Szefie! Czy jesteś poetą?

Nie będę tutaj zachęcał do czytania wierszy, chociaż na początku pisania tego tekstu taki miałem zamiar – jeśli nie zrobiły tego szkolne podręczniki i poloniści, to tym krótkim tekstem i mi nie uda się nikogo przekonać, że „poezja – to skok barbarzyńcy, który poczuł Boga!”

Jacques Sevin wyraźnie pisze punkcie siódmym swojego „Prawa Szefa”: „Szef ma zdrowy rozsądek i jest poetą”. O ile nie mamy problemów z początkiem tej reguły i potrzebą stosowania zdrowego rozsądku przez szefów, zwłaszcza na obozach i wyjazdach, to drugą część raczej chcielibyśmy traktować jako przenośnię oraz mało konkretne określenie. „No chyba nie chodzi o to, bym teraz miał na obozie pisać wiersze!” Moja odpowiedź brzmi: A czemu nie?!

Zwłaszcza że jest coś na rzeczy: Ojciec Sevin napisał chociażby „Poemat o prawie skautowym”, „Pieśń na przyrzeczenie”, „Modlitwę wieczorną”, wiersz „Msza na obozie” oraz wiele innych tekstów o duchu skautowym do popularnych w tamtym czasie melodii, tak jak „Legenda ogniskowa” do muzyki skomponowanej przez Henri Colasa. Ojciec Paul Doncoeur, jeden z pierwszych duszpasterzy Skautów Francji, pisze „Kyrie des gueux” oraz „Vierge des chemins de France” – obie pieśni są śpiewane podczas corocznej pielgrzymki wędrowników do Vézelay. Spod piór pierwszych skautów wychodzą także niezwykle poetyckie modlitwy, jak „Modlitwa Wędrownika”, którą napisał wspomniany już wyżej Doncoeur. Modlitwy piszą także wędrownik Henri d’Hellencour czy Michel Menu, który modlił się między innymi takimi słowami: „ (…) Dźwigać zmęczenie słabych, oświecać drogę, tym którzy są w ciemności, mieć nadzieję za sześciu, chcieć za dziesięciu. A wieczorem, kiedy wszystko umilknie, rozmawiać z Bogiem o nich i Jemu pozostawić… resztę. Amen.” Lista wierszy napisanych przez wspomnianych szefów jest dłuższa, a przecież przywołałem jedynie kilka.

Nie każdy ma jednak taki talent pisania wierszy. O co innego więc może chodzić? Ojciec Sevin w swoich ostatnich słowach do harcerzy mówi, abyśmy byli świętymi, bo tylko to się liczy. Cały skauting katolicki, taki, jakim go stworzył Jacques Sevin, ukierunkowuje nas na Boga. W tym szukaniu nieba pomaga nam pielęgnowanie w sobie poczucia piękna. Poszukujemy pięknych miejsc, piękna przyrody na ceremonie skautowe, na Godziny Drogi, na obozy, poszukujemy i uczymy piękna w ekspresji, w liturgii, w trudzie służby, w braterskiej wspólnocie. Myślę, że każdy z nas ma doświadczenie piękna przeżytego w skautingu. Ale zauważyć to piękno, przyjąć je – to nie wszystko!

Wędrówka letnia Kręgu Wędrowników z Radomia 2020r., fot. Antoni Biel

Piękno trzeba nauczyć się dawać i to właśnie znaczy: być poetą. To poruszenie pięknem jest poruszeniem prawdziwie poetyckim dopiero wtedy, kiedy przekłada się na nasze czyny. I nie chodzi tutaj wcale o pisanie wierszy. Nauczył mnie tego jeden harcmistrz – urzeczony kobiercem polnych kwiatów rosnących między kłosami zbóż na polach wokół naszego obozowiska, upiększał nimi naszą kaplicę przed każdą Mszą Świętą. Z takiego zachwytu nad światem wyrastają najlepsze pomysły na ekspresje, które, mimo swojej wielkiej efemeryczności, do dziś towarzyszą mi jako niezatarte wspomnienia. Z tego drżenia przed potęgą piękna rodzi się postawa pobożności, którą dało się wyczuć w niejednym czuwaniu przed przyrzeczeniem, czy codziennym różaniec na koniec dnia, kiedy wokół żarzących się węgli gromadziliśmy się, aby odmawiać modlitwę wraz z całym borem a szczególnie z nietoperzami krążącymi nad nami i dołączającymi się do naszych szeptów. Obserwując niektórych szefów, mam wrażenie, że żyją oni ideałem skautowym: stąpają mocno po ziemi, ale w chmurach mają głowę pełną poezji.

Myślę, że bycie poetą nikomu nie kojarzy się dzisiaj tak, jak opisałem to powyżej. Problemem, z jakim zmagamy się w obecnych czasach, to twierdzenie, że sztuka to wyrażanie emocji. Poszukiwanie dobra, piękna, prawdy zostało zastąpione przez „poszukiwanie siebie”. Może dlatego nie wykorzystujemy swoich talentów w harcerstwie, może dlatego coraz mniej powstaje skautowych wierszy i piosenek, może dlatego nie ma wśród nas wielu następców Pierre’a Jouberta, bo może nie umiemy się odnaleźć w takim pojmowaniu sztuki? Być może takie patrzenie na sztukę zniechęca wielu szefów odpowiedzialnych za jednostki od oddawania sobie powierzonym harcerzom piękna, które nas otacza w skautingu? Może właśnie z braku poszukiwania piękna pochodzi pewna niechlujność na wyjazdach?

Nasza cywilizacja zatraciła takie rozumienie poezji, o którym pisał Guillaume Apollinaire: „Poetą jest ten, który odkrywa nowe radości chociażby były one trudne do zniesienia. Możemy być poetami w każdej dziedzinie – wystarczy gdy jesteśmy żądni przygód i gdy odkrywamy.(…) Ale poeci nie są jedynie ludźmi piękna. Są również i przede wszystkim ludźmi prawdy (…). Być może taki sposób patrzenia odróżnia nas od świata, gdzie na poszukiwania piękna i prawdy nie wyprawiają się rzesze odkrywców. Również na tym polu skauting zaczął stawać się coraz bardziej jaskrawą alternatywą na przekór stylowi życia szybkiego – bez trudu odkrywania piękna, łatwego – bez wymagań jakie stawia prawda, a koniec końców – beznadziejnego.

Postacią, której wiele zawdzięczamy w skautingu, a w której widzę pierwowzór szefa, jest święty Franciszek. Najpierw pragnął on być ze wszystkich sił rycerzem – jak prawdziwy skaut, był wędrownym pielgrzymem pielęgnującym cnoty prostoty, służby i pokory, oraz stał się odpowiedzialny (jak szef) za braci, którzy do niego dołączyli. Wielki dzieciak, pełen denerwującej prostoty, najbardziej skuteczny i konsekwentny człowiek czynu – takimi epitetami opisuje go Chesterton. Stwierdza również coś, co nie powinno nas już dziwić: „Zasadniczo święty Franciszek był poetą. Miał perfekcyjne wyczucie literackie, co widać po tym, jak nazywał ogień bratem, a wodę siostrą, albo po przedziwnej demagogicznej przewrotności w jego kazaniu do ryb, kiedy zauważył, że tylko im dane było ocaleć z Potopu.”  Poetyczność jego pism – widać to bardzo wyraźnie – była jedynie sposobem wyrażenia zachwytu stworzonym przez Boga światem.

Wróćmy na koniec do zdrowego rozsądku. Czym on jest? Chesterton kontynuuje swoją myśl, że „ogólne nastawienie świętego Franciszka, tak jak nastawienie jego Mistrza, wykazuje coś w rodzaju straszliwego zdrowego rozsądku. Sławna uwaga Gąsienicy w „Alicji w Krainie Czarów” – „Czemu nie?” stanowiła chyba jego życiowe motto. Nie widział powodu, czemu nie miałby być w najlepszych stosunkach z całym światem. Pompatyczność wojen, dworskie ambicje, wielkie imperia wieków średnich i tym podobne, zaczynają wyglądać tandetnie i tępo pod tym niewinnym racjonalnym spojrzeniem. Jego pytania rozsadzały cały porządek świata, jak pytania dziecka.”

Szefie, czy zauważasz piękno i umiesz nim obdarować drugą osobę? Szefie, czy jesteś człowiekiem piękna i prawdy? Szefie, czy jesteś konsekwentnym człowiekiem czynu, pełnym prostoty? Szefie, jak tandetność reaguje na twój zdrowy rozsądek?  Szefie, czy Ty jesteś poetą?

Artykuł w formie audio: https://www.youtube.com/watch?v=R5N8HcsxSKM

Fot. na okładce: Piotr Krekora

Szymon Gontarczyk


Rodem z zachodniej ćwiartki Mazowsza, ale był drużynowym w Krakowie, a obecnie wałęsa się dużo po Warszawie i nawet jako przewodnik o niej opowiada. Skauting poznał przez zbyt intensywną naukę francuskiego, która doprowadziła go do filmików nagranych przez Scouts d’Europe. Stąpając mocno po ziemi ale głowę mając w chmurach, włóczy się też po innych miejscach, poznając ich piękno i kultywując zapomniane już ideały średniowiecznych wagabundów

Radość. Listy Starszego Brata do Młodszego #8

a

Drogi czytelniku!

Jeżeli po raz pierwszy czytasz artykuł z cyklu „Listy Starszego Brata do Młodszego”, to zachęcam Cię, abyś najpierw zapoznał się ze wstępem znajdującym się na początku pierwszego artykułu: https://przestrzen.skauci-europy.pl/2021/04/poczatek-listy-starszego-brata-do-mlodszego-1/ Zaś zaznajomionych z cyklem czytelników zapraszam do lektury kolejnego listu…

Tak zwykle zaczynałem te artykuły, po czym wstawiałem przepisany przeze mnie na komputerze list Teodora. Jednak tym razem, w toku przygotowań, wydarzyło się coś niespodziewanego. Coś, co nie pozwala mi zakończyć wstępu na tym jednym, zwyczajowym akapicie. Ale zacznę od początku.

Zgodnie z przyjętym zwyczajem, gdy w planie publikacyjnym „Przestrzeni” pojawiała się jakaś dziura lub potrzebne było większe zróżnicowanie artykułów, szedłem na swój strych (a jest to dość karkołomne wyzwanie, kiedy mieszka się w bloku), otwierałem drewniany kufer i wyciągałem, jak mi się wydawało, kolejny chronologicznie list. Tak było i tym razem. Jednak, gdy już z zadowoleniem trzymałem list w ręce, wieko skrzyni zakołysało się i opadło, nieomal przycinając mi palce. To, że nie wyglądam jak pracownik tartaku, zawdzięczam wyłącznie swojemu refleksowi wypracowanemu podczas pewnej gry harcerskiej. Niestety, trzymany przeze mnie list został w połowie przytrzaśnięty. Próby otworzenia kufra na nic się zdały, bo zamek, który dotychczas wydawał się zepsuty, teraz się zatrzasnął. A klucza nie miałem, pewnie nieużywany zaginął wiele lat temu. Jako że kufer jest cenną pamiątką rodzinną – jedyną rzeczą przywiezioną przez mojego pradziadka z Wołynia – siłowe próby otwarcia nie wchodziły w grę. Swoją drogą, zawsze zastanawiało mnie, jak listy nieznanego mi Teodora znalazły się akurat w dziadkowej skrzyni.

