Jest znana chyba każdej drużynie i była zapewne śpiewana na niejednym tegorocznym obozie – piosenka o Pałacyku Michla i pierwszych dniach powstania Warszawskiego. Często bywa jednak, że nie zastanawiamy się nad znaczeniem słów piosenek, które wykonujemy. Czy zatem wiesz kim był “Miecio w kółko golony”, jakie “szafy podstawiali Szkopy” I jak w ogóle powstała ta powstańcza piosenka? Zacznijmy od początku.
Pałacyk Michla, czyli właściwie Michlera, wraz ze znajdującymi się za nim budynkami – młynem, piekarnią i fabryką makaronu – zostały uznane przez podchorążego Janusza Brochwicz-Lewińskiego pseudonim “Gryf” – żołnierza batalionu “Parasol” – za doskonałe miejsce na zasadzkę. Mocna brama i mur stanowiły idealną fortecę, a Niemcy, aby dotrzeć do innych części stolicy musieli przejść obok niego. Rozpoczęły się przygotowania budynku do zbliżającej się walki i sprawdzanie czy nie ma w nim żadnych pułapek. Był 3 sierpnia 1944r.
Tekst piosenki stworzył por. Józef Szczepański (ps. “Ziutek”) wieczorem 4 sierpnia. Muzyka została zaadoptowana od popularnego wówczas utworu “Nie damy Papradowej fali”. Tak jak piosenka wieczór ten był bardzo radosny, dla wielu żołnierzy ostatni tak radosny wieczór w życiu. W pałacyku gościło wtedy ok. 50 osób, była kolacja i trochę zdobytego wina. Wtedy pierwszy raz zaśpiewano przy akompaniamencie pianina Pałacyk Michla i stała się ona od razu hymnem batalionu. Zdawałoby się, że to przyjacielskie spotkanie odbywa się w spokojnych, bezpiecznych czasach, ale wielu jej uczestników nie dożyło kolejnego wieczoru, a twórca piosenki “Ziutek” zginął miesiąc później.
Kolejnego dnia rozpoczęła się walka. Przewaga liczebna okupanta była ogromna. “Gryf” został dowódcą fortecy i miał do dyspozycji ok. 32 osób, w tym wielu chłopców 14-15 letnich, ok. 5 dziewcząt łączniczek i sanitariuszek. Nie można było prowadzić regularnej, otwartej walki – konieczny był element zaskoczenia – “Nieprzyjaciela oszukać to jest wygrać wojnę” powiedział Gryf. Być może to nonszalancja, z jaką Niemcy maszerowali ulicą Wolską, przyniosła im początkowo zgubę, mimo lepszego uzbrojenia. Była to kompania piechoty bez wsparcia pancernego. Składała się z głównie z przestępców wypuszczonych z więzień i zakładów poprawczych – świetnych strzelców słynących ze swojej bezwzględności i braku litości nawet dla bezbronnych. Gdy dotarli na wysokość pałacyku, zostali dosłownie zmieceni ogniem powstańców, których obecności się nie spodziewali. Ich straty były bardzo duże – niedobitki zostały ewakuowane pod osłoną świec dymnych. Powstańcy zdobyli broń bez strat własnych. Bardzo wzmocniło to także morale wśród walczących.
W kolejnych szturmach, już lepiej przygotowani Niemcy, wykorzystując wspomniane w piosence “tygrysy”, czyli czołgi produkowane w III Rzeszy w pierwszych latach wojny i “pantery” ich unowocześnione wersje, krok po krokiem zdobywali przewagę. Czołgi te były jednymi z najlepszych wykorzystywanych w czasie II wojny światowej z doskonale wyszkolonymi załogami i łącznością pomiędzy poszczególnymi czołgami. Pałacyk i jego obrońcy wytrzymali kolejne cztery szturmy, które przyniosły jeszcze kilka zwycięstw m.in. unieszkodliwienie czołgu wroga. Nasi żołnierze musieli jednak stopniowo wycofywać się do budynków gospodarczych. Kończyła im się amunicja. Przy piątym ataku Niemców obrońcy pałacyku dostali rozkaz zakończenia akcji i wycofania się. Powstańcy nie mieli szans na wygranie walki z czołgami, byli wyczerpani – nie spali i prawie nie jedli od kilku dni. 8 sierpnia podczas walk na cmentarzu ewangelickim dowódca batalionu Parasol “Gryf” został ciężko ranny i nie mógł dłużej uczestniczyć w powstaniu. Wkrótce trafił do niemieckiej niewoli.
Wracając do tematu piosenki w kolejnych tygodniach stała się bardzo popularna i krążyła wśród walczących w licznych odpisach. Tłumaczy to późniejsze różnice pojawiające się w tekstach. Wielkim propagatorem tego utworu był Mieczysław Fogg, który wykonywał ją w czasie koncertów w kinie Palladium. Po wojnie publikowano ją w różnych wydawnictwach, m.in. Śpiewniku zastępowego, a za granicą w Pieśniach polskich.
Do wyjaśnienia pozostało jeszcze kilka kwestii. “Mieciem” był ppor. Antoni Sakowski, któremu musiano ogolić głowę przed założeniem opatrunku, gdy został ranny w czasie walk na Woli. Zginął niecały miesiąc później – 1 września. Szafami lub krowami nazywano sześciolufowe moździerze i ciężkie wyrzutnie rakiet. A “visami” które były środkiem na tygrysy, były przedwojenne pistolety o kalibrze 9mm.
Pałacyk został całkowicie zburzony i dopiero w roku 2007 na miejscu walk została postawiona tablica pamiątkowa. Stało się to z inicjatywy dowódcy obrony “Gryfa”. Gdy po latach poszedł zobaczyć miejsce walk o pałacyk spotkał tam wycieczkę szkolną i został poproszony przez przewodnika, aby opowiedzieć o tamtych wydarzeniach. Gdy kończył swoją historię słuchało go ok. 150 osób – przechodniów.
Generał Janusz Brochwicz-Lewiński zmarł w 2017 r. Ostatnie 15 lat życia spędził w Polsce, wcześniej przebywał na emigracji, gdzie m.in. służył w armii Wielkiej Brytanii, także jako agent wywiadu. Jego biografia jest niezwykle barwna i serdecznie zachęcam, żeby lepiej poznać historię tego niezwykłego człowieka, przywódcy i bohatera walk o naszą ojczyznę. Myślę, że nadal możemy się wiele od Niego nauczyć.
1.Pałacyk Michla, Żytnia, Wola, bronią jej chłopcy od „Parasola”, choć na „tygrysy” mają visy – to warszawiaki, fajne chłopaki – są!
Ref.: Czuwaj wiaro i wytężaj słuch, pręż swój młody duch, pracując za dwóch! Czuwaj wiaro i wytężaj słuch, pręż swój młody duch, jak stal!
2. Każdy chłopaczek chce być ranny… sanitariuszki – morowe panny, i gdy cię kula trafi jaka, poprosisz pannę – da ci buziaka – hej!
3. Z tyłu za linią dekowniki, intendentura, różne umrzyki, gotują zupę, czarną kawę – i tym sposobem walczą za sprawę – hej!
4. Za to dowództwo jest morowe, bo w pierwszej linii nadstawia głowę, a najmorowszy z przełożonych, to jest nasz „Miecio” w kółko golony – hej!
5. Wiara się bije, wiara śpiewa, szkopy się złoszczą, krew ich zalewa, różnych sposobów się imają, co chwila „szafę” nam posuwają – hej!
6. Lecz na nic „szafa” i granaty, za każdym razem dostają baty i co dzień się przybliża chwila, że zwyciężymy! I do cywila – hej!
Fot. na okładce: Joanna Dunin
Emilia Kawałek
Nie wyobraża sobie życia bez czytania i kawy. W Zawiszy spędziła pół życia. Od kilku lat służy jako asystentka hufcowej ds. wypoczynku.
Nim przyjrzymy się, jak wygląda personalizacja wychowania Skautów Europy, musimy najpierw odpowiedzieć sobie na pytanie: czym jest personalizm, a zwłaszcza personalizm chrześcijański, który nas dotyczy. Najprościej możemy zdefiniować go jako pogląd filozoficzny, który pojawił się w pierwszej połowie XX wieku. Zyskał on dużą popularność w świecie chrześcijańskim, a do czołowych filozofów personalizmu możemy zaliczyć kardynała Karola Wojtyłę i profesora Czesława Bartnika. Nurt ten stawia w centrum zainteresowań osobę, a nie społeczność. Postrzega Boga jako osobę, a nienaruszalna godność człowieka wypływa z dzieła Stworzenia. Podkreśla prymat moralności przed zyskiem, wartość pracy nad kapitałem, miłosierdzia nad sprawiedliwością. Według Jana Pawła II godność osoby jest wartością powszechną, którą uznają wszyscy ludzie poszukujący prawdy. Jeśli czynniki ekonomiczne zdominowałyby stosunki społeczne, to byłoby to sprzeczne z powołaniem, wyjątkowością osoby, jej naturą (i wartością w oczach Bożych).
Kim jest człowiek?
Dla Skautów Europy rozumienie człowieka, dziecka i rodziny wypływa z nauczania Kościoła, które bazuje na dziedzictwie kulturowym Europy Zachodniej – powstałego na dwóch filarach, antycznej Grecji i Rzymu. Człowiek to dziecko Boga, korona stworzenia. Jest on zdolny do kreowania siebie i twórczego wpływu na otaczający go świat. Powołanie go do relacji z Bogiem nadaje jego życiu, nawet temu doczesnemu, niezbywalną wartość[1].
