Rodzina i Skauting I: Boska rodzina

Taki dzień zdarza się raz na 4 lata.

Jest nim 29. lutego. 29. lutego 2024 r. został opublikowany artykuł „Teoria życia”, który stanowi wstęp do serii artykułów „Rodzina i Skauting”. Ten tekst będzie stanowił jego kontynuację, a jednocześnie oficjalne otwarcie cyklu. Zachęcam do zapoznania się z artykułem „Teoria Życia” przed rozpoczęciem dalszej lektury. Pozwoli to lepiej wczuć się w kontekst tej części i całej serii.

***

– Poczekaj chwilkę – powiedział Puchatek, podnosząc łapkę do góry. Po czym usiadł i zaczął dumać w najbardziej zadumany sposób, jaki tylko możecie sobie wyobrazić. Potem wetknął łapkę w jeden ze śladów, pokręcił nosem raz i drugi i wstał.

 – Tak – powiedział Kubuś Puchatek. – Teraz już rozumiem – powiedział. – Byłem gapą, strasznie głupim gapą. Jestem po prostu Misiem o Bardzo Małym Rozumku.

 – Jesteś najlepszym Misiem pod słońcem – pocieszył go Krzyś.

 – Czy naprawdę tak myślisz?! – zawołał Puchatek uszczęśliwiony. I nagle rozpogodził się cały. – Tak czy siak – dodał – zbliża się pora obiadu

Kubuś Puchatek, A.A. Milne

Ambitne zadanie, jakim jest próba opisania, w jaki sposób Pan Bóg postrzega ludzką rodzinę, rzecz jasna wykracza poza ramy niejednej książki, a co dopiero pojedynczego artykułu. Gdyby jednak człowiek ulegał złudzeniu poznawczemu, że jeżeli nie dokonamy wszystkiego, nie dokonamy nic, ostatecznie pozostawałby w pułapce lenistwa, rezygnując z podejmowania jakichkolwiek zadań.

Wielokrotnie i na różne sposoby przemawiał niegdyś Bóg do ojców przez proroków, a w tych ostatecznych dniach przemówił do nas przez Syna. (Hbr 1,1-2)

Powyższy fragment z Listu do Hebrajczyków pomaga podnieść głowę nieco wyżej i spojrzeć z nadzieją na próbę opisu komunikacji Boga z człowiekiem. Jeżeli Pan Bóg przemawia do nas wielokrotnie i na różne sposoby, a w obecnych ostatecznych dniach przez Syna, może nieśmiałe próby wejścia w tajemnice tej komunikacji zostaną spisane w sposób nie odbiegający od prawdy.

W dalszej części artykułu postaram się skupić na dwóch aspektach życia wiarą:

Po pierwsze, w jaki sposób można usłyszeć Boga.

Po drugie, co możemy od Niego usłyszeć o naszych rodzinach.

Obóz PuSZczy 1. Hufca Garwolińsko-Pilawskiego, Sosnowica 2012

Miejsca spotkania z Bogiem

Podstawowym miejscem spotkania człowieka z Bogiem, obecnym na wyciągnięcie ręki i bliskim sercu każdego skauta, jest królestwo natury. Natury cichej, spokojnej, niedostępnej tłumom. Od razu nasuwa się na myśl kontekst Edenu czy liczne psalmy sławiące wielkość Stworzyciela. Natura to jednak nie tylko piękny ogród czy krajobraz. Należą do niej również nawałnice wielkie jak potop z historii Noego, czy dotkliwe jak burza na jeziorze Genezaret. Natura to wreszcie również miejsca, w których brakuje życia, w których dominuje pustka – jak pustynia, wysokie szczyty gór lub niezamieszkane planety.

Kolejnym miejscem jest kościół. Budynek, w którym w tabernakulum mieszka sam Chrystus. Kontynuator dziedzictwa Namiotu Spotkania i Świątyni Jerozolimskiej. To szczególne miejsce udzielania łaski w sakramentach i osobistą modlitwę.

Trzecim miejscem, które chcę wymienić, jest nasze serce, rozumiane jako centrum duszy. Tak jak w Świątyni Jerozolimskiej było miejsce najświętsze, w którym znajdowała się Arka Przymierza, tak jak w kościele znajduje się tabernakulum, tak w konstrukcie naszej duszy znajduje się wyjątkowe miejsce stałej obecności Ducha Świętego. W ciszy i modlitwie docieramy do niego, otrzymując światło, moc i pociechę.

Jeszcze jednym miejscem, wymienionym w tej otwartej liście, jest Kościół z jego poszczególnymi wspólnotami. Na gruncie administracji kościelnej są to diecezje i parafie. Oczywiście nie można pominąć przy tym wspólnot funkcjonujących autonomicznie – w tym naszych jednostek, od gromad, zastępów, ognisk i kręgów, po całą federację.

Czas kontaktu z Bogiem

Opisując miejsce akcji w naszej wielkiej ekspresji życia, jaką jest spotkanie z Bogiem, warto wyszczególnić również kilka aspektów związanych z jego czasem.

Czas w ujęciu cyklicznym, lata kalendarzowe, rok liturgiczny, rok pracy skautowej, z rozłożonymi w nich akcentami… Nakładany na zmiany pór roku sens liturgii i treść życia wspólnotowego porządkują życie w relacji z Bogiem.

Człowiek jednak wymyka się cyklowi natury i stałym planom. Dzięki nam, ludziom, czas zyskuje również wymiar linearny. Wymiar historii – historii zbawienia, powszechnej czy biografii każdego z nas. Zgodnie z tym, co podaje autor natchniony w księdze Koheleta „Wszystko ma swój czas i jest wyznaczona godzina na wszystkie sprawy pod niebem”. Pan Bóg w dziele Stworzenia wyznaczył nam misję odkrywania tej właściwej godziny, w rozeznawaniu własnego powołania – w wymiarze całego życia i codzienności.

Sposoby kontaktu z Bogiem

Dwa podstawowe sposoby budowania relacji z Bogiem to modlitwa osobista i przyjmowanie łaski Bożej w sakramentach.

Zdając sobie sprawę, że modlitwa jest przeżywana w określonym miejscu i czasie, warto sobie uświadomić, że poprzez doświadczenie bycia z Bogiem przekraczamy je, zagłębiając się poza znane nam zmysłowo wymiary.

Zacznijmy od modlitwy osobistej. Jest ona nie tylko rozmową. Jest między innymi rozmową, a więc słuchaniem i odpowiadaniem. Jest ona jednak również pragnieniem i potrzebą duszy, a nawet częścią nas. Jest stawaniem się nowym człowiekiem, tu i teraz.

W modlitwie można się szkolić. Przez czytanie Słowa Bożego, własną obserwację, a także wsłuchując się w słowa i życie świętych, którzy nas poprzedzili w tej misji.

Sakramenty są darami. Pan Jezus udziela nam w nich szczególnie swoich łask, a w Eucharystii nawet samego siebie. Choć proste w znakach, są one jednocześnie przebogate w znaczenie i konsekwencje. Sakramentów nie da się wypracować. Nie można ich wziąć na własność. Szafarze dzięki sukcesji apostolskiej niosą to dziedzictwo w kolejne pokolenia, uświęcając się ich bliskością.

Świadomi ich istnienia katolicy czasem popadają w lęk wynikający z tego, że sakramenty wiążą się dla nich z obowiązkiem, a nie bezinteresownym darem od Chrystusa. Darem, w którym można wzrastać poprzez regularne jego pomnażanie, kolejnymi aktami woli jego przyjmowania.

Przypominajka!

Wielka Gra podczas Harców Stulecia Harcerstwa Na Ziemi Garwolińskiej, Sławiny 2013

Duża ogólność dotychczasowej części artykułu służy ujrzeniu w szerszej perspektywie tego, co Bóg mówi nam o rodzinach. Rozpoczyna ona również rozważania dotyczące pierwszego z obszarów, które w swoim założeniu ma stanowić podstawę dla całego cyklu Rodzina i Skauting. Pozostałe to nauczacie Kościoła, świat medycyny, rzeczywistość psychiki i rola, jaką może odgrywać w nich skauting. W tym kontekście poniżej opisanych jest kilka przykładów tego, co Bóg mówi o rodzinie.

Rodzina Pisma Świętego

Analizując historycznie i literacko kanon ksiąg biblijnych, od samego ich powstania był on wtórnie podzielony na pewne grupy. Stary Testament, w tekstach zawartych m.in. w Ewangelii, był już dzielony na Prawo (Torę), Pisma i Proroków. W dzisiejszym podziale Pisma Świętego w Kościele podział ten jest częściowo utrzymany. Obecnie Stary Testament dzielmy na Pięcioksiąg – czyli Torę, Księgi Historyczne oraz Księgi Mądrościowe w Biblii Hebrajskiej zaliczane do Pism, a także Księgi Prorockie. Nowy Testament można z kolei podzielić na Ewangelię, Dzieje Apostolskie, Listy i Apokalipsę.

Ta wyliczanka pokazuje dynamikę rozwoju Objawienia obecnego na kartach Pisma Świętego. W każdej z jego części można ujrzeć różne ujęcia zjawiska jakim jest ludzka rodzina.

Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, i zadali Mu pytanie: Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?

On odpowiedział: Czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich jako mężczyznę i kobietę?

I rzekł: Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i złączy się ze swoją żoną, i będą oboje jednym ciałem. A tak już nie są dwoje, lecz jedno ciało. Co więc Bóg złączył, niech człowiek nie rozdziela.

Mt 19,3-6

Gdy Jezus pytany jest o sprawę rozwodów, odpowiada, że zostały one umożliwione ze względu na zatwardziałość serc ludzkich. Ludzi szukających dziury w całym, udowadniających szczegółowo swoje racje, wystawiających na próbę. Zaczynając od Ewangelicznego wyjaśnienia tragicznego końca niektórych małżeństw można odkryć z nadzieją, że Jezus przypomina również początek wszelkiej związkowej miłości ludzkiej – mężczyzną i kobietą stworzył ich. Realizm płciowości jest od razu zestawiony z naturalnym przebiegiem początków małżeństwa – opuszczeniem domu rodzinnego, aktu małżeńskiego, życia w jedności małżeńskiej. Wreszcie, w ogromie swego miłosierdzia, na ludzkie wątpliwości i interesowne podejście Jezus odpowiada w obfitości niezwykłą łaską – ustanawia sakrament małżeństwa. Potwierdza, że to sam Bóg łączy mężczyznę i kobietę w jedno poprzez małżeństwo.