Po bezowocnych wizytach dziewięciu specjalistów z ogłoszeń typu: „AAAOtworzę wszystkie zamki i kłódki”, „POGOTOWIE ZAMKOWE 24H »KWINTO«”, dałem sobie spokój. Jedyne co mi pozostało, to opublikować część listu wystającą z kufra (akurat był to początek) i czekać, aż zamek sam puści, albo znajdzie się specjalista zdolny otworzyć stary, ponad stuletni zatrzask. (Jeżeli wśród czytelników takowy majster się znajduje, to proszę o kontakt na adres redakcji). Nie przedłużając, zapraszam do tej specyficznej lektury.

***

Drogi Fryderyku!

Po dłuższej przerwie wreszcie spędzam sobotę razem z całą rodziną. Ten wyjazd, przy okazji którego miało miejsce nasze spotkanie oraz moja późniejsza, zagraniczna delegacja, nieco mnie zmęczył. Chyba się starzeję. Teraz jednak, po porannym spacerze z dziećmi, mam chwilę dla siebie i mogę pisać list.

Jeszcze raz chciałbym powiedzieć, że cieszę się z naszego spotkania na żywo. Czułem, że rozmowy nie poszły na marne, a Twój wczorajszy sms utwierdził mnie w tym przekonaniu. Czyli decyzja podjęta i walizki już spakowane. Jak sądzę, Klara jest zadowolona z Twojego postanowienia. Wiem, że nie była to dla Ciebie łatwa decyzja. Można nawet powiedzieć, że trudna. Jej realizacja będzie wymagała od Ciebie poświęcenia, a  może nawet cierpienia. Jednak „nic co dobre nie przyjdzie Ci w życiu łatwo”. Uważam, że takie decyzje jak ta, to kroki, które prowadzą do Wymarszu. Myślałeś o nim?

Radość. To ona, jak się wydaje, spina te wszystkie wątki, o których piszę. Z ufnością w łaskę Bożą z nadzieją patrzę w przyszłość. Wczoraj dowiedziałem się, że po raz czwarty zostanę ojcem. Czy słysząc takie rzeczy można nie być szczęśliwym? I nie jest to jedyna dobra informacja, ale o tym zaraz. Mogę Ci również zdradzić, że podjęliśmy z Marią decyzję o imieniu dla naszego maluszka. Jeśli będzie dziewczynka to Wanda, a jeśli chłopiec to /reszta listu przytrzaśnięta/

Fot. na okładce: Barbara Jakubiec

Piotr Wąsik


Wilczek, harcerz, wędrownik. Następnie akela i szef kręgu. A to wszystko w Radomiu. Działa w Namiestnictwie Wędrowników. Niepoprawny fan polskiej Ekstraklasy.

Szalona inwestycja

– Ten artykuł będzie o Tobie.

–  Ależ pani nie wie, kim ja jestem!

–  Nie wiem, ale się domyślam. Czasem jesteś zwycięzcą. Udaje Ci się zrealizować plan, coś osiągnąć, zrobić coś dobrego. Czujesz się wtedy jak ktoś ważny i potrzebny. A czasem jesteś przegrywem. Drugi raz nie zdajesz tego samego kolokwium, sprawiasz bliskiej osobie przykrość albo palniesz jakąś głupotę, ośmieszając się na oczach innych. Może wtedy myślisz sobie: „no tak, ja to jestem do niczego, pajac skończony”.

Zwycięzca czy pajac?

Księga Rodzaju mówi wyraźnie, że po stworzeniu człowieka Pan Bóg umieścił go w raju. Nie na podium dla zwycięzców. I nie na wybiegu dla pajaców. Takie rozróżnienia stały się modne dopiero po grzechu pierworodnym, którego skutki pomieszały ludziom w głowach. Na początku Bóg określił swoje uduchowione dzieło z gliny jako „bardzo dobre” tylko dlatego, że było. Niczym się jeszcze nie zdążyło popisać oprócz samego istnienia.

Wszystko albo… perła

Ewangelia opowiada o kupcu, który sprzedał wszystko, co miał, żeby kupić jedną drogocenną perłę. Nikt go do tego nie zmuszał, zrobił to dobrowolnie, cieszył się. Po transakcji nie miał zupełnie nic, tylko małą błyszczącą kulkę. Pewnie nawet perła by się zdziwiła, gdyby mogła.

Każdy zna tę przypowieść. Ale kto zna takiego kupca? Spotkałeś kiedyś osobę, która oddała wszystko, co miała, żeby zrealizować jedno marzenie? To musiało być jakieś ogromne marzenie, coś niesamowicie cennego dla tej osoby. Może też marzysz o czymś, za co odważyłbyś się oddać wszystko? Dobra materialne to pół biedy, jako młoda osoba pewnie nie dysponujesz nie wiadomo jakim majątkiem. Ale „wszystko” to nie tylko materia, to też np. poczucie bycia kochanym przez bliskich, zdrowie, osiągnięcia, bezpieczeństwo, szacunek innych, możliwość dokonywania wyborów… Znalazłbyś coś tak wartościowego?

Kto, kogo, za ile

Kupiec miał na imię Jezus i znalazł taki skarb. Oddał swoje szczęście w niebie, swoją bliskość z Ojcem i zamieszkał na ziemi. „Opuściłeś śliczne niebo, obrałeś barłogi” – przyzwyczailiśmy się do tych słów kolędy i trzeba się trochę wysilić, żeby znowu dostrzec ich sens. Był wszechmogący, a stał się noworodkiem – jedyne co mógł, to głośno płakać i mieć nadzieję, że ktoś się Nim zajmie i dzięki temu będzie mógł przeżyć. Na ziemi spotkały go różne cierpienia: głód i zmęczenie,  niezrozumienie przez rodzinę, zniewagi, śmierć przyjaciela, opuszczenie przez najbliższych towarzyszy, a nawet poczucie opuszczenia przez Ojca, bezpodstawne skazanie i okrutna, haniebna śmierć. A teraz – w Najświętszym Sakramencie – stał się jeszcze bardziej bezbronny niż w Betlejem. Pozwala przenosić się jak rzecz, całymi dniami przebywa sam w zimnym kościele, a kiedy oddaje się w komunii, może zostać przyjęty przez zimne serce, które prawie nie zwraca uwagi na Jego obecność. Czy jest coś, czego jeszcze nie oddał? Sprzedał wszystko, żeby odkupić Ciebie. Cena wyznacza wartość. Bóg uznał, że jesteś tego wart.

Od Kupca dowiesz się o swojej wartości

Każdą osobę Bóg uznaje za drogocenną. „Ponieważ drogi jesteś w moich oczach, nabrałeś wartości i Ja cię miłuję” (Iz 43,4). Patrząc na siebie oczami Boga, odkrywamy swoją prawdziwą wartość i jej realne źródło. Nie są nimi nasze talenty, osiągnięcia ani dobre uczynki. Wartość osoby nie zależy od okoliczności. Ksiądz Krzysztof Grzywocz obrazuje to, mówiąc o sztabie złota: ma ona taką samą wartość niezależnie od tego, czy leży w szkatule, czy na śmietniku. Sama sztaba nie jest w stanie w żaden sposób pozbyć się tej wartości. Nawet jak spadnie z półki i kogoś zabije. Tak samo człowiek. Czy robi operacje ratujące ludzkie życie, czy leży pijany na przystanku, ma wartość nieskończoną. A co, jeśli zgrzeszy? Sztaba nadgryziona? Nie, tylko pobrudzona błotem. Sakrament spowiedzi pokazuje, że grzech, choćby tworzył nie wiem jak grubą warstwę brudu na człowieku, jest czymś zewnętrznym, co da się zmyć. Może ludzie widzą już tylko błotną kulę, może człowiek sam tak myśli o sobie, ale Bóg wie o złocie, które znajduje się w środku.

Ks. Grzywocz proponuje sposób na przypominanie sobie o tym (wiadomo – łatwo zapomnieć). Wchodząc do kościoła i zanurzając rękę w wodzie święconej – a właściwie podkładając ją pod dozownik – możesz przypomnieć sobie swój chrzest. Wtedy Bóg wypowiedział o Tobie te słowa, które usłyszał Jezus podczas chrztu w Jordanie. „Tutaj wstaw swoje imię, to mój umiłowany syn/ umiłowana córka. W nim/w niej mam upodobanie”. To „ mam upodobanie” brzmi dla nas trochę archaicznie, można by je przetłumaczyć jako „jestem zachwycony”.

Więcej i mądrzej możesz poczytać w książkach:

 „Wartość człowieka” ks. Krzysztofa Grzywocza

„Poznawanie siebie w świetle Słowa Bożego” ks. Krzysztofa Wonsa.

Hanna Dunajska


Studiuje filologię polską i uczy polskiego obcokrajowców. Chciałaby doczytać się do „istoty rzeczy”. Była drużynową i szefową młodych, a potem najdłużej i najskuteczniej - Akelą. Obecnie redaktorka naczelna "Dżungli" - czasopisma dla wilczków.

Dwa miasta. Listy Starszego Brata do Młodszego #7

fot. Monika Wójcik1

Drogi czytelniku!

Jeżeli po raz pierwszy czytasz artykuł z cyklu „Listy Starszego Brata do Młodszego”, to zachęcam Cię, abyś najpierw zapoznał się ze wstępem znajdującym się na początku pierwszego artykułu: https://przestrzen.skauci-europy.pl/2021/04/poczatek-listy-starszego-brata-do-mlodszego-1/ Zaś zaznajomionych z cyklem czytelników zapraszam do lektury kolejnego listu.

***

Drogi Fryderyku!

W tym roku mamy cudowną jesień! Drzewa wystroiły się w różnobarwne liście. Mam nadzieję, że u Ciebie też jest tak pięknie. Taką „złotą polską jesień” właśnie uwielbiam. Mogłaby trwać wieczność lub przynajmniej do wiosny. Ale przecież nie piszę do Ciebie tego listu, żeby zachwycać się aktualną porą roku.

Kontynuując temat z ostatniego listu o przeprowadzce… Maria wróciła już od chrzestnej i udało mi się ją podpytać, co myśli o Twojej sytuacji. Nie zabrałem się jednak do pisania tego listu zaraz po rozmowie z nią, gdyż chciałem mieć dzień na przegryzienie się moich przemyśleń ze spostrzeżeniami żony. Wspólnie zauważyliśmy, że Twoja decyzja może być lepsza lub gorsza już na poziomie motywacji i wewnętrznych planów co do tego, co się będzie działo po przeprowadzce w wybrane miejsce.