Dziecko a rola rodziców w wychowaniu
Dziecko, które przychodzi na świat w rodzinie, jest darem Boga. Zostaje ono powierzone rodzicom przez Stwórcę, by otoczyli je miłością, wychowali. Dlatego to na rodzicach spoczywa odpowiedzialność za nowo powstałe życie. To właśnie rodzice, w zgodzie ze swoim sumieniem i poglądami, a nade wszystko z prawdą, winni troszczyć się o wychowanie swojego potomstwa. Władza państwowa i wspólnota religijna powinna umożliwić rodzicom wzrastanie ich dzieci w zgodzie z poglądami jakie wyznają. Rodzice mogą swój mandat wychowawczy powierzyć również organizacjom, wspólnotom, które swoją ofertą formacyjną wspomogą kształtowanie młodego człowieka prowadzone w domu rodzinnym[2].
Skauting ma wyręczać rodziców czy wspierać?
Jako Skauci Europy jesteśmy organizacją, która powstała, by pomóc rodzicom w dziele wychowania młodego pokolenia w duchu wartości chrześcijańskich[3]. Rozumienie człowieka w tym nurcie bazuje na wspomnianej powyżej kulturze zachodniej[4], charakteryzując osobę przez pojęcie personalizmu chrześcijańskiego[5] – dostrzegając jego niezaprzeczalną godność. Widać to w mianowaniu szefa pełniącego funkcje pedagogiczne w ruchu Skautów Europy, gdy nominatowi hufcowy zadaje pytanie czy jest świadomy odpowiedzialności za życie powierzonych sobie osób. We francuskim tekście wydźwięk tego pytania jest jeszcze silniejszy, bowiem pada tam sformułowanie czy nowowybrany szef gotów jest podjąć ,,odpowiedzialność za dusze”[6].
Mówimy o skautingu, czyli o…?
By mówić o wychowaniu spersonalizowanym Skautów Europy musimy nakreślić sobie, czym jest skauting oraz zdefiniować sam proces wychowania spersonalizowanego. Te dwa pojęcia staną się fundamentem dalszych rozważań.
Skauting to spotkanie ideałów wyrażonych w Prawie[7] i Przyrzeczeniu z naturalnymi mechanizmami pedagogicznymi występującymi w środowisku – banda podwórkowa, hierarchia, przywódca, odpowiedzialność każdego, przygoda, natura, pokonywanie siebie. Jest po prostu tą przestrzenią wolności młodych, która ma kształtować dojrzałych obywateli i dojrzałych chrześcijan. Skauting nie buduje okrętu, dostarcza jedynie pracowników[8]. Ta definicja wysnuta przez Zbigniewa Mindę – legendarnego naczelnika Skautów Europy w Polsce – najlepiej oddaje to, jak dzisiaj członkowie ruchu postrzegają organizację skautową z jej celami i zadaniami. Jest to instytucja wyrosła na fundamencie dzieła generała Roberta Baden-Powella – twórcy skautingu[9] – oraz Ojca Jakuba Sevina SJ – jezuity, który przy wsparciu wspomnianego angielskiego generała, rozpoczął tworzenie ruchu skautowego na kontynencie europejskim zaadaptowanego do mentalności katolickiej.
Czym jest ta personalizacja?
Wychowanie spersonalizowane to [10]proces opierający się na podejściu do każdego dziecka z poszanowaniem dla jego wolności i godność i w oparciu o pewien system wartości. Głosi on, że nie istnieje byt zbiorowy, jak klasa albo drużyna, ale poszczególne osoby z ich historiami – mocnymi i słabymi stronami; z wadami, nad którymi powinny pracować i zaletami, które warto rozwijać. Takie podejście wymaga jednak dobrego poznania wychowanka – jego zainteresowań i środowiska wzrostu: rodziny, otoczenia.
Wychowywać indywidualnie czy personalistycznie?
Nauki humanistyczne wyróżniają również podejście indywidualne[11]. O ile dla laika zarówno wychowanie spersonalizowane, jak i indywidualne będą zbliżone, o tyle warto poznać różnicę, która pomiędzy nimi zachodzi. W telegraficznym skrócie możemy przyjąć, że pierwsze pojęcie odnosi się do sytuacji, w której człowiek rozwija się w relacji nierzadko rezygnując (z wyższych pobudek) z własnego dobra dla innych. Człowiek spełnia się, gdy wybiera dobro. Wychowanie to proces wyboru dobra, a rezygnacji ze zła. Z kolei w drugim ujęciu człowiek upatruje szczęścia w realizacji wypływających z niego zamierzeń, celów i pragnień. Godność to konsekwencja wolności i pochodzi ona z człowieka. Rozróżnienia bardziej szczegółowego dokonują badacze zajmujący się pograniczem filozofii i pedagogiki. Odnosząc to do rzeczywistości szkolnej, w której występuje podstawa programowa, wychowanie indywidualne będzie zakładało, że uczeń opanuje zakres materiału wybierając swoją własną drogę i jest to priorytet całego procesu kształcenia. W szkole, dla której ważna jest personalizacja, nie jest istotny zakres materiału, bo jest on jedynie tłem do procesu wychowawczego – uczeń ma wzrastać jako osoba na wielu płaszczyznach. Oczywiście takie podejście nie może oznaczać lekceważenia wytycznych, ale przekierowuje spojrzenie na to, co naprawdę istotne.
W dalszej części tekstu postaramy się przyjrzeć elementom metody, które sprawiają, że formacja nie jest masowa – nie rozgrywa się na przestrzeni drużyny, czy nawet zastępu, lecz jest spersonalizowana – dotyczy każdego członka grupy osobno, bazując na jego pasjach, możliwościach, zaletach i zaangażowaniu, stwarzając pole do pracy nad własnymi wadami. Cały proces wychowawczy, ma sprawić, że osoba wzrasta w pięciu obszarach (charakter, zdrowie, wiara, zmysł praktyczny, duch służby) i dąży do najważniejszego celu w życiu, czyli świętości.
Spojrzenie na chłopca
Podstawową jednostką organizacyjną Skautów Europy jest zastęp, a więc grupa chłopców lub dziewcząt, będących bandą przyjaciół. Spotykają się oni, by przygotować się do rywalizacji z innymi zastępami, która ma miejsce podczas wyjazdów drużyny. W zastępie istotna jest każda osoba, bowiem przez swój wkład w pracę zastępu, a nade wszystko we własny rozwój, ma ona wpływ na wynik jaki osiąga grupa. W dobrze funkcjonującym zastępie harcerz posiada funkcję, którą pełni przez dłuższy czas i w obrębie której zdobywa doświadczenie, by się rozwijać i szkolić swoich kolegów, współtworząc zbiórki. Wśród funkcji podstawowych możemy wymienić: kucharza, liturgistę, topografa, sanitariusza, wodzireja czy sportowca. Podział może zostać dokonany w kluczu upodobań chłopców tworzących zastęp, ale i wbrew nim, aby pomóc im w bardziej wszechstronnym rozwoju. Na czele zastępu stoi nastolatek, który dysponuje cechami przywódczymi i cieszy się autorytetem. We współpracy z drużynowym organizuje on życie grupy. Powierza mu się to zadanie, by mógł on się lepiej rozwijać i by odpowiedzieć na jego najgłębsze naturalne potrzeby – bycie przywódcą bandy, posiadanie odpowiedzialności, możliwość działania i budowania autonomii.
O motorach słów kilka
Wyróżniamy pięć motorów[12], które mają warunkować pracę jednostki i oddziaływać na każdego chłopaka, motywując go do pracy. Są to:
1) odpowiedzialność, o której Baden-Powell pisał, że jest kluczem sukcesu[13]. W zastępie przejawia się w posiadaniu funkcji. Zaniedbanie tej odpowiedzialności będzie pociągało za sobą konsekwencje w postaci trudności całej grupy – słabszych wyników, a nade wszystko w jakości obozowania i życia na łonie natury, które jest wymagające;
2) działanie[14] – uczymy się poprzez działanie, błędy i wyciąganie wniosków. Harcerz sam poznaje świat, a widząc problem obiera konkretne drogi rozwiązania go – mniej lub bardziej dobre. Kadra nie interweniuje, o ile nie ma miejsce zagrożenie życia lub moralności, pozwalając uczyć się na sukcesach i porażkach. Dzięki temu działanie może być twórczym momentem w życiu chłopca;
3) system rad – głos każdego jest ważny i ma wpływ na działanie jednostki. Na każdej zbiórce, a pod koniec dnia na wyjazdach, odbywa się Rada Zastępu, podczas której każdy chłopiec, poczynając od najmłodszego ma podsumować dzień – przedstawić dobre i złe strony oraz to, co i jak chciałby, by zostało poprawione. Z tak zebranymi opiniami Zastępowi spotykają się z drużynowym przedstawiając zdanie chłopców oraz swoje problemy i sukcesy, wspólnie podejmując ustalenia na nadchodzące godziny;
4) interes – to, co robią harcerze musi być dla nich atrakcyjne i muszą oni znać sens swojej pracy. Chłopcy proponują tematykę gry rocznej, obierając motyw przewodni, który ich interesuje np. czasy rycerskie, wojny, powieści. Już na początku roku drużynowy z zastępowymi planuje, co istotnego i atrakcyjnego dla chłopców ma wydarzyć się na obozie. Na tej podstawie zastępy przez cały rok przygotowują się do niego na zbiórkach;
5) system zastępowy, który pokrótce omówiono wcześniej.
Motory a personalizacja wychowania
W każdym z pięciu motorów dostrzegamy podejście spersonalizowane do wychowania młodego człowieka. To właśnie harcerz jest podmiotem wszelkich działań zastępu i przyjmując ideały, którymi żyje ta specyficzna grupa rówieśnicza, może mieć twórczy wkład życie swojej jednostki. Zastęp staje się miejscem realizacji młodzieńczych pasji, marzeń – drogą do wychowania i wejścia w dorosłość.
