Nadzieja. Przestrzeń poezji #1

Poniższy tekst jest tłumaczeniem jednej z bardziej znanych piosenek skautowych we Francji, a zarówno jednej z tych bardziej tajemniczych. Jej orginalny tytuł to l’Esperance. Prawdopodobnym jej autorem jest André Dessymoulie, francuski dyrygent, o którym na próżno szukać więcej informacji w sieci. To niedopowiedzenie nie stanowi jednak przeszkody w zrozumieniu tekstu, a przeciwnie – pozwala bardziej zagłębić się w to, co chce nam on przekazać.

Nadzieja

Głowę schyliłem ku ziemi
Z kłopotami szedłem sam
Aż usłyszałem śpiew wróbla
Co radośnie niósł się w dal

Miej odwagę do mnie rzekł
Nadzieja to jest twój skarb
Bo ciemne chmury rozbija
Słoneczny promyka żar

Gdy tylko wieczór nastanie
Słyszę cichy wróbla śpiew
Kwili nad wodą gdzieś w mroku
Na gałęziach pośród drzew

Miej odwagę mówi mi
Nadzieja to jest twój skarb
Bo ciemne chmury rozbija
Słoneczny promyka żar

Ale on odszedł do Ojca
I już nie widziałem go
Schyliłem głowę na ziemię
Podziwiając cicho ją

Bowiem jedynie nadzieja
Skrą rozpala ogień serc
Ona nas uczy zwyciężać
Mimo tylu naszych klęsk

(tłumaczenie z francuskiego – Szymon Gontarczyk)

Fot. na okładce: Monika Wójcik

Szymon Gontarczyk


Drużynowy 3. Drużyny Krakowskiej, ale rodem z zachodniej części Mazowsza. Skauting poznał przez zbyt intensywną naukę francuskiego, która doprowadziła go do filmików Scouts d’Europe. Wałęsając się po różnych miastach i miasteczkach Polski, poznając ich historię i coś tam pisząc na temat ich piękna, kultywuje zapomniane już ideały średniowiecznych wagabundów i romantycznych flanerów.

IMPEESA – drużynowy, który nigdy nie śpi

Naprawdę nie wiem jakie cechy ma dobry drużynowy. Nie mogę podać „5 cech idealnego drużynowego”. W skautingu łatwo wymyślać ponad miarę. Każdy harcerz, zastęp, drużyna potrzebują czegoś innego, nie ma więc uniwersalnego zestawu cech dobrego szefa jednostki. Ponadto mogę bazować jedynie na doświadczeniach tych paru poznanych przeze mnie drużynowych, paru osób, które jak matryca wycisnęły na mnie swoje spojrzenie na metodę, które to spojrzenie potem zinternalizowałem.

Uważam jednak, że dobrego drużynowego niezależnie której drużyny można określić mianem IMPEESA. Przydomek ten powstał, jak opisuje to William Hillcourt w biografii Baden-Powella1, „wśród granitowych głazów Matopos”, podczas niebezpiecznych walk z Matabelami. Chwila nieuwagi żołnierza mogła tam drogo go kosztować. Mógł on „wpaść żywy w zasadzkę i zostać wystawiony na niektóre z bardziej wyrafinowanych form tortur wroga”. BiPi wspominał potem, że „niebezpieczeństwo dodawało jednak niezbędnej pikanterii, czyniąc te pełne przygód dni najlepszymi w moim życiu”.

Baden-Powell wykonywał wiele zwiadów na wnioski Matabelów. Oddajmy jeszcze głos jego biografowi: „Podczas niektórych z jego najśmielszych rekonesansów było nieuniknione, że zostanie wykryty przez Matabele. Ale w jakiś sposób zawsze udawało mu się uniknąć wykrycia i dogonienia nawet przez najszybszych przeciwników (…). Wróg nigdy nie wiedział, gdzie B-P może się pojawić i z jakiego kierunku. Wydawał się czuwać w dzień i w nocy, jakby był jakimś niezwykłym stworzeniem, które może polować wiecznie bez odpoczynku. Zaczęto nazywać go Impeesa Wilk, który nigdy nie śpi. Uważał to przezwisko za jeden z najwyższych komplementów, jakie kiedykolwiek otrzymał.”

