Nauczył nas ksiądz Jerzy…

6 czerwca 2010 roku – pamiętam upał tego dnia i tłumy osób wypełniających plac, który jeszcze raz stał się placem Zwycięstwa dobra nad złem. Podczas mszy beatyfikacyjnej księdza Jerzego staliśmy po lewej stronie Grobu Nieznanego Żołnierza, w którymś z tylnych sektorów. Pamiętam, że gdy w prezbiterium pojawiła Marianna Popiełuszko, ktoś z moich towarzyszy rzucił, iż to niesamowite, że żyje matka błogosławionego, że tyle osób jeszcze pamięta ks. Popiełuszkę, że można usłyszeć ich świadectwo osobistego spotkania z błogosławionym. Co musiała czuć ta staruszka, kiedy Kościół całą swoją powagą i autorytetem ogłaszał, że jej syn jest w Niebie? Co musieli czuć wówczas jeszcze żyjący Jego mordercy widząc tryumf tego, którego chcieli na wieki uciszyć w wodach Wisły?

Ksiądz Jerzy dał się mi subtelnie przypomnieć po rozpoczęciu studiów w Krakowie, gdy zostałem drużynowym 3. Drużyny Krakowskiej bł. ks. Jerzego Popiełuszki. Jakaś duma biła we mnie, kiedy podczas intronizacji relikwii wnosiliśmy je do Kościoła na Nowej Hucie, gdzie zaczynaliśmy działać. W parę miesięcy później przed tym kościołem, pod pomnikiem ks. Jerzego trzymającego w dłoni krzyż zwycięstwa, zostałem mianowany na drużynowego. Tam, jako szef tej jednostki, zakrzyknąłem przekazywany w drużynie nasz okrzyk: „Nauczył nas ksiądz Jerzy, jak zwyciężać należy!”.

Gdy pytałem pierwszego drużynowego, Karola Banysia, czemu na patrona krakowskiej drużyny został wybrany warszawski ksiądz uzyskałem odpowiedź, że „chcieliśmy patrona, który byłby świętym naszych czasów. (…) Popiełuszko był takim przykładem błogosławionego, którym może się stać każdy z nas”. Czy dziś – 40 lat po jego męczeństwie – świętość jego czynów nadal może nas inspirować? Czy jego postępowanie może pociągać współcześnie? Czy mogę się przejrzeć w jego problemach? Co jako szef dostrzegam w jego życiu?

I „Do tych, co mają tak za tak, nie za nie, bez światłocienia” (C. K. Norwid)

Ewa Czaczkowska w biografii ks. Jerzego Popiełuszki pisze: „wychowywał się w warunkach trudnych życiowo, a jednocześnie z jasną hierarchią wartości”. Ks. Jerzy pokazuje dziś tak samo mocno, jak w czasach komunizmu, że Prawda istnieje, że opłaca się jej szukać, bronić oraz że Ona zwycięża. Może się zmienić cały system polityczny, a słowa z kazania ks. Jerzego, o tym, że „prawda jest niezmienna, prawdy nie da się zniszczyć taką czy inną decyzją, taką czy inną ustawą” pozostają nadal aktualne.

Wędrownik w dniu swojego wymarszu słyszy, że prawda zwycięża. Szef w dniu mianowania decyduje się nie tylko żyć ideałem – ale również pokazywać ten ideał sobie powierzonym, którzy patrzą na niego. To, czego potrzebują nasi podwładni, to jasne wskazanie własnym życiem wartości przez nas wyznawanych oraz jasne wskazanie i zaznaczenie granic. Współczesny świat jest wirtualno-realny, wszystko rozmywa, twierdzi, że można mieć swoją własną, subiektywną prawdę niczym własny smartfon ze spersonalizowaną tablicą polubień, że można samemu ustanawiać reguły życia i dążyć do minimalizacji konsekwencji swoich czynów. Świat, w którym coraz mniejsze znaczenie mają fakty, a większe mój własny do nich stosunek. Tymczasem ksiądz Jerzy w swoim kapłańskim życiu bardzo prosto pokazuje Prawdę oraz, że czyny mają swoje konsekwencje, a wybieranie zgodnie z Prawdą czasami dużo kosztuje. Jego – kosztowało szykany i prześladowanie, tych do których mówił – nieprzyjemności w pracy, na uczelni. A nas? Ile kosztuje życie Prawdą? Nasi skauci chcą jasnego stawiania granic, pewności, której brakuje im na piaskach Internetu. Domagają się od nas, szefów, przykładu jasnej hierarchii wartości. Bez pochopnego światłocienia.

II „Panie ! My, którzy znamy tysiąc Twoich twarzy. Pokaż nam tę nie znaną. Zjaw się uśmiechnięty.” (Stanisław Baliński)

Duży wpływ na mnie, w postrzeganiu księdza Jerzego, miał film „Popiełuszko. Wolność jest w nas”. Biografia ta pokazuje wiele humorystycznych scen. Humor wplata się często w trudne momenty życia księdza Jerzego. Nie jest to film martyrologiczny, choć przedstawia historię jednostki osaczonej przez autorytarne władze, a także momenty dramatyczne dla naszej Ojczyzny, takie jak stan wojenny czy brutalne obchodzenie się przez zomowców ze strajkującymi. Film ukazuje życie, w którym – można stwierdzić za Ferencem Molnarem – „smutki i radości tak dziwnie splatają się w jeden wspólny los”.

Samochód esbeków, goniący księdza Jerzego przez klasztorny ogród, zatrzymuje siostra zakonna, zagradzając przejazd i spławiając tajniaków stwierdzeniem, że „msza święta dziś już była” oraz prośbą by przyjechali w tym wypadku jutro. Trudna materia wielokrotnych wezwań księdza Popiełuszki na przesłuchania do prokuratury została przedstawiona jako seria prób doręczenia pisma przedstawicielom Kościoła, które uznają się za niekompetentne wynajdując mniej lub bardziej prawdziwe wymówki, włącznie z: „Ja nie mogę przyjąć pisma. Nie mam stosownego charyzmatu”. Niewątpliwie wybrzmiał w tym filmie ósmy punkt prawa „uśmiecha się i śpiewa w kłopotach”. Film tonuje jednak humor, umieszcza go w odpowiednich miejscach, dając wybrzmieć scenom bolesnym i patetycznym.

Ksiądz Jerzy kiedyś zanotował w swoich zapiskach: „Boże, jak bardzo podobne jest ludzkie życie, szare, trudne, czasami ponure i byłoby często nie do zniesienia, gdyby nie promyki radości, Twojej obecności, znaku, że jesteś z nami, ciągle taki sam, dobry i kochający”. Życie księdza Jerzego było bardzo bliskie i podobne do naszego współczesnego życia. Ile razy przypominałem sobie tę scenę padającego ze zmęczenia księdza Jerzego na łóżko, gdy sam do później nocy przygotowywałem obóz. Tę scenę, w której proboszcz żoliborskiej parafii, Teofil Bogucki, mówi księdzu Jerzemu: „niech się nie lituje nad sobą, jest kapłanem, niech idzie gdzieś, odpocznie” Ksiądz Jerzy pokazuje życie nie herosa, nie potężnego filozofa, nie mającego władzę biskupa czy kardynała, a zwyczajne, przeciętne, pełne emocji, takich jakie my przeżywamy na co dzień. Ksiądz Zygmunt Król, kanclerz kurii warszawskiej, wspominał, jak ksiądz Jerzy się rozpłakał na rozmowie z księżmi w Kurii. Wyrzucał, że Kościół w niewystarczający sposób reaguje na szykany wobec niego.

Wiele osób mówiło, że ksiądz Jerzy był po prostu normalnym kapłanem z normalnymi, przeciętnymi kazaniami, że nie był dobrym mówcą. Uczył otwartości, sam był otwarty na drugą osobę, gotowy na jej spotkanie, wyjście do niej. Wypełniał tę złotą regułę kardynała Wyszyńskiego, że czas to miłość. Czas – to dla niego spotkanie z drugim człowiekiem. Umiał odnajdować twarze Chrystusa w drugim człowieku, a w szarości życia – szukać promyków radości. Mógł powtórzyć za Stanisławem Balińskim słowa wiersza:

„Panie! My, którzy znamy tysiąc Twoich twarzy
Skrwawionych, konających, omdlałych, ścierpniętych,
Błagamy Ciebie, płynąc do Twoich ołtarzy,
Pokaż nam tę nie znaną. Zjaw się uśmiechnięty.”

W drugiej części tego artykułu, w rozdziale „Ja jestem prosty ból do samego nieba” poruszony zostanie temat, czy dzisiaj można się czegoś nauczyć z cierpienia księdza Jerzego i osób mu najbliższych (sam cytat zamieszczony w wierszu Anny Kamieńskiej jest frazą wypowiadaną przez matkę ks. Jerzego po jego zabójstwie), zaś o dzisiejszym rozumieniu hasła „Zło dobrem zwyciężaj”  w rozdziale „Nagnij pochmurną broń naszą, gdy zaczniemy walczyć miłością”.

Fot. na okładce: Szymon Gontarczyk

Szymon Gontarczyk


Rodem z zachodniej ćwiartki Mazowsza, ale był drużynowym w Krakowie, a obecnie wałęsa się dużo po Warszawie i nawet jako przewodnik o niej opowiada. Skauting poznał przez zbyt intensywną naukę francuskiego, która doprowadziła go do filmików nagranych przez Scouts d’Europe. Stąpając mocno po ziemi ale głowę mając w chmurach, włóczy się też po innych miejscach, poznając ich piękno i kultywując zapomniane już ideały średniowiecznych wagabundów

A jutro polecimy na księżyc! Czyli o misji szefowej czerwonej gałęzi

Misja Szefowej Czerwonej Gałęzi brzmi dosyć poważnie. Myślę, że każda z nas, która „zajmuje się” czerwoną gałęzią, mogłaby inaczej opisać, na czym polega jej misja. Przecież w każdym ognisku są ludzie, których nie możemy „łatwo zaszufladkować”. Jednak myśląc nad tym tematem, doszłam do trzech haseł, na których możemy oprzeć misję szefowej. Na samym wstępie zaznaczam również, że są to wyłącznie moje krótkie przemyślenia, a nie rozpisana konferencja :). 

Jako szefowe dobrze wiemy, że wszystko ma swój czas. Nie przyspieszysz niczyjego rozwoju, nie rozwiniesz się za nią. Każda przewodniczka ma swoją drogę do przejścia, swój czas. To, co możemy jako pierwsze zrobić dla „naszych dziewczyn”, to towarzyszyć im w tym. Pokazać, że nie są same. Ile z nas wspominając swoją młodą drogę, może przyznać, że miały swoje tempo rozwoju? Własne przemyślenia? I jak bardzo się one różniły od przemyśleń innych przewodniczek? A może właśnie nie różniły się za bardzo? Zostawiam to pytanie w sferze niedopowiedzeń… A ile z nas w tym czasie miało potrzebę porównania swoich przemyśleń z kimś innym? Trochę starszym, trochę mądrzejszym… Nie po to, aby się kogoś poradzić, ale po to, by ktoś mnie posłuchał, by był, by szedł obok. A może inaczej… Jak wiele z nas podczas wędrówki zostało w tyle? Szło same na końcu drogi, bo było się zmęczonym, chciało przemyśleć coś w samotności, albo miało jakikolwiek inny powód. Pamiętasz to uczucie spokoju, gdy twoja szefowa zatrzymała się raz na jakiś czas, żeby sprawdzić, czy wszystko w porządku, żeby iść z Tobą, wziąć trochę tych niezbędnych rzeczy, które zapakowałaś do plecaka, albo po prostu chciała pokazać, że jak coś to ona jest dla ciebie? Tak, naszą misją jako szefowej czerwonej gałęzi jest przede wszystkim towarzyszyć tym, do których zostałyśmy posłane. Pokazać, że na swojej drodze nie są same, bo idzie z nimi szefowa (parafrazując tekst obrzędu Fiat), która jest po prostu jak starsza siostra, dobra koleżanka, przyjaciółka, może z czasem Matka Drogi dla kogoś. Nie chodzi oczywiście o narzucanie sobie presji, że jesteśmy bliskie Ideału Maryi, ale że jako szefowe jesteśmy dla tych dziewczyn. Nie jesteś w stanie przejść tej trasy wędrówki za kogoś, ale sama przyznasz, że idąc z kimś, idzie się jakoś lżej. Towarzysz w tej wędrówce, w trudach bez pytania, czy możesz. Twoja przewodniczka chce tylko wiedzieć, że jak coś, to jesteś tam dla niej i weźmiesz od niej tę część zapakowanego plecaka, jeśli tylko będzie chciała. 

