Harcerze w Kościele

Z wielką radością publikujemy w całości przemówienie Abp. Cyrla Wasyla, które wygłosił on w trakcie Sejmiku Skautów Europy w Polsce, 22 maja 2021 r.

Konstytucja dogmatyczna Soboru Watykańskiego II Lumen gentium, po szerokim mówieniu o tajemnicy Kościoła jako mistycznego Ciała Chrystusa, rzeczywistości widzialnej i duchowej oraz Ludu Bożego, wyjaśnia hierarchiczną konstytucję Kościoła, a w szczególności Episkopatu.

W naszym spotkaniu staramy się bardziej skupić na relacji, jaka istnieje między ruchem skautowym, a raczej między działalnością harcerzy jako członków Kościoła a Kościołem jako strukturą hierarchiczną i instytucjonalną.

Nie wchodząc zbyt daleko w opis zjawiska eklezjalności skautingu katolickiego jako ruchu, do którego należą członkowie Kościoła i który Kościół, poprzez swoje hierarchiczne ciała – zwłaszcza w naszym przypadku UIGSE-FSE – uznaje za narzędzie apostolatu, zacznijmy od kilku głównych dokumentów naszego ruchu.

W Karcie naturalnych i chrześcijańskich zasad skautingu europejskiego czytamy:

2. Skauting chce wychowywać Człowieka Wiary, syna Kościoła.

Sformułowanie to zostało również włączone do Statutu Federalnego, który stanowi to samo w punkcie 1.2.6. (U.I.G.S.E.-F.S.E. chce uformować człowieka wiary, syna Kościoła).

W dzisiejszym świecie coraz częstszy jest podział między pojęciem wiary osobistej, czy wręcz „wiary personalizowanej”, a świadomością i wolą przynależności do instytucji, wspólnoty, której pragnął i ustanowił Chrystus, czyli Kościoła widzialnego i kierowanego, zgodnie z jego wolą z zestawu norm, zasad i praw.

O ile pierwszy fakt – czyli wiara osobista – jest łatwiejszy do zaakceptowania, gdyż odpowiada powszechnie uznanej koncepcji wolności osobistej człowieka, o tyle drugi jest często przedstawiany w dość negatywnym świetle, wskazującym jakoby czynnik świadomej przynależności do Kościoła przyniósł ograniczenie „osobistej wiary”.

Nasze harcerstwo zamiast tego z przekonaniem łączy dwie koncepcje, uważając je za nierozłączne dla harcerza naszego Związku.

Temat ten jest bardziej szczegółowo omówiony w Dyrektorium Religijnym na nr. 4 i 5 stanów:

  1. Chrześcijanin należy do widzialnego Kościoła Chrystusa, uczestniczy w jego życiu liturgicznym i sakramentalnym i otrzymuje od niego wskazówki do działania. o ile, na szczeblu federalnym, Federacja Skautingu Europejskiego nie jest związana jako całość z jednym Kościołem, o tyle każdy członek FSE musi należeć do jednego Kościoła lub przygotowywać się do uczestnictwa w tymże. FSE przyjmuje jedynie dzieci i młodzież i stowarzyszenia należące do jednego z następujących Kościołów: Kościoła Katolickiego, Kościoła Prawosławnego lub jednego z Kościołów Ewangelickich, powstałych w wyniku reformacji, wyznających bóstwo Chrystusa i uznających Symbol Apostolski jako wyznanie wiary. Każda jednostka skautów lub przewodniczek powinna należeć do jednego z tych Kościołów. Nikt nie może złożyć przyrzeczenia skauta (lub przewodniczki) jeśli nie jest ochrzczony. Jednakże można dopuścić do złożenia takiego przyrzeczenia osobę zaangażowaną w formację katechumenalną.

Nasz ruch jest częścią ruchów kościelnych, które używają specyficznej metody skautowej. Stąd też elementarna potrzeba, aby członkowie FSE byli członkami Kościoła lub przynajmniej katechumenami – czyli na drodze przygotowania do pełnego włączenia się w Kościół. Podobnie – na poziomie liderów – nie do pomyślenia jest, aby taką rolę odegrały osoby, które nie otrzymały bierzmowania, czyli nie ukończyły procesu sakramentów wtajemniczenia chrześcijańskiego. W przeciwnym razie jaki sens miałaby obietnica służenia Bogu i Kościołowi, obietnica zawarta w tekście obietnicy skautowej? Ważne jest, aby zająć jasne i zdecydowane stanowisko w tej sprawie zarówno przed rodzicami, którzy proszą o włączenie ich nieochrzczonych dzieci do jednostek, jak i w stosunku do niektórych członków naszych stowarzyszeń, którzy mają tendencję do odkładania sakramentu bierzmowania, udając proces szkolenia i obsługi, a także otrzymywanie zadań edukacyjnych.

  1. Każdy Kościół ma określone koncepcje w dziedzinie wychowania. Jest nie do pomyślenia, aby religia mogła być dziedziną nauczania zupełnie oddzieloną od innych; powinna ona oświetlać swoim światłem całość przekazywanej wiedzy i odbywanych zajęć. W skautingu wiernym myśli Baden-Powella nie można przyjąć, iż życie religijne może być oddzielone od zajęć skautowych. Pełny rozwój religijny młodych wymaga więc, aby ich szefowie należeli do tego samego Kościoła, co młodzi, wyznawali tę samą doktrynę, uczestniczyli w tym samym życiu liturgicznym i sakramentalnym. Dlatego FSE uważa za sytuację normalną taką organizację ruchu, w której stowarzyszenia krajowe Przewodniczek i Skautów Europy tworzą organizacje jednolite wyznaniowo, prowadzone i animowane duchowo przez ich Kościoły tak na płaszczyźnie lokalnej, jak i krajowej.  

Pełne członkostwo w Kościele, dzielenie się jego doktryną oraz żywe życie liturgiczne i sakramentalne – to trzy podstawowe i istotne warunki, które są wymagane od głowy FSE.

We wstępnym artykule naszych statutów federalnych czytamy, że nasza organizacja –Międzynarodowy Związek Przewodniczek i Skautów Europy, Federacja Skautingu Europejskiego -, jest międzynarodowym prywatnym stowarzyszeniem wiernych działającym w oparciu o prawo kanoniczne. Związek obowiązują zarówno zasady opisane w niniejszym statucie, jak i faktyczne prawo kanoniczne

Ten ostatni akcent pozwala nam zastanowić się, w jaki sposób Kościół w swoim Magisterium i w samym prawie kanonicznym widzi istnienie, działalność oraz zestaw praw i obowiązków członków Kościoła w zależności od ich stanu, w szczególności stowarzyszeń świeckich.

Pielgrzymka na Św. Krzyż 2016, Msza św. w Nowej Słupi, fot. Eryk Laskowski

Kościół jako instytucja hierarchiczna.

Świeccy i hierarchia

(LG) 37. Ludzie świeccy, tak jak wszyscy chrześcijanie, mają prawo otrzymywać w obfitości od swoich pasterzy duchowe dobra Kościoła, szczególnie pomoc słowa Bożego i sakramentów[320], sami zaś przedstawiać pasterzom swoje potrzeby i życzenia z taką swobodą i ufnością, jaka przystoi synom Bożym i braciom w Chrystusie. Stosownie do posiadanej wiedzy, kompetencji i autorytetu mają możność, a niekiedy nawet obowiązek ujawniania swojego zdania w sprawach, które dotyczą dobra Kościoła[321]. Odbywać się to powinno, jeśli zachodzi potrzeba, za pośrednictwem instytucji ustanowionych w tym celu przez Kościół i zawsze w prawdzie, z odwagą i roztropnością, z szacunkiem i miłością wobec tych, którzy z tytułu swojego świętego urzędu reprezentują Chrystusa.

Ludzie świeccy, tak jak wszyscy wierni Chrystusa, winni z chrześcijańskim posłuszeństwem stosować się ochoczo do tego, co postanawiają święci pasterze, reprezentujący Chrystusa, jako nauczyciele, i kierownicy w Kościele. Winni tak czynić, idąc w tym za przykładem Chrystusa, który swym posłuszeństwem aż do śmierci otworzył wszystkim ludziom błogosławioną drogą wolności synów Bożych.

Niech też nie zaniedbują w modlitwach swoich polecać Bogu swych przełożonych, którzy czuwają jako odpowiedzialni za dusze nasze, aby to czynili z weselem, a nie z udręką[322].

Święci zaś pasterze uznawać mają i wspierać godność i odpowiedzialność świeckich w Kościele, mają korzystać chętnie z ich roztropnej rady, powierzać im z ufnością zadania w służbie Kościoła i pozostawiać swobodę oraz pole działania, owszem, dodawać im ducha, aby także z własnej inicjatywy przystępowali do pracy. Z ojcowską miłością winni bacznie rozważać w Chrystusie przedsięwzięcia, życzenia i pragnienia przedstawione przez świeckich[323]. Słuszną zaś wolność, która wszystkim przysługuje w społeczności ziemskiej, winni pasterze skrupulatnie respektować.

W tym tekście, wraz z Dekretem Apostolicam Actuositatem o apostolacie świeckich, możemy rozważyć rodzaj Charty Magna o wzajemnych stosunkach między świeckimi, hierarchią Kościoła w zadaniu przyczyniania się do budowy Królestwa Bożego. poprzez apostolskie zaangażowanie świeckich.

CIC c. 209 – Wierni zobowiązani są – każdy przez swoje własne działanie – zachować zawsze wspólnotę z Kościołem.

Komunia z Kościołem, która jest zarówno prawem, jak i obowiązkiem, ma za podstawę i warunek ścisłą więź z Bogiem. Zgodnie z tradycyjną definicją mówimy w Kościele o trójwymiarowym wymiarze komunii – komunii wiary, sakramentów i zarządzania. Dążąc do formowania dobrego chrześcijanina i dobrego obywatela, mamy na myśli termin „dobry chrześcijanin” nie w sensie ogólnikowym, ogólnie mówiąc o osobie, która wierzy w boskość Chrystusa, ale o chrześcijaninie, członku Kościoła katolickiego, włożony w jego życie wiarą i sakramentami i identyfikowany z przynależnością, także na zewnątrz, do określonej parafii i wspólnoty diecezjalnej. Ta komunia jest wyrażana przy wielu okazjach. Regularne uczestnictwo w życiu parafii i jego działalności formacyjnej, aktywna obecność w diecezjalnej tkance kościelnej, współpraca z innymi organami i organizacjami kościelnymi itp. – to są znaki naszej „komunii z Kościołem”.

CIC c. 209 § 2. §  2. Z wielką pilnością wierni powinni wypełniać obowiązki, którymi są związani zarówno wobec Kościoła powszechnego, jak i partykularnego, do którego należą zgodnie z przepisami prawa.

Prawo może i musi konkretyzować niektóre obowiązki, do których zobowiązani są członkowie Kościoła, ale harcerz uważa te obowiązki nie za ciężar ograniczający, ale za „drogę” do osiągnięcia celu drogi chrześcijańskiej, zarówno jako jednostki, jak i jako członek stowarzyszenia. Samo w sobie, w duchu harcerskim, w chęci czynienia tego, co „najlepsze”, z pewnością nie wystarczyłoby zadowolenie się zwykłym wypełnieniem obowiązku, w sensie minimalistycznym, ale harcerz chce również od wypełnienia obowiązku czerpać największe korzyści duchowe.

Kilka przykładów:

– „obowiązek” corocznej spowiedzi i komunii – harcerz z pewnością czuje to jako swój – ale nie jest z tego zadowolony. Zaproszony do regularnego życia sakramentalnego i intensywnego życia eucharystycznego, często przystępuje do komunii i regularnie do sakramentu pokuty – nie tyle po to, by wypełnić obowiązek, ile po to, by obficie karmić swoje życie duchowe.

– – „obowiązek” uczestniczenia w niedzielnej i uroczystej Mszy Świętej – jest przestrzegany, ale w zajęciach harcerskich staramy się uczestniczyć w codziennej Mszy św. itp.

– „obowiązek” materialnego wspierania działalności Kościoła: harcerz nie ogranicza się do kilku monet z niedzielnej zbiórki, ale jest gotowy do konkretnej pracy, poprzez własne zaangażowanie materialne, na rzecz wspierania dzieła miłosierdzia i inne potrzeby Kościoła, począwszy od własnej wspólnoty parafialnej.

CIC c. 210 – Wszyscy wierni, zgodnie z własną pozycją, winni starać się prowadzić życie święte, przyczyniać się do wzrostu Kościoła i ustawicznie wspierać rozwój jego świętości

Powołanie do świętości nie jest przywilejem niektórych osób i kategorii w Kościele. Przywołując jeden z tematów katechezy Światowych Dni Młodzieży 2000: „Bądźcie świętymi trzeciego tysiąclecia” – musimy coraz bardziej zdawać sobie sprawę, że „wszyscy chrześcijanie jakiegokolwiek stanu i zawodu powołani są do pełni życia chrześcijańskiego i do doskonałości miłości.” (LG 40,2).

Charakterystyczne dla harcerzy jest oddanie się niektórym przykładom świętości – Św. Jerzy, Św. Franciszek, Św. Paweł, Święta Katarzyna itp. Pobożność ta nie może być wyczerpana tradycyjną modlitwą na początku i na końcu zajęć, ale poprzez przedstawienie postaci świętych prowadzi nas do uznania świętości za wypełnienie życia każdego ochrzczonego, a zatem zaproszenie dla każdego harcerza.

Dzień Modlitw za FSE środowiska garwolińsko-pilawskiego, sanktuarium św. Stanisława Papczyńskiego, Góra Kalwaria 2017, fot. Eryk Laskowski

CIC c. 211 – Wszyscy wierni mają obowiązek i prawo współpracy w tym, aby Boże przepowiadanie zbawienia rozszerzało się coraz bardziej na wszystkich ludzi każdego czasu i całego świata.

Głoszenie Boskiego orędzia zbawienia następuje przez bezpośrednie głoszenie misyjne, ale przede wszystkim przez świadectwo życia osobistego. Czasami świadectwo to przybiera formę prawdziwego „męczeństwa” w sensie fizycznym i krwawym, ale znacznie częściej w sensie psychologicznym i społecznym. Dla młodych, a więc dla harcerzy, którzy są młodymi i duchowymi „par excellence”, te słowa Kodeksu można przetłumaczyć poprzez apel Jana Pawła II podczas Wigilii ŚDM 2000.

Może od was nie będzie się wymagać przelania krwi, ale wierności Chrystusowi z pewnością tak! Wierności, której trzeba dochować każdego dnia: Mam na myśli narzeczonych i trudności, jaką sprawia w dzisiejszym świecie życie w czystości w oczekiwaniu na małżeństwo. Mam na myśli młodych małżonków i próby, na jakie jest narażone ich przyrzeczenie wzajemnej wierności. Mam na myśli relacje między przyjaciółmi i pokusę nielojalności, jaka wkraść się może między nich.

Mam także na myśli tych, którzy podjęli drogę szczególnej konsekracji, i wysiłek, jakiego nieraz wymaga wytrwałość w oddaniu się Bogu i braciom. Myślę też o tych, którzy chcą przeżywać relacje solidarności i miłości w świecie, w którym – jak się wydaje – ma wartość jedynie logika korzyści i interesu osobistego czy grupowego.

Mam również na myśli tych, którzy działają na rzecz pokoju, a widzą, jak w różnych częściach świata rodzą się i rozwijają nowe ogniska wojny; myślę o tych, którzy działają na rzecz wolności człowieka, a widzą, że jest on jeszcze niewolnikiem siebie samego i innych; mam na myśli tych, którzy walczą, aby kochano i szanowano ludzkie życie, a muszą być świadkami częstych zamachów na nie i na należny mu respekt. 

CIC c. 212 – §1. To, co święci pasterze, jako reprezentanci Chrystusa, wyjaśniają jako nauczyciele wiary albo postanawiają jako kierujący Kościołem, wierni, świadomi własnej odpowiedzialności, obowiązani są wypełniać z chrześcijańskim posłuszeństwem.