Chłopiec przychodzi do drużyny w wieku 12 lat i po kilku miesiącach wzajemnego poznawania rozpoczyna przygotowania do złożenia Przyrzeczenia, czyli obrania zasad, którymi żyje grupa za swoje[15]. Jest to czas, gdy zastępowy poznaje chłopca, a drużynowy także jego rodzinę i środowisko. Ma to pomóc wychowawcy w zaproponowaniu odpowiednich aktywności młodemu człowiekowi. Po Przyrzeczeniu rozpoczyna się czas wielkiej gry i przygody[16]. Chłopiec stara się o zdobycie stopnia wywiadowcy, dzięki któremu ma być użytecznym dla zastępu, czyli uzyskać minimum wiedzy pozwalające na twórcze uczestnictwo w grze i obozowaniu. Głównym warunkiem przyznawania stopni są starania danej osoby i jej zaangażowanie. Co prawda istnieją książeczki, które zawierają listę zadań. Jest to jednak tylko pewna propozycja, bowiem to w twórczym dialogu drużynowego i chłopca, powinny powstać zadania będące adekwatne do pasji, wrażliwości i możliwości danego harcerza. Tak, by mógł wzrastać w obrębie wszystkich obszarów, które skauting stara się rozwijać: zmysł praktyczny, zdrowie, wychowanie religijne, służba, charakter. Po zdobyciu wywiadowcy, dąży się do otrzymania ćwika. Stopień ten ma być okazją do porzucenia dziecięcego egoizmu[17]. Nie bez powodu podręcznik dla ćwika nosi tytuł ,,Zastęp liczy na Ciebie!” – jest to zachęta do dzielenia się umiejętnościami z młodszymi i troska o ich rozwój. W tym wieku chłopcy podejmują funkcję zastępowego, czyli lidera małej grupki, który w imieniu drużynowego prowadzi spotkania harcerzy. W próbie ćwika zadania mają być kompromisem pomiędzy minimum a maksimum możliwości danej osoby – mają być wyzwaniem spersonalizowanym do potrzeb i ambicji chłopca.
Od momentu uzyskania stopnia wywiadowcy harcerz ma prawo zdobywać sprawności. Sprawność, to konkretna umiejętność, to droga wielkiej przygody, poprzez którą młody człowiek może rozwijać swoje pasje, stając się bardziej użytecznym w zastępie, w domu, w parafii, szkole, ojczyźnie. Jest zawsze gotowy do służby i stawia sam sobie wyzwania, dzięki którym może nieść pomoc innym. Mistrzostwa poszukuje się u nauczycieli, mentorów – trzeba ich szukać. Wzorem ma być Jezus, który u boku Józefa zdobywał zawód cieśli. Wszystko po to, by powiedzieć, gdy zajdzie potrzeba : semper parati![18] – Jestem gotowy!, by sprostać wyzwaniom, które przede mną postawi życie.
SŁUŻBA WYCHOWANIU I RODZINIE
Fundamentalnym zadaniem dla każdego instruktora harcerskiego jest wsłuchanie się w oczekiwania rodzin, którym służy. To bowiem rodzice przekazują mu mandat wychowawczy, by kształtował ich dzieci w duchu wartości, które wyznają, zgodnie z metodą, której zaufali.
Szef jednostki powinien starać się dotrzeć do każdego rodzica i nawiązać z nim dialog, w którym pozna nie tylko swego wychowanka, lecz także bolączki dnia codziennego rodziny. Istotnym elementem jest nawiązanie kontaktu zarówno z matką, jak i ojcem dziecka, którzy w równym stopniu odpowiadają za wychowanie młodego człowieka. By lepiej realizować cel poznawania rodzin, oprócz wizyt w domach wychowanków, drużynowy powinien zadbać, by rodzice mogli zobaczyć się na zebraniach organizacyjnych, ale i przy okazji mniej oficjalnych spotkań na przykład przy okazji comiesięcznej Mszy Świętej Szczepu. Stwarza to naturalną przestrzeń do rozmowy i wymiany doświadczeń, zarówno rodziców z drużynowym, jak i rodziców między sobą. Niejednokrotnie rodzice chcieliby zaangażować się bardziej w życie drużyny, toteż przedstawianie im konkretnych problemów, z jakimi zmaga się jednostka i pozwalanie im na szukanie rozwiązań może stać się dobrą okazją do integracji i włączenia w działalność ruchu.
Okres nastoletni jest czasem buntu wobec rodziców. Dobrze prowadzony zastęp ma być przestrzenią, gdzie młody człowiek będzie mógł wyrazić swój sprzeciw wobec świata dorosłych. Doświadczenie pokazuje, że rodzice, którzy przymuszają dziecko do harcerstwa odnoszą odwrotny skutek niż ci rodzice, którzy wobec zaangażowania w skauting stawiają wymagania. Dziecko, które widzi, że aktywność w drużynie go kosztuje, stara się bardziej i jest to jego forma sprzeciwu – realizacji siebie, próbą wyrażenia młodzieńczego radykalizmu. W ten sposób zastęp staje się wymarzoną dla rodziców przestrzenią reakcji młodego człowieka na świat dorosłych. Dzięki właśnie formacji harcerskiej powinien on rozpocząć drogę samodoskonalenia w oparciu o cechy, zalety, którymi dysponuje, a także pracy nad wadami, których nie brak każdemu.
ZAKOŃCZENIE
W przedstawionej powyżej mnogości wątków pojawia się obraz wychowania spersonalizowanego, opartego na fundamencie chrześcijańskim, który ma pomóc młodemu człowiekowi stać się dojrzałym obywatelem i człowiekiem wiary. Bazując na pewnym kodeksie praw i wartości, młody człowiek – przy wsparciu środowiska harcerskiego i wychowawców – stara się kształtować siebie. Narzędziami ku temu stają się jego własne pasje, marzenia, dokonania, zalety, cechy charakteru. Dzięki interakcji z otoczeniem, dostrzega swoje wady, ale pracuje nad nimi. Wychowawca poprzez relację i poznanie chłopca, a także jego rodziny i środowiska, towarzyszy mu w odkrywaniu samego siebie i dojrzewaniu do odpowiedzialności i dorosłości.[19]
BIBLIOGRAFIA
[1]Jan Paweł II, Encyklika Evangelium Vitae o wartości i nienaruszalności życia ludzkiego, Rzym 25 marca 1995.
[2] Deklaracja o wolności religijnej Dignitatis humanae, Sobór Watykański II, Watykan 1965
[3]Dyrektorium religijne Federacji Skautingu Europejskiego http://skauci-europy.pl/o-nas/dokumenty-podstawowe-symbolika/dyrektorium-religijne-fse
[4]Karta skautingu europejskiego http://skauci-europy.pl/o-nas/dokumenty-podstawowe-symbolika/karta-skautingu-europejskiego
[8] Zbigniew Minda, Czym jest a czym nie jest skauting?, artykuł: http://www.zbigniewminda.pl/2013/02/czym-jest-czym-nie-jest-skauting-moje.html
[9]Robert Baden-Powell, Skauting dla chłopców (ang.: Scouting for boys), 1908
[10]Edukacja spersonalizowana, wywiad z Andrzejem Dunajskim prezesem wrocławskiego Stowarzyszenia na rzecz Edukacji i Rodziny „Nurt” rozmawia Krzysztof Kunert http://niedziela.pl/artykul/59183/nd/Edukacja-spersonalizowana
[11] Monika Jakubowska, Wychowanie personalistyczne a podejście indywidualne, [w:]Przygotowanie do wykonywania zawodu nauczyciela, praca zbiorowa, Kraków 2015.
[12]Kraal- podręcznik dla drużynowego, praca zbiorowa – konferencje z kursów szkoleniowych SHK ,,Zawisza” FSE, listopad 2001.
[13]Wskazówki dla skautmistrzów przełożył St. Sedlaczek na podstawie dzieła Lorda Baden-Powella, Dział wydawniczy naczelnictwa ZHP, 1930.
[14]Timothy D.Walker, Fińskie dzieci uczą się najlepiej, , 2017
[15]Na mój honor- książeczka na Przyrzeczenie, praca zbiorowa, Warszawa 2011
[16]Zastęp czeka na Twój ruch- książeczka na stopień wywiadowcy, praca zbiorowa, Warszawa 2011
[17]Zastęp liczy na Ciebie- książeczka na stopień ćwika, praca zbiorowa, Warszawa 2017
[18]Sprawności Harcerskie, Praca zbiorowa, Warszawa 2017
[19]Wskazówki dla skautmistrzów przełożył St. Sedlaczek na podstawie dzieła Lorda Baden-Powella, Dział wydawniczy naczelnictwa ZHP, 1930.
Fot. na okładce: Marcin Jędrzejewski
Szymon Helbin
Drużynowy z Krakowa, asystent hufcowego ds. harcerzy. Drużynowy od 2017 roku. Zafascynowany metodą Samodzielnych Zastępów oraz twórcą katolickiego skautingu o. Jakubem Sevinem. Pochodzi z Radziechów koło Żywca, a na codzień mieszka, pracuje i studiuje w Krakowie.
Prywatnie nauczyciel szkół Sternika z Krakowa zainteresowany edukacją spersonalizowaną.
Każdy wyjazd wiąże się z dużą dawką różnorakich emocji. Czasami sama gonitwa myśli jest bardziej obciążająca niż faktyczne obozowe wyzwania. Nie doprowadź się do skraju, pamiętaj o odpoczynku!
Jak odpocząć?
Zwykle nie odpoczywamy, bo uważamy, że nie ma na to czasu. To największa krzywda jaką możesz sobie zrobić! Przede wszystkim obniż swoje oczekiwania dotyczące odpoczynku – nie potrzebujesz godzinnej gorącej kąpieli w wannie czy też długiej lektury ulubionej książki w hamaku, by opanować swój stres. To, co wywołuje w tobie największe napięcie, to wspomniana już wyżej gonitwa myśli, brak porządku, poczucie zagubienia i braku kontroli nad sytuacją. By się ‘odstresować’ musisz więc znaleźć sposoby na te właśnie rzeczy.
Od czego zacząć?
