Jak zachęcić dzieci do współpracy?

Na podstawie II rozdziału książki „Jak mówić, żeby dzieci nas słuchały. Jak słuchać, żeby dzieci do nas mówiły” A. Faber, E. Mazlish

Każdy szef w żółtej i zielonej gałęzi (a i w czerwonej pewnie też), a już na pewno taki, który był na wyjeździe ze swoją jednostką, wie doskonale jak trudno czasami dogadać się z dzieciakami, tudzież młodzieżą. Nie raz puszczają nerwy na widok stanu obozowiska lub gdy zorientujesz się, że obóz już się kończy, a dany wilczek jeszcze ani razu się nie umył. Chłopcy zrobili coś głupiego na explo, dziewczyny plotkują zamiast robić obiad, panuje ogólny bałagan. Nasze przyzwyczajenie – często z naszego własnego dzieciństwa i rodzinnego domu – podpowiada nam, żeby:

  1. Obwiniać i oskarżać – “Znowu nie dogasiliście porządnie ogniska! Nigdy nie możecie zrobić tego dobrze?! Chcecie podpalić las?”
  2. Przezywać – “Taki chlew w obozowisku, tu chyba mieszkają brudasy nie harcerze!”
  3. Straszyć – “Jeśli za trzy minuty nie będziecie na placu apelowym w pełnym umundurowaniu będziecie robić pompki”
  4. Rozkazywać – “W tej chwili idźcie po chrust!”
  5. Moralizować – “Czy zdajecie sobie sprawę, jakie to niebezpieczne nie wstać na wartę? Wartownik jest strażnikiem obozu, musi dać znać, gdyby działo się coś złego. A jakby przyszli jacyś obcy ludzie i nie miałby kto nas ostrzec. Myślicie, że to tylko dla zabawy wystawiamy warty? Nie! Zachowaliście się nieodpowiedzialnie, zawiedliście…”
  6. Ostrzegać – “Uważaj, nie spadnij z platformy, nie podchodź tak blisko krawędzi, jesteś strasznie wysoko!”
  7. Przyjmować postawę męczennika – “To ja tu dla was czas swój oddaje charytatywnie, a wy mi tak…”
  8. Porównywać – “Dlaczego nie możecie być jak zastęp x, one zawsze tak szybko potrafią się zebrać do wyjścia.”
  9. Stosować sarkazm – “Zostawiłyście kotlety na ogniu, no pięknie, to po prostu genialny pomysł.”
  10. Prorokować – “Jeżeli teraz nie potrafisz pogodzić szkoły z harcerstwem, to co będzie jak zostaniesz wędrownikiem? Zupełnie nie będziesz miał na nic czasu.”
Obóz 1. Drużyny Garwolińskiej 2019, fot. Maciej Makulec

Zastanówmy się jednak, jak czuje się osoba słysząca takie słowa i czy wpłynie to na nią pozytywnie, czy nie podkopie to jej poczucia własnej wartości, czy będzie z nami chętniej współpracować. Moim zdaniem niekoniecznie, a i nasz autorytet w jej oczach nie będzie prawdziwy. Jest kilka innych, lepszych sposobów, aby zachęcić dziatwę do współpracy:

  1. Opisz, co widzisz lub przedstaw problem – “Ognisko nie jest zagaszone. Potrzebna jest woda.”; “Kotlety zaraz się spalą” – ważne, by nie stosować formy “ty” – nie mówimy “nie zgasiłeś ogniska” oraz nie pytać “dlaczego” – “dlaczego tu nie jest sprzątnięte”- bo prawdopodobnie zostanie to odebrane jako atak/obwinianie.
  2. Udziel informacji – “W pozostawionym na wierzchu jedzeniu zalęgną się mrówki”; “Brudną wodę po myciu wylewamy do dołów chłonnych” – ważne, żeby udzielać informacji, o których druga strona nie wie, inaczej zostanie to odczytane jako złośliwość lub też, że uważamy tę osobą  za niemądrą.
  3. Jeden wyraz – “ognisko”, “chrust”, “kotlety” – wydajemy polecenie/zwracamy uwagę na jakąś rzeczy używając jednego wyrazu, tak aby druga strona zrozumiała jakie ma wykonać zadanie. Nie używamy imion w ramach stosowania tego sposobu, gdyż wypowiemy je wielokrotnie z dezaprobatą druga strona zacznie je kojarzyć z niezadowoleniem.
  4. Porozmawiaj o swoich uczuciach – “złości mnie kiedy moje polecenia są ignorowane”.
  5. Napisz liścik – “harcówka pilnie doprasza się o posprzątanie” – można go oczywiście zaszyfrować:-).

Przez cały czas pisania artykułu przewijają mi się w głowie słowa Janusza Korczaka – “Nie ma dzieci – są ludzie”. Pomimo, a może przede wszystkim dlatego, że dzieciaki w jednostkach są w pewnym sensie naszymi podwładnymi, podopiecznymi, musimy tym bardziej szanować ich i uczyć, że każdemu należy się szacunek. A on wyraża się w dużej mierze w sposobie, w jaki się do nich odnosimy. Często brak nam umiejętności, zarówno panowania nad naszymi emocjami w sytuacjach trudnych i stresujących, jak również wypowiadania swoich myśli w sposób nie godzący w godność i poczucie własnej wartości drugiej osoby. Jest to na pewno ważny temat do pracy nad sobą.

Emilia Kawałek


Nie wyobraża sobie życia bez czytania i kawy. W Zawiszy spędziła pół życia. Od kilku lat służy jako asystentka hufcowej ds. wypoczynku.

Jak pomóc dzieciom radzić sobie z uczuciami?

Na podstawie 1. rozdziału książki „Jak mówić, żeby dzieci nas słuchały. Jak słuchać, żeby dzieci do nas mówiły” A. Faber, E. Mazlish

Z kim nie lubimy rozmawiać?

Wyobraź sobie taką sytuację: przygotowujesz na zajęcia prezentację na zadany temat. Najpierw dużo czytasz, szukasz ciekawostek w różnych źródłach, potem starasz się jasno i atrakcyjnie ująć poznane treści. Poświęcasz na to dużo czasu. W końcu nadchodzi dzień twojego wystąpienia. Stresujesz się przez prawie całe zajęcia, bo prowadzący w żółwim tempie omawia kolokwium. Na prezentację zostaje ostatnie 10 minut. Pomijasz połowę, żeby zdążyć powiedzieć o najważniejszych kwestiach. Prowadzący przerywa ci stwierdzeniem, że właściwie nie o to mu chodziło, to jest nie na temat, ale dobrze, postawi trzy, a teraz do widzenia. I wychodzi.

Wracając do domu, spotykasz znajomą osobę i opowiadasz jej, co cię spotkało. Poniżej kilka wersji odpowiedzi twojego rozmówcy. Co czujesz podczas każdej z nich? Którą chciałbyś usłyszeć, a której wolałbyś uniknąć?

Zaprzeczanie uczuciom: „No co ty, nie przesadzaj, nie ma się czym przejmować. Przecież wiesz, że to nie koniec świata. No już, uśmiechnij się!”

– Odpowiedź filozoficzna „Nie żyjemy w świecie idealnym. Takie jest życie, trzeba się z tym pogodzić”.

– Rada: „Tylko nie poruszaj tego tematu z prowadzącym, jeśli nie chcesz sobie zaszkodzić. Pokorne ciele dwie matki ssie, warto o tym pamiętać”.

– Pytania: „Co dokładnie ci powiedział? A nie dało się zrobić tej prezentacji na następnych zajęciach? Dlaczego nie poszedłeś za nim i nie porozmawiałeś?”

– Obrona drugiej strony: „Najwyraźniej miał gorszy dzień. A skoro powiedział, że prezentacja jest nie na temat, to pewnie tak było. Ciesz się, że w ogóle ci ją zaliczył”.

– Żal: „Ojej, biedactwo, że też przytrafiło ci się coś takiego. Tak mi cię szkoda”.

– Psychoanalityk-amator: „Pewnie prowadzący przypomina ci twojego ojca, który w dzieciństwie często cię lekceważył. Dlatego jesteś taki zdenerwowany”.

– Odpowiedź empatyczna: „Och, to musiało być przykre. Napracowałeś się i takie lekceważące potraktowanie musiało być trudne do zniesienia”.

I jak, którą odpowiedź chciałbyś usłyszeć?

Dziecko też człowiek

Kiedy rozmówca udziela rad lub wygłasza „mądrości”, zwykle wcale nam nie pomaga. Przeciwnie, czujemy się jeszcze gorzej. Usprawiedliwianie drugiej strony oraz dopytywanie powodują, że musimy się bronić. Chyba jednak najgorsze są zapewnienia, że wcale nie mamy powodu, żeby czuć to, co czujemy. Słysząc je, mamy ochotę zakończyć rozmowę i chłodno się pożegnać.

Odpowiedź empatyczna to to, co każdy chciałby usłyszeć. Czujemy się lepiej, kiedy rozmówca naprawdę nas słucha, czyli „wczuwa się” w sytuację, docenia to, co przeżywamy
i pozwala nam o tym opowiedzieć. Wtedy nieprzyjemne uczucia słabną, a my jesteśmy w stanie poradzić sobie z nimi, a także znaleźć samodzielnie rozwiązanie problemu.

Tak samo jest z dziećmi. Kiedy akceptujemy ich uczucia, czują się dobrze, łatwiej im się opanować i znaleźć wyjście z sytuacji. Potrafią same sobie pomóc, jeśli zostaną wysłuchane
i otrzymają empatyczną odpowiedź.

Skała Narady, Obóz 3. Gromady Garwolińskiej

Indiański wojownik kontra Mickiewicz

Niestety język empatii nie jest dla nas naturalny. Często uczucia wydają się czymś wstydliwym, a ich pokazanie obnażeniem słabości, więc staramy się tego unikać. Wygląda na to, że kamienna twarz indiańskiego wojownika jest ideałem również w naszej kulturze. „Miej serce i patrzaj w serce” błaga wieszcz, ale nam ciągle bliżej do preriowych dzikusów.

Dobra wiadomość jest taka, że języka empatii można się nauczyć. Czy warto się wysilać? Ks. M. Dziewiecki pisze: „Jesteśmy w stanie kochać i czuć się kochanymi wtedy, gdy obok są ludzie, których rozumiemy, i którzy empatycznie wczuwają się w nasze myśli, przeżycia i pragnienia”.

Poniżej wskazówki praktyczne. Myślę, że ich zastosowanie umożliwia nie tylko dogadanie się z najbardziej problematycznym wilczkiem w gromadzie, ale też podniesienie jakości każdej relacji.

Wreszcie praktyka

1. Słuchaj dziecka bardzo uważnie.

Oderwij wzrok od komputera/telefonu/książki. Nie udawaj, że słuchasz.

2. Zaakceptuj uczucia dziecka słowami „och”, „mmm”, „rozumiem”.

Słowa tego typu zachęcą dziecko do wyrażania swoich uczuć i myśli oraz do samodzielnego szukania rozwiązań.

Powstrzymaj się na razie od dawania rad. Mały człowiek poradzi sobie sam, jeśli nie będziesz mu przeszkadzać obwinianiem i pouczeniami.