Najniebezpieczniejszą sytuacją jest ta, gdybyś chciał się przeprowadzić do miasta Klary z nastawieniem, że teraz NA PEWNO spędzisz już z nią resztę życia i poza nią świata nie ma. Zakochani ludzie często stawiają właśnie swojego chłopaka/swoja dziewczynę na piedestale. Ale to nie jest dobre. Przecież Wy z Klarą nie jesteście zaręczeni. Ba, nawet zaręczyny nie są tak wiążące jak małżeństwo. A i w małżeństwie trzeba też mieć przestrzeń dla siebie i swoich hobby czy znajomych.

Dlatego wydaje mi się ważne, aby przy podejmowaniu decyzji o przeprowadzce w pobliże Klary pozostawić sobie w głowie myśl, że Wasze losy mogą się różnie potoczyć. Od razu też zalecałbym poszukanie swojej własnej przestrzeni w mieście. Mam bowiem znajomych, którzy poznali się na studiach w obcym dla obojga mieście. W czasie związku tak skupili się na sobie nawzajem, że robiąc listę gości na wesele zorientowali się, że nie mają praktycznie żadnych znajomych. Było to bardzo smutne doświadczenie.

Znalezienie „swojego miejsca” w obcym mieście jest też istotne z innego powodu. Odsuwa myśli o wspólnym przedwczesnym zamieszkaniu „bo przecież jesteśmy tu tylko we dwoje i nam samotnie” lub co gorsze „jesteśmy tu tylko we dwoje i nikt się nie dowie”. Dlatego dobrze, żeby otoczenie, w którym się znajdziesz, ciągnęło w tych kwestiach „do góry”, a nie „w dół”.

Z drugiej strony myślę, że nie jest czymś złym, gdybyś się zdecydował pójść na studia tam, gdzie sobie wymarzyłeś. Realizacja planów zawodowych jest ważna. Studia magisterskie to w Twoim przypadku półtora roku. Może warto przeżyć ten czas w trochę mniejszym komforcie, ale być zadowolonym przez resztę życia ze swojej wymarzonej pracy. Przez ten okres mógłbyś dojeżdżać w weekendy do Klary (i na odwrót). Znam kilka obecnie szczęśliwych małżeństw, które na etapie przed narzeczeńskim spotykało się właśnie w ten sposób przez kilka miesięcy czy lat i nie przeszkodziło im to zbudować trwałej relacji.

Znam też kilka par, które nie przetrwały próby tak dużej odległości, bądź w trakcie studiów zmieniały swoją uczelnię i miasto, aby ratować swój związek. Dlatego warto sobie to wszystko przemyśleć i przemodlić. Może jednak da się realizować Twoje plany zawodowe poza wymarzoną uczelnią? Może związek z Klarą nie jest na tyle ważny, żeby poświęcać dla niej część swoich planów? Myśl, myśl i zadawaj sobie pytania. Mam nadzieję, że moje (i Marii) refleksje pomogą Ci w podjęciu dobrej decyzji.

Porozmawiamy oczywiście o tym wszystkim na żywo, tak jak obiecałem w poprzednim liście. Wierzę, że do tego czasu będziesz już miał dużo swoich własnych przemyśleń i pomysłów na rozwiązanie Twojej sytuacji.

Pozdrawiam serdecznie

Twój Starszy Brat Teodor

Fot. na okładce: Monika Wójcik

Piotr Wąsik


Wilczek, harcerz, wędrownik. Następnie akela i szef kręgu. A to wszystko w Radomiu. Działa w Namiestnictwie Wędrowników. Niepoprawny fan polskiej Ekstraklasy.

Najpierw brać

„Większa radość jest z dawania aniżeli z brania” napisał św. Paweł. I pewnie nie wyssał tego stwierdzenia z palca. Takie jest jego doświadczenie. Może już prężysz się w środku i myślisz, co by tu zrobić dla innych. Poczekaj! Gdzie tam tobie do św. Pawła! Gdzie Krym, a gdzie Rzym? On miał co dawać, bo najpierw dużo brał. A ty? Z pustego i Salomon nie naleje. Niby wszyscy to wiemy, ale… chyba ciągle o tym zapominamy. I czy w ogóle umiemy brać coś za darmo?

Całkiem za darmo

Kiedy dostajemy od kogoś prezent, czujemy się zobowiązani do odwdzięczenia się tym samym. Gdyby sprzedawca w sklepie nagle oświadczył, że on za nas zapłaci, poczulibyśmy się chyba nieswojo. „Czy ten człowiek uważa mnie za zupełnego biedaka?” – moglibyśmy pomyśleć. „A może to jakaś manipulacja?” Jesteśmy przyzwyczajeni, że w darmowych rzeczach tkwi jakiś haczyk i prędzej czy później będziemy musieli zapłacić, może nawet więcej. A jeśli faktycznie coś dostajemy, to możemy czuć się upokorzeni, przyłapani na braku niezależności. „Sam bym sobie przecież doskonale poradził”.

Takie patrzenie możemy przenosić na naszą relację z Bogiem.  Tymczasem tutaj sytuacja jest zupełnie inna. Łaska to po łacinie „gratia” – prawie jak gratis. Bóg chce nas obdarowywać całkiem za darmo. I nie ma w tym żadnego haczyka. Jest taki piękny fragment w Księdze Izajasza „przyjdźcie, choć nie macie pieniędzy! Kupujcie i spożywajcie, <dalejże, kupujcie> bez pieniędzy i bez płacenia za wino i mleko!”.

Tylko, że z tą łaską to my mamy jeszcze jeden problem. Otóż nie mamy najmniejszej ochoty, żeby ktoś nam „robił łaskę”… Wolelibyśmy radzić sobie całkiem sami. Zbudować ogromną platformę. Wejść na największą górę, najlepiej z najcięższym plecakiem. Zrobić takie zimowisko, żeby o nim książki pisali. I oczywiście zbawić świat. Nikt wtedy nie będzie miał szansy dostrzec naszej kruchości i słabości. Wtedy to będziemy kimś.

Jezus dobrze nas zna. Stał się do nas podobny we wszystkim oprócz grzechu, więc wie, jak to jest być człowiekiem. I wiedząc to, mówi „beze Mnie nic nie możecie uczynić”. I nie mówi tego z żadnym wyrzutem, czy pogardą. Łagodnie zachęca, żebyśmy też się do tego przyznali przed sobą i przed Nim. Nic się wtedy nie stanie. Jego miłość do nas będzie taka sama.

Niezależnie od okoliczności

Trudno nam wierzyć w taką bezwarunkową miłość. Ludzie traktują nas lepiej albo gorzej w zależności od wielu czynników: swojego stanu zdrowia i samopoczucia, tego, na ile spełniamy ich oczekiwania, na ile przypadliśmy im do gustu. Każdy doświadczył tego wiele razy i dlatego odnosi wrażenie, że w relacji z Bogiem będzie tak samo: jak nie zrobię czegoś dobrego, to już na mnie tak łaskawie nie popatrzy. A jak zrobię coś złego, to może lepiej w ogóle więcej się nie pokazywać?

Kiedy Szymon Piotr spotkał Jezusa, też tak myślał. Po cudownym połowie ryb stwierdził, że nie jest godny i powiedział: „odejdź ode mnie Panie, bo jestem człowiek grzeszny”. Ale Jezus mu odpowiedział „Nie bój się”. I z czasem Piotr lepiej poznał Jezusa. Chociaż w kluczowym momencie zaparł się swojego Mistrza, to jednak, kiedy zobaczył Zmartwychwstałego Pana na brzegu, nie zawrócił łodzi, żeby uciec, gdzie pieprz rośnie. Zrzucił płaszcz i wskoczył do wody, żeby jak najszybciej znaleźć się obok Niego.

Bóg zawsze kocha tak samo – najbardziej. Niezależnie od tego, czy o Nim pamiętamy, czy nie, czy robimy coś dobrego, czy coś złego. Zawsze widzi nas takimi, jakimi nas stworzył. Można by się zastanawiać, „co On takiego we mnie widzi?” Coś widzieć musi, bo gdyby przestał nas chcieć, to przestalibyśmy istnieć. Co trzeba widzieć w człowieku, żeby oddać za niego życie? Warto nad tym pomyśleć. Spróbować spojrzeć na siebie tak, jak On patrzy. Potem też na innych, ale to dopiero potem. Najpierw na siebie.

Fot. na okładce: Antoni Biel

Hanna Dunajska


Studiuje filologię polską i uczy polskiego obcokrajowców. Chciałaby doczytać się do „istoty rzeczy”. Była drużynową i szefową młodych, a potem najdłużej i najskuteczniej - Akelą. Obecnie redaktorka naczelna "Dżungli" - czasopisma dla wilczków.

Inteligencje wielorakie cz. 2 – przywództwo i praktyka

Hejka, tu Kasia! Fajnie, że jesteście! Dziwnie byłoby się nie przywitać, gdy zaczynam tekst w połowie. Coś zostało już powiedziane, padło A, ale nie B. W drugiej części mojego artykułu o inteligencjach wielorakich (IW) dowiecie się, że tak naprawdę wiele jeszcze brakuje, by temat uznać za zamknięty. Jeśli trafiłeś tutaj bez przeczytania pierwszej części, odsyłam Cię do niej, bo opisałam tam naukowy fundament moich rozważań.

To tylko teoria?

Napisanie pracy magisterskiej o skautingu tak naprawdę przez większość studiów nie wchodziło, nomen omen, w grę. Okazało się jednak, że potencjał do prowadzenia badań jest bardzo duży, tym bardziej, że mało osób opisało do tej pory naszą organizację z punktu widzenia andragoga i managera projektów. Praca ta miała więc charakter eksploracyjny. Liczę, że będzie mi dane kontynuować badania. Dotyczyły one tego, jak i czy w ogóle liderzy w naszym ruchu wykorzystują wachlarz inteligencji wielorakich do realizowania zadań statutowych. Przypomnijmy, że w Gardnerowskiej teorii występuje przynajmniej osiem inteligencji: językowo-werbalna, logiczno-matematyczna, wizualno-przestrzenna, cielesno-kinestetyczna, muzyczna, intrapersonalna, interpersonalna i przyrodnicza. Inteligencje w świetle tej teorii są równorzędne. Nie istnieje hierarchia, według której można by uznać, która z nich jest najbardziej kluczowa dla człowieka. Zaznaczam więc, że każdy człowiek jest wyposażony w każdy typ inteligencji. Poszczególne z nich oddziałują na siebie nawzajem, przenikają się i uzupełniają. Efektem tego są niepowtarzalne zindywidualizowane profile inteligencji danej osoby. Każda z nich ma według Gardnera swoją naturalną linię rozwojową. Teoria IW wydaje się być idealna dla potrzeb pedagogów i edukatorów, którzy pragną dbać o indywidualne potrzeby swoich podopiecznych. Od razu nasuwają mi się na myśl słowa „skauting i indywidualność”, czyli tytuł lektury obowiązkowej dla każdego szefa.