Temat posłuszeństwa jest dziś bardzo źle odbierany, zwłaszcza gdy mówimy nie tylko o posłuszeństwie zewnętrznym, ale o tym, jak bardzo ten akt posłuszeństwa dotyka również wewnętrznej, duchowej sfery Harcerz jest karny, każde zadanie wykonuje sumiennie do końca.

Ten artykuł Prawa harcerskiego nie powinien być interpretowany jedynie jako środek do prawidłowego funkcjonowania organizacji, jako praktyczna konieczność w życiu jednostki, ale musi być także przeżywany w wymiarze duchowym i teologicznym.

Łacińskie obedire, od ob-audire, oznacza napięcie w kierunku, ruch w celu aktywnego, świadomego przyjęcia słowa lub woli od innych.

„Słuchaj, synu” (Pr 1,8). Posłuszeństwo to przede wszystkim synowska postawa. Jest to szczególny rodzaj słuchania, który tylko syn może dać ojcu, ponieważ oświeca go pewność, że ojciec ma tylko dobre rzeczy do powiedzenia i do dania synowi; słuchanie przepojone tym zaufaniem, które sprawia, że ​​dziecko wita wolę ojca, jest przekonane, że będzie ona dla dobra.

Autentyczne posłuszeństwo nigdy nie jest żądaniem, narzuceniem tego, kto wydaje rozkaz: jest raczej ustępstwem ze strony tego, kto sam się do niego zdecyduje. To, co dajemy, robimy ze względu na jego autorytet.

Postanawiamy być posłuszni, zawiesić swój osąd na czas niezbędny do wykonania tego czynu wbrew naszej doraźnej woli, ponieważ w drugim rozpoznajemy zdolność rozumienia więcej i lepiej niż umiemy, i wierzymy, że to posłuszeństwo sprawi, że będziemy się rozwijać, doprowadzi nas również do wyższego stopnia zrozumienia i świadomości. W przypadku posłuszeństwa, o które proszą święci pasterze, reprezentując Chrystusa, gdy deklarują coś jako nauczyciele wiary lub jako głowy Kościoła, uznajemy tę „zdolność rozumienia więcej i lepiej, niż potrafimy. „nie pasterzom Kościoła jako osobom fizycznym, bez względu na to, jak byli kompetentni i mieli dobre intencje, ale Duchowi Świętemu, który działa jako poręczyciel w Kościele Chrystusowym.

W autentyczności tej relacji to właśnie ten, kto prosi (i nie narzuca, co byłoby czystym sprawowaniem władzy) posłuszeństwa, aby zaangażować się i zaryzykować więcej, ponieważ wie, że za akt posłuszeństwa musi iść skuteczna demonstracja tego przełożonego poziomu zrozumienia, którego posłuszny przed wykonaniem nie mógł narysować: jeśli mu się to nie uda, wie, że nie będzie już mal posłuszeństwo (a może tylko uległość), ponieważ straci swoją wiarygodność, (i będzie musiał uciekać się do jego autorytetu i jego mocy).

Bóg objawia swoją wolę przez wewnętrzne poruszenie Ducha, który „prowadzi do całej prawdy” (por. J 16, 13) oraz przez liczne zewnętrzne pośrednictwa. W istocie historia zbawienia jest historią pośrednictwa, które w pewien sposób uwidaczniają tajemnicę łaski, którą Bóg wypełnia w głębi serc. Również w życiu Jezusa możemy rozpoznać wiele ludzkich pośredników, przez które ostrzegał, interpretował i przyjął wolę Ojca, jako rację bytu i jako stały pokarm Jego życia i misji.

Pośrednictwo, które na zewnątrz przekazuje wolę Bożą, musi być rozpoznane w wydarzeniach życia i w potrzebach właściwych dla konkretnego powołania; ale wyrażają się one także w prawach rządzących życiem towarzyszącym oraz w dyspozycjach tych, którzy są powołani, aby nim kierować. W kontekście eklezjalnym prawomocnie dane prawa i dyspozycje pozwalają rozpoznać wolę Bożą, stając się konkretną i „uporządkowaną” realizacją potrzeb ewangelicznych, wychodząc z tego, od których należy je formułować i dostrzegać.

Wędrówka Zimowa Kręgu Szefów bł. Męczenników Podlaskich, Pratulin 2017, fot. Eryk Laskowski

W homilii na początku posługi Piotrowej Benedykt XVI wyraźnie stwierdził:   Moim prawdziwym programem jest to, by nie realizować swojej własnej woli, nie kierować się swoimi ideami, ale wsłuchiwać się z całym Kościołem w słowo i w wolę Pana oraz pozwolić się Jemu kierować, aby On sam prowadził Kościół w tej godzinie naszej historii.

 Z drugiej strony należy uznać, że zadanie bycia przewodnikiem dla innych nie jest łatwe, zwłaszcza gdy poczucie osobistej autonomii jest nadmierne lub sprzeczne i konkurencyjne w stosunku do innych. Dlatego trzeba, ze strony wszystkich, wyostrzyć spojrzenie wiary na to zadanie, które powinno być inspirowane postawą Sługi Jezusa, który myje stopy swoim apostołom, aby mogli mieć udział w jego życiu i miłość (por. 13,1-17).

§2. Wierni mają prawo, by przedstawiać pasterzom Kościoła swoje potrzeby, zwłaszcza duchowe, jak również swoje życzenia.

§3. Stosownie do posiadanej wiedzy, kompetencji i zdolności, jakie posiadają, przysługuje im prawo, a niekiedy nawet obowiązek wyjawiania swojego zdania świętym pasterzom w sprawach dotyczących dobra Kościoła, oraz – zachowując nienaruszalność wiary i obyczajów, szacunek wobec pasterzy, biorąc pod uwagę wspólny pożytek i godność osoby – podawania go do wiadomości innym wiernym.

Jednak stosunki z „świętymi pasterzami”, to znaczy z biskupami i kapłanami, nie są „jednokierunkowe”, nie mogą też charakteryzować się jedynie podporządkowaniem i czystą biernością. Dzięki wolności Synów Bożych wszyscy wierni, a więc także harcerze, mają prawo i obowiązek aktywnego i proaktywnego poszukiwania dobra Kościoła. Kryteria naszego działania w tej dziedzinie podkreślone przez kanon – oprócz normatywności w sensie kanonicznym – to przede wszystkim to, co moglibyśmy nazwać „kryteriami zdrowego rozsądku”.

Pomijając kryterium integralności wiary i obyczajów, które jest na tyle oczywiste, że nie warto się nad tym rozwodzić, należy w tym kontekście pamiętać, że w propozycjach, jakie harcerze, poprzez swoje kwalifikowane organy, będą kierować do hierarchicznego kościelnego ciał, także tych najbardziej słusznych, z trudem znajdą akceptację, jeśli zostaną przedstawione z dumą, z duchem wyższości, jeśli obrażają rozmówcę lub okazują mu brak szacunku.

Wspólna użyteczność to kolejne kryterium, o którym należy pamiętać podczas oceny, czy wnioski zasługują na ujawnienie.

CIC c. 213 Wierni mają prawo otrzymywać pomoce od swoich pasterzy z duchowych dóbr Kościoła, zwłaszcza zaś słowa Bożego i sakramentów.

Czasami w konkretnych działaniach harcerskich w parafiach księża narzekają, że harcerze proszą o zbyt wiele rzeczy – siedzibę, wsparcie w finansowaniu, użytkowanie pomieszczeń, obiektów i środków parafii itp. Może to być prawda – a jeśli tak, najlepiej zadbać o to, aby żądania grup były realistyczne i wyważone, proporcjonalne do rzeczywistej sytuacji. Zamiast tego proście o dobra duchowe – sakramenty, dzielenie się słowem Bożym itp. – w tym nie można być małodusznym i bojaźliwym – przeciwnie, trzeba uwrażliwić księży w świadomości ich obowiązku rozdawania tych dóbr wszystkim wiernym, reprezentujących różne realia parafialne. Proboszcz nie może przepraszać argumentując, że oferuje swoją posługę wspólnocie parafialnej jako takiej, podczas „zwykłych” okazji. Kościół żąda od swoich pasterzy, w szczególności proboszczów, aby wspierali wspólne życie swoich parafian. W rzeczywistości w CIC. 529 § 2, do proboszcza prosi się o uznanie i wspieranie roli wiernych świeckich w misji Kościoła, sprzyjając ich stowarzyszeniom o celach religijnych. Współpracuj ze swoim biskupem i prezbiterium diecezji, starając się również, aby wierni troszczyli się o wspólnotę parafialną, aby czuli się członkami diecezji i Kościoła powszechnego oraz aby uczestniczyli i wspierali prace mające na celu promocję komunii.

Na szczególną uwagę zasługuje postać Asystenta Duchowego. W idealnej sytuacji asystent ten musi być wyznaczony przez władzę kościelną. Jego akceptacja przez grupę harcerską nie ma wiążącego znaczenia dla ważności nominacji – ale każdy musi dołożyć wszelkich starań, aby ta akceptacja była szczera, aby jego posługa przyniosła obfitość duchowych owoców. W grupach zorganizowanych w parafiach dobrze jest, aby asystent duchowy – jeśli nie należy do duchowieństwa tej samej parafii – działał w porozumieniu, a także współpracował z proboszczem. Ze strony harcerzy należy jak najbardziej sprzyjać działalności asystenta duchowego.

Dyrektorium religijne, stwierdza pod nr. 5 Szefowie, na wszystkich szczeblach ruchu, mają obowiązek popierać misje duszpasterzy wśród młodych, którzy są im powierzeni. Ważne jest, by duszpasterze pogłębiali znajomość metody skautowej, tak aby uwzględniali w swej działalności duszpasterskiej elementy specyficzne właściwe skautingowi, cały czas czuwając nad tym, by nie wchodzić w rolę zarezerwowaną dla szefów świeckich. Młodzi, a szczególnie młodzi szefowie, nie powinni być postrzegani tylko jako przedmiot pasterskiej troski Kościoła: powinni być zachęcani do tego, aby stali się tym, kim są w rzeczywistości, tj. aktywnymi podmiotami, które biorą udział w ewangelizacji i w odnowie społecznej świata, który ich otacza.

Dla asystentów duchowych przewidziano również proces szkolenia w dziedzinie skautingu. W jego przygotowaniu konieczna jest współpraca zarówno z asystentami krajowymi, jak iz przedstawicielami oddziałów, a także z odpowiednimi liderami, zwłaszcza z osobami odpowiedzialnymi za szkolenia w dziedzinach szkolnych.

CIC c. 214 – Wierni mają prawo oddawać cześć Bogu zgodnie z postanowieniami własnego obrzędu, zatwierdzonymi przez prawowitych pasterzy Kościoła oraz stosować własną metodę życia duchowego, zgodną jednak z nauką Kościoła.

Kodeks, mówiąc o swoim własnym rycie, oznacza przez to wyrażenie nie tylko obrzęd w sensie liturgicznym, ale cały sposób życia wiarą poprzez dziedzictwo liturgiczne, teologiczne, duchowe i dyscyplinarne, wyróżniające się kulturą i historycznymi uwarunkowaniami narodów. . W niektórych przypadkach wiąże się to również z formalnym członkostwem w Kościele sui iuris.

Dla przywódców skautów ważne jest, aby znać zasady dotyczące przypisywania wiernych do ich odpowiednich Kościołów sui iuris. Na terenach, gdzie kilka Kościołów sui iuris współistnieje na tym samym terytorium, integralną częścią wychowania skautowego będzie także wychowanie do poznania i uznania zarówno właściwego obrzędu, jak i innego obrzędu używanego przez wiernych na tym samym terytorium.

CIC c. 215 – Wiernym przysługuje prawo sprawowania kultu Bożego, zgodnie z przepisami własnego obrządku, zatwierdzonego przez prawowitych pasterzy Kościoła, jak również podążania własną drogą życia duchowego, zgodną jednak z doktryną Kościoła.

Apostolicam Actuositatem 18. Wierni jako jednostki są powołani do prowadzenia działalności apostolskiej w różnych warunkach swego życia; powinni jednak pamiętać że człowiek z natury swojej jest istotą społeczną i że spodobało się Bogu zjednoczyć wierzących w Chrystusa w jeden Lud Boży (por. 1 P 2, 5-10) i zespolić w jedno ciało (por. 1 Kor 12, 12). Apostolstwo więc zespołowe odpowiada doskonale zarówno ludzkim, jak i chrześcijańskim wymogom wiernych, a zarazem ukazuje znak wspólnoty i jedności Kościoła w Chrystusie, który powiedział: „Gdzie bowiem dwaj albo trzej zgromadzeni są w imię moje, tam i ja jestem pośród nich” (Mt 18, 20).

Dlatego wierni niech sprawują swoje apostolstwo w zjednoczeniu[28]. Niech będą apostołami zarówno w swoich społecznościach rodzinnych, jak i w parafiach i diecezjach, które same w sobie wyrażają wspólnotowy charakter apostolstwa, oraz w wolnych zrzeszeniach, jakie postanowili wśród siebie zorganizować.

Apostolstwo zespołowe posiada ogromną doniosłość i dlatego, że praca apostolska czy to w społecznościach kościelnych, czy to w różnych ośrodkach wymaga często wspólnego działania. Stowarzyszenia bowiem założone dla celów apostolstwa zespołowego niosą pomoc swym członkom i przysposabiają ich do apostolstwa, odpowiednio ustawiają ich pracę apostolską i kierują nią tak, że o wiele więcej można się po niej spodziewać owoców, niż gdyby każdy działał na własną rękę.

To usposobienie soborowe miało dwa powody, jeden praktyczny, drugi teologiczny.

Pierwsza polega na tym, że ze względu na sekularyzację i antyklerykalizm księża i duchowni nie mieli dostępu do wielu dziedzin życia społecznego w różnych krajach. W konsekwencji – i to jest drugi fakt – gdyby Kościół chciał być obecny na tych terenach, mógłby to czynić tylko za pośrednictwem świeckich. W czasie Soboru problem był szczególnie poważny ze względu na „milczenie Kościoła” za kurtyną, ale także narastającą ciszę na Zachodzie.

 Elementem teologicznym było nowe rozumienie Kościoła jako komunii, które znajdujemy w Konstytucji dogmatycznej o Kościele „Lumen gentium”. Zamiast poprzedniego modelu odwróconej piramidy, Kościół był teraz postrzegany jako rzeczywistość o strukturze hierarchicznej, z różnymi urzędami i funkcjami, w której jednak każdy członek posiada fundamentalną równość w godności i prawach. W tym sensie mówimy o Kościele jako „Ciele Chrystusa” i „Ludzie Bożym”. Wśród praw i obowiązków członków Kościoła wynikających z chrztu fundamentalne znaczenie ma prawo i obowiązek uczestniczenia w misji Kościoła. Ogólnym terminem tej misji jest apostolat. Dlatego udział świeckich w misji Kościoła słusznie określa się jako „apostolat świeckich”.

Start Harcerski środowiska garwolińsko-pilawskiego, wrzesień 2016 r., fot. Eryk Laskowski

Równie fundamentalne jest – jak uczy „Lumen gentium” – że świeccy, jak również większość duchownych i zakonników, są powołani przez Boga do dążenia do najwyższych poziomów świętości; być świętymi. Wyraźnie to wyraża się w rozdziale V Konstytucji o Kościele, podczas gdy sytuacja świeckich w stosunku do Kościoła i misji została omówiona w rozdziale IV.

Kanony KPK mówią zasadniczo na ten sam temat.

CIC c.  217. Wierni, którzy to przez chrzest są powoływani do prowadzenia życia zgodnego z doktryną ewangeliczną, posiadają prawo do wychowania chrześcijańskiego, przez które mają być odpowiednio przygotowywani do osiągnięcia dojrzałości osoby ludzkiej i jednocześnie do poznania i przeżywania tajemnicy zbawienia.

CUIC c.  218. Ci, którzy zajmują się świętymi naukami, korzystają ze słusznej wolności poszukiwania, jak również roztropnego wypowiadania swojego zdania w sprawach, w których są specjalistami, z zachowaniem jednak posłuszeństwa należnego Nauczycielskiemu Urzędowi Kościoła.

Apostolstwo chrześcijańskie nie jest monopolem duchowieństwa, przeciwnie, jest integralną częścią tej harmonijnej współpracy wszystkich członków Kościoła, która charakteryzuje świadomość przynależności do tego samego mistycznego Ciała Chrystusa.

