub szybko wypracowany później. Nie trzeba znać się na rolnictwie, żeby zostać Skautmistrzem, pod warunkiem jednak, że nie będziemy należeć do tych, co ciągną stokrotki, chcąc, żeby szybciej rosły. Praktyczny wychowawca nie jest nerwowy, tylko cierpliwy i wie, że potrzeba 5 czy 6 lat, żeby przejść przez okres dorastania i że trzeba przez ten czas plewić i podlewać bezustannie, czekać i czasami przycinać gałązki, zanim pojawi się owoc.
W końcu, żeby być efektywnym Skautmistrzem, trzeba to lubić! Lubić z pewną dozą namiętności, tak jak inni lubią polowanie czy tenis. Chłopcy wyczuwają z odległości 500 metrów „życzliwą duszę, która chce ich dobra”, ale która odczuwa strach na widok siekiery lub kompasu. Można z pewnością spotkać Skautmistrzów, którzy angażują się w harcerstwo z poświęcenia. To niezwykle poruszające! Znałem takich, którzy dawali dowód „przykładnego ducha ofiarności”, tak jak pielęgniarki, które z litości poślubiają swoich pacjentów. Ale trzeba to powiedzieć wprost, powołania z pasji są mniej męczące niż powołania związane z heroicznym poświęceniem.

Otóż, człowiek może mierzyć 1,60 albo 1,90, ważyć 70 lub 100 kilo, być ślepym jak kret i… fałszować, ale jeśli łączy wszystkie powyższe kryteria, nawet jeśli tylko potencjalnie, to jest obiecujący jako Skautmistrz. Jego wiek nie ma wcale znaczenia. Pomiędzy 20 a 50 rokiem życia możemy być Skautmistrzem doskonale operacyjnym! Skauting w rzeczywistości potrzebuje mężczyzn dobrze znających życie, którym zawód dał pewność, doświadczenie i rozwagę, mężczyzn, których rozpromienia miłość do żony, a ich ojcostwo sprawia, że wzrastają.

To nie brak czasu i pieniędzy sprawia, że miliony chłopców nie mają swoich Skautmistrzów, ale rodzaj letargicznego odrętwienia, które może opętać człowieka, kiedy zamiast rozwijać poprzez czyny pełną siłę swojego wieku, spędza czas na kanapie. Cały więc obrasta w tłuszcz i potrzeba aż sześciu ludzi, żeby go zanieść na cmentarz!
Ileż ja widziałem tych wybitnych i obiecujących chłopców w wieku 19 lat, tych młodych stworzonych po to, żeby rozsiewać wokół radość życia, tych apostołów napędzanych ewidentnie przez łaskę, którzy w przeciągu 2-3 lat zatracają swoje ciało i duszę w małżeństwie. Wszystko przez to, że pomylili miłość z kawałkiem złota lub „talentem”, który trzeba było zakopać w ziemi, chroniąc przed dostępem powietrza. Ileż to ja znałem tych młodych par, rozpalonych w dniu ślubu, którzy zamiast razem wzrastać i doskonalić się wzajemnie, popychać jeden drugiego w stronę szczytu, zamykali się w swoich bunkrach! Dlatego, że pomylili oni miłość z systemem… redukcji głów lub podporządkowaniem sobie jednego przez drugie.
Możemy uciec od tej przedwczesnej starości, tylko jeśli zdołamy wykroić dla siebie chwilę wolności, nawet jeśli miałoby to być tylko kilka godzin w ciągu roku, w których będziemy mogli zadać sobie prawdziwe pytanie o sens życia, o sens… swojego życia! Niektórzy, szukając odpowiedzi, udają się na tydzień rekolekcji do klasztoru lub do Foyers de charité[5]. Inni wyruszają na 8-dniową wędrówkę razem z Goums[6]… na pustynię. To są właśnie doświadczenia obowiązkowe do przeżycia, i to nie jeden raz, skoro mamy całe życie przed samą!

Kiedy jesteśmy w związku małżeńskim i w pełni angażujemy się w obowiązki codziennego życia, podjęcie funkcji w skautingu wymaga oczywiście, żebyśmy umieli balansować ze swoimi planami, kierując się niezaprzeczalną i trwałą hierarchią priorytetów: najpierw oczywiście rodzina, potem zawód i działalność apostolska. Ale, jak pokazuje doświadczenie, możemy pogodzić te trzy zadania jednocześnie. Głęboki rozwój, stały wigor, jaśniejący blask miłości małżeńskiej nie wykluczają się z Ofiarowywaniem się innym.
Jeżeli chcemy przemienić nasze życie w życie apostolskie, musimy być gotowi na poświęcenie, którego nie sposób uniknąć, i rezygnować ze zbytecznych rzeczy. Ale trzeba przede wszystkim, żeby małżonkowie nie mylili miłości z hibernacją. Miłość jest jak ziarno gorczycy, które w zależności od troski jaką je otoczymy, może stać się ogromnym drzewem lub obumrzeć w ziemi. Można pielęgnować to ziarno na wiele sposobów, każda rodzina ma swój własny, ale nigdy nie może się to odbywać przez pomnażanie dwóch oziębłości lub dwóch przeciętności.
Mężczyźnie potrzeba ogromnego morza… do zmagania się z nim, stałych lądów… do odkrywania oraz zwycięstw… nad fatalizmem. Aby pozostał młodym, trzeba mu przygód na szerokich wodach. A żonie potrzeba mężczyzny… młodego!