Fundamentem rodziny jest małżeństwo. Truizm, a jednak w dzisiejszych czasach trzeba go czasem przypominać. Powyższe rozważania, łączące odnoszący się do małżeństwa sam początek Prawa z Ewangelią, ukazuje też dynamikę powstawania tego fundamentu:

Stworzenie →płciowość →miłość związkowa →małżeństwo →rodzina

Ten schemat w swoich poszczególnych częściach jest oczywiście wielokrotnie komentowany na kartach Pisma Świętego oraz poznawany w różnych formach modlitwy i realizowany w życiu sakramentalnym.

Święta Rodzina

Nie ma czegoś takiego jak normalna rodzina. Gdy młodym małżonkom wręcza się jako wzór ikonę Świętej Rodziny, życzy się im Bożej obecności, opieki Maryi i Józefa, bliskości z Jezusem i wielu innych błogosławieństw i łask. Ale wgłębiając się w historię Świętej Rodziny, którą od tego momentu mogą w swoich domach codziennie medytować, raczej nie życzy się im wzoru metra spokoju i pożądanej przez wielu statystycznej normy. Skąd taki wniosek? Przyjrzyjmy się kilku wydarzeniom.

Niepokalanie Poczęta zaręczona Dziedzicowi Rodu Dawida, dowiaduje się, że zostanie Matką Boga. A to dopiero początek. Ciężko sobie wyobrazić, by Maryja godząc się w swoim Fiat nie myślała o św. Józefie. Jej pozytywna odpowiedź sporo mówi na temat ich niewiarygodnie bliskiej intymnej relacji. Maryja była niewątpliwie odpowiedzialną narzeczoną czy współmałżonką. Skoro przyjęła Jezusa w imieniu własnym, pamiętając o św. Józefie, ufała, że on również przyjmie tę wielką tajemnicę do swojego serca. Przytulając obydwoje, jak na ikonie.

Tę wielką tajemnicę wzajemnej miłości dwojga ludzi, której owocem było przyjęcie na świat Zbawiciela, można medytować do końca świata i całą wieczność dłużej. Bóg o rodzinie opowiada nam, jak to ma w zwyczaju, całym sobą. Po prostu daje nam własną rodzinę do przeglądania się w niej.

Ikona Św. Rodziny

Boska rodzina

Mimo naszych ludzkich małych rozumków, nawet, a może zwłaszcza, w kontekście ludzkiej nędzy oraz niesprawiedliwości sprawujących władzę, Bóg w Psalmie 82 przypomina nam:

Psalm. Asafowy.
Bóg powstaje w zgromadzeniu bogów,
pośrodku bogów sąd odbywa:
 «Dokądże będziecie sądzić niegodziwie
i trzymać stronę występnych?
Ujmijcie się za sierotą i uciśnionym,
wymierzcie sprawiedliwość nieszczęśliwemu i ubogiemu!
Uwolnijcie uciśnionego i nędzarza,
wyrwijcie go z ręki występnych!
Lecz oni nie pojmują i nie rozumieją,
błąkają się w ciemnościach:
cała ziemia chwieje się w posadach
Ja rzekłem: Jesteście bogami
i wszyscy – synami Najwyższego
Lecz wy pomrzecie jak ludzie,
jak jeden mąż, książęta, poupadacie».
O Boże, powstań, odbądź sąd nad ziemią,
bo wszelkie narody są Twoją własnością.
(Ps 82)

To nam dał do wiwatu. Już nie tylko Boży obraz, już nie tylko naśladowcy.

Bogowie.

Niezła praca domowa. Ale przecież „Obowiązki harcerza rozpoczynają się w domu”. Skoro w obliczu ludzkiej słabości psalmista przypomina nam Boże wezwanie do bycia bogami, to o ile bardziej jest ono realne do zdobywania w kochającej się i usiłującej naśladować Świętą Rodzinę katolickiej podstawowej komórce społecznej.

Tożsamość człowieka to nie punkt, ale raczej coś w rodzaju Układu Słonecznego, w którym planety wirują wokół słońca. Z daleka Wschodzące Słońce – Jezus Chrystus – sprawia, że nasze człowieczeństwo zatacza coraz szersze kręgi. Od stworzenia Bożego, przez bycie człowiekiem z krwi i kości, płciowość, w przypadku powołania do rodziny relację związkową, narzeczeńską i małżeńską.

Czy da się krótko określić to, jak wygląda rodzina ludzka w oczach Bożych?

Spróbuję.

Rodzina – coś boskiego jak Ewangelia i realnego jak niedzielny Puchatkowy obiad.

Szykowanie posiłku podczas DMFSE, Stoczek Łukowski 2018r.

Bibliografia:
Pismo Święte, Biblia Tysiąclecia wyd. V.
Jak się modlić? Porady świętych Karmelu , Jerzy Zieliński OCD
Józef z Nazaretu, Mąż Ufności, Bernard Martelet OCR
– Ikona św. Rodziny
– Godzina Drogi
Kubuś Puchatek, A.A. Milne

Fot. na okładce: Monika Wójcik

Krzysztof Żochowski


Krzysztof Olaf Żochowski HR – Pochodzi z 1. Hufca Garwolińsko-Pilawskiego, w trakcie życia skautowego pełnił liczne funkcje w różnych gałęziach i obszarach służby. Zawodowo lekarz w trakcie specjalizacji z psychiatrii.

Nadzieja. Przestrzeń poezji #1

Poniższy tekst jest tłumaczeniem jednej z bardziej znanych piosenek skautowych we Francji, a zarówno jednej z tych bardziej tajemniczych. Jej orginalny tytuł to l’Esperance. Prawdopodobnym jej autorem jest André Dessymoulie, francuski dyrygent, o którym na próżno szukać więcej informacji w sieci. To niedopowiedzenie nie stanowi jednak przeszkody w zrozumieniu tekstu, a przeciwnie – pozwala bardziej zagłębić się w to, co chce nam on przekazać.

Nadzieja

Głowę schyliłem ku ziemi
Z kłopotami szedłem sam
Aż usłyszałem śpiew wróbla
Co radośnie niósł się w dal

Miej odwagę do mnie rzekł
Nadzieja to jest twój skarb
Bo ciemne chmury rozbija
Słoneczny promyka żar

Gdy tylko wieczór nastanie
Słyszę cichy wróbla śpiew
Kwili nad wodą gdzieś w mroku
Na gałęziach pośród drzew

Miej odwagę mówi mi
Nadzieja to jest twój skarb
Bo ciemne chmury rozbija
Słoneczny promyka żar

Ale on odszedł do Ojca
I już nie widziałem go
Schyliłem głowę na ziemię
Podziwiając cicho ją

Bowiem jedynie nadzieja
Skrą rozpala ogień serc
Ona nas uczy zwyciężać
Mimo tylu naszych klęsk

(tłumaczenie z francuskiego – Szymon Gontarczyk)

Fot. na okładce: Monika Wójcik

Szymon Gontarczyk


Rodem z zachodniej ćwiartki Mazowsza, ale był drużynowym w Krakowie, a obecnie wałęsa się dużo po Warszawie i nawet jako przewodnik o niej opowiada. Skauting poznał przez zbyt intensywną naukę francuskiego, która doprowadziła go do filmików nagranych przez Scouts d’Europe. Stąpając mocno po ziemi ale głowę mając w chmurach, włóczy się też po innych miejscach, poznając ich piękno i kultywując zapomniane już ideały średniowiecznych wagabundów

Zachód słońca. Listy Starszego Brata do Młodszego #10

Drogi czytelniku!

Jeżeli po raz pierwszy czytasz artykuł z cyklu „Listy Starszego Brata do Młodszego”, to zachęcam Cię, abyś najpierw zapoznał się ze wstępem znajdującym się na początku pierwszego artykułu.

Cofnijmy się o parę dni. Wszedłem na strych i otworzyłem kufer. Wyciągnąłem zapisaną kartkę papieru iii… Podświadomie wiedziałem, że kiedyś musiało to nastąpić, mimo to byłem szczerze zdumiony. Miałem wrażenie, że powinno być ich jeszcze kilka. Przeszukanie kufra na nic się zdało. Ostatni list trzymałem w ręce.

List ten jest osobisty i zaskakujący. Długo zastanawiałem się czy powinienem go rozpowszechniać. Ostatecznie przeważył argument, że skoro publikowałem całą korespondencję bez żadnej cenzury, to muszę się dalej tego trzymać. Tym co jest najbardziej zaskakujące w liście, to jego adresat. Autorem wiadomości nadal jest Teodor, lecz kieruje on swoje słowa nie do Fryderyka, a… do mnie! Odkrycie tego faktu wywołało u mnie niemałe zaskoczenie, ale też przy okazji trochę rozjaśniło kilka kwestii. Zresztą przeczytajcie sami.

***

Drogi Piotrze!

Tak, to nie jest pomyłka. Ten list piszę do Ciebie. Zapewne jesteś tym bardzo zaskoczony. Postaram się więc rzucić nieco światła na te niejasne sprawy. Zasadniczo jednak chciałbym się z Tobą pożegnać.

Potrzebowałeś mnie, a tak się czasem zdarza, że pragnienia się urzeczywistniają. Twoje zmaterializowały się wewnątrz kufra na strychu (do dziś zachodzę w głowę, kto wpadł na pomysł budować w bloku strych). Odnalazłeś pakunek, w którym ja podzieliłem się częścią swojej korespondencji z Fryderykiem. To, dlaczego treść listów odpowiadała na aktualne Twoje potrzeby publikacyjne, pozostanie tajemnicą. Nieistotne. Ważny natomiast jest fakt, że przyszedł na mnie czas. Może nie zdajesz sobie sprawy, ale wykonałem swoje zadanie i nie jestem już Ci potrzebny. Dlatego zdecydowałem się do Ciebie napisać, ale nawet nie próbuj rozwikłać zagadki, czy ten list leżał w kufrze od początku razem z innymi. Nie ma to sensu.