BiPi wiedział – bez obserwacji nie da się wygrać żadnej wojny. A przecież nie rozmawiamy o żadnej z ziemskich wojen, toczonych z niskich pobudek, wojen, które niosą jedynie zniszczenie. Naszym celem jest wojna nieporównanie ważniejsza, toczona nie z drugim człowiekiem, ale z mocami ciemności, wojna o powierzonych nam harcerzy, o ich świętość.

Wilkiem, który nigdy nie spał był dla mnie ten drużynowy, którego nigdy nie widziałem w Kraalu, gdy byłem przybocznym. Prawdziwy wędrownik bez krzty podstępu, bo wędrował od gniazda do gniazda swoich harcerzy. Do Kraala wpadał jedynie by zjeść, zawsze z deczka zirytowany, gdy owsianka nie była gotowa na czas i zaraz znikał, by obserwować chłopaków podczas gier, odwiedzać gniazda przy pionierkowaniu, sprawdzając bezpieczeństwo budowanych platform (i „przy okazji” poznać atmosferę, morale i najnowsze problemy w zastępie), czy rozmawiając z tymi harcerzami, którzy tej rozmowy ze swoim wodzem, starszym bratem, potrzebowali. Nota bene wracał do gniazda na Godzinę Drogi. Mam ten obraz wyryty głębokimi naprawdę bruzdami: drużynowego, szefa, wędrownika, który znajduje czas na Minutę (lub parę minut) Drogi. Dla mnie samego, po latach, gdy na obozie byłem drużynowym ze wszystkimi obowiązkami kierownika, był to ideał, do którego czasami dobiegałem, ale nigdy go nie osiągnąłem przez wszystkie dni obozu.

Wilkiem, który nigdy nie spał był dla mnie ten drużynowy, który wysoko w Alpach organizował ze mną grę w ogonki w śniegu po kolana. Mieliśmy (francuski i polski ZZ) budować igloo2, ale niestety z powodu splotu wypadków niezaplanowanych musieliśmy improwizować, ratować to, co zostało z planu. Wtedy jego decyzja: gramy! Szybkie wytłumaczenie zasad, my z Kraalem jako sędziowie i zaczynamy. Później, po powrocie, usiedliśmy w lyońskim mieszkaniu drużynowego przy własnoręcznie zrobionym przez niego stole na zaciosy (sic!), żeby porozmawiać o wnioskach z gry. O problemach, które pokazała. GRA POKAZAŁA PROBLEMY? Błahe ogonki – błahe problemy, myślałem. Zgodzę się, nie była to gra bezproblemowa, ale nie wynikały z niej nie wiadomo jak ważne rzeczy, nie wywiązały się spory i kłótnie, więc nie byłoby dużo do obgadania. Grając wymieszaliśmy między sobą chłopaków z obu drużyn, aby mogli się poznać, ale oni unikali współpracy ze sobą. Język stanowił barierę. Tę barierę łatali w najłatwiejszy sposób – wyśmianie. Szybko sięgnęli po najprostszy z loci communes, jaki ma świat piętnastolatków – piłkę nożną. Mogliśmy z drużynowym francuskim obserwować, że mimo braku znajomości słów w polskim i odpowiednio francuskim języku, nasi zastępowi buczeli (mowa niezbyt wyrafinowana, ale za to międzynarodowo rozumiana), gdy któryś krzyknął nazwisko Lewandowskiego i odpowiednio Mbappé.