Jakbym miała zacząć komuś opowiadać o sobie, to powiedziałabym o różnych przygodach, jakich mogłam doświadczyć w życiu. Oczywiście, że te najlepsze wydarzyły się w skautingu. Najlepsze nie znaczy najbardziej ekstremalne czy najlepiej zorganizowane (chociaż takie też się zdarzały), ale takie, w których odczuwało się tę prostotę drogi, siostrzeństwo i spokój. Ile jest miejsc/sytuacji/czasu/możliwości, w których młode dziewczyny mogą przeżyć „przygodę z prawdziwego zdarzenia”? Ile jest takich „bezpiecznych miejsc”? Nie mówię oczywiście o drogich wczasach all inclusive, na które mogą pojechać z rodzicami lub inną zorganizowaną grupą. Myślę bardziej o prostocie drogi, słońcu, które lekko muska kark i przedramiona, plecaku, który staje się czasem za ciężki, czasem za lekki, a na jego dnie drzemie wyciszony telefon… Nie ma ograniczeń, plan jest dla nich, a nie one dla planu! Liczycie się tylko wy i szczyty gór, nadmorski piasek czy miękka trawa, która miło ugina się pod trekami, a w ręku mapa. Coś, co jako szefowa możesz jej dać, to tę wolność, którą znajduje się w przygodzie lub nazywając to inaczej – w działaniu! Daj im tę przygodę! Nie chodzi o przygotowanie idealnej wędrówki, chodzi o ten trud, te zmagania i tę niedoskonałość. To jest właśnie przygoda! Pozwalasz tym dziewczynom decydować, pozwalasz na wolność. Jeśli idą, to dlatego, że chcą dojść, jeśli robicie obiad to dlatego, że chcecie zjeść, a jeśli pakują po raz kolejny ten sam plecak, to dlatego, że chcą tej przygody!

Pamiętam, jak sama będąc szefową młodego ogniska, pojechałam z młodymi na wędrówkę do Paray le Monial. Niby nic takiego, ale dla tych dziewczyn perspektywa, że razem jedziemy do innego kraju „połazić”, już samo w sobie było wyzwaniem! Osobiście nie za bardzo miałam czas, żeby zająć się przygotowaniem do tego czasu wędrówki pod kątem organizacyjnym, dlatego poprosiłam dziewczyny, żeby one się wszystkim zajęły. Poczuły, że to one tworzą tę przygodę, że wiele zależy od nich. Poczuły, że są prawie dorosłe i odpowiedzialne; jeśli czegoś nie zrobią, to po prostu tego nie będzie i trzeba będzie szukać planu awaryjnego. Stwierdziłam, że jedyne, co mogę dać im w tym momencie, to mój czas i „wolną rękę”. Przygoda sama się pojawiła, wkradła się w nasze plany i zawładnęła tym czasem. Tak naprawdę najważniejszym w tym momencie było umożliwić dziewczynom zaplanowanie czegoś, przeżycie i zapewnienie wsparcia. Czasami do przygody nie potrzeba dużo, ale to czy umożliwisz ją swoim dziewczynom, zależy tylko od Ciebie. Planujcie nawet wylot na księżyc i pozwól dziewczynom przeprowadzić tę eskapadę! Uwierz, na pewno Cię zaskoczą. Po prostu daj im przestrzeń do tej przygody, choćby ten pomysł był najbardziej szalony pod słońcem.

Skauting nie dzieje się po nic. To wszystko ma głębszy sens, cel. Ostatnia z myśli, o którą oparłam misję szefowej czerwonej gałęzi wydawać się może dosyć prosta i oczywista, ale przecież skauting jest prosty. Jeśli jeszcze się nie domyślasz o co chodzi, to nie trzymam cię dłużej w niepewności – o ROZWÓJ!  Jeżeli nie widzisz, aby twoje przewodniczki się rozwijały, to przede wszystkim spójrz w lustro i odpowiedz sobie na pytanie „czy to, co robisz, cię rozwija?” Szefowa odbija się w swojej jednostce jak w lustrze, dlatego zawsze, jeśli chcesz w nich coś osiągnąć, najpierw spróbuj zmienić coś w sobie. To właśnie rozwój dziewczyn jest twoją misją jako szefowej ogniska. Jak już wspomniałam wcześniej- każda przewodniczka rozwija się we własnym tempie, ale ważne, żeby jednak każda stawiała kroki do przodu. O tym, jak konkretnie tego dokonać, sama wiesz najlepiej, bo przecież to ty jako szefowa znasz je i obserwujesz. Jeśli natomiast można by dać jedną „złotą radę”, to przede wszystkim spójrz na to, czy to co robisz, rozwija dziewczyny, czy wręcz przeciwnie. Nie zawsze musisz robić ekstremalne wędrówki, super merytoryczne spotkania z programem równym uniwersytetom itd. Zobacz, może okazać się, że „lżejsza wędrówka” będzie idealną przestrzenią do nawiązania się ciekawej rozmowy, a może wspólne wyjście do teatru będzie czymś, co odkryje przed dziewczynami na nowo świat kultury. Pomysłów jest mnóstwo, ale to, w jaki sposób sprawisz, że będą się rozwijać, zależy tylko od ciebie, bo to ty jako szefowa, znasz je najlepiej! Pchaj je do rozwoju, ciągnij je, a najlepiej inspiruj swoim przykładem!

Nie da się ukryć, że każdą z tych myśli można wpisać w służbę, która jest podstawową misją szefowej czerwonej gałęzi. To właśnie ten cel skautingu jest realizowany w czerwonej gałęzi najbardziej namacalnie. Przecież zostając szefową, masz za zadanie służyć swoim dziewczynom najlepiej jak możesz. Służba to przede wszystkim bezinteresowny dar dla kogoś, ale również piękne narzędzie skautingu, które wypracowuje charakter powierzonych nam przewodniczek, jak również Ciebie samej.

Kończąc już, odwołam się jeszcze na chwilę do tytułu tego artykułu. Jeśli chcesz kiedyś polecieć na księżyc, to musisz mieć przede wszystkim ekipę, która będzie tego chciała razem z Tobą! Nie zjednasz sobie tych młodych serc, jeśli nie dasz im celu, motywacji, jeśli  nie pokażesz swojego zaangażowania, nie będziesz im towarzyszyć w zmaganiach i jeśli nie pokażesz im tej pięknej służby, która jest dla nich! Droga czerwona szefowo, kiedy widzimy się na księżycu?

Fot. na okładce: Monika Wójcik

Marta Borządek


Do skautingu trafiła przypadkiem w wyniku rozmowy z ówczesnym Przewodniczącym. Była szefowa ogniska młodych przewodniczek w Warszawie i była drużynowa w Milanówku. Kocha góry i przebywanie w przyrodzie. Troszczy się i niepokoi o wiele, ale zazwyczaj potrzeba tylko jednego.

Rodzina i Skauting I: Boska rodzina

Taki dzień zdarza się raz na 4 lata.

Jest nim 29. lutego. 29. lutego 2024 r. został opublikowany artykuł „Teoria życia”, który stanowi wstęp do serii artykułów „Rodzina i Skauting”. Ten tekst będzie stanowił jego kontynuację, a jednocześnie oficjalne otwarcie cyklu. Zachęcam do zapoznania się z artykułem „Teoria Życia” przed rozpoczęciem dalszej lektury. Pozwoli to lepiej wczuć się w kontekst tej części i całej serii.

***

– Poczekaj chwilkę – powiedział Puchatek, podnosząc łapkę do góry. Po czym usiadł i zaczął dumać w najbardziej zadumany sposób, jaki tylko możecie sobie wyobrazić. Potem wetknął łapkę w jeden ze śladów, pokręcił nosem raz i drugi i wstał.

 – Tak – powiedział Kubuś Puchatek. – Teraz już rozumiem – powiedział. – Byłem gapą, strasznie głupim gapą. Jestem po prostu Misiem o Bardzo Małym Rozumku.

 – Jesteś najlepszym Misiem pod słońcem – pocieszył go Krzyś.

 – Czy naprawdę tak myślisz?! – zawołał Puchatek uszczęśliwiony. I nagle rozpogodził się cały. – Tak czy siak – dodał – zbliża się pora obiadu

Kubuś Puchatek, A.A. Milne

Ambitne zadanie, jakim jest próba opisania, w jaki sposób Pan Bóg postrzega ludzką rodzinę, rzecz jasna wykracza poza ramy niejednej książki, a co dopiero pojedynczego artykułu. Gdyby jednak człowiek ulegał złudzeniu poznawczemu, że jeżeli nie dokonamy wszystkiego, nie dokonamy nic, ostatecznie pozostawałby w pułapce lenistwa, rezygnując z podejmowania jakichkolwiek zadań.

Wielokrotnie i na różne sposoby przemawiał niegdyś Bóg do ojców przez proroków, a w tych ostatecznych dniach przemówił do nas przez Syna. (Hbr 1,1-2)

Powyższy fragment z Listu do Hebrajczyków pomaga podnieść głowę nieco wyżej i spojrzeć z nadzieją na próbę opisu komunikacji Boga z człowiekiem. Jeżeli Pan Bóg przemawia do nas wielokrotnie i na różne sposoby, a w obecnych ostatecznych dniach przez Syna, może nieśmiałe próby wejścia w tajemnice tej komunikacji zostaną spisane w sposób nie odbiegający od prawdy.

W dalszej części artykułu postaram się skupić na dwóch aspektach życia wiarą:

Po pierwsze, w jaki sposób można usłyszeć Boga.

Po drugie, co możemy od Niego usłyszeć o naszych rodzinach.

Obóz PuSZczy 1. Hufca Garwolińsko-Pilawskiego, Sosnowica 2012

Miejsca spotkania z Bogiem

Podstawowym miejscem spotkania człowieka z Bogiem, obecnym na wyciągnięcie ręki i bliskim sercu każdego skauta, jest królestwo natury. Natury cichej, spokojnej, niedostępnej tłumom. Od razu nasuwa się na myśl kontekst Edenu czy liczne psalmy sławiące wielkość Stworzyciela. Natura to jednak nie tylko piękny ogród czy krajobraz. Należą do niej również nawałnice wielkie jak potop z historii Noego, czy dotkliwe jak burza na jeziorze Genezaret. Natura to wreszcie również miejsca, w których brakuje życia, w których dominuje pustka – jak pustynia, wysokie szczyty gór lub niezamieszkane planety.

Kolejnym miejscem jest kościół. Budynek, w którym w tabernakulum mieszka sam Chrystus. Kontynuator dziedzictwa Namiotu Spotkania i Świątyni Jerozolimskiej. To szczególne miejsce udzielania łaski w sakramentach i osobistą modlitwę.

Trzecim miejscem, które chcę wymienić, jest nasze serce, rozumiane jako centrum duszy. Tak jak w Świątyni Jerozolimskiej było miejsce najświętsze, w którym znajdowała się Arka Przymierza, tak jak w kościele znajduje się tabernakulum, tak w konstrukcie naszej duszy znajduje się wyjątkowe miejsce stałej obecności Ducha Świętego. W ciszy i modlitwie docieramy do niego, otrzymując światło, moc i pociechę.

Jeszcze jednym miejscem, wymienionym w tej otwartej liście, jest Kościół z jego poszczególnymi wspólnotami. Na gruncie administracji kościelnej są to diecezje i parafie. Oczywiście nie można pominąć przy tym wspólnot funkcjonujących autonomicznie – w tym naszych jednostek, od gromad, zastępów, ognisk i kręgów, po całą federację.

Czas kontaktu z Bogiem

Opisując miejsce akcji w naszej wielkiej ekspresji życia, jaką jest spotkanie z Bogiem, warto wyszczególnić również kilka aspektów związanych z jego czasem.

Czas w ujęciu cyklicznym, lata kalendarzowe, rok liturgiczny, rok pracy skautowej, z rozłożonymi w nich akcentami… Nakładany na zmiany pór roku sens liturgii i treść życia wspólnotowego porządkują życie w relacji z Bogiem.

Człowiek jednak wymyka się cyklowi natury i stałym planom. Dzięki nam, ludziom, czas zyskuje również wymiar linearny. Wymiar historii – historii zbawienia, powszechnej czy biografii każdego z nas. Zgodnie z tym, co podaje autor natchniony w księdze Koheleta „Wszystko ma swój czas i jest wyznaczona godzina na wszystkie sprawy pod niebem”. Pan Bóg w dziele Stworzenia wyznaczył nam misję odkrywania tej właściwej godziny, w rozeznawaniu własnego powołania – w wymiarze całego życia i codzienności.

Sposoby kontaktu z Bogiem

Dwa podstawowe sposoby budowania relacji z Bogiem to modlitwa osobista i przyjmowanie łaski Bożej w sakramentach.

Zdając sobie sprawę, że modlitwa jest przeżywana w określonym miejscu i czasie, warto sobie uświadomić, że poprzez doświadczenie bycia z Bogiem przekraczamy je, zagłębiając się poza znane nam zmysłowo wymiary.

Zacznijmy od modlitwy osobistej. Jest ona nie tylko rozmową. Jest między innymi rozmową, a więc słuchaniem i odpowiadaniem. Jest ona jednak również pragnieniem i potrzebą duszy, a nawet częścią nas. Jest stawaniem się nowym człowiekiem, tu i teraz.

W modlitwie można się szkolić. Przez czytanie Słowa Bożego, własną obserwację, a także wsłuchując się w słowa i życie świętych, którzy nas poprzedzili w tej misji.

Sakramenty są darami. Pan Jezus udziela nam w nich szczególnie swoich łask, a w Eucharystii nawet samego siebie. Choć proste w znakach, są one jednocześnie przebogate w znaczenie i konsekwencje. Sakramentów nie da się wypracować. Nie można ich wziąć na własność. Szafarze dzięki sukcesji apostolskiej niosą to dziedzictwo w kolejne pokolenia, uświęcając się ich bliskością.

Świadomi ich istnienia katolicy czasem popadają w lęk wynikający z tego, że sakramenty wiążą się dla nich z obowiązkiem, a nie bezinteresownym darem od Chrystusa. Darem, w którym można wzrastać poprzez regularne jego pomnażanie, kolejnymi aktami woli jego przyjmowania.

Przypominajka!