W tym momencie nadchodzi nasz mały zachód słońca – nasze pożegnanie. Czy jest to powód do smutku? Wyobraź sobie, że przeżywasz pierwszy dzień w swoim życiu i to w dodatku w pełni świadomie. Ranek, południe – pory dnia, w których króluje słońce, a Ty poznajesz kawałek świata. Jesteś głodny eksploracji, jednak to słońce, które „pokazywało” wszystko w koło, nagle zaczyna chować się za horyzontem i ziemię spowija mrok. Ciebie ogarnia strach, bo wydaje Ci się, że to koniec i już nigdy nic nie zobaczysz. To był jednak tylko Twój pierwszy dzień. Nie wiedziałeś, że zaraz będzie kolejny, a świat znów o wschodzie zajaśnieje od światła. To metafora, ale zauważ, że w naszym życiu również pojawiają się różne zachody słońca. Mimo to, my nie jesteśmy ludźmi nieznającymi porządku dnia. My wiemy, że po nocy nastanie dzień (choć czasem o tym zapominamy). Ale wierzymy też, że przyjdzie kiedyś taki radosny wschód, po którym już nigdy nie będzie zachodu i „z wysoka Wschodzące Słońce” zajaśnieje na wieki…

Czy list pożegnalny oznacza, że całkiem znikam? Nie, nadal będę prowadził swoje życie. Może kiedyś gdzieś w schronisku górskim, ktoś usłyszy opowieść przypominającą moją. Może gdzieś na przejściu dla pieszych wymienimy się wzrokiem i nawet nie będziemy tego świadomi. Tymczasem ten rozdział dobiegł końca.

Dobrej drogi i do zobaczenia o wschodzie!

Teodor

Fot. na okładce: Ernest Benicki

Piotr Wąsik


Wilczek, harcerz, wędrownik. Następnie akela i szef kręgu. A to wszystko w Radomiu. Działa w Namiestnictwie Wędrowników. Niepoprawny fan polskiej Ekstraklasy.

Szara perełka

Już od dawna mijałyśmy się w różnych miejscach. Skromnie spuszczała oczy, a ja szybko szłam dalej, żeby zająć się czymś pilniejszym. Chyba nawet nie wpisałam jej do kolejki. Zbliżała się sesja, więc na pierwszy plan wysunęły się wielkie nazwiska: Witkacy, Gombrowicz, Różewicz. I ich wielkie, krzykliwe paskudztwo pozbawione sensu i nadziei. Brnęłam przez bagno sięgające już po szyję. Czułam, że muszę się z niego wydostać, chociaż na jakiś czas, dokądkolwiek, żeby nie utonąć. I wtedy ona sama usłużnie się podsunęła. Przetarłam zakurzoną okładkę. Otworzyłam i znalazłam się w innym świecie.

Listy Nikodema Jana Dobraczyńskiego. Tytuł brzmi niepozornie, ale treść zaskakuje jakością. Książka składa się z listów tytułowego bohatera do Justusa – przyjaciela i mistrza, przed którym Nikodem otwiera swoją duszę z zupełną szczerością. Nikodem? Tak, to ten, o którym myślisz – przyszedł do Jezusa nocą, a po męce pochował Jego ciało razem z Józefem z Arymatei. Jest pobożnym faryzeuszem, wnikliwie bada Pisma i układa haggady – przypowieści pomagające prostym ludziom zrozumieć prawdy wiary. Ale jego uwagę pochłania coś innego. Jego córka Rut od dawna choruje. Choroba postępuje, dziecko cierpi, kolejni lekarze odchodzą bezradni. Wtedy do Nikodema dochodzą wieści o Jezusie z Nazaretu, który nie tylko naucza, ale też cudownie uzdrawia. Może uratuje też Rut? Głębię i autentyczność przemyśleń bohatera powiększa jeszcze fakt z życia autora: Dobraczyński pisał przy łóżku własnego umierającego dziecka.

Powieść realistycznie przedstawia okoliczności życia w czasach Jezusa. Nędzne osiedla na obrzeżach Jerozolimy, hałas targowiska, zapach rybackich sieci, barwne uczty w pałacu Heroda.    Nikodem jest bohaterem zanurzonym w swoim świecie, z którym równocześnie może się utożsamić współczesny człowiek. To typowy protagonista – czytelnik nie może go nie pokochać, nie współczuć mu i nie życzyć zwycięstwa.

W listach odsłania się wnętrze Nikodema – pełne wiary, a jednocześnie wątpliwości, lęków, pytań o sens i cierpienie. Jego przeżycia są w jakimś stopniu przeżyciami każdego z nas. Razem z nim szukamy odpowiedzi i razem obserwujemy proroka z Nazaretu, dziwiąc się od nowa Jego słowami i sposobem bycia.

Jezusa widzimy oczyma Nikodema – uczonego w Piśmie, który czeka na Zbawiciela, a jednocześnie człowieka przyciśniętego osobistym bólem i szukającego ratunku. Nikodem relacjonuje w listach nie tylko słowa Nauczyciela, ale też szczegóły Jego zachowania. Pojawiają się wydarzenia, które znamy z Ewangelii, ale ożywione żydowskimi zwyczajami i mnóstwem drobiazgów z życia codziennego. Dzięki temu Jezus jest niesamowicie ludzki. Żywy człowiek, który przyjaźni się z innymi, je posiłki, męczy się, płacze. W niektórych sytuacjach ujawnia się druga strona postaci: tajemnicza, potężna, budząca zachwyt, boska. Ale to ta ludzka jest najbardziej przejmująca.

Serdecznie polecam książkę. Już nie mogę się doczekać, kiedy będę ją czytać drugi raz. Po pierwsze jest po prostu dobrze napisana i ciekawa. Może początek odrobinę się dłuży – można przeskoczyć kilka listów. A potem ciężko się oderwać. Po drugie ta powieść to małe rekolekcje. Nasza wiara potrzebuje takich treści, bo z czasem pomału mętnieje. Trzeba ją przetrzeć, żeby wróciła przejrzystość, ożywić. Listy Nikodema świetnie się do tego nadają. Fragment o męce Jezusa może posłużyć do osobistego rozważania drogi krzyżowej w wielkim poście. A potem koniecznie trzeba przeczytać rozdziały o zmartwychwstaniu!

Hanna Dunajska


Studiuje filologię polską i próbuje uczyć w szkole. Chciałaby doczytać się do „istoty rzeczy”. Była drużynową i szefową młodych, a potem odkryła żółtą gałąź i zachwyca się nią do dziś. Po 3-letnim akelowaniu została żółtą asystentką.

„Wychodzę z koleżankami”, czyli o luźnych spotkaniach Ogniska słów kilka

Sobota wieczór, knajpa w centrum miasta. Przy jednym ze stolików siedzi grupa dziewczyn. W pewnym momencie któraś z nich rzuca żart, po którym wszystkie wybuchają głośnym śmiechem. Widać, że dobrze czują się w swoim towarzystwie i znają się nie od dziś. Ktoś mógłby zastanawiać się, czy może to znajome ze studiów albo koleżanki z pracy. Mało prawdopodobne, że odgadłby, że patrzy na Ognisko Przewodniczek, tylko w trochę innym wydaniu niż zwykle.

Sercem nie tylko czerwonej gałęzi, ale całego skautingu są relacje, które budujemy pomiędzy sobą: szefowie z podopiecznymi, harcerki i harcerze w drużynie, przewodniczki i wędrownicy w Ognisku i Kręgu. Przygotowanie metodyczne szefów do pełnionej służby oczywiście też odgrywa tutaj kluczową rolę. Ale to więzi, które nas łączą, sprawiają, że chcemy działać, zwłaszcza w Ognisku Przewodniczek. To one nas spajają i przyczyniają się do owocnej współpracy pomiędzy szefowymi. Dlaczego warto rozwijać je nie tylko na wędrówkach i spotkaniach Ogniska, ale także spotkaniach integracyjnych bez munduru?

Luźne spotkania Ogniska – po co?

W dobrze działającym Ognisku, podczas wędrówek i spotkań formacyjnych integracja pomiędzy przewodniczkami odbywa się samoczynnie. Zwłaszcza gdy jesteśmy bez jednostek i spędzamy ze sobą dużo czasu: wtedy możemy wykorzystać go na bycie razem i rozmowy na wszelkie tematy, także te niezwiązane z harcerstwem. Czy potrzebne nam wobec tego dodatkowe spotkania integracyjne? Tak, jeśli chcemy poznać się na innej, pozaharcerskiej płaszczyźnie. Wędrówka, nawet pomimo wpisanej w nią spontaniczności, ma pewne ramy i swój przebieg. Zdarza się, że jesteśmy niewyspane i zmarznięte, spinamy się, żeby ze wszystkim zdążyć i żeby plan się nie posypał. Spieszymy się na pociąg. Nie zawsze jest przestrzeń na takie bycie razem, jakie mieści się w definicji „luźnego spotkania Ogniska”.

Sytuacja, gdzie spotykamy się bez mundurów, bez goniącego nas czasu i planu, i wyłącznie po to, żeby pobyć razem i zintegrować się, to coś zupełnie innego. Oczywiście to naturalne, że na wędrówkach i spotkaniach Ogniska dzielimy się swoją pozaharcerską codziennością i rozmawiamy o pasjach, zamiarach, studiach czy obowiązkach. Ale takie bezmundurowe spotkanie daje nam dodatkową szansę, żeby nie tylko o tych sprawach opowiedzieć, ale także w tej pozaharcerskiej rzeczywistości razem pobyć. Poznać się na innej płaszczyźnie i w innym środowisku, „prywatnie”. To zrozumiałe, że tematy harcerskie też wypłyną w rozmowach, bo to duża część życia każdej z nas, ale nie będą stanowić centrum i celu spotkania. A to robi dużą różnicę.

Dlaczego bez munduru?