W trakcie dyskusji nad tym problemem znaleźliśmy wyżej opisaną przyczynę (bariera językowa). Potem przeszliśmy do poszukiwań rozwiązania – ZZ to było tylko preludium, czekał nas wspólny obóz. Cel mieliśmy prosto określony – przyjaźń polsko-francuska. Stwierdziliśmy, że jeśli chłopaki dobrowolnie tej bariery nie przeskoczą, to my im w tym pomożemy. Plan kolejnych gier na obozie zakładał, że nie było możliwości wygrać bez współpracy międzynarodowej. Czasami była ona trudna, czasami wymagała wielkiego nakładu sił całego zastępu, aby dogadać się z zastępem z drugiego kraju. Ale cel został osiągnięty, bo żegnając się na ostatnim apelu po Watrze, tam – pośrodku lubińskiego lasu w środku nocy, niejeden chłopak miał łzy w oczach, czego nie ukrył nawet wszechogarniający nas mrok.

Czy jest coś prostszego niż obserwacja chłopaków podczas ogonków? Perspektywa rozmowy o banalnej grze nie zakładała wniosków sięgających aż do obozu. Wodzu! A Ty kiedy bacznie obserwowałeś ogonki w swojej drużynie?

Wilkiem, który nigdy nie spał był dla mnie ten drużynowy, który miał czas, aby pogadać ze swoim harcerzem. Być może przesuwało mu to niektóre rzeczy w planie, a Sądy Honorowe przeciągały się na noc. Być może rozmowy te zabierały mu cenne minuty snu, których nie zdoła zastąpić żadna kawa zrobiona nawet przez najlepszego przybocznego z rana. Można było mieć rzeczywiście wrażenie, że „nigdy nie spał”. Czy te rozmowy na obozie czy w ciągu roku przy kebabie coś dały? Przyniosły mierzalny efekt? Zadałem mu to pytanie już po obozie. Zapytałem wprost: „Myślisz, że to coś da?” Odpowiedź była równie lakoniczna: „Nie wiem”. „To po co to robimy?” Nie pamiętam całej odpowiedzi, potraktowanej z humorem, było to coś w stylu heheszków, że „nie liczy się owoców pracy na niwie Pańskiej”.

Nie wiem ile był w stanie poświęcić dla drużyny, tylko on mógł sobie odpowiedzieć na to pytanie. Doskonale jednak swoim przykładem zrealizował słowa kardynała Wyszyńskiego: „Ludzie mówią: czas to pieniądz, a ja wam mówię: czas to miłość!”

Ściemniało się. Kształty rozpływały się już zanurzane w mroku nocy. Bi-Pi patrzył z wysokości wzgórza na wioskę, do której miał się podkraść, by podsłuchać plany wojenne Matabelów. Drużynowy zaś patrzył z wysokości swojego Kraala na resztę gniazd, jak wśród wielkiego, chłopięcego gwaru harcerze przygotowują swoje scenki. Zaraz pójdzie na ekspresję, gdzie nie tylko będzie grał, śpiewał i śmiał się ze swoją drużyną, ale będzie ją też bacznie obserwował, jak wilk, który nigdy nie śpi.

Przypisy:
1 Fragmenty tej biografii wykorzystane w artykule zostały przetłumaczone przez autora tekstu za wyd: W. Hillcourt,O.Baden-Powell, Baden-Powell. The Two Lives of a Hero, G.P. Putnam’s Sons, New York 1964, str. 131-132.

2 A w zasadzie jego francuską wersję, gdzie ściany są wykonane ze śniegu a dach z gałęzi sosnowych , która nazywają „schronieniem jurajskim” – l’abri jurassien


Fot. na okładce: Franciszek Krzemiński

Szymon Gontarczyk


Drużynowy 3. Drużyny Krakowskiej, ale rodem z zachodniej części Mazowsza. Skauting poznał przez zbyt intensywną naukę francuskiego, która doprowadziła go do filmików Scouts d’Europe. Wałęsając się po różnych miastach i miasteczkach Polski, poznając ich historię i coś tam pisząc na temat ich piękna, kultywuje zapomniane już ideały średniowiecznych wagabundów i romantycznych flanerów.

Szefie! Czy jesteś poetą?

Nie będę tutaj zachęcał do czytania wierszy, chociaż na początku pisania tego tekstu taki miałem zamiar – jeśli nie zrobiły tego szkolne podręczniki i poloniści, to tym krótkim tekstem i mi nie uda się nikogo przekonać, że „poezja – to skok barbarzyńcy, który poczuł Boga!”