Własny dom oparty na solidnych fundamentach buduje się w społeczeństwie, w konkretnej miejscowości i w Kościele. Dwóm małżonkom, stanowiącym jedno, potrzeba otwartych drzwi, otwartych rąk i otwartego serca. Kiedy patrzą na siebie, mają powód, żeby być szczęśliwymi i jest to szczęście, które nie blednie jak włosy wraz z upływem czasu. A kiedy my patrzymy na nich, nie widzimy przygnębienia i strachu przed zbliżającą się śmiercią.
W tym wtajemniczeniu, jakim jest drużyna harcerska, w pewnej oddaleniu od rodziny i szkoły, młodzi ludzie potrzebują kogoś, kogo będą mogli pokochać! Dobrowolnie, z własnego wyboru. Potrzebują człowieka, w pełni dojrzałego, który kochając skauting, zarazi ich tą miłością, potrzebują kogoś, kto kochając prawo harcerskie, sprawi, że pokochają je, tak jakby to było prawo każdego człowieka.
Pewnego pięknego wieczoru, drużynowy przybył na czuwanie modlitewne drużyny w Święto Zesłania Ducha Świętego ze swoją młodą żoną przy ramieniu. Była trochę zdziwioną brunetką. Chłopcy patrzyli na nią jak na objawienie. Pokochali ją od razu, od pierwszego wejrzenia, nie wiedząc, dlaczego. Pokochali ją jako tą, która „użyczyła” im tego człowieka, z którego powodu oni są tak dumni, że mają takiego Skautmistrza, który dzieli się z nimi swoim życiem szczęśliwego człowieka. Tak naprawdę, to żaden komunikat nie niesie za sobą ważniejszej treści niż przekaz szczęścia. Kiedy przybliżymy się do szczęścia w „żywej formie” w takim człowieku, bardzo szybko odkryjemy jego źródło w Tym, który jako jedyny może zmienić naszą doczesną ociężałość w łaskę zmartwychwstania.
Czyż nie jest kluczowym celem wszystkich aktywności w skautingu, żebyśmy wszystkim tym, którzy marzą o zostaniu „nosicielami Światła”, przekazywali Wiarę, która uczyni z nich autentycznych skautów niosących Światło?
A teraz?
Moi przyjaciele Skautmistrzowie, którzy czasami czujecie się tak zmęczeni, że chcielibyście przekazać swoją służbę komuś innemu, pozwólcie, że jako końcowy przekaz, dam wam jedną radę. Jeżeli chcecie zachować wasz młody zapał do niesienia Wiary wbrew wiatrom i burzom, miejcie oczy szeroko otwarte na swoje życie usłane różami, gdyż zawsze jest ryzyko, że to wszystko może się zawalić!

Zanurzcie się od czasu do czasu w kłębowisku młodych ludzi, wychodzących z liceum lub w pociągu, który zabiera zbłąkanych chłopaków do najbiedniejszych dzielnic. Wypada zrobić ten typ ćwiczenia bezpośrednio, bez żadnej osłony, tak, żeby dotknąć najciemniejszych zakamarków duszy…
Wybierzcie się na imprezę do klubu w jakiś sobotni wieczór. Jeśli zostaniecie tam przynajmniej dwie godziny, zrozumiecie z pewnością co może wywoływać u nastolatków „zamęt, zawroty głowy i lęk przed… nicością”.
Raz albo dwa razy w roku, w niedzielne popołudnie, zapuście się rowerem na powolną przejażdżkę na przedmieścia… Albo jeszcze lepiej, powróćcie do starych filmów takich jak: „Zapomniani” (Los Olvidados), czy „Buntownik bez powodu”. Przeanalizujcie twarze młodych w „West Side Story”.