Teoria IW powstała ponad pół wieku temu, ale wciąż się rozwija i uchodzi za nowatorski sposób badania inteligencji. Jej autor bynajmniej nie kwestionuje istnienia inteligencji ogólnej, ale podkreśla, że IW są najbardziej wiarygodne w odniesieniu do życia codziennego, niezwiązanego z edukacją formalną. Człowiek bowiem uczy się całe życie i istnieją różne sposoby zdobywania wiedzy. Dlatego ciężko jest dokładnie zmierzyć inteligencje wielorakie u danego człowieka, gdyż najdokładniejsze dane otrzymać można tylko w oparciu o praktyczne działanie. W ten sposób dochodzimy do konkluzji, że teoria inteligencji wielorakich ma wysoki potencjał praktyczny i odnajduje się w różnych projektach edukacyjnych. Należą do nich te z zakresu edukacji formalnej, ale być może przede wszystkim pozaformalne i nieformalne warunki kształcenia. Te właśnie daje człowiekowi skauting.

W sprawie przywództwa

Z konferencji na Jadwidze pamiętam szczególnie tę pt. „misja drużynowej”. Już tytuł wskazuje, że przyszła szefowa, będzie się mierzyć w swojej pracy z czymś do tej pory niespotykanym, w jakimś stopniu podniosłym. Na obozie szkoleniowym zdobywa się zatem niezbędne kompetencje, poznaje metodę i narzędzia potrzebne do prowadzenia jednostki. Analogiczne sytuacje mają miejsce w korporacjach, przedsiębiorstwach czy instytucjach trzeciego sektora. Wiedzy o sposobie przygotowywania się do pełnienia roli lidera szukałam więc nie tylko we „Wskazówkach dla skautmistrzów” Baden-Powella, ale również w takich pozycjach jak „Menedżer nowych czasów. Najlepsze metody i narzędzia zarządzania” Bolesława Kuca i Marcina Żemigały oraz w publikacji „Dziesięć cnót dobrego przywódcy” Billa Newmana. Każda z wymienionych bazuje w jakimś stopniu na strukturze osobowości Costy i McCrae’a. W części pracy poświęconej opisie lidera skupiłam się na tym, jakie są jego pożądane cechy osobowościowe. Są one ważnym kryterium i kwalifikują daną osobę do piastowania funkcji lidera jakiejś grupy. Na podstawie analizy literatury z zakresu zarządzania i ze swojego doświadczenia w skautingu stwierdziłam, że bycie szefem jednostki wymaga posiadania wewnętrznej motywacji. (Tak wiem, Ameryki nie odkryłam, ale magisterkę sprawdzały osoby, które skautami nie są). Musi ich także cechować wiedza, umiejętności, chęć i radość z oddziaływania na innych ludzi. Dobry przywódca jest także zdolny do empatii, potrafi słuchać innych. Bi-Pi przypomina, że skautmistrz ma być starszym bratem dla swoich chłopców, a ruch skautowy to gra, w której robi się wiele dla innych odrzucając egoizm i oduczając go innych.

Specjaliści od zarządzania organizacjami podkreślają, by liderzy oszczędnie gospodarowali energią i unikali przeciążeń dbając o zdrowie fizyczne i psychiczne. Newman wskazuje także, że bardzo efektywnym sposobem radzenia sobie ze stresem jest posiadanie przyjaciół – osób, na których może polegać. Tak oczywiście powinno być w skautingu. Młody szef, który prowadzi jednostkę ma do dyspozycji szczepowego, hufcowego, a nawet władze naczelne. Otaczają go też szefowie pełniący takie same funkcje w innych lokalizacjach. Zwykła rozmowa z człowiekiem „z branży” często pomaga uświadomić sobie realne szanse, zagrożenia i możliwości. Przypomina to o cesze, którą w mojej opinii powinien posiadać każdy szef Skautów Europy – umiejętność poproszenia o pomoc. Ostatnim atrybutem lidera-menadżera, który chcę wymienić jest reputacja. Jest ona mierzona przede wszystkim zaufaniem do czynionych przez niego obietnic. Koresponduje to trafnie z Prawem Harcerskim i innymi tekstami z naszych ceremonii. Całe Prawo jest swego rodzaju zbiorem cech, które opisują skautów. Większość z nich zaczyna się od słów „Harcerz/harcerka jest…” i są to takie cechy jak: honorowość, lojalność, przyjacielskość, braterstwo, uprzejmość, szlachetność, karność, opanowanie, gospodarność oraz czystość intencji i uczynków.

Sejmik Stowarzyszenia 2021, fot. Monika Wójcik

Jeden z powodów, dla których skauting powinien znaleźć się w Twoim CV

Praca lidera harcerskiego to szereg obowiązków, które należy wypełnić, by jak najpełniej realizować cele statutowe Stowarzyszenia. Służy do tego metoda harcerska i wypływające z niej narzędzia. Dobrze wiecie, jak napięty jest kalendarz Stowarzyszenia, a co za tym idzie, Wasz własny. Nie jest to czas zmarnowany! I na szczęście, oprócz wielu komentarzy o jedzeniu szyszek od osób, które z harcerstwem nie miały zazwyczaj nic wspólnego, spotkałam na swojej drodze też wielu profesjonalistów z zakresu Human Resources, którzy z wypiekami na twarzy pytali o zakres obowiązków jako szefowej w Skautach Europy. Umiejętność zaplanowania obozu, wdrożenia tych planów w praktyce to ogromny plus na rynku pracy. Ilu, oprócz skautów, znacie młodych ludzi, którzy wiedzą, jakie pisma, w którym urzędzie należy złożyć, czy jak zadbać o bezpieczeństwo przeciwpożarowe, jak zorganizować i przeprowadzić ewakuację kilkudziesięciu osób? A przy tych wszystkich potrzebach technicznych jest jeszcze metoda i merytoryczne przygotowanie się do obozu. Żeby było to możliwe, potrzebne jest wiele miesięcy regularnej pracy i umiejętność rozpoznawania potrzeb podopiecznych, którzy tak bardzo różnią się od siebie nawzajem. To, co my znamy pod pojęciem systemu rad, w świecie zarządzania organizacjami nosi nazwę ewaluacji i feedbacku. Dzięki nim możemy wyciągać wnioski, żeby w przyszłości nie popełniać tych samych błędów oraz by odnaleźć potencjał, który można jeszcze bardziej rozwinąć. Posiadanie wizji i uświadomienie sobie celu, do którego się dąży sprzyja rozwojowi motywacji. Dlatego istotną cechą władzy jest zdolność do wprowadzania zmian w stosunku do sporządzonej wizji. Społeczeństwo i jego potrzeby zmieniają się bardzo szybko, a co za tym idzie, oczekiwania i motywacje harcerek i harcerzy w drużynach teraz różnią się od tych, które mieliśmy my w ich wieku. Żeby umiejętnie wdrażać nowe pomysły konieczna jest znajomość środków, poprzez które można dokonywać zmian. Według Rafała Mrówki definicja przywództwa ściśle oddaje to w jaki sposób działają szefowie jednostek harcerskich, gdyż zabiegają oni o cele, które reprezentują wartości i motywacje wspólne jednym i drugim – wartości liderów oraz wartości grupy. Ruch skautowy jest odzwierciedla też w znacznym stopniu model organizacji uczącej się. Na zbiórkach, obozach i wędrówkach rozwijane są coraz to nowe potrzeby uczestników poprzez naukę i zdobywanie praktycznej wiedzy. Służą nam do tego m.in. stopnie i sprawności, które realizowane według indywidualnych potrzeb i umiejętności wpływają na poziom i rozwój całej jednostki. Baden-Powell pisał we „Wskazówkach…”, że metoda harcerska przyniesie wiele dobra tylko wtedy, gdy nie chodzi w niej o samą organizacje dla organizacji, a o wpajanie dobrych przyzwyczajeń przy pomocy narzędzi, którymi dysponuje.

Inteligencje wielorakie w praktyce harcerskiej

Temat IW, jest, jak już widzicie, długi przynajmniej jak Wajnganga. Tylko rozumiejąc ogrom obowiązków i problemów, z którymi mierzą się szefowie w naszym ruchu można świadomie przejść do poszukiwania połączeń z teorią Howarda Gardnera. W największym skrócie wygląda to według mnie tak, że szef, przygotowując plan pracy powinien skupić się na realnych potrzebach, ale także marzeniach swoich podopiecznych, a nie wyłącznie na swoich własnych pobudkach. Przyczyną działania nie może być też chora zazdrość. Owszem, może drużyna z miasta obok miała dłuższy obóz od Twojego, bardziej szalone explo i jeszcze jakieś atrakcje, ale zero jedynkowe porównywanie działalności do innych nie jest najlepszym powodem do kopiowania i wprowadzania dokładnie takich samych rozwiązań u siebie. Tamten szef ma inny wewnętrzny zestaw predyspozycji od Ciebie. Jego wychowankowie mają inne predyspozycje, inne marzenia i potrzeby.

Obóz harcerek, fot. Barbara Jakubiec

Po przeanalizowaniu literatury o społeczeństwie wiedzy i inteligencji oraz zdobyciu ciekawych informacji, że organizacja harcerska niewiele różni się w aspekcie zarządzania i potrzeb managerskich od innych, np. korporacji, przyszedł czas na próbę implementacji teorii inteligencji wielorakich do działalności skautowej. Badania, które przeprowadziłam w ramach studium przypadku są podsumowaniem rozważań. Jak wspominałam, mają charakter eksploracyjny i według mnie otwierają ścieżki do bardziej wnikliwych studiów. Trzonem części praktycznej zostały dwa indywidualne wywiady pogłębione. Uzupełnieniem do nich jest ankieta, w której przy pomocy kwestionariusza szersze grono aktywnych liderów mogło odnieść się do zagadnienia inteligencji wielorakich, swoich atrybutów osobowościowych oraz realizowaniu przez SHK „Zawisza” FSE celów statutowych. Wciąż rozwijające się metody badań nad inteligencją pozwalają dokładniej się jej przyglądać w zależności od kontekstu działań człowieka. Inteligencja nie zależy jedynie od wykształcenia, a powszechna kategoryzacja ludzi jako mniej inteligentnych, gdy nie radzą sobie z pewnymi typami problemów jest stygmatyzująca. W trudnościach dnia codziennego o skutecznym radzeniu sobie z kłopotami decyduje przede wszystkim szereg uwarunkowań indywidualnych danej osoby, a nie wiedza zdobyta z książek. Dlatego w badaniach poruszyłam temat tego, jak liderzy harcerscy mierzą się ze swoimi codziennymi obowiązkami i po analizie mogłam wpisać te odpowiedzi w inteligencje wielorakie.