W czym zatem przeszkadza mundur? Czy nawet jeśli wychodzimy gdzieś razem, to nie możemy zrobić tego po harcersku, świadcząc jednocześnie o naszej przynależności do SE? Możemy, ale sam koncept „luźnych” spotkań Ogniska zakłada, że mamy dać sobie przestrzeń, aby zawiązać relacje w sytuacji bezpośrednio niezwiązanej z pełnioną służbą czy innymi skautowymi zobowiązaniami. Może to być zwykłe wyjście na kawę czy jedzenie, albo jakaś wspólna aktywność, która wymaga współdziałania: kręgle, kino, łyżwy, escape room. O ile łatwiej później współpracuje się w szczepie czy w jednostce, kiedy mamy już więź, na której możemy się oprzeć. Z perspektywy szefowej Ogniska, dużo lepiej przechodzi się ślady z przewodniczką, którą zna się nie tylko na harcerskim polu. Jej też łatwiej się wtedy otworzyć, kiedy pozna swoją szefową bliżej. W Ognisku Szefowych mamy o tyle łatwiej, że nie musimy nikogo wprowadzać w świat czerwonej gałęzi, dziewczyny wiedzą jak funkcjonować jako przewodniczki. Więc to właśnie „luźne” spotkanie może być tym, czego w danym momencie potrzebują bardziej.

Za potrzebą takich spotkań przemawia też fakt, że warto od czasu do czasu zobaczyć się bez munduru. Jako kobieta każda z nas ma przecież swój niepowtarzalny styl, który ciężko zobaczyć w często trudnych warunkach wędrówkowych, a który, jakby nie patrzeć, jest częścią naszej osobowości. Jeżeli spędzamy ze sobą dużo czasu w skautingu, to czemu nie poznać się też od tej strony? Zobaczenie siebie w innej odsłonie jest doskonałym elementem zbliżającym dziewczyny.

Z własnego doświadczenia, bardzo dobrze wspominam wspólne ogniskowe szykowanie się przed imprezą na Forum Młodych, czy bezmundurowe, sukienkowe wyjście, gdy miałyśmy dzień wolny na ŚDM w Portugalii. Padło wtedy dużo komplementów odnośnie ubrań czy makijażu. Takie sytuacje sprzyjają inspirowaniu się nawzajem, pożyczaniu sobie kosmetyków, wymienianiu się pomysłami i poradami. I można mieć wątpliwości, czy skauting to odpowiednie miejsce na edukację akurat w temacie stylu i ubierania. Ale jeśli w Ognisku ma łączyć nas przyjaźń i wspólnota, i chcemy dzielić się ze sobą nawzajem swoim życiem, to czemu mamy wyłączać ten aspekt? Jeśli robię coś z przyjaciółkami, to równie dobrze mogę zrobić to ze swoim Ogniskiem. Poza tym, w rozwój ogólnoludzki jest też wpisana pielęgnacja naszej kobiecości, więc jeśli mam od kogo w tym temacie czerpać, to czemu tego nie wykorzystać?

Pomiędzy formacją a integracją

Kluczem jest znalezienie w tym wszystkim odpowiedniego balansu. Szefowa powinna czuwać nad rozwojem swoich przewodniczek i zachęcać je do udziału w obozach szkoleniowych, spotkaniach ekip namiestniczych i Kursach św. Marty i św. Józefa, aby były na bieżąco i umiały pracować ze swoją jednostką. Nie można zapomnieć też formacji osobistej i duchowej: spotkania z Matką Drogi i praca na śladach, pogłębianie relacji z Bogiem, rekolekcje Ogniska, Godzina Światła, kierownik duchowy. Ważne, żeby wybrzmiało, że to Bóg jest ostatecznym celem, a skauting prowadzi nas do świętości. Ale Bóg działa także przez ludzi!

Ciągłe skupianie się na powinnościach i obowiązkach związanych z formacją może przytłoczyć. Więc nie zaniedbujmy także integracji w życiu Ogniska. Może warto czasem zorganizować spotkanie, którego celem będzie po prostu zacieśnianie więzi pomiędzy dziewczynami. Bo najlepsze, co przewodniczki mogą w Ognisku dostać, niezależnie od etapu formacji, to po prostu dobre, trwałe relacje.

Skauting opiera się przecież na relacjach. To one sprawiają, że chcemy iść na wędrówkę, prowadzić jednostkę i być w Ognisku. Oczywiście Interesem może być chęć przeżycia przygody lub zobaczenia konkretnego miejsca, ale to, co najbardziej pociąga dziewczyny to właśnie łączące je więzi. Gdy jesteśmy w gronie, w którym dobrze się znamy i czujemy, nawet niewygodne warunki i trudności nie będą czymś, co nas zrazi. Tak samo przy prowadzeniu jednostki: jeśli szefowa wie, że ma się do kogo zwrócić po pomoc (i nie będzie się bała tego zrobić), jako Szefowe Ogniska możemy być spokojne, że nie odejdzie ze skautingu przy pierwszym kryzysie czy problemie, a myślę, że niestety każdy z nas słyszał już o takich sytuacjach. A rozbijało się właśnie o relacje.

I żeby sprecyzować sprawę, nie namawiam do rezygnacji ze spotkań formacyjnych Ogniska i zamieniania go tym sposobem w zwykłą grupę koleżanek. Po prostu w naszym skupieniu na formacji (która jest bardzo ważna!), nie warto zapominać o integracji pomiędzy dziewczynami, i to nie tylko w tym w wędrówkowym wydaniu. Bo jeżeli mamy możliwość dodatkowego wzmocnienia więzi pomiędzy sobą, co zaowocuje lepszą pracą szefowych z jednostkami, lepszą atmosferą w Ognisku i nowymi przyjaźniami w życiu każdej z dziewczyn, to dlaczego tego nie robić?

Fot. na okładce: Julia Szulc

Katarzyna Mroczko


Przewodniczka, Hufcowa i Szefowa Ogniska w Chełmie. W skautingu od 11. roku życia. Poznała każdą gałąź, a czerwoną i żółtą ukochała sobie najbardziej. Pasjonują ją relacje, spotkania z ludźmi i wędrowanie, nie tylko to myślami. Lubi czytać, tworzyć we wszelakiej formie i zgłębiać tematy związane z psychologią i prawem.

Teoria życia

„Czasami z niczego rodzą się najlepsze cosie” – Kubuś Puchatek, cytat z filmu Krzysiu gdzie jesteś.

Egipt. Plaża i słońce. Ciepłe Morze Czerwone. 16. grudnia 2023 roku.

Kiedy podczas ostatniego dnia urlopu w Marsa Alam w Egipcie wylegiwałem się na drewnianym leżaku, łapiąc ostatnie promienie afrykańskiego słońca przed powrotem do zimnej Europy, postanowiłem zająć czymś swój umysł. Książka w walizce, wifi tylko w lobby, a ja na plaży, ekran telefonu niewidoczny w ostrym słońcu. Co tu robić? Postanowiłem przyjrzeć się światu dookoła.

Leżałem pod parasolem o drewnianym stelażu pokrytym wysuszonymi liśćmi palmowymi. To była pierwsza rzecz, którą ujrzałem. Zastanowiłem się, z czym kojarzą mi się pierścienie, na których opierało się zadaszenie, rozpoczynające się od słupa go podpierającego i rozszerzające się ku jego brzegowi.

Po pewnym czasie zrozumiałem, że z planowanym cyklem artykułów, który chcę napisać do Przestrzeni.

Wstęp do cyklu publikujemy dopiero teraz, mimo że zbieranie materiałów trwa już około roku. I jak widać wierciło mi dziurę w brzuchu nawet w czasie urlopu.

Wszystko zaczęło się od konferencji na Dniu Modlitw za Federację Skautingu Europejskiego, organizowanym przez 1. i 2. Hufiec Warszawski w 2023 r. Zostałem wtedy poproszony o wygłoszenie konferencji na dowolny, skonsultowany wcześniej temat. Po chwili myślenia, wówczas w mieszkaniu, a nie na plaży, narodziła się koncepcja konferencji „Rodzina i Skauting”.

Po konferencji, wygłoszonej w kościele, zapowiedziałem, że stworzę prezentację na ten temat. Jednak czas płynął, a koncepcja powiększała się do tego stopnia, że z notatek z konferencji powstał plan cyklu artykułów. Cyklu, do którego wstęp niniejszym prezentuję.

DM za FSE Przybyszew 2023, fot. Jan Magrel

Zajmując się tematem konferencji z marca 2023r. Uznałem, że ze względu na dostęp do źródeł i możliwości ich pogłębienia, uporządkuję artykuły w następujących częściach:

Część pierwsza: Prezentacja obszarów

Kolejnym krokiem, będzie rozpisanie człowieczeństwa na 5 obszarów. Pozwoli mi to w części drugiej zająć się analizą zjawiska, jakim jest pojawienie się nowego człowieka na świecie i jego rozwój od poczęcia do stania się Harcerzem Rzeczypospolitej.

Obszary o których wspomniałem to:

  1. 1. Relacja z Bogiem
  2. 2. Nauczanie Kościoła
  3. 3. Medycyna
  4. 4. Psychiatria
  5. 5. Skauting

Jestem obecnie na pierwszym roku specjalizacji z psychiatrii, jako lekarz pracuję już 3. rok, co zdecydowanie naznaczyło moją perspektywę.

Część druga: wzrost i różnicowanie

W tej części planuję zabrać się za poszukiwania tego, co uniwersalne w rozwoju człowieka. Zaczynając od poczęcia, chciałbym zakończyć tę część wejściem w dorosłość, symbolizowanym u nas w ruchu przez Wymarsz Wędrownika i Obrzęd Fiat.

Chcę zastosować tu następującą chronologię:

  1. 1. Rozwój prenatalny
  2. 2. Poród i okres noworodkowy
  3. 3. Niemowlęctwo
  4. 4. Okres poniemowlęcy
  5. 5. Wczesne dzieciństwo
  6. 6. Wiek przedszkolny
  7. 7. Wiek wczesnoszkolny
  8. 8. Okres dojrzewania
  9. 9. Okres młodego dorosłego
  10. 10. Dojrzała dorosłość

Każdy z powyższych punktów interpretuję w świetle wymienionych wcześniej obszarów.