Wielka Gra podczas Harców Stulecia Harcerstwa Na Ziemi Garwolińskiej, Sławiny 2013

Duża ogólność dotychczasowej części artykułu służy ujrzeniu w szerszej perspektywie tego, co Bóg mówi nam o rodzinach. Rozpoczyna ona również rozważania dotyczące pierwszego z obszarów, które w swoim założeniu ma stanowić podstawę dla całego cyklu Rodzina i Skauting. Pozostałe to nauczacie Kościoła, świat medycyny, rzeczywistość psychiki i rola, jaką może odgrywać w nich skauting. W tym kontekście poniżej opisanych jest kilka przykładów tego, co Bóg mówi o rodzinie.

Rodzina Pisma Świętego

Analizując historycznie i literacko kanon ksiąg biblijnych, od samego ich powstania był on wtórnie podzielony na pewne grupy. Stary Testament, w tekstach zawartych m.in. w Ewangelii, był już dzielony na Prawo (Torę), Pisma i Proroków. W dzisiejszym podziale Pisma Świętego w Kościele podział ten jest częściowo utrzymany. Obecnie Stary Testament dzielmy na Pięcioksiąg – czyli Torę, Księgi Historyczne oraz Księgi Mądrościowe w Biblii Hebrajskiej zaliczane do Pism, a także Księgi Prorockie. Nowy Testament można z kolei podzielić na Ewangelię, Dzieje Apostolskie, Listy i Apokalipsę.

Ta wyliczanka pokazuje dynamikę rozwoju Objawienia obecnego na kartach Pisma Świętego. W każdej z jego części można ujrzeć różne ujęcia zjawiska jakim jest ludzka rodzina.

Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, i zadali Mu pytanie: Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?

On odpowiedział: Czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich jako mężczyznę i kobietę?

I rzekł: Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i złączy się ze swoją żoną, i będą oboje jednym ciałem. A tak już nie są dwoje, lecz jedno ciało. Co więc Bóg złączył, niech człowiek nie rozdziela.

Mt 19,3-6

Gdy Jezus pytany jest o sprawę rozwodów, odpowiada, że zostały one umożliwione ze względu na zatwardziałość serc ludzkich. Ludzi szukających dziury w całym, udowadniających szczegółowo swoje racje, wystawiających na próbę. Zaczynając od Ewangelicznego wyjaśnienia tragicznego końca niektórych małżeństw można odkryć z nadzieją, że Jezus przypomina również początek wszelkiej związkowej miłości ludzkiej – mężczyzną i kobietą stworzył ich. Realizm płciowości jest od razu zestawiony z naturalnym przebiegiem początków małżeństwa – opuszczeniem domu rodzinnego, aktu małżeńskiego, życia w jedności małżeńskiej. Wreszcie, w ogromie swego miłosierdzia, na ludzkie wątpliwości i interesowne podejście Jezus odpowiada w obfitości niezwykłą łaską – ustanawia sakrament małżeństwa. Potwierdza, że to sam Bóg łączy mężczyznę i kobietę w jedno poprzez małżeństwo.

Fundamentem rodziny jest małżeństwo. Truizm, a jednak w dzisiejszych czasach trzeba go czasem przypominać. Powyższe rozważania, łączące odnoszący się do małżeństwa sam początek Prawa z Ewangelią, ukazuje też dynamikę powstawania tego fundamentu:

Stworzenie →płciowość →miłość związkowa →małżeństwo →rodzina

Ten schemat w swoich poszczególnych częściach jest oczywiście wielokrotnie komentowany na kartach Pisma Świętego oraz poznawany w różnych formach modlitwy i realizowany w życiu sakramentalnym.

Święta Rodzina

Nie ma czegoś takiego jak normalna rodzina. Gdy młodym małżonkom wręcza się jako wzór ikonę Świętej Rodziny, życzy się im Bożej obecności, opieki Maryi i Józefa, bliskości z Jezusem i wielu innych błogosławieństw i łask. Ale wgłębiając się w historię Świętej Rodziny, którą od tego momentu mogą w swoich domach codziennie medytować, raczej nie życzy się im wzoru metra spokoju i pożądanej przez wielu statystycznej normy. Skąd taki wniosek? Przyjrzyjmy się kilku wydarzeniom.

Niepokalanie Poczęta zaręczona Dziedzicowi Rodu Dawida, dowiaduje się, że zostanie Matką Boga. A to dopiero początek. Ciężko sobie wyobrazić, by Maryja godząc się w swoim Fiat nie myślała o św. Józefie. Jej pozytywna odpowiedź sporo mówi na temat ich niewiarygodnie bliskiej intymnej relacji. Maryja była niewątpliwie odpowiedzialną narzeczoną czy współmałżonką. Skoro przyjęła Jezusa w imieniu własnym, pamiętając o św. Józefie, ufała, że on również przyjmie tę wielką tajemnicę do swojego serca. Przytulając obydwoje, jak na ikonie.

Tę wielką tajemnicę wzajemnej miłości dwojga ludzi, której owocem było przyjęcie na świat Zbawiciela, można medytować do końca świata i całą wieczność dłużej. Bóg o rodzinie opowiada nam, jak to ma w zwyczaju, całym sobą. Po prostu daje nam własną rodzinę do przeglądania się w niej.

Ikona Św. Rodziny

Boska rodzina

Mimo naszych ludzkich małych rozumków, nawet, a może zwłaszcza, w kontekście ludzkiej nędzy oraz niesprawiedliwości sprawujących władzę, Bóg w Psalmie 82 przypomina nam:

Psalm. Asafowy.
Bóg powstaje w zgromadzeniu bogów,
pośrodku bogów sąd odbywa:
 «Dokądże będziecie sądzić niegodziwie
i trzymać stronę występnych?
Ujmijcie się za sierotą i uciśnionym,
wymierzcie sprawiedliwość nieszczęśliwemu i ubogiemu!
Uwolnijcie uciśnionego i nędzarza,
wyrwijcie go z ręki występnych!
Lecz oni nie pojmują i nie rozumieją,
błąkają się w ciemnościach:
cała ziemia chwieje się w posadach
Ja rzekłem: Jesteście bogami
i wszyscy – synami Najwyższego
Lecz wy pomrzecie jak ludzie,
jak jeden mąż, książęta, poupadacie».
O Boże, powstań, odbądź sąd nad ziemią,
bo wszelkie narody są Twoją własnością.
(Ps 82)

To nam dał do wiwatu. Już nie tylko Boży obraz, już nie tylko naśladowcy.

Bogowie.

Niezła praca domowa. Ale przecież „Obowiązki harcerza rozpoczynają się w domu”. Skoro w obliczu ludzkiej słabości psalmista przypomina nam Boże wezwanie do bycia bogami, to o ile bardziej jest ono realne do zdobywania w kochającej się i usiłującej naśladować Świętą Rodzinę katolickiej podstawowej komórce społecznej.

Tożsamość człowieka to nie punkt, ale raczej coś w rodzaju Układu Słonecznego, w którym planety wirują wokół słońca. Z daleka Wschodzące Słońce – Jezus Chrystus – sprawia, że nasze człowieczeństwo zatacza coraz szersze kręgi. Od stworzenia Bożego, przez bycie człowiekiem z krwi i kości, płciowość, w przypadku powołania do rodziny relację związkową, narzeczeńską i małżeńską.

Czy da się krótko określić to, jak wygląda rodzina ludzka w oczach Bożych?

Spróbuję.

Rodzina – coś boskiego jak Ewangelia i realnego jak niedzielny Puchatkowy obiad.

Szykowanie posiłku podczas DMFSE, Stoczek Łukowski 2018r.

Bibliografia:
Pismo Święte, Biblia Tysiąclecia wyd. V.
Jak się modlić? Porady świętych Karmelu , Jerzy Zieliński OCD
Józef z Nazaretu, Mąż Ufności, Bernard Martelet OCR
– Ikona św. Rodziny
– Godzina Drogi
Kubuś Puchatek, A.A. Milne

Fot. na okładce: Monika Wójcik

Krzysztof Żochowski


Krzysztof Olaf Żochowski HR – Pochodzi z 1. Hufca Garwolińsko-Pilawskiego, w trakcie życia skautowego pełnił liczne funkcje w różnych gałęziach i obszarach służby. Zawodowo lekarz w trakcie specjalizacji z psychiatrii.

Skautyzm i selfcare. O zaangażowaniu szefa i zdrowej relacji ze skautingiem

*Artykuł pisany jest z przymrużeniem oka, humor nie ma na celu obrażania czyiś uczuć harcerskich.

Myślę, że każdy z nas szefów nie raz doświadczał poczucia, że lubi tę służbę i swoją jednostkę, jednak tego wszystkiego już jest za dużo i czuje się przeciążony. Zjawisko okazało się na tyle powszechne, że zostało poddane obserwacjom – ostatnie badania nad ruchem harcerskim i skautowym wykazały, że każdy instruktor harcerski nosi w sobie pewnego rodzaju zagrożenie społeczne. Badacze zjawisko to nazwali skautyzmem[1]. Nazwa celowo nawiązuje do znanego już autyzmu, wskazując na pewną złożoność zaburzenia oraz tendencję do fiksacji. Dla zobrazowania fenomenu utworzono profil osobowościowy łączący wiele charakterystycznych zachowań.

Kim jest skautysta?

Skauting to Twoja pasja. Często przypadłość zaczyna się od wrzucenia zdjęcia w mundurze na DMB, dalej to już leci samo – zdjęcie profilowe w mundurze, jakiś natchniony cytat z B-P, oznaczenie „Pracuje w: Skauci Europy”. Jeśli przeznaczasz na jednostkę tyle czasu, to przecież trzeba się tym pochwalić! Nie przejmujesz się tym, że każdy Twój weekend jest harcerski, a znajomi najczęściej widzą Cię w mundurze. W sumie to mógłbyś nawet iść w nim do ślubu, ale trochę się boisz co by na to rodzina powiedziała. Uczysz się na studia dopiero wtedy,gdy już masz przygotowane wszystkie gry na zimowisko, a w zasadzie powoli się zastanawiasz czy z nich nie zrezygnować, bo nauka zabiera Ci czas, który mógłbyś przeznaczyć na zgłębianie metody. Nie musisz wybierać czy iść na imprezę harcerską, czy ze znajomymi, bo większość Twoich znajomych to i tak skauci. Czasem masz wrażenie, że praca z jednostką Cię przemęcza i chciałbyś wziąć chwilę wolnego, ale szybko odpędzasz te pokusy, bo przecież kolejna wędrówka da Ci tylko więcej energii do pracy i życia.

Badacze szybko wykryli także inne intrygujące zjawisko, tworzące przeciwwagę dla skautyzmu – harcerski selfcare – „samoczułość”.

Selfcare

Skauting jest dla Ciebie przyjemnym zajęciem dodatkowym. Jest fajny, dopóki nie jest go za dużo. Chcesz być szefem, ale bez dużej odpowiedzialności – najlepiej przybocznym w drużynie, gdyż wiesz, że nie dasz rady dać z siebie 100%. Wiesz, że ludzie chodzą na wędrówki, ale na długiej liście Twoich priorytetów one nie widnieją, bo praca z jednostką w zupełności zaspokaja Twoje potrzeby harcerskie. Nawet już kilka razy zbierałeś się do tego, żeby pojechać, ale ciągle coś Ci wypada. Dobrze dbasz o swoje granice. Gdy czujesz, że praca z jednostką Cię przeciąża, zostawiasz problemy na później, bo przecież wszystko ogarniesz, tylko nie teraz. W najgorszym razie zostawisz jednostkę, bo przecież hufiec da radę, a Ty musisz zadbać o siebie.

Złoty środek jest złoty

Teraz, gdy moją prowokacją wywołałam wrogość zarówno w fanatykach skautingu, jak i jego lekkoduchach, kilka słów na serio. Wszyscy jesteśmy w spektrum. Nie jest to podział zero-jedynkowy. Każdy z nas ma w sobie cechy skautowego zapaleńca, jak i zaledwie sympatyka. W momencie przeciążenia służbą decydujemy się na wejście w jedną ze skrajności – obwiniamy się, że się lenimy, a powinniśmy się ogarnąć, bardziej zaangażować, albo chcemy rzucić wszystko w diabły. Gdzie jest złoty środek? Jak być dobrym szefem, który dba o jednostkę, ale też o swoje życie prywatne? Często, gdy zbliża się jakieś wydarzenie harcerskie, a nam spada motywacja i chęć do działania, to trudno nam odpowiedzieć sobie na pytanie co powinniśmy zrobić: trochę się wycofać i odpocząć czy raczej przełamać lenistwo i niechęć?

Oczywiście odpowiedzią jest: to zależy. Nad czymś innym powinien pracować skautysta, nad czym innym „samoczuły szef”, jednak dla refleksji rzucę kilka myśli, które mogą pomóc w rozeznawaniu.