Jacques Sevin wyraźnie pisze punkcie siódmym swojego „Prawa Szefa”: „Szef ma zdrowy rozsądek i jest poetą”. O ile nie mamy problemów z początkiem tej reguły i potrzebą stosowania zdrowego rozsądku przez szefów, zwłaszcza na obozach i wyjazdach, to drugą część raczej chcielibyśmy traktować jako przenośnię oraz mało konkretne określenie. „No chyba nie chodzi o to, bym teraz miał na obozie pisać wiersze!” Moja odpowiedź brzmi: A czemu nie?!

Zwłaszcza że jest coś na rzeczy: Ojciec Sevin napisał chociażby „Poemat o prawie skautowym”, „Pieśń na przyrzeczenie”, „Modlitwę wieczorną”, wiersz „Msza na obozie” oraz wiele innych tekstów o duchu skautowym do popularnych w tamtym czasie melodii, tak jak „Legenda ogniskowa” do muzyki skomponowanej przez Henri Colasa. Ojciec Paul Doncoeur, jeden z pierwszych duszpasterzy Skautów Francji, pisze „Kyrie des gueux” oraz „Vierge des chemins de France” – obie pieśni są śpiewane podczas corocznej pielgrzymki wędrowników do Vézelay. Spod piór pierwszych skautów wychodzą także niezwykle poetyckie modlitwy, jak „Modlitwa Wędrownika”, którą napisał wspomniany już wyżej Doncoeur. Modlitwy piszą także wędrownik Henri d’Hellencour czy Michel Menu, który modlił się między innymi takimi słowami: „ (…) Dźwigać zmęczenie słabych, oświecać drogę, tym którzy są w ciemności, mieć nadzieję za sześciu, chcieć za dziesięciu. A wieczorem, kiedy wszystko umilknie, rozmawiać z Bogiem o nich i Jemu pozostawić… resztę. Amen.” Lista wierszy napisanych przez wspomnianych szefów jest dłuższa, a przecież przywołałem jedynie kilka.

Nie każdy ma jednak taki talent pisania wierszy. O co innego więc może chodzić? Ojciec Sevin w swoich ostatnich słowach do harcerzy mówi, abyśmy byli świętymi, bo tylko to się liczy. Cały skauting katolicki, taki, jakim go stworzył Jacques Sevin, ukierunkowuje nas na Boga. W tym szukaniu nieba pomaga nam pielęgnowanie w sobie poczucia piękna. Poszukujemy pięknych miejsc, piękna przyrody na ceremonie skautowe, na Godziny Drogi, na obozy, poszukujemy i uczymy piękna w ekspresji, w liturgii, w trudzie służby, w braterskiej wspólnocie. Myślę, że każdy z nas ma doświadczenie piękna przeżytego w skautingu. Ale zauważyć to piękno, przyjąć je – to nie wszystko!

Wędrówka letnia Kręgu Wędrowników z Radomia 2020r., fot. Antoni Biel

Piękno trzeba nauczyć się dawać i to właśnie znaczy: być poetą. To poruszenie pięknem jest poruszeniem prawdziwie poetyckim dopiero wtedy, kiedy przekłada się na nasze czyny. I nie chodzi tutaj wcale o pisanie wierszy. Nauczył mnie tego jeden harcmistrz – urzeczony kobiercem polnych kwiatów rosnących między kłosami zbóż na polach wokół naszego obozowiska, upiększał nimi naszą kaplicę przed każdą Mszą Świętą. Z takiego zachwytu nad światem wyrastają najlepsze pomysły na ekspresje, które, mimo swojej wielkiej efemeryczności, do dziś towarzyszą mi jako niezatarte wspomnienia. Z tego drżenia przed potęgą piękna rodzi się postawa pobożności, którą dało się wyczuć w niejednym czuwaniu przed przyrzeczeniem, czy codziennym różaniec na koniec dnia, kiedy wokół żarzących się węgli gromadziliśmy się, aby odmawiać modlitwę wraz z całym borem a szczególnie z nietoperzami krążącymi nad nami i dołączającymi się do naszych szeptów. Obserwując niektórych szefów, mam wrażenie, że żyją oni ideałem skautowym: stąpają mocno po ziemi, ale w chmurach mają głowę pełną poezji.