Tyle tytułem wstępu. W kolejnym odcinku rozpocznę Część I cyklu „Rodzina i skauting” artykułem „Rodzina i skauting –relacja z Bogiem”. Śledźcie Przestrzeń!

CDN…

Fot. na okładce: Krzysztof Żochowski

Krzysztof Żochowski


Krzysztof Olaf Żochowski HR – Pochodzi z 1. Hufca Garwolińsko-Pilawskiego, w trakcie życia skautowego pełnił liczne funkcje w różnych gałęziach i obszarach służby. Zawodowo lekarz w trakcie specjalizacji z psychiatrii.

To już koniec? Listy Starszego Brata do Młodszego #9

Drogi czytelniku!

Jeżeli po raz pierwszy czytasz artykuł z cyklu „Listy Starszego Brata do Młodszego”, to zachęcam Cię, abyś najpierw zapoznał się ze wstępem znajdującym się na początku pierwszego artykułu. Jednakże tym razem znajomość ósmego listu wydaje się chyba nawet istotniejsza.

Minęło już półtora roku od kiedy opublikowałem ostatni z listów. Wieko kufra nie chciało drgnąć, a ja zadowoliłem się nagraniami zawierającymi Opowieści Teodora i nie robiłem nic w sprawie zatrzaśniętego zamka. Listy były uwięzione. Jednak, jak możecie się domyślać, nie czytalibyście tego artykułu, gdyby nie pojawiły się nowe okoliczności w tej sprawie.

Przypadki chodzą po ludziach. Kuny zaś po samochodach, przy okazji gryząc i niszcząc różne rzeczy pod maską. Niestety i mój samochód nawiedziła taka kuna uszkadzając przewody od spryskiwaczy. Postanowiłem, że w wolnej chwili sam zajmę się tą usterką, a  niezbędne do naprawy części zakupiłem na jednym ze znanych portali aukcyjnych.

Do wszelkich napraw auta wykorzystywałem niezamieszkane od kilku lat gospodarstwo dziadków, na terenie którego znajdował się duży garaż. Pod koniec grudnia pojechałem tam ponownie i przystąpiłem do wymiany przewodów. Jakie było moje zdziwienie, gdy przeszukując dziadkowy warsztat natrafiłem na klucz, tyle że nie płasko-oczkowy, a taki do zamka. Ów klucz posiadał zdobienia łudząco podobne do tych znajdujących się na zatrzaśniętym kufrze z mojego strychu. Z nieskrywaną radością wcisnąłem znalezisko w kieszeń i dokończyłem naprawę samochodu.

Po powrocie do domu pognałem na strych. Podszedłem do kufra. Włożyłem klucz do zamka, spróbowałem przekręcić i… nic. Klucz nie chciał poruszyć się ani w jedną, ani w drugą stronę.  Nie poddałem się jednak i zastosowałem regułę znaną każdemu szanującemu się informatykowi. Wyjąłem klucz, lekko uderzyłem dłonią w zamek i ponownie spróbowałem przekręcić. Tym razem z lekkim oporem, ale udało się i wieko kufra zostało otwarte.

Przegląd skrzyni wykazał małe straty. Przytrzaśnięta część poprzedniego listu była na tyle zniszczona, że nie dało się odczytać nic poza kilkoma niewiele mówiącymi fragmentami zdań. Jednak w kufrze znajdowały się kolejne listy. Dlatego zapraszam do lektury następnej części korespondencji między Teodorem a Fryderykiem.

***

Drogi Fryderyku!

Dzisiaj świętowaliśmy drugie urodziny naszego najmłodszego syna – Stefka. Z tej okazji naszła mnie refleksja, że każdy dzień z jego dwóch lat życia jest dla nas niezwykłym darem. Mimo, że ten dzielny maluch poznaje świat bez, jak można sądzić najważniejszego zmysłu, wzroku, to wydaje mu się to w zupełności nie przeszkadzać. My tak często przejmujemy się drobnymi rzeczami, a Stefan udowadnia nam, że ze znacznie poważniejszą trudnością można być radosnym.

„Czy to już koniec?” takie pytanie postawiłem sobie, gdy podpisywałem napisany przez Ciebie list do Naczelnika informujący o zakończeniu przygotowań do Wymarszu (list dołączam w kopercie). Te ponad sześć lat, podczas których funkcjonowaliśmy w relacji starszy-młodszy brat wydają się epoką, która się właśnie zamyka. Przez ten czas zdążyłeś się przeprowadzić, za trzy miesiące czeka Cię ślub z Klarą. Mnie powiększyła się rodzina i również na dłużej zmieniłem swoje miejsce zamieszkania. Obaj, nieco odmiennie, ale dojrzeliśmy.

Co do Wymarszu. Każdy fragment obrzędu niesie wiele treści. Ale w momencie, gdy zadałem sobie wspomniane pytanie „Czy to już koniec?, jako odpowiedź od razu na myśl przyszło mi zdanie, które jako ostatnie usłyszysz od HRa przyjmującego Twój Wymarsz. Brzmi ono „A teraz IDŹ i niech Bóg będzie z Tobą”. Końcem jakiejś drogi jest początek innej. Można w sumie powiedzieć, że w tym przypadku to nie jest koniec, a punkt, w którym dajesz duży krok i z jednej drogi przechodzisz w kolejną, trudniejszą i wymagającą większego zaangażowania. „Idź” jako coś co będzie aktywne, będzie trwało. I ten czas trzeba zaakceptować. Nie można wierzyć, że po obrzędzie Wymarszu wszystko nagle się zmieni.
„Ale pamiętaj, że nic co dobre nie przyjdzie Ci w życiu łatwo” – to zdanie padnie w obrzędzie chwilę wcześniej.

To „idź” przypomniało mi również refleksje jakie miałem jako młody HR na jednej z letnich wędrówek kręgu. Na kilku Godzinach Drogi to wezwanie do „pójścia” pojawiało się w różnych formach. Jedną z nich było Jezusowe „Wstań, idź” wypowiedziane do uzdrowionego człowieka. Te słowa mocno mnie dotknęły. Wówczas bowiem potrzebowałem głębszego uświadomienia, że po pierwsze, z każdej trudnej sytuacji, z Bożą pomocą mogę wstać, a po drugie, że doświadczenie łaski wzywa do drogi, do pójścia. Nie „wstanę i usiądę lub wstanę i będę nadal stał”, a „wstanę i pójdę”.

Trochę odszedłem od podstawowego sensu tego mojego pytania (czyli dotyczącego dalszego trwania naszej relacji), ale powyższe przemyślenia wydały mi się istotne przy tak postawionym, filozoficznie brzmiącym pytaniu.  Nasza relacja z oczywistych względów pewnie nieco osłabnie, ale myślę, że nadal znajdziemy czas, żeby porozmawiać. Już nie jako starszy i młodszy brat, ale po prostu jak przyjaciele, którymi przez ten czas się staliśmy.

Niezmiernie cieszę się, że przy okazji Twojego Wymarszu, będziemy wspólnie wędrować. Dawno nie było nam to dane. Wierzę, że będzie to dobry czas.

Tymczasem ja kończę ten list w przeddzień niedzieli, podczas której usłyszmy „Gaudete!”. Radujmy się i my.

Pozdrawiam serdecznie

Twój Starszy Brat Teodor

Fot. na okładce: Ernest Benicki

Piotr Wąsik


Wilczek, harcerz, wędrownik. Następnie akela i szef kręgu. A to wszystko w Radomiu. Działa w Namiestnictwie Wędrowników. Niepoprawny fan polskiej Ekstraklasy.

Wymagaj posłuszeństwa

Podsumowanie i rozwinięcie dyskusji z Watahy jesiennej z przybornikiem konkretnych narzędzi dla Akeli – wersja poprawiona

Dobre wychowanie to proces zmierzający od prowadzenia za rękę do samowychowania, od dyscypliny do samodyscypliny, od afirmacji do poczucia własnej wartości. Składa się ze 100% przyjęcia i bliskości oraz 100% wymagania. Prowadzi do pełni człowieczeństwa, „aż Chrystus się w nas ukształtuje”[1]. Jaką rolę odgrywa w nim posłuszeństwo?

Wilczek słucha Starego Wilka

1.    Posłuszeństwo

Prawo Gromady mówi o posłuszeństwie wprost, a przesiąknięta nim jest cała skautowa pedagogika. Posłuszeństwo to zdolność wybierania dobra, piękna i prawdy (a nie na przykład osoby, jakiegoś autorytetu – tym różni się od dyscypliny). I tyle. Dlatego lepiej nie mówić, że wilczek powinien być posłuszny komuś, ale czemuś, np. dobremu prawu albo szczytnym celom które Stare Wilki reprezentują. Musi o tym wiedzieć Akela, gdy chce (a może oraz powinien chcieć), aby go słuchano. Jeśli chce uczyć posłuszeństwa, wychować posłuszne – czyli zdolne do wybierania dobra – wilczki, to musi reprezentować, uosabiać, być palcem wskazującym na Prawo. Żyć nim i nieustannie o nim mówić, na przykład:

    • Słyszę niepotrzebny hałas, przez który czuję rozdrażnienie. Dlatego chcę, żebyś zachował ciszę Piotruś, bo wilczek myśli najpierw o innych.
    • Wilczek ma uszy i oczy otwarte. Śmieci na podłodze (wskazuje palcem patrząc z uśmiechem na wilczka).
    • Wilczek jest zawsze czysty. Dbamy też o koszulę w spodniach i beret na uchu.
    • Wilczek zawsze mówi prawdę. Przekleństwa to nie jest prawda, tylko ściek.
    • Wilczek jest zawsze radosny. (spokojnym tonem:) Jeśli nie pozwolisz mi wytłumaczyć zasad gry, żeby inne wilczki się nią cieszyły, nie pozwolę, żebyś przeszkadzał reszcie bawić się na kolejnej zbiórce.

Na marginesie wspomnę, że druga część Prawa Gromady – wilczek nie słucha samego siebie – mówi o niesłuchaniu swoich zachcianek. Nie zabrania wsłuchiwania się i poznawania siebie – to jest dobre. U wilczków nie pojawiają się takie dylematy interpretacyjne, a zagadnienie było wielokrotnie dyskutowane w innych miejscach – dlatego nie będę go tu rozwijał.