3. Nazwij uczucia dziecka.

Wbrew pozorom nazwanie uczuć dziecka nie powoduje pogorszenia sytuacji. Potwierdzenie jego przeżyć przyniesie mu ulgę. Nauczy się też od Ciebie nazw różnych uczuć, a rozpoznawanie uczuć to pierwszy krok do poradzenia sobie z nimi.

4. Zamień pragnienia dziecka w fantazję.

Czasem samo zrozumienie czyni sytuację łatwiejszą do zniesienia. Dziecku łatwiej przestać się czegoś domagać lub czemuś sprzeciwiać.

Artykuł w formie audiobooka: https://www.youtube.com/watch?v=STt_u-SuRYA

Fot. na okładce: Zuza Pytlewska

Hanna Dunajska


Studiuje filologię polską i próbuje uczyć w szkole. Chciałaby doczytać się do „istoty rzeczy”. Była drużynową i szefową młodych, a potem odkryła żółtą gałąź i zachwyca się nią do dziś. Po 3-letnim akelowaniu została żółtą asystentką.

„Czym skorupka za młodu…” czyli o kształtowaniu zastępowego

Rzeczą wyróżniającą naszą federację na tle innych organizacji harcerskich jest oddanie w ręce zastępów dużej autonomii. Wraz z nią spada na zastępowego duża odpowiedzialność za chłopców będących pod jego pieczą. Zagadnieniem, które spróbuję naświetlić, jest proces przygotowania nowego zastępowego do zajęcia miejsca swojego poprzednika, podczas jego ostatnich miesięcy w drużynie.

Harcerz mający być nowym zastępowym powinien mieć posłuch u reszty zastępu, a co za tym idzie autorytet. Jest to ważne, bo zastępowy bez takich naturalnych umiejętności przywódczych, nie będzie w stanie owocnie zarządzać powierzonymi mu chłopcami. 

Dobrym pomysłem jest nakreślenie przyszłemu młodemu szefowi znaczącego, wykonalnego celu, jaki może osiągnąć razem ze swoim zastępem. Chłopak potrzebuje zapału do działania. Zachęcając go do zdobywania stopni i sprawności możemy jeszcze zwiększyć jego zapał oraz kompetencje – rozwijając się będzie mógł lepiej służyć innym, między innymi jako zastępowy. Istotną sprawą w tym wszystkim jest to, żeby nie zagasić w tym chłopcu chłopięcości i poczucia misji zarzucając go różnymi rzeczami. Nie możemy dopuścić, by młody przywódca zatracił motywacje do działania. Należy go wspierać w rozwoju i pilnować, żeby nie stracił tego płomienia chłopięcości. 

Chociaż naturalny harc i zapał są ważne, przyszły zastępowy powinien również posiadać przygotowanie metodyczne, które jest niezbędne do dobrego dowodzenia grupą. Chodzi tu o umiejętności z zakresu dobrego prowadzenia Apeli Ewangelicznych i Rad Zastępu, czy odpowiedniego planowania zbiórek oraz wyjazdów i zdawania z nich raportów. Dobrym rozwiązaniem jest powierzenie przyszłemu szefowi większej ilości obowiązków przez zastępowego, który ma ustąpić, aby już wcześniej wiedział, jak pracować z chłopakami z zastępu. W takiej sytuacji nowy lider nabędzie pewnej wprawy już za okresu swojego poprzednika i łatwiej mu będzie to kontynuować po objęciu służby. 

Należy mieć na uwadze, aby cały zastęp pracował równomiernie. Nowi członkowie powinni wykonywać taką samą pracę jak bardziej doświadczeni chłopcy. W przeciwnym razie, gdy dorosną i będą musieli działać sami, nie będą wiedzieli, jak to robić. Nie wpłynie to dobrze ani na nich samych, ani tym bardziej na pracę całego zastępu.

Nauczenie młodszych harcerzy technik i pozwolenie na aktywne uczestnictwo w życiu jednostki, pozwoli na kontynuację w płynności pracy takiego zastępu. Ważna tu jest rola zastępowego, który ucząc chłopców podstawowych rzeczy inwestuje w przyszłość, zarówno owego chłopca, jak i całego zastępu. Młodszy członek zastępu, poznając techniki i wzrastając w zastępie, może szybciej i skuteczniej zdobywać stopnie i sprawności, co pozwala mu na szybszy rozwój osobisty i stawanie się lepszym człowiekiem.

Pożyteczną praktyką jest wprowadzenie przyszłego zastępowego w życie ZZ-tu. Można go zaprosić na zbiórkę Zastępu Zastępowych (ZZ) w okolicy kwietnia lub maja, żeby zobaczył, jak on funkcjonuje. Sąd Honorowy zorganizowany jeszcze przed obozem letnim potwierdzi wolę zostania zastępowym oraz może pokazać takiemu chłopcu wielkość zobowiązania, którego chce się podjąć. Kolejnym posunięciem, po obozie letnim, jest zaproszenie go na wakacyjną zbiórkę ZZ, gdzie (wraz ze zastępowym, którego ma zastąpić) będzie miał wpływ  m.in. na plan pracy rocznej. 

Eurojam 2014, fot. o. Sebastian Masłowski SI

Podsumowując pomysły zaproponowane przeze mnie w tym temacie, należy mieć na uwadze kilka istotnych rzeczy, które umożliwią zostanie dobrym zastępowym przygotowującemu się do tego chłopakowi:

  • Wybranie odpowiedniego chłopaka o autorytecie i pewnych zdolnościach  przywódczych
  • Nakreślenie dużego osiągalnego celu
  • Uaktywnienie chłopięcości w przyszłym zastępowym  
  • Zapalenie harcerza do dalszego rozwoju poprzez robienie stopni i sprawności
  • Przekazanie odpowiedniego wachlarza umiejętności
  • Zwrócenie uwagi na  odpowiednie rozłożenie pracy zastępu
  • Uczestnictwo przyszłego młodego szefa w zbiórkach ZZ-tu
  • Przygotowanie i przeprowadzenie Sądu Honorowego w odpowiednim czasie

Mam nadzieję, że opisane wyżej wskazówki pomogą w formowaniu przyszłych zastępowych, aby dobrze służyli i stawali się lepszymi ludźmi.

Michał Ochnik


Przyszłoroczny maturzysta przyboczny w 1. druzynie jeleniogórskiej Prywatnie pasjonat historii i dobrych książek

Tylko wino? Czyli o alkoholu w skautingu

Kiedy myślę o harcerzach i alkoholu od razu na myśl przychodzi mi jedna z pierwszych wędrówek prowadzonego przeze mnie kręgu wędrowników. Było to w listopadzie kilka lat temu, chodziliśmy po północnym Mazowszu. Podczas wyjazdu wydarzyło się wiele, jednak najbardziej zapamiętałem dwie rzeczy: jedną był ogromny pośpiech pierwszego dnia, a drugą – słowa pewnej harcerki z ZHR-u. Noc bowiem spędziliśmy w ich harcówce, natomiast rano mieliśmy czas pograć wspólnie w gry i porozmawiać. Z jakichś powodów, podczas gdy miłe harcerki odprowadzały nas na pociąg powrotny, temat rozmowy zszedł na dziesiąty punkt Prawa Harcerskiego. Jedna z dziewczyn powiedziała wtedy coś w stylu: „Słyszałam, że u was piję się tylko wino”. Nie pamiętam dobrze czy coś odpowiedziałem, czy może tylko się uśmiechnąłem. Nie jest to ważne. Istotna jest inna sprawa. Czy Skaut Europy w Polsce może pić alkohol?

Alkohol – ograniczenia

Skoro poruszam temat alkoholu, to znaczy, że może tu być jakaś kontrowersja. Dlatego, żeby rozwiać pewne wątpliwości, to zanim padnie odpowiedź na pytanie postawione w poprzednim akapicie, zrobię dłuższy wstęp. Na początku dla rozjaśnienia sprawy, zastanowię się nad wątpliwością: Czy człowiek chcący żyć zgodnie z prawem Bożym i ludzkim może pić alkohol? Otóż może, ale musi poddać się pewnym ograniczeniom.

Pierwszym ograniczeniem jest ilość. Już od kiedy człowiek odkrył napoje alkoholowe, zauważył, że picie ich może przynosić korzyści zarówno dla ducha (rozweselenie), jak i dla ciała (właściwości zdrowotne). Jednak wraz z nadmiernym spożyciem alkoholu przyszły także doświadczenia odurzenia, zniekształcenia i utraty świadomości oraz uzależnienia. Dlatego ludzie doszli do wniosku, że aby nie pojawiły się negatywne skutki picia, niezbędne jest umiarkowanie.

Autor natchniony w Starym Testamencie tak o tym pisze: „Wino jest pożyteczne dla ludzi, jeżeli pije się je w sposób umiarkowany. Cóż to za życie, gdy brakuje wina, od początku zostało ono stworzone dla radości. Radość serca i wesołość daje picie wina w czasie odpowiednim. Po nadużyciu wina duch gorzknieje, człowiek staje się agresywny i kłótliwy. Pijaństwo pomnaża złość głupca aż do upadku, pomniejsza siły i ran mu przysparza” (Syr 31, 27-30).

Podobne podejście do alkoholu prezentuje Kościół, którego zdanie w tej kwestii znalazło swoje odzwierciedlenie na kartach Katechizmu Kościoła Katolickiego: „Cnota umiarkowania uzdalnia do unikania wszelkiego rodzaju nadużyć dotyczących pożywienia, alkoholu, tytoniu i leków. Ci, którzy w stanie nietrzeźwym lub na skutek nadmiernego upodobania do szybkości zagrażają bezpieczeństwu drugiego człowieka i swemu własnemu – na drogach, na morzu lub w powietrzu – ponoszą poważną winę” (KKK 2290).

Wiek jest drugim ograniczeniem. Zakłada ono, że spożycie alkoholu możliwe jest dopiero od pewnego etapu życia. Warunek ten przeniesiony do prawodawstwa wielu krajów, dotyczy również ludzi, którzy nie chcą żyć zgodnie z prawem. Dla nich jest tylko jakimś utrudnieniem, dla pozostałych zaś – drogowskazem.

Już wcześniej zostało wspomniane, że w piciu należy zachować umiar a alkohol może zniekształcać świadomość, stąd oczywiste wydaje się, że decyzję o wypiciu go powinna podejmować osoba dojrzała. Kolejną sprawą jest to, że spożycie napojów wyskokowych w okresie, gdy rozwija się i kształtuje organizm młodego człowieka może nieść ze sobą negatywne skutki zdrowotne. Dlatego w różnych kulturach i prawach zastrzeżono picie alkoholu dla osób dorosłych. W krajach, w których tradycyjnie spożywa się głównie nisko i średnio procentowe alkohole takie jak wino i piwo przyjęło się, że osoby niepełnoletnie mogą mieć nieco wcześniejszy dostęp do tego typu trunków. I tak w Niemczech szesnastolatek swobodnie zakupi w sklepie wino, piwo czy cydr, ale nie będzie mógł już nabyć wódki i spirytusu. Podobne przepisy jeszcze niedawno obowiązywały w krajach słynących z winnic tj. we Francji i we Włoszech. Jednak doszło tam do zaostrzenia przepisów i szesnastolatek nie kupi już wina, ale nadal może je legalnie pić pod opieką osoby starszej np. rodzica.