Najpierw zapanuj nad swoim ciałem. Twój organizm to rzecz tobie najbliższa. Jest dla ciebie najłatwiejsza do kontrolowania, a jednocześnie to właśnie kontrola nad nim jest ci najbardziej niezbędna. Gdy biegniesz między jednym namiotem a drugim, spięty i spocony, ledwo pamiętający co właściwie miałeś zrobić, zatrzymaj się na chwilę i zrób to ćwiczenie:
Przybierz pozycję jak najwygodniejszą – usiądź, połóż się lub oprzyj o drzewo. Oddychaj głęboko. Zamknij oczy. Skup się przez chwilę na swoim oddechu. Zauważ, że zimne powietrze wdychasz, a ciepłe wydychasz. Prosta oczywista rzecz, ale przyjrzyj się temu z ciekawością. Po chwili przenieś swoją uwagę na stopy. Poruszaj powoli palcami. Zepnij mięśnie stóp i po kilku sekundach rozluźnij. Następnie zrób to samo z kolejnymi mięśniami twojego organizmu, zaczynając od dołu – łydki, uda, brzuch, klatka, ramiona, dłonie, szyja i twarz. Oddychając spokojnie wsłuchaj się w bicie swojego serca. Spróbuj wyobrazić sobie krew, którą ono pompuje, krew która płynie przez całe twoje ciało. Oddychaj głęboko, aż poczujesz, że znasz swoje ciało i czujesz się w nim bezpiecznie. Kontrolujesz je i dostrzegasz w nim porządek. Zobacz jaki ten porządek jest piękny, jak sprawnie funkcjonują wszystkie jego mechanizmy.
Gonitwa myśli
Gdy opanujesz już spięcie swojego organizmu, znajdź jeszcze chwilę na wyciszenie twojego umysłu. Zaproponuje ci kilka sposobów na to:
Wybierz dowolny punkt przed sobą, najlepiej dość wysoko i daleko. Twoim zadaniem jest spokojnie na niego patrzeć. Każda myśl, jaka pojawi się w twojej głowie, to chmurka – pozwól jej spokojnie odlecieć. Możesz wyobrażać sobie swoje myśli jako echo, które powoli cichnie. Cały czas wracaj myślami do wybranego punktu. To ćwiczenie powinno zająć około 10 minut.
Znajdź w lesie dowolne stworzonko – owad, ptak – i przyglądaj mu się z ciekawością. Dostrzeż wszystkie jego zalety. Wyobraź sobie, co siedzi w jego głowie. Lub po prostu obserwuj w spokoju jak się od ciebie oddala. Znajdując piękno w przyrodzie łatwiej jest nam dostrzec piękno w samym sobie. Skoro Bóg stworzył tak piękny świat, a ty jesteś jego częścią, to również jesteś piękny.
Weź notes i zapisz sobie krótkimi hasłami lub ikonkami wszystkie swoje emocje i myśli. Skup się na tym, by wyrazić to co jest w tobie, a nie zrobić estetyczną i czytelną notatkę. Następnie narysuj siebie i spróbuj dopasować poszczególne emocje do konkretnych części ciała. Spróbuj rozłożyć je tak, by na rysunku było wdać, czego w tobie jest najwięcej.
Ostateczny porządek
Czas przejść do działania. Weź kartkę i zrób szczegółową “check-listę’’ rzeczy, które musisz zrobić w najbliższym czasie. Ustal priorytety i ich kolejność. Obowiązkowo wyznacz sobie kolejne dwa momenty, kiedy będziesz miał kolejna chwilę na oddech. Potrzebujesz przerw. Nigdy o tym nie zapominaj.
Fot. na okładce: Marcin Jędrzejewski
Agata Kocyan
Akela w Łomiankach. Studiuje Psychologię. Nuda dla niej nie istnieje - w wolnym czasie gra na gitarze, pisze piosenki (również wilczkowe :)), rysuje, czyta, ogląda filmy, bawi się z pięciorgiem młodszego rodzeństwa. Marzy o pracy aktorki dubbingowej i napisaniu książki.
Nie zdajemy sobie nawet sprawy, jak wielki wpływ na nasze zachowanie mają nasze przekonania o nas samych. Te przekonania są kształtowane w dużej mierze przez to, co słyszymy o sobie od innych. Szczególną rolę odgrywają tu przekonania naszych rodziców, ale także innych osób dla nas ważnych, z których zdaniem się liczymy. Jeśli wiele razy w swoim życiu słyszeliśmy, że posiadamy jakąś cechę – jesteśmy nieśmiali, wrażliwi, uparci, bezczelni – nieświadomie dostosowujemy nasze zachowanie do takiej etykietki. Można powiedzieć, że to samospełniająca się przepowiednia. Czasem wręcz próbujemy udowodnić, że faktycznie tacy jesteśmy. Robimy to trochę na złość, szczególnie jeśli chodzi o jakieś cechy negatywne, na zasadzie “ja wam dopiero pokażę jaki jestem złośliwy”.
Oczywiście działa to w dwie strony – również my przyczepiamy innym etykietki i postrzegamy innych poprzez opinie, jakie o danej osobie krążą. Uwolnienie się od przypisanej roli jest trudne, wymaga zmiany w sposobie myślenia, przekonania się, że nie muszę być taki. My, jako szefowie, możemy również pomóc naszym podopiecznym wyjść z granych ról i starać się, aby nasze spojrzenie na nie było wolne od opinii i etykiet. Oto kilka sposobów:
Wykorzystaj okazję pokazania dziecku, że nie jest tym, za kogo się uważa
(nieśmiały) – Widziadłem jak podszedłeś do nowego chłopca w zastępie. Jaś czuł się zagubiony w nowej sytuacji, a ty się nim zaopiekowałeś i pomogłeś przełamać lody z innymi harcerzami. Zachowałeś się bardzo dojrzale i otwarcie.
Stwórz sytuację, w której dziecko spojrzy na siebie inaczej
(zapominalski) – Ania zobowiązuję cię do zabrania mapy na ZZZ. Bez niej nie trafimy na miejsce.
Pozwól dziecku podsłuchać, gdy mówi się o nim pozytywnie
(nieogarnięty, do rodziców, po powrocie z ZZZ-tu) – Michał bardzo dobrze sobie poradził, pomimo, że był to jego pierwszy wyjazd w naszym gronie. Nigdy nie musieliśmy na niego czekać, a nawet zauważał, co trzeba zrobić, zanim ktoś o tym powiedział.
Zademonstruj zachowanie godne naśladowania
(niezorganizowany) – Aż się boję zabrać do sprzątania harcówki. Takiego bałaganu dawno tam nie było. Już wiem – musimy podzielić sprzątanie na etapy.
W szczególnych momentach bądź dla dziecka skarbnicą wiedzy
– Zawsze jestem roztrzepany, nie umiem się skupić… – Myślę, że niesprawiedliwie się oceniasz. Pamiętasz, jak byłeś topografem na ostatniej pielgrzymce. Trzeba było uważać, bo trasa była skomplikowana, a ty miałeś wszystko pod kontrolą i bez problemu trafiliśmy na miejsce.
Gdy dziecko postępuje wg starych nawyków, wyraź swoje uczucia lub oczekiwania
(niewytrwały) – Ela, widzę, że nie dokończyłaś wyplatać stołu i zostawiłaś wokół bałagan. Wierzę, że możesz to zrobić dobrze i do końca.
Opinie, które przywarły do nas mogą rzutować na nasze dorosłe życie. Jeśli wielokrotnie w dzieciństwie słyszeliśmy, że jesteśmy “jacyś”, to wyrobiliśmy sobie już najpewniej wzorzec zachowań, który to potwierdza. Spróbujmy prześledzić skąd wzięły się nasze przekonania o nas samych. A gdy widzimy, że do naszych podopiecznych jest przypisywana określona rola – spróbujmy ją przełamać pokazując, że to tylko opinia, nie zaś bezdyskusyjna prawda.
To już ostatni artykuł na podstawie książki “Jak mówić, żeby dzieci nas słuchały…”. Mamy nadzieję, że były one dla Was ciekawe i rozwijające. Jeśli jesteście zainteresowani tą tematyką i chcecie wprowadzić w życie przedstawione zasady do relacji między Wami i innymi ludźmi polecamy lekturę całości.
Pamiętajmy, że każda osoba jest podmiotem, czuje i jako dziecku Bożemu należy jej się szacunek – nawet (a może przede wszystkim) jeśli ma tylko kilka lat i jest od nas zależna. Nasze słowa mają wielkie znaczenie – dbajmy, żeby budowały, a nie niszczyły.
Emilia Kawałek
Nie wyobraża sobie życia bez czytania i kawy. W Zawiszy spędziła pół życia. Od kilku lat służy jako asystentka hufcowej ds. wypoczynku.
Czuwaj, Drogi Czytelniku! Specjalnie dla Ciebie zebraliśmy mądrość Akel z różnych stron Polski na temat przejścia wilczka z gromady do drużyny. Wszyscy wiemy jak wiele wysiłku wymaga od Starych Wilków przygotowanie kandydatów na harcerzy do nowego etapu ich skautowej przygody. Nie masz w tym jeszcze doświadczenia? Zobacz jak robią to inne Akele!
Kiedy i w jaki sposób zaczynasz przygotowywać wilczki do przejścia?
Emilka Myrta z Radomia: Już na zimowisku zaczynam rozmawiać z wilczkami, które mają w następnym roku przejść do drużyny. Intensywne przygotowania to maj, z obozem włącznie.
Michał Krupa: Już we wrześniu informuję kto przechodzi tego roku do drużyny.
Hania Dunajska: Na wiosnę zaczynam mówić trochę wilczkom o tym, jak jest w drużynie, co ja sama tam pozytywnego przeżyłam. W drugim półroczu mamy dwie zbiórki szczepu, żeby wilczki poznały trochę harcerki i zobaczyły, że nie są takie straszne.
Jak wygląda twój plan w przygotowywaniu wilczka do przejścia?