2.     Interes Wilczka i komfort Akeli

Zatrzymajmy się na chwilę na pierwszym z powyższych przykładów. Masz prawo być szanowany. Zdecydowałeś się wziąć na siebie odpowiedzialność za dusze innych, prowadzisz pracę wychowawczą, informacyjną, administracyjną… Jeśli  w pewnym momencie pomyślisz, że to nie ma sensu, bo czujesz się jak treser w zoo lub opiekun w zakładzie poprawczym, to sygnał, że najwyższy czas zadbać o swoje dobro. Zyskasz na tym nie tylko ty, ale także wilczki, które już starają się być posłuszne. W wychodzeniu z dziecięcego egoizmu powinny przecież kształtować wrażliwość nie tylko na siebie nawzajem, ale również na swojego ulubionego starszego brata – ciebie.

Interesem wilczka jest bawić się i rozwijać w gromadzie. Chcemy mu w tym ze wszystkich sił pomóc, nawet, jeśli za staraniami nie idą od razu widoczne efekty. Jednak jeśli ma na to zamknięte oczy i uszy, twoją misją jest pomóc mu je jak najszybciej otworzyć. Oto więc nadchodzą:

3.     Konsekwencje

Gdyby skauting był dla wszystkich, to Pan Jezus założyłby skauting, a nie Kościół. Wilczek nieposłuszny – nie orientujący się na dobro – albo przy naszej wytężonej pomocy będzie starał się zmienić myślenie, albo będzie dezorientował inne wilczki.
Niestety w świecie po grzechu pierworodnym dzieci mogą być okrutne, czy powoli psuć całą gromadę. Dlatego warto ustalić sobie „drabinę eskalacyjną” konsekwencji. Potem spisać je z wilczkami, pamiętać, przypominać i stosować. Na przykład:

  1. 1. Powiedzieć z daleka: „Będę cię musiał upomnieć.”
  2. 2. Upomnieć[2] z bliska, szeptem.
  3. 3. Wziąć na rozmowę z dala od gromady.
  4. 4. Porozmawiać z rodzicami bezpośrednio po zbiórce (lub w trakcie, przez telefon, z informacją o konieczności wcześniejszego odebrania).
  5. 5. Dłuższa, umówiona wcześniej rozmowa z rodzicami (nastawiona na szukanie rozwiązania, a nie reprymendę).
  6. 6. Kontrakt z wilczkiem lub wilczkiem i jego rodzicami.
  7. 7. Zawieszenie na jedną lub kilka zbiórek, jeśli sytuacja powtarza się na kolejnej zbiórce.
  8. 8. Zawieszenie na biwak lub obóz.
  9. 9. Opuszczenie gromady, jeśli sytuacja powtarza się po zawieszeniu.

Jak widzisz, ścieżka do wyrzucenia z gromady jest długa, następuje po wyczerpaniu wszystkich możliwości szukania dobra, ale jest otwarta. Często leży też w interesie dzieci, które wymagają specjalistycznej wiedzy i opieki, która nie leży w naszych kompetencjach. Możemy je wręcz od tej opieki oddalić lub wprost skrzywdzić!

Nie obawiaj się poświęcać czasu i uwagi na indywidualne upomnienia (pod warunkiem, że masz gromadę na oku lub przybocznego, który zadba o jej bezpieczeństwo w tym czasie). Jest to inwestycja, która szybko się zwróci. Dlatego właśnie:

Wyrzucać można i należy

Rodzice powierzają ci to, co mają najcenniejszego – swoje dziecko. Dlatego priorytetem jest jego bezpieczeństwo na zbiórkach. A to, trzeba ze smutkiem stwierdzić, często po prostu wymaga zawieszenia lub wyrzucenia.

  1. 1. Wtedy zbiórki będą bezpieczne i uporządkowane, a ty będziesz miał czas i energię, by robić ciekawe aktywności – może rozwiniecie tyrolkę, zrobisz naprawdę wielką grę na wyspie, albo nauczycie się solarografii?
  2. 2. Rodzice będą zachwyceni i zaproszą do gromady swoich znajomych! Poczta pantoflowa to jedyny skuteczny sposób na nabory.
  3. 3. W końcu, przy odrobinie szczęścia i w sprzyjającym środowisku, będziesz miał dużą gromadę i listę rezerwową. Dzięki temu…
  4. 4. Będziesz mógł naprawdę wyciągać konsekwencje!
  5. 5. Wtedy zbiórki będą bezpieczniejsze, uporządkowane i ciekawsze. A rodzice bardziej zadowoleni.  Lista rezerwowa dłuższa…

Jednak czy jest mniej drastyczny sposób, aby rozpocząć tę pętlę? Odpowiadam:

Od początku od porządku

Zacznij od tego, co widzialne, żeby wpłynęło na to, co w środku. Żeby orientować się na dobro, piękno i prawdę, trzeba je najpierw zobaczyć i ich zapragnąć. Zatem posłuszeństwo zaczyna się od uczulania na estetykę i poczucie sprawczości, na przykład przez:

    • schludne mundury
    • ładne apele, z bieganiem zamiast włóczenia się
    • głośne recytowanie Prawa
    • czyste menażki
    • umyte ręce
    • plecaki złożone w jedno miejsce
    • siedzenie w okręgu zamiast w kupie
    • wyznaczone i czyste miejsca na apel, Skałę Narady, śniadanie
    • A może, jeśli masz taką możliwość i miejsce, talerzyki i kubki? Stałe pionierskie ławeczki? Pionierskie wieszaki na plecaki i kurtki?

A co z dziećmi z ADHD, spektrum autyzmu, niedosłuchem centralnym?

Jeszcze nie wiem. Wiem za to, że to coraz większy i trudniejszy temat w gromadach. Będziemy o tym dyskutować z ekspertami na Akademii Bis i Watasze wiosennej. Może uda się nam wspólnie wypracować jakieś systemowe rozwiązanie. Zapraszam 5.-7. kwietnia do Krakowa!


[1] [1] Ga 4,19

[2] Dobre upomnienie zaczyna się od faktu, np. „Rzuciłeś nożem. To niebezpieczne, a wilczek myśli…”; „Nie biegasz na apelu. Wilczek jest zawsze radosny, pokaż to przebierając nogami”; „Powiedziałeś do Jasia…”

Fot. na okładce: Wataha jesienna 2023

Maciej Szulik


Namiestnik wilczków. Nauczyciel matematyki, fizyki i wychowawca w liceum. Był Akelą 1. Gromady Krakowskiej i drużynowym PuSZczy Śląskiej.

Nie jemy szyszek, tylko sadzimy drzewa

Przypomnij sobie reakcje ludzi, kiedy mówisz, że jesteś harcerzem. W moim przypadku podziw pojawia się tylko w przypadku starszych pań. Pozostałe reakcje to:

a) „O, to w tym wieku jeszcze można być harcerzem?”

b) „O, czyli jesz szyszki? XD”

Z innymi raczej rzadko się spotykam, a i tak później jeszcze muszę tłumaczyć, że FSE to coś innego niż ZHP i ZHR, o ile w ogóle rozmówca potrafi te dwie największe organizacje odróżnić.

Ten brak zrozumienia naszych działań przez społeczeństwo zmotywował mnie do napisania niniejszego tekstu. Chcę zwrócić uwagę przede wszystkim na obszary problemowe. Postaram się zarysować przyczyny tego zjawiska, a także to, jaki moim zdaniem, obraz skautingu możemy tworzyć my jako szefowie.

Szyszki i pomniki

Każdy zapewne widział tego mema z Przyrzeczenia jednego z naszych harcerzy. Ten szybko obiegł Internet kilka lat temu i pozostał w pamięci młodych ludzi do dzisiaj. Powiedziałbym nawet, że jest w czołówce najbardziej rozpoznawalnych memów, nie tylko w społeczności harcerskiej. Jest to wręcz uderzające, bo może świadczyć o tym, jak bardzo wpasował się w postrzeganie harcerstwa przez młode pokolenie. Przecież nikt nie zwraca uwagi na to, że jego treść to stek bzdur niemających nic wspólnego z rzeczywistością. Natomiast idealnie pasuje do narracji dzisiejszego świata i utożsamienia naszych wartości ze śmiesznością.

Rzecz jasna, nieco to upraszczam i wyolbrzymiam. Są osoby, które pozytywnie patrzą na harcerzy. Przede wszystkim są to osoby starsze, choć oczywiście nie tylko. Za ich czasów to właśnie harcerstwo było modne. Na widok harcerza ich twarz promienieje dumą i uśmiechem. Postrzegają nas jako tę porządną młodzież. Wiedzą, że na pomoc harcerzy zawsze można liczyć, a ich obecność jest nieodłącznym elementem wszystkich obchodów świąt państwowych, a często także religijnych.

Na początku ostatniej wędrówki z moim kręgiem, będąc w publicznej toalecie, pewien starszy pan, jak tylko mnie zauważył, zwrócił się do mnie, zaczynając od pozdrowienia „czuwaj”. Oznajmił, że w jednej kabinie ktoś leży, być może zasłabł. Okazało się później, że to tylko lokalny koneser taniego wina stracił świadomość. Co jednak zwróciło moją uwagę, to fakt, że ten starszy pan proszący mnie o pomoc, naprawdę widział we mnie ratunek. Jedynym powodem takiej reakcji był mundur harcerski. W końcu jak trwoga to do harcerza.

Przypomina mi się też sytuacja z niedawnego Czerwonego Pasa. Uczestniczyliśmy we mszy świętej w lokalnej parafii i ksiądz dziękując nam za obecność, powiedział coś w rodzaju „Dobrze widzieć młodzież, która zachowuje wartości Bóg, Honor i Ojczyzna.” Dość dobitnie i kilkukrotnie powtórzył tę dewizę, jednoznacznie kojarzącą się z siłami zbrojnymi. Zresztą spotkałem się też z kapelanami i żołnierzami, którzy stwierdzali, że harcerstwo bardzo ich do wojska przygotowało.