W Polsce sprawa ma się nieco inaczej. Podobnie jak wiele innych praw, legalny dostęp do zakupu i spożycia alkoholu otrzymuje się wraz z osiągnięciem pełnoletności tj. 18 lat. Tę kwestię reguluje m.in. Ustawa o wychowaniu w trzeźwości i przeciwdziałaniu alkoholizmowi. Artykuł 15 tejże ustawy mówi: „Zabrania się sprzedaży i podawania napojów alkoholowych: (…) osobom do lat 18”. Czy wyższy niż w wymienionych wcześniej państwach wiek jest uzasadniony? Wydaje się, że tak. W szczególności kulturowo i historycznie. Bowiem na ziemiach polskich wraz z udoskonalaniem procesu destylacji (XVIII w.) zaczęły królować alkohole wysokoprocentowe. Chętnie rozprowadzała je wśród chłopów szlachta zapewniając sobie pole zbytu i „przychylność” poddanych.

Na rodzaj spożywanych trunków nie wpłynęły przemiany ustrojowe i społeczne. Szacuje się, że w 1938 r. aż 92% całej sumy czystego alkoholu wypijanego w kraju stanowiła wódka i spirytus. Przewaga napojów wysokoprocentowych utrzymywała się aż do początku lat dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku (ok. 60 %), by z czasem ustąpić miejsca piwu. Jakie są z tego wnioski? Każdy, kto miał styczność z mocnymi alkoholami wie, że dla smaku się ich nie pije, a o wprowadzenie w stan upojenia nietrudno. Dlatego w Polsce przez wiele lat spożywanie alkoholu raczej nie wiązało się ze skromnym aperitifem i zbyt często przeradzało się w pijaństwo. Stąd więc w prawodawstwie i polskiej kulturze istnieje wysoka granica wiekowa związana z powszechnie akceptowalnym, legalnym piciem i kupowaniem alkoholu.

Ograniczenia w spożywaniu alkoholu związane są nie tylko z wiekiem i rozsądkiem, ale i ze stanem zdrowia. Naturalne jest, że każdy organizm ma nieco inną wytrzymałość na określone substancje. Są też sytuacje, w których nie powinno się korzystać z alkoholu, ponieważ jest to zwyczajnie szkodliwe. Osoby z problemami zdrowotnymi nie powinny zaglądać do kieliszka przez wzgląd na swoja kondycję. Picie jest też niewskazane dla kobiet w ciąży. A ponieważ te kwestie nie budzą żadnych kontrowersji, nie zostaną przeze mnie szerzej opisane.

Skaut i alkohol

Istnieją grupy, które do przedstawionych wcześniej ograniczeń dokładają swoje własne. Czy tak jest w szeroko pojętym skautingu? Cofnijmy się do początków ubiegłego stulecia. W wydanej wtedy pozycji Skauting dla chłopców gen. Robert Baden-Powell opisał podstawy metody skautowej. Książka podzielona jest na wskazówki dla instruktorów i gawędy skierowane do chłopców. Jedna z nich nosi tytuł Przyzwyczajenia zapewniające zdrowie, a podtytuł dopowiada „Bądź schludny – nie pal – nie pij – zachowaj czystość – wstawaj wcześnie – śmiej się i tyj”. W podrozdziale o alkoholu padają następujące słowa: „Człowiek, który pije, po prostu nie może być skautem. Unikajcie wszelkich alkoholi od samego początku i postanówcie sobie nie mieć z nimi nigdy nic wspólnego”.

To dość jednoznaczne stwierdzenie. Jednak lektura całego fragmentu i następnego dotyczącego trzeźwości i upijania się nie pozwala wysuwać wniosku, że abstynencja jest dozgonnym obowiązkiem skauta. Raz, że gawęda skierowana jest do młodych, niepełnoletnich chłopców, dla których nieużywanie procentowych trunków powinno być oczywistością (a najwidoczniej nie dla każdego było). Dwa, tekst ma na celu pokazać zgubne skutki alkoholu, które mógł obserwować Baden Powell w ówczesnej Anglii i przestrzec przed nimi.

Dodatkowo wcześniejszy podrozdział dotyczący palenia tytoniu choć rozpoczyna się od równie jednoznacznych słów: „Skaut nie pali”, to pod koniec pojawia się tam zdanie: „Nie wahajcie się więc i postanówcie sobie od razu, że nie będziecie palić, dopóki nie dorośniecie: i wytrwajcie w tym”. Jest to kolejna wskazówka, która pokazuje, że wspomniane kategoryczne ograniczenia kierowane są do młodych chłopców, a nie do dorosłych, którzy są w ruchu skautowym. To oczywiście nie zabrania starszym korzystać z opinii Baden-Powella o szkodliwości wspomnianych używek. Jednak jak by nie interpretować opisywanych słów, to abstynencja w żadnej postaci nie trafiła do prawa skautowego umieszczonego na pierwszych stronach Skautingu dla chłopców.

Polski harcerz nie pije

Inaczej było w Polsce. Wstęp do krajowego, przedwojennego wydania Skautingu dla chłopców zawiera m.in. polską wersję prawa skautowego – prawo harcerskie. Różni się ono nieco w kilku punktach w porównaniu z oryginałem. Dla nas najistotniejsze jest to, że do Baden-Powellowskiego dziesiątego punktu: „Skaut (harcerz) jest czysty w myśli, mowie i uczynkach” dodano fragment: „nie pali tytoniu, nie pije napojów alkoholowych”. Skąd takie zaostrzenie, raczej niespotykane w innych krajach?

Część pierwszych polskich instruktorów harcerskich (np. Andrzej Małkowski), należała do stowarzyszenia religijno-filozoficznego „Eleusis”. Organizacja pragnęła odnowy narodu polskiego, który wówczas nie posiadał własnej państwowości poprzez wymaganie od członków wstrzemięźliwości. I to poczwórnej wstrzemięźliwości od: alkoholu, tytoniu, hazardu i rozpusty. Tak przygotowani ludzie mieli stanowić przyszłą elitę kraju. Podczas tworzenia harcerstwa na ziemiach polskich, członkowie „Eleusis” wprowadzili więc, zgodnie ze swoją ideą, abstynencję do tekstu prawa harcerskiego. W tamtych czasach na całym świecie coraz liczniej pojawiały się osoby działające na rzecz trzeźwości i przeciwdziałania pijaństwu. Na tle Europy, Polacy byli jednym z narodów dość mocno dotkniętych „plagą alkoholizmu”, stąd postulaty abstynencji mogły nie dziwić. Kolejne lata działalności organizacji harcerskich nie przynosiły drastycznych zmian, jeżeli chodzi o abstynencję. Stąd w wielu pokoleniach Polaków utarło się przekonanie, że harcerz nie pije.

Dziesiąty punkt prawa harcerskiego z fragmentem „(…) nie pije napojów alkoholowych” przetrwał w największej polskiej organizacji harcerskiej, czyli w Związku Harcerstwa Polskiego, aż do 2017 r. Wówczas został zmieniony na „Harcerz pracuje nad sobą, jest czysty w myśli, mowie i uczynkach; jest wolny od nałogów” tym samym znosząc abstynencję. Programowo był to przełom. Jednak na ile była to rzeczywista rewolucja, a na ile zmiana sankcjonująca istniejący już w praktyce stan, można tylko przypuszczać. Poprawki w prawie harcerskim nie dotknęły Związku Harcerstwa Rzeczpospolitej i druga pod względem liczebności organizacja harcerska w Polsce nadal pozostaje wierna abstynencji.

Działanie Zawiszaków u swoich początków również opierało się na przedwojennym prawie harcerskim. Jednak po kilku zmianach i nie bez zaskoczenia w niektórych środowiskach, ostatecznie ustalono, że dziesiąty punkt prawa harcerskiego nie będzie zawierał abstynencji. Podobnie zresztą jak to jest choćby w organizacji włoskiej czy francuskiej należących do FSE. Lektura dokumentów Stowarzyszenia nie daje żadnych podstaw do nakładania jakiejkolwiek abstynencji od napojów alkoholowych. Brak jest podstaw do ustalenia dodatkowych ograniczeń. Wydaje się więc, że można śmiało odpowiedzieć na pytanie z pierwszego akapitu.

(Nie)prosta odpowiedź

Wyczekiwana odpowiedź brzmi: Skaut Europy w Polsce może pić alkohol. Oczywiście jeśli nie jest oderwany od otaczającej rzeczywistości. Dlatego krótkie przypomnienie: Skaut Europy jako chrześcijanin może pić, ale z umiarem. Jako Polak również, ale dopiero po skończeniu osiemnastego roku życia.

I co? Koniec artykułu? Nic z tych rzeczy. Nie pisałbym przecież tak długiego wstępu, żeby w kilku słowach zakończyć. Jest bowiem w odpowiedzi duże „ale”. I dotyczy ono także pełnoletnich, potrafiących zachować umiar harcerzy. Tym „ale” jest mundur. Kwestia picia w mundurze nie znajduje swojego odzwierciedlenia w naszym prawie harcerskim lub innych dokumentach. Jednak, mimo teoretycznej dowolności interpretacji, wyczuwamy niejako pod skórą, że nie każde podejście jest słuszne. Postaram się więc, zgodnie z moją najlepszą wolą, podać „poprawną” interpretację.

Zacznę od sytuacji, która wydaje się najprostsza w odczytaniu. Co ze spożywaniem alkoholu przez opiekunów podczas obozów i zajęć? Trzeba mieć świadomość, że w tym czasie szef jest odpowiedzialny za powierzonych mu chłopaków lub w przypadku szefowej – za dziewczyny. Dlatego koncentracja na podopiecznych powinna być stuprocentowa. Nic nie powinno jej zaburzać, a alkohol zdecydowanie to robi, jest więc wykluczony! Dla przykładu prosta sytuacja: kto pojedzie z chorym do szpitala, gdy wszyscy opiekunowie i kierowcy są nietrzeźwi? Strach nawet wspominać o konsekwencjach prawnych tego typu zdarzenia. Nawet jeżeli dla złudnego spokoju sumienia, szef zapewniłby będącego zawsze w gotowości, trzeźwego kierowcę, do tego byłaby noc, wszystkie zajęcia zostały należycie przygotowane i mundur wisiałby na drewnianym wieszaku, to nadal picie alkoholu jest ogromną nieuczciwością, która głęboko burzy jedność i wspólnotę. Ile to się mówi, że kadra nie powinna się opychać łakociami, których nie dostają wilczki i harcerze? A w tym wypadku mamy jeszcze coś gorszego i możliwie gorszącego w przypadku nakrycia przez podopiecznych.