Owocność apostolatu świeckich zależy od ich żywotnego zjednoczenia z Chrystusem” (Apostolicam Actuositatem, 4), to znaczy od silnej duchowości, karmionej aktywnym uczestnictwem w liturgii i wyrażającej się w stylu ewangelicznych błogosławieństw. Ponadto dla świeckich duże znaczenie mają kompetencje zawodowe, poczucie rodziny, zmysł obywatelski i cnoty społeczne. Chociaż prawdą jest, że są oni powołani indywidualnie do dawania osobistego świadectwa, szczególnie cennego tam, gdzie wolność Kościoła napotyka przeszkody, to jednak Sobór podkreśla wagę zorganizowanego apostolatu, niezbędnego do wpływania na ogólną mentalność, warunki społeczne i instytucje ( por. Apostolicam Actuositatem, 18). W tym względzie Ojcowie zachęcali liczne stowarzyszenia świeckich, nalegając także na ich formację do apostolatu.

Dekret o apostolacie świeckich jest zatem praktycznym i programowym zastosowaniem zasad określonych przez „Lumen gentium”, do tego stopnia, że ​​oba dokumenty uzupełniają się wzajemnie.

Jakie są prawa i obowiązki świeckich w odniesieniu do apostolatu, o którym mowa w dekrecie i jak mają one zastosowanie w życiu codziennym?

W przeciwieństwie do przedsoborowego podejścia do apostolatu świeckich, typowego dla Akcji Katolickiej – czyli idei, że apostolat świeckich jest formą uczestnictwa w odpowiedzi na hierarchiczną delegację – Sobór naucza, że ​​świeccy mają prawo i obowiązek wykonywania czynności apostolskich tylko dlatego, że są członkami Kościoła. Wezwanie do apostolatu dociera do świeckich od Chrystusa i opiera się na chrzcie i bierzmowaniu. Nie jest to coś delegowanego przez hierarchię, chociaż oczywiście świeccy, aby działać w imieniu Kościoła, będą musieli uzyskać upoważnienie hierarchii. Dlatego Sobór popiera ideę autonomicznego apostolatu świeckich, który może przybierać dwie formy: apostolatu indywidualnego i apostolatu grupowego. Wszyscy świeccy katolicy, mężczyźni i kobiety, którzy w mniejszym lub większym stopniu uczestniczą w apostolacie grupowym, są powołani do prowadzenia apostolatu indywidualnego. Wszystko to zostało zilustrowane w Dekrecie o apostolstwie świeckich, którego podstawowym przesłaniem jest to: „powołanie chrześcijańskie jest ze swej natury także powołaniem do apostolatu” („Apostolicam Actuositatem”, 2). Świeccy są wezwani do urzeczywistniania tej wizji apostolatu w życiu codziennym poprzez osobiste rozeznanie.

W jakiej formie Bóg powołuje nas tu i teraz, abyśmy służyli bliźniemu i kontynuowali odkupieńcze dzieło Chrystusa, które jest misją Kościoła? Indywidualna odpowiedź, oparta na rozeznaniu powołaniowym, przedstawia specyficzną formę apostolstwa, które osoba będzie wykonywała. Inni będą mogli udzielić ogólnych porad, wskazać różne możliwe opcje, ale ostatecznie rozeznanie osobistego powołania jest czymś, co osoba musi zrobić samodzielnie. Dla harcerzy reakcja na realizację tych zasad jest wyrażona w trzeciej z zasad harcerskich:

Harcerz – Syn Chrześcijaństwa – jest dumny ze swej wiary: pracuje sumiennie, aby ustanowić Królestwo Chrystusa w całym swoim życiu i świecie, który go otacza.

Wędrówka na Święty Krzyż 2017, fot. Eryk Laskowski

…i Europie chrześcijańskiej cz. 2 – kryzys

W poprzednim artykule starałem się przedstawić genezę cech konstytutywnych formacji cywilizacyjnej, którą nazywamy Europą chrześcijańską. Cechami tymi była klasyczna triada: filozofia grecka – prawo rzymskie – religia katolicka. Europa dzisiejsza, i zdaję się nie być osamotniony w tym poglądzie, mocno odbiega jednak od tego wzorca. Dlaczego tak się stało? Zmiany zachodzące w formach życia zbiorowego rzadko kiedy są momentalne i możliwe do ścisłego wskazania, postępują w czasie przez całe stulecia. Śledząc dzieje możemy jednak zauważyć pewne punkty zapalne, które gwałtownie przyspieszały wiatr zmian. Nazywamy je rewolucjami. W historii Starego Kontynentu zaszło ich wiele, ale trzy z nich zdają się najbardziej wszechogarniające i brzemienne w skutkach: reformacja, rewolucja francuska i rewolucja obyczajowa. Przyjrzyjmy się im pokrótce.

Mało jest wydarzeń tak brzemiennych w skutkach dla historii całego świata jak przybicie przez Marcina Lutra swoich 95 tez do drzwi wittemberskiej katedry. Gdy 31 X 1517 roku augustianin występował przeciw dominikańskim nadużyciom, zapewne nie spodziewał się, że stanie w następnych latach na czele nowego wyznania, a, poza świętym biskupem Hippony, inspiracje teologiczne zacznie czerpać z nauk Jana Husa czy Jana Wiklefa.  Kwestie racji czy winy Kościoła i reformatora są zagadnieniem trudnym i skomplikowanym, pozwolę więc sobie, jako katolik, oddać głos świętemu Janowi Pawłowi II: Istotnie, naukowe badania uczonych, tak ewangelickich, jak i katolickich, badania, w których już osiągnięto znaczną zbieżność poglądów, doprowadziły do nakreślenia pełniejszego i bardziej zróżnicowanego obrazu osobowości Lutra oraz skomplikowanego wątku rzeczywistości historycznej, społecznej, politycznej i kościelnej pierwszej połowy XVI wieku. W konsekwencji została przekonująco ukazana głęboka religijność Lutra, którą powodowany stawiał z gorącą namiętnością pytania na temat wiecznego zbawienia. Okazało się też wyraźnie, że zerwania jedności Kościoła nie można sprowadzać ani do niezrozumienia ze strony Pasterzy Kościoła katolickiego, ani też jedynie do braku zrozumienia prawdziwego katolicyzmu ze strony Lutra, nawet jeśli obydwie te okoliczności mogły odegrać pewną rolę. Podjęte rozstrzygnięcia miały głębokie korzenie. W sporze na temat stosunku między wiarą a tradycją wchodziły w grę sprawy najbardziej zasadnicze, odnoszące się do właściwej interpretacji i recepcji wiary chrześcijańskiej, sprawy zawierające w sobie potencjalność podziału Kościoła, nie dającego się wytłumaczyć samymi racjami historycznymi. Tym, co najbardziej mnie interesuje, nie jest słuszność w tym sporze, ale jego konsekwencje dla cywilizacji europejskiej. Mimo wcześniejszej schizmy z Konstantynopolem, czy okazjonalnego przyjmowania innych odmian chrześcijaństwa przez poszczególne krainy Europy średniowiecznej, jak w przypadku katarów w południowej Francji, waldensów we Włoszech czy husytów w Czechach, po raz pierwszy tak znaczna część Starego Kontynentu pogrążyła się w wewnątrzchrześcijańskich wojnach religijnych – od krwawych wojen chłopskich w pierwszych latach reformacji po apokaliptyczną wojnę trzydziestoletnią w połowie następnego wieku. Jak zauważył niemiecki jurysta Carl Schmitt, konsekwencją tych traumatycznych wydarzeń było wytworzenie się nowego modelu sprawowania władzy przez państwo – absolutyzmu. Gdy władca miał pod swym panowaniem skonfliktowanych poddanych różnych wyznań, nie mógł odwołać się do Kościoła czy innych organizacji autonomicznych w kwestii rozstrzygania sporów. Współuczestnictwo we władzy, które posiadały biskupstwa, gildie miejskie czy parlamenty szlacheckie zostały głęboko ograniczone. Stany społeczne traciły swoje wiekowe przywileje. Ten nowy model państwa podłożył podwaliny pod centralizację i sekularyzację, które zostaną dalej pogłębione w ramach rewolucji francuskiej. Poza tym, w krajach, które przyjęły za swoje wyznanie różne odłamy protestantyzmu, władza duchowa została całkowicie podporządkowana władzy świeckiej – średniowieczny ideał „dwóch mieczy” (świeckiego i duchowego) zastał całkowicie porzucony. Nawet w Rzeczypospolitej Obojga Narodów szlachcic, który przyjmował jakieś wyznanie protestanckie, nieraz przejmował majątek kościelny znajdujący się w jego dobrach i zmuszał swoich chłopów, klientów i domowników do porzucenia swej dawnej religii. Wreszcie, rozbicie kontynentu na obóz katolicki i protestancki zburzyło dawną jedność ideową Zachodu.

Rewolucja francuska jest kolejnym z wydarzeń w historii Europy, która miała dlań przełomowe znaczenie. Zryw, który zreformował państwo francuskie zgodnie z ideałami oświeceniowych filozofów, a zarazem był drugim, po ścięciu Karola II Stuarta, królobójstwem w majestacie prawa; który przybrał formę krwawej wojny domowej i pierwszego nowożytnego ludobójstwa, dokonanego na sprzeciwiających się sekularyzacji mieszkańcach departamentu Wandea. Warto przytoczyć świadectwo „z okresu”, wystawione przez polskiego pisarza oświeceniowego i sympatyka rewolucji, Cypriana Godebskiego. Narrator jego powieści, pod tytułem Grenadier-filozof, mówi: Mój ojciec był spomiędzy bogatszych kupców Tulonu. Wiadomy wam los tego nieszczęśliwego miasta; będzie on długo przerażać prawdziwych przyjaciół ludu. Wymordowano jego mieszkańców dla uczynienia ich wolnymi. Zagładzono jego ślady dla zaszczepienia w nim drzewa wolności, a na stosie trupów otworzono księgę praw człowieka. Znowu nie tragiczny przebieg i nie skomplikowane przyczyny, a dalekosiężne skutki są główną przyczyną zainteresowania tym wydarzeniem historycznym. Z rewolucji francuskiej zrodził się nowy typ państwa europejskiego, ostatecznie uformowany i rozprzestrzeniony po Kontynencie przez Napoleona. I mimo że jego imperium było nietrwałe, to organizacja tego państwa stała się wzorcowa nawet dla jego rywali, a ruchy liberalne, rewolucyjne i narodowo-wyzwoleńcze wieku XIX czerpały z cesarza Francuzów nieustanną inspirację. Jakie stało się nowe państwo europejskie? Było to państwo zsekularyzowane, w którym religia chrześcijańska została pozbawiona „twardych” możliwości wpływu na życie polityczne i społeczne, a w radykalnych formach „rozdziału kościoła od państwa” była wprost prześladowana, jak w Meksyku w latach 20 wieku XX. Jednak głębokie osadzenie kultury europejskiej w chrześcijańskiej nadziei zbawienia nie zostało tak łatwo wykorzenione, a w przestrzeni kolejnych dekad zaczęło przybierać formy ideologii obiecujących osiągnięcie wiecznej szczęśliwości w życiu doczesnym – czy to po zniesieniu podziału na ciemiężonych i ciemiężycieli jak obiecywał komunizm, czy to w ramach dominacji jednej rasy nad innymi, jak zapewniał hitleryzm. W czasach dzisiejszych na szczęście nie mamy już do czynienia z totalitaryzmami, ale wciąż żywe jest przekonanie, że odpowiedni porządek społeczno-polityczny zapewni nieustające szczęście człowiekowi.

Inną cechą państwa nowoczesnego, rodzącego się w rewolucyjnej Francji, jest unitaryzm. Zniesiono setki przywilejów, zlikwidowano lokalne porządki prawne, odebrano resztki możliwości egzekwowania władzy organizacjom pozapaństwowym. Pluralizm i hierarchiczność dawnego społeczeństwa sprowadzono do relacji obywatel-państwo.

Ostatnią rewolucją, na którą chcę zwrócić uwagę, jest tak zwana rewolucja obyczajowa lat 60 wieku XX. Nie był to pierwszy okres odrzucenia pruderyjności i swobodnego stosunku do ludzkiej seksualności przez Europejczyków. Same nasuwają się przykłady oświeceniowej arystokracji czy Berlina doby Republiki Weimarskiej. Główna różnica polega jednak na tym, że, poprzez skorelowanie z powojennymi zmianami społecznymi, jak masowa migracja do miast czy rozpad modelu rodziny wielopokoleniowej i zastąpienie go rodziną nuklearną, rewolucja ta nie tyczyła się jednego regionu, kraju czy warstwy społecznej, a objęła całe społeczeństwa. Ponadto, gdy odrzucono systemy wartości piętnujące hedonizm jako zło, nawet gdy krzywdzi człowieka poddającego się władzy przyjemności, trudno było znaleźć „świeckie” czy prawne argumenty przeciw używaniu życia. Z konsekwencjami współczesnej dekadencji sami stykamy się w życiu codziennym. Najstraszliwszymi z nich są chyba jednak aborcja, eutanazja i inne przejawy „cywilizacji śmierci”.  

Znowu, ten krótki tekst jest tylko wierzchołkiem góry lodowej, jaką jest temat przemian cywilizacji europejskiej. To tylko rzut okiem na las na horyzoncie, a nie wejście między drzewa. Mam jednak nadzieję, że choć trochę przybliżył temat różnic między Europą chrześcijańską a Europą wieku XXI. W ostatniej części cyklu pochylimy się nad przyszłością jednej i drugiej i zastanowimy się, jak możemy budować Europę chrześcijańską dzisiaj.

Ignacy Wiński


Urodzony w roku 1998, przyrzeczenie w ostatnich dniach 2010 roku. Przez ostatnie parę lat Akela 5 Gromady Lubleskiej, prywatnie student. Zanteresowania: filozofia i historia idei, kultura i popkultura, modelarstwo.

Uwalnianie od grania ról

Nie zdajemy sobie nawet sprawy, jak wielki wpływ na nasze zachowanie mają nasze przekonania o nas samych. Te przekonania są kształtowane w dużej mierze przez to, co słyszymy o sobie od innych. Szczególną rolę odgrywają tu przekonania naszych rodziców, ale także innych osób dla nas ważnych, z których zdaniem się liczymy. Jeśli wiele razy w swoim życiu słyszeliśmy, że posiadamy jakąś cechę – jesteśmy nieśmiali, wrażliwi, uparci, bezczelni – nieświadomie dostosowujemy nasze zachowanie do takiej etykietki. Można powiedzieć, że to samospełniająca się przepowiednia. Czasem wręcz próbujemy udowodnić, że faktycznie tacy jesteśmy. Robimy to trochę na złość, szczególnie jeśli chodzi o jakieś cechy negatywne, na zasadzie “ja wam dopiero pokażę jaki jestem złośliwy”.

Oczywiście działa to w dwie strony – również my przyczepiamy innym etykietki i postrzegamy innych poprzez opinie, jakie o danej osobie krążą. Uwolnienie się od przypisanej roli jest trudne, wymaga zmiany w sposobie myślenia, przekonania się, że nie muszę być taki. My, jako szefowie, możemy również pomóc naszym podopiecznym wyjść z granych ról i starać się, aby nasze spojrzenie na nie było wolne od opinii i etykiet. Oto kilka sposobów:

  1. Wykorzystaj okazję pokazania dziecku, że nie jest tym, za kogo się uważa

(nieśmiały) – Widziadłem jak podszedłeś do nowego chłopca w zastępie. Jaś czuł się zagubiony w nowej sytuacji, a ty się nim zaopiekowałeś i pomogłeś przełamać lody z innymi harcerzami. Zachowałeś się bardzo dojrzale i otwarcie.

  1. Stwórz sytuację, w której dziecko spojrzy na siebie inaczej

(zapominalski) – Ania zobowiązuję cię do zabrania mapy na ZZZ. Bez niej nie trafimy na miejsce.

  1. Pozwól dziecku podsłuchać, gdy mówi się o nim pozytywnie

(nieogarnięty, do rodziców, po powrocie z ZZZ-tu) – Michał bardzo dobrze sobie poradził, pomimo, że był to jego pierwszy wyjazd w naszym gronie. Nigdy nie musieliśmy na niego czekać, a nawet zauważał, co trzeba zrobić, zanim ktoś o tym powiedział.