Życie prywatne przed harcerskim

To pierwszy podstawowy krok w zdrowej harcerskiej mentalności. Nie chodzi o to, że nie pojedziemy na wędrówkę, gdyż w każdą niedzielę mamy obiad rodzinny. Tu chodzi o rozumienie do czego wychowuje skauting – a wychowuje do codzienności, nie do skautingu samego w sobie. Co to znaczy? Oczywiście to, że celem prowadzenia jednostki, chodzenia na wędrówki, uczestnictwa w życiu ogniska/kręgu jest ukształtowanie każdego z nas na człowieka świadomego, biorącego życie w swoje ręce, dbającego o relacje i własną codzienność. Dlatego, jeśli czujesz, że skauting za bardzo narusza Twoje życie rodzinne, towarzyskie, plany rozwoju, to może trzeba z czymś zwolnić? Jeśli widzisz, że jeździsz na każdą wędrówkę, spotkanie ogniska, wspaniale prowadzisz jednostkę, a projekty na studia leżą, do pracy się spóźniasz, bo się nie wysypiasz i któryś raz przepraszasz babcię, że nie będziesz na jej urodzinach, bo masz ważne wydarzenie harcerskie, to zatrzymaj się. Przemyśl. Ustal priorytety. Nie możesz być dobrym przykładem szefa, jeśli nie ogarniasz własnego życia. Dobrze, że jesteś zaangażowanym szefem, ale kim jesteś, gdy zdejmiesz mundur?

Ty” jesteś punktem wyjścia, ale nie dojścia

Współczesna narracja w świecie mówi, że Ty jesteś najważniejszy, liczą się Twoje potrzeby, jeśli czujesz się z czymś źle, to tego nie rób, odetnij się od toksycznych relacji. Musisz przede wszystkim zadbać o własny komfort psychiczny i mieć kontakt z samym sobą, z własnymi emocjami. Czy ta narracja jest prawdziwa? Tak, jednak jest to punkt wyjścia, przestrzeń do pracy, ale nie cel. Z tej „samoczułej” narracji o kontakcie z samym sobą łatwo przejść do myśli „nie dam rady dalej być szefem, muszę się najpierw skupić na sobie, by móc dalej służyć” – po czym może nastąpić powolne wycofanie się z aktywności harcerskich, a nawet zostawienie jednostki w połowie roku. Co z tego, że będziesz człowiekiem, który zna siebie i swoje potrzeby, jeśli nie dzielisz się sobą i nie służysz innym? To właśnie jest cel: służba drugiemu. Jak pisze św. Paweł: „Gdybym mówił językami ludzi i aniołów, a miłości bym nie miał, stałbym się jak miedź brzęcząca, albo cymbał brzmiący”. Miłość jest ofiarna, rezygnuje z siebie. Owszem, jeśli nie dbasz o siebie, to nie będziesz miał z czego dawać, dlatego „Ty” jesteś punktem wyjścia. Poprzez służbę dużo głębiej odkrywamy siebie, więc paradoksalnie koniec końców „Ty” może okazać się także punktem dojścia. Jednak trzeba pamiętać, że w tym wszystkim nie chodzi o zamykanie się w bezpiecznych granicach, ale bezpieczne ich przekraczanie.

Nigdy nie będziesz mieć więcej czasu

Problem braku czasu jest bardzo palącym problemem. Widzimy to po sobie, ale także po naszych podopiecznych – już trudno jest wyjechać na 3 tygodniowy obóz w wakacje, bo dzieci jadą z rodziną do Chorwacji, potem w góry, na obóz konny, rekolekcje oazowe i w domu w sumie będą tylko 3 dni. Tak wiele możliwości, a tak mało czasu! W co tu ręce włożyć? Chcielibyśmy zrobić wszystko – zająć się rodziną, uczyć się na bieżąco, ulepszyć swoją znajomość języka, trochę uprawiać sportu, znaleźć więcej czasu na modlitwę, pracę, spotkać się ze starymi znajomymi, poczytać książkę, pojechać w podróż, ale na wszystko nie mamy przestrzeni. Mam wrażenie, że ludzie współczesnej cywilizacji wręcz uwielbiają obnosić się z tym, że nie mają na nic czasu. Gdy poprosisz kogoś o pomoc, często nim skończysz jeszcze tłumaczyć o co prosisz, już usłyszysz zapewnienie „Chętnie bym Ci pomógł, ale ostatnio totalnie nie mam czasu”. Może nie są to pocieszające słowa, ale nigdy nie będziesz mieć więcej czasu (chyba, że na emeryturze, ale wtedy nie będziesz już mieć tyle siły). Będąc w liceum przeraża nas matura, szybko weryfikuje to przerażenie pierwsza sesja. Potem nasz umysł zajmuje praca dyplomowa i kiedy myślimy, że po studiach wreszcie będziemy mieć  z górki, nadchodzi dorosłe życie – praca, rodzina. Wtedy to na myśl o egzaminach w sesji uśmiechniesz się tylko z politowaniem. Wiecznie będziemy się mierzyć z dylematem na co poświęcić czas. Jeśli więc, drogi czytelniku, jesteś człowiekiem współczesnej cywilizacji, który obnosi się ze swoim brakiem czasu, mam dla Ciebie kolejną bardzo „odkrywczą” myśl: każdy z nas czasu ma tyle samo. Wszystkich kaw nie wypijesz, dlatego warto się zastanowić co  chcesz, żeby Cię kształtowało jako człowieka? Tu nie ma jednej odpowiedzi. Oczywiście trzeba ustalić priorytety, uczyć się dobrego zarządzania czasem, ale nie o tym jest ten punkt. Tu chciałam tylko powiedzieć: odpowiedzialność za swoje życie podejmujemy zawsze, nie tylko wtedy, kiedy mamy na to czas.

Jesteś sobą i nikim więcej

Na jednej dżungli widziałam torby z napisem „I am Akela. What’s your superpower?” Mam wrażenie, że często jako szefowie czujemy się jak byśmy musieli posiadać nadludzkie moce do pełnienia naszej roli. Jesteśmy lekarzem, który musi zdiagnozować różne rodzaje bólów brzucha i wymyślić na to receptę; ratownikiem medycznym, który radzi sobie z ranami ciętymi, kłutymi, szarpanymi; psychologiem, który wie jak rozmawiać z dziećmi z ADHD, depresją, autyzmem, a może nawet przypadkami chorób psychicznych; mediatorem, który zawsze wie jak załagodzić konflikt; rodzicem, który wychowuje, stawia granice, motywuje do rozwoju, jest podporą w trudnościach; logistykiem, który załatwi wszystkie formalności; prawnikiem, który bez mrugnięcia oka potrafi wytłumaczyć wszelkim władzom nasz system metodyczny; kierownikiem duchowym, który prowadzi w drodze do Boga. Nic dziwnego, że mając taki obraz bycia szefem, czując presję, że naprawdę wszystko jest na naszej głowie, tak szybko się wypalamy. Drogi szefie, chciałam Ci przekazać pewną, moim zdaniem, kojącą wiadomość – Jesteś tylko sobą, nikim więcej! Nikt od Ciebie nie oczekuje, że będziesz pełnić wszystkie powyższe role i to wypełniać je doskonale. Taką presję kładziemy sami na siebie. Nigdy nie zastąpisz rodzica, psychologa, lekarza, kierownika duchowego i nie jest to Twoją rolą. To oczywiście naturalne, że chcesz odpowiadać na potrzeby dziecka i nie zatracaj w sobie tej wrażliwości, bo naprawdę wiele możesz dla niego zrobić. Nie zrobisz jednak wszystkiego. Jesteś szefem, więc kochaj tych, którzy zostali Ci powierzeni. To jest Twoja rola i żadna inna!

Wyzwanie jest czymś ponad siły

To myśl wynikająca z tej powyższej. Często boimy się zaangażować bardziej, gdyż nie czujemy się gotowi/godni/przekonani, by podjąć odpowiedzialność za kogoś. Mam wrażenie, że coraz więcej współczesnych ludzi zaczyna przerażać wizja poważnego związku, macierzyństwa, ojcostwa, bo są świadomi wagi zaangażowania, a także własnych słabości. Z kolei samą odpowiedzialność traktują jako ciężar. Tymczasem skauting wskazuje nam, że odpowiedzialność nie jest obciążeniem, a motorem (patrz: 16 elementów) – właśnie czymś, co powinno nas fascynować, ciągnąć do przodu. Ponadto skauting uczy nas podejmowania odpowiedzialności ponad nasze siły, takiej do której dopiero musimy dorosnąć. Przejmując zastęp mamy 14 lat i pod sobą 6 dzieci, za które jesteśmy odpowiedzialni, choć o wychowywaniu nie wiemy nic – istne szaleństwo! Mając lat 19 przejmujemy gromadę/drużynę i jesteśmy odpowiedzialni za bezpieczeństwo, metodyczność, sprawy formalne. To naprawdę dużo, dla wielu nawet zbyt dużo. Po ludzku to często się wydaje nie do zrobienia. Zarówno, gdy proponowano mi służbę drużynowej, jak i hufcowej, moją pierwszą odpowiedzią było: „To chyba żart… Nie ma opcji! Jestem na to za młoda!” Nawet podczas oględzin jednego z miejsc obozowych leśniczy, który ze mną rozmawiał, zaskoczony moją fizjonomią zadał mi pytanie: „Czy Ty aby nie jesteś za młoda, by być kierownikiem wypoczynku?” Ja wtedy, przypominając sobie jeden z moich ulubionych seriali – „Fineasz i Ferb” (jeśli, czytelniku, ta bajka nie jest Ci znana, myślę, że konieczne jest nadrobienie braków w edukacji!), gdzie w każdym odcinku zadawano im pytanie czy nie są aby za młodzi na [robienie rzeczy, którą właśnie wymyślili], odpowiedziałam za bohaterami kreskówki: „Tak, jestem za młoda”. Jesteśmy na to wszystko za młodzi, ale właśnie dlatego te wyzwania tak nas rozwijają. Odpowiedzialność jest olbrzymia, ale ona nas tylko przygotowuje do kolejnych, większych i ważniejszych, na które też będziemy za młodzi.

Każdy potrzebuje pomocy

Być może wydaje Ci się, że wszystkie te komentarze rzucam lekko, jakby wzięcie odpowiedzialności ponad siły było czymś, co przychodzi mi z pewnością i uśmiechem na ustach. Tu chciałam na chwilę zatrzymać wszystkich skautystów. Powyższy akapit nie może być dobrze zrozumiany bez następujacego: możesz brać rzeczy ponad siebie, góry przenosić, być herosem, naprawdę, ale jest jeden warunek: nie możesz zrobić tego sam. Wielu sobie teraz pomyśli: „No dobrze, dzielenie zadań, oczywiście, przecież to robię…” Szefie, czy jesteś pewien, że rzeczywiście dobrze dzielisz zadania, że umiesz prosić o pomoc? Większość z nas, mimo dużego doświadczenia w służbie, nadal nie umie prosić o pomoc, głupio jest nam zlecać zadania, a samemu tylko koordynować, mamy wrażenie, że przecież damy radę. Jeśli masz problem z proszeniem o pomoc, to warto mieć u boku kogoś (przyjaciela, przybocznego, Matkę Drogi, Starszego Brata), kto będzie prosił o pomoc za Ciebie. Ludzie tak naprawdę lubią pomagać – czują się wtedy potrzebni i dowartościowani, pomyśl sobie o tym, gdy kolejny raz nie będziesz chciał kogoś obciążać swoimi problemami. Tak często organizacja wypoczynku nas przerasta, bo w głowie mamy to ciążące hasło „Ty jesteś przecież za to wszystko odpowiedzialny”. Przestań być męczennikiem organizacyjnym. Może jednak któryś z zastępów dałby radę ogarnąć autokar na obóz? Jeśli nie sam, ma przecież rodziców do pomocy. Nie masz przybocznego? Dlaczego by nie poprosić któregoś z rodziców o załatwienie dofinansowania na sprzęt obozowy albo załatwienie cateringu dla Wilczków? Boisz się, że wszystko wtedy się zawali i będziesz miał tak naprawdę więcej roboty? Cóż, może się tak wydarzyć, musisz podjąć ryzyko, że będzie to nie po Twojej myśli lub gorzej niż byś chciał. Może i samemu zrobisz wszystko szybciej, ale wspólnie dojdziesz dalej.

Człowiek jest z natury leniwy

Ostatni punkt jest dość trywialny, jednak myślę, że warto go poruszyć. Pracoholicy mogą nie chcieć się z tym zgodzić, jednak w większości wypadków nie lubimy wychodzić spoza naszej strefy komfortu. Owszem, ciekawe jest doświadczenie czegoś nowego, zwiedzenie obcego kraju itd., jednak jeśli to ma dotyczyć naszej szarej rzeczywistości, nie jest spektakularne pod żadnym względem, trudno nam się zmotywować do działania. Tu przykładem jest słynny kryzys przedwędrówkowy – na dzień przed wędrówką nagle się okazuje, że mamy mnóstwo lepszych rzeczy do roboty, nie mamy siły się pakować i choć wiemy, że jak już pojedziemy, to będzie świetna zabawa, a jednak mamy ochotę napisać tę dramatycznie brzmiącą wiadomość: „Słuchajcie, bardzo Was przepraszam, ale naprawdę nie dam rady…”. Zdradzę Wam, że na palcach jednej ręki mogę policzyć wędrówki, na które chciałam jechać od początku do końca bez zawahania, nawet już jako szefowa ogniska. To nie świadczy o tym, że coś jest nie tak. To tylko znak, że wędrówka naprawdę nas zmienia, przełamuje to ludzkie lenistwo i zmiana ta zaczyna się nie w momencie wyruszenia na szlak, ale podjęcia decyzji o wędrówce. Nie możesz się zabrać do planowania aktywności, odkładasz ciągle wszystko na ostatnią chwilę? Może jesteś przeciążony, bo nie potrafisz odpoczywać, planować dobrze czasu? Oczywiście może tak być. Myślę jednak, że do pełni szczerości warto przemyśleć, czy przypadkiem nie jest to kwestia najnormalniejszego, najbardziej ludzkiego, podłego lenistwa?