No dobrze, ale co z sytuacjami w których dorosły wędrownik lub przewodniczka jest w mundurze, ale nie sprawuje opieki wychowawczej? Ot, prosty przykład z mojego życia, który miał miejsce na Światowych Dniach Młodzieży w Krakowie w 2016 r. Gdy szedłem przez Rynek Podgórski, zauważyłem kilku wędrowników z Francji, którzy wraz ze swoim duszpasterzem pili piwo w ogródku restauracyjnym. No i jak, można tak? Otóż oni mogli (choć prawdopodobnie grzeszyli ignorancją), a my nie. Dlaczego tak jest? Odpowiedź jest krótka: inna kultura i historia. Taką mamy spuściznę. Możemy się na nią obrażać, ale z dnia na dzień jej nie zmienimy. Jeśli więc picie publicznie w mundurze jest sprawą, która może kogoś zrazić, przez którą ktoś może poczuć się zgorszony lub stracić do nas zaufanie, to nie ma najmniejszego sensu, żebyśmy próbowali to robić. Myślę, że nawet sami wewnątrz Ruchu mamy różne zdania na ten temat. Są to zupełnie wystarczające argumenty, żeby nie pić publicznie w mundurze, mimo braku formalnego zakazu. A jeżeli nie pijemy publicznie w mundurze, to robienie tego, gdy nikt postronny nie widzi jest mocno wątpliwe. Skautem powinny kierować takie same zasady bez względu na to, czy ktoś go obserwuje. Alkohol jest zupełnie niepotrzebny w metodzie skautowej, więc strata jest żadna.

Światowe Dni Młodzieży 2016, fot. Archiwum FSE

Za granicą

Jak Francuzi przyjechali do nas (nie poznawszy wcześniej polskiej kultury w sprawie picia), tak i my czasem wyjeżdżamy za granicę na skautowe spotkania. Skoro panuje za granicą inna kultura, to może się zdarzyć, że zostaniemy przez naszych braci z Federacji poczęstowani alkoholem. Nie jest to sytuacja abstrakcyjna, gdyż sam dwa razy zetknąłem się z takimi propozycjami. Jak się wtedy zachować? Podejścia są zasadniczo dwa i nie chcę rozstrzygać, które jest słuszniejsze. Pierwsze podejście mówi, że skoro prawo nas nie ogranicza, a kultura kraju, w którym przebywamy jest temu przychylna, to nie ma nic złego w skorzystaniu z poczęstunku. Oczywiście trzeba mieć na uwadze, czy w tym czasie nie opiekujemy się drużyną harcerską bądź czy owa propozycja nie wyklucza kogoś z grupy, w której przyjechaliśmy np. gdy w kręgu lub ognisku nie wszyscy są pełnoletni. Druga postawa, którą można przyjąć, to taka, że skoro pewnych zasad trzymamy się w Polsce, to zmiana kraju, kultury i inne okoliczności nie wpływają na nasze podejście.

Domowa impreza

Sprawa picia w mundurze została już chyba dobrze wyjaśniona, a sprawy kulturowo-historyczne przedstawione. Jednak jest jeszcze jeden obszar, który chciałbym poruszyć. Bowiem, gdy zdejmiemy mundur nie przestajemy być drużynowymi, akelami, szefami kręgu, ogniska itd. Moim zdaniem, mimo innego ubioru i okoliczności, część kontekstu kulturowego, o którym wcześniej pisałem, pozostaje. Wyobraźmy sobie, że nasz wilczek czy harcerz widzi nas w sobotnie popołudnie w ogródku piwnym, bądź gdy nieco później wyprowadzamy pijanego kolegę z baru. Nie wiemy, co chłopak może sobie o tym pomyśleć, mimo że w tych sytuacjach sami mogliśmy zachowywać umiar. Może przejść obok tego obojętnie lub czuć się zgorszony. W takim wypadku dość często ważne jest podejście w jego rodzinie. Opcji jest wiele. Może w domu chłopaka jest przemoc alkoholowa, albo rodzice są zagorzałymi abstynentami lub też zwyczajnie jeszcze jako młody idealista uważa alkohol za zło. Dlatego lepiej się wystrzegać takich sytuacji, bo mogą one (choć nawet niesłusznie) spowodować u podopiecznego utratę zaufania do szefa, a może nawet do całego Ruchu. Być może kiedyś chłopak sam dojrzeje do tego jak podchodzić do alkoholu (albo wcześniej przeczyta ten artykuł). W tym momencie nie nam to oceniać, skoro jakieś działanie może zaszkodzić, to po prostu lepiej go nie uskuteczniać. Domowa impreza, urodziny przyjaciela, niedzielny obiad u cioci, czyli wszędzie tam, gdzie nasze zachowanie nie wywołuje żadnych kontrowersji, są moim zdaniem znacznie lepszymi miejscami, by (z umiarem!) pić alkohol.

Niewykluczone, że dla niektórych ostatni akapit jest nieco przesadzony. Też bym tak uważał, gdyby w naszym społeczeństwie podejście do alkoholu było bardziej uporządkowane. Dlatego polecam rozmawiać z podopiecznymi o alkoholu i kulturze picia.  Czy ZZ jest odpowiedni do takich tematów? Być może, ale na pewno warto mówić o tym na Młodej Drodze i później. Z doświadczenia takich rozmów wiem, że niektórym trzeba mocniej akcentować umiar, gdyż wchodzenie w pełnoletniość ma swoje pokusy, a innym zwyczajnie należy wytłumaczyć jakie podejście powinien mieć skaut-chrześcijanin.

Można inaczej

Przez cały artykuł próbowałem odpowiedzieć na pytanie „czy Skaut Europy w Polsce może pić alkohol?”. Starałem się też rozwiązać problemy pojawiające się od strony: czy jest w tym piciu coś złego. Chrześcijanin powinien jednak przede wszystkim szukać dobra i czynić je. Dlatego w tych sytuacjach lepiej sobie zadać inne pytanie: co w tym dobrego, jakie dobro wyniknie z mojego działania? Przy takim podejściu wiele moich argumentów staje się zwyczajnie niepotrzebnych.

***

Kiedy artykuł był praktycznie ukończony, od mojego dobrego znajomego z kręgu (Franka) otrzymałem polskie tłumaczenie książki Baden-Powella Rovering to success. W pozycji tej, skierowanej do osób w wieku wędrowniczym, autor pisze o alkoholu. Nie chciałem jednak wspominać o tym wcześniej, a tym samym trochę burzyć układ swojego artykułu, gdyż moje wnioski ze Skautingu dla chłopców pokrywają się ze zdaniem Baden-Powella zamieszczonym w Rovering to succes, gdzie m. in. przestrzega przed „tym trzecim kieliszkiem”. Dodatkowo, w otrzymanej od Franka książce, temat alkoholu poruszony jest od strony, z którą może się identyfikować każdy, niekoniecznie skaut. A o umiarkowaniu w życiu oczywiście można napisać, tylko już w innym, także długim, artykule.

***

Podczas pisaniu artykułu korzystałem m.in. z:

Marcin Wnuk, Barbara Purandare, Jerzy T. Marcinkowski, Struktura spożycia alkoholu w Polsce w ujęciu historycznym, Probl Hig Epidemiol 2013, 94(3), s. 446-450;

Leszek Rysak, Początki harcerstwa, Biuletyn IPN, nr 5-6/2010, s. 18-28;

Robert Baden-Powell, Skauting dla chłopców, 1990 (reprint z 1938r.);

Robert Baden-Powell, Rovering to success, zbiór własny (Jest to inne tłumaczenie, niż istniejące wydanie papierowe. Chętnym mogę udostępnić pdf.);

Czy katolik może… Pić, palić i brać narkotyki? https://opoka.org.pl/biblioteka/P/PR/droga_201418_pic_katolik_uzywki.html

Piotr Wąsik


Wilczek, harcerz, wędrownik. Następnie akela i szef kręgu. A to wszystko w Radomiu. Działa w Namiestnictwie Wędrowników. Niepoprawny fan polskiej Ekstraklasy.

Pragnienie zmian – praca nad nawykami

Artykuł napisany na podstawie części Podstawy książki Atomowe nawyki Jamesa Clear’a

Jako skauci, a także i może przede wszystkim szefowie, mamy obowiązek dbać o własną formację, rozwój, doskonalenie. To w dużej mierze łączy się z uporządkowaniem naszego życia, nadawaniem mu pewnych ram i stałych elementów, np. wyznaczenie czasu na modlitwę, troska o odpowiednie odżywianie się i aktywność fizyczną. Trudno jest wprowadzić wielkie zmiany w ciągu jednego dnia, dużo efektywniejszym rozwiązaniem jest dodawanie małych usprawnień, drobnych nawyków i konsekwentna praca z nimi każdego dnia. Panowanie nad swoim życiem, pewna przewidywalność dnia, daje nam dodatkowo poczucie sprawczości i pewność siebie. Krok po kroku możemy czynić nasze życie takim, jakie chcielibyśmy, by było.

Atomowe zmiany

Nawyk jest działaniem lub też zachowaniem, które jest powtarzane regularnie, a często też automatycznie. Może wznosić nas na wyżyny, lecz równie łatwo sprowadzić do parteru. Nasze życie i jego ścieżka – wznosząca lub też opadająca – jest zaś kształtowana przez sumę pojedynczych decyzji podejmowanych przez nas każdego dnia. Jeśli zdecydujemy się na jednorazowe zjedzenie zupki chińskiej prawdopodobnie nic nam się nie stanie. Jeśli jednak zaczniemy odżywiać się nią regularnie, stanie się to naszym nawykiem, nasze zdrowie będzie poważnie zagrożone.

Każdego dnia powinniśmy podejmować niewielkie, wręcz atomowe decyzje, które mają nas prowadzić ku lepszemu. Niech to będzie nawet prawie niedostrzegalny 1% postępu dziennie – w ciągu roku takie decyzje zaprowadzą nas do poprawienia danej sprawy 37 razy. Problem polega zazwyczaj na początkowym braku widocznych rezultatów, a co za tym idzie szybkiemu zniechęcaniu się i porzucaniu dobrych – drobnych zmian. Niewiele zmienią 3 wyjścia na basen czy siłownię, ponieważ gdy chcemy zadbać o naszą sylwetkę, potrzeba konsekwencji i regularności. Aby zauważyć rezultaty, musimy zebrać pewien potencjał wykonanych działań, a droga do przełomu (który jest sumą naszych zachowań) wymaga początkowego zmierzenia się z rozczarowaniem oraz cierpliwości.

Aby tę drogę przebyć, warto zmienić nieco swoje myślenie. Jest początek kolejnego roku i pewnie część z was (ja również😉) wyznaczyła sobie cele do zrealizowania w kolejnych miesiącach. Jednak wyznaczone cele mają często niewielki wpływ na rezultaty – np. w zawodach sportowych wszyscy zawodnicy mają taki sam cel, wygrani i przegrani. Dużo ważniejsze wydaje się opracowanie systemów, które pomogą nam robić coś lepiej, efektywniej. Są to procesy, które prowadzą do osiągnięcia celów. (przykład: cel – zdobycie stopnia wędrowniczki, system – regularność spotkań z szefową, kierownikiem duchowym, sposób wyznaczania i realizacji zadań, tryb pracy nad dziełem, itd.). Systemy mają tę zaletę, że nie są krótkotrwałe, nie zakładają tylko chwilowej zmiany do czasu zrealizowania celu, lecz jej kontunuowanie, ciągły rozwój.