Hania Dunajska: Mamy dwie zbiórki szczepu, jedną organizuje gromada – ta zbiórka jest bardziej wilczkowa, drugą drużyna – ta jest bardziej zielona. Wtedy np. na grze wilczki i harcerki są w mieszanych grupach, żeby mogły się trochę poznać. To dobrze działa. Poza tym pod koniec roku robię spotkanie dla przechodzących wilczków i ich rodziców, mówię im o drużynie i odpowiadam na wszystkie pytania jakie się pojawiają. Te dwa elementy są dobre. Myślę, że mogłoby być więcej rozmów z wilczkami na ten temat np. na obozie – jakieś spotkania wieczorem/w ciągu dnia tylko dla tych najstarszych wilczków, poświęcone na luźne rozmowy o drużynie. Żeby pobyć trochę bez „maluchów”, które ściągają na siebie większość mojej uwagi, kiedy wszyscy są razem.
Emilka Myrta z Radomia: Rozmowa, przede wszystkim rozmowa i lepsze poznanie wilczka, by przekazać drużynowej ważne informacje, by lepiej wybrać, w którym zastępie będzie. Z wilczkami w maju jest zawsze zbiórka szczepu, harcerki rozmawiają wtedy dużo z wilczkami. Też w trakcie zbiórek zwracanie uwagi, że np. „a tego będziecie się uczyły w przyszłym roku w drużynie”. Również ja czasami im opowiem jak to było być harcerką w drużynie. Widzę, że takie rozmowy przynoszą bardzo dobre rezultaty. Wilczki czują się wysłuchane, widzą, że przejście do drużyny to kolejny, naturalny etap. Dzięki rozmowie nie czują, że „to temat owiany tajemnicą” tylko ważna kolej rzeczy, która ich czeka.
Akela Anonim: Opowiadam jak ja byłam w zastępie i jak było super, nastawiam wilczki pozytywnie. Myślę, że plan działa
Michał Krupa: 1. Poinformowanie go we wrześniu. 2. Opowiadanie na zimowisku, jakie miałem przygody w drużynie. 3. Wspólna zbiórka z zastępami i gromadą, gdzie co 15 minut przychodzi inny zastęp i prezentuje techniki harcerskie (gotowanie, techniki sceniczne, węzły, etc.), przy tej okazji zapoznanie chłopców z przyszłymi kolegami z drużyny. 4. Przypomnienie na obozie o fakcie ich przejścia i opowiedzenie o różnicach obozowania.
Akela Anonim: Opowiadanie różnych przygód z bycia harcerką np. na obozie na dobranoc, zachęcanie wilczków, integrowanie się z drużyną podczas Mszy Szczepu, zorganizowanie biwaku z harcerkami.
Co jest dla ciebie najtrudniejsze przy przejściu wilczka?
Angelika z Lasek: Że odchodzi z gromady. :C I przygotowanie reszty do obrzędu.
Akela Anonim: To, czy to przejście nie będzie zakończeniem harcerskiej drogi wilczka, czy zostanie dalej w drużynie.
Emilka Myrta z Radomia: Jednocześnie smutek i duma. Często mam też myśli, czy mogłabym coś więcej zrobić, lepiej go przygotować. Ale najczęściej jest to duma i mimo wszystko radość. 🙂
Akela Anonim: To, że będzie mniej wilczków w gromadzie i trzeba robić nabory, czego nie znoszę 😉 A tak szczerze to chyba rozstanie z dziewczynką. 🙁
Michał Grabarczyk: Wątpliwości, czy mu się spodoba w drużynie.
Co jest najtrudniejsze dla wilczka, który przechodzi?
Akela Anonim: Opuszczenie innych wilczków z gromady, często swoich młodszych.
Michał Grabarczyk: Zmiana towarzyszy.
Akela Anonim: Myślę, że to że opuszcza swoje koleżanki, lęk przed nieznanym i nowym. Też sąd honorowy i różne krążące historie z nim związane. Trochę łatwiej mają wilczki, których starsze rodzeństwo jest w harcerstwie. Przede wszystkim nie mogą doczekać się tego momentu, są bardziej zorientowane dzięki różnym opowieściom w domu.
Emilka Myrta z Radomia: Zmiana i pożegnanie się z innymi wilczkami i ze mną i myślę, że samo przejście do drużynie, gdy wilczek staje na apelu po drugiej stronie. Potem jest już łatwiej, ale samo przejście, jest zawsze dla nich trudne.
Filip Talarek z Lasek: Ojj chyba strach przed czymś nowym.
Angelika z Lasek: Nauczyć go tekstu.
Hania Dunajska: Myślę, że dla wilczków bardzo stresującym momentem jest sąd honorowy, chociaż próbuję im tłumaczyć, że to nic strasznego, a „zielone” są przyjaźnie nastawione. Oprócz tego wilczki nie chcą za bardzo się rozdzielać, a wiadomo, że nie pójdą wszystkie do jednego zastępu, tylko do czterech…
Jak przygotowujesz rodziców wilczka do „przejścia” ich dziecka?
Hania Dunajska: Robię dla nich spotkanie pod koniec roku i tłumaczę jak to będzie wyglądało w drużynie, czym jest zastęp i odpowiadam na ich pytania. Proszę ich też, żeby starali się mieć cierpliwość i ufać zastępowej, która pewnie będzie wkładać z zastęp mnóstwo sił i energii, ale może jeszcze nie zawsze wszystko będzie umiała sprawnie zorganizować. I żeby być z nią w stałym kontakcie np. zawsze mówić o nieobecności, bo jedna osoba stanowi dużo większy procent zastępu niż gromady, każda harcerka jest częściowo za zastęp i jego działania odpowiedzialna.
Filip Talarek z Lasek: Mówię trochę twardo, że szósta klasa to już czas się pożegnać z gromadą (z drobnymi wyjątkami jak trzeba).
Emilka Myrta z Radomia: Rozmowa, odpowiadam na pytania. Na ostatnim zebraniu proszę, by zostali rodzice przyszłych harcerek by wytłumaczyć o co w ogóle chodzi.
Akela Anonim: Bardziej przygotowuję do tego same dzieci, rodzice otrzymują tylko informację, że dziecko „przejdzie”.
Michał Krupa: Po prostu opowiadając o różnicach między gromadą, a zastępem. O sposobie przekazywania informacji o zbiórkach (informacje przekazane Zastępowego prosto do syna, a nie do Rodziców), sposobie pracy dziecka w zastępie, o różnica obozowania na wyjazdach.
Akele, Akele, Akele z różnych stron, dajcie nam więcej swojej mądrości!
Filip Talarek z Lasek: Twarde ustawienie granicy (6 klasa podstawówki) to jest dla mnie coś ważnego. Bo jak się ustala 12 lat, no to w sumie nie wiem, kiedy ma przejść i w ogóle. A zasada “6 klasa – drużyna” jest dla mnie bardzo klarowna.
Akela Anonim: Mój sąd honorowy odbył się podczas obozu, gdy całą gromadą odwiedziłyśmy obóz harcerek, które były niedaleko nas. Spędziłyśmy z nimi cały dzień i miałyśmy okazję zobaczyć jak to wszystko wygląda.
Emilka Myrta z Radomia: Ważne, by Akela podeszła do wilczków, które przeszły po Apelu. Może nie od razu, ale potem by np. spytać się do jakiego zastępu przeszedł jaki wilczek. Pokazać, że to, że przeszły nie znaczy, że nie można dalej rozmawiać. 😀
Michał Grabarczyk: Celem namacalnym wilczka jest pójść do drużyny, 3 lata w gromadzie przygotowują go właśnie do tego.
Michał Krupa: Służba Akeli trudna nie jest. Fakt, trzeba dołożyć wszelkich starań, ze wszystkich sił w to, aby rozwój wilczków był jak najbogatszy, ale radość płynąca z tego jest widoczna przez lata.
Dziękujemy wam, Akele, za podzielenie się z nami swoimi spostrzeżeniami i doświadczeniami. Zaiste, przejście wilczka do drużyny jest wielkim skokiem, które pokonuje się małymi, cierpliwymi krokami.
Agata Kocyan
Akela w Łomiankach. Studiuje Psychologię. Nuda dla niej nie istnieje - w wolnym czasie gra na gitarze, pisze piosenki (również wilczkowe :)), rysuje, czyta, ogląda filmy, bawi się z pięciorgiem młodszego rodzeństwa. Marzy o pracy aktorki dubbingowej i napisaniu książki.
KŻ: Kuba, opowiedz nam: co wydarzy się w dniach 21-23 maja 2021 roku w Niepokalanowie oraz za pośrednictwem Internetu, na spotkaniu naszego Stowarzyszenia na platformie Teams?
JR: Sejmik. Sejmik naszego Stowarzyszenia, Stowarzyszenia Harcerstwa Katolickiego „Zawisza” Federacji Skautingu Europejskiego. Zgodnie ze swoim prawem, ze swoim statutem, Stowarzyszenie ma obowiązek co trzy lata zorganizować zjazd sejmikowy, na którym wszyscy czynni szefowie mogą oddać swój głos w różnych głosowaniach, w różnych ważnych sprawach. Ten Sejmik odbywa się nieco wcześniej niż trzy lata od ostatniego, ponieważ ostatni sejmik odbywał się we wrześniu, a ten odbywa się w maju. Podjęliśmy próbę sondowania lepszej daty niż wrześniowa, żeby można było zebrać więcej osób. Oczywiście planowaliśmy to przed całą sytuacją związaną z ograniczeniami wynikającymi z pandemii.
KŻ: Co w takim razie będzie się działo w trakcie Sejmiku?
JR: Szefowie będą głosować na sejmiku w licznych sprawach. Należą do nich wygłaszane na sejmiku sprawozdania zarządu, w tym sprawozdanie finansowe i sprawozdanie z działalności zarządu. Oddzielnie wygłoszone zostanie sprawozdanie naczelnika i naczelniczki z ich działalności. Każde z tych sprawozdań będzie również zatwierdzane przez Sejmik po ich wygłoszeniu. W trakcie prezentacji sprawozdań, będzie możliwość zadawania pytań z nimi związanych. Myślę, że są to dość ważne punkty, które pokazują z lotu ptaka, co się dzieje w Stowarzyszeniu.