Jedno spektrum, indywidualne problemy

Każdy z nas staje przed trudnym zadaniem jakim jest godzenie życia harcerskiego z życiem prywatnym. Jednak dla każdego to zadanie będzie zupełnie inne – ilu szefów, tyle różnych objawów spektrum. Nie chciałam w tym artykule nikogo pouczać lub mówić, co powinien zrobić. Jestem też świadoma, że tego tematu nie da się wyczerpać jednym artykułem. Ja działam w skautingu od 16 lat. Bywa, że jestem skautystą i mam każdy weekend harcerski, bywa, że jestem leniwa i mam ochotę odwołać wędrówkę. Nadal nie umiem uzyskać złotego środka i myślę, że jeszcze przez długi czas go nie osiągnę. Czasem mam wrażenie, że żeby być dobrym szefem, muszę dać z siebie 100% i próbuję do tego doskoczyć, czasem rezygnuję z tego, bo wiem, że nie dam rady.

Nie raz zastanawiam się czy w ogóle warto tak się męczyć i nic z tego nie mieć. Wtedy myślę sobie o ludziach – harcerkach, którym przygotowuję grę na obóz, przewodniczkach, z którymi wędruję i mówię sobie: warto.


[1] J. Czermińska, Żart. Wcale nie ma takiego badania, choć myślę, że byłoby ciekawe. Warszawa, 2023.

Fot. na okładce: Monika Wójcik

Joanna Czermińska


W skautingu jest dłużej niż nie jest. Obecnie hufcowa w Warszawie. Uwielbia codzienność, którą traktuje jak wędrówkę i przygodę. Rozmyślania przy herbacie, spotkania ze znajomymi i wielkie życiowe aktywności są dla niej tak samo ważne. Fascynują ją ludzie i ich schematy w działaniu i myśleniu.

Jak dać się zaprosić do domu?

Warsztat z Watahy wiosennej

Spotkanie z rodzicami wilczka w jego domu to nie obowiązek, ale bardzo duża wartość dla wszystkich stron. Wilczek poczuje z tobą większą więź. Rodzice – spokój i zaufanie. ty zyskasz ich wsparcie, wiedzę o wilczku i wspólny front wychowawczy – będziecie grali do tej samej bramki.

Jest też jeszcze jedna korzyść dla Ciebie, ale tego dowiesz się na końcu, po przeczytaniu całości.

Jak umówić się na spotkanie?

Spotkanie proponujemy, kiedy wilczek oswoi się już z gromadą – moim zdaniem odpowiedni moment jest po pierwszym biwaku/obozie i później.

Na początku „zawiąż spisek” z najbliższymi ci rodzicami wilczków – tak, żeby jako pierwsi skorzystali z propozycji i zachęcili w ten sposób innych. Wieść szybko rozniesie się wśród wilczków…

Następnie skorzystaj z poczty w domenie @skauci-europy.pl

Tytuł: Propozycja spotkania w Państwa domu

Drodzy Rodzice,

Jak Państwo wiedzą jestem Akelą w gromadzie, do której uczęszcza Państwa syn. Zależy mi na lepszym poznaniu Państwa, aby nasze wysiłki wychowawcze zmierzały w tym samym kierunku.

Proponuję więc wizytę w Państwa domu – na kawę, herbatę lub kolację 🙂 Na konkretny termin możemy umówić się za pomocą poniższego arkusza – proszę wybrać te terminy, w których są Państwo dostępni.
Proszę w miarę możliwości wybierać takie dni, na które nikt się jeszcze nie zapisał.

[ZAPISY NA SPOTKANIE]

Pomyślnych łowów!

Maciej Szulik
Akela 1. Gromady Głuchowskiej
:: +48 881 229 567
:: [email protected] 

Taka forma umawiania się może ci się wydać mało osobista. To prawda – proponuję ją, aby nie dokładać ci pracy. Jeśli masz czas i energię, pewnie lepiej jest umawiać się z rodzicami na żywo, przed i po zbiórce albo przez telefon. Z drugiej strony to tylko mało osobista formalność, która służy temu, aby wejść w bardziej osobistą relację – moim zdaniem nie wyrządzi ona wielkich szkód.

Bądź też świadomy, że nie wszyscy rodzice zareagują na propozycję takiego spotkania. Można o nim przypominać albo delikatnie naciskać, ale nie robić tego za wszelką cenę i nie traktować tego jako obowiązku nałożonego na rodziców.

Śrubełek rozmowy

Śrubełek to używany przez Koszałka Opałka pojemnik na śrubki, wichajstry, dyngsy i inne przydatne tentegesy. Oto podobny zbiór, który przyda Ci się w rozmowie z rodzicami:

  1. 1. Przyjdź w nienagannym mundurze i nie spóźnij się.
  2. 2. Przypomnij sobie, co już wiesz o wilczku – możesz do tego nawiązać w rozmowie (np. zainteresowania, wyjazdy, rodzeństwo, szkoła…). Zapamiętaj imiona rodziców.
  3. 3. Pół godziny wcześniej napisz/zadzwoń, że jesteś w drodze. Przed zapukaniem do drzwi wycisz telefon. 
  4. 4. Przywitaj się ze wszystkimi. Najpierw z rodzicami. Mama też chętnie uściśnie Twoją dłoń. 
  5. 5. Zacznij od neutralnych tematów – Twoich studiów, gdzie pracują rodzice, gdzie chłopak chodzi do szkoły.
  6. 6. Przyjmuj wyrazy gościnności – jedzenie, picie, zaproszenie do zwiedzenia domu, ofertę pomocy w gromadzie…
  7. 7. To jest spotkanie z rodzicami – nie odchodź sam z wilczkiem na dłuższy czas. Możesz przejść z rodzicami “na ty”, ale tylko, jeśli to oni wyjdą z tą inicjatywą. 
  8. 8. Gospodarze sami zdecydują, w jakim gronie będzie spotkanie – sami rodzice, rodzice z wilczkiem…  W kwestii długości spotkania jedna godzina jest moim zdaniem wystarczającym minimum
  9. 9. Przygotuj wcześniej mały temat pedagogiczny – łatwo nim zatkać ewentualną niezręczną ciszę. Na przykład: “Chciałbym państwu opowiedzieć jakie w ogóle są cele skautingu”.
  10. 10. Warto przy okazji zobaczyć pokój wilczka, wyłapać szczegóły, o których nie wiedziałeś: książki, gry, czy ma własny pokój, czy jest w nim komputer. To dużo wniesie do waszej relacji.

Na spotkanie można przynieść książeczkę wilczka i podzielić się z rodzicami zadaniami – oni też mogą podpisywać niektóre zadania, np. porządek w pokoju, kiedy wilczek spełni obietnicę codziennego ścielenia łóżka przez tydzień. To przyspieszy Obietnicę i będzie konkretnym przejawem wspólnego frontu wychowawczego.

Nieoczywiste bonusy

Na koniec moja osobista historia najważniejszej rzeczy, którą wyniosłem dla siebie z moich spotkań z rodzicami wilczków (poza słoikiem pysznego spaghetti, który kiedyś dostałem), a mianowicie „przegląd życia rodzinnego”. Zazwyczaj doświadczenia dotyczące życia rodzinnego wynosimy ze swojego domu i tych kilku najbliższych krewnych i znajomych, u których możemy poczuć się jak u siebie.

Wizyta w kilkunastu domach pozwoliła mi jednak zebrać o wiele więcej informacji – na przykład o tym, co sprawia, że rodziny są szczęśliwe, jaki jest w tym udział zarobków i powierzchni mieszkaniowej, a jaki obowiązków domowych, uśmiechu rodziców i licznego rodzeństwa… Albo o tym, jak może potoczyć się kariera zawodowa i że przepychanie się łokciami w korporacji to niejedyna opcja prowadząca do spełnienia się.

Myślę, że tak jak bycie Akelą to wspaniały trening przed wychowywaniem własnych dzieci, tak samo takie wizyty są jak „przeglądanie ofert” przed założeniem własnego domu. Polecam!

Fot. na okładce: Bartosz Krupa

Maciej Szulik


Namiestnik wilczków. Nauczyciel matematyki, fizyki i wychowawca w liceum. Był Akelą 1. Gromady Krakowskiej i drużynowym PuSZczy Śląskiej.

Kompleksowo o formacji zastępowych

Zastępowy jest najważniejszy”  

Miałem chyba 12 lat, kiedy usłyszałem to zdanie po raz pierwszy. Powiedział je mój zastępowy, wychodząc z narady z drużynowym. Nie pamiętam szczegółów tego wydarzenia, w końcu minęło od niego około 10 lat. Jednak przez pewny ton i nutą nonszalancji, z jaką zostało wypowiedziane, wciąż brzmi w moich uszach. 

O prawdziwości tego stwierdzenia miałem okazję przekonać się na drodze harcerskiej wielokrotnie, natomiast najdosadniej, gdy zakładałem drużynę. Pierwsze nabory, nowi ludzie – wszystko szło dobrze, ale po kilku poprowadzonych przeze mnie zbiórkach nadszedł czas, by chłopaki wzięli sprawy w swoje ręce, a ja, z ich nieco przerośniętego zastępowego stał się ich drużynowym. I tu pojawił się problem – ich jest dwunastu, a w drużynie był tylko jeden zastępowy, zresztą zaciągnięty z innej drużyny. Pomyślałem sobie: „Może wybrać kogoś ze świeżaków?”. Problem tkwił jednak w tym, że każdy z nich miał wówczas 12-13 lat i żaden nie był wystarczająco dojrzały.  

Zacząłem dzwonić do drużynowych z hufca z pytaniem, czy może mają w drużynie jakiś niewykorzystany potencjał, by podrzucić mi kogoś na tę niezbędną funkcję? Nie udało się. Podjąłem decyzję, by na pewien czas pozostawić stan taki, jaki był dotychczas tj. nie stwarzać kolejnych zastępów. Ten układ nie zadziałał, gdyż praca jednego zastępowego z tak licznym gronem ,,świeżaków” przestała przypominać skauting. Musieliśmy więc wybrać drugiego zastępowego z chłopaków z drużyny. Nowa rola jednak go przerosła – kontakt z nim znacznie osłabł i szybko zrezygnował ze swojej funkcji. Na obóz tego roku pojechało pięciu chłopaków (w tym tylko jeden z naboru). 

Nie ma zielonej gałęzi bez zgranych zastępów. Nie ma sprawnie działających zastępów bez dobrych zastępowych. 

Kłopoty z miotaczem ziemniaków, fot. Antoni Biel

Tylko co to znaczy dobry zastępowy? Dobry zastępowy to taki, który ma potencjał, zapał, który posiada podstawową wiedzę o fachu zastępowego i jest zaradny życiowo. Zakładam, że jeśli wybrałeś tego konkretnego chłopaka na zastępowego, to dostrzegłeś w nim coś wyjątkowego. Może było to szczególne zaangażowanie, energia czy charakter. Różnie się to może objawiać, ale zakładam, że posiada on w sobie ten „błysk w oku”. 

Jeśli dany chłopak przystał na tę propozycję, to przypuszczam, że ma jakąś motywację do bycia zastępowym. Zapewne nie jest to „szlachetna misja prowadzenia chłopaków do nieba”. Raczej chodzi o wzmocnienie swojej pozycji w grupie albo wizję udziału w ciekawych wyjazdach z drużynowym. Ważne, że podejmuje wyzwanie i chce przewodzić. Poczucie misji będzie się w nim naturalnie rozwijać przez poświęcanie czasu i energii na rzecz chłopaków z zastępu. Motywację i siłę do tej pracy podtrzymamy i rozwiniemy organizując atrakcyjne wypady, wspierając go w prowadzeniu zastępu, pokazując swoje podejście do bycia liderem oraz zachęcając do podejmowania przez niego coraz to nowych wyzwań. 

Chciałbym więc skupić się w tym artykule przede wszystkim na formacji chłopaka w rzemiośle zastępowego, jak i jego formacji osobistej. Te dwa obszary, w oczywisty sposób się przenikają, ponieważ bycie zastępowym bardzo mocno rozwija chłopaka życiowo, a odpowiedzialność pozwala być lepszym liderem zastępu.  

Myśląc o formacji chłopaka w ramach funkcji zastępowego, kluczowe są cztery kompetencje: 

Umiejętność kreowania przygód, czyli wymyślania oraz realizowania ciekawych i angażujących zbiórek. To spoglądanie na świat z otwartą głową i podejście, że da się tworzyć nietuzinkowe przygody. Poza pomysłem, kluczowe jest również planowanie i realizacja. Zastępowy musi umieć koordynować działania, aby przekształcić wizję w rzeczywistość. 

Umiejętność powierzania odpowiedzialności – niezbędna w pracy każdego lidera. Zastępowy musi zaufać chłopakom i pokazać, że są potrzebni. Zapewnić im możliwość rozwoju poprzez powierzenie odpowiedzialności za pewien obszar działalności zastępu. A także wspierać ich, gdy napotykają trudności. Zostawić przestrzeń by chłopaki uczyli się na swoich błędach i towarzyszyć im w przezwyciężaniu swoich słabości. 

Zdolności komunikacyjne są niesamowicie ważne i kluczowe w efektywnej pracy z zastępem. Dobry zastępowy umie się sprawnie i skutecznie komunikować, tzn. umie wsłuchać się w potrzeby chłopaków, ale też przekonać ich do swoich racji. Umie rozpoznać potencjały poszczególnych członków zastępu i wychwycić ich zainteresowania. Ważne jest, aby lider potrafił radzić sobie z konfliktami, a także umiał zmotywować i zachęcić chłopaków do wyczynów.  