Tożsamość

Możemy zmieniać swoje zachowanie na trzech poziomach: rezultatów, procesów do nich prowadzących lub też tożsamości, czyli sposobie w jaki o sobie myślimy. Nasze zachowania zazwyczaj są wynikiem naszej tożsamości. Dopiero zmiana na tym najgłębszym poziomie zapewni nam utrwalenie nawyków zamiast codziennej walki ze sobą. Dopóki nie zaczniemy myśleć o sobie jako o np. czytelniku, nie będziemy sięgać automatycznie po książki w wolnym czasie. Zmiana, która nie zostanie poparta przeobrażeniem myślenia o sobie, nie przetrwa. Naszym celem powinno być zatem nie tyle zrobienie czegoś, a zostanie kimś – biegaczem, osobą dbającą o zdrowie, osobą rozmodloną. Gdy dodatkowo będzie to dla nas powód do dumy i radości, motywacja do przestrzegania nawyku będzie o wiele większa.

Przekonania o sobie mogą nas bardzo ograniczać. Niektóre z nich niesiemy ze sobą już od dzieciństwa – zostały nam wpojone nieopatrznie przez dorosłych. Może to być przeświadczenie o tym, że wszystko psuję, jestem beznadziejny w grach zespołowych, jestem nieśmiały, itd. Ponieważ mam takie przekonanie o sobie, zachowuję się w sposób, który temu przekonaniu odpowiada, co prowadzi do wzmocnienia danego przekonania. Koło się zamyka. Prześledźmy, czy nie ma w nas takich zastanych wizji, które przeszkadzają nam być takimi, jakimi byśmy chcieli.

Zatem nawyki określają naszą tożsamość, ale też przez nawyki możemy wizję siebie samego zmienić – tożsamość zmienia się poprzez dostarczenie sobie wielu dowodów na to, że jesteśmy inni, niż nasze przekonanie. Najważniejsze jest wielokrotne powtarzanie danego zachowania – nie będziemy myśleć, że jesteśmy pilnymi uczniami/studentami, jeśli raz przygotujemy się do zajęć – to wymaga ponawiania, ciągłego działania. Zmiana tego kim jesteś, polega na zmienieniu tego co robisz.

Nabywanie lepszych nawyków nie polega na zaśmiecaniu dnia sprytnymi sztuczkami. Nie chodzi o to, by co wieczór nitkować jeden ząb, każdego ranka brać zimny prysznic, albo codziennie ubierać się w to samo. Nie chodzi też o osiąganie zewnętrznych oznak sukcesu, takich jak zarabianie większych pieniędzy, chudnięcie czy życie w mniejszym stresie. Przyzwyczajenia mogą pomóc ci to wszystko osiągnąć, ale zasadniczo nie chodzi w nich o osiągnięcie czegoś. Chodzi o stanie się kimś.

James Clear

Pętla Nawyku

Mózg wytwarza nawyki w odpowiedzi na regularnie napotkany problem – nawyk jest sprawdzoną metodą prób i błędów, przychodzącym automatycznie rozwiązaniem danego problemu i ma za zadanie odciążyć świadome działanie mózgu. Można powiedzieć, że jest on pójściem mózgu na skróty – wykorzystuje on poprzednie doświadczenia do osiągania zadawalających efektów.

Ilustracja: Agata Kocyan

Sposób nabywania nawyku składa się z czterech etapów powtarzanych po wielokroć. Są to kolejno sygnał, pragnienie, reakcja i nagroda. Sygnał (1) jest pewną informacją, którą mózg wyłapuje z naszego otoczenia lub też wnętrza, o możliwości sięgnięcia po nagrodę. Sygnały dla każdego są sprawą indywidualną, dla jednej osoby coś jest sygnałem, dla innej będzie bez znaczenia. Dopiero sygnał zinterpretowany w odpowiedni sposób przeradza się w pragnienie (2), czyli chęć zmiany. Jest to siła napędowa każdego działania – pragniemy nie nawyku samego w sobie, ale zmiany naszego stanu wewnętrznego, np. rozrywki, ulgi, zaspokojenia ciekawości. Kolejnym etapem jest reakcja (3), czyli właściwe działanie czy myśl, nawyk. Aby reakcja nastąpiła, dane zachowanie nie może być dla nas zbyt trudne – jeśli wymaga ono zbyt wielkiego wysiłku, zostanie po prostu odrzucone. Reakcja prowadzi do nagrody (4), która jest celem każdego nawyku. Nagroda daje nam uczucie satysfakcji oraz jest dla nas nauką, w jaki sposób postępować w przyszłości. Nagroda zostaje przez mózg powiązana z sygnałem. Aby zachowanie przerodziło się w nawyk, muszą wystąpić wszystkie cztery etapy – usunięcie lub ograniczenie choćby jednego spowoduje, że nawyk się nie wykształci. Następowanie po sobie tych etapów jest nazywane pętlą nawyku.

Sygnał – stresująca sytuacja na uczelni
Pragnienie – chęć rozładowania napięcia
Reakcja – idziesz na kawę i ciasto do kawiarni
Nagroda – rozładowujesz stres, stresujące sytuacje na uczelni zostają skojarzone z wizytą w kawiarni

Przykład pętli nawyku

W skautingu dużo mówimy o pracy nad sobą, samowychowaniu, rozwoju. Wiele razy próbujemy coś zmienić w naszym życiu, ale pomimo najszczerszych chęci, nie udaje nam się. Wynika to między innymi z faktu braku wiedzy na temat działania naszego mózgu i psychiki. Warto poszerzać swoją wiedzę i wykorzystywać ją w praktyce. Może oszczędzić nam to frustracji spowodowanej wiecznie niedotrzymanymi postanowieniami i pozwolić zrozumieć, jakie błędy popełnialiśmy, podejmując je. Bardzo polecam książkę Atomowe nawyki Jamesa Clear’a, na podstawie początku której napisałam ten artykuł, a która w dalszej części podpowiada w jaki sposób uczynić rzeczy oczywistymi, atrakcyjnymi, łatwymi i satysfakcjonującymi, aby rozwijanie dobrych nawyków było dla nas codziennością.

Emilia Kawałek


Nie wyobraża sobie życia bez czytania i kawy. W Zawiszy spędziła pół życia. Od kilku lat służy jako asystentka hufcowej ds. wypoczynku.

Jałmużna też służba

Służba to jeden z pięciu celów skautingu, w sposób szczególny uwydatniony w czerwonej gałęzi. Przede wszystkim służba realizowana jest poprzez podjęcie się pracy wychowawczej w jednostce.

Ale nie jest to jedyny jej wymiar. Patrząc od strony nurtu męskiego, już na jednej z pierwszych wędrówek po przejściu do kręgu, pielgrzymce na Święty Krzyż, wędrownicy mogą doświadczyć bezpośredniej służby drugiemu człowiekowi. Nieraz w czasie drogi można pomóc napotkanym ludziom przy zbieraniu ziemniaków, jak to na koniec września przystało. Przez następną część roku, podczas Młodej Drogi, pojawiają się kolejne okazje, by rozwijać w sobie zmysł służby. Jednak nie jest on jeszcze ukierunkowany na pomoc wychowawczą w jednostce.

Służba na Świętym Krzyżu 2012 r., fot. Marcin Jędrzejewski

Po zakończeniu Młodej Drogi, objęcie funkcji szefa/szefowej jednostki może znacznie ograniczyć czas na dodatkowe aktywności czy wolontariat. Szczególnie, gdy do szkoły lub studiów dochodzi praca dorywcza lub na pełen etat. Co więc zrobić, gdy nasze pragnienie pomocy drugiemu człowiekowi wykracza poza pracę wychowawczą w Stowarzyszeniu, a barierą jest może nawet nie tyle brak czasu, co brak możliwości lub odwagi? Rozwiązaniem może być jałmużna.

Wiadome jest, że organizacje i dzieła charytatywne, pomocowe czy misyjne opierają się na ludziach i funduszach. Nasza jałmużna może więc współtworzyć jeden z filarów funkcjonowania tych dzieł. Trzeba bowiem wiedzieć, że jałmużna nie ogranicza się do datków dawanych żebrzącym na ulicach, a dotyczy wszystkich form wspierania potrzebujących. I nie chodzi tylko o wymiar materialny!

Jest on istotny, ale ważne jest, aby za darem szła postawa serca i gotowość do ofiarności. Już w Starym Testamencie czytamy: „Lepiej jest dawać jałmużnę, aniżeli gromadzić złoto. Jałmużna uwalnia od śmierci i oczyszcza z każdego grzechu. Ci, którzy dają jałmużnę, nasyceni będą życiem” (Tb 12, 8-9) oraz „Tak zaskarbisz sobie wielkie dobra na dzień potrzebny, ponieważ jałmużna wybawia od śmierci i nie pozwala wejść do ciemności” (Tb 4, 9-10). Widzimy, że oprócz materialnego aspektu wsparcia potrzebujących, jałmużna powoduje również otrzymanie daru – i to najwyższej klasy – przez ofiarodawcę. Ofiarność prowadzi więc do uświęcenia. Dlatego warto gromadzić sobie skarby w niebie poprzez rozdawanie skarbów tu na ziemi: „A Ojciec twój, który widzi w ukryciu, odda tobie” (Mt 6, 4). Ale nie pomyślmy sobie, że zaniedbując różne aspekty naszego życia, „kupimy” sobie miejsce w niebie rozdając pieniądze ubogim. Inny z autorów Pisma Świętego, św. Paweł, pisząc bowiem o jałmużnie, przypomina podstawę każdego chrześcijańskiego działania: „I gdybym rozdał na jałmużnę całą majętność moją, a ciało wystawił na spalenie, lecz miłości
bym nie miał, nic mi nie pomoże” (1 Kor 13, 3). Jałmużna przynosi więc korzyść duchową jedynie, gdy idzie w parze z miłością. Miłość zaś otwiera człowieka na łaskę. O istocie dawania jałmużny mówił nie tylko Apostoł Narodów. Papież Franciszek w Roku Miłosierdzia powiedział tak:

„Dawanie jałmużny może się wydawać rzeczą prostą, ale musimy uważać, aby nie ogołocić tego gestu z wielkiej zawartej w nim treści. Termin «jałmużna» pochodzi z języka greckiego i oznacza właśnie «miłosierdzie». Zatem jałmużna powinna nieść z sobą całe bogactwo miłosierdzia. A ponieważ miłosierdzie wyraża się na tysiące dróg i tysiące sposobów, to także jałmużna wyraża się na wiele sposobów, aby ulżyć trudnościom osób potrzebujących”.

Rozważanie Papieża Franciszka wygłoszone podczas nadzwyczajnej audiencji ogólnej związanej z Jubileuszem Miłosierdzia

Gorąco zachęcam do praktyki jałmużny. Nie tylko jako pewnego rodzaju „zastępstwo” wolontariatu, czy innej aktywności pomocowej. Przez kilka lat, gdy byłem szefem kręgu, na początku Wielkiego Postu, przedstawiałem wędrownikom jałmużnę. Zachęcałem ich wtedy, aby w tym okresie wyrzeczeń, przekazać wsparcie materialne potrzebującym i potraktować to właśnie jako formę służby. Wiem, że część z chłopaków praktykowała to z dobrym skutkiem, ale nie znam szczegółów, bo skrytość też jest jednym z elementów jałmużny. Skoro, gdy dajesz jałmużnę, a lewa ręka ma nie wiedzieć, co czyni prawa, to tym bardziej szef kręgu 😉 (por. Mt 6, 3).