Z tego wszystkiego wyłania się obraz harcerstwa jako „wojska dla dzieci”, gdzie młodzi chłopcy noszący śmieszne zielone mundurki, biegają po lesie, jedzą szyszki i stoją ze sztandarem na baczność przy pomniku podczas obchodów Święta Niepodległości. Niezwykle dziwne połączenie. Jednak taki, moim zdaniem, jest obraz harcerza w świadomości społecznej przeciętnego Polaka. I trudno się temu dziwić. Oczywiście nie wszyscy tak myślą. Spora część społeczeństwa widzi w harcerstwie wychowanie, a nie tylko zabawę i patriotyzm. Pozwolę sobie w tym miejscu na krótką analizę.

Alternatywa dla ZHP

Największą organizacją harcerską w Polsce jest ZHP. Liczy ponad 136 tys. członków. Z kolei w szeregach ZHR jest już niecałe 20 tys. osób. Natomiast w SHK tylko 6 tys. Siłą rzeczy nie jesteśmy organizacją najbardziej rozpoznawalną w przestrzeni publicznej i jeszcze długo nie będziemy. Wyjątkiem są regiony, gdzie nasze Stowarzyszenie działa od dawna i poprawnie. Największy wpływ na społeczeństwo wywiera jednak ZHP, które nie tylko pod względem ilościowym zostawia pozostałe organizacje w tyle, ale również jest najdłużej funkcjonującą ze wszystkich. Zatem większość naszych rodziców posyłających dzieci do harcerstwa nie pamięta jeszcze powstawania jednostek ZHR, a tym bardziej SHK. 

Dlatego społeczeństwo postrzega harcerstwo przez pryzmat ZHP. Jest to szczególnie zauważalne w mniejszych miastach. Trudno szukać alternatywy w Jaśle, Kościanie, czy Przasnyszu. Warto wspomnieć, że ten obraz harcerstwa często jest po prostu zły. ZHP to organizacja, która przez 100 lat swojego istnienia ulegała licznym przeobrażeniom, oddalając się od pierwotnych idei skautingu. Jest organizacją bardzo państwową oraz zróżnicowaną wewnętrznie.

ZHP, jako najwyższą wartość wychowania, uznaje patriotyzm. Widać to w ich działaniach, od rodzajów śpiewanych przez nich piosenek, do aktywnego uczestnictwa w uroczystościach państwowych, ale także w samej nazwie związku. Dlatego też harcerze są mile widziani w parafiach garnizonowych. Wspomniane przeze mnie wcześniej osoby, mówiące o harcerstwie jako przygotowaniu do wojska, zostały wychowane właśnie w tym nurcie.

Harcerstwo oczywiście nie powinno mieć takiego celu. Wiadomo, że wśród naszych podopiecznych znajdują się przyszli żołnierze (jak sam Bi Pi), ale tak samo będą tam lekarze, wokaliści, nauczyciele, programiści, księża, a może i przyszły prezydent. Patriotyzm jest jedną z wielu równorzędnych wartości, które chcemy zaszczepiać w nowych pokoleniach. Naszym celem jest wychowanie otwartych na innych, odpowiedzialnych obywateli w duchu chrześcijańskich wartości. 

Obywatel i naród

Kim więc jest obywatel? Podręcznikowa definicja mówi nam, że jest to osoba posiadająca prawa i wypełniająca obowiązki wobec państwa, do którego przynależy, czyli będąca odrębną jednostką oraz użyteczna dla społeczności. Oczywiście taki jest wzór do naśladowania, ponieważ nikt nie jest idealny. Jednak to tylko teoria. Dalej nie wiemy, jakie cechy ten ideał powinien posiadać.

Arystoteles określa ideał obywatela, jako osobę umiejącą rządzić i słuchać. Ten model spełnia swoje funkcje jedynie w demokratycznym ustroju państwa, kiedy de facto każdy może zostać władcą. W jego definicji dobry człowiek jest tożsamy z dobrym obywatelem, jednak nie każdy dobry obywatel może być dobrym człowiekiem. Ocenia, że każdy najpierw powinien nauczyć się słuchać, a dopiero potem rządzić. Zwraca również uwagę, że każdy ma inne zadania i rolę w społeczeństwie, dlatego cnoty pomiędzy obywatelami rządzonymi i rządzącymi są inne. Dobry władca, poza cechami obywatela, powinien być rozumny.

Przenosząc się na polski grunt, według Jana Kochanowskiego dobry obywatel charakteryzuje się miłością do ojczyzny, wyrażaną dawaniem talentów otrzymanych od Boga dla dobra wspólnego.

Jak to wszystko ma się jednak do patriotyzmu? Dla patrioty, oprócz dbania o wspólne dobro oraz uczestniczenia w życiu społecznym i politycznym, kluczowa jest właśnie miłość do ojczyzny. Jest ona wyrażana poprzez szacunek do swojego narodu i jego symboli, historii, kultury oraz pielęgnowanie jego tradycji. Świadczy również o przedkładaniu dobra ojczyzny nad swoje dobro i gotowość do poświęceń za kraj.

Taka postawa ma jednak swoje granice, co bardzo obszernie opisuje Katolicka Nauka Społeczna. Jedną z głównych zasad społecznych zawartych w KNS jest solidarność, która nie tylko łączy członków wspólnoty, ale również określa wszystkich żyjących na Ziemi ludzi, jako jedną społeczność. Pojmowanie to wykracza zatem poza naród i wskazuje na miłość pomiędzy obywatelami różnych państw, gdyż każda osoba jest dzieckiem bożym.

Rodziny, jako podstawowe jednostki społeczne, tworzą wspólnoty, a te organizują się w narody. Kluczową rolę w narodzie odgrywa instytucja państwa, która odpowiada za organizację narodu. Moralność KNS odrzuca formy kolektywizmu oraz nieograniczonego indywidualizmu. Państwo ma stać na straży przestrzegania tych zasad. Dlatego tak ważne jest aktywne uczestnictwo obywateli nie tylko w życiu społecznym, ale również politycznym, aby rozliczać władze ze spełniania powyższych celów.

Harcerz jak drzewo

Opisana powyżej organizacja życia społecznego jest niemalże identyczna do naszego funkcjonowania w Stowarzyszeniu. Zastęp jest jak rodzina, w której tworzą się najtrwalsze więzi. Lokalną wspólnotą jest drużyna, w której zastępy nie tylko konkurują ze sobą, ale również współpracują i tworzą tożsamość jednostki. Hufiec, czy Stowarzyszenie, nadają rangę państwową całej strukturze, zapewniając wyznaczanie kierunków rozwoju oraz rozwiązywanie dużych problemów. Cała ta struktura jest niczym innym jak demokracją.

Skupmy się jednak na zastępie. Każdy harcerz aktywnie uczestniczy w jego tworzeniu, oferując swoje talenty, czy realizując funkcje, na rzecz dobra całego zastępu. Ma swoje obowiązki, czyli chodzenie na zbiórki, zdobywanie stopni, zabieranie ze sobą potrzebnego ekwipunku, etc. Ma również swoje prawa, takie jak prawo głosu na radzie zastępu. Natomiast czekanie na swoją kolej na radzie uczy słuchania, a (jako zastępowemu) rozwiązywanie problemów kształci umiejętność rządzenia. Solidarność w zastępie daje niezwykłą skuteczność podczas wielkiej gry, a solidarność w drużynie pomaga rozwiązywać konflikty między zastępami.

Tym dokładnie jest jeden z sześciu wymiarów, czyli Szkoła Wychowania Obywatelskiego. SWO jest światem na miarę chłopca/dziewczynki, w którym obowiązują zasady i relacje społeczne, który poprzez doświadczenie pozwala uczyć się aktywnego życia w społeczeństwa i troski o dobro wspólne (definicja Rady Pedagogicznej). Nie można jednak mylić jej z prowadzeniem agitacji politycznej, czy stanowiskiem wobec wydarzeń patriotycznych.

No dobrze, ale co z naszym otoczeniem? Nie wszyscy przecież są harcerzami, a niewychodzenie z lasu niekoniecznie jest dobre. Moim zdaniem ZHP zbyt duży nacisk położyło na wydarzenia patriotyczne. I mam trochę obawy, abyśmy nie popełnili tego samego błędu, tylko że w drugą stronę – odcinając się od takich wydarzeń. Trudno jest budować tożsamość lokalną czy narodową bez uczestnictwa w imprezach upamiętniających historyczne wydarzenia. W końcu naród to zbiorowe dzieło naszych przodków, a jako skauci służymy ojczyźnie, jesteśmy lojalni wobec swojego kraju i dochowujemy wierności dziedzictwu pokoleń.

Porównałbym harcerza do drzewa, gdzie korzeniem jest osadzenie w społeczności chrześcijańskiej, rodzinnej i narodowej. Stabilność pnia to przynależność do społeczności szkolnej, harcerskiej, koleżeńskiej, akademickiej, etc. Dopiero gałęzie i liście są najbardziej zmienne, tak jak rozwój i decyzje. Dopóki trwały jest korzeń i stabilny pień, żadna wichura tego drzewa nie wyrwie.

Jedyne co jest nieco problematyczne, to forma uczestnictwa w takich wydarzeniach. Najczęstsze argumenty padające przeciwko obchodom, to że są dla harcerzy trudne i nudne. Trudno się nie zgodzić, jednak warto spojrzeć na to trochę szerzej. W końcu nic co dobre nie przychodzi łatwo. Czy ktoś się spotkał z tym że harcerze rwą się do sprzątania szkoły po zimowisku? Albo że są zajarani każdym Apelem Ewangelicznym? Takie przypadki to raczej rzadkość, a jednak dalej to robimy, starając się dobrać narzędzia tak, aby zadania były wychowawcze i ciekawe. Czyli wykorzystując motory.

Może zamiast bezczynnie stać przy pomniku warto częstować uczestników herbatą lub żurkiem. Albo po obchodach zorganizować ekspresję dla mieszkańców o tematyce święta. Czyli przejść do działania i odpowiedzialności z biernego uczestnictwa. To może dać naszym podopiecznym poczucie, że są częścią wspólnoty, i to ważną, co jest dla nich bardzo istotne, jak ktoś docenia takie działania. Ponadto, nie zbudujemy swojego wizerunku, jeśli misję wychowania obywatelskiego będziemy realizować jedynie wewnątrz jednostki.