KŻ: Kuba, wprowadziłeś nas w świat wielkich wydarzeń i spraw, które będą się odbywały na Sejmiku. Czy mógłbyś nam opowiedzieć również o tym, jak to będzie przebiegać tak bardziej praktycznie? Mam na myśli to, jak według planu ma wyglądać obecność członków naszego Stowarzyszenia na Sejmiku w Niepokalanowie, jak i udział większości z nas za pomocą Internetu w tym wydarzeniu.
JR: Najpierw opowiem może o ciekawszych rzeczach, a później o tych bardziej praktycznych. Zamysł wydarzenia jest dość interesujący. Za ekipę merytoryczną odpowiada Jakub Siekierzyński, który ułożył wraz z nią plan, opierający się na narracji sejmowej, dawnej tradycji sejmowej I Rzeczypospolitej i według tej narracji buduje całą opowieść naszego Sejmiku. Oczywiście musimy również odbyć część formalną, która jest najważniejsza i po nią się spotykamy, ale jak wiadomo nasz chyży duch harcerski nie pozwoli, aby tylko i wyłącznie siedzieć i słuchać różnych sprawozdań. Będzie, więc również miejsce planie Sejmiku, aby pośpiewać, porozwiązywać quizy czy obejrzeć Skautowy Teatr Telewizji. Dodatkowo, są zaproszeni członkowie innych stowarzyszeń naszej Federacji, którzy będą się z nami łączyć online. Także w ten sposób odwiedzi nas również abp. Cyryl Wasyl, więc atrakcji będzie trochę.
Natomiast technicznie wygląda to tak, że cały Sejmik jest zdalny i nawet Ci, którzy będą w Niepokalanowie, czyli np. zarząd, kandydaci do Rady Naczelnej, osoby prezentujące kandydatów, ekipy techniczne, ekipy merytoryczne – łącznie grupa kilkudziesięciu osób – będą głosować zdalnie.
Plan Sejmiku jest podobny do sejmików, które się odbywały w normalnych warunkach. Zaczyna się w piątek wieczorem. Odbędzie się wówczas rozpoczęcie Sejmiku. Natomiast w sobotę odbędzie się oficjalne rozpoczęcie obrad. Wtedy odbywają się najważniejsze części obrad – sprawozdania, głosowania, jak również posiedzenie Rady Naczelnej już w nowym składzie, która będzie wybierać nowy zarząd. Następnego dnia, w niedzielę, na apelu porannym, który odbędzie się po Mszy Świętej, zostanie zaprezentowany nowy skład zarządu.
KŻ: Kuba, tak jak wspomniałeś, Sejmik nie będzie się opierać jedynie na samych obradach, ale będzie zawierać również ducha skautowego. Ten duch skautowy można wyrazić nie tylko w trakcie samego Sejmiku, ale również poprzez udział w różnych aktywnościach i konkursach jeszcze przed jego rozpoczęciem. Czy mógłbyś nam przybliżyć to, co dzieje się obecnie w mediach społecznościowych Skautów Europy? Jakie działania podejmujemy w celu promocji tego wydarzenia wewnątrz naszego Stowarzyszenia?
JR: Tak, dużo się dzieje w ramach portali społecznościowych. Po pierwsze, już odbywa się ta narracja sejmikowa, jest budowane to napięcie przed samym wydarzeniem. Został nagrany film promujący, który przybliża nas do fabuły Sejmiku, są organizowane konkursy, do których odsyłam na nasze profile. Odsyłam również do innego filmiku, w którym HR. Tomasz Szydło opowiada o historii i o randze tego wydarzenia, jakim jest Sejmik naszego Stowarzyszenia. Dużo się dzieje, na pewno zachęcam do śledzenia, ale zachęcam również do czynnego udziału w Sejmiku. Czynny, w tym roku poprzez uczestnictwo online, gdzie każdy hufiec może przedstawić swojego kandydata do Rady Naczelnej, a także gdzie szefowie czynni naszego Stowarzyszenia mogą głosować na tych kandydatów, którzy będą mieli szansę decydować o wyborze nowego zarządu Stowarzyszenia.
KŻ: Bardzo Ci dziękujemy za rozmowę dla Przestrzeni! Na koniec chciałbym Cię jeszcze prosić o wskazówkę, czy też przesłanie dla szefowych i szefów naszego Stowarzyszenia, jak mogą się dobrze przygotować do tego wydarzenia, momentu w historii, jakim jest Sejmik.
JR: Po pierwsze służyć harcerzom, wilczkom, najlepiej jak się da. Myślę, że to jest najlepsze przygotowanie do Sejmiku. A drugim przygotowaniem jest nowenna do Ducha Świętego. Nieprzypadkowo na data tego Sejmiku została wybrana w weekend, w który przypada Święto Zesłania Ducha Świętego. Myślę, że ta nowenna jest tutaj tym bardziej dobrym pomysłem. Modlenie się o światło Ducha Świętego dla osób wybierających, dla osób wybieranych i dla nowych członków Rady Naczelnej i Zarządu jest niezwykle wskazana.
KŻ: Raz jeszcze bardzo Ci dziękujemy i obiecujemy wytrwałość w modlitwie, jako redakcja. Myślę, że również nasi czytelnicy wspierają w ten sposób nasze Stowarzyszenie w tych szczególnych dniach. Mam nadzieję, że już niedługo wszyscy zobaczymy się czy online czy na żywo w Niepokalanowie. Czuwaj!
JR: Czuwaj! I również dziękuję.
Krzysztof Żochowski
Krzysztof Olaf Żochowski HR – Pochodzi z 1. Hufca Garwolińsko-Pilawskiego, w trakcie życia skautowego pełnił liczne funkcje w różnych gałęziach i obszarach służby. Zawodowo lekarz w trakcie specjalizacji z psychiatrii.
Nie odpowiedziałem Ci od razu na poprzedni list, gdyż myślałem, że spotkamy się na Sejmiku i przy okazji porozmawiamy. Miałem również nadzieję osobiście poznać Klarę. Jednak sprawy zawodowe pokrzyżowały moje plany i ostatecznie ów weekend miałem zajęty. Ostatnio, niestety coraz częściej, zostaję w pracy po godzinach. Utrzymująca się od dłuższego czasu dobra pogoda sprawia, że moja firma chce maksymalnie wykorzystać ten prezent od przyrody i jeszcze w tym kwartale zakończyć zasadnicze prace ziemne. Na czas mojego kontraktu Maria zgodziła się wziąć na siebie większość obowiązków domowych. Dlatego te moje dłuższe wizyty na placu budowy są dla niej obciążeniem, a dzieci widują mnie jeszcze za dnia w domu tylko dzięki obecnej porze roku.
Już od jakiegoś czasu mówiłeś, że zbliżający się obóz jest ostatnim, który poprowadzisz i tym samym zakończysz swoją trzyletnią służbę jako Akela. W ostatnim liście także poruszyłeś temat swojej przyszłości. Zauważam, że coraz bardziej skłaniasz się do tego, by od nowego roku nie podejmować się żadnej konkretnej służby, ale jedynie „pomagać przy organizacji jednej czy dwóch wędrówek lub spotkań kręgu szefów”. Z jednej strony faktycznie przy podejmowaniu służby Harcerza Orlego mówi się o zobowiązaniu trzy/czteroletnim. O dalszym czasie nie ma już mowy. Czy to oznacza, że w tym momencie szef może sobie odejść na „zasłużoną emeryturę” i wrócić jedynie kilka lat później na swój Wymarsz, by oficjalnie powiedzieć „do widzenia”? Hmmm, emerytura harcerska w wieku dwudziestu jeden lat i pełno niewykorzystanej energii w sobie? Mam nieco odmienne zdanie.
Wiadomo, że sporą wartością dodaną dla jednostek czy środowiska, są szefowie, którzy rzetelnie i solidnie służą przez trzy lata, lecz później już nie podejmują się żadnej konkretnej funkcji. Przychodzą studia, praca dorywcza czy na stałe i czasu jest mniej. Wybór braku zaangażowania jest w jakimś stopniu wytłumaczalny. Jednak, gdy myślisz o drodze od Eligo Viam do Wymarszu jako konkretnej formacji, to „stanięcie w miejscu” w obszarze służby może prowadzić do zaburzenia rozwoju osobistego przewidzianego na ten etap. Dodatkowo, te trzy lata z zobowiązania, są bardziej kryterium minimalnym. Można być Akelą nawet i pięć lat lub w międzyczasie objąć kolejną jednostkę. Ja po czterech latach bycia drużynowym zostałem jeszcze na dwa lata szefem kręgu wędrowników. Te służby bardzo mnie rozwinęły i nie żałuję żadnego roku.
Poza tym Twoje doświadczenie i wiedza wynikające z bycia Akelą przez ostatnie lata są nieocenione! Szkoda, żeby je zmarnować. Jeżeli po dokładnym przemyśleniu nie rozważasz już bycia szefem jednostki, to są jeszcze inne opcje służby. Dlatego gorąco zachęcam Cię, abyś rozważył podjęcie się jakiegoś bardziej konkretnego zaangażowania. Pomoc przy organizacji wędrówek jest ważna, ale czy nie stać Cię na więcej? Możesz służyć radą i pomocą jako przyboczny w gromadzie lub jako asystent hufcowego. Pamiętam, że wspominałeś kiedyś o kilku konferencjach, które mówiłeś na zeszłorocznej Dżungli. Dlatego może warto zastanowić się nad zaangażowaniem w Namiestnictwo czy kolejne kursy szkoleniowe. Oprócz służb pedagogicznych jest mnóstwo innych obszarów w naszym Stowarzyszeniu, w których można pomóc i działać. Twoje studia informatyczne pozwalają Ci wejść w ekipę IT zajmującą się choćby bazą danych. Pamiętam, że kiedyś istniało takie interesujące pismo dla szefów jak Przestrzeń. Masz lekkie pióro i zmysł organizacyjny, więc może warto pomyśleć o reaktywacji?