Myślę, że bycie poetą nikomu nie kojarzy się dzisiaj tak, jak opisałem to powyżej. Problemem, z jakim zmagamy się w obecnych czasach, to twierdzenie, że sztuka to wyrażanie emocji. Poszukiwanie dobra, piękna, prawdy zostało zastąpione przez „poszukiwanie siebie”. Może dlatego nie wykorzystujemy swoich talentów w harcerstwie, może dlatego coraz mniej powstaje skautowych wierszy i piosenek, może dlatego nie ma wśród nas wielu następców Pierre’a Jouberta, bo może nie umiemy się odnaleźć w takim pojmowaniu sztuki? Być może takie patrzenie na sztukę zniechęca wielu szefów odpowiedzialnych za jednostki od oddawania sobie powierzonym harcerzom piękna, które nas otacza w skautingu? Może właśnie z braku poszukiwania piękna pochodzi pewna niechlujność na wyjazdach?

Nasza cywilizacja zatraciła takie rozumienie poezji, o którym pisał Guillaume Apollinaire: „Poetą jest ten, który odkrywa nowe radości chociażby były one trudne do zniesienia. Możemy być poetami w każdej dziedzinie – wystarczy gdy jesteśmy żądni przygód i gdy odkrywamy.(…) Ale poeci nie są jedynie ludźmi piękna. Są również i przede wszystkim ludźmi prawdy (…). Być może taki sposób patrzenia odróżnia nas od świata, gdzie na poszukiwania piękna i prawdy nie wyprawiają się rzesze odkrywców. Również na tym polu skauting zaczął stawać się coraz bardziej jaskrawą alternatywą na przekór stylowi życia szybkiego – bez trudu odkrywania piękna, łatwego – bez wymagań jakie stawia prawda, a koniec końców – beznadziejnego.

Postacią, której wiele zawdzięczamy w skautingu, a w której widzę pierwowzór szefa, jest święty Franciszek. Najpierw pragnął on być ze wszystkich sił rycerzem – jak prawdziwy skaut, był wędrownym pielgrzymem pielęgnującym cnoty prostoty, służby i pokory, oraz stał się odpowiedzialny (jak szef) za braci, którzy do niego dołączyli. Wielki dzieciak, pełen denerwującej prostoty, najbardziej skuteczny i konsekwentny człowiek czynu – takimi epitetami opisuje go Chesterton. Stwierdza również coś, co nie powinno nas już dziwić: „Zasadniczo święty Franciszek był poetą. Miał perfekcyjne wyczucie literackie, co widać po tym, jak nazywał ogień bratem, a wodę siostrą, albo po przedziwnej demagogicznej przewrotności w jego kazaniu do ryb, kiedy zauważył, że tylko im dane było ocaleć z Potopu.”  Poetyczność jego pism – widać to bardzo wyraźnie – była jedynie sposobem wyrażenia zachwytu stworzonym przez Boga światem.

Wróćmy na koniec do zdrowego rozsądku. Czym on jest? Chesterton kontynuuje swoją myśl, że „ogólne nastawienie świętego Franciszka, tak jak nastawienie jego Mistrza, wykazuje coś w rodzaju straszliwego zdrowego rozsądku. Sławna uwaga Gąsienicy w „Alicji w Krainie Czarów” – „Czemu nie?” stanowiła chyba jego życiowe motto. Nie widział powodu, czemu nie miałby być w najlepszych stosunkach z całym światem. Pompatyczność wojen, dworskie ambicje, wielkie imperia wieków średnich i tym podobne, zaczynają wyglądać tandetnie i tępo pod tym niewinnym racjonalnym spojrzeniem. Jego pytania rozsadzały cały porządek świata, jak pytania dziecka.”

