Zachęcamy do zapoznania się z wywiadem z duszpasterzami naszego Stowarzyszenia, księdzem Mateuszem Chmielewskim i księdzem Grzegorzem Jankowskim, o pracy z wilczkami i trudnościach w głoszeniu dzieciom Ewangelii we współczesnym świecie.
Agata Kocyan: Wilczki są w dość trudnym wieku dla nas jako wychowawców – jedną nogą stają jeszcze w beztroskim dziecięcym świecie, drugą nogą kroczą już powoli ku czemuś dojrzalszemu. Bunt i testowanie granic opiekunów to naturalne zjawisko dzieci w tym wieku. Czy podobny bunt pojawia się również względem Boga? Czy dzieci próbują podważać nijako 'narzucony’ autorytet Stwórcy czy wręcz przeciwnie, chcą dowiedzieć się o nim czegoś więcej?
Ks. Mateusz Chmielewski: Czas przeżywania buntu to raczej czas bycia w zastępie, a nie w gromadzie, chociaż oczywiście może się on pojawić u najstarszych wilczków. Bunt ten, jest wtedy buntem przeciwko wcześniej przyjmowanym prawdom, które do tej pory były akceptowane z dziecięcą ufnością. Taką prawdą jest również prawda o Bogu. Dlatego tak ważne jest, aby i na tym etapie towarzyszyć wilczkom, cierpliwie odpowiadać na pytania, być wobec nich wyrozumiałym, pozwolić im na zadawanie pytań i na poszukiwanie odpowiedzi. Nie bójmy się tego! Ich dotychczasowy obraz świata, Boga będzie ulegał powolnemu rozbijaniu, żeby za jakiś czas na nowo się poskładać. Jest to pewnego rodzaju odrzucenie, po którym może nastąpić bardziej świadome przyjęcie. Mądra, wrażliwa obecność Akeli jest tutaj bardzo konieczna.
Sięgnijmy wtedy do naszych doświadczeń „kryzysów” wiary i mądrze bądźmy przy tych wilczkach, którzy mają bunt. Jak kiedyś chcieliśmy, aby „świat dorosłych” reagował na nasz bunt? Czego wtedy od nich potrzebowaliśmy? Nauk, morałów, porad, sprzeciwu, pouczeń czy pełnego miłości towarzyszenia, które daje wolność poszukiwań? Przy ich chwiejności, zmienności i labilności bądźmy dla nich bezpieczną przystanią akceptacji. Jeżeli wyrażają bunt na Boga lub na świat, który ich zaczyna boleć to pokażmy, że mogą to robić w autentycznej relacji z Bogiem na modlitwie (rozmowie jak z przyjacielem). Niech mówią Mu o swoim buncie, że czegoś nie rozumieją, że z czymś sobie nie radzą. Przemienić to się więc może w pewnego rodzaju lamentację. Lament, narzekanie, niezgoda, wyrażany ból staje się modlitwą – odniesieniem tego wszystkiego do Boga. Przejście do zastępu może pomóc w rozwiązywaniu wątpliwości, bo jest bardziej związane ze środowiskiem rówieśników i trochę starszych harcerzy, którzy w inny sposób niż dorośli otwierają przed najmłodszymi perspektywę wiary.
Ks. Grzegorz Jankowski: Ja myślę, że o buncie Boga nie mówiłbym jeszcze tutaj. To wszystko zależy też od rodziny i od przeżywania wiary w rodzinach. Podstawowym ‘problemem’ jest problem rodziców, którzy powinni być świadkami, a to nie w przypadku wszystkich wilków tak funkcjonuje. Aczkolwiek, już około 8 lat jestem duszpasterzem i mam styczność z środowiskiem skautowym i wilczkami, ale tak bezpośrednio nie zetknąłem z buntem Boga, jeżeli chodzi o dzieci, zwłaszcza, że w dzieciach pozostaje jeszcze takie naturalne poczucie Pana Boga, które wynoszą z domu. Jeszcze przyjmują to, co im się przekazuje, co się im mówi, do czego się je prowadzi.