Teoria Gardnera daje się bardzo szybko przetestować w praktyce, ponieważ to, jaki profil inteligencji posiada dany człowiek, bierze się z preferowanych przez niego metod uczenia się, hobby, ulubionych dziedzin nauki, a nawet ulubionej muzyki i sportu. W skautingu dzieje się wiele i pod względem rozwoju psycho-behawioralnego i technicznego. Dlatego w kolejnej, ostatniej już części mojego artykułu, przedstawię Wam hipotezy badawcze oraz analizę i interpretację wyników. Stay tuned!

Euromoot 2019, fot. Katarzyna Kotarba

Fot. na okładce: Piotr Wąsik

Katarzyna Chomoncik


HRka, obecnie szczepowa z zielono-czerwoną historią służby lokalnej i krajowej. Z wykształcenia i zamiłowania pedagog dorosłych. Prywatnie żona i mama.

„Łatwo jest mówić, trudniej pracować…”

W Palmirach wyłaniają się z mgły rzędy równomiernie ułożonych krzyży. Ich widok, ilekroć tu jestem, wprawia w zadumę nad tragedią rozstrzelanych, strachem nad skalą niemieckiego terroru, refleksją nad przyczyną tych mordów. Na cmentarz wchodzi się przez bramę z napisem: „Łatwo jest mówić o Polsce, trudniej dla niej pracować, jeszcze trudniej umrzeć, a najtrudniej cierpieć”. Samo, zresztą symboliczne, zdanie zostało wyryte w jednej z cel w katowni gestapo na Alei Szucha. Przypominają się też inne wyskrobane w niemieckich więzieniach napisy, takie jak urywek z Horacego: „Dulce et decorum est pro Patria mori” – „Słodko i zaszczytnie jest umrzeć za Ojczyznę”, czy też ten z więzienia w Hotelu Palace w Zakopanem, który stał się później jednym z tekstów w Symfonii Pieśni Żałosnych Henryka Góreckiego: „Mamo nie płacz, nie. Niebios przeczysta Królowo, Ty zawsze wspieraj mnie. Zdrowaś Mario”.

Czytamy Dziady, Redutę Ordona, Kordiana, Kamienie na Szaniec i wiersze Baczyńskiego, pamiętamy  fragmenty ze Słowackiego „Polska Winkelriedem narodów!/Poświęci się, choć padnie jak dawniéj! jak nieraz!” Zresztą to za Słowackim właśnie śpiewamy na naszych ogniskach: „Bo kto zaufał Chrystusowi Panu/ I szedł na święte kraju werbowanie/Ten de profundis z ciemnego kurhanu/Na trąbę wstanie”. W jaki sposób udźwignąć to nasze dziedzictwo? W jakim kluczu odczytać ma je polski skaut?

Rozmawiam z moimi znajomymi. Mówią sloganami: „Polska to kraj z tektury i to takiej przemoczonej” – nie czarujmy się, wszyscy wiemy, że w takich porównaniach padają mocniejsze słowa. „Polska to chlew” – to pada o wiele częściej. „Nie chcę mieć nic wspólnego z tym krajem”. Znajomi się pytają: a co ty sądzisz o Polsce?

A ja? Jaką mam postawę wobec patriotyzmu? Czy jako drużynowy, wódz mojej drużyny przekazuję go chłopakom? Przecież przyrzekałem: „Całym życiem służyć Bogu, Kościołowi i mojej Ojczyźnie”, co więcej – jako drużynowy obiecywałem nie tylko przestrzegać ale i „uczyć przestrzegania Prawa Harcerskiego, zasad, regulaminów i pedagogiki Federacji Skautingu Europejskiego”. Na przyrzeczeniu, które odbieram, zwracam się do drużyny: „A teraz wymieńmy wspólnie prawo harcerskie i zasady podstawowe” I powtarzamy wówczas: „Harcerz jest wierny swojej Ojczyźnie i działa na rzecz jedności i braterstwa w Europie”. Rozmawiam z niektórymi harcerzami, co to znaczy być „lojalnym wobec swojego kraju?”

Aby odpowiedzieć sobie na powyższe pytania, starałem się zobaczyć, co na ten temat sądził Jacques Sevin i Michel Menu, co jest napisane w dokumentach podstawowych, co zawiera się w pedagogice skautingu katolickiego. Przede wszystkim wychodzę z założenia, że wychowanie patriotyczne w naszym ruchu jest czymś naturalnym, chęć wychowania dobrych obywateli stanowiła jedną z przyczyn założenia skautingu przez lorda Baden-Powella. Dlatego chciałbym na początek przywołać ponaglenie Stanisława Sedlaczka, który w broszurce pt. Kilka myśli o zadaniach harcerstwa wydanej w 1919 roku pisał: „musimy budować Polskę w duszach — przez wychowanie”.

Po pierwsze: budować Polskę. W jaki sposób? W Skautingu autorstwa Jacquesa Sevina czy w „Podstawach fundamentalnych Skautingu” zredagowanych między innymi przez Michela Menu nie znajdziemy osobnych rozdziałów poświęconych stricte tematom patriotyzmu. Wśród aktywności harcerskich nie znajdziemy żadnych, które wprost realizują to zadanie. Można powiedzieć, że wszystkie nasze czynności w jakiś sposób wpływają na Ojczyznę. A w szczególności codzienny dobry uczynek, który analizował Sevin w „Skautingu”, podając go jako główną przyczynę wpływu na społeczeństwo i naród:

Na początku śmialiśmy się z tego pozornie łatwego obowiązku. Kiedy rodzice uświadamiali sobie, że ich dzieci wracały ze spotkań mniej egoistyczne i bardziej usłużne, kiedy przechodniowi przystającemu na skraju chodnika, skaut oferował wskazania drogi lub pomoc w noszeniu paczek, (…) kiedy widzieliśmy organizowane przez zastępy małe „święta dobrotliwości” dla na najbardziej potrzebnych rodzin lub przedsiębrane za darmo jakieś rzeczywiste prace w publicznych miejscach, takie jak wyciosanie w urwisku schodów o siedemdziesięciu pięciu stopniach przeznaczonych robotników fabryki, aby nie musieli chodzić na około. Kiedy dostrzegliśmy że Dobry Uczynek kończy się na licznych akcjach ratunkowych, które kosztują często życie młodych bohaterów, wówczas już nie pozwalamy sobie śmiać się z tego, a jedynie szczerze podziwiamy.

Jeśli chcę jako skaut być patriotą zadaję sobie to pytanie: jak u mnie z codziennym dobrym uczynkiem? Czy jeszcze pamiętam, że naczelnym zadaniem wędrownika jest każdego dnia obserwować otoczenie, bo tylko przez to można dostrzec możliwość służby drugiemu człowiekowi? Czy przekazałem mojej drużynie nawyk codziennego dobrego uczynku?

Okazja do służby w drodze na Święty Krzyż, fot. Marcin Jędrzejewski

Po drugie: budować w duszach, czyli w poszczególnych jednostkach, osobach. Z literatury skautowej nigdzie nie wynika że należy organizować lub uczestniczyć w masowych akcjach, wielkich manifestacjach, uroczystych przemarszach. Nieznane być powinny „jakiekolwiek formy umasowienia lub kolektywizacji”, które powodują jedynie pojmowanie patriotyzmu jako przynależności do określonej a nie innej grupy społecznej. Karta Skautingu Europejskiego, mówiąc o formacji społecznej daje nam przykłady samodzielnych sposób wyrażania miłości do Ojczyzny, takich jak „poczucie honoru, prawdziwa wierności, szacunek dla danego słowa, poczucia odpowiedzialności obywatelskiej w ramach wspólnot doczesnych”. Tego nie da się robić z kimś, to trzeba wypracować w sobie.

Po trzecie: budować przez wychowanie. Mając na uwadze powyższe dwa punkty, wychowanie w skautingu odbywa się szczególnie przez działanie. Realizuje się to dzięki dawaniu harcerzom możliwości poszukiwania problemów społecznych w miejscach gdzie żyją, a także dzięki wymyślaniu sposobów ich rozwiązywania.  Pokazywanie harcerzom, że wszystko co czynią, wnosi coś dla Polski – może ją zarówno budować jak i niszczyć.

Nie trzeba robić kolejnej fabuły historyczno-patriotycznej, wielkich gier o zwycięstwach Sobieskich i Batorych, ekspresji na temat Powstania Warszawskiego, nie trzeba trzymać wart honorowych czy pocztów sztandarowych na uroczystościach państwowych. To co jest możliwością, nie powinno stawać się regułą w wychowaniu patriotycznym w skautingu. Słyszałem, że uczestnictwo w uroczystościach to jeden z możliwych aspektów służby. Zastanawiam się komu służę w danym momencie? Jeśli rzeczywiście wtedy służę. Bo jeśli nie człowiekowi, ani nie Panu Bogu, to taka służba wydaje się dziwnie pusta. Służba to chyba zbyt wielkie słowo na zwykłą obecność na tym czy innym wydarzeniu.

Nie jestem przeciwnikiem powyższych aktywności, jednakże nie powinny one stawać się zamiennikiem za zwykły, cichy dobry uczynek, który zrobi się  samemu lub grupą. Nie powinny zasłaniać rzeczywistych problemów, bo skaut nie żyje w świecie iluzji. Być może będzie to nas coś kosztowało. Być może nasz brak pojawiania się na uroczystościach państwowych będzie skutkował tym, że mniej osób nas ujrzy, nie będziemy przez dłuższy czas jak „śledź na wigilię”, być może nie jeden ksiądz proboszcz zdziwi się, gdy mu odpowiemy, że nie będziemy mogli się pojawić na warcie pod pomnikiem poległych w czasie II wojny światowej, bo zastępy będą w tym czasie zajęte pomocą osobom starszym w sprzątaniu grobów swoich bliskich czy wspólnym śpiewaniem piosenek wojskowych z podopiecznymi DPSu. To ta właśnie służba i ten kontakt z ludźmi wychowa ich o wiele bardziej niż najdłuższe trzymanie sztandaru czy warty honorowe na kolejnych, mnożących się rocznicach i uroczystościach.

We współczesnym świecie mamy wielu ludzi, który wypowiadają duże słowa o Polsce, Polskości, o Ojczyźnie. Ludzi, którzy w codziennym życiu nie żyją wypowiadanym ideałem. Dlatego uważam skauting za tym wartościowszy, im bardziej wzbudza w chłopcu przekonanie, że jego patriotyzm nie zależy od jedynie jego słów, lecz przede wszystkim od czynów, od pielęgnowania w sobie honoru, od poczucia odpowiedzialność za środowisko lokalne, które tworzy. Na fundamentach takiego aktywnego, świadomego i otwartego na innych patriotyzmu można budować poczucie zjednoczonej, braterskiej Europy. Skauting, który tak wychowa chłopca będzie prawdziwie europejski.