  1. Zademonstruj zachowanie godne naśladowania

(niezorganizowany) – Aż się boję zabrać do sprzątania harcówki. Takiego bałaganu dawno tam nie było. Już wiem – musimy podzielić sprzątanie na etapy.

  1. W szczególnych momentach bądź dla dziecka skarbnicą wiedzy

– Zawsze jestem roztrzepany, nie umiem się skupić… – Myślę, że niesprawiedliwie się oceniasz. Pamiętasz, jak byłeś topografem na ostatniej pielgrzymce. Trzeba było uważać, bo trasa była skomplikowana, a ty miałeś wszystko pod kontrolą i bez problemu trafiliśmy na miejsce.

  1. Gdy dziecko postępuje wg starych nawyków, wyraź swoje uczucia lub oczekiwania

(niewytrwały) – Ela, widzę, że nie dokończyłaś wyplatać stołu i zostawiłaś wokół bałagan. Wierzę, że możesz to zrobić dobrze i do końca.

Opinie, które przywarły do nas mogą rzutować na nasze dorosłe życie. Jeśli wielokrotnie w dzieciństwie słyszeliśmy, że jesteśmy “jacyś”, to wyrobiliśmy sobie już najpewniej wzorzec zachowań, który to potwierdza. Spróbujmy prześledzić skąd wzięły się nasze przekonania o nas samych. A gdy widzimy, że do naszych podopiecznych jest przypisywana określona rola – spróbujmy ją przełamać pokazując, że to tylko opinia, nie zaś bezdyskusyjna prawda.

fot. Bożena Nowakowska

To już ostatni artykuł na podstawie książki “Jak mówić, żeby dzieci nas słuchały…”. Mamy nadzieję, że były one dla Was ciekawe i rozwijające. Jeśli jesteście zainteresowani tą tematyką i chcecie wprowadzić w życie przedstawione zasady do relacji między Wami i innymi ludźmi polecamy lekturę całości.

Pamiętajmy, że każda osoba jest podmiotem, czuje i jako dziecku Bożemu należy jej się szacunek – nawet (a może przede wszystkim) jeśli ma tylko kilka lat i jest od nas zależna. Nasze słowa mają wielkie znaczenie – dbajmy, żeby budowały, a nie niszczyły.

Emilia Kawałek


Nie wyobraża sobie życia bez czytania i kawy. W Zawiszy spędziła pół życia. Od kilku lat służy jako asystentka hufcowej ds. wypoczynku.

Czy języki miłości pomagają kochać świadomie?

Myślę, że każdy kiedyś zastanawiał się nad znaczeniem słów „kocham cię”. Może myśleliście nad nimi, kiedy ktoś powiedział je w stosunku do Was? A może to Wam przyszło je wypowiedzieć?

Miłość ma różne oblicza. Inaczej kocha się rodziców, inaczej rodzeństwo, dzieci, przyjaciół, czy męża lub żonę. Ale każda miłość swój początek bierze z Krzyża. To właśnie na Krzyżu Jezus dał nam wzór, jak kochać doskonale; tym bardziej potrafimy kochać, im bardziej nasza miłość jest podobna do Jego miłości.

Miłość, chociaż sama w sobie jest bardzo prosta i przejrzysta, lubi być przez nas komplikowana. Z czego to wynika? Przede wszystkim z naszych potrzeb, które są bardzo odmienne. Jedna jest miłość, ale wiele sposobów jej wyrażania.

Gary Chapman, amerykański psycholog, antropolog i doktor filozofii, z zauważył, że wiele nieporozumień wynika z różnego sposobu okazywania sobie miłości. Na podstawie swoich obserwacji stworzył teorię języków miłości. I tak właśnie wyróżnia języki: dotyku, drobnych przysług, akceptacji, czasu wartościowego i prezentów.

Warto zauważyć, że nie opisują one jedynie miłości w stosunku do naszego ukochanego czy ukochanej, ale też do rodziców, dzieci, naszych podopiecznych czy każdej innej osoby. Czasem odkrycie tego, jaki ktoś ma język miłości, może wiele ułatwić w naszej relacji z tą osobą, w przyjaźni, zwykłej życzliwości, czy nawet w pracy. Używanie języka miłości drugiej osoby może ułatwić komunikację, bo taka osoba czuje się przez nas szanowana i doceniona.

Posługiwanie się językami miłości możemy porównać po prostu do posługiwania się językami obcymi. Jeżeli spotykamy osobę innej narodowości, którą chcemy poznać, musimy nauczyć się mówić w jej języku. Nieważne jak dużo opowiadalibyśmy jej o sobie w swoim języku, nie wniosłoby to nic w naszą relację. Analogicznie, jeżeli bardzo wyraźnie chcielibyśmy okazać komuś miłość, ale okazywalibyśmy ją w swoim języku miłości, a nie w języku tej drugiej osoby, to ona nie będzie czuła się kochana. A nawet jeśli, to na pewno nie będzie czuła się kochana w takim stopniu, w jakim mogłaby się czuć.

Przejdźmy do przykładów. Mąż całymi dniami ciężko pracuje, żeby zapewnić byt swojej rodzinie. Jego językiem miłości są drobne przysługi i on poprzez pracę okazuje miłość swoim bliskim. Jego żona teoretycznie wie, że on to wszystko robi z miłości do niej i dzieci. Ale jej językiem miłości jest czas wartościowy. Zatem żona nie czuje się kochana, bo mąż nie ma dla niej czasu. Natomiast kiedy on wraca z pracy, żona nie okazuje mu, że docenia jego pracę. Nie chwali go, a on tych pochwał potrzebuje, ponieważ jego drugim wiodącym językiem jest język akceptacji. I przez ten brak doceniania, on też nie będzie się czuł kochany. I to może być naprawdę wspaniałe, kochające się małżeństwo, ale z takich błędów komunikacji i wzajemnego nierozumienia potrzeb, mogą wynikać liczne, zbędne konflikty.

Żeby ograniczyć takie konflikty, warto mówić o swoich potrzebach i swoim języku miłości drugiej osobie. A równocześnie starać się posługiwać i wyrażać swoje uczucia wobec niej za pomocą jej języka.

Język akceptacji, zwany też językiem wyrażeń afirmatywnych, mają osoby, które potrzebują czuć się doceniane. Potrzebują, żeby zauważać ich wysiłek, potrzebują być chwalone za różne rzeczy. I nie ma tutaj znaczenia za co. Może to być pochwała za dobry obiad, ładny makijaż, czy za awans w pracy. Dużą wagę przywiązują do słów. Osoba, która nie ma tego języka często nie widzi potrzeby chwalić, dlatego że jest dla niej oczywiste, że przykładowo obiad był dobry, bo zawsze jest dobry. Ale jeżeli wiemy, że nasz współmałżonek ma ten język, naszym zadaniem jest starać się pamiętać, aby chwalić go za najmniejsze rzeczy. Dzięki temu będzie czuł się akceptowany i kochany.

Drugim językiem jest język czasu wartościowego. Osoba, która ma taki język, potrzebuje czuć, że ktoś poświęca jej czas, że ktoś „marnuje” swój czas dla niej. Słowo „marnuje” oznacza tutaj, że druga osoba mogłaby poświęcić swój wolny czas po pracy na obejrzenie meczu, czytanie książki, czy na inną rzecz, którą lubi, a zamiast tego poświęca ten czas nam. Nawet jeśli taki spacer sam w sobie nie jest atrakcyjny dla naszego chłopaka, bo woli on spędzać czas aktywnie, to pójdzie na ten spacer ze względu na nas. Język czasu wartościowego jest mocno związany z potrzebą rozmowy, czucia się wysłuchanym i zrozumianym. Jednak to nie znaczy, że oglądanie filmu w milczeniu się do niego nie zalicza. Jeśli towarzyszy temu poczucie bycia razem, to nie ma znaczenia, czy jest to film, wymienianie opon samochodowych, robienie pizzy, czy wyjazd na Majorkę.

Język miłości prezenty charakteryzuje się tym, że dana osoba potrzebuje jakiś materialnych znaków miłości. W żadnym wypadku nie chodzi o materializm i wartość pieniężną tych rzeczy, tylko o jakiś widoczny wyraz przyjaźni czy miłości. To może być liścik, zdjęcie, czy nawet serduszko narysowane szminką na lustrze w łazience przed wyjściem do pracy. Dziewczyna, która ma ten język miłości zasuszy listek, który chłopak podniósł z ziemi i dał jej na pierwszej randce. Niektórzy wolą cieszyć się chwilą i zachowywać cenne momenty w swojej pamięci, a inni, właśnie osoby z językiem prezentów, będą pamiętały o tym, żeby taki moment uchwycić na zdjęciu, na które będą mogły potem patrzeć i wspominać.

Język drobnych przysług zwany jest czasami też językiem służby. Osoby z tym językiem jako największy wyraz Miłości traktują pomoc drugiej osobie, odciążenie jej z obowiązków. Kiedy żona sama z siebie pomyśli o zawiezieniu dzieci do szkoły, żeby mąż mógł się dłużej wyspać, wtedy on, jeśli ma ten język miłości, poczuje się najbardziej na świecie kochany. Osoba z językiem drobnych przysług, widząc, że ktoś na imprezie zmywa naczynia zamiast grać w planszówki czy tańczyć, chętnie pójdzie go zmienić. Jeżeli żona z tym językiem poprosi męża o wymianę żarówki, a on o tym zapomni, a zamiast tego po pracy przyniesie jej kwiaty, ona będzie czuła się dotknięta, bo nie zrobił tego, o co go poprosiła. I kwiaty nie będą miały większego znaczenia. Będzie się nimi cieszyć dopiero wtedy, kiedy żarówka zostanie wymieniona.

Ostatnim z języków jest dotyk. Sfera seksualna jest tylko małym elementem tego języka. Sam dotyk jest dużo szerszym zagadnieniem. Obejmuje trzymanie się za rękę z chłopakiem, zmierzwienie włosów synowi, czy przytulenie się do przyjaciółki. Dla dziewczyny z tym językiem, która siedzi z chłopakiem na grillu u znajomych, ważne będzie, aby na tym grillu siedzieć obok niego, położyć mu głowę na ramieniu, po prostu być blisko. Ona może przez całego grilla rozmawiać z przyjaciółką, a on z innymi znajomymi, ale dla niej będzie się liczyć to, że jest obok. Wiadomym jest, że dotyk jest czymś, czego potrzebujemy w związku czy małżeństwie, kiedy jesteśmy zakochani. Dlatego warto zastanowić się, czy potrzebujemy tego dotyku też od innych osób i na tej podstawie stwierdzić, czy jest to nasz wiodący język. Ważną rzeczą jest też to, że każde dziecko ma ten język. Oznacza to, że rodzice, nawet jeśli dotyk nie jest dla nich naturalnym sposobem wyrażania miłości, powinni się uczyć okazywać ją w ten sposób w stosunku do swoich dzieci, które bardzo potrzebują przytulenia, pogłaskania po głowie i wzięcia na kolana.

Eurojam 2014, fot. Jan Żochowski

Choć naszą miłość wyrażamy wobec wielu ludzi i wobec każdej z tych osób jest ona inna, szczególną wagę przykładamy do miłości małżeńskiej. Amerykańska psycholog dr Dorothy Tennov przeprowadziła badania, na których podstawie stwierdziła, że etap zakochania trwa średnio dwa lata. Podczas tego etapu często wszystko jest piękne i kolorowe. Jednak kiedy zakochanie mija, wcale nie musi być nagle strasznie. Jeżeli świadomie budujemy swoją miłość, w oparciu nie tylko o uczucia, ale i o rozum, i decyzję o wspólnym budowaniu życia i walki o zbawienie ukochanej osoby, czas po zakochaniu może być równie piękny. Świadomość języków miłości może nam w tym pomóc.

Na koniec warto wspomnieć też o tym, że miłość małżeńska jest skarbem całej rodziny. Jeżeli miłość między małżonkami jest widoczna, bardzo pozytywnie wpływa to na ich dzieci. Nie można dać dziecku większego skarbu niż wzajemna miłość rodziców.

Julia Bednarek HR


Studentka 3 roku dietetyki klinicznej na Uniwersytecie Medycznym we Wrocławiu, pracuje jako instruktorka wspinaczki i prowadzi Soultrace - Ogólnopolski Projekt sportowo-ewangelizacyjny. W wolnych chwilach chodzi po górach i uprawia wszelakie sporty od wspinaczki, przez enduro do frisbee. Lubi też pisać, podróżować i poznawać ludzi. Przed pandemią wolontariuszka wrocławskiego hospicjum, do czego ma nadzieję powrócić. W skautingu pełni służbę szefowej wrocławskiego Ogniska Młodych Przewodniczek im. świętej Filomeny i asystentki hufcowej ds. żółtej gałęzi. Przed złożeniem Fiat należała do Ogniska św. Edyty Stein.

Przejście – mały krok czy duży skok?

Czuwaj, Drogi Czytelniku! Specjalnie dla Ciebie zebraliśmy mądrość Akel z różnych stron Polski na temat przejścia wilczka z gromady do drużyny. Wszyscy wiemy jak wiele wysiłku wymaga od Starych Wilków przygotowanie kandydatów na harcerzy do nowego etapu ich skautowej przygody. Nie masz w tym jeszcze doświadczenia? Zobacz jak robią to inne Akele!

Kiedy i w jaki sposób zaczynasz przygotowywać wilczki do przejścia?

Emilka Myrta z Radomia:  Już na zimowisku zaczynam rozmawiać z wilczkami, które mają w następnym roku przejść do drużyny. Intensywne przygotowania to maj, z obozem włącznie.

Michał Krupa:  Już we wrześniu informuję kto przechodzi tego roku do drużyny.

Hania Dunajska:  Na wiosnę zaczynam mówić trochę wilczkom o tym, jak jest w drużynie, co ja sama tam pozytywnego przeżyłam. W drugim półroczu mamy dwie zbiórki szczepu, żeby wilczki poznały trochę harcerki i zobaczyły, że nie są takie straszne. 

Jak wygląda twój plan w przygotowywaniu wilczka do przejścia?

Hania Dunajska:  Mamy dwie zbiórki szczepu, jedną organizuje gromada – ta zbiórka jest bardziej wilczkowa, drugą drużyna – ta jest bardziej zielona. Wtedy np. na grze wilczki i harcerki są w mieszanych grupach, żeby mogły się trochę poznać. To dobrze działa. Poza tym pod koniec roku robię spotkanie dla przechodzących wilczków i ich rodziców, mówię im o drużynie i odpowiadam na wszystkie pytania jakie się pojawiają. Te dwa elementy są dobre. Myślę, że mogłoby być więcej rozmów z wilczkami na ten temat np. na obozie – jakieś spotkania wieczorem/w ciągu dnia tylko dla tych najstarszych wilczków, poświęcone na luźne rozmowy o drużynie. Żeby pobyć trochę bez „maluchów”, które ściągają na siebie większość mojej uwagi, kiedy wszyscy są razem.

Emilka Myrta z Radomia:  Rozmowa, przede wszystkim rozmowa i lepsze poznanie wilczka, by przekazać drużynowej ważne informacje, by lepiej wybrać, w którym zastępie będzie. Z wilczkami w maju jest zawsze zbiórka szczepu, harcerki rozmawiają wtedy dużo z wilczkami. Też w trakcie zbiórek zwracanie uwagi, że np. „a tego będziecie się uczyły w przyszłym roku w drużynie”. Również ja czasami im opowiem jak to było być harcerką w drużynie. Widzę, że takie rozmowy przynoszą bardzo dobre rezultaty. Wilczki czują się wysłuchane, widzą, że przejście do drużyny to kolejny, naturalny etap. Dzięki rozmowie nie czują, że „to temat owiany tajemnicą” tylko ważna kolej rzeczy, która ich czeka. 