W związku z jałmużną nasuwa się kilka praktycznych pytań, na które spróbuję odpowiedzieć.

Komu dawać?

Jeżeli decydujemy się na przekazywanie pieniędzy, to wspieranie pośrednie, czyli poprzez różne organizacje, wydaje się być rozsądniejszą opcją. Mamy wtedy większą pewność, że ludzie potrzebujący rzeczywiście dobrze wykorzystają nasz datek i nie zostanie on wydany np. na alkohol w przypadku osób zmagających się z chorobą alkoholową. Nad wszystkim bowiem czuwają – a przynajmniej tak powinno być – ludzie wiedzący w jaki sposób pomagać. Przykłady różnych organizacji przedstawiłem na końcu artykułu. Oczywiście można też samemu poszukać celu, który chcemy wspomóc. Szukając warto pamiętać o prostej weryfikacji, czy dany cel nie jest zwyczajnym oszustwem.

Jak dawać?

Jałmużna wkroczyła do Internetu i ma się dobrze, więc przelew pieniędzy na konto organizacji jest chyba najprostszą opcją. Nadal jednak pozostają skryte gdzieś w głębi kościołów skarbony podpisane „jałmużna dla potrzebujących”. W tym wypadku na pewno
nikt się nie dowie, czyja ręka wrzuciła pieniądze. Przekazywanie ubrań, czy nawet zużytego sprzętu elektronicznego, też jest dobrą i potrzebną formą, jednak wymaga już nieco większego zaangażowania niż internetowy przelew. Nie zapomnijmy też o modlitwie za tych, którym przekazujemy dary, szczególnie przy braku bezpośredniego kontaktu.

Ile dawać?

Odpowiem tak: tyle, ile się chce wiedząc, ile się może (lepiej, żeby dawanie jałmużny nie wpędziło nas w tarapaty finansowe). Ważna jest stała gotowość serca do dzielenia się z innymi. Nie tylko pieniędzmi! Może więc zacznie się od przelewu 50 zł raz na pół roku, a skończy na comiesięcznej dziesięcinie? Ale to już temat na inny artykuł. 

Podsumowaniem tej krótkiej zachęty do praktykowania jałmużny niech będą słowa św. Franciszka z pierwszej Reguły zakonu:

 „Jałmużna jest dziedzictwem i prawem ubogich, które nabył Pan nasz Jezus Chrystus. I bracia, którzy trudzą się zbieraniem ofiar, otrzymają wielką nagrodę i dają okazję do nagrody ofiarodawcom; zginie bowiem wszystko, co ludzie zostawiają na tym świecie, lecz za miłość i za złożone jałmużny otrzymają życie wieczne”.

św. Franciszek, I Reguła Zakonu

 Przykłady organizacji:

  • Wspierające ubogich i bezdomnych:
    • Fundacja Kapucyńska im. bł. Aniceta Koplińskiego fundacja prowadzona przez oo. Kapucynów w centrum Warszawy. Wspiera ubogich i bezdomnych poprzez m.in. prowadzenie jadłodajni, pomoc medyczną oraz opiekę duszpasterską. Strona internetowa: https://fundacja-kapucynska.org
    • Kamiliańska Misja Pomocy Społecznej – fundacja założona przez Zakon Ojców Kamilianów. Pomaga przede wszystkim bezdomnym prowadząc
      m.in. schronisko czy program mieszkań treningowych.
      Strona internetowa: https://misja.com.pl
    • Caritas – katolicka, międzynarodowa organizacja charytatywna działająca również w Polsce. Wspiera tyle obszarów, że trudno wszystkie wymienić:
      od Wigilijnego Dzieła Pomocy, Okna Życia po jadłodajnie i domy
      dla bezdomnych. Strona internetowa: https://caritas.pl

  • Misyjne:
    • Pomoc Kościołowi w Potrzebie – międzynarodowa organizacja charytatywna
      na prawie papieskim, która wspiera chrześcijan tam, gdzie są prześladowani, uciskani lub w potrzebie duszpasterskiej. Nasze wsparcie może polegać
      m.in. na zakupie rękodzieła wykonywanego przez chrześcijan zamieszkujących Ziemię Świętą. Strona internetowa: http://pkwp.org
    • Zespół Pomocy Kościołowi na Wschodzie – zespół powołany przy Sekretariacie Konferencji Episkopatu Polski, który świadczy przede wszystkim wsparcie personalne, wysyłając osoby duchowne do krajów byłego ZSRR zamieszkiwanych przez Polaków. Przy okazji Zespół zbiera i przekazuje fundusze
      na funkcjonowanie tych dzieł. Strona internetowa: http://wschod.misje.pl
    • Misja katolicka w Mpunde w Zambii – polska misja, którą obecnie prowadzi
      ks. Adam Pergół. Oprócz pracy duszpasterskiej wspiera młodzież i dzieci
      w edukacji m.in. fundując naukę i wyjazd na studia.
      Strona internetowa: http://mpunde.net
    • Referat Misyjny Księży Werbistów – instytucja działająca w ramach Polskiej Prowincji Zgromadzenia Słowa Bożego. Zajmuje się szeroko pojętą animacją misyjną Kościoła w Polsce oraz bezpośrednią pomocą misjonarzom
      i misjonarkom. Strona internetowa: https://www.pomocmisjom.werbisci.pl
    • Fundacja Kasisi – założona przez Szymona Hołownię fundacja wspiera dzieci, którymi opiekują się misjonarki w Zambii. Prowadzi wiele projektów
      i umożliwia przekazywanie pieniędzy na bardzo konkretne cele, np. mleko
      czy zabawkę dla dziecka. Strona internetowa: https://www.fundacjakasisi.pl

  • Wspierające chorych i niepełnosprawnych:
    • Fundacja im. Brata Alberta – fundacja prowadzona przez ks. Tadeusza Isakowicza-Zaleskiego, której działania obejmują prowadzenie domów stałego pobytu, domów dziennego pobytu, warsztatów terapii zajęciowej, świetlic terapeutycznych, ośrodków adaptacyjnych, szkół oraz przedszkoli integracyjnych. Strona internetowa: https://albert.krakow.pl
    • Dom Pomocy Społecznej dla Dzieci i Młodzieży w Broniszewicach – dom prowadzony przez siostry dominikanki, które opiekują się chłopakami
      z różnym stopniem niepełnosprawności. Strona internetowa: https://domchlopakow.pl
    • Stowarzyszenie Klika – stowarzyszenie młodych wolontariuszy, głównie studentów, niosących pomoc i radość osobom niepełnosprawnym. Wolontariusze pomagają zarówno w DPSie w Krakowie, jak i w prywatnych mieszkaniach podopiecznych. Strona internetowa: https://www.klikakrakow.pl
    • Fundacja Gajusz – fundacja prowadząca m.in. hospicja domowe, stacjonarne
      i perinatalne. Hospicjum perinatalne opiekuje się rodzinami, u których w trakcie ciąży wykryje się tzw. wady letalne płodu.
      Strona internetowa: https://gajusz.org.pl
    • Bonifraterska Fundacja Dobroczynna – fundacja powołana przez Zakon Bonifratrów. Prowadzi m.in. Środowiskowy Dom Samopomocy – placówkę dziennego pobytu przeznaczoną dla chorych psychicznie, niepełnosprawnych intelektualnie czy Zakład Aktywności Zawodowej dla osób niepełnosprawnych.  Strona internetowa: http://bonifundo.pl

  • Inne:
    • Fundacja Makatka – fundacja ma na celu wspieranie kobiet na początku
      ich macierzyństwa oraz promowanie wartości chrześcijańskich w życiu rodzinnym. Strona internetowa: http://www.fundacjamakatka.pl
    • Opactwo Benedyktynek w Staniątkach – najstarsze opactwo benedyktynek
      w Polsce. Mniszki spędzają wiele czasu na modlitwie, uprawie roślin
      oraz hodowli zwierząt. 800-letnie opactwo w Staniątkach potrzebuje remontu, a siostry same nie są w stanie go sfinansować. Strona internetowa: https://www.benedyktynki.eu
    • Orla Straż – fundacja założona w trakcie wojny z ISIS, która niesie pomoc ofiarom terroryzmu na Bliskim Wschodzie. Wspiera przede wszystkim chrześcijan
      i jezydów. Strona internetowa: https://www.orlastraz.org

Piotr Wąsik


Wilczek, harcerz, wędrownik. Następnie akela i szef kręgu. A to wszystko w Radomiu. Działa w Namiestnictwie Wędrowników. Niepoprawny fan polskiej Ekstraklasy.

Honor dany i zadany

Gdy przygotowywałem się do złożenia Przyrzeczenia bardzo głęboko to przeżywałem. I dziś, ponad dekadę później, gdy jestem świadkiem wypowiadania słów: Na mój honor, z Łaską Bożą przyrzekam… nie potrafię przejść obojętnie wobec doniosłości tej chwili. Ta rota, prosta, ale tak istotna dla naszego życia harcerskiego, rezonuje ze mną na wielu poziomach. Od dumy, przez rachunek sumienia z wywiązywania się ze słów przysięgi, po wolę kierowania się ideałami, które przyjąłem za swoje. W niniejszym tekście zajmę się pojęciem, które stanowi filar Przyrzeczenia i jest treścią pierwszego punktu prawa harcerskiego.  

Czym jest honor? Myślę, że to kolejna idea, co do której mamy pewną wspólną pulę skojarzeń. Hasło Bóg, honor, ojczyzna; pojęcia takie jak zdolność honorowakodeks honorowy albo uczynienie komuś dyshonoru. Intuicyjnie wiążemy honor z czcią, dumą, szacunkiem, trzymaniem się zasad. Wreszcie, opisową definicję znajdujemy w samym obrzędzie Przyrzeczenia: Czy wiesz, że twój honor to należeć do Chrystusa, być wiernym swojej Ojczyźnie, rodzicom, przełożonym, przyjaciołom, a także być wiernym danemu słowu? Spróbujmy jednak zagłębić się w sedno tego pojęcia i zobaczyć, jak zmieniało się jego rozumienie poprzez dzieje.  

Podobnie jak w przypadku pojęcia cnoty, najstarsze wzmianki o honorze, w szeroko rozumianej cywilizacji europejskiej, znajdziemy u Homera: 

«Hektorze! Kiedyś łatwo do ucieczki skory, 

Jak sobie śmiesz rycerskie przywłaszczać honory?… 

Jaka będzie dla niższych rycerzy obrona, 

Gdyś pozwolił wziąć Grekom ciało Sarpedona, 

Z którym cię i przymierze, i przyjaźń wiązały?  

Iliada, Homer

Społeczeństwo, w którym żył legendarny pieśniarz utożsamiało pojęcie honoru z czcią i szacunkiem, jakie wiążą się z pozycją we wspólnocie i dążeniem do stawania się jak najlepszym (gr. aristos – optymalny, najlepszy, stąd termin arystokracja). Ocena, czy ktoś honor swój zatracił albo uzyskał zależała całkowicie od społeczności w której żył. Próbę przedefiniowania tego pojęcia podjął Arystoteles. Twierdził on, że bogaci i dobrze urodzeni co prawda zasługują na szacunek, ale o wiele większą czcią powinno się otaczać ludzi prawdziwie dobrych, czyli kierujących się w życiu cnotami. Miała to być dla nich swoista nagroda. 