Szefie, czy zauważasz piękno i umiesz nim obdarować drugą osobę? Szefie, czy jesteś człowiekiem piękna i prawdy? Szefie, czy jesteś konsekwentnym człowiekiem czynu, pełnym prostoty? Szefie, jak tandetność reaguje na twój zdrowy rozsądek?  Szefie, czy Ty jesteś poetą?

Artykuł w formie audio: https://www.youtube.com/watch?v=R5N8HcsxSKM

Fot. na okładce: Piotr Krekora

Szymon Gontarczyk


Drużynowy 3. Drużyny Krakowskiej, ale rodem z zachodniej części Mazowsza. Skauting poznał przez zbyt intensywną naukę francuskiego, która doprowadziła go do filmików Scouts d’Europe. Wałęsając się po różnych miastach i miasteczkach Polski, poznając ich historię i coś tam pisząc na temat ich piękna, kultywuje zapomniane już ideały średniowiecznych wagabundów i romantycznych flanerów.

„Łatwo jest mówić, trudniej pracować…”

W Palmirach wyłaniają się z mgły rzędy równomiernie ułożonych krzyży. Ich widok, ilekroć tu jestem, wprawia w zadumę nad tragedią rozstrzelanych, strachem nad skalą niemieckiego terroru, refleksją nad przyczyną tych mordów. Na cmentarz wchodzi się przez bramę z napisem: „Łatwo jest mówić o Polsce, trudniej dla niej pracować, jeszcze trudniej umrzeć, a najtrudniej cierpieć”. Samo, zresztą symboliczne, zdanie zostało wyryte w jednej z cel w katowni gestapo na Alei Szucha. Przypominają się też inne wyskrobane w niemieckich więzieniach napisy, takie jak urywek z Horacego: „Dulce et decorum est pro Patria mori” – „Słodko i zaszczytnie jest umrzeć za Ojczyznę”, czy też ten z więzienia w Hotelu Palace w Zakopanem, który stał się później jednym z tekstów w Symfonii Pieśni Żałosnych Henryka Góreckiego: „Mamo nie płacz, nie. Niebios przeczysta Królowo, Ty zawsze wspieraj mnie. Zdrowaś Mario”.

Czytamy Dziady, Redutę Ordona, Kordiana, Kamienie na Szaniec i wiersze Baczyńskiego, pamiętamy  fragmenty ze Słowackiego „Polska Winkelriedem narodów!/Poświęci się, choć padnie jak dawniéj! jak nieraz!” Zresztą to za Słowackim właśnie śpiewamy na naszych ogniskach: „Bo kto zaufał Chrystusowi Panu/ I szedł na święte kraju werbowanie/Ten de profundis z ciemnego kurhanu/Na trąbę wstanie”. W jaki sposób udźwignąć to nasze dziedzictwo? W jakim kluczu odczytać ma je polski skaut?

Rozmawiam z moimi znajomymi. Mówią sloganami: „Polska to kraj z tektury i to takiej przemoczonej” – nie czarujmy się, wszyscy wiemy, że w takich porównaniach padają mocniejsze słowa. „Polska to chlew” – to pada o wiele częściej. „Nie chcę mieć nic wspólnego z tym krajem”. Znajomi się pytają: a co ty sądzisz o Polsce?

A ja? Jaką mam postawę wobec patriotyzmu? Czy jako drużynowy, wódz mojej drużyny przekazuję go chłopakom? Przecież przyrzekałem: „Całym życiem służyć Bogu, Kościołowi i mojej Ojczyźnie”, co więcej – jako drużynowy obiecywałem nie tylko przestrzegać ale i „uczyć przestrzegania Prawa Harcerskiego, zasad, regulaminów i pedagogiki Federacji Skautingu Europejskiego”. Na przyrzeczeniu, które odbieram, zwracam się do drużyny: „A teraz wymieńmy wspólnie prawo harcerskie i zasady podstawowe” I powtarzamy wówczas: „Harcerz jest wierny swojej Ojczyźnie i działa na rzecz jedności i braterstwa w Europie”. Rozmawiam z niektórymi harcerzami, co to znaczy być „lojalnym wobec swojego kraju?”