Rozliczni święci i błogosławieni Polacy troszczący się o dobro Ojczyzny, dali nam wzór takich codziennych dobrych uczynków, które kształtują naszą miłość do Ojczyzny i wpływają na nią. Bez służby drugiemu człowiekowi, trudno jest budować wspólnotę. Martyrologia, którą przywołałem na początku miała sens, jeśli będziemy o niej nie tylko pamiętać, lecz także jeśli będzie nas pobudzała do cichej pracy na rzecz Ojczyny. Bowiem łatwo jest mówić o Polsce, trudniej dla niej pracować.

Fot. na okładce: Jakub Kord

Szymon Gontarczyk


Rodem z zachodniej ćwiartki Mazowsza, ale był drużynowym w Krakowie, a obecnie wałęsa się dużo po Warszawie i nawet jako przewodnik o niej opowiada. Skauting poznał przez zbyt intensywną naukę francuskiego, która doprowadziła go do filmików nagranych przez Scouts d’Europe. Stąpając mocno po ziemi ale głowę mając w chmurach, włóczy się też po innych miejscach, poznając ich piękno i kultywując zapomniane już ideały średniowiecznych wagabundów

Wyjazd na studia. Listy Starszego Brata do Młodszego #6

Drogi czytelniku!

Jeżeli po raz pierwszy czytasz artykuł z cyklu „Listy Starszego Brata do Młodszego”, to zachęcam Cię, abyś najpierw zapoznał się ze wstępem znajdującym się na początku pierwszego artykułu: https://przestrzen.skauci-europy.pl/2021/04/poczatek-listy-starszego-brata-do-mlodszego-1/ Zaś zaznajomionych z cyklem czytelników zapraszam do lektury kolejnego listu.

***

Drogi Fryderyku!

Bardzo dziękuję Ci za Twoją pocztówkę z Helu. Sprawiła dużą radość całej naszej rodzinie. Teraz Małgosia, Antoś i Stefan (choć on, póki co, zna tylko kilka słów) męczą mnie i Marię, żebyśmy za rok pojechali na wakacje nad morze. Szczególnie, że ostatecznie doszła do skutku nasza wyprawa nad litewskie jeziora i bliskość nadającej się do kąpieli wody okazała się dla dzieci najważniejszą atrakcją. Jak wspominasz, na wyjazd na Mierzeję Helską zabraliście Waszych wspólnych znajomych i sprawa namiotu rozwiązała się sama. To dobrze.

Piszesz również, że chciałbyś się spotkać i porozmawiać tak osobiście, twarzą w twarz. Myślę, że będzie to możliwe za miesiąc, gdyż wtedy pojawię się w rodzinnych stronach przy okazji osiemdziesiątych urodzin mojej mamy. Póki co jednak postaram się poruszyć kilka kwestii w liście, bo nie chcę pozostawiać Cię przez ten miesiąc bez odpowiedzi.

Tak, zgadzam się z Tobą, że wyprowadzka to niełatwa sprawa. Tym bardziej, gdy już osiadło się na dobre w jakimś miejscu. Może mi trochę łatwiej było podjąć podobną decyzję, gdyż ja na studia wyjechałem od razu po liceum i nie było dużo czasu na zastanawianie się i deliberowanie nad tym tematem. Ty zaś na razie licencjat robisz na miejscu, mieszkając w rodzinnym domu, a dopiero na kolejny etap studiów chcesz się wyprowadzić.

Ja ze swojego pomaturalnego okresu pamiętam, że gdy przeprowadzałem się do /nieczytelne miasto na literę K/, aby zostać studentem budownictwa na tamtejszej elitarnej politechnice, czułem swego rodzaju ekscytację, ale i trochę obawę o to, czy sobie poradzę. Na szczęście kilku moich kolegów również poszło wtedy na studia w to samo miejsce i było nam raźniej. Z mojego miasta do K. jedzie się 2 godziny pociągiem. Może nie jest to duża odległość, ale wystarczająca, aby przeprowadzić się oraz nie wracać co tydzień do domu. Szczególnie, że byłem drużynowym i nie prowadziłem co tydzień zbiórek.

Już na progu dorosłości (miałem wtedy ledwie ukończone dziewiętnaście lat) musiałem stawać się samodzielny. Wiadomo, że nadal finansowo wspierali mnie rodzice, ale o swoją codzienność troszczyłem się już sam. Wynajmowanie mieszkania z kolegami było pewnym wyzwaniem. Każdy z nas pochodził z innego domu, inaczej został nauczony zachowywania porządku i wspólnego koegzystowania. Dodatkowo moi współlokatorzy byli „mieszani”. Z naszej czwórki ja i Andrzej (późniejszy namiestnik wilczków) byliśmy harcerzami, a pozostali nie. Dało się to trochę odczuć. Przez czas wspólnego zamieszkiwania dostrzegłem, ilu pożytecznych rzeczy uczy skauting i jak te umiejętności przydają się w życiu. Gotowanie?  Żaden problem! Zachowywanie czystości (choć nie na wstążeczkę)? Lepiej lub gorzej, ale było. Razem z Andrzejem ustaliliśmy /przekreślony wyraz „służby”/ dyżury na sprzątanie i na inne pomniejsze domowe obowiązki, aby nam się lepiej wspólnie żyło. Ile było potem kłótni o egzekwowanie dyżurów, to głowa mała. Nie zliczę nawet, ile czasu spędziło się na sporach o takie sprawy jak niesprzątnięta góra „niczyich” brudnych naczyń w zlewie. Ale za to jakiś porządek był!

Podobne wyzwania czekają i Ciebie. Trochę jesteś doroślejszy i nie jesteś już nastolatkiem. Jednak pokusy i zagrożenia są te same. Kiedy mieszkasz bez rodziców, nikt nie będzie sprawdzać, o której godzinie wróciłeś do domu lub czy nie spędzasz czasu przygotowań do sesji przed telewizorem. Trzeba kontrolować się samemu. Ale to dobrze. Nie sztuką jest bowiem czynić dobrze dlatego, że nie ma okoliczności do złych wyborów. Istotą jest sukcesywne wybieranie dobra mimo przeciwności. Czy się od razu tego nauczysz? Nie. Ale trzeba próbować i prosić Boga łaskę do wytrwania w tym. Myślę, że pomocne przy tym będzie porządne otoczenie. Jakieś duszpasterstwo akademickie (mimo, że masz już dziewczynę) na pewno okaże się wsparciem. Mieszkanie samemu jest szansą rozwoju. Pomyśl o tym.

Wiem, że chciałbyś studia magisterskie kontynuować już na konkretnej, prestiżowej uczelni, a to wymaga przeprowadzki do wiadomego miasta. Tymczasem Klara studiuje w zupełnie innym mieście. Jest to faktycznie problem. Co wybrać? Da się to pogodzić? Mam kilka porad, ale wybacz, napiszę o nich w kolejnym liście. Nauczony doświadczeniem najpierw porozmawiam z Marią, a ta na weekend wyjechała z dziećmi do swojej chrzestnej. Musisz uzbroić się więc w cierpliwość.

Pozdrawiam serdecznie

Twój Starszy Brat Teodor

Fot. na okładce: Barbara Jakubiec

Piotr Wąsik


Wilczek, harcerz, wędrownik. Następnie akela i szef kręgu. A to wszystko w Radomiu. Działa w Namiestnictwie Wędrowników. Niepoprawny fan polskiej Ekstraklasy.

Skauting a dobra materialne

Skauting to ruch wychowawczy dla dzieci i młodzieży. Rozwija on młodych w wielu różnorakich dziedzinach, przygotowując ich do dorosłego i świadomego życia w społeczeństwie. Bardzo ważnym tematem, jest wychowanie do posiadania dóbr materialnych. Zgodnie z definicją dobra materialne to materialne środki zaspokajania potrzeb ludzkich.[1] W dzisiejszych czasach kapitalizmu i wolnego rynku jest szczególnie ważne, aby przygotować młodych do rozsądnego dysponowania dobrami materialnymi. Należy zwrócić również uwagę na przeszłość i wszelkiego rodzaju socjalistyczne doktryny.

W naszym Stowarzyszeniu już od pierwszego etapu formacji, a więc od Żółtej Gałęzi, staramy się kształtować w młodych ducha ubóstwa. Jest to kontynuowane poprzez rozwój w Gałęzi Zielonej. Pełny nacisk kładziony jest jednak dopiero podczas formacji w Gałęzi Czerwonej, gdzie wybrzmiewa to podczas Wymarszu Wędrownika: czy chcesz (…) zachować przez całe życie ducha ubóstwa?[2] Należy jednak pamiętać, że ubóstwo to przede wszystkim cnota chrześcijańska, która nie polega na nędzy czy abnegacji. Sam Jezus w swoim nauczaniu wskazywał na to, że dobra materialne mogą być przeszkodą w osiągnięciu Królestwa Niebieskiego.[3] Jednak nawoływał przede wszystkim do duchowego ubóstwa, które polegało na wysuwaniu na pierwszy plan sfery duchowej, a ukryciu sfery materialnej na drugim planie. Człowiek ubogi wszystko co najważniejsze ma „u Boga”. Nie oznacza to jednak, że na ziemi nie ma nic. Skauting również wpisuje się w to nauczanie, mówi o tym chociażby 9. Punkt Prawa Harcerskiego: harcerz jest gospodarny i troszczy się o dobro innych. Aby być gospodarnym trzeba wcześniej coś posiadać. Nie da się gospodarować nie mając nic. Również Wilczki mimo młodego wieku uczone są gospodarności, gdyż jedno z zadań na pierwszą gwiazdkę brzmi: jesteś oszczędny, zgromadzisz część kwoty na wyjazd gromady.[4] Mimo że skauting chce uniknąć we wszystkich dziedzinach różnych form materializmu[5], to posiadanie dóbr materialnych samo w sobie nie jest niczym złym. Istotny jest nasz stosunek do nich oraz to, co z nimi robimy. Należy też pamiętać, że ubóstwo to nie dziadostwo.[6]

Lata 30. i 40. XIX wieku to narodziny socjalizmu. Doktryna ta głosiła równość stanu posiadania oraz brak własności prywatnej. Wszystkie dobra materialne według socjalistów powinny być wspólne i rozdzielone równo między całe społeczeństwo. Taki pogląd własności wspólnej jest jednak szkodliwy dla pracownika, bowiem celem, ku któremu bezpośrednio zmierza pracownik, jest zdobycie dobra materialnego i posiadania go wyłącznie jako swoje i własne. (…) Zmiana zatem posiadania z prywatnego na wspólne, do której dążą socjaliści, pogorszyłaby warunki życia wszystkich pracowników pobierających płacę, ponieważ odebrałaby im swobodę używania płacy na cele dowolne, a tym samym także nadzieję i możność pomnożenia majątku rodzinnego i polepszenia losu.[7] Własność wspólna godzi więc w podstawowe prawo człowieka, prawo do wolności. Co więcej zagraża ona w bardzo dużym stopniu rodzinie. Ojciec i matka troszczą się bowiem o utrzymanie swoich dzieci. W sytuacji, w której dobra materialne są wspólne, to nie rodzina troszczy się o potrzeby materialne. Następuje więc rozpad rodziny, ponieważ państwo zajmuje rolę należną rodzicom, wchodzi w ich kompetencje.