Akela Anonim:  Opowiadam jak ja byłam w zastępie i jak było super, nastawiam wilczki pozytywnie. Myślę, że plan działa

Michał Krupa1. Poinformowanie go we wrześniu. 2. Opowiadanie na zimowisku, jakie miałem przygody w drużynie. 3. Wspólna zbiórka z zastępami i gromadą, gdzie co 15 minut przychodzi inny zastęp i prezentuje techniki harcerskie (gotowanie, techniki sceniczne, węzły, etc.), przy tej okazji zapoznanie chłopców z przyszłymi kolegami z drużyny. 4. Przypomnienie na obozie o fakcie ich przejścia i opowiedzenie o różnicach obozowania.

Akela Anonim:  Opowiadanie różnych przygód z bycia harcerką np. na obozie na dobranoc, zachęcanie wilczków, integrowanie się z drużyną podczas Mszy Szczepu, zorganizowanie biwaku z harcerkami.

Co jest dla ciebie najtrudniejsze przy przejściu wilczka?

Angelika z Lasek:  Że odchodzi z gromady. :C I przygotowanie reszty do obrzędu.

Akela Anonim:  To, czy to przejście nie będzie zakończeniem harcerskiej drogi wilczka, czy zostanie dalej w drużynie.

Emilka Myrta z Radomia:  Jednocześnie smutek i duma. Często mam też myśli, czy mogłabym coś więcej zrobić, lepiej go przygotować. Ale najczęściej jest to duma i mimo wszystko radość. 🙂

Akela Anonim: To, że będzie mniej wilczków w gromadzie i trzeba robić nabory, czego nie znoszę 😉 A tak szczerze to chyba rozstanie z dziewczynką. 🙁

Michał Grabarczyk: Wątpliwości, czy mu się spodoba w drużynie.

Przejście wilczka z 2. Gromady Pilawskiej do 2. Drużyny Pilawskiej, fot. Emilia Wawer

Co jest najtrudniejsze dla wilczka, który przechodzi?

Akela Anonim:  Opuszczenie innych wilczków z gromady, często swoich młodszych.

Michał Grabarczyk: Zmiana towarzyszy.

Akela Anonim:  Myślę, że to że opuszcza swoje koleżanki, lęk przed nieznanym i nowym. Też sąd honorowy i różne krążące historie z nim związane. Trochę łatwiej mają wilczki, których starsze rodzeństwo jest w harcerstwie. Przede wszystkim nie mogą doczekać się tego momentu, są bardziej zorientowane dzięki różnym opowieściom w domu. 

Emilka Myrta z Radomia:  Zmiana i pożegnanie się z innymi wilczkami i ze mną i myślę, że samo przejście do drużynie, gdy wilczek staje na apelu po drugiej stronie. Potem jest już łatwiej, ale samo przejście, jest zawsze dla nich trudne. 

Filip Talarek z Lasek:  Ojj chyba strach przed czymś nowym.

Angelika z Lasek:  Nauczyć go tekstu.

Hania Dunajska: Myślę, że dla wilczków bardzo stresującym momentem jest sąd honorowy, chociaż próbuję im tłumaczyć, że to nic strasznego, a „zielone” są przyjaźnie nastawione. Oprócz tego wilczki nie chcą za bardzo się rozdzielać, a wiadomo, że nie pójdą wszystkie do jednego zastępu, tylko do czterech… 

Jak przygotowujesz rodziców wilczka do „przejścia” ich dziecka?

Hania Dunajska:  Robię dla nich spotkanie pod koniec roku i tłumaczę jak to będzie wyglądało w drużynie, czym jest zastęp i odpowiadam na ich pytania. Proszę ich też, żeby starali się mieć cierpliwość i ufać zastępowej, która pewnie będzie wkładać z zastęp mnóstwo sił i energii, ale może jeszcze nie zawsze wszystko będzie umiała sprawnie zorganizować. I żeby być z nią w stałym kontakcie np. zawsze mówić o nieobecności, bo jedna osoba stanowi dużo większy procent zastępu niż gromady, każda harcerka jest częściowo za zastęp i jego działania odpowiedzialna.

Filip Talarek z Lasek:  Mówię trochę twardo, że szósta klasa to już czas się pożegnać z gromadą (z drobnymi wyjątkami jak trzeba).

Emilka Myrta z Radomia: Rozmowa, odpowiadam na pytania. Na ostatnim zebraniu proszę, by zostali rodzice przyszłych harcerek by wytłumaczyć o co w ogóle chodzi. 

Akela Anonim:  Bardziej przygotowuję do tego same dzieci, rodzice otrzymują tylko informację, że dziecko „przejdzie”. 

Michał Krupa:  Po prostu opowiadając o różnicach między gromadą, a zastępem. O sposobie przekazywania informacji o zbiórkach (informacje przekazane Zastępowego prosto do syna, a nie do Rodziców), sposobie pracy dziecka w zastępie, o różnica obozowania na wyjazdach.

Akele, Akele, Akele z różnych stron, dajcie nam więcej swojej mądrości!

Hania Dunajska: Zastępowe, kochajcie przechodzące wilczki! 😉 

Filip Talarek z Lasek:  Twarde ustawienie granicy (6 klasa podstawówki) to jest dla mnie coś ważnego. Bo jak się ustala 12 lat, no to w sumie nie wiem, kiedy ma przejść i w ogóle. A zasada “6 klasa – drużyna” jest dla mnie bardzo klarowna.

Akela Anonim:  Mój sąd honorowy odbył się podczas obozu, gdy całą gromadą odwiedziłyśmy obóz harcerek, które były niedaleko nas. Spędziłyśmy z nimi cały dzień i miałyśmy okazję zobaczyć jak to wszystko wygląda.

Emilka Myrta z Radomia:  Ważne, by Akela podeszła do wilczków, które przeszły po Apelu. Może nie od razu, ale potem by np. spytać się do jakiego zastępu przeszedł jaki wilczek. Pokazać, że to, że przeszły nie znaczy, że nie można dalej rozmawiać. 😀 

Michał Grabarczyk:  Celem namacalnym wilczka jest pójść do drużyny, 3 lata w gromadzie przygotowują go właśnie do tego. 

Michał Krupa:  Służba Akeli trudna nie jest. Fakt, trzeba dołożyć wszelkich starań, ze wszystkich sił w to, aby rozwój wilczków był jak najbogatszy, ale radość płynąca z tego jest widoczna przez lata.

Dziękujemy wam, Akele, za podzielenie się z nami swoimi spostrzeżeniami i doświadczeniami. Zaiste, przejście wilczka do drużyny jest wielkim skokiem, które pokonuje się małymi, cierpliwymi krokami.

Agata Kocyan


Akela w Łomiankach. Studiuje Psychologię. Nuda dla niej nie istnieje - w wolnym czasie gra na gitarze, pisze piosenki (również wilczkowe :)), rysuje, czyta, ogląda filmy, bawi się z pięciorgiem młodszego rodzeństwa. Marzy o pracy aktorki dubbingowej i napisaniu książki.

Sejmik 2021 – poważna sprawa

Krzysztof Żochowski: Czuwaj!

Jakub Rożek: Czuwaj!

KŻ: Kuba, opowiedz nam: co wydarzy się w dniach 21-23 maja 2021 roku w Niepokalanowie oraz za pośrednictwem Internetu, na spotkaniu naszego Stowarzyszenia na platformie Teams?

JR: Sejmik. Sejmik naszego Stowarzyszenia, Stowarzyszenia Harcerstwa Katolickiego „Zawisza” Federacji Skautingu Europejskiego. Zgodnie ze swoim prawem, ze swoim statutem, Stowarzyszenie ma obowiązek co trzy lata zorganizować zjazd sejmikowy, na którym wszyscy czynni szefowie mogą oddać swój głos w różnych głosowaniach, w różnych ważnych sprawach. Ten Sejmik odbywa się nieco wcześniej niż trzy lata od ostatniego, ponieważ ostatni sejmik odbywał się we wrześniu, a ten odbywa się w maju. Podjęliśmy próbę sondowania lepszej daty niż wrześniowa, żeby można było zebrać więcej osób. Oczywiście planowaliśmy to przed całą sytuacją związaną z ograniczeniami wynikającymi z pandemii.

KŻ: Co w takim razie będzie się działo w trakcie Sejmiku?

JR: Szefowie będą głosować na sejmiku w licznych sprawach. Należą do nich wygłaszane na sejmiku sprawozdania zarządu, w tym sprawozdanie finansowe i sprawozdanie z działalności zarządu. Oddzielnie wygłoszone zostanie sprawozdanie naczelnika i naczelniczki z ich działalności. Każde z tych sprawozdań będzie również zatwierdzane przez Sejmik po ich wygłoszeniu. W trakcie prezentacji sprawozdań, będzie możliwość zadawania pytań z nimi związanych. Myślę, że są to dość ważne punkty, które pokazują z lotu ptaka, co się dzieje w Stowarzyszeniu.

KŻ: Kuba, wprowadziłeś nas w świat wielkich wydarzeń i spraw, które będą się odbywały na Sejmiku. Czy mógłbyś nam opowiedzieć również o tym, jak to będzie przebiegać tak bardziej praktycznie? Mam na myśli to, jak według planu ma wyglądać obecność członków naszego Stowarzyszenia na Sejmiku w Niepokalanowie, jak i udział większości z nas za pomocą Internetu w tym wydarzeniu.

JR: Najpierw opowiem może o ciekawszych rzeczach, a później o tych bardziej praktycznych. Zamysł wydarzenia jest dość interesujący. Za ekipę merytoryczną odpowiada Jakub Siekierzyński, który ułożył wraz z nią plan, opierający się na narracji sejmowej, dawnej tradycji sejmowej I Rzeczypospolitej i według tej narracji buduje całą opowieść naszego Sejmiku. Oczywiście musimy również odbyć część formalną, która jest najważniejsza i po nią się spotykamy, ale jak wiadomo nasz chyży duch harcerski nie pozwoli, aby tylko i wyłącznie siedzieć i słuchać różnych sprawozdań. Będzie, więc również miejsce planie Sejmiku, aby pośpiewać, porozwiązywać quizy czy obejrzeć Skautowy Teatr Telewizji. Dodatkowo, są zaproszeni członkowie innych stowarzyszeń naszej Federacji, którzy będą się z nami łączyć online. Także w ten sposób odwiedzi nas również abp. Cyryl Wasyl, więc atrakcji będzie trochę.

Natomiast technicznie wygląda to tak, że cały Sejmik jest zdalny i nawet Ci, którzy będą w Niepokalanowie, czyli np. zarząd, kandydaci do Rady Naczelnej, osoby prezentujące kandydatów, ekipy techniczne, ekipy merytoryczne – łącznie grupa kilkudziesięciu osób – będą głosować zdalnie.

Plan Sejmiku jest podobny do sejmików, które się odbywały w normalnych warunkach. Zaczyna się w piątek wieczorem. Odbędzie się wówczas rozpoczęcie Sejmiku. Natomiast w sobotę odbędzie się oficjalne rozpoczęcie obrad. Wtedy odbywają się najważniejsze części obrad – sprawozdania, głosowania, jak również posiedzenie Rady Naczelnej już w nowym składzie, która będzie wybierać nowy zarząd. Następnego dnia, w niedzielę, na apelu porannym, który odbędzie się po Mszy Świętej, zostanie zaprezentowany nowy skład zarządu.

Przewodniczący SHK „Zawisza” FSE Jakub Rożek, Rada Federalna w Laskach, 2018 r., fot. Krzysztof Żochowski

KŻ: Kuba, tak jak wspomniałeś, Sejmik nie będzie się opierać jedynie na samych obradach, ale będzie zawierać również ducha skautowego. Ten duch skautowy można wyrazić nie tylko w trakcie samego Sejmiku, ale również poprzez udział w różnych aktywnościach i konkursach jeszcze przed jego rozpoczęciem. Czy mógłbyś nam przybliżyć to, co dzieje się obecnie w mediach społecznościowych Skautów Europy? Jakie działania podejmujemy w celu promocji tego wydarzenia wewnątrz naszego Stowarzyszenia?

JR: Tak, dużo się dzieje w ramach portali społecznościowych. Po pierwsze, już odbywa się ta narracja sejmikowa, jest budowane to napięcie przed samym wydarzeniem. Został nagrany film promujący, który przybliża nas do fabuły Sejmiku, są organizowane konkursy, do których odsyłam na nasze profile. Odsyłam również do innego filmiku, w którym HR. Tomasz Szydło opowiada o historii i o randze tego wydarzenia, jakim jest Sejmik naszego Stowarzyszenia. Dużo się dzieje, na pewno zachęcam do śledzenia, ale zachęcam również do czynnego udziału w Sejmiku. Czynny, w tym roku poprzez uczestnictwo online, gdzie każdy hufiec może przedstawić swojego kandydata do Rady Naczelnej, a także gdzie szefowie czynni naszego Stowarzyszenia mogą głosować na tych kandydatów, którzy będą mieli szansę decydować o wyborze nowego zarządu Stowarzyszenia.

KŻ: Bardzo Ci dziękujemy za rozmowę dla Przestrzeni! Na koniec chciałbym Cię jeszcze prosić o wskazówkę, czy też przesłanie dla szefowych i szefów naszego Stowarzyszenia, jak mogą się dobrze przygotować do tego wydarzenia, momentu w historii, jakim jest Sejmik.

JR: Po pierwsze służyć harcerzom, wilczkom, najlepiej jak się da. Myślę, że to jest najlepsze przygotowanie do Sejmiku. A drugim przygotowaniem jest nowenna do Ducha Świętego. Nieprzypadkowo na data tego Sejmiku została wybrana w weekend, w który przypada Święto Zesłania Ducha Świętego. Myślę, że ta nowenna jest tutaj tym bardziej dobrym pomysłem. Modlenie się o światło Ducha Świętego dla osób wybierających, dla osób wybieranych i dla nowych członków Rady Naczelnej i Zarządu jest niezwykle wskazana.

KŻ: Raz jeszcze bardzo Ci dziękujemy i obiecujemy wytrwałość w modlitwie, jako redakcja. Myślę, że również nasi czytelnicy wspierają w ten sposób nasze Stowarzyszenie w tych szczególnych dniach. Mam nadzieję, że już niedługo wszyscy zobaczymy się czy online czy na żywo w Niepokalanowie. Czuwaj!

JR: Czuwaj! I również dziękuję.

Krzysztof Żochowski


Krzysztof Olaf Żochowski HR – Pochodzi z 1. Hufca Garwolińsko-Pilawskiego, w trakcie życia skautowego pełnił liczne funkcje w różnych gałęziach i obszarach służby. Zawodowo lekarz, podążający myślami w kierunku psychiatrii dzieci i młodzieży.

Trzy lata i do widzenia. Listy Starszego Brata do Młodszego #3

Drogi Czytelniku!

Jeżeli po raz pierwszy czytasz artykuł z cyklu „Listy Starszego Brata do Młodszego”, to zachęcam Cię, abyś najpierw zapoznał się ze wstępem znajdującym się na początku pierwszego artykułu: https://przestrzen.skauci-europy.pl/2021/04/poczatek-listy-starszego-brata-do-mlodszego-1/ Zaś zaznajomionych z cyklem czytelników zapraszam do lektury kolejnego listu.

***

Drogi Fryderyku!

Nie odpowiedziałem Ci od razu na poprzedni list, gdyż myślałem, że spotkamy się na Sejmiku i przy okazji porozmawiamy. Miałem również nadzieję osobiście poznać Klarę. Jednak sprawy zawodowe pokrzyżowały moje plany i ostatecznie ów weekend miałem zajęty. Ostatnio, niestety coraz częściej, zostaję w pracy po godzinach. Utrzymująca się od dłuższego czasu dobra pogoda sprawia, że moja firma chce maksymalnie wykorzystać ten prezent od przyrody i jeszcze w tym kwartale zakończyć zasadnicze prace ziemne. Na czas mojego kontraktu Maria zgodziła się wziąć na siebie większość obowiązków domowych. Dlatego te moje dłuższe wizyty na placu budowy są dla niej obciążeniem, a dzieci widują mnie jeszcze za dnia w domu tylko dzięki obecnej porze roku.