Zdolności przywódcze to zespół cech sprawiający, że chłopaki chcą z nim pracować i podążać za jego wskazaniami. Każdy zastępowy powinien wypracować swój styl przewodzenia zastępem, bo każdy posiada inny dar i zestaw atrakcyjnych cech: jeden jest silny, inny wyjątkowo inteligentny, jeszcze inny zawsze pozytywnie nastawiony albo pełen pomysłów.  

Są jednak pewne cechy i umiejętności, które każdy może w sobie rozwinąć, by stać się lepszym liderem. Należą do nich: pewność siebie, bycie konsekwentnym, branie odpowiedzialności za działania grupy, siła fizyczna i mentalna oraz poziom technik harcerskich. To także okazywanie wdzięczności i sympatii chłopakom z zastępu. W końcu lubimy tych, którzy lubią nas. Prawdziwego autorytetu nie zyska tyran, ale sympatyczny zastępowy, od którego czuć, że chce mojego dobra. 

Oprócz powyższych przymiotów i umiejętności zastępowi mają też swoje indywidualne trudności i obszary, nad którymi powinni mocniej popracować. To może być np. samoocena, radzenie sobie ze stresem, zarządzanie sobą w czasie czy nawiązywanie relacji interpersonalnych. Mogą to być również trudności w wierze albo słaba kondycja fizyczna. Na zastępowego patrzmy całościowo jako na człowieka z jego psychiką, ciałem i duchowością, a analizując jego osobę, starajmy się spojrzeć na niego nie tylko przez pryzmat jego funkcji w skautingu. Miejmy zawsze w pamięci, że nie wychowujemy go do skautingu, ale do życia. I do świętości. Bycie zastępowym ma go do tego przybliżać. 

W jaki sposób wspierać w formacji osobistej i doskonalić kompetencje zastępowego?   

Jak wszystko w skautingu – przy wykorzystaniu motorów: działanie, odpowiedzialność, rady, interes, małe grupy. To wszystko najpełniej realizuje się w zastępie, dlatego działanie zastępem zastępowych należy uznać za formę najskuteczniejszą.   

Czym jest zastęp zastępowych? 

Zastęp zastępowych to nie tylko grupa harcerzy o szczególnych obowiązkach, ale prawdziwy mózg drużyny decydujący o losach całej jednostki. To kuźnia liderów – grupa wybranych chłopaków, którzy dzięki wspieraniu siebie nawzajem zdobywają umiejętności przydatne do rozwoju siebie i zastępu.  

Ich głosy ważą podczas planowania wyjazdów, ale też codziennych działań drużyny. Przez regularną współpracę i szukanie kompromisów zastępowi uczą się dbałości o dobro wspólne. Wiedzą, że choć rywalizują na zimowiskach czy obozach, to grają do jednej bramki, a dobro harcerzy jest najważniejsze.  

Istotne komponenty zastępu zastępowych 

Zbudowanie takiego zastępu zastępowych to proces wymagający od drużynowego mądrości, odwagi i czasu. Musi on przekazać władzę w ich ręce. Pozwolić harcerzom na samostanowienie, dając im przestrzeń do rozwoju przez popełnianie błędów. Zrezygnować z kontrolowania wszystkiego i wszystkich.  

Korzyści są jednak warte wysiłku. Wzrost wzajemnego zaufania, rozwój samokontroli u harcerzy i większy spokój drużynowego to tylko niektóre z nich. Zastęp zastępowych zyskuje realny wpływ na losy drużyny, przez co zastępowi stają się aktywnymi twórcami skautingu. 

Praca z zastępem zastępowych (w skrócie ZZ) w czterech krokach

  1. 1. Poznaj i zdefiniuj potrzeby   

Sposób pracy ZZtu jest wypadkową potrzeb poszczególnych zastępowych i możliwości drużynowego. Przed planowaniem pracy ZZtu należy więc dokonać analizy naszych chłopaków. Każdego z osobna.  

    • Co sprawia mu w skautingu największą radość? (Odpowiedz na to pytanie pomaga w podtrzymywaniu motywacji zastępowego) 
    • Jakie ma talenty i zainteresowania? Jak można je wykorzystać w skautingu? 
    • Z czym ma osobiste problemy? (Np. nieśmiałość, niesumienność, uzależnienia)  
    • Jakich kompetencji zastępowego mu brakuje?  
  1. 2. Określ cele  
    • Rozpisz jakie obszary wymagają poprawy, a jakie są warte rozwijania.  
    • Zastanów się, które z nich są najistotniejsze.  
    • Na które możesz mieć realny wpływ? 
    • Ilu zastępowych dotyka ten problem? 
    • Którymi obszarami zajmiesz się w pierwszej kolejności? 
  1. 3. Dobierz odpowiednie formy  

Nie ma jednego optymalnego schematu pracy z Zastępem Zastępowych. Liczba zbiórek, rad  i innych form zależy od specyfiki konkretnego ZZtu. To, czego uczymy na Adalbertusie jest pewnym punktem zaczepienia, pewnym konkretem – dobrym standardem, ale nie bójmy się wyjść poza schematy! 

Biwak ZZtu, fot. Antoni Biel

Dostosuj formy pracy do konkretnych chłopaków. Do swojej dyspozycji masz: 

    • Wypad  

Czyli 2-4 dniowy wyjazd. Można pojechać pod namiot, zrobić schronienie z tarpa albo zbudować sobie szałasy. Można też spać w budynku. Wybór schronienia jest podyktowany programem wypadu – tym, czego chcemy się na nim nauczyć albo jakie miejsce odkryć. Jest to idealna przestrzeń na wyczyn, taki jak konstruowanie tratwy, budowa ziemianki, gotowanie w dole ziemnym. Podczas takiego biwaku można robić przeróżne rzeczy – doskonalić techniki obozowania, rzeźbić łyżki z drewna czy oprawić nóż w rękojeść z poroża. To idealna okazja do pokazania jak kreować przygody i powierzać odpowiedzialność. 

    • Zbiórka  

To kilkugodzinne spotkanie w lesie. Nie daje takich możliwości jak biwak, jest za to prostsza w organizacji i pewnie bardziej zbliżona do tego, co chłopaki robią w zastępach. Można dzięki niej pokazać zastępowym, że ich kilkugodzinne zbiórki nie muszą ograniczać się do ugotowania obiadu i walki na chusty.  

Rozpoznawanie roślin jadalnych, pieczenie sękacza, szycie portfela ze skóry, a może poznawanie nowych gier? Przygoda jest na wyciągnięcie dłoni. 

    • Spotkanie  

Czy wszystko zawsze musi odbywać się w lesie? Moim zdaniem nie. Warto budować relacje też bez mundurów – mecz, kino, basen, escape room. Bardzo fajnie sprawdzają się tu spontaniczne inicjatywy i urodzinowe niespodzianki. Traktujmy je jednak jako dodatek, a nie substytut tradycyjnych form.  

Ja na lany poniedziałek jechałem oblewać zastępowych. Rodzice wkręcali syna, że np. musi znieść im coś na dół, bo zapomnieli z mieszkania. A na dole zamiast rodziców stałem ja – z wiaderkiem wody. Oblany zastępowy wsiadał do auta i jechaliśmy odwiedzać kolejnych. Dzięki takim akcjom zastępowi czują, że nie spotykasz się z nimi z obowiązku, ale dlatego że ich lubisz.  

    • Rozmowy indywidualne  

W zastępie zastępowych panuje przyjemna atmosfera, pełna humoru i żartów. Odnoszę jednak wrażenie, że rozmowy, zwłaszcza te w męskim gronie, są często bardzo powierzchowne. Z obawy, że zostaną zbyt szybko zbagatelizowane lub zamienione w kolejny dowcip chłopaki boją się mówić o poważniejszych sprawach. 

W rozmowach indywidualnych dużo łatwiej jest poruszyć głębsze kwestie i dyskutować otwarcie o osobistych trudnościach czy problemach w prowadzeniu zastępu. Świetną ku temu okazją mogą być indywidualne spotkania na zaliczanie zadań. W napiętym grafiku drużynowego może być ciężko znaleźć na to czas, ale gwarantuję, że naprawdę warto! 

    • Rady stacjonarne i rady online  

Podczas wypadów skupiamy się na przeżywaniu przygód i często brakuje czasu na dłuższe rozmowy. Zresztą, takich wyjazdów jest tylko kilka w roku. Szanse na to, że chłopaki będą pamiętali, jak minęła im zbiórka dwa miesiące temu, są niewielkie. Na analizowanie zbiórek i snucie planów trzeba wygospodarować dodatkową przestrzeń. Regularne rady przeciwdziałają eskalacji problemów przez rozwiązywanie ich na wczesnym etapie. Wiadomo – forma stacjonarna jest lepsza pod względem budowania relacji. Ale więzi budujemy podczas wszystkich wymienionych wyżej form. Tu kluczowa jest częstotliwość. A jeśli ma być regularnie, to takie spotkanie nie może za mocno ingerować w ich i twoje życie osobiste. Jeśli na radzie stacjonarnej miałoby być 2 osoby a na online 5, to może lepiej zrobić ją online? 

Rada drużyny, fot. Michał Mrozowski
  1. 4. Stwórz harmonogram działań 

Wiesz już, jakie są potrzeby twoich zastępowych. Wyznaczyłeś na ich podstawie kierunki rozwoju. Znasz dostępne formy pracy z zastępem zastępowych.  Czas spiąć to w pewien spójny plan.  

Wyznacz terminy spotkań. Chłopaki z ZZtu mają swoje życia, swoje spotkania i wyjazdy  z rodziną. Dlatego tak ważne jest, żeby terminy wypadów ZZtu były skonsultowane z zastępowymi i wpisane do kalendarium na początku roku. Chłopaki i ich rodzice będą wiedzieć, na kiedy nie planować sobie innych atrakcji. A pozostali rodzice z drużyny znają terminy, w których nie będzie zbiórki i mogą zaplanować sobie rodzinny weekend. 

Na tym etapie nie powinieneś pisać całego planu ZZ, bo to jest praca dla całego zastępu zastępowych, a nie drużynowego. W trakcie roku z pewnością zyskasz też nowe obserwacje – trzeba więc zostawić przestrzeń na spontaniczne pomysły. Warto jednak napisać tematy przewodnie spotkań. To może wyglądać tak: „Jeszcze w sierpniu zrobimy biwak z ambitnym wyczynem wymyślonym przez chłopaków, by doskonalić umiejętność kreowania przygód oraz pokazać chłopakom jak delegować zadania i dobrze prowadzić rady zastępu. We wrześniu zrobimy idealną zbiórkę, by trzech nowych zastępowych zobaczyło jakie elementy powinna mieć zbiórka i jak ją zaplanować. Może wypad jesienny zrobimy na ryby? Maciek jest zapalonym wędkarzem, ale temat jeszcze do dogadania z resztą ZZtu…” 

Znając potrzeby i cele, mając dobrze zaplanowany pierwszy krok, ale jedynie luźne pomysły na dalsze działania, możemy cieszyć się spontanicznością, jednocześnie trzymając się klarownych kierunków rozwoju naszych zastępowych. 

Teorię mamy za sobą. Czas na przykłady! 

Poniżej dzielę się z wami pomysłami, w jaki sposób zadziałałbym na konkretne potrzeby chłopaków:  

1. Z rady drużyny dowiaduję się, że na zbiórkach zastępów idą do lasu, robią obiad i walczą na chusty. Definiuje problem – chłopaki robią nudne zbiórki zastępów. Zastanawiam się nad przyczyną – zastępowy nie potrafi wykreować przygody. 

2. Organizuję ZZ do zwykłego lasu. Może być nawet ten, w którym chłopaki robią zbiórki. Przed ZZ robimy radę, na której to zastępowi wymyślają, co będziemy robić na zbiórce.  

Skoro jednak zastępowi nie umieją kreować przygód, to nie zaczną nagle rzucać pomysłami. Z mojego doświadczenia klasyczna burza mózgów często się nie sprawdza, bo albo chłopaki nic nie mówią, albo ci najbardziej wygadani całkowicie dominują rozmowę. Niby pomysłów się nie ocenia na etapie ich generowania, ale ta zasada bywa łamana. Przez to nieśmiali mogą bać się oceny. Dlatego do generowania pomysłów wykorzystujemy techniki kreatywnego myślenia. Może zapisywana burza mózgów, gdzie każdy dostaje 6 karteczek i w 3 min ma zapisać na każdej jeden pomysł i wrzucić do kapelusza? Albo inaczej. Wcielamy się w jakąś postać i wymyślamy, jak ona zrobiłaby zbiórkę. Bear Grylls, Magda Gessler a może Friz? I tak na zbiórce Beara Gryllsa żywimy się tylko tym, co znajdziemy w lesie. U Magdy Gessler, w ramach zbiórki, robimy MasterChefa. Z Frizem zbieramy śmieci, a za każdy worek dostajemy worek kulek na paintballa po sprzątaniu.  

Takie metody pozwolą wyjść ze schematów, a ci najbardziej niepewni unikną strachu przed oceną – jedzenie robaków to przecież pomysł Beara Gryllsa, a nie ich.   