Jak widzisz, możliwości służby jest sporo, a nie wymieniłem przecież wszystkich. Wiele z nich wymaga mniejszego zaangażowania niż bycie Akelą, niektóre nawet da się ogarniać z domu. Jednak nadal dają pole do dalszego rozwoju oraz są ważne i pożyteczne. Bo jak doskonale wiesz, żeby szef z pierwszej linii frontu mógł dobrze działać, potrzeba wsparcia (choćby niewielkiego) innych osób.
Zmieniając temat – bardzo zainteresowała mnie koncepcja, o której piszesz, a która powstała w Twoim kręgu, dotycząca wyjazdu własnymi samochodami na Euromoot do Włoch. Co prawda wspominasz, że pomysł powstał głównie dlatego, że na rezerwację korzystnych biletów lotniczych było już za późno. Ja jednak uważam, że taka zmiana wyjdzie Wam na dobre. Pamiętam, gdy przed laty pojechaliśmy na wędrówkę do Francji właśnie takim transportem. Możliwość wyboru trasy przejazdu i zwiedzania po drodze wszystkiego, na co miało się ochotę, była niesamowita. Skończyło się tym, że powrót z wędrówki trwał pięć dni dłużej, niż zakładaliśmy. Ach, to były czasy.
A! Prawie bym zapomniał. Małgosia i Antoś jak tylko usłyszeli, że tata pisze list do „wujka Fryderyka”, to zamknęli się w swoim pokoju i za pół godziny wrócili z rysunkiem i prośbą, abym dołączył go do mojego listu. Także załączony obrazek jest właśnie ich autorstwa, a przedstawia maszyny, które obserwowali wczoraj, gdy zabrałem dzieci do mojej pracy.
Wilczek, harcerz, wędrownik. Następnie akela i szef kręgu. A to wszystko w Radomiu. Działa w Namiestnictwie Wędrowników. Niepoprawny fan polskiej Ekstraklasy.
Na podstawie 5. rozdziału książki „Jak mówić, żeby dzieci nas słuchały. Jak słuchać, żeby dzieci do nas mówiły” A. Faber, E. Mazlish.
Skąd wiesz, na co cię stać?
Nikt z nas nie rodzi się z poczuciem własnej wartości. Musimy się o niej dowiedzieć od otaczających nas osób.
Na podstawie wypowiedzi rodziców i innych dorosłych dziecko wyrabia sobie zdanie o sobie. A od jego samooceny zależy, jak w przyszłości będzie radziło sobie z pojawiającymi się problemami i jakie cele będzie sobie stawiać. Jeśli ciągle słyszy, że jest beznadziejne, robi błędy, wszędzie brudzi i nie ma za grosz rozumu, to tak właśnie siebie widzi. Nie będzie miało odwagi stawić czoła większemu wyzwaniu. Z góry zakłada, że jest nieudacznikiem.
Natomiast dziecko, które widzi, że jego uczucia są szanowane, które dostaje możliwość wyboru albo szansę na samodzielne rozwiązanie jakiegoś problemu, zaczyna widzieć siebie jako wartościowego człowieka. Rośnie w nim zaufanie i szacunek do siebie.
Dzięki pochwałom dziecko dowiaduje się, w czym jest dobre, jakie są jego talenty i mocne strony, co już potrafi . Oprócz tego pochwały motywują do powtarzania lub kontynuowania dobrych zachowań – w przeciwieństwie do strofowania, które rodzi frustrację i zniechęca do poprawy.
Jak chwalić?
Nie każda pochwała będzie miała tak pozytywne skutki. Zastanów się, jak czułbyś się w takich sytuacjach:
przygotowujesz dla znajomych wafle przełożone dżemem, a oni twierdzą, że świetnie pieczesz;
na zajęciach „strzelałeś” i udało ci się dobrze odpowiedzieć na pytanie, a prowadzący mówi, że najwyraźniej jesteś znawcą tematu;
dobiegasz do odjeżdżającego autobusu, a siedzący w nim kolega gratuluje ci kondycji.
Pochwała może wywołać mieszane uczucia, np. natychmiastowe zaprzeczenie lub zwątpienie w wiarygodność chwalącego – „Wafli się nie piecze, co on wygaduje”, obawę – „Co, jeśli zaraz zapyta mnie znowu i cała moja niewiedza wyjdzie na jaw?” albo skupienie się na swojej słabości – „Kondycja? Przecież ledwo żyję po dobiegnięciu do autobusu.”
Okazuje się, że również słowa „dobry”, „świetny”, „piękny” nie brzmią przekonująco. Przecież można je wypowiedzieć nieszczerze. Wymagają uzasadnienia.
Dobra pochwała ma dwie części:
1. Dorosły opisuje z uznaniem, co widzi lub czuje:
„Wszystkie menażki są umyte, a stół dokładnie wytarty. Miło tutaj wejść.”
„Na twoim obrazku wszystkie drzewa są starannie pokolorowane. Pomysłowo narysowałeś futro zwierząt, aż chce się je pogłaskać.”
2. Dziecko – po wysłuchaniu opisu – potrafi pochwalić się samo:
„Jak chcę, to umiem zrobić porządek.”
„Mój rysunek jest naprawdę dobry.”
Do opisu można dodać jedno/dwa słowa, które podsumują godne pochwały zachowanie dziecka:
„Wyplotłeś całą prycz, chociaż na początku wszystko się poplątało i musiałeś zacząć jeszcze raz. To się nazywa wytrwałość.”
„Poczekałeś na swoją kolej, zamiast przekrzykiwać inne dzieci. To się nazywa cierpliwość.”
Dzięki takim słowom dziecko dowiaduje się czegoś o sobie, poznaje swoje możliwości. Ta świadomość może dodać mu sił w chwili zwątpienia czy zniechęcenia.
Pokonaj swoje czarnowidztwo
Mówienie pochwał nie przychodzi nam wcale łatwo. Naszą uwagę mocniej przyciągają negatywne aspekty rzeczywistości. Bardziej skupiamy się na tym, że wilczek usmarował pół stołu klejem, niż na tym, że starał się go pościerać.
Dlatego musimy świadomie szukać dobrych rzeczy i o nich mówić. Mam nadzieję, że widzisz już, że warto włożyć w to trochę wysiłku. Podobno nie należy chwalić dnia przed zachodem słońca, ale swoich podopiecznych – jak najbardziej. Postaraj się na następnym spotkaniu każdemu z nich powiedzieć, co zrobił dobrze. A potem siebie też możesz pochwalić 🙂
Hanna Dunajska
Studiuje filologię polską i próbuje uczyć w szkole. Chciałaby doczytać się do „istoty rzeczy”. Była drużynową i szefową młodych, a potem odkryła żółtą gałąź i zachwyca się nią do dziś. Po 3-letnim akelowaniu została żółtą asystentką.
Las Głuchowski to przede wszystkim las liściasty, obfitujący w krzaki jagodowe oraz drobne, acz bogate połacie mchu. Od lat odbywają się tu obozy szkoleniowe dla wszystkich gałęzi obu nurtów. Wszystkich stopni. Wszystkich? Nie. Jest jeden stopień, który dotąd bronił się przed zaszufladkowaniem go w tygodniowy zjazd leśnych deptaków. Był to trzeci stopień harcmistrzowski dla nurtu żeńskiego. A skoro o nurcie mowa, lasem Głuchowskim płynie też Rawka. Ale nie ona będzie bohaterem tej relacji.
Aby historia nie wystraszyła się epokowości tego wydarzenia, odbywało się ono w całkowitej anonimowości. Bez nazwy, z celem, który dopiero należało odkryć w trakcie. I tak zdarzyło się, że 22 sierpnia 2020 roku, drogą pożarową nr 17, zaczęły zjeżdżać się najróżniejsze osobistości ze skautowego półświatka. Były to zarówno radosne Akele, które potrafiły wznieść Wielki Okrzyk w języku migowym, leżąc przy tym w śpiworze, jak i głodne rywalizacji drużynowe, które na zawołanie potrafiły wygrać gwizdkiem Odę do radości zaszyfrowaną szyfrem trzystopniowym, uwzględniającym łacińską deklinację zastosowaną do języka polskiego. Była również kadra, same harcmistrzynie, chusty ich były wprawdzie z importu, ale krajowy rynek, jak do tej pory, uznawał te międzynarodowe odznaczenia.
Pionierka na tym obozie była formalnością – chodziło o to, by się rozruszać przed ćwiczeniami bardziej umysłowymi. Faktem powszechnie znanym jest bowiem to, że na trzecim stopniu poziom kontemplacji metody skautowej osiąga taki poziom, że człowiek dostępuje daru lewitacji. Nie potrzeba więc żadnej izolacji od podłoża, natomiast namioty powinny być dobrze przypięte do ziemi, żeby nie uleciały wraz z gośćmi.
Opiekę duchową sprawował nad nami ksiądz Paweł – człowiek twardo stąpający po ziemi – dzięki czemu ktoś na tym obozie utrzymywał kontakt z poziomem. Ksiądz nawet spał w samochodzie, żeby w razie czego po prostu odjechać. Był jednak przez cały obóz skarbnicą wiedzy – zarówno, jeśli chodzi o antropologię, teologię stworzenia, jak i szeroko pojętą wiedzę z zakresu sztuki filmowej czy serialowej. Ponadto, jako jedyna osoba na obozie, posiadał czapkę z daszkiem. Pierwszego dnia oznajmił, że ma odwyk od ekspresji – raz spróbował, ale potem trzeba było część widowni cucić wodą święconą.