Oczywiście może się pojawić jakieś marudzenie przy elementach religijnych jak adoracja na przykład, ale to tak jak z wszystkimi innymi zajęciami – “nie chce mi się” czy coś takiego. Problem w tym, żeby znaleźć sposób jak z jednej strony nie popuścić, a z drugiej, żeby zachęcić wilczka do tego do skorzystania z okazji. To jest tak jak z buntem, z marudzeniem przeciwko właściwie wszystkiemu.
Jak wilczkowi pomóc w przełamaniu się? Dam taki przykład. Kiedyś nie mogłem być na stałe na obozach wilczkowych i dojeżdżałem. Jedna mama poprosiła mnie o przywiezienie jej syna dzień wcześniej. Opowiedziała mi przy okazji, że jej synek zaczął marudzić tuż przed obozem. Ona mu powiedziała: “Słuchaj, jesteś zgłoszony, jedziesz.”. Jadąc późnej z tym wilczkiem zapytałem jak tam obóz. Ależ był zachwycony! Zaczął mi wszystko opowiadać, mówił, jak fajnie było. I ja tak pytam: “A ty tak chętnie pojechałeś na ten obóz czy ci się nie chciało?” “No nie, no nie chciało mi się za bardzo, ale mama powiedziała, że mam jechać i pojechałem.” “A widzisz – mówię mu. – Człowiekowi się nie chce, to nawet nie wie, ile może stracić. A jak przełamie, to coś o wiele większego zyskuje” Ziarno zostało rzucone. Czy w przyszłości będzie to miało jakiś wpływ na niego, na jego decyzje, nie wiem, ale to jest taki przykład tego jak czasami warto po prostu powiedzieć. Pokazać: “Zobacz. Widzisz ile zyskałeś dzięki temu. że przełamałeś swoje niechcenie?”. Marudzenie i jęczenie to są rzeczy bardzo typowe dla dzieciaków. Przychodzi taki moment, że nie chce im się. Właśnie w skautach wilczkach jest wiele takich sytuacji, kiedy mówią “nie chce mi się”, a potem raz, drugi, trzeci, czwarty i dotrze do nich, że warto. No kształtowanie charakteru, nie ma co.
A.K.: Świat się zmienia coraz szybciej, internet powszechnieje i odwodzi swoją kolorową zawartością od Boga. Co współcześnie jest największą konkurencją dla Jezusa i jak kolokwialnie mówiąc „sprzedawać” Słowo, by wilczki nie straciły zainteresowania wiarą?
Ks.M.Ch.: Cytując klasyka: „Co nam hańba, gdy talary mają lepszy kurs od wiary!”. Każda epoka ma swoich bożków – konkurentów Boga. Co mamy robić wobec tego? Czasami możemy podpatrzeć jak to robi świat, jakich stosuje metod, aby głosić swoje prawdy i swoje wartości. Szukajmy sposób, aby w sposób kolorowy i głęboki przekazywać słowa Jezusa. Metody są tu jednak drugorzędne w stosunku do roli przykładu życia.
Bł. Paweł VI mówił, że „współczesny świat potrzebuje bardziej świadków, aniżeli nauczycieli. A jeżeli słucha nauczycieli, to dlatego, że są świadkami”. Troska o atrakcyjne narzędzia, inspirujące metody, nowoczesne techniki, przystępny dla współczesnego dziecka sposób mówienia o Bogu – to jest wszystko bardzo ważne, niezbędne i konieczne. Jednak ważniejsze i bardziej konieczne jest osobista fascynacja Jezusem i Jego Słowem, która jest widoczna w życiu Akeli. Pociągnięty przez Jezusa pociągnie z większą mocą kolejnych. Mówiąc więc kolokwialnie, „sprzedać” Słowo możemy wtedy, kiedy je na serio „kupiliśmy”.