To właśnie tutaj widać twarze mężczyzn, zbliżających się do trzydziestki. Niektórzy z nich przeszli już służbę wojskową, przeszkolenie z użycia broni i nauczyli się jak zabijać „nie patrząc”. Inni przeszli już zwycięsko przez obiecujące konkursy. Wielu zalecało się do „amazonek” na skuterach albo dali się zwieść wieczorowym akrobatkom. Ale ilu z nich będzie całkowicie głuchymi i ślepymi?
Z pewnością za 15 czy 20 lat nasze samoloty będą latały jeszcze wyżej, ulice naszych miast będą jeszcze szersze, będziemy manipulować naszymi genami z większą przemyślnością i etyką, ale czy ten świat, który będzie się kręcił coraz szybciej nie stanie się wielką areną cyrkową dla wzbogaconych proletariuszy? Czy to wszystko pomniejszy choć o jedną miliardową pytanie czy życie Człowieka ma większe znaczenie aniżeli śmierć?
Jeśli niektórzy ludzie patrzący dalejnie przekażą Wiary chrześcijańskiej młodym pokoleniom, w momencie, w którym są one w fazie pełnego rozwoju, gdzież będą one szukać Nadziei, która uzdrowi ich z tego okropnego zamiłowania do nicości, które tak często hamuje ich rozwój?
Jeśli teraz krzyk rozpaczy młodych ludzi, nie wystarcza wam do podniesienia się z miejsca i stanięcia na baczność, możecie jeszcze raz przeczytać fragmenty z Pisma Świętego: Łk 9,46 i Mk 9,38… Niedaleko od Góry Tabor, w Palestynie, niedługo przed Przemienieniem, nazajutrz po dniu, w którym Jezus zapowiedział swoją śmierć krzyżową, w czasie wielkich cudów, wybuchła między Apostołami sprzeczka o to, czy w Królestwie Bożym będzie hierarchia miejsc i kto w ostateczności będzie najważniejszy. Otóż, Ten, który umiłował życie, i jakże mógłby go nie umiłować, skoro sam jest prawdziwym. Życiem, zmęczony naszym hierarchizowaniem, wyciąga ręce w stronę małego żydowskiego chłopca, z pewnością ubrudzonego. Ciągnie go łagodnie za kaptur, żeby go przyprowadzić do siebie jak na namaszczenie. I w wielkiej ciszy jego Słowo rozbrzmiewa tak: „To dziecko jest największe w Królestwie Niebieskim”. I żeby to bezimienne wyróżnienie zapisało się w naszej pamięci aż do końca świata, oświadcza: Kto by to dziecko przyjął w imię moje, Mnie przyjmuje”. Jeśli wzięliśmy sobie te słowa do serca, nawet tylko jeden raz w życiu, to zostaniemy młodzi przez… przynajmniej 50 lat, a Skautmistrzami na długo.
Tłumaczenie: Anna Latoch

[1] Wszędzie tam, gdzie użyto sformułowania „Skautmistrz”, chodzi o francuskie słowo Scoutmestre(dosłownie po polsku „skautmistrz”), które w istocie oznacza szefa jednostki, takiego jak Akela, drużynowy czy szef kręgu. Nie należy mylić tego słowa z polskim pojęciem „harcmistrza” oznaczającym jeden ze stopni w rozwoju pedagogicznym. Francuskie Scoutmestrejest tożsame z angielskim słowem scoutmasterużywanym przez Baden-Powella i oznaczającym po prostu drużynowego. Stąd chociażby tytuł jego książki „Wskazówki dla skautmistrzów”, które są podstawowymi wskazówkami dla drużynowych.
[2] Pogrubienia, kursywy i początkowe wielkie litery wyrazów są zgodne z wersją wydawcy.
[3] Mamy tu do czynienia z trudna do oddania grą słów, ponieważ jedno z określeń skauta we Francji brzmi éclaireur, co oznacza „niosący światło” lub „oświecający”. Francuzi stosują zamiennie słowo scout (skaut) i éclaireur, tak jak Polacy co do zasady zamiennie stosują skaut i harcerz.
[4] Odwołanie do biblijnej postaci Daniela proroka.
[5] Foyers de charité – dosłownie: Domy Miłosierdzia, są to wspólnoty, założone przez Martę Robin, które na podobieństwo pierwszych chrześcijan żyją razem i dzielą wspólnie wszystkie dobra i umiejętności. Ich głównym celem jest krzewienie Nowej Ewangelizacji, między innymi poprzez organizację rekolekcji.
[6] „Les Goums” to 8-dniowe wędrówki po pustyni, adresowane do młodych między 20 a 35 rokiem życia, zorganizowane pierwszy raz w 1969 roku przez Michela Menu, jednego z twórców skautingu katolickiego.