Socjalizm jest również sprzeczny z zasadami Skautingu, ponieważ Skauting stawia bardzo mocno na rodzinę. Już w pierwszym punkcie Zasad Podstawowych czytamy, że obowiązki Harcerza rozpoczynają się w domu.[8] Mamy więc duży nacisk na rolę rodziny, bowiem skauting uważa się, obok szkoły, za komplementarny wobec rodziny, do której dziecko należy przede wszystkim.[9] Oczywiście, gdy rodzina znajdzie się większych trudnościach, państwo powinno wspomóc ją w wyjściu na prostą, jednak są to wyjątkowe przypadki, w których dopuszcza się ingerencje państwa w działanie rodziny.

Socjalizm ma również bardzo szkodliwy wpływ na społeczeństwo. Gdy wszystkie dobra materialne są wspólne pracownicy stopniowo tracą bodziec do pracy, przestają dostrzegać w pracy interes, ponieważ nie oni będą czerpać korzyści z wykonanej przez siebie pracy. W konsekwencji prowadzi to do wyczerpywania się bogactwa, a co za tym idzie, do sprowadzenia wszystkich do poziomu biedy. Innym niebezpieczeństwem jest rozwinięcie się w społeczeństwie przekonania, że wszystko im się należy i wszystko powinni dostać, a więc postaw roszczeniowych.

Skauting ma na celu wychowanie młodych ludzi jako świadomych członków społeczeństwa, biorących udział w jego życiu i dbających o dobro wspólne. Musi sprzeciwiać się więc tego typu formom upadku i degeneracji społeczeństwa. Możemy cofnąć się do samego momentu powstania świata, kiedy Bóg stwarza człowieka i daje mu ziemię na własność. Ziemia staje się źródłem utrzymania człowieka. Poprzez pracę człowiek czyni ją sobie poddaną, część ziemi staje się jego własnością. Widzimy więc początek własności indywidualnej i posiadania dóbr materialnych.[10] W obecnych czasach coraz większego znaczenia nabiera forma własności jaką jest własność wiedzy, techniki i umiejętności. Kraje uprzemysłowione polegają na tym bardziej niż na zasobach naturalnych.

W dzisiejszych czasach, kiedy większość krajów ma za sobą klęskę socjalizmu, na pierwszy plan wysuwa się model gospodarczy jakim jest kapitalizm. Warto jednak zastanowić się, czy jest to właściwa droga rozwoju gospodarczego. Jeśli mianem „kapitalizmu” określa się system ekonomiczny, który uznaje zasadniczą i pozytywną rolę przedsiębiorstwa, rynku, własności prywatnej i wynikającej z niej odpowiedzialności za środki produkcji oraz wolnej ludzkiej inicjatywy w dziedzinie gospodarczej, na postawione wyżej pytanie należy z pewnością odpowiedzieć twierdząco (…). Ale jeśli przez „kapitalizm” rozumie się system, w którym wolność gospodarcza nie jest ujęta w ramy systemu prawnego, wprzęgającego ją w służbę integralnej wolności ludzkiej i traktującego jako szczególny wymiar tejże wolności, która ma przede wszystkim charakter etyczny i religijny, to wówczas odpowiedź jest zdecydowanie przecząca.[11] Widać więc, że to rozwój ma służyć jednostce, a nie jednostka rozwojowi. Nie ma nic złego w zarabianiu i osiąganiu zysków, należy jednak pamiętać, że to człowiek i jego dobro muszą znaleźć się na pierwszym miejscu. Kościół uznaje pozytywną rolę zysku jako wskaźnika dobrego funkcjonowania przedsiębiorstwa: gdy przedsiębiorstwo wytwarza zysk, oznacza to, że czynniki produkcyjne zostały właściwie zastosowane a odpowiadające im potrzeby ludzkie — zaspokojone. Jednakże zysk nie jest jedynym wskaźnikiem dobrego funkcjonowania przedsiębiorstwa. Może się zdarzyć, że mimo poprawnego rachunku ekonomicznego, ludzie, którzy stanowią najcenniejszy majątek przedsiębiorstwa, są poniżani i obraża się ich godność. Jest to nie tylko moralnie niedopuszczalne, lecz na dłuższą metę musi też negatywnie odbić się na gospodarczej skuteczności przedsiębiorstwa. Celem zaś przedsiębiorstwa nie jest po prostu wytwarzanie zysku, ale samo jego istnienie jako wspólnoty ludzi, którzy na różny sposób zdążają do zaspokojenia swych podstawowych potrzeb i stanowią szczególną grupę służącą całemu społeczeństwu. Zysk nie jest jedynym regulatorem życia przedsiębiorstwa; obok niego należy brać pod uwagę czynniki ludzkie i moralne, które z perspektywy dłuższego czasu okazują się przynajmniej równie istotne dla życia przedsiębiorstwa.[12] Kapitalizm więc, mimo że jest zdecydowanie lepszy od socjalizmu, to jednak niesie w sobie niebezpieczeństwo wyzysku pracowników oraz utraty człowieczeństwa na rzecz hedonistycznego materializmu.

Podsumowując, widać bardzo duży związek między nauczaniem Kościoła, a rozwojem człowieka w naszym Stowarzyszeniu. Wśród wilczków staramy się przeciwdziałać złym cechom, które wszystkie dzieci w tym wieku posiadają. Przede wszystkim dziecięcemu egoizmowi, który w bezpośredni sposób łączy się z posiadaniem dóbr materialnych. Poprzez gry, zabawy oraz proste aktywności wychowujemy wilczka, który ma oczy i uszy otwarte i dzięki temu myśli najpierw o innych.[13] Wilczka, który jest wstanie pozbyć się swojego egoizmu i podzielić się z innym dobrami, które posiada. Nie ma znaczenia, czy jest to nowa zabawka, czy zwykła kanapka z serem podczas drugiego śniadania. Każde takie działanie ma ogromne znaczenie i jest pierwszym krokiem na drodze wychowania człowieka, który potrafi z rozsądkiem dysponować posiadanymi dobrami materialnymi. Kogoś, dla kogo drugi człowiek, a nie posiadanie dóbr, jest najwyższą wartością, mimo panującego w dzisiejszych czasach konsumpcjonizmu.

Postawę tę kształtuje się w gromadzie również poprzez czerpanie z życia świętego Franciszka z Asyżu, który nawoływał do dzielenia się i nie przywiązywania zbyt dużej wagi do posiadanych dóbr materialnych. Ta życiowa postawa świętego kontynuowana jest zresztą podczas dalszych etapów rozwoju. Proste mundury wędrownicze bez zbędnych zawieszek czy też brązowe chusty nie wzięły się znikąd.

Założycielowi skautingu również leżało na sercu kształtowanie umiejętności rozsądnego używania dóbr materialnych. Robert Baden-Powell mówił o tym w ten sposób:

Głupie skrzaty, podobnie jak małpki Bunderlog i jak wszystkie kpy na dwu nogach – gdy tylko mają trochę pieniędzy, natychmiast je wydają na pierwszą lepszą przyjemność – na przykład na kino. Ale roztropny chłopiec chowa je do skarbonki póki nie zbierze większej sumy, z której dopiero może sobie coś na przyjemności czasem przeznaczyć.[14]

Najistotniejszą rzeczą w tym wszystkim jest to, aby pamiętać, że człowiek używając tych dóbr powinien uważać rzeczy zewnętrzne, które posiada, nie tylko za własne, ale za wspólne w tym znaczeniu, by nie tylko jemu, ale i innym przynosiły pożytek.[15]


[1] Encyklopedia PWN, https://encyklopedia.pwn.pl/haslo/dobra-materialne;3893235.html.

[2] Ceremoniał Przewodniczek i Skautów Europy, wydanie 2, Warszawa, 2012.

[3] Ewangelia według św. Marka 10, 17-30.

[4] Mowgli, Warszawa, 2015.

[5] Karta Skautingu Europejskiego, http://skauci-europy.pl/o-nas/dokumenty-podstawowe-symbolika/kartaskautingu-europejskiego

[6]  Daniel Staszewski, Konferencja Skype, data nieznana.

[7]  Leon XII, Rerum Novarum, Rozdział I Rozwiązanie fałszywe: socjalizm.

[8]  Zasady Podstawowe Skautingu Europejskiego, http://skauci-europy.pl/o-nas/dokumenty-podstawowesymbolika/zasady-podstawowe-skautingu-europejskiego

[9]  Karta Skautingu Europejskiego, http://skauci-europy.pl/o-nas/dokumenty-podstawowe-symbolika/kartaskautingu-europejskiego.

[10] Księga Rodzaju, 1, 28-31.

[11] Jan Paweł II, Centesimus annus, 42.

[12] Tamże, 35.

[13] Prawo Wilczka, http://skauci-europy.pl/o-nas/dokumenty-podstawowe-symbolika/prawo-wilczka

[14] Sir Robert Baden-Powell, Wilczęta, T. I, Oficyna Wydawnicza „Impuls”, Kraków 2014.

[15]  Konstytucja duszpasterska o Kościele w świecie współczesnym Gaudium et spes, 69; 71. 6.

Fot. na okładce: Tadeusz Chabiera

Karol Chomoncik


Były Akela, następnie asystent namiestnika wilczków. Z wykształcenia informatyk, jednak jego wielką pasją pozostaje historia. Nie pogardzi również dobrą książką - szczególnie Tolkienem i Sienkiewiczem. W pozostałym czasie grywa w planszówki lub w tenisa ziemnego.

Mniej znaczy więcej – o przygotowaniach do OPP opowiada ekipa Namiestnictwa Przewodniczek

Już niedługo, w trzecim tygodniu września, od 17 do 19 dnia miesiąca, wszystkie przewodniczki z Polski zjadą się do Sanktuarium Matki Bożej Gidelskiej.  To wyjątkowe wydarzenia ma bardzo siostrzany i skautowy charakter. Więcej o przygotowaniach, znaczeniu i tegorocznej edycji opowiadają nam organizatorki – Justyna i Ania.

Ogólnopolska Pielgrzymka Przewodniczek, fot.: Monika Wójcik

Szymon: Drogie Panie, na początek opowiedzcie coś o sobie, kim jesteście, co robicie i jak angażujecie się w organizację tegorocznej pielgrzymki?