Ks.G.J.: *śmiech* Oj, to jest bardzo trudne pytanie. Nie wiem czy nie trzeba by z dobrymi psychologami, z dobrymi pedagogami rozmawiać.
Jak w atrakcyjny sposób sprzedać Słowo Boże? Ja bym tutaj widział jedną tylko rzecz, mianowicie, żeby rzeczywiście na każdej zbiórce było Spotkanie ze Słowem Bożym. Ono nie musi być długie. Ale żeby było często. To metoda drobnych kroków. Nie dużo, tylko często. Często, a po trochu. Takie troszeczkę oswajanie się. Może nie od razu do nich dociera wszystko, ale jednak, wydaje mi się, że mimo tak zwanej konkurenci, to Słowo samo w sobie jest atrakcyjne. Samo z niego się wydobędzie. “Zobacz dziecko, taki właśnie jest Pan Bóg. Tak objawia się jego dobroć, tak objawia się jego miłość. Nikt nic innego ci nie da tylko właśnie to, co jest w tym Słowie Bożym zawarte.”
A.K.: Teraz przyszło mi do głowy takie pytanie – Co może być atrakcyjne dla wilczka w słuchaniu Słowa Bożego, w spotkaniu ze Słowem?
Ks.G.J.: To, żeby pokazać, jaki jest Pan Bóg, czyli – że jest dobry, że chce naszego dobra i chce przede wszystkim dać ci Niebo. Myślę, że to jest to, o czym dzisiaj się nie mówi tak wiele. Nie mówi się, że Pan Bóg chce dać ci Niebo, chce żebyś był w Niebie. I to jest podstawowa rzecz. Będzie pięknie, wspaniale, nie będzie żadnych chorób, ludzi skrzywdzonych, nie będzie tego całego zła. Do tego dążymy. Droga nie jest łatwa, ale możliwa. Ja tutaj polecam pewną panią psycholog, Bognę Białecką, która m.in. bardzo dużo mówi o tym wychowaniu właśnie dziecka wiary, dziecka religijnego, o wychowaniu chrześcijańskim. Rodzicom zależy na tym ni na tym, by jakoś tam wychować to dziecko, ale żeby wychować to dziecko dla Pana Boga. To jest najważniejsze. Jest na YouTube kilka jej konferencji, które są według mnie genialne, warto się z nimi zapoznać.
Słowo Boże samo w sobie może być atrakcyjne, tylko jak to przekazać, w jakiej formie, a to już jest inna kwestia. Ja się skłaniam ku temu, żeby za bardzo nie przesadzić. Żeby jednak mimo wszystko na samym Słowie się skupiać, żeby nie zaciemnić tego Słowa jakimiś metodami, których dzieci i tak nie zapamiętają. Jasno i wprost – to jest Słowo Boże. Z resztą jest jeszcze inna rzecz dzisiaj ważna, mianowicie dzieci i młodzież nie są nastawione na słuchanie, tylko na oglądanie.
A.K.: Tak, na obrazki, obrazy, memy i filmiki.
Ks.G.J.: Tak. To może być jedyna okazja, jedyna sytuacja, gdzie można jakąś jedną myśl przekazać dziecku. Jedna myśl powtórzona kilka razy, po to żeby zapamiętało.
A.K.: Takim bardzo ważnym elementem wychowywania wilczka jest jako chrześcijanina, oprócz Spotkania ze Słowem na zbiórkach, są Msze Święte. Bardzo Szczególny Temat. Spora część dzieci nie lubi liturgii, bo jest nudna, długa, niepotrzebna. Jak zaangażować wilczki w Mszę Świętą? Jak sprawić, by dzieci polubiły spotkanie z Bogiem?