Już od jakiegoś czasu mówiłeś, że zbliżający się obóz jest ostatnim, który poprowadzisz i tym samym zakończysz swoją trzyletnią służbę jako Akela. W ostatnim liście także poruszyłeś temat swojej przyszłości. Zauważam, że coraz bardziej skłaniasz się do tego, by od nowego roku nie podejmować się żadnej konkretnej służby, ale jedynie „pomagać przy organizacji jednej czy dwóch wędrówek lub spotkań kręgu szefów”. Z jednej strony faktycznie przy podejmowaniu służby Harcerza Orlego mówi się o zobowiązaniu trzy/czteroletnim. O dalszym czasie nie ma już mowy. Czy to oznacza, że w tym momencie szef może sobie odejść na „zasłużoną emeryturę” i wrócić jedynie kilka lat później na swój Wymarsz, by oficjalnie powiedzieć „do widzenia”? Hmmm, emerytura harcerska w wieku dwudziestu jeden lat i pełno niewykorzystanej energii w sobie? Mam nieco odmienne zdanie.

Wiadomo, że sporą wartością dodaną dla jednostek czy środowiska, są szefowie, którzy rzetelnie i solidnie służą przez trzy lata, lecz później już nie podejmują się żadnej konkretnej funkcji. Przychodzą studia, praca dorywcza czy na stałe i czasu jest mniej. Wybór braku zaangażowania jest w jakimś stopniu wytłumaczalny. Jednak, gdy myślisz o drodze od Eligo Viam do Wymarszu jako konkretnej formacji, to „stanięcie w miejscu” w obszarze służby może prowadzić do zaburzenia rozwoju osobistego przewidzianego na ten etap. Dodatkowo, te trzy lata z zobowiązania, są bardziej kryterium minimalnym. Można być Akelą nawet i pięć lat lub w międzyczasie objąć kolejną jednostkę. Ja po czterech latach bycia drużynowym zostałem jeszcze na dwa lata szefem kręgu wędrowników. Te służby bardzo mnie rozwinęły i nie żałuję żadnego roku.

Poza tym Twoje doświadczenie i wiedza wynikające z bycia Akelą przez ostatnie lata są nieocenione! Szkoda, żeby je zmarnować. Jeżeli po dokładnym przemyśleniu nie rozważasz już bycia szefem jednostki, to są jeszcze inne opcje służby. Dlatego gorąco zachęcam Cię, abyś rozważył podjęcie się jakiegoś bardziej konkretnego zaangażowania. Pomoc przy organizacji wędrówek jest ważna, ale czy nie stać Cię na więcej? Możesz służyć radą i pomocą jako przyboczny w gromadzie lub jako asystent hufcowego. Pamiętam, że wspominałeś kiedyś o kilku konferencjach, które mówiłeś na zeszłorocznej Dżungli. Dlatego może warto zastanowić się nad zaangażowaniem w Namiestnictwo czy kolejne kursy szkoleniowe. Oprócz służb pedagogicznych jest mnóstwo innych obszarów w naszym Stowarzyszeniu, w których można pomóc i działać. Twoje studia informatyczne pozwalają Ci wejść w ekipę IT zajmującą się choćby bazą danych. Pamiętam, że kiedyś istniało takie interesujące pismo dla szefów jak Przestrzeń. Masz lekkie pióro i zmysł organizacyjny, więc może warto pomyśleć o reaktywacji?

Jak widzisz, możliwości służby jest sporo, a nie wymieniłem przecież wszystkich. Wiele z nich wymaga mniejszego zaangażowania niż bycie Akelą, niektóre nawet da się ogarniać z domu. Jednak nadal dają pole do dalszego rozwoju oraz są ważne i pożyteczne. Bo jak doskonale wiesz, żeby szef z pierwszej linii frontu mógł dobrze działać, potrzeba wsparcia (choćby niewielkiego) innych osób.

Zmieniając temat – bardzo zainteresowała mnie koncepcja, o której piszesz, a która powstała w Twoim kręgu, dotycząca wyjazdu własnymi samochodami na Euromoot do Włoch. Co prawda wspominasz, że pomysł powstał głównie dlatego, że na rezerwację korzystnych biletów lotniczych było już za późno. Ja jednak uważam, że taka zmiana wyjdzie Wam na dobre. Pamiętam, gdy przed laty pojechaliśmy na wędrówkę do Francji właśnie takim transportem. Możliwość wyboru trasy przejazdu i zwiedzania po drodze wszystkiego, na co miało się ochotę, była niesamowita. Skończyło się tym, że powrót z wędrówki trwał pięć dni dłużej, niż zakładaliśmy. Ach, to były czasy.

A! Prawie bym zapomniał. Małgosia i Antoś jak tylko usłyszeli, że tata pisze list do „wujka Fryderyka”, to zamknęli się w swoim pokoju i za pół godziny wrócili z rysunkiem i prośbą, abym dołączył go do mojego listu. Także załączony obrazek jest właśnie ich autorstwa, a przedstawia maszyny, które obserwowali wczoraj, gdy zabrałem dzieci do mojej pracy.

Pozdrawiam serdecznie

Twój Starszy Brat Teodor

Ilustracja: Małgosia i Antoś. Opracowanie graficzne: Agata Kocyan

Artykuł w formie audiobooka: https://www.youtube.com/watch?v=4EQepzKQxoU

Fot. na okładce: Antoni Biel

Piotr Wąsik


Wilczek, harcerz, wędrownik. Następnie akela i szef kręgu. A to wszystko w Radomiu. Działa w Namiestnictwie Wędrowników. Niepoprawny fan polskiej Ekstraklasy.

Tam gdzie jest miłość, nie ma nudy

Zachęcamy do zapoznania się z wywiadem z duszpasterzami naszego Stowarzyszenia, księdzem Mateuszem Chmielewskim i księdzem Grzegorzem Jankowskim, o pracy z wilczkami i trudnościach w głoszeniu dzieciom Ewangelii we współczesnym świecie.

Agata Kocyan: Wilczki są w dość trudnym wieku dla nas jako wychowawców – jedną nogą stają jeszcze w beztroskim dziecięcym świecie, drugą nogą kroczą już powoli ku czemuś dojrzalszemu. Bunt i testowanie granic opiekunów to naturalne zjawisko dzieci w tym wieku. Czy podobny bunt pojawia się również względem Boga? Czy dzieci próbują podważać nijako 'narzucony’ autorytet Stwórcy czy wręcz przeciwnie, chcą dowiedzieć się o nim czegoś więcej?

Ks. Mateusz Chmielewski: Czas przeżywania buntu to raczej czas bycia w zastępie, a nie w gromadzie, chociaż oczywiście może się on pojawić u najstarszych wilczków. Bunt ten, jest wtedy buntem przeciwko wcześniej przyjmowanym prawdom, które do tej pory były akceptowane z dziecięcą ufnością. Taką prawdą jest również prawda o Bogu. Dlatego tak ważne jest, aby i na tym etapie towarzyszyć wilczkom, cierpliwie odpowiadać na pytania, być wobec nich wyrozumiałym, pozwolić im na zadawanie pytań i na poszukiwanie odpowiedzi. Nie bójmy się tego! Ich dotychczasowy obraz świata, Boga będzie ulegał powolnemu rozbijaniu, żeby za jakiś czas na nowo się poskładać. Jest to pewnego rodzaju odrzucenie, po którym może nastąpić bardziej świadome przyjęcie. Mądra, wrażliwa obecność Akeli jest tutaj bardzo konieczna.

Sięgnijmy wtedy do naszych doświadczeń „kryzysów” wiary i mądrze bądźmy przy tych wilczkach, którzy mają bunt. Jak kiedyś chcieliśmy, aby „świat dorosłych” reagował na nasz bunt? Czego wtedy od nich potrzebowaliśmy? Nauk, morałów, porad, sprzeciwu, pouczeń czy pełnego miłości towarzyszenia, które daje wolność poszukiwań? Przy ich chwiejności, zmienności i labilności bądźmy dla nich bezpieczną przystanią akceptacji. Jeżeli wyrażają bunt na Boga lub na świat, który ich zaczyna boleć to pokażmy, że mogą to robić w autentycznej relacji z Bogiem na modlitwie (rozmowie jak z przyjacielem). Niech mówią Mu o swoim buncie, że czegoś nie rozumieją, że z czymś sobie nie radzą. Przemienić to się więc może w pewnego rodzaju lamentację. Lament, narzekanie, niezgoda, wyrażany ból staje się modlitwą – odniesieniem tego wszystkiego do Boga. Przejście do zastępu może pomóc w rozwiązywaniu wątpliwości, bo jest bardziej związane ze środowiskiem rówieśników i trochę starszych harcerzy, którzy w inny sposób niż dorośli otwierają przed najmłodszymi perspektywę wiary.

Ks. Grzegorz Jankowski: Ja myślę, że o buncie Boga nie mówiłbym jeszcze tutaj. To wszystko zależy też od rodziny i od przeżywania wiary w rodzinach. Podstawowym ‘problemem’ jest problem rodziców, którzy powinni być świadkami, a to nie w przypadku wszystkich wilków tak funkcjonuje. Aczkolwiek, już około 8 lat jestem duszpasterzem i mam styczność z środowiskiem skautowym i wilczkami, ale tak bezpośrednio nie zetknąłem z buntem Boga, jeżeli chodzi o dzieci, zwłaszcza, że w dzieciach pozostaje jeszcze takie naturalne poczucie Pana Boga, które wynoszą z domu. Jeszcze przyjmują to, co im się przekazuje, co się im mówi, do czego się je prowadzi.

Oczywiście może się pojawić jakieś marudzenie przy elementach religijnych  jak adoracja na przykład, ale to tak jak z wszystkimi innymi zajęciami – “nie chce mi się” czy coś takiego. Problem w tym, żeby znaleźć sposób jak z jednej strony nie popuścić, a z drugiej, żeby zachęcić wilczka do tego do skorzystania z okazji. To jest tak jak z buntem, z marudzeniem przeciwko właściwie wszystkiemu.

Jak wilczkowi pomóc w przełamaniu się? Dam taki przykład. Kiedyś  nie mogłem być na stałe na obozach wilczkowych i dojeżdżałem. Jedna mama poprosiła mnie o przywiezienie jej syna dzień wcześniej. Opowiedziała mi przy okazji, że jej synek zaczął marudzić tuż przed obozem. Ona mu powiedziała: “Słuchaj, jesteś zgłoszony, jedziesz.”. Jadąc późnej z tym wilczkiem zapytałem jak tam obóz. Ależ był zachwycony! Zaczął mi wszystko opowiadać, mówił, jak fajnie było. I ja tak pytam: “A ty tak chętnie pojechałeś na ten obóz czy ci się nie chciało?” “No nie, no nie chciało mi się za bardzo, ale mama powiedziała, że mam jechać i pojechałem.” “A widzisz – mówię mu. – Człowiekowi się nie chce, to nawet nie wie, ile może stracić. A jak przełamie, to coś o wiele większego zyskuje” Ziarno zostało rzucone. Czy w przyszłości będzie to miało jakiś wpływ na niego, na jego decyzje, nie wiem, ale to jest taki przykład tego jak czasami warto po prostu powiedzieć. Pokazać: “Zobacz. Widzisz ile zyskałeś dzięki temu. że przełamałeś swoje niechcenie?”. Marudzenie i jęczenie to są rzeczy bardzo typowe dla dzieciaków. Przychodzi taki moment, że nie chce im się. Właśnie w skautach wilczkach jest wiele takich sytuacji, kiedy mówią “nie chce mi się”, a potem raz, drugi, trzeci, czwarty i dotrze do nich, że warto. No kształtowanie charakteru, nie ma co.

A.K.: Świat się zmienia coraz szybciej, internet powszechnieje i odwodzi swoją kolorową zawartością od Boga. Co współcześnie jest największą konkurencją dla Jezusa i jak kolokwialnie mówiąc „sprzedawać” Słowo, by wilczki nie straciły zainteresowania wiarą?

Ks.M.Ch.: Cytując klasyka: „Co nam hańba, gdy talary mają lepszy kurs od wiary!”. Każda epoka ma swoich bożków – konkurentów Boga. Co mamy robić wobec tego? Czasami możemy podpatrzeć jak to robi świat, jakich stosuje metod, aby głosić swoje prawdy i swoje wartości. Szukajmy sposób, aby w sposób kolorowy i głęboki przekazywać słowa Jezusa. Metody są tu jednak drugorzędne w stosunku do roli przykładu życia.

 Bł. Paweł VI mówił, że „współczesny świat potrzebuje bardziej świadków, aniżeli nauczycieli. A jeżeli słucha nauczycieli, to dlatego, że są świadkami”. Troska o atrakcyjne narzędzia, inspirujące metody, nowoczesne techniki, przystępny dla współczesnego dziecka sposób mówienia o Bogu – to jest wszystko bardzo ważne, niezbędne i konieczne. Jednak ważniejsze i bardziej konieczne jest osobista fascynacja Jezusem i Jego Słowem, która jest widoczna w życiu Akeli. Pociągnięty przez Jezusa pociągnie z większą mocą kolejnych. Mówiąc więc kolokwialnie, „sprzedać” Słowo możemy wtedy, kiedy je na serio „kupiliśmy”.

Pociągnięty przez Jezusa pociągnie z większą mocą kolejnych. Mówiąc więc kolokwialnie, „sprzedać” Słowo możemy wtedy, kiedy je na serio „kupiliśmy”.

Ks. Mateusz Chmielewski

Ks.G.J.: *śmiech* Oj, to jest bardzo trudne pytanie. Nie wiem czy nie trzeba by z dobrymi psychologami, z dobrymi pedagogami rozmawiać.

Jak w atrakcyjny sposób sprzedać Słowo Boże? Ja bym tutaj widział jedną tylko rzecz, mianowicie, żeby rzeczywiście na każdej zbiórce było Spotkanie ze Słowem Bożym. Ono nie musi być długie. Ale żeby było często. To metoda drobnych kroków. Nie dużo, tylko często. Często, a po trochu. Takie troszeczkę oswajanie się. Może nie od razu do nich dociera wszystko, ale jednak, wydaje mi się, że mimo tak zwanej konkurenci, to Słowo samo w sobie jest atrakcyjne. Samo z niego się wydobędzie. “Zobacz dziecko, taki właśnie jest Pan Bóg. Tak objawia się jego dobroć, tak objawia się jego miłość. Nikt nic innego ci nie da tylko właśnie to, co jest w tym Słowie Bożym zawarte.”

A.K.: Teraz przyszło mi do głowy takie pytanie – Co może być atrakcyjne dla wilczka w słuchaniu Słowa Bożego, w spotkaniu ze Słowem?

Ks.G.J.: To, żeby pokazać, jaki jest Pan Bóg, czyli – że jest dobry, że chce naszego dobra i chce przede wszystkim dać ci Niebo. Myślę, że to jest to, o czym dzisiaj się nie mówi tak wiele. Nie mówi się, że Pan Bóg chce dać ci Niebo, chce żebyś był w Niebie. I to jest podstawowa rzecz. Będzie pięknie, wspaniale, nie będzie żadnych chorób, ludzi skrzywdzonych, nie będzie tego całego zła. Do tego dążymy. Droga nie jest łatwa, ale możliwa. Ja tutaj polecam pewną panią psycholog, Bognę Białecką, która m.in. bardzo dużo mówi o tym wychowaniu właśnie dziecka wiary, dziecka religijnego, o wychowaniu chrześcijańskim. Rodzicom zależy na tym ni na tym, by jakoś tam wychować to dziecko, ale żeby wychować to dziecko dla Pana Boga. To jest najważniejsze. Jest na YouTube kilka jej konferencji, które są według mnie genialne, warto się z nimi zapoznać.

Słowo Boże samo w sobie może być atrakcyjne, tylko jak to przekazać, w jakiej formie, a to już jest inna kwestia. Ja się skłaniam ku temu, żeby za bardzo nie przesadzić. Żeby jednak mimo wszystko na samym Słowie się skupiać, żeby nie zaciemnić tego Słowa jakimiś metodami, których dzieci i tak nie zapamiętają. Jasno i wprost – to jest Słowo Boże. Z resztą jest jeszcze inna rzecz dzisiaj ważna, mianowicie dzieci i młodzież nie są nastawione na słuchanie, tylko na oglądanie.

A.K.: Tak, na obrazki, obrazy, memy i filmiki.