Podobne konotacje znajdziemy u Rzymian epoki republiki. Tam mianem honores określano urzędy publiczne sprawowane przez obywateli. Nie należała się za nie zapłata pieniężna jak rzemieślnikom czy kupcom, ale cześć i szacunek wspólnoty. Tak postrzegany honor miał kształtować życie społeczne oparte na roztropnej trosce o dobro wspólne w kontrze do partykularnych dążeń poszczególnych obywateli. 

To rozumienie pojęcia honoru zostało pogłębione i skonkretyzowane przez chrześcijaństwo. Stało się to głównie dzięki tekstom najsłynniejszego komentatora myśli Arystotelesa – Świętego Tomasza z Akwinu. Po pierwsze, honor to należna nam cześć. Znajduje swoją podstawę w samym fakcie posiadania godności Dziecka Bożego. Dobra sława czy dobre imię są zewnętrznym przejawem tej godności i zarazem nadal są nagrodą za kierowanie się cnotą w życiu społecznym. Po drugie, już przy przyjściu na świat otrzymujemy dar życia, za który żadna ilość szacunku i czci nie będzie wystarczającą zapłatą. Tym bardziej powinniśmy kochać Boga – naszego Stworzyciela oraz powinniśmy szanować naszych rodziców z samego faktu, że przyczynili się do naszego zaistnienia. Nie oznacza to oczywiście, że nasi rodzice są wolni od popełniania błędów. Wciąż istnieje wiele krzywd, które mogą nam wyrządzić, ale nawet w najbardziej trudnej i poranionej sytuacji nie wolno nam, jako chrześcijanom, o tej czci zapomnieć. Wreszcie, jako że honor jest związany z samą naszą istotą nie możemy go stracić, ale możemy go naruszyć przez nasze błędy i niedopatrzenia, które ściągają nas ze ścieżki cnót. Honor jest, więc nie tylko prawem, ale przede wszystkim obowiązkiem do czynienia dobra w świecie, który nas otacza. Jest nam dany i zadany.   

Obóz Wilczkowy 2017, fot. Robert Magnowski

W kulturze europejskiej chrześcijański ideał honoru zawierał w sobie warunki, które należało spełnić, by móc dążyć do dobrej sławy oraz etos poszczególnych warstw  społecznych, zmieniający się zależnie od epoki i kraju . Takie połączenie przynosiło zarówno dobre, jak i złe owoce. Z jednej strony pojęcie takie jak noblesse oblige wyraża dążenia do kierowania się cnotą niezależnie od naszych słabości czy trudności z jakimi się mierzymy. Tak też nasze polskie polegać jak na Zawiszy odnosi się do całkowitego zaufania i wiary w drugą osobę. Z drugiej strony stała wielokrotnie potępiana przez Kościół praktyka pojedynków, czyli zrytualizowanych walk, które niejednokrotnie kończyły się śmiercią. Przyczyną starć było np. złamanie tabu kulturowego i naruszenie dobrego imienia. To, w obliczu V przykazania, Kościół postrzegał jako sprawy błahe.  

W wyniku przemian społecznych i kulturowych, które następowały od wieku XIX a nasiliły się po II Wojnie Światowej, owo obyczajowe postrzeganie honoru prawie całkowicie zanikło w przestrzeni publicznej. Wydaje się, że dążenia naszego Stowarzyszenia do podtrzymania znaczenia honoru, który opiera się na fundamencie chrześcijańskim a nie wyłącznie na ludzkich zwyczajach czy tradycjach jest dobre i właściwe. 

Rekwizyt z gry „Wojna na Północy”, przedstawiający sztandar Rzeczypospolitej Obojga Narodów, Eurojam 2014, fot. Jan Żochowski

Na koniec spróbujmy zaprzęgnąć to pogłębione znaczenie pojęcia honoru do krótkiej refleksji intelektualnej. Co oznacza hasło Bóghonorojczyzna? Jeżeli spojrzymy na nie wyjątkowo szeroko, urasta do definicji naszej chrześcijańskiej cywilizacji i jest świadectwem duchowych korzeni naszego narodu. Bóg – to nasz ostateczny cel jako źródło szczęścia wiecznego a zarazem dawca życia. Honor i jego fundament – pełnia cnót, pozwala nam w życiu ziemskim w pełni realizować się jako człowiek a zarazem dążyć do Boga. Wreszcie ojczyzna jest kolebką naszego ziemskiego życia, a zarazem jest światem, ku któremu kierujemy naszą miłość. Od mórz, gór, pól i lasów, przez nasze rodziny, przyjaciół, przełożonych i podwładnych po idee jak nasza tradycja, historia i kultura. Odrzucenie któregokolwiek z tych trzech dóbr nie pozwoli nam prowadzić pełni życia.  

Ignacy Wiński


Urodzony w roku 1998, przyrzeczenie w ostatnich dniach 2010 roku. Przez ostatnie parę lat Akela 5 Gromady Lubleskiej, prywatnie student. Zanteresowania: filozofia i historia idei, kultura i popkultura, modelarstwo.

Więcej kochać (1929) – o. Jakub Sevin SI

W trwającym wciąż okresie Bożego Narodzenia, a także jako przesłanie na rok 2021, przypominamy słowa o. Jakuba Sevin, które skierował on do szefów skautowych w roku 1929.

Jednocześnie życzymy wszystkim naszym czytelnikom wszelkiego błogosławieństwa i wielu łask Bożych w nowym roku!

List o. Jakuba Sevin do szefów skautowych
Więcej kochać
1929
 
 
Wszystko zapowiada, że rozpoczynający się rok będzie wspaniałym rokiem. Z mgieł jego poranka wyłaniają się trzy szczyty: Rzym, Orlean i Birkenhead[1]. W ich kierunku zwracają się wszystkie oczy i serca. 
Miłość do Papieża, tego Papieża, który tak bardzo kocha wszystkich skautów, który tak kocha Francję i którego powinniśmy wspierać, szczególnie miłować i pocieszać, my, którzy przyrzekliśmy służyć Kościołowi najlepiej jak potrafimy. Zwłaszcza w tych dniach, gdy wielu młodych Francuzów chce być dla Kościoła tylko synami zbłąkanymi i zbuntowanymi.
Miłość do Francji, „wielkiej ziemi” i kraju św. Joanny, który zawdzięcza jej zachowanie istnienia, wiary i jedności narodowej, i który chce wokół niej i jej sztandaru gromadzić swoje dzieci w jednym wiecznym i świętym uścisku. 
Wreszcie miłość do wszystkich naszych braci skautów, która rozkwitnie podczas nadchodzącego Jamboree, a która wypływa z pokładów braterstwa młodych. Tam „nie będzie już Greka ani poganina”, gdzie wszystkie warstwy społeczne i wszystkie rasy wymieszają się pod okiem jedynego Ojca w niebie.
Czyż to wszystko, moi drodzy szefowie, nie przemawia do nas wystarczająco dobitnie? Aby ten 1929 rok był rokiem wyjątkowym, rokiem wspaniałym, trzeba by rozświetlił się on całkowicie tą wspaniałością Boga, która zwie się miłością.
 
Chcę mówić wam o miłości takiej jaka ma królować w nas i między nami. W 1927 roku pisałem do was: „Najpierw myśleć”. Dziś dodaję: „Więcej kochać”.
 

Miłość można rozumieć w dwojaki sposób: z perspektywy Boga i bliźniego. W ten właśnie sposób program na ten rok łączy się z programem roku poprzedniego. To, co ostatecznie stanowi o naszej  wartości, to poziom miłości do Boga, moc i bogactwo stanu łaski oraz nasz faktyczny wiek – korzystny ciężar doświadczenia życiowego – czyli całość wspaniałych dni przeżytych w przyjaźni Bożej. Chrześcijanin, który jest skautem, nie może być dobrym skautem, jeśli nie jest dobrym chrześcijaninem. A cóż to za chrześcijanin, który spędza większość swojej egzystencji w otwartym konflikcie, lub też w ciągłych buntach i powrotach do swego Mistrza, któremu służbę chyba tylko udaje?
 
 
Tutaj ujawnia się prymat duchowości, którego nie mamy prawa ignorować. Podczas licznych egzaminów zadaje się Wam pytanie: W jaki sposób masz zamiar zabiegać o utrzymanie swoich skautów w stanie łaski uświęcającej?(Oczywiście zasadnicza rola w tej kwestii przypada duszpasterzowi.) Częste stawianie sobie tego pytania jest konieczne nie tylko dla tych, którzy jeżdżą na wyższe stopnie kursów dla drużynowych i przygotowują swoją odznakę leśną[2]. Czyż nie jest to nasza pierwsza powinność: pomóc powierzonym Wam duszom żyć życiem blisko Boga? To jest właśnie źródło ponadnaturalnego piękna widniejącego na twarzach tylu skautów. W Was również, w Was szczególnie powinno cudownie kwitnąć to piękno. I najlepszą odpowiedzią na wyżej zadane pytanie wcale nie jest następująca: „Móc zawsze spojrzeć w oczy moim skautom”. To nie jest wystarczająca motywacja.
 
Chciałbym zachwycić Was i waszych skautów tym właśnie stanem łaski. Znam takich, którzy przysięgają, że pozostaną w stanie łaski i w ten sposób pomagają Bogu. Dlaczegóżby nie? Nie przeszkadza to przecież powiedzieć pokornie za Joanną D’Arc: „Jeśli nie jestem w stanie łaski, Bóg mnie do niej doprowadzi. Jeśli zaś trwam w łasce, to Bóg mnie w niej utrzyma”. Nasza droga święta dobrze wiedziała kogo się trzymać!
 
Czyż to nie jest łaska nad łaskami i czyż codzienna modlitwa szefa skautowego nie pobrzmiewa słowami wypowiedzianymi przez Boskiego Mistrza po Ostatniej Wieczerzy: „Nie proszę, abyś ich zabrał ze świata, lecz żebyś ich zachował od zła”.
 
 
Prawo skautowe, które nie jest „słabą podróbką ducha ewangelicznego”, stoi na szczycie najlepszych możliwych środków, które są nam dane, byśmy pomogli w tym zachowaniu naszych młodych od zła. Nie obawiajcie się, że zbyt silnie je zaakcentujecie, albo że zbyt głęboko wejdzie ono w dusze waszych chłopców. W ostatnim czasie prawo skautowe było przedmiotem niedorzecznych ataków. Niektórzy  mają skłonność do traktowania go jako zbiór przepisów dotyczących tego co zewnętrzne i powierzchowny regulamin. Ci sami są skłonni nawet dodać, że warto oprawić je przyzwoicie, powiesić nad łóżkiem, w dobrym tonie jest zacytować je od czasu do czasu, gdyż jest ono częścią naszego ruchu…
 
Ale tu chodzi o coś zupełnie innego! Prawo skautowe, tak jak cały nasz skauting, jest środkiem do służby Bogu.Jest po to, aby lepiej Mu służyć. Tak jak reguły wszelakich grup religijnych i wspólnot, których wspólnym celem jest budowanie elit. Bez prawa nie bylibyśmy skautami – nigdy za wiele przypominania tego faktu tym, którzy przyrzekli go przestrzegać. Jednak przypominając im o tym najważniejszym obowiązku, nie można pozwolić sobie na zeświecczenie tego prawa, jak bardzo nam drogiego. Dokładamy starań, by go przestrzegać, ponieważ tak przyrzekliśmy, jasne, ale przede wszystkich dlatego, że przyrzekliśmy to Bogu. To Jemu daliśmy słowo i Jemu danego słowa dotrzymujemy, wiedząc, że nic nie możemy bez Jego łaski. Wypełniamy zatem dzieło miłości i poprzez miłość. Zawsze uważałem, że skaut, który składa swoje przyrzeczenie po uprzednim należytym przygotowaniu, dokonuje doskonałego aktu miłości.
 