Aby odpowiedzieć sobie na powyższe pytania, starałem się zobaczyć, co na ten temat sądził Jacques Sevin i Michel Menu, co jest napisane w dokumentach podstawowych, co zawiera się w pedagogice skautingu katolickiego. Przede wszystkim wychodzę z założenia, że wychowanie patriotyczne w naszym ruchu jest czymś naturalnym, chęć wychowania dobrych obywateli stanowiła jedną z przyczyn założenia skautingu przez lorda Baden-Powella. Dlatego chciałbym na początek przywołać ponaglenie Stanisława Sedlaczka, który w broszurce pt. Kilka myśli o zadaniach harcerstwa wydanej w 1919 roku pisał: „musimy budować Polskę w duszach — przez wychowanie”.

Po pierwsze: budować Polskę. W jaki sposób? W Skautingu autorstwa Jacquesa Sevina czy w „Podstawach fundamentalnych Skautingu” zredagowanych między innymi przez Michela Menu nie znajdziemy osobnych rozdziałów poświęconych stricte tematom patriotyzmu. Wśród aktywności harcerskich nie znajdziemy żadnych, które wprost realizują to zadanie. Można powiedzieć, że wszystkie nasze czynności w jakiś sposób wpływają na Ojczyznę. A w szczególności codzienny dobry uczynek, który analizował Sevin w „Skautingu”, podając go jako główną przyczynę wpływu na społeczeństwo i naród:

Na początku śmialiśmy się z tego pozornie łatwego obowiązku. Kiedy rodzice uświadamiali sobie, że ich dzieci wracały ze spotkań mniej egoistyczne i bardziej usłużne, kiedy przechodniowi przystającemu na skraju chodnika, skaut oferował wskazania drogi lub pomoc w noszeniu paczek, (…) kiedy widzieliśmy organizowane przez zastępy małe „święta dobrotliwości” dla na najbardziej potrzebnych rodzin lub przedsiębrane za darmo jakieś rzeczywiste prace w publicznych miejscach, takie jak wyciosanie w urwisku schodów o siedemdziesięciu pięciu stopniach przeznaczonych robotników fabryki, aby nie musieli chodzić na około. Kiedy dostrzegliśmy że Dobry Uczynek kończy się na licznych akcjach ratunkowych, które kosztują często życie młodych bohaterów, wówczas już nie pozwalamy sobie śmiać się z tego, a jedynie szczerze podziwiamy.

Jeśli chcę jako skaut być patriotą zadaję sobie to pytanie: jak u mnie z codziennym dobrym uczynkiem? Czy jeszcze pamiętam, że naczelnym zadaniem wędrownika jest każdego dnia obserwować otoczenie, bo tylko przez to można dostrzec możliwość służby drugiemu człowiekowi? Czy przekazałem mojej drużynie nawyk codziennego dobrego uczynku?

Okazja do służby w drodze na Święty Krzyż, fot. Marcin Jędrzejewski

Po drugie: budować w duszach, czyli w poszczególnych jednostkach, osobach. Z literatury skautowej nigdzie nie wynika że należy organizować lub uczestniczyć w masowych akcjach, wielkich manifestacjach, uroczystych przemarszach. Nieznane być powinny „jakiekolwiek formy umasowienia lub kolektywizacji”, które powodują jedynie pojmowanie patriotyzmu jako przynależności do określonej a nie innej grupy społecznej. Karta Skautingu Europejskiego, mówiąc o formacji społecznej daje nam przykłady samodzielnych sposób wyrażania miłości do Ojczyzny, takich jak „poczucie honoru, prawdziwa wierności, szacunek dla danego słowa, poczucia odpowiedzialności obywatelskiej w ramach wspólnot doczesnych”. Tego nie da się robić z kimś, to trzeba wypracować w sobie.

Po trzecie: budować przez wychowanie. Mając na uwadze powyższe dwa punkty, wychowanie w skautingu odbywa się szczególnie przez działanie. Realizuje się to dzięki dawaniu harcerzom możliwości poszukiwania problemów społecznych w miejscach gdzie żyją, a także dzięki wymyślaniu sposobów ich rozwiązywania.  Pokazywanie harcerzom, że wszystko co czynią, wnosi coś dla Polski – może ją zarówno budować jak i niszczyć.