Główną atrakcją obozową, starczająca za wszystkie gry, podchody, warty, konkursy, pielgrzymki, explo, wielkie gry czy łowy, były konferencje. Dostarczały takich emocji, jak wszystkie elementy normalnego obozowania razem wzięte. A nie trzeba było się tak bardzo wysilać. Wystarczyło usiąść wygodnie na karimacie, pod drzewem, rozłożyć parasolkę (gdzieniegdzie zdarzały się drobne gałęziowe mżawki). Następnie do białej tablicy podchodził harcmistrz, harcmistrzyni lub ksiądz. Następowały okrzyki i krótkie formy wyrazu, czasem nawet wierszowane bądź śpiewane. Tablica zapełniała się pismem rylcowym lub obrazkowym. Następowały brawa i już koniec, nawet nie można było się nacieszyć tym krótkim momentem uniesienia. Tradycyjnym okrzykiem po każdej konferencji było hasło BIS (Błagam Idźmy Szybciej). Trzeba było śpieszyć dalej. Program nie zwolnił nawet podczas ewakuacji – po prostu ewakuował się z nami również mówca i poprowadził konferencję w miejscu bezpiecznym. Nie możemy powiedzieć, gdzie to dokładnie było, bo przestałoby to być miejsce bezpieczne.
W świecie szeroko pojętej filozofii mówi się, że kwestionowanie wszystkiego może prowadzić do negacji wszystkiego. Moment wyparcia, kiedy to musieliśmy w pełni zawierzyć instynktowi i pamięci pierwotnej, przyszedł mniej więcej w środku obozu – kiedy to Rudzik, zastęp składający się przede wszystkim z osób myślących, prowadząc apel, zakwestionował zasadność apelu jednocześnie go nie przerywając. To sprawiło, że system równowagi światopoglądowej zaczął się u niektórych gwałtownie chybotać. Był to szok ogromny, niektórzy po tym apelu chcieli nawet zdjąć mundur (co publicznie na jednej z konferencji uczyniła nawet sama Naczelniczka). Inni zadawali sobie pytanie: czy w takim razie dzisiaj będzie obiad? Podwieczorek jawił się nam natomiast już jedynie jako raj utracony.
Ale nie traciłyśmy nadziei – kluczem do poznania człowieka jest zawsze sztuka. Ekspresja wieczorna była obowiązkowa. Chociaż tutaj też osiągnęłyśmy poziom galaktyczny – dość powiedzieć, że w pewnym momencie siedziałyśmy wszystkie razem przy ognisku i starałyśmy się w odpowiednim momencie jak najszybciej nacisnąć wielki guzik zrobiony z miski do mycia. Czy można w bardziej wymowny sposób przedstawić metaforycznie człowieka i jego chęć wyłączenia tego wszystkiego, co w życiu zbędne? Tutaj nawet dalsze wyjaśnienia są elementem zbędnym.
Do czego natomiast trzeba było nas już naprawę zmuszać? Do spełniania potrzeb fizjologicznych – do latryny prowadziły kartki motywujące, a jadłospis każdy zastęp musiał napisać sam – żeby wiadomo było, że w ogóle jeszcze przyjmujemy pokarmy. Bo człowiek myślący tak dużo może zapomnieć, że jeszcze czegoś w życiu oprócz tego potrzebuje.
Podczas obozu doszło również do manewrów covidowych. Ot, tańczyłyśmy belgijkę w tym samym miejscu, co Iziqu. Oni udawali, że tańczą z partnerkami, my, że z partnerami. Gdzieś tam zawodził flet, brzdękały cymbałki. Naród kroczył naprzód razem, co zrobił dwa kroki w przód, musiał się cofnąć dwa kroki wstecz. Klasyczna definicja postępu. Ale cel był – integracja.
Aż wreszcie nastąpił koniec. Kiedy uświadomiłyśmy sobie tę okoliczność, ruszyło zarządzanie antykryzysowe. Mianowicie, aby zapobiec grupowej depresji, dla każdej z nas została zarządzona indywidualna rozmowa z Martą – szefową obozu. Każda z nas musiała określić cel swojego dalszego istnienia. Misję, która pomoże jej dalej żyć i podejmować wyzwania dnia codziennego.
Podajemy wam – następnym pokoleniom kursantek oraz tym przypadkowym czytelnikom, którzy trafili tu myśląc, że to link do promocji w Rossmannie, podajemy wam przesłanie – odwagi. My już tę drogę przeszłyśmy. Czym jesteśmy? No właśnie.
Magdalena Stelmach
W mundurze grałam: harcerkę w 4 DWa, młodą przewodniczkę, 4 sezony w roli Bagheery, potem Akeli. Tak świat zwierzęcy stał się moim światem. Po siedmiu latach miała być skautowa, chociaż roczna emerytura. Ale nie - bo dla młodych nie starczy, więc aktualnie szefowa młodych przewodniczek, teraz już trzeci rok.
Zajmuję się różnego typu aktywnościami, również pisaniem. Piszę m.in.: maile, listy zakupowe, relacje (również z wydarzeń, ale nie tylko, bo uważam że jeśli coś się nie wydarzyło, też warto to opisać).
Na podstawie II rozdziału książki „Jak mówić, żeby dzieci nas słuchały. Jak słuchać, żeby dzieci do nas mówiły” A. Faber, E. Mazlish
Każdy szef w żółtej i zielonej gałęzi (a i w czerwonej pewnie też), a już na pewno taki, który był na wyjeździe ze swoją jednostką, wie doskonale jak trudno czasami dogadać się z dzieciakami, tudzież młodzieżą. Nie raz puszczają nerwy na widok stanu obozowiska lub gdy zorientujesz się, że obóz już się kończy, a dany wilczek jeszcze ani razu się nie umył. Chłopcy zrobili coś głupiego na explo, dziewczyny plotkują zamiast robić obiad, panuje ogólny bałagan. Nasze przyzwyczajenie – często z naszego własnego dzieciństwa i rodzinnego domu – podpowiada nam, żeby:
Obwiniać i oskarżać – “Znowu nie dogasiliście porządnie ogniska! Nigdy nie możecie zrobić tego dobrze?! Chcecie podpalić las?”
Przezywać – “Taki chlew w obozowisku, tu chyba mieszkają brudasy nie harcerze!”
Straszyć – “Jeśli za trzy minuty nie będziecie na placu apelowym w pełnym umundurowaniu będziecie robić pompki”
Rozkazywać – “W tej chwili idźcie po chrust!”
Moralizować – “Czy zdajecie sobie sprawę, jakie to niebezpieczne nie wstać na wartę? Wartownik jest strażnikiem obozu, musi dać znać, gdyby działo się coś złego. A jakby przyszli jacyś obcy ludzie i nie miałby kto nas ostrzec. Myślicie, że to tylko dla zabawy wystawiamy warty? Nie! Zachowaliście się nieodpowiedzialnie, zawiedliście…”
Ostrzegać – “Uważaj, nie spadnij z platformy, nie podchodź tak blisko krawędzi, jesteś strasznie wysoko!”
Przyjmować postawę męczennika – “To ja tu dla was czas swój oddaje charytatywnie, a wy mi tak…”
Porównywać – “Dlaczego nie możecie być jak zastęp x, one zawsze tak szybko potrafią się zebrać do wyjścia.”
Stosować sarkazm – “Zostawiłyście kotlety na ogniu, no pięknie, to po prostu genialny pomysł.”
Prorokować – “Jeżeli teraz nie potrafisz pogodzić szkoły z harcerstwem, to co będzie jak zostaniesz wędrownikiem? Zupełnie nie będziesz miał na nic czasu.”
Zastanówmy się jednak, jak czuje się osoba słysząca takie słowa i czy wpłynie to na nią pozytywnie, czy nie podkopie to jej poczucia własnej wartości, czy będzie z nami chętniej współpracować. Moim zdaniem niekoniecznie, a i nasz autorytet w jej oczach nie będzie prawdziwy. Jest kilka innych, lepszych sposobów, aby zachęcić dziatwę do współpracy:
Opisz, co widzisz lub przedstaw problem – “Ognisko nie jest zagaszone. Potrzebna jest woda.”; “Kotlety zaraz się spalą” – ważne, by nie stosować formy “ty” – nie mówimy “nie zgasiłeś ogniska” oraz nie pytać “dlaczego” – “dlaczego tu nie jest sprzątnięte”- bo prawdopodobnie zostanie to odebrane jako atak/obwinianie.
Udziel informacji – “W pozostawionym na wierzchu jedzeniu zalęgną się mrówki”; “Brudną wodę po myciu wylewamy do dołów chłonnych” – ważne, żeby udzielać informacji, o których druga strona nie wie, inaczej zostanie to odczytane jako złośliwość lub też, że uważamy tę osobą za niemądrą.
Jeden wyraz – “ognisko”, “chrust”, “kotlety” – wydajemy polecenie/zwracamy uwagę na jakąś rzeczy używając jednego wyrazu, tak aby druga strona zrozumiała jakie ma wykonać zadanie. Nie używamy imion w ramach stosowania tego sposobu, gdyż wypowiemy je wielokrotnie z dezaprobatą druga strona zacznie je kojarzyć z niezadowoleniem.
Porozmawiaj o swoich uczuciach – “złości mnie kiedy moje polecenia są ignorowane”.
Napisz liścik – “harcówka pilnie doprasza się o posprzątanie” – można go oczywiście zaszyfrować:-).
Przez cały czas pisania artykułu przewijają mi się w głowie słowa Janusza Korczaka – “Nie ma dzieci – są ludzie”. Pomimo, a może przede wszystkim dlatego, że dzieciaki w jednostkach są w pewnym sensie naszymi podwładnymi, podopiecznymi, musimy tym bardziej szanować ich i uczyć, że każdemu należy się szacunek. A on wyraża się w dużej mierze w sposobie, w jaki się do nich odnosimy. Często brak nam umiejętności, zarówno panowania nad naszymi emocjami w sytuacjach trudnych i stresujących, jak również wypowiadania swoich myśli w sposób nie godzący w godność i poczucie własnej wartości drugiej osoby. Jest to na pewno ważny temat do pracy nad sobą.
Emilia Kawałek
Nie wyobraża sobie życia bez czytania i kawy. W Zawiszy spędziła pół życia. Od kilku lat służy jako asystentka hufcowej ds. wypoczynku.