Archiwum


Konto wpisów nieprzypisanych do nikogo bądź wpisów stworzonych przed migracją na nową stronę. (głównie wpisy przed 2020)

DOM … kilka refleksji na temat hufca i środowiska – Paweł Lochyński HR

Podejmując służbę hufcowego 7 lat temu miałem długofalowy cel: stworzyć środowisko wzajemnej odpowiedzialności, w którym HRzy, przewodniczki i wędrownicy wspierają się wzajemnie, stanowią zespół, grają w jednej drużynie dla dobra wspólnego. Budowę hufca przyrównać można do budowy domu: trzeba najpierw położyć fundament, którym niezmiennie zawsze musi być BÓG, postawić ściany, którymi będą kursy szkoleniowe, dachem będzie wspólnota hufca i parafii, drzwiami i oknami na świat będą Legwany, Watahy, Harce Majowe, Pielgrzymki. Sercem i piecem w domu są szefowie, którzy ogrzewają cały dom swoim zapałem, kominem jest krąg, a ociepleniem – wsparcie i zaangażowanie Rodziców. Wiedziałem, że każdy z tych elementów może funkcjonować osobno, ale … cóż się stanie z zapałem szefów (=piec), jeżeli zabraknie kręgu (=komin)? Jak ogromne musi być wykorzystanie energii szefów (=piec), jeżeli nie ocieplimy ścian i nie wykorzystamy wsparcia Rodziców (=ocieplenie domu)?  

Troska o hufiec jest naszym wspólnym dobrem. Jeśli będzie nam towarzyszyć troska o jednostki naszego hufca, jeśli ochoczo weźmiemy udział w pracy dla dobra innych, owocem będą odpowiedzialność, braterstwo, szczerość, dobrze rozeznane powołania do życia w rodzinie, powielania zakonne.
Troska o hufiec to też otwartość na ludzi, na tworzenie nowych jednostek, na podejmowanie nowej służby. Nie chowa się przecież światła pod korcem, ale na świeczniku, by oświecało domowników.
Myśląc „rozwój hufca” trzeba też myśleć „porządek”. Działać należy w sposób uporządkowany: krąg szefów – krąg młodych – drużyna – gromada. Krąg szefów to przede wszystkim wspólnota i formacja. Krąg młodych to czas intensywnej nauki przez przygodę, czyli jak służyć, jak skutecznie formować samego siebie? Jak stawać się godnym zaufania i odpowiedzialnym szefem? Drużyna będzie silna mocnym drużynowym. Od jego postawy zależy postawa przyszłych szefów – dziś harcerzy. Prosty skauting uczy najwięcej: regularność zbiórek, sumienność w wypełnianiu obowiązków, troska o każdego, umiejętne wprowadzanie nowych w życie zastępu (skaut Anioł, który będzie towarzyszył nowemu członkowi zastępu). I wreszcie gromada: bardzo ważny etap, etap startu w formację. Gromada musi przygotować wilczka do zadań, które czekać go będą w drużynie. Gromada to: dobra pedagogika, zaangażowane wilczki i wystarczająca liczba przybocznych. Gromada powinna składać się w 50% (minimum) z chłopców z terenu parafii, optymalnie ponad 75%. Należy wprowadzić zasadę, że pierwszeństwo do gromady zawsze mają dzieci z parafii, pozwoli to budować poczucie wspólnoty, odpowiedzialności za środowisko lokalne. Trzeba budować trwałe, mocne relacje, pielęgnując sąsiedzkie znajomości, kontakty. Bliskość lokalizacyjna ułatwia bliskość mentalną.
 
Szczep i szczepowi. Głównymi wyzwaniami stojącymi przed szczepowymi są: współpraca z parafią, współpraca ze szkołą, współpraca z rodzicami, budowanie wspólnoty, dbałość o relacje szefowie – Duszpasterze, szczególna troska o wilczki, które przechodzą do drużyny. Jak to zrobić? Przede wszystkim BYĆ, obecność na spotkaniu, zbiórce, chwila indywidualnej rozmowy, uświadamianie młodym, że są potrzebni, że na nich liczymy. Szczep jest niezwykle ważny i potrzebny, pomaga w zmianie myślenia kolorem żółtym czy zielonym. Pokazuje ciągłość, znaczenie każdego etapu, tę ciągłość dostrzegają również Rodzice, znający nie tylko szefa ich syna, ale także innych szefów w szczepie.
Każdy element budowanego domu jest ważny, by zauważyć całość. Jeśli hufcowy widzi całościowo, tak też zaczną dostrzegać skauting szefowie, skauci, ich Rodzice i środowisko lokalne. Skauting jest prosty!
Powyższe refleksje dotyczące hufca nie stanowią bezwzględnej wykładni do zaaplikowania. Stanowią raczej punkt wyjścia do refleksji i przemyśleń. Wybrane wskazówki można wykorzystać, co nie znaczy, że będą one zasadne i możliwe do wdrożenia we wszystkich środowiskach.
Paweł Lochyński HR od 26.09.2008 do 29.08.2015 pełnił funkcję hufcowego 1. Hufca Wrocławskiego (wcześniejsza nazwa Hufiec Dolnośląski).

Archiwum


Konto wpisów nieprzypisanych do nikogo bądź wpisów stworzonych przed migracją na nową stronę. (głównie wpisy przed 2020)