Nie trzeba robić kolejnej fabuły historyczno-patriotycznej, wielkich gier o zwycięstwach Sobieskich i Batorych, ekspresji na temat Powstania Warszawskiego, nie trzeba trzymać wart honorowych czy pocztów sztandarowych na uroczystościach państwowych. To co jest możliwością, nie powinno stawać się regułą w wychowaniu patriotycznym w skautingu. Słyszałem, że uczestnictwo w uroczystościach to jeden z możliwych aspektów służby. Zastanawiam się komu służę w danym momencie? Jeśli rzeczywiście wtedy służę. Bo jeśli nie człowiekowi, ani nie Panu Bogu, to taka służba wydaje się dziwnie pusta. Służba to chyba zbyt wielkie słowo na zwykłą obecność na tym czy innym wydarzeniu.

Nie jestem przeciwnikiem powyższych aktywności, jednakże nie powinny one stawać się zamiennikiem za zwykły, cichy dobry uczynek, który zrobi się  samemu lub grupą. Nie powinny zasłaniać rzeczywistych problemów, bo skaut nie żyje w świecie iluzji. Być może będzie to nas coś kosztowało. Być może nasz brak pojawiania się na uroczystościach państwowych będzie skutkował tym, że mniej osób nas ujrzy, nie będziemy przez dłuższy czas jak „śledź na wigilię”, być może nie jeden ksiądz proboszcz zdziwi się, gdy mu odpowiemy, że nie będziemy mogli się pojawić na warcie pod pomnikiem poległych w czasie II wojny światowej, bo zastępy będą w tym czasie zajęte pomocą osobom starszym w sprzątaniu grobów swoich bliskich czy wspólnym śpiewaniem piosenek wojskowych z podopiecznymi DPSu. To ta właśnie służba i ten kontakt z ludźmi wychowa ich o wiele bardziej niż najdłuższe trzymanie sztandaru czy warty honorowe na kolejnych, mnożących się rocznicach i uroczystościach.

We współczesnym świecie mamy wielu ludzi, który wypowiadają duże słowa o Polsce, Polskości, o Ojczyźnie. Ludzi, którzy w codziennym życiu nie żyją wypowiadanym ideałem. Dlatego uważam skauting za tym wartościowszy, im bardziej wzbudza w chłopcu przekonanie, że jego patriotyzm nie zależy od jedynie jego słów, lecz przede wszystkim od czynów, od pielęgnowania w sobie honoru, od poczucia odpowiedzialność za środowisko lokalne, które tworzy. Na fundamentach takiego aktywnego, świadomego i otwartego na innych patriotyzmu można budować poczucie zjednoczonej, braterskiej Europy. Skauting, który tak wychowa chłopca będzie prawdziwie europejski.

Rozliczni święci i błogosławieni Polacy troszczący się o dobro Ojczyzny, dali nam wzór takich codziennych dobrych uczynków, które kształtują naszą miłość do Ojczyzny i wpływają na nią. Bez służby drugiemu człowiekowi, trudno jest budować wspólnotę. Martyrologia, którą przywołałem na początku miała sens, jeśli będziemy o niej nie tylko pamiętać, lecz także jeśli będzie nas pobudzała do cichej pracy na rzecz Ojczyny. Bowiem łatwo jest mówić o Polsce, trudniej dla niej pracować.

Fot. na okładce: Jakub Kord

Szymon Gontarczyk


Drużynowy 3. Drużyny Krakowskiej, ale rodem z zachodniej części Mazowsza. Skauting poznał przez zbyt intensywną naukę francuskiego, która doprowadziła go do filmików Scouts d’Europe. Wałęsając się po różnych miastach i miasteczkach Polski, poznając ich historię i coś tam pisząc na temat ich piękna, kultywuje zapomniane już ideały średniowiecznych wagabundów i romantycznych flanerów.