Mamy pomysł – teraz podział zadań i realizacja, by udowodnić sobie, że można i warto robić ciekawe zbiórki. Po takiej zbiórce, gdy na radzie zastępowy powie mi: „no ja ich pytam, co chcą robić na zbiórkach ciekawego i nikt nie ma pomysłów”, to przypominam mu „pamiętasz jak przed ZZ wymyślaliśmy wspólnie plan? Jakiej użyliśmy techniki do generowania pomysłów?”   W ten sposób przenoszę dobre praktyki z ZZtów na zbiórki zastępów w drużynie.  Oczywiście w kreowaniu przygód, pomysł to dopiero pierwszy krok, ale analogicznie uczymy podziału zadań i powierzania odpowiedzialności. Więcej o tym w artykule Prowadź, to znaczy inspiruj!

ZZ w Tatrach, fot. Antoni Biel

Chcąc wzmocnić pewność siebie i umiejętności komunikacyjne moich zastępowych organizuję wypad do Zakopanego. Wyjazd ma formę explo, z tym że jedziemy bez pieniędzy, żywności czy biletów. Założenie jest takie, że by zrealizować nasz cel – dotrzeć nad Morskie Oko, musimy zdać się na ludzką życzliwość. I tak najpierw jedziemy autostopami, później chodzimy po sąsiedztwie, oferując pomoc w wynoszeniu śmieci czy odśnieżaniu. Za zebrane pieniądze kupujemy prowiant i bilety do Zakopanego. Tam szukamy noclegu, jeszcze trochę dorabiamy, by mieć coś do jedzenia i z rana ruszamy w góry. Z uwagi na to, że jest nas w ZZcie szóstka, działamy przez większość czasu w dwójkach/trójkach, co wymusza od wszystkich zaangażowanie w interakcje z nieznanymi ludźmi. Jeśli chcecie dowiedzieć się jak chłopaki wspominają ten wypad, zapraszam do zapoznania się z wrażeniami z wyprawy.

Kilka słów o zagrożeniach 

Nie można zapomnieć o tym, że zastęp zastępowych to jednostka utylitarna, której celem jest poprawa jakości zbiórek zastępów oraz o tym, że chłopaki jeżdżą na ZZty, by lepiej prowadzić zastęp. Musimy wystrzegać się tworzenia drużyny dwóch prędkości, gdzie zastępowy prowadzi zastęp (smutny obowiązek) tylko po to, by móc brać udział w ciekawych wyjazdach z drużynowym. Zachowanie prawidłowej optyki, szczególnie dla zaangażowanych drużynowych może nie być proste. Rozwiązaniem nie jest jednak zmniejszanie atrakcyjności ZZtów. Rozwiązaniem jest robienie na ZZcie takich rzeczy, które chłopaki mogą rzeczywiście przenieść na zbiórki swoich zastępów. Ważne jest też podkreślanie misji zastępowego – tego, że mają wpływ na chłopaków i są tu dla nich. To także dbanie o to, by zastępowy miał w swoim zastępie przyjaciół i wystrzeganie się rozdzielania kolegów przez rotacje ludzi między zastępami. To zachęcanie do coraz to ciekawszych i ambitniejszych projektów w zastępie. Na koniec – rozsądna liczba ZZtów, tak by zostawić chłopakom czas na wyczyny w zastępach. 

Tajemniczy składnik 

ZZ w Rzymie, fot. Maksymilian Stolarczyk

Miałem już oddawać w tej formie artykuł do korekty, jednak czytając go ostatni raz, miałem poczucie, że czegoś brakuje. Niby wszystkie klocki składają się w całość, ale to wszystko jest nieco bez życia.  

Bez miłości przenikającej relację drużynowego z zastępowym wszystkie działania są jakieś sztuczne. Potrzeba więzi. Więzi budowanej przez wielogodzinne rozmowy, wspólną pracę i zaangażowanie w jego życie. Potrzeba relacji opartej na pełnym zaufaniu, w której chłopiec czuje się swobodnie, mogąc rozmawiać z drużynowym o wszystkim. Warto tworzyć relację,  
w której nie ma tematów tabu, w której może być w pełni sobą, w której jest akceptowany oraz taką, która ciągnie go do wykorzystania pełni swojego potencjału.   

Bycie tak bliskim autorytetem to ogromne wyzwanie, wymagające od nas ciągłego rozwoju. By nie zwalniać tempa, by ciągle oferować sobą coś wartościowego.  

Jednak te wpatrzone w Ciebie oczy, spojrzenie pełne ufności – ono mówi: „Liczę na Ciebie. Jesteś dla mnie ważny”. I już wiesz, że twoje wysiłki mają znaczenie. A to przekonanie uskrzydla do dawania z siebie każdego dnia jeszcze więcej. 

Nie pozostało mi więc nic innego, jak życzyć Ci takich relacji z Twoimi zastępowymi, bo jeżeli skauting miałby być bez miłości, to może lepiej, żeby go w nie było.  

Fot. na okładce: Michał Mrozowski

Antoni Biel


Założyłem jedną drużynę, drugą wyciągnąłem z kryzysu. Kładę duży nacisk na łączenie teorii z praktyką. Bo na nic zda się wielka rozkmina o wyczynach zastępów, jeśli na obozie zabraknie żerdek. Szkolę drużynowych i dbam o wizerunek hufca w mediach. Pracuję w korpo i kończę studia z Zarządzania na UW.

A myśmy się spodziewali… mniej

Szarzało. Wreszcie kończyła się ta długa noc. Na wschodzie pojawiały się pierwsze różowe smugi. Maria Magdalena spojrzała przez okno i ciężko podniosła się z posłania. Twarz miała szarą, powieki czerwone i spuchnięte, usta zaciśnięte w wąską kreskę. Niedbale przewiązała chustką potargane włosy. Niedawno słynęła z piękności, ale dzisiaj była prawie brzydka. Spojrzała obojętnie na nietkniętą kolację, którą ktoś jej przyniósł. Wzięła przygotowaną wczoraj torbę z olejkami i cicho wyszła na zewnątrz.

Chłód wczesnego poranka przeniknął ją do głębi, ale nie zwróciła na to uwagi. Jeszcze kilka dni temu szli tą drogą razem z Nim. Wydawał się przygnębiony, prawie nic nie mówił. Widziała, że obietnice i przechwałki Szymona raczej sprawiają Mu przykrość niż podnoszą na duchu. Gruboskórny rybak tego nie zauważał. Jezus cierpliwie wysłuchał jego zapewnień, a potem zamyślił się i szedł patrząc w ziemię. Musiał myśleć o czymś ważnym, poznawała ten wyraz Jego twarzy. Nie wiedziała, co zamierza, ale była pewna, że to będzie najlepsze. Wiedziała, że On wie. A ona, nawet jeśli tego nie rozumie, chce poświęcić wszystko, co ma, dla Jego misji. Chociaż trochę Mu pomóc. Widziała wdzięczność trędowatego, łzy wzruszenia rodziców wskrzeszonych dzieci, szczęście w oczach uzdrowionych. Wszystko, co robił, było dobre i chciała w tym uczestniczyć. On był sensem. I wielką mocą. Przecież żaden inny rabbi nie potrafił jej pomóc. Dopiero On uwolnił ją od siedmiu dręczycieli, którzy zawładnęli jej duszą i ciałem. A teraz Go nie ma. Już nigdy Go nie będzie. Szloch znowu wstrząsnął jej piersią, gorące łzy napełniły oczy i staczały się po policzkach. Już Go nie zobaczy. Nie usłyszy Jego głosu. Nie poczuje Jego spojrzenia. Już Go nie ma.

***

Zbliżała się do ogrodu, w którym znajdował się grób. A w nim Jego martwe, sponiewierane Ciało. Kiedy Józef  i Nikodem zdjęli Go z krzyża, ciężko było znaleźć na Nim kawałek zdrowej skóry. Wielkie sińce poprzecinane częściowo zaschniętymi ranami, krew pomieszana z gliniastym błotem. Twarz… pozbawiona Jego rysów, okropnie zniekształcona. Przynajmniej już nie cierpi. Już nic nie poczuje. Nigdy Go nie będzie. Zostało Ciało. Niosła olejki, żeby je namaścić. Zrobić dla Niego cokolwiek, chociaż On już nie będzie o tym wiedział. Nie spojrzy już na nią. Nie ma Go.

Po wzgórzach przetoczył się grzmot. Maria rozejrzała się dookoła. Czyżby to oni wracali? Ogarnęło ją przerażenie. Gdyby On tu był, nie pozwoliłby im zrobić jej krzywdy. Ale teraz jest całkiem sama. Kto zabroni im wrócić i znowu nią zawładnąć?

­– Boże, pozwól mi raczej umrzeć – wyszeptała pobladła. – Pozwól mi umrzeć.

Przyspieszyła kroku. Kamień odsunięty. A przecież widziała, jak Józef go zataczał. Kto tu był? Teraz już biegła. Zajrzała do środka. Nie ma Go. Nie mogła nawet Go namaścić.

– Dlaczego? – jęknęła osuwając się na kolana. Przez łzy dostrzegła w grocie dwóch wystrojonych młodzieńców. Nie mogli sobie znaleźć innego miejsca na spotkania? Co za okropne chłopaki – pomyślała z nagłą złością. W dodatku coś do niej gadali.

– Szukam Jezusa – rzuciła im ostro, odwróciła się ze wstrętem i ukryła twarz w dłoniach. Już nigdy Go nie zobaczy. Był najważniejszy, najbliższy. A teraz Go nie ma. Nawet Jego biednego Ciała.

– Pozwól mi tutaj umrzeć – szepnęła zrezygnowana. A potem znowu ktoś coś mówił. Ogrodnik? Może wie, gdzie Go zabrali? Ona Go weźmie. Zabierze wszystko, co z Niego zostało.

– Mario.

Drgnęła zaskoczona. Tak mówił tylko On. Z ciepłym wyrzutem, jakby chciał powiedzieć „głuptasie kochany, po co? Przecież Ja Jestem”.

– Rabbuni! – przecierała oczy próbując pozbyć się łez zamazujących widok. Stał przed nią. I patrzył tak, jak tylko On umiał na nią patrzeć. Dałaby wszystko, żeby zatrzymać Jego spojrzenie na zawsze. Jezus uśmiechnął się i pokiwał głową.

– Tak będzie – powiedział cicho, a ona znowu płakała, ale tym razem z radości. – Tylko jeszcze nie teraz, nie zatrzymuj mnie – dodał i podniósł ją z kolan. – Idź do moich braci i powiedz im: wstępuję do Ojca mego i Ojca waszego oraz do Boga mego i Boga waszego.

Ojca mego i waszego, mego i waszego – powtarzała w myśli Maria biegnąc w stronę miasta. Przepełniała ją wielka radość. Chyba od niej pęknie, jeśli komuś wszystkiego nie opowie.

***

Jedenastu mężczyzn zamarło słysząc wściekłe walanie do drzwi. Po chwili pełnej napięcia wstał Jakub i na palcach zbliżył się do małego okienka.

– To tylko Maria Magdalena – szepnął i wszyscy odetchnęli z ulgą. Szymon poruszył ciężką zasuwę i uchylił drzwi. Do środka wpadła postać w rozwianych chustach i włosach i machając rękami wykrzyknęła:

– Widzia… – twarda dłoń Szymona błyskawicznie zamknęła jej usta.

– Oszalałaś, kobieto? – zapytał cicho z oburzeniem. – Przecież zaraz nas znajdą i pozabijają.

Jego słowa potwierdził gniewny pomruk pozostałych. Zdyszana Maria z trudem wciągała powietrze nosem.

– Puść ją, bo się udusi – zauważył przytomnie Tomasz. Faktycznie, twarz Marii zaczynała zmieniać kolor i Szymon zabrał rękę. Odetchnęła głęboko.

– Widziałam Pa… – krzyknęła i szorstka łapa znowu ją chwyciła. Zdesperowana wbiła w nią wszystkie paznokcie i Szymon zabrał rękę z sykiem.

– Widziałam Pana! – dokończyła patrząc na nich z triumfem.

– Ciiiszej – zaszumieli. Więc resztę opowiedziała im trochę spokojniej. Na ile mogła. Tomasz pokiwał głową ze współczuciem.

– Połóż się i odpocznij. Poczujesz się lepiej – powiedział. – Z rozpaczy odchodzi biedna od zmysłów – dodał patrząc na towarzyszy.

– Nazwał was braćmi – opowiadała z zapałem niezrażona Maria. – Nigdy wcześniej tak nie mówił.

– Tak, prawda – powiedział kojąco Tomasz. – A teraz odpocznij.

– Nic nie rozumiecie! – pokręciła głową. – Szymonie! – spojrzała na niego z nadzieją. Ten rybak miał przecież czasem przebłyski geniuszu. – Grób jest pusty! Widziałam Go żywego!

– Grób jest pusty? – oburzony Szymon chwycił za zasuwę. Jan, który przysłuchiwał się uważnie, zerwał się na nogi i obaj wybiegli nie zamykając za sobą drzwi.

***

A Ty, czego oczekujesz od Jezusa? Może też szukasz martwego ciała? I nawet sobie nie wyobrażasz, co On dla Ciebie przygotowuje.

Hanna Dunajska


Studiuje filologię polską i próbuje uczyć w szkole. Chciałaby doczytać się do „istoty rzeczy”. Była drużynową i szefową młodych, a potem odkryła żółtą gałąź i zachwyca się nią do dziś. Po 3-letnim akelowaniu została żółtą asystentką.

Zachód słońca. Listy Starszego Brata do Młodszego #10

Drogi czytelniku!