Ks.M.Ch.: Warto zacząć od podkreślenia, czym Msza Święta jest i po co się na nią chodzi. Chodzi o to, żeby próbować tę tajemnicę zrozumieć i widzieć jej sens. Wszystko co robimy w życiu duchowym ma być robione z „głową i sercem”. Nie chodzi o wyuczenie rytuałów, choć przyzwyczajanie i wypracowanie nawyku regularnego bycia w kościele są tutaj ważne. Najpierw jednak trzeba, aby każdy Akela sam bardzo świadomie odpowiedział sobie na postawione wcześniej pytania. Pomocą w temacie Eucharystii może być oczywiście duszpasterz gromady, który warto, aby podczas swojego „kwadransu” na zbiórce pomógł wilczkom w zrozumieniu Mszy korzystając np. z książeczki „Skąd wzięła się i czym jest Msza święta?”. Warto również ukazywać Mszę, jako spotkanie z Jezusem, który kocha i którego my chcemy bardziej pokochać. U babci też jest czasem długo i nudno, ale z tego powodu, że ją kochamy, to ją odwiedzamy. Tak się wyraża miłość. Oczywiście, należy zrobić wszystko, aby wilczki mogły głęboko i aktywnie przeżywać Mszę Świętą. Będzie to bardziej możliwe: gdy nauczą się wzbudzać intencję przed Mszą i przygotowywać się do niej poprzez odpowiednią modlitwę, ciszę i skupienie; gdy zrozumieją znaki liturgiczne i będą je świadomie wykonywać; gdy zaangażują się w śpiew; gdy będą wiedziały co odpowiadać na słowa księdza podczas liturgii; gdy przygotują modlitwę wiernych i będą mogły ją odczytać; gdy pomogą np. w przygotowaniu krótkiej scenki (pantomimy, animacji), która będzie pomocna duszpasterzowi podczas homilii dla dzieci; gdy będą zawsze w stanie łaski uświęcającej, aby przyjmować zawsze Jezusa do swojego serca; gdy nauczą się dziękować za Mszę po jej zakończeniu; gdy będą służyli przy ołtarzu lub będą blisko niego, aby móc widzieć wszystko co się dzieje w przestrzeni prezbiterium. Na koniec znów pragnę podkreślić, że najważniejsze jest tutaj serce wilczka, w którym chcemy rozpalić miłość do Jezusa Eucharystycznego, i że bardzo ważny jest przykład przeżywania Mszy Świętej przez Akelę i przybocznych.
Ks.G.J.: I to jest temat podstawowy i tutaj można by mówić bardzo dużo. Najpierw takie założenie – my nie zawsze sprawimy, że wilczek od razu będzie bardzo szybko pojmował i zrozumie istotę Eucharystii. Potrzeba pewnej perspektywy, by wiedzieć, że to co dzisiaj siejemy, owoce wyda później. Powiem w ten sposób, używając takiego pewnego obrazu, pewnej przenośni – jeżeli stoimy u podnóża góry, którą chcemy zdobyć, to ten cel jest tam na tej górze i trzeba na nią wejść. To jest wielki wysiłek. Czasami się nie chce, czasami człowiek rezygnuje. Spotkanie z Panem Bogiem jest tym szczytem góry. A to co jest drogą to jest pewien proces, który się dokonuje.
W odniesieniu do Eucharystii, po pierwsze znów – drobne rzeczy, a często. Chodzi o wiarę w to, że Pan Jezus jest, kropka. To później przełoży się na to, że tam gdzie jest miłość, nie ma nudy. I do tego prowadzimy, to jest ten szczyt.
Tam gdzie jest miłość, nie ma nudy. Tutaj jest bardzo potrzebnych kilka elementów. Przede wszystkim przygotowanie, czyli powiedzenie jasno dzieciakom, że w czym my właściwie uczestniczymy.