 Ks.G.J.: Tak. To może być jedyna okazja, jedyna sytuacja, gdzie można jakąś  jedną myśl przekazać dziecku. Jedna myśl powtórzona kilka razy, po to żeby zapamiętało.

Ks. Grzegorz Jankowski, fot. Krzysztof Olaf Żochowski

A.K.: Takim bardzo ważnym elementem wychowywania wilczka jest jako chrześcijanina, oprócz Spotkania ze Słowem na zbiórkach, są Msze Święte. Bardzo Szczególny Temat. Spora część dzieci nie lubi liturgii, bo jest nudna, długa, niepotrzebna. Jak zaangażować wilczki w Mszę Świętą? Jak sprawić, by dzieci polubiły spotkanie z Bogiem?

Ks.M.Ch.: Warto zacząć od podkreślenia, czym Msza Święta jest i po co się na nią chodzi. Chodzi o to, żeby próbować tę tajemnicę zrozumieć i widzieć jej sens. Wszystko co robimy w życiu duchowym ma być robione z „głową i sercem”. Nie chodzi o wyuczenie rytuałów, choć przyzwyczajanie i wypracowanie nawyku regularnego bycia w kościele są tutaj ważne. Najpierw jednak trzeba, aby każdy Akela sam bardzo świadomie odpowiedział sobie na postawione wcześniej pytania. Pomocą w temacie Eucharystii może być oczywiście duszpasterz gromady, który warto, aby podczas swojego „kwadransu” na zbiórce pomógł wilczkom w zrozumieniu Mszy korzystając np. z książeczki „Skąd wzięła się i czym jest Msza święta?”. Warto również ukazywać Mszę, jako spotkanie z Jezusem, który kocha i którego my chcemy bardziej pokochać. U babci też jest czasem długo i nudno, ale z tego powodu, że ją kochamy, to ją odwiedzamy. Tak się wyraża miłość. Oczywiście, należy zrobić wszystko, aby wilczki mogły głęboko i aktywnie przeżywać Mszę Świętą. Będzie to bardziej możliwe: gdy nauczą się wzbudzać intencję przed Mszą i przygotowywać się do niej poprzez odpowiednią modlitwę, ciszę i skupienie; gdy zrozumieją znaki liturgiczne i będą je świadomie wykonywać; gdy zaangażują się w śpiew; gdy będą wiedziały co odpowiadać na słowa księdza podczas liturgii; gdy przygotują modlitwę wiernych i będą mogły ją odczytać; gdy pomogą np. w przygotowaniu krótkiej scenki (pantomimy, animacji), która będzie pomocna duszpasterzowi podczas homilii dla dzieci; gdy będą zawsze w stanie łaski uświęcającej, aby przyjmować zawsze Jezusa do swojego serca; gdy nauczą się dziękować za Mszę po jej zakończeniu; gdy będą służyli przy ołtarzu lub będą blisko niego, aby móc widzieć wszystko co się dzieje w przestrzeni prezbiterium. Na koniec znów pragnę podkreślić, że najważniejsze jest tutaj serce wilczka, w którym chcemy rozpalić miłość do Jezusa Eucharystycznego, i że bardzo ważny jest przykład przeżywania Mszy Świętej przez Akelę i przybocznych.

Ks. Mateusz Chmielewski, fot. Krzysztof Olaf Żochowski

Ks.G.J.: I to jest temat podstawowy i tutaj można by mówić bardzo dużo. Najpierw takie założenie – my nie zawsze sprawimy, że wilczek od razu będzie bardzo szybko pojmował i zrozumie istotę Eucharystii. Potrzeba pewnej  perspektywy, by wiedzieć, że to co dzisiaj siejemy, owoce wyda później. Powiem w ten sposób, używając takiego pewnego obrazu, pewnej przenośni – jeżeli stoimy u podnóża góry, którą chcemy zdobyć, to ten cel jest tam na tej górze i  trzeba na nią wejść. To jest wielki wysiłek. Czasami się nie chce, czasami człowiek rezygnuje. Spotkanie z Panem Bogiem jest tym szczytem góry. A to co jest drogą to jest pewien proces, który się dokonuje.

 W odniesieniu do Eucharystii, po pierwsze znów – drobne rzeczy, a często. Chodzi o wiarę w to, że Pan Jezus jest, kropka. To później przełoży się na to, że tam gdzie jest miłość, nie ma nudy. I do tego prowadzimy, to jest ten szczyt.

Chodzi o wiarę w to, że Pan Jezus jest, kropka. To później przełoży się na to, że tam gdzie jest miłość, nie ma nudy. I do tego prowadzimy, to jest ten szczyt.

Ks. Grzegorz Jankowski

Tam gdzie jest miłość, nie ma nudy. Tutaj jest bardzo potrzebnych kilka elementów. Przede wszystkim przygotowanie, czyli powiedzenie jasno dzieciakom, że w czym my właściwie uczestniczymy.

Opowiem pewną historię, która mi otworzyła oczy na to, jak to jest ważne, żeby robić to takimi drobnymi krokami. Przyjechała raz do mnie gromada na zimowisko i Akela w pewnym momencie mówi, że chciałaby zrobić dzieciom adorację o tej i o tej godzinie. Mówię jej “Słuchaj, w tym czasie jest adoracja w kościele. Przyjdź z nimi. To nie jest adoracja prowadzona przez kogoś. Każdy w tym momencie może wejść i wyjść, kiedy chce. Nie będziecie nikomu przeszkadzać.” I zrobiła to. Przyszła dosłownie chyba na 10 minut z tymi dzieciakami. Na drugi dzień odwiedziłem te wilczki i mówię “Słuchajcie, no taki najpiękniejszy widok jaki wczoraj widziałem, to jak wyście mi wczoraj przyszły na adorację.” Wilczki podbudowane. Za dwa tygodnie Akela mówi mi “Jak to dobrze, że ksiądz to powiedział. Ja ich przed adoracją przygotowywałam, chciałam ich dobrze wprowadzić, niektóre dzieci marudziły, że nie, one chyba nie chcą. Ale powiedziałam im, że idziemy.” I tu dwie ważne rzeczy. Po pierwsze, jest tutaj więcej niż jeden autorytet. Jest Akela, jest ksiądz, którzy mówią to samo. A jeszcze jakby się okazało, że i rodzice mówią to samo to już w tym momencie dla tego dziecka to jest czymś naturalnym. I drugie, że nie musi być długo. Krótko, ale częściej. Czasami wydaje mi się, że trzeba też myśleć o tym, że jeżeli zbiórki się zaczynają lub kończą przy kościele, przy parafii, to żeby była dosłownie jedna minuta na wejście do kościoła na chwilę na adoracje z takim zaznaczeniem, tu mieszka Pan Jezus. I do wyrabia, tak nie ładnie mówiąc, pewne nawyki.

To samo jest w odniesieniu do Mszy Świętej. Tutaj jest z resztą rola duszpasterza, żeby też wyjaśniał co to jest, żeby wprowadzał. To jest to budowanie, to jest to cały czas wspinanie się pod górę na szczyt. Cały czas do przodu. Krok po kroku. Nie dużymi susami. Krok po kroku, i to w naturalny sposób w pewnym momencie może pomóc dziecku. Jest też kwestia żywego uczestnictwa, żywego udziału, również i funkcji które są w czasie Mszy Świętej, np. na obozie. To nie jest tak tylko, że siedzimy, nie wiadomo co robimy, tylko że my razem uczestniczymy w tej Mszy Świętej. Też mamy coś do zrobienia, to nie jest tak tylko, że ja przychodzę i mszę ksiądz odprawi, byłam, nawet komunię przyjęłam i koniec. My, razem – pod przewodnictwem księdza, bez którego Pan Jezus nie zejdzie na ten ołtarz – my razem tworzymy to wydarzenie. Ale najważniejszą szczególną rzeczą jest podkreślanie cały czas, to jest Pan Jezus. To nie jest przedstawienie, to nie jest film, to nie jest jakieś przypomnienie czegoś co było. To jest żywy Pan Jezus.

Myślę, że dzieci mają więcej takiego zmysłu przyjmowania tych prawd. Wspomniana przeze mnie pani Bogna Białecka opowiadała o ojcu Badenim, który mówił, że dzieci są najlepszymi mistykami. One później gdzieś to zatracają. Dzieci w najbardziej oczywisty sposób przyjmują jak ksiądz wytłumaczy, że przed Msza to jest zwykły chlebek, a po przeistoczeniu to już nie jest chlebek, to już jest Pan Jezus prawdziwy. Chociaż wygląd ma tak jak chlebka. Wydaje mi się, że to jest dzisiaj ogólny problem w kościele, nie tylko dotyczy to wilczków czy harcerzy – utrata wiary w to, że to jest Pan Jezus. Za dużo uwagi zwracamy na rzeczy zewnętrzne, na oprawę, a za mało na to, że to jest Pan Jezus, kropka, i to już nic więcej nie trzeba.

Agata Kocyan


Akela w Łomiankach. Studiuje Psychologię. Nuda dla niej nie istnieje - w wolnym czasie gra na gitarze, pisze piosenki (również wilczkowe :)), rysuje, czyta, ogląda filmy, bawi się z pięciorgiem młodszego rodzeństwa. Marzy o pracy aktorki dubbingowej i napisaniu książki.

Rachunek za kwiaty. Listy Starszego Brata do Młodszego#2

Drogi Czytelniku!

Jeżeli po raz pierwszy czytasz artykuł z cyklu „Listy Starszego Brata do Młodszego”, to zachęcam Cię, abyś najpierw zapoznał się ze wstępem znajdującym się na początku pierwszego artykułu: https://przestrzen.skauci-europy.pl/2021/04/poczatek-listy-starszego-brata-do-mlodszego-1/ Zaś zaznajomionych z cyklem czytelników zapraszam do lektury kolejnego listu.

***

Drogi Fryderyku!

Dziękuję za pozdrowienia i pytania o samopoczucie. W nowym mieszkaniu zadomowiliśmy się już całą rodziną na dobre i wszystkim humory dopisują. Dzieci z radością wychodzą na plac zabaw i nie przeszkadza im brak ich ulubionej, podwójnej huśtawki z chińskim smokiem. Nie spodziewałem się, że zaaklimatyzujemy się tutaj tak szybko.

Wspominasz, że zgodnie z moim przewidywaniem, kupno kwiatów, proponowane przeze mnie w poprzednim liście, przyniosło zamierzony efekt. Ale czytam też w Twojej korespondencji, że zaproszenie na kawę, otrzymane później od Klary stało się dla Ciebie problemem. W tym momencie powinienem napisać: weź się, chłopie, zdecyduj. Z jednej strony, mówiłeś mi o nieprzespanych nocach i ciągłym zastanawianiu się „jak zagadać”. Teraz jednak, gdy sprawy przybrały zaskakujący i korzystny obrót, u Ciebie rodzą się wątpliwości, czy powinieneś rozwijać tę relację. Naprawdę, lęk przed tym, co powiedzą koledzy z dawnego zastępu, z którymi kiedyś żartowałeś, że „skauting dla chłopców” i „wszystkie harcerki mają grube łydki” (swoją drogą, ciekawe, kto wymyślił taką bzdurę) tak łatwo sprawia, że porzucasz swoje plany związane z Klarą? Jeżeli tak, to trzeba było sobie od początku postanowić, że nigdy nie zainteresujesz się żadną przewodniczką, a nie teraz o tym rozmyślać i oglądać się na kolegów, podczas, gdy poczyniłeś już tyle kroków. Takie zachowanie wydaje się niepoważne. A wiem dobrze, o czym piszę.

Za starych, dobrych czasów, gdy nasza drużyna „trzęsła” całym hufcem, a zastęp Zając, którego byłem członkiem, zgarniał hurtowo wszystkie wstążeczki, istniało pewne głupie podejście. Czy tak było tylko w naszej drużynie, czy w innych też, tego nie wiem. Wówczas poza Zającem świata nie widziałem. Podejście to było podobne do tego, które opisujesz. Co rusz powtarzaliśmy tezy o zbędności drugiego nurtu czy śmialiśmy się, gdy harcerki dzwoniły na policję z powodu kręcących się w pobliżu obozu jakichś obcych ludzi. Owocem tego wszystkiego było przeświadczenie, że jakakolwiek przyjaźń z harcerką, nie mówiąc już o związku, to wstyd i „siara”. Z drugiej strony myślę, że harcerki także mogły nie przepadać za harcerzami, którym nie przeszkadzało nie mycie się przez kilka dni na obozie.

Z prawie niezmienionym podejściem skończyłem Młodą Drogę i zostałem drużynowym w szczepie, z którego się wywodziłem. W tym samym czasie, w drużynie żeńskiej, dzielącej z nami salkę przy parafii, pojawiła się nowa drużynowa. Ledwie ją kojarzyłem, gdyż jak wspominałem, harcerki mnie nie interesowały, a w jej wyglądzie i zachowaniu nie było niczego, co mogłoby przykuć moją uwagę. Była bowiem przeciętnego wzrostu, raczej szczupła i miała średniej długości ciemnoblond włosy. Krótko mówiąc, nie wyróżniała się spośród innych dziewczyn. Jednak, podczas omawiania prób do jasełek odkryłem, że jej głębokie, brązowe oczy miały w sobie jakąś niespotykaną radość, a cichy, spokojny, lekko jeszcze dziewczęcy głos dźwięczał w moich uszach długo po tym, gdy skończyła mówić. Zakochałem się z miejsca. Tak, to była Maria.

Po co Ci to wszystko piszę? W zasadzie z dwóch powodów. Pierwszy i główny jest taki, że chciałbym, żebyś zastanowił się nad porzuceniem swojego lęku, tak jak ja, jeszcze przed premierą wspomnianych jasełek, pozbyłem się swojego głupiego podejścia i zaprosiłem Marię na spacer. Oczywiście, w mojej drużynie pojawił się lekki szok (choć nieokazywany publicznie), a kilku moich znajomych przez jakiś czas nie szczędziło mi docinków. Jednak sprawa była prosta: albo zostaję w swoim niedojrzałym świecie, albo podejmuję decyzję o zmianie i idę za wskazaniem serca, nie oglądając się na innych. Tamte próby do jasełek, to były moje najszybsze „rekolekcje”. Swoją drogą, całe szczęście, że Maria nie znała wtedy moich dawnych poglądów, gdyż mogłaby się w ogóle nie zgodzić na spacer.

Drugim powodem, dla którego opisałem swoją sytuację, są pewne niebezpieczne podejścia, jakie obserwuję. Mam na myśli tendencje do dominacji jednej płci nad drugą bądź narzucenia swojego punktu widzenia jako wiodącego. Lekceważenie harcerek, jako tych nienadających się do skautingu, które uskuteczniałem będąc w drużynie, było swego rodzaju odcieniem właśnie takiego podejścia. Wiadomo, że chłopaki są w stanie podnieść cięższą żerdkę, zazwyczaj lepiej odnajdują się w lesie, bo brud mniej im przeszkadza, ale to nie są powody do wyśmiewania dziewczyn. W kontrze do tego, można zaobserwować coraz częstsze głosy twierdzące, że kobieta będzie dopiero wtedy w pełni ważna i wartościowa, gdy przełamie lub chociaż wyrówna dysproporcje dzielące ją z płcią przeciwną. Jakby o godności kobiety świadczyło to, że będzie jak mężczyzna. Pochodną tego ostatniego poglądu jest uznanie, że płeć zupełnie nie wpływa na nasze życie. A przecież w Księdze Rodzaju jest napisane, że Bóg stworzył mężczyznę i kobietę równych co do godności, ale posiadających inne przymioty. Nie ma więc sensu to całe porównywanie, w czym któraś płeć jest lepsza. Po prostu kobieta i mężczyzna są różni. To oczywiście nie oznacza traktowania płci jako z góry ustalonego „zestawu usług do zaoferowania”. Wiadomo, że takie „zewnętrzne” podziały z czegoś wynikły, ale nie przywiązywałbym się do nich zbytnio. Bo nie o nie w gruncie rzeczy chodzi. Istota różnicy między kobietą i mężczyzną jest znacznie głębsza i donioślejsza, niż ustalanie, kto ma zmywać po obiedzie. Wydaje mi się, że odkrycie tego pozwala uporządkować wzajemne relacje.