Może warto wziąć udział w sprzątaniu kościoła, w którym działa jednostka. Zgłosić się do ośrodka pomocowego, jak dom dziecka lub dom samotnej matki i zaproponować pomoc w opiece nad znajdującymi się tam dziećmi, np. przy odrabianiu pracy domowej lub zorganizować dla nich grę. Przeprowadzić z kręgiem lub ogniskiem otwartą debatę oksfordzką na temat społeczny. Wziąć udział w Akcji Sprzątania Świata. Zaangażować szczepowego do uczestnictwa w Radzie Parafialnej. Zbudować ołtarz na procesję podczas Bożego Ciała. I wykazać przy tym swoje ponadprzeciętne kompetencje nabyte w skautingu.

Możliwości jest bardzo dużo. To jest także świetna okazja do promocji Stowarzyszenia, żeby nikt nas nie mylił z innymi organizacjami, tylko zobaczył, że jesteśmy częścią lokalnej wspólnoty. I że nasza rola w społeczeństwie jest ważna i poważna.

Fot. na okładce: Wojciech Nowak

Michał Deręgowski


Podkarpacianin z krwi i kości. Po przebyciu długiej i krętej harcerskiej drogi został szefem kręgu. Z wykształcenia geograf. Miłośnik map, Polski i map Polski.

Wymarzona codzienność

Jak często zasypiasz z myślą, że to był dobry dzień? Chciałoby się mieć tak codziennie, jednak wydaje się to nierealne przy rutynie związanej z nauką, pracą, obowiązkami domowymi, harcerskimi, uczelnianymi… Nie wspomnę już o pragnieniu, aby pojawił się w naszym życiu wreszcie jakiś ,,idealny dzień”. Jakiś czas temu usłyszałam pytanie: ,, Jak wyglądałby Twój wymarzony dzień?”. Pomyślałam wtedy, że dosyć często przytrafia mi się właśnie taki, o którym nawet nie śniłam. Zaczęłam więcej o tym myśleć, zastanawiać się, co sprawia, że tak jest. Stąd też powstał pomysł na ten artykuł, do którego lektury bardzo Cię zachęcam. 

Myślę, że podstawą do przeżycia dobrego dnia (lub nawet tego idealnego) są cztery obszary, o których nie możemy zapomnieć. Dotyczą one zwykłej codzienności, która dzięki nim może stać się niezwykła oraz realiów harcerskich, jak np. życie obozowe lub bycie w drodze podczas wędrówki. Poniżej opiszę każdy z tych obszarów, jak je realizować i znaleźć na nie przestrzeń. 

Bóg– nasz największy przyjaciel. O tak ważną relację należy się odpowiednio troszczyć, pracować nad nią każdego dnia, aby była ona silna z obu stron. Dzięki częstej modlitwie i zawierzaniu Panu Bogu swojego dnia o poranku będziesz czuć Jego obecność. Z Nim możesz dzielić się wszystkimi radościami i smutkami. On zawsze jest gotowy, żeby Cię wysłuchać. Nie wiem czy też tak masz, ale ja, kiedy komuś opowiem, z czym się zmagam i zacznę przeżywać to wspólnie z tą osobą, a nie w samotności, czuję ulgę. Zadbaj więc, aby pójść na Mszę Świętą, Adorację, czy znaleźć moment w ciągu dnia na odmówienie różańca. Zakończę tę część słowami św. Augustyna, które dobrze podsumowują to, jak dobra więź z Bogiem wpływa na nasze życie: ,,Jeśli Bóg jest na pierwszym miejscu, to wszystko jest na swoim miejscu”. Zaufaj Bogu i daj Mu się prowadzić, bo z Nim wszystko jest możliwe!

Cel – nie chodzi o szczegółowy plan dnia. Wiadomo, że niektórzy lepiej się czują, kiedy będą mieć dokładny program działania, inni wolą mieć większą swobodę. Nie chodzi o to, aby mieć dzień rozpisany co do godziny i tylko to nam zagwarantuje szczęście. Trzeba wiedzieć, co danego dnia chcemy osiągnąć. Wyznaczmy sobie dowolny cel, który będzie realny, może być nawet więcej niż jeden – ważne, aby nie było ich za dużo, bo wtedy zwiększa się prawdopodobieństwo, że nie wszystko uda nam się osiągnąć i może to pogorszyć nasze samopoczucie. Przykłady małych celów w życiu codziennym: nie spóźnić się na zajęcia, zrobić dobry uczynek, upiec ciasto, przeznaczyć godzinę na czytanie- wszystko musisz dostosować do własnych potrzeb i możliwości. Kiedy uda nam się osiągnąć postawiony cel lub zrealizować plan pojawiają się w nas pozytywne emocje, poczucie spełnienia, sprawczości i odpowiedzialności za nasze życie. Przecież to jest właśnie to, co dzieje się na naszych wędrówkach. W takim życiu “w drodze” bardzo ważne jest dotarcie do celu, na miejsce noclegu danego dnia, do kościoła na Eucharystię, czy do celu całej wędrówki. Podczas wieczornych rad często się słyszy, że najlepszym momentem w ciągu dnia było np. to jak zobaczyłam schronisko, do którego szłyśmy. Albo jak sanktuarium na wzgórzu w oddali z każdym krokiem było coraz bliżej nas. Wtedy zapominamy nawet o tym, że bolały nas nogi, że było nam ciężko. Radość z osiągnięcia celu jest silniejsza od tego. 

Spontaniczność– może uznasz, że wyklucza się z powyższym punktem, dotyczącym posiadania celu. Jednak właśnie, kiedy nie zaplanujemy szczegółowo dnia, wędrówki, obozu lub otworzymy się na ewentualne zmiany to zaczną dziać się naprawdę ciekawe rzeczy, które nie były do przewidzenia. Może kojarzy Ci się to negatywnie, kiedy np. planowałaś zrobić grę w lesie, a nastąpiło załamanie pogody i burza uniemożliwiła przeprowadzenie długo wymyślanych zajęć. Brzmi jak powód, żeby się załamać, prawda? Na pewno chwilowo twój humor może się pogorszyć, jednak nie załamuj się, gra poczeka, może akurat przyda się na zbiórkę, której nie będziesz miał/a czasu przygotować, a taka nagła zmiana planów daje przestrzeń do przygody! W życiu codziennym przecież często zdarzają się takie sytuacje. Nie masz tak czasem, że na wyjeździe harcerskim lub na co dzień dzieje się coś wspaniałego i pięknego, co zupełnie nie było przez Ciebie zaplanowane? Ja lubię te momenty nazywać “małymi cudami” lub “niezaplanowanymi marzeniami”, to są takie rzeczy, które nam nawet nie przyszło do głowy, że mogą się wydarzyć. Na przykład w trakcie wędrówki letniej miałyśmy zaplanowany ogniskiem nocleg na polu namiotowym, jednak kiedy doszłyśmy na miejsce okazało się, że nie ma tam dla nas miejsca. Wpadłyśmy na pomysł, żeby pójść na zachód słońca na pobliską plażę i tam ustalić dalszy plan działania. Miejsce okazało się tak klimatyczne, że pojawiła się myśl, aby zostać na noc na plaży. Czułam się wtedy jakbym realizowała jedno ze swoich marzeń, mimo, że nie było ono zaplanowane i nie oczekiwałam, że spotka nas coś tak pięknego. W codzienności miałam taką sytuację, że uciekł mi tramwaj, chwilowo byłam zdenerwowana, że będę marzła, czekała na następny, przez to będę później w domu. Stwierdziłam jednak po chwili, że przejdę się na inny przystanek i tak idąc dostrzegłam wspaniały stary budynek na ulicy, która od tamtej pory stała się moją ulubioną w mieście. Te wydarzenia sprawiły mi wiele radości i zostaną mi w pamięci na długo. Na pewno Ty również masz wiele takich sytuacji, zacznij je zauważać oraz czerpać z nich radość, traktować jako wyzwanie i przygodę. Zwykle jest tak, że bardziej w pamięci zostają nam te piękne chwile niż niepowodzenia, przynajmniej na dłużej. 

Wdzięczność – po tych wszystkich niespodziankach, które dzieją się w spontaniczności będzie ona się pewnie pojawiała samoistnie. Jednak, nawet kiedy przytrafił Ci się jakiś ,,słaby” dzień, zadbaj o to, aby dziękować za wszystko, co dobre Ci się przytrafiło. Taka chwila pomyślenia o wszystkich dobrych rzeczach, które się danego dnia wydarzyły pokazuje nam ilu wspaniałych ludzi nas otacza, że nie jesteśmy sami z wszystkimi problemami, że Bóg naprawdę jest obecny i nad nami czuwa, chce dla nas jak najlepiej. Wdzięczność polepsza również nasze samopoczucie, wydobywa na pierwszy plan całe piękno i przezwycięża wszystkie smutki. Naprawdę podziękowanie Bogu podczas wieczornej modlitwy za miniony dzień sprawi, że będziesz zasypiać z myślą, że to był dobry dzień. 

Wymienione wyżej podpunkty są podpowiedzią, jak zamienić szarą codzienność w piękne wspomnienia. Myślę, że jest to taka podstawa, ale można ją wzbogacać o własne pomysły upiększania rzeczywistości. Nie zapominaj, że naszym celem jest świętość, wypełniaj sumiennie obowiązki, znajdź czas dla siebie, dla swoich bliskich- zwyczajnie zadbaj o ,,life balance”. Często szukamy niezwykłych wrażeń i doznań spłycając przez to codzienność, w której ukryte są dla nas wielkie rzeczy. Jeszcze na koniec przytoczę moje ulubione hasło, które napawa optymizmem:,, Nie każdy dzień jest dobry, ale w każdym dniu jest coś dobrego”. Życzę Ci wymarzonej codzienności!

Fot. na okładce: Monika Wójcik

Maria Sot


Zakochana w każdej gałęzi, obecnie spełnia się jako Szefowa Ogniska Młodych. Swoje zamiłowanie do przyrody i poczucia piękna rozwija studiując architekturę krajobrazu. Swój kierunek i życie uwielbia za różnorodność i interdyscyplinarność.