Opowiem pewną historię, która mi otworzyła oczy na to, jak to jest ważne, żeby robić to takimi drobnymi krokami. Przyjechała raz do mnie gromada na zimowisko i Akela w pewnym momencie mówi, że chciałaby zrobić dzieciom adorację o tej i o tej godzinie. Mówię jej “Słuchaj, w tym czasie jest adoracja w kościele. Przyjdź z nimi. To nie jest adoracja prowadzona przez kogoś. Każdy w tym momencie może wejść i wyjść, kiedy chce. Nie będziecie nikomu przeszkadzać.” I zrobiła to. Przyszła dosłownie chyba na 10 minut z tymi dzieciakami. Na drugi dzień odwiedziłem te wilczki i mówię “Słuchajcie, no taki najpiękniejszy widok jaki wczoraj widziałem, to jak wyście mi wczoraj przyszły na adorację.” Wilczki podbudowane. Za dwa tygodnie Akela mówi mi “Jak to dobrze, że ksiądz to powiedział. Ja ich przed adoracją przygotowywałam, chciałam ich dobrze wprowadzić, niektóre dzieci marudziły, że nie, one chyba nie chcą. Ale powiedziałam im, że idziemy.” I tu dwie ważne rzeczy. Po pierwsze, jest tutaj więcej niż jeden autorytet. Jest Akela, jest ksiądz, którzy mówią to samo. A jeszcze jakby się okazało, że i rodzice mówią to samo to już w tym momencie dla tego dziecka to jest czymś naturalnym. I drugie, że nie musi być długo. Krótko, ale częściej. Czasami wydaje mi się, że trzeba też myśleć o tym, że jeżeli zbiórki się zaczynają lub kończą przy kościele, przy parafii, to żeby była dosłownie jedna minuta na wejście do kościoła na chwilę na adoracje z takim zaznaczeniem, tu mieszka Pan Jezus. I do wyrabia, tak nie ładnie mówiąc, pewne nawyki.
To samo jest w odniesieniu do Mszy Świętej. Tutaj jest z resztą rola duszpasterza, żeby też wyjaśniał co to jest, żeby wprowadzał. To jest to budowanie, to jest to cały czas wspinanie się pod górę na szczyt. Cały czas do przodu. Krok po kroku. Nie dużymi susami. Krok po kroku, i to w naturalny sposób w pewnym momencie może pomóc dziecku. Jest też kwestia żywego uczestnictwa, żywego udziału, również i funkcji które są w czasie Mszy Świętej, np. na obozie. To nie jest tak tylko, że siedzimy, nie wiadomo co robimy, tylko że my razem uczestniczymy w tej Mszy Świętej. Też mamy coś do zrobienia, to nie jest tak tylko, że ja przychodzę i mszę ksiądz odprawi, byłam, nawet komunię przyjęłam i koniec. My, razem – pod przewodnictwem księdza, bez którego Pan Jezus nie zejdzie na ten ołtarz – my razem tworzymy to wydarzenie. Ale najważniejszą szczególną rzeczą jest podkreślanie cały czas, to jest Pan Jezus. To nie jest przedstawienie, to nie jest film, to nie jest jakieś przypomnienie czegoś co było. To jest żywy Pan Jezus.
Myślę, że dzieci mają więcej takiego zmysłu przyjmowania tych prawd. Wspomniana przeze mnie pani Bogna Białecka opowiadała o ojcu Badenim, który mówił, że dzieci są najlepszymi mistykami. One później gdzieś to zatracają. Dzieci w najbardziej oczywisty sposób przyjmują jak ksiądz wytłumaczy, że przed Msza to jest zwykły chlebek, a po przeistoczeniu to już nie jest chlebek, to już jest Pan Jezus prawdziwy. Chociaż wygląd ma tak jak chlebka. Wydaje mi się, że to jest dzisiaj ogólny problem w kościele, nie tylko dotyczy to wilczków czy harcerzy – utrata wiary w to, że to jest Pan Jezus. Za dużo uwagi zwracamy na rzeczy zewnętrzne, na oprawę, a za mało na to, że to jest Pan Jezus, kropka, i to już nic więcej nie trzeba.