Jeżeli po raz pierwszy czytasz artykuł z cyklu „Listy Starszego Brata do Młodszego”, to zachęcam Cię, abyś najpierw zapoznał się ze wstępem znajdującym się na początku pierwszego artykułu.

Cofnijmy się o parę dni. Wszedłem na strych i otworzyłem kufer. Wyciągnąłem zapisaną kartkę papieru iii… Podświadomie wiedziałem, że kiedyś musiało to nastąpić, mimo to byłem szczerze zdumiony. Miałem wrażenie, że powinno być ich jeszcze kilka. Przeszukanie kufra na nic się zdało. Ostatni list trzymałem w ręce.

List ten jest osobisty i zaskakujący. Długo zastanawiałem się czy powinienem go rozpowszechniać. Ostatecznie przeważył argument, że skoro publikowałem całą korespondencję bez żadnej cenzury, to muszę się dalej tego trzymać. Tym co jest najbardziej zaskakujące w liście, to jego adresat. Autorem wiadomości nadal jest Teodor, lecz kieruje on swoje słowa nie do Fryderyka, a… do mnie! Odkrycie tego faktu wywołało u mnie niemałe zaskoczenie, ale też przy okazji trochę rozjaśniło kilka kwestii. Zresztą przeczytajcie sami.

***

Drogi Piotrze!

Tak, to nie jest pomyłka. Ten list piszę do Ciebie. Zapewne jesteś tym bardzo zaskoczony. Postaram się więc rzucić nieco światła na te niejasne sprawy. Zasadniczo jednak chciałbym się z Tobą pożegnać.

Potrzebowałeś mnie, a tak się czasem zdarza, że pragnienia się urzeczywistniają. Twoje zmaterializowały się wewnątrz kufra na strychu (do dziś zachodzę w głowę, kto wpadł na pomysł budować w bloku strych). Odnalazłeś pakunek, w którym ja podzieliłem się częścią swojej korespondencji z Fryderykiem. To, dlaczego treść listów odpowiadała na aktualne Twoje potrzeby publikacyjne, pozostanie tajemnicą. Nieistotne. Ważny natomiast jest fakt, że przyszedł na mnie czas. Może nie zdajesz sobie sprawy, ale wykonałem swoje zadanie i nie jestem już Ci potrzebny. Dlatego zdecydowałem się do Ciebie napisać, ale nawet nie próbuj rozwikłać zagadki, czy ten list leżał w kufrze od początku razem z innymi. Nie ma to sensu.

W tym momencie nadchodzi nasz mały zachód słońca – nasze pożegnanie. Czy jest to powód do smutku? Wyobraź sobie, że przeżywasz pierwszy dzień w swoim życiu i to w dodatku w pełni świadomie. Ranek, południe – pory dnia, w których króluje słońce, a Ty poznajesz kawałek świata. Jesteś głodny eksploracji, jednak to słońce, które „pokazywało” wszystko w koło, nagle zaczyna chować się za horyzontem i ziemię spowija mrok. Ciebie ogarnia strach, bo wydaje Ci się, że to koniec i już nigdy nic nie zobaczysz. To był jednak tylko Twój pierwszy dzień. Nie wiedziałeś, że zaraz będzie kolejny, a świat znów o wschodzie zajaśnieje od światła. To metafora, ale zauważ, że w naszym życiu również pojawiają się różne zachody słońca. Mimo to, my nie jesteśmy ludźmi nieznającymi porządku dnia. My wiemy, że po nocy nastanie dzień (choć czasem o tym zapominamy). Ale wierzymy też, że przyjdzie kiedyś taki radosny wschód, po którym już nigdy nie będzie zachodu i „z wysoka Wschodzące Słońce” zajaśnieje na wieki…

Czy list pożegnalny oznacza, że całkiem znikam? Nie, nadal będę prowadził swoje życie. Może kiedyś gdzieś w schronisku górskim, ktoś usłyszy opowieść przypominającą moją. Może gdzieś na przejściu dla pieszych wymienimy się wzrokiem i nawet nie będziemy tego świadomi. Tymczasem ten rozdział dobiegł końca.

Dobrej drogi i do zobaczenia o wschodzie!

Teodor

Fot. na okładce: Ernest Benicki

Piotr Wąsik


Wilczek, harcerz, wędrownik. Następnie akela i szef kręgu. A to wszystko w Radomiu. Działa w Namiestnictwie Wędrowników. Niepoprawny fan polskiej Ekstraklasy.

Szara perełka

Już od dawna mijałyśmy się w różnych miejscach. Skromnie spuszczała oczy, a ja szybko szłam dalej, żeby zająć się czymś pilniejszym. Chyba nawet nie wpisałam jej do kolejki. Zbliżała się sesja, więc na pierwszy plan wysunęły się wielkie nazwiska: Witkacy, Gombrowicz, Różewicz. I ich wielkie, krzykliwe paskudztwo pozbawione sensu i nadziei. Brnęłam przez bagno sięgające już po szyję. Czułam, że muszę się z niego wydostać, chociaż na jakiś czas, dokądkolwiek, żeby nie utonąć. I wtedy ona sama usłużnie się podsunęła. Przetarłam zakurzoną okładkę. Otworzyłam i znalazłam się w innym świecie.

Listy Nikodema Jana Dobraczyńskiego. Tytuł brzmi niepozornie, ale treść zaskakuje jakością. Książka składa się z listów tytułowego bohatera do Justusa – przyjaciela i mistrza, przed którym Nikodem otwiera swoją duszę z zupełną szczerością. Nikodem? Tak, to ten, o którym myślisz – przyszedł do Jezusa nocą, a po męce pochował Jego ciało razem z Józefem z Arymatei. Jest pobożnym faryzeuszem, wnikliwie bada Pisma i układa haggady – przypowieści pomagające prostym ludziom zrozumieć prawdy wiary. Ale jego uwagę pochłania coś innego. Jego córka Rut od dawna choruje. Choroba postępuje, dziecko cierpi, kolejni lekarze odchodzą bezradni. Wtedy do Nikodema dochodzą wieści o Jezusie z Nazaretu, który nie tylko naucza, ale też cudownie uzdrawia. Może uratuje też Rut? Głębię i autentyczność przemyśleń bohatera powiększa jeszcze fakt z życia autora: Dobraczyński pisał przy łóżku własnego umierającego dziecka.

Powieść realistycznie przedstawia okoliczności życia w czasach Jezusa. Nędzne osiedla na obrzeżach Jerozolimy, hałas targowiska, zapach rybackich sieci, barwne uczty w pałacu Heroda.    Nikodem jest bohaterem zanurzonym w swoim świecie, z którym równocześnie może się utożsamić współczesny człowiek. To typowy protagonista – czytelnik nie może go nie pokochać, nie współczuć mu i nie życzyć zwycięstwa.

W listach odsłania się wnętrze Nikodema – pełne wiary, a jednocześnie wątpliwości, lęków, pytań o sens i cierpienie. Jego przeżycia są w jakimś stopniu przeżyciami każdego z nas. Razem z nim szukamy odpowiedzi i razem obserwujemy proroka z Nazaretu, dziwiąc się od nowa Jego słowami i sposobem bycia.

Jezusa widzimy oczyma Nikodema – uczonego w Piśmie, który czeka na Zbawiciela, a jednocześnie człowieka przyciśniętego osobistym bólem i szukającego ratunku. Nikodem relacjonuje w listach nie tylko słowa Nauczyciela, ale też szczegóły Jego zachowania. Pojawiają się wydarzenia, które znamy z Ewangelii, ale ożywione żydowskimi zwyczajami i mnóstwem drobiazgów z życia codziennego. Dzięki temu Jezus jest niesamowicie ludzki. Żywy człowiek, który przyjaźni się z innymi, je posiłki, męczy się, płacze. W niektórych sytuacjach ujawnia się druga strona postaci: tajemnicza, potężna, budząca zachwyt, boska. Ale to ta ludzka jest najbardziej przejmująca.

Serdecznie polecam książkę. Już nie mogę się doczekać, kiedy będę ją czytać drugi raz. Po pierwsze jest po prostu dobrze napisana i ciekawa. Może początek odrobinę się dłuży – można przeskoczyć kilka listów. A potem ciężko się oderwać. Po drugie ta powieść to małe rekolekcje. Nasza wiara potrzebuje takich treści, bo z czasem pomału mętnieje. Trzeba ją przetrzeć, żeby wróciła przejrzystość, ożywić. Listy Nikodema świetnie się do tego nadają. Fragment o męce Jezusa może posłużyć do osobistego rozważania drogi krzyżowej w wielkim poście. A potem koniecznie trzeba przeczytać rozdziały o zmartwychwstaniu!

Hanna Dunajska


Studiuje filologię polską i próbuje uczyć w szkole. Chciałaby doczytać się do „istoty rzeczy”. Była drużynową i szefową młodych, a potem odkryła żółtą gałąź i zachwyca się nią do dziś. Po 3-letnim akelowaniu została żółtą asystentką.

Teoria życia

„Czasami z niczego rodzą się najlepsze cosie” – Kubuś Puchatek, cytat z filmu Krzysiu gdzie jesteś.

Egipt. Plaża i słońce. Ciepłe Morze Czerwone. 16. grudnia 2023 roku.

Kiedy podczas ostatniego dnia urlopu w Marsa Alam w Egipcie wylegiwałem się na drewnianym leżaku, łapiąc ostatnie promienie afrykańskiego słońca przed powrotem do zimnej Europy, postanowiłem zająć czymś swój umysł. Książka w walizce, wifi tylko w lobby, a ja na plaży, ekran telefonu niewidoczny w ostrym słońcu. Co tu robić? Postanowiłem przyjrzeć się światu dookoła.

Leżałem pod parasolem o drewnianym stelażu pokrytym wysuszonymi liśćmi palmowymi. To była pierwsza rzecz, którą ujrzałem. Zastanowiłem się, z czym kojarzą mi się pierścienie, na których opierało się zadaszenie, rozpoczynające się od słupa go podpierającego i rozszerzające się ku jego brzegowi.

Po pewnym czasie zrozumiałem, że z planowanym cyklem artykułów, który chcę napisać do Przestrzeni.

Wstęp do cyklu publikujemy dopiero teraz, mimo że zbieranie materiałów trwa już około roku. I jak widać wierciło mi dziurę w brzuchu nawet w czasie urlopu.

Wszystko zaczęło się od konferencji na Dniu Modlitw za Federację Skautingu Europejskiego, organizowanym przez 1. i 2. Hufiec Warszawski w 2023 r. Zostałem wtedy poproszony o wygłoszenie konferencji na dowolny, skonsultowany wcześniej temat. Po chwili myślenia, wówczas w mieszkaniu, a nie na plaży, narodziła się koncepcja konferencji „Rodzina i Skauting”.

Po konferencji, wygłoszonej w kościele, zapowiedziałem, że stworzę prezentację na ten temat. Jednak czas płynął, a koncepcja powiększała się do tego stopnia, że z notatek z konferencji powstał plan cyklu artykułów. Cyklu, do którego wstęp niniejszym prezentuję.

DM za FSE Przybyszew 2023, fot. Jan Magrel

Zajmując się tematem konferencji z marca 2023r. Uznałem, że ze względu na dostęp do źródeł i możliwości ich pogłębienia, uporządkuję artykuły w następujących częściach:

Część pierwsza: Prezentacja obszarów

Kolejnym krokiem, będzie rozpisanie człowieczeństwa na 5 obszarów. Pozwoli mi to w części drugiej zająć się analizą zjawiska, jakim jest pojawienie się nowego człowieka na świecie i jego rozwój od poczęcia do stania się Harcerzem Rzeczypospolitej.

Obszary o których wspomniałem to:

  1. 1. Relacja z Bogiem
  2. 2. Nauczanie Kościoła
  3. 3. Medycyna
  4. 4. Psychiatria
  5. 5. Skauting

Jestem obecnie na pierwszym roku specjalizacji z psychiatrii, jako lekarz pracuję już 3. rok, co zdecydowanie naznaczyło moją perspektywę.

Część druga: wzrost i różnicowanie

W tej części planuję zabrać się za poszukiwania tego, co uniwersalne w rozwoju człowieka. Zaczynając od poczęcia, chciałbym zakończyć tę część wejściem w dorosłość, symbolizowanym u nas w ruchu przez Wymarsz Wędrownika i Obrzęd Fiat.

Chcę zastosować tu następującą chronologię:

  1. 1. Rozwój prenatalny
  2. 2. Poród i okres noworodkowy
  3. 3. Niemowlęctwo
  4. 4. Okres poniemowlęcy
  5. 5. Wczesne dzieciństwo
  6. 6. Wiek przedszkolny
  7. 7. Wiek wczesnoszkolny
  8. 8. Okres dojrzewania
  9. 9. Okres młodego dorosłego
  10. 10. Dojrzała dorosłość

Każdy z powyższych punktów interpretuję w świetle wymienionych wcześniej obszarów.

Tyle tytułem wstępu. W kolejnym odcinku rozpocznę Część I cyklu „Rodzina i skauting” artykułem „Rodzina i skauting –relacja z Bogiem”. Śledźcie Przestrzeń!

CDN…

Fot. na okładce: Krzysztof Żochowski

Krzysztof Żochowski


Krzysztof Olaf Żochowski HR – Pochodzi z 1. Hufca Garwolińsko-Pilawskiego, w trakcie życia skautowego pełnił liczne funkcje w różnych gałęziach i obszarach służby. Zawodowo lekarz w trakcie specjalizacji z psychiatrii.