Ania: Jestem Namiestniczką Przewodniczek i w tym roku z razem Justyną, która jest szefową OPP, organizuję pielgrzmkę. Wcześniej przez trzy lata ja byłam szefową tego wydarzenia. Tak się tu znalazłam.

Justyna: Jestem asystentką namiestniczki, w ostatnim roku byłam asystentką hufcowej od czerwonej gałęzi. W tym roku jestem szefową OPP, a w poprzednich latach pomagałam w przygotowaniach. Postanowiłam jednak zaangażować się bardziej, bo uważam, że to wspaniałe wydarzenie.

Szymon: Czy dobrze kojarzę, że miałaś coś wspólnego z Euromootem?

Justyna: Dokładnie tak, razem z Karolem Kucharem odpowiadałam za naszą polską ekipę przygotowującą Euromoot.

Szymon: OPP – co właściwie oznacza ten tajemniczy skrót?

Justyna: Ogólnopolska Pielgrzymka Przewodniczek.

Szymon: OPP, to pielgrzymka inna niż pozostałe ponieważ…

Justyna: Dla mnie inna ponieważ uczestniczą w niej tylko dziewczyny, kobiety, przewodniczki i jest skautowa. Skautowa i kobieca. 

Ania: Jest to pielgrzymka, na której wszystkie się znamy. Nie jesteśmy dla siebie obce. Idzie się w swoim ognisku, które jest wspólnotą. Nie są to ludzie anonimowi i przypadkowi. Nawet, jeśli się nie znamy z imienia, to jesteśmy przewodniczkami, tworzymy wspólnotę przewodniczek. To jest dla mnie najbardziej wyjątkowe. Choć, gdy patrzy się z boku, to pielgrzymka jak pielgrzymka – idziemy w kolumnie, czasami śpiewamy, celem wędrówki jest sanktuarium maryjne, Gidle są niedaleko Jasnej Góry.

OPP, fot.: Monika Wójcik

Szymon: Dlaczego ta pielgrzymka jest skautowa? Kiedy można to zauważyć?

Justyna: Myślę, że w charakterystycznych dla czerwonej gałęzi. Bycie w ognisku, gotowanie na ogniu, Godzina Światła, Jutrznia, spanie w namiotach, proste życie. Wyruszamy w drogę i żyjemy w prostocie drogi, co jest charakterystyczne dla czerwonej gałęzi i skautów. Ale też dla pielgrzymów.

Ania: Mamy też wieczorną ekspresję. To wszystko, to są  standardowe elementy wędrówki, które są obecne w czerwonej gałęzi, w ogniskach.

Szymon: Gidle to piękne, ukryte wśród pól sanktuarium Matki Bożej przyzywanej jako Uzdrowicielki Chorych. Nie należy do najbardziej znanych. Jak to się stało, że przewodniczki z całego kraju pielgrzymują właśnie tam?

Ania: Miejsce zostało wybrane w 2017 roku. Wtedy po raz pierwszy odbyła się tam pielgrzymka. Szukałyśmy miejsca, które mogłoby co roku nas przyjmować. Wcześniej sanktuaria się zmieniały. Gidle zostały wybrane też z praktycznego punktu widzenia. Są mniej więcej w centrum Polski.Dominikanie, kustosze sanktuarium, gościnnie nas przyjęli. Już piąty raz, uwzględniając przerwę na pandemię, czwarty, będziemy w tym miejscu.

Szymon: Potwierdzam, że Ojciec Przeor bardzo pozytywnie wyraża się na Wasz temat. Gdy spotkałem go z Zastępowymi i usłyszał hasło ,,Skauci Europy”, to wiedział, o co chodzi i zachwalał współpracę z Wami.

Ania: Oj tak! My również uwielbiamy Ojca przeora.

Szymon: Ile osób brało udział w pielgrzymce na przestrzeni lat?

Ania: Zawsze było około 250-300 osób. Możemy powiedzieć, że około 300. Ile dokładnie osób pojawi się w tym roku wie Justyna, jesteśmy świeżo po zamknięciu zapisów.

Justyna: Na chwilę obecną mamy zgłoszonych 280 osób, czyli bardzo możliwe, że pojawi się ostatecznie około 300.

Szymon: Wspomniałyście o różnych elementach skautowych na pielgrzymce, a jaki jest jej plan, przebieg? Czy z każdym dniem wiąże się jakaś charakterystyczna aktywność?

Ania: W tym roku troszkę zmieniłyśmy, ale zacznijmy od stałych elementów. Dzień pierwszy jest dniem dla ogniska. Nie wymyślamy, skąd dziewczyny idą. Mają podane dokąd mają dotrzeć, ale  same planują sobie trasę. Zawsze jest adoracja, droga, ekspresja sobotnia, nabożeństwo powitalne, po dotarciu do sanktuarium w Gidlach. Pobyt w bazylice rozpoczynamy od nawiedzenia figurki Maryi. W niedzielę jest uroczysta niedzielna Msza Święta, apel i spotkanie z gościem. Małym dodatkiem są spotkania w gałęziach, kiedy.  namiestniczki przedstawiają plany na rok. To taki bonus.

Szymon: Czy w tym roku są jakieś zmiany?

Ania:  Zawsze było tak, że adoracja była w sobotę. W tym roku przesunęłyśmy ją  na piątek. Dzięki temu sobota nie jest tak bardzo intensywna, jak było to do tej pory.

Szymon: Czyli adoracja odbywa się w tym roku bardziej lokalnie na trasach?

Ania: Nie do końca, ponieważ odbędzie się, gdy już wszyscy dojdą na miejsce noclegu. Trwa mniej więcej godzinę. Połączona jest z obrzędem nałożenia krzyży. Wy też chłopaki macie krzyż pielgrzymkowy. My mamy krzyż metalowy. Gdy ktoś dostaje go na pielgrzymce, to nosi już do końca życia. Z tym samym krzyżem przyjeżdża się na kolejne pielgrzymki. Jeśli ktoś pojawi się pierwszy raz, to właśnie wtedy otrzyma go po raz pierwszy.

Szymon: Kto bierze udział w przygotowaniu ekspresji? Czy ogniska mogą się zgłaszać? Jest jakiś konkurs? Czy może wyznaczacie?

Justyna: Podejście do tematu ekspresji zmieniało się wielokrotnie. Kiedyś ognisko, które przygotowywało ekspresję wybierało następne, które za rok ją przygotuje. Później przeszłyśmy do formy konkursowej i przez dwa lub trzy lata to działało. W tym roku ekspresję przygotuje ekipa namiestnictwa we współpracy z chętnymi przewodniczkami.

Ania: Dokładnie! Jak słyszysz, my na Pielgrzymce Przewodniczek szukamy, zmieniamy, eksperymentujemy. Co roku jest inaczej. Są stałe punkty programu, ale mogą być w inny dzień. Pielgrzymka pozostaje niespodzianką i nigdy nie wiadomo do końca, co Cię czeka.

Szymon: Zatem, czy warto, a raczej dlaczego warto wziąć udział w OPP?

Justyna: Pierwsza rzecz, która przychodzi mi do głowy, to po to, by dziewczyna, przewodniczka zobaczyła, że nie jest sama; że nie istnieje tylko jej ognisko. Są inne środowiska i przewodniczki. Jest nas naprawdę dużo. To daje poczucie wspólnoty, gdy widzi się trzysta dziewczyn, które wspólnie się modlą. Tym co nas łączy jest skauting i Pan Bóg. To daje poczucie siły i pozytywnie nakręca do działania w swojej jednostce. Ze mną, w nieznane, wyrusza trzysta przewodniczek, to piękne. Dla mnie to bardzo ważne.

Ania: Nie bez powodu pielgrzymka jest na początku roku. Chcemy ten rok zawierzyć Bogu. Podejmowanie służby nie przychodzi bez wysiłku. Dla tych, którzy przeżyli obozy, wędrówki, wędrówki i obozy szkoleniowe, to nabranie sił na nowy rok pracy. Są to swego rodzaju rekolekcje w drodze.

OPP, fot.: Monika Wójcik

Szymon: Rok 2021 wiąże się z pewnymi zmianami, co jeszcze będzie charakterystyczne? Czy możecie zdradzić temat, dane zaproszonych gości, powiedzieć coś więcej o ekspresji?

Justyna: Zawsze jest temat przewodni. W tym roku to ,,Mniej znaczy więcej” słowa zaczerpnięte z Encykliki papieża Franciszka. Będzie to temat przewodni. Można zobaczyć to na naszym fanpage’u na Facebooku, bo opiekun duchowy brat Szymon, kapucyn, nagrał film, w którym tłumaczy, o co chodzi w tym haśle. Będziemy nad nim zatrzymywać się w Godzinach Światła, homiliach, rozważaniach. Będzie przestrzeń, by się nad tym zastanawiać i rozważyć tę encyklikę i ten temat.

Ania: Jeśli chodzi o ekspresję, to tutaj idziemy tematycznie w stronę czerwonej metody. Będziemy mówić o formacji przewodniczki, o kolejnych szlakach, o FIAT . Będziemy się dzielić. Będą świadectwa ciekawych osób. Będzie ona mocno czerwona. Myślę, żę będzie dla niektórych porządkująca i systematyzująca. Będziemy mieć też dwa obrzędy FIAT, w piątek i sobotę.

Szymon: Myślę, że wiem już dostatecznie dużo, ale możecie jeszcze coś dodać. Może podzielcie się, czym OPP jest dla Was.

Ania: Myślę, że jeśli chodzi o przewodniczki, które to będą czytać, bo to je mogę zaprosić, to myślę, że to wyjątkowy czas. Czas rzeczywiście przygotowany dla nich. Wystarczy przyjechać i być. Warto być i jak najlepiej ten czas wykorzystać.

Szymon: A czy jest miejsce dla kogoś z zewnątrz?

Ania: Oczywiście! Można zapraszać swoje koleżanki. Każda przewodniczka może kogoś zabrać. Zaopiekujemy się i przygarniemy.

Justyna: Zdarza się, że jest ktoś z zewnątrz, w tym roku przyjeżdżają przewodniczki z Francji i zostaną przypisane do jakiegoś ogniska. Myślę, że dla kogoś z zewnątrz to idealna okazja, by rozpocząć swoją przygodę ze skautingiem. Ania: Ja też myślę, że to super wydarzenie na początek roku harcerskiego. Można wszystko oddawać Bogu i zaufać, bo będzie dobrze.

Fot. na okładce: Archiwum Skauci Europy

Szymon Helbin


Drużynowy z Krakowa, asystent hufcowego ds. harcerzy. Drużynowy od 2017 roku. Zafascynowany metodą Samodzielnych Zastępów oraz twórcą katolickiego skautingu o. Jakubem Sevinem. Pochodzi z Radziechów koło Żywca, a na codzień mieszka, pracuje i studiuje w Krakowie. Prywatnie nauczyciel szkół Sternika z Krakowa zainteresowany edukacją spersonalizowaną.