Mam nadzieję, że wyczerpałem temat i mój list pomoże Ci jeszcze raz wszystko porządnie przemyśleć.

Zachęcam Cię, abyś podchodził z szacunkiem do wszystkich i pozostał odważnym mężczyzną trzymającym się swojego zdania, jeżeli uważasz je za słuszne.

Pozdrawiam Cię serdecznie

Twój Starszy Brat Teodor

Artykuł w formie audiobooka: https://www.youtube.com/watch?v=-Hs6bs3p9Iw

Fot. na okładce: Antoni Biel

Piotr Wąsik


Wilczek, harcerz, wędrownik. Następnie akela i szef kręgu. A to wszystko w Radomiu. Działa w Namiestnictwie Wędrowników. Niepoprawny fan polskiej Ekstraklasy.

Wstążeczki – przepis na skauting idealny?

Obóz letni. Poranek. Budzę się. Przecieram oczy, patrzę na zegarek.

– Motyla noga! Zaspałem – uświadamiam sobie. – Panowie wstawać, mamy pół godziny opóźnienia. Wstajemy! 3, 2, 1… Jedna pompka, druga pompka… – nie zdążyłem doliczyć do pięciu, wszyscy już na nogach. – KORMORAN SIĘ BUDZI!! – krzyczę.

– wcale nie marudzi… – odpowiadają mi zaspanym głosem.

– Głośniej, chłopaki, żeby Kraal usłyszał. KORMORAN SIĘ BUDZI!?

– WCALE NIE MARUDZI.

– Świetnie. No to rozgrzewka. Ruchy, ruchy! Wstążeczki „Sport” nie dostaje się za leżenie! Jedno okrążenie, drugie, trzecie, skłony, pompki.

– Czas na toaletę – oznajmiam, jednak chłopaki protestują – Antek, woda jest lodowata, jutro się umyjemy! 

– O nie, nie. Czyżbyście zapomnieli, że do „Czystości” wlicza się także liczba wziętych pryszniców? Rozumiem chłopaki, że jest zimno, ale wiecie – kontynuuję – drużynowy obserwuje. Bierzcie rzeczy.

Idziemy, ale ja nie lubię tracić czasu, mówię – Hej ludzie, pomyślcie nad nowym okrzykiem. – To zawsze dodatkowe punkty do „Ekspresji”… – myślę sobie.

Apel, śniadanie i zaczynamy pionierkę.

– Kuba, Mati, zróbcie stół. Tu macie szkic… – czekaj, Mati, wiązanie musi być estetyczne – sznurek przy sznureczku. Może jednak ja pomogę Kubie ze stołem, a ty pójdź kopać lodówkę.

Pracujemy. Dochodzi dwunasta.

TUUUU TU TU – w całym lesie rozchodzi się dźwięk rogu, a po chwili wszyscy zgodnie krzyczą – INTENDEEEENCI!

– Miska! Gdzie jest miska? – Janek nerwowo rozgląda się po gnieździe.

– W skrzyni – odpowiadam. Wiem, bo schowałem ją tam przed porannym sprawdzaniem czystości.

Rozpoczyna się wyścig. Nie dziwi, że po 10 sekundach przy Kraalu pojawia się pierwszy intendent. Dobrze jest być tym pierwszym. Można liczyć na coś ekstra. Bonusową czekoladę na przykład.

Wracają intendenci, a po chwili do mych uszu dociera kolejny sygnał. TUUUU TUUU TUUU TU TU – Muszę iść. Drużynowy oznajmia nam, że każdy obiad będzie oceniany w czterech kategoriach: smak, wygląd, pomysł, pełnowartościowość – w końcu wstążka za gotowanie to nie tylko Konkurs Kulinarny.

Wracam do gniazda. Bartek jest kucharzem od niedawna. Daję mu więc solidną garść porad, co mógłby zrobić lepiej. Trzeba zawalczyć o każdy punkt.

Po obiedzie czas wolny. Siadam. Chłopaki leżą. Odpoczywam… znaczy, staram się. W końcu wyrzuty sumienia biorą górę – Jak można tak leżeć, kiedy jeszcze tyle do zrobienia? – pytam sam siebie.

– Chłopaki – zaczynam – jak już tak odpoczywamy, to chociaż pomyślmy nad scenką na wieczorne ognisko. Nigdy nie dostaliśmy wstążeczki za ekspresję. W tym roku musimy dać z siebie 200% – namawiam ich.

Po odpoczynku wracamy do pracy. To ostatni dzień pionierki. – Ruszcie się, bo będziemy kończyć pionierkę po nocy – zachęcam chłopaków.

– 15 dni później –

Obóz dobiega końca, jestem wyczerpany.

– Koniec kurna! KONIEC! – wykrzykuję, gdy autokar pojawia się w mieście. Moją radość potęguje 5 nowych wstążeczek na proporcu.

Drużynowy też wygląda na szczęśliwego – 3 metry kolorowych tasiemek, kłębek muliny, igła i chłopaki dają z siebie 200% procent – rzuca do swojego przybocznego. W końcu skauting robi się sam. – kontynuuje – Czyż to nie prawdziwy sukces wychowawczy?

Obóz 1. Drużyny Kozienickiej 2020, fot. Piotr Krekora

Powyższa (nieco przerysowana) historia jest zbiorem pewnych zachowań z obozów letnich. Skondensowałem w niej moje obserwacje, poczynione na przestrzeni kilku lat, by zilustrować, w jaki sposób system wstążeczek może oddziaływać na chłopaków w drużynie. W dalszej części artykułu omówię cel stosowania wstążeczek i wspólnie zastanowimy się nad sensownością tego rodzaju motywacji.

Po co nam wstążeczki?

Można powiedzieć, że jest to swego rodzaju wykorzystanie motoru „interes”. Wstążeczka jest artefaktem, zwiększającym atrakcyjność zwycięstwa. A zdobywane na zasadzie konkursu dają przestrzeń do rywalizacji, do wykazania się, czy do pokazania, że jest się lepszym od innych. Wstążeczki pomagają też przekonać chłopaków, by zrobili coś, co samo w sobie nie jest wystarczająco zachęcające, ale co w naszej opinii, jest wartościowe.

Prawdą jest, że często z pozoru zwykły kawałek materiału z napisem „Pionierka” wyzwala w chłopakach niesamowite pokłady energii. Motywuje, by dawali z siebie 200%, by pracowali dniem i nocą. Robili rzeczy ponadprzeciętne – dziewięciometrową wieżę czy kaplicę bez użycia kawałka sznurka. Prawdą jest, że wstążeczki potrafią być motywatorem do zrobienia trzydaniowego posiłku na „Kulinarkę” czy genialnej scenki na ognisko.

Tylko czy dążąc do takich sukcesów, nie gubimy prawdziwego celu? Czy nie zapominamy o tym, co najważniejsze? Bo przecież głównym celem skautingu jest wszechstronny rozwój chłopaków. Chcemy, by nasi chłopcy stawali się coraz lepszymi chrześcijanami i obywatelami.

Bez wątpienia kaplica na czopy to super sprawa. Nie wtedy jednak, gdy chłopaki rezygnują z wieczornej modlitwy w zastępie albo odpoczynku, by kończyć ją po nocach.

Trzydaniowy obiad na „Kulinarkę”, podany na samodzielnie wykonanej przez chłopaków drewnianej zastawie, to marzenie wielu drużynowych. Dzięki wstążeczkom takie dzieła się urzeczywistniają.

Wydaje się, że zastęp wracający z 5 wstążeczkami z obozu pracuje wzorowo. Czy więc w takim zastępie może coś nie działać?
Niestety tak. Przede wszystkim system funkcji. Bo zastępowemu tak bardzo zależy na wygranej, że na „Kulinarce” przejmuje dowodzenie nad przygotowywaniem posiłków. Kucharz jeszcze nie ma tak dużego doświadczenia i w perspektywie wygrania wstążeczki lepiej, by zajął się tym ktoś bardziej doświadczony. Gdy zdejmuje się odpowiedzialność z funkcyjnych po to, by zdobyć ten wymarzony kawałek materiału, gubi się to, co w skautingu najważniejsze. Chłopaki przestają czuć się ważni, kompetentni, potrzebni. A przecież, by czegoś się nauczyć, trzeba popełniać błędy. System, który punktuje tylko sukcesy, nie daje przestrzeni dla pomyłek.

Wydaje mi się, że konieczność stymulacji nagrodami, świadczy o niewłaściwym dopasowaniu zajęć do marzeń i pragnień chłopców. Jeśli motor „interes” działałby dobrze, to harcerze robiliby to, co naprawdę ich pociąga. W końcu zadaniem drużynowego jest właściwe ukierunkowanie energii chłopca. Nie przekierowanie, nie centralne sterowanie, nie narzucanie. Znalezienie w nim dobra i zachęcenie do rozwijania go.

Cała trudność polega na dobrym poznaniu chłopaków i właściwym odpowiedzeniu na ich potrzeby. To co wydaje się nam wartościowe, ważne i potrzebne, z perspektywy chłopaków może być po prostu nudne. Jeśli polegamy wyłącznie na swoich preferencjach, może okazać się, że tworzymy sztuczne potrzeby. Weźmy dla przykładu poranne sprawdzanie czystości. Tylko najpierw pomyślmy, po co to robimy? Może, by się sanepid nie przyczepił, może żeby było estetycznie, by nie latały muchy, by łatwo i szybko móc znaleźć miskę, apteczkę czy łopatę. Czystość ma dużo zalet, dlaczego więc większość chłopców nie chce sprzątać? Może z braku świadomości konsekwencji życia w brudzie? Bo każemy im posprzątać i nie pozwalamy im, by przekonali się o negatywnych skutkach bałaganu na własnej skórze? Może dlatego, że Kraal sam nie daje przykładu, co może świadczyć, że przedstawiane przez nas zalety wcale nie są takie ważne? Nie jestem naiwny i zdaję sobie sprawę z tego, że bez sprawdzania czystości, ciężko by chłopcy sami zadbali o porządek. Jeśli czystość ma rzeczywiście tyle zalet, to chłopaki prędzej czy później powinni zacząć o nią dbać. I pewnie już nigdy nie będą mieć tak pięknie ułożonych śpiworów i ubrań złożonych w prostokąt. Bo widocznie jest to strata czasu. Rozmawiajmy na radach, wskazujmy na zalety porządku w gnieździe, dawajmy przykład. To nie jest prosta droga. Jednak tylko w taki sposób mamy szansę, by te dobre praktyki chłopaki przenieśli do swych domów, gdzie już nie będzie drużynowego, który kontroluje i nagradza.

Czasem odnoszę wrażenie, że każdy pojawiający się problem próbujemy rozwiązać za pomocą wstążeczek. Chłopakom nie chce się śpiewać? O to może zróbmy wstążeczkę „Rozśpiewany zastęp” albo zacznijmy wliczać śpiewanie w drodze do „Ekspresji”. Gotują byle jak, byle szybko? To zamiast samego „Konkursu kulinarnego”, zacznijmy oceniać każdy obiad.

Ocenianie coraz to nowych aktywności może przyczynić się (co najwyżej) do wyścigu szczurów na obozie i frustracji zastępowych, którzy dla wstążeczki będą gotowi (nieświadomie) poświęcić system funkcji i rozwój zastępu.

Oczywiście część osób powie: „Jak to tak, bez wstążeczek? Przecież chłopaki nic nie będą robić przez całe dnie”.

Jeśli jednak biorą oni udział w Wielkiej Grze tylko z powodu wstążeczki, to czy takie uczestnictwo ma sens?

Ktoś dalej powie: „Ale tak działa świat, dzisiaj nikt nic nie robi bezinteresownie”. Nie wątpię.  Tak samo, jak w to, że dzisiaj każdy korzysta z telefonu.  A jednak w harcerstwie ich unikamy. Staramy się nie ulegać bezkrytycznie temu, co dzieje się na świecie. Może i ze wstążeczkami się uda.

Powiedzieliśmy „NIE” karom, stawiając na naturalne konsekwencje. Może czas postawić kolejny krok?

„NIE” dla nagród. Tylko co w zamian? Może… konsekwencje?

Nie sprzątacie w gnieździe? Nie dziwcie się, że nie możecie znaleźć strojów na grę i spóźnicie się na pierwszą fazę. Nie chce wam się gotować obiadu? – no to jedzcie suchy makaron. Bądźmy konsekwentni w tych naszych konsekwencjach, bo nagroda w gruncie rzeczy bardzo się od kary nie różni. Zaburza naturalne konsekwencje.

Wróćmy też do tego, co nas do harcerstwa zachęciło. Grajmy dla zabawy, dla zdrowej rywalizacji. Rozwijajmy się w swojej funkcji po to, by być potrzebnym zastępowi. Róbmy wspaniałą pionierkę, by godnie i wygodnie obozować. Obozujmy dla obozowania tak po prostu, dla kontaktu z naturą. Budujmy wspólnotę na ogniskach i śmiejmy się na scenkach. Nie przyszliśmy do harcerstwa po wstążeczki. Nie pozwólmy, by odbierały nam przyjemność ze zwykłych czynności, poprzez ocenianie każdego aspektu obozowego życia. Rozwijajmy się, ale bez spiny, bo inaczej zamienimy się w szkołę albo korporację.

Czyli co, rezygnujemy ze wstążeczek?

Mam inny pomysł.

Wstążeczki dla wszystkich, znaczy… nie do końca.

Pozwólcie, że wytłumaczę na przykładzie wstążeczki z pionierki. Drużynowy spotyka się na początku roku z każdym z zastępowych i wspólnie rozpisują cel na tegoroczną pionierkę. Jakiś wyczyn lub wyczyny, które zastępy zrealizują na obozie letnim, a do czego będą przygotowywać się na zbiórkach. Precyzują, co musi zostać zrobione i kto jest za co odpowiedzialny. Na koniec roku, jeśli udało im się tego dokonać, dostają wstążeczkę. Jeśli nie, nie otrzymują jej.

Już słyszę głosy sprzeciwu: „Ale skoro każdy może dostać wstążeczkę to nie będzie ona już taką motywacją”. Nie zaprzeczam. Wstążeczki w takim systemie byłyby raczej wskaźnikiem dobrze wykonanej pracy, a nie nagrodą. Jak wspominałem wyżej, chcemy, by chłopcy działali z własnych chęci i by robili to dla siebie, a nie dla wstążeczek.

Ponadto taki sposób pozwala dopasować poziom do poszczególnych zastępów. W „starym” systemie słaby technicznie zastęp nawet się nie starał, bo i tak nie miał szans z tym doświadczonym. Z kolei ten bardziej wyrobiony też nie dawał z siebie wszystkiego, bo przecież „i tak wygramy”.

Dzięki innym (niekoniecznie niższym lub wyższym, po prostu indywidualnym) wymaganiom, zastęp zyskuje cel, który jest wyzwaniem, ale który jednocześnie jest dla nich osiągalny.

Podobne zmiany można poczynić z Ekspresją. Przykładowy cel: swobodne posługiwanie się przez zastęp technikami: żywe obrazy, pantomima, kukiełki i zaprezentowanie umiejętności na ogniskach (odpowiedzialny Tomek); nauka pięciu nowych szant (odpowiedzialny Bartek) i pięciu nowych gier na ekspresję (Tomek); zdobycie sprawności Wodzireja przez Tymka i Śpiewaka przez Bartka.

Oczywiście nie wszystkie wstążeczki da się łatwo przenieść do takiego systemu. Ciężko jest też przewidzieć zachowania ludzi i nie wiem, czy nowe podejście dobrze zadziała w praktyce. Żeby je wypróbować potrzeba czasu. Celem tego artykułu nie jest pokazanie gotowych rozwiązań, a raczej wskazanie problemu. Mam nadzieję, że nowe światło, które rzuciłem na temat wstążeczek, zachęci was do refleksji i jeszcze bardziej świadomego doboru narzędzi do pracy z chłopakami.

Artykuł w formie audiobooka: https://www.youtube.com/watch?v=C4VHRuKA4j4

Fot. na okładce: Antoni Biel

Antoni Biel


Perfekcjonista, który lubi szukać dziury w całym. W przerwach od nauki gotuje i piecze. Aktualnie drużynowy 9 Drużyny Radomskiej.