A nasz bliźni? Ten bliźni tak liczny w ogromnej rodzinie skautowej? To dla nas honor, że możemy używać pięknego pojęcia brat w odniesieniu do nas jako chrześcijan, oczywiście nie czyniąc z tego słowa oficjalnego ani administracyjnego zwrotu. Powinniśmy być z tego tyleż dumni, co szczęśliwi. Czy jednak wystarczająco wgłębiamy się we wszystko, czego ten tytuł od nas wymaga? Czy jest on wystarczająco rzeczywisty, wystarczająco głęboki, wystarczająco ponadnaturalny?
 
 
Zaciekawiła mnie jedna rzecz. Przypomnijcie sobie, jak, w ostatnich latach, wielkiej radości doświadczaliśmy dostrzegając na chodniku, w tramwaju, czy w pociągu spiżowy krzyż skautowy wpięty w ubranie nieznajomego? Przechodził przez nas wtedy dziwny dreszcz: podchodziliśmy i rozpromienieni wymienialiśmy pozdrowienie skautowe, ciesząc się możliwością zasalutowania trzema palcami. Elegancki licealista przechodził przez ulicę, by uścisnąć szorstką dłoń robotnika, i zostawali przyjaciółmi na zawsze.
A teraz? Przyzwyczajenie, ciągły wzrost liczebny. Zdarza się, że nie pozdrawiamy się, a jeśli nawet, to z obojętnością. Nieznany skaut pozostaje nieznanym, a szefowe, i to zarówno wilczków, jak i harcerek, czują się czasem traktowane jak obce osoby. Gdybyśmy jednak znali radość, którą można wlać w serce poprzez serdeczny uścisk dłoni młodszego brata skauta spotkanego w metrze w stroju roboczym; poprzez serdeczne pozdrowienie, dobrze wykonane, oraz w odniesieniu do szefowej poprzez szczególną uprzejmość wynikającą z więzi braterstwa…Czyż kurtuazja nie jest kwiatem braterskiej miłości?
 
To wszystko jednak są jedynie zewnętrzne oznaki. Miłość, szczególnie w gronie szefów, powinna mieć większą głębię. Miłość to stać się jednym, lecz pozostając nadal dwoma osobami. Czy jako szefowie z jednego miasta potrafimy współpracować i tworzyć wspólne akcje naszych drużyn? Czy znasz drużynę z sąsiedniej dzielnicy? Ile razy w roku Twoja drużyna spotyka się z jakąś inną? Wreszcie, skautmistrzu, czy znasz dobrze swoich podopiecznych? Czy zauważyliście kiedyś tę zabawną niekonsekwencję: wymagamy od drużyn i skautów, aby stawali się silnie zindywidualizowani, wspieramy wszystkie zdrowe kierunki rozwoju ich osobowości, ale jak tylko ktoś różni się od nas, krytykujemy!
 
Dbajmy zatem, jak to mówi św. Paweł, o zachowanie jedności ducha, zachowując pokój, który nas jednoczy[3].Nie ma różnych kategorii szefów: ważniejszych i mniej ważnych. Sam fakt istnienia hierarchii nie zmienia tego. Posiadanie kolejnych stopni kursów skautmistrzowskich nie powinno negatywnie wpływać na jedność między nami. Istnieją szkolenia dla szefów, jednak nie powinno być nigdy odrębnych „szkół” pośród szefów. Takie „szkoły” jednak powstaną, nawet wbrew waszej woli, jeśli tylko pozwolicie, aby przesadne sympatie i zachwyty zaczęły tworzyć ekskluzywne kluby stawiające w opozycji wobec siebie niektórych z Waszych szefów: „Ja jestem Pawła, a ja Apollosa, ja jestem Kefasa” mówili chrześcijanie w Koryncie, a Paweł musiał im przypominać: „Jesteście wszyscy Chrystusa!”. Tak samo i my, Skauci Francji. Umiejmy zatem kochać bez konfrontowania się wzajemnie: „kochać, to znaczy przestać więcej się porównywać”[4].
 
Skauci Francji, na przednówku Jamboree spójność narodowa pomiędzy naszymi drużynami powinna być jeszcze bardziej widoczna. Tutaj z przyjemnością zacytuję słowa jednego z szefów z Paryża:
 
 
„Będąc skautami nie jesteśmy ani trochę mniej Francuzami. Ciekawie jest dostrzec, że nawet w naszym skautingu potwierdza się ta ironiczna, trudna do określenia różnica pomiędzy Paryżem i prowincją. Czy nie byłoby dobrze, aby nasza wspólnota zachowała pełnię pierwotnie nadanego jej kierunku i aby stworzyła ciaśniejsze i bardziej serdeczne relacje pomiędzy naszymi drużynami z Paryża i prowincji? Trzeba pokazać paryżanom skauting z prowincji, którego często nie znają i traktują go jakby był pośledniej wartości. Z kolei skautom z prowincji trzeba pokazać skauting paryski, z którego nieco się podśmiewają i traktują jak skauting w pantofelkach… lub raczej w lakierkach. Oczywiście skauting tu i tam jest w trochę inny sposób praktykowany. I to właśnie dlatego w interesie wszystkich i z korzyścią dla wszystkich byłoby lepsze wzajemne poznanie się. Niech wiele drużyn z Paryża i obozuje z drużynami z prowincji: efektem będą owocne doświadczenia, jedni od drugich wiele się nauczą, stworzą się relacje pomiędzy szefami i zastępowymi oraz z pewnością idea skautingu będzie się rozwijać w nas wszystkich. Zbratane drużyny pomimo dystansu je dzielącego będą sobie pomagały duchowo i materialnie, a po upływie roku pracy będą się spotykały na kolejnym wspólnym obozie letnim, w jeszcze bardziej zażyłym braterstwie. Czyż to nie byłby wspaniały skauting?”
 
Znowu miłość… Tak, z pewnością! Pójdźmy dalej. Nie przypisujmy skautingowi charakteru wyspiarskiego tylko dlatego, że zrodził się na pewnej małej wyspie, Wielkiej Brytanii. Niech skauting w parafii, w mieście i w kraju nie pozostaje odseparowany od innych dzieł, jakby je ignorował, lub akceptował bycie ignorowanym przez nie. Dowiadujcie się, co się dzieje wokół was, poza wami. Poznawajcie wszystkich ludzi. Rozmawiajcie ze wszystkimi. Służcie wszystkim. Więź i miłość. Więź przez miłość.
 
 
Z tego punktu widzenia jest rzeczą znakomitą, że pójdziemy do Rzymu, pomieszani z tłumem pozostałych młodych pielgrzymów, być może pozbawieni naszych mundurów. Papież tego nie potrzebuje by nas rozpoznać! Z tej wyprawy do stolicy apostolskiej, na którą liczę, iż udacie się bardzo licznie, wrócicie wzmocnieni na duchu, z sercem jeszcze bardziej wypełnionym entuzjazmem i miłością: bardziej katoliccy, bardziej też zdolni zrozumieć wspaniałe spotkanie, jakim będzie Jamboree. Tam również nasze miłosierdzie powinno promieniować na miasteczko namiotów zamieszkane przez 50 tysięcy obozujących. O tym jednak będziemy mieli jeszcze okazję mówić. Tymczasem zauważam, że moje słowa wydłużają się w nieskończoność.
 
Rok 1928 przyniósł nam duży postęp w jakości organizacji ruchu. Haec oportuit facere[5]. Cieszmy się osiągniętymi rezultatami oraz poprzez naszą dokładność, naszą dyscyplinę, naszego ducha służby narodowi, pomagajmy w osiąganiu jeszcze większej doskonałości. Oby rok 1929 przyniósł nam dwa razy większy progres organizacyjny poprzez wzrost w Miłości Chrystusa. Zarówno koleżeństwo, jak i nawet pewien rodzaj braterstwa są w stanie wytworzyć się między nami bez Chrystusa, bez Jego miłości i bez dostrzegania Jego oblicza w naszych braciach. Jeśli jednak zrozumiemy tę miłość, moi bracia, jakaż zmiana dokona się w naszych życiach, naszym apostolacie i naszym skautingu.
 
Wspólnota trosk, jedność metody, pokrewieństwo intelektualne – wszystko to jest marnością w porównaniu z więzami duchowymi, którą tworzy żywa i promieniująca Komunia Świętych. Modlicie się za swoje drużyny, ale dlaczego słowa modlitwy skautowej napisane są w liczbie pojedynczej? Nie mówimy przecież: „Naucz nas dawać, a nie liczyć”, lecz „Naucz mnie dawać (…)”. W tym roku, w którym udamy się do Rzymu, Rzymu, w którym brakuje naszych braci, postarajcie się modlić codziennie o odrodzenie skautów katolickich we Włoszech i by Jamboree, które będzie opłakiwać ich nieobecność, doświadczyło kiedyś ich obecności żywej i tryumfującej. Na każdym ognisku obozowym módlmy się za cały ruch skautowy na całym świecie, a zwłaszcza za tych, którym brakuje prawdziwej wiary, aby za naszym wstawiennictwem otworzyli oczy na Światło, którego nic nie zdoła przysłonić. Do modlitwy wiernych dodawajmy każdego miesiąca modlitwę za miliony naszych braci i około milion naszych sióstr – harcerek: razem tworzymy całkiem sporą rodzinę! Poprzez miłość, jakkolwiek daleko by nie byli, zawsze jesteśmy w stanie do nich dotrzeć. Miejcie zatem, moi bracia, serca otwarte tak szeroko, jak szeroki jest świat.
 
Jeśli zatem ta pełna miłość się w Was rozwinie, zostaniecie prawdziwie szefami: godnymi braćmi i siostrami tej, w której Francja już od 500 lat czci pierwszą „drużynową”[6]. Ona mówiła, że przysłał ją Pan Nieba, by „przyniosła pocieszenie biednym i nieszczęśliwym”. Pociągała ludzi swoja radością, dobrocią, tą atmosferą ponadnaturalności, którą roztaczała wokół siebie i która otaczała ją niczym niewidzialna aureola. Przy niej grzech wydawał się niemożliwym… Czym były te wszystkie znaki, jeśli nie właśnie promieniowaniem miłości, które uczyniła ją świętą? I takie jest nasze życzenie składane wszystkim Wam: szefom i szefowym w ten jeden z pierwszych poranków nowego roku. Niech miłość do Boga i do ludzi, w duchu św. Joanny d’Arc i w duchu naszego Pana Jezusa wzrastała w nas ku wspaniałości doskonałej czystości, sit splendor Domini super nos[7], a cała armia Skautów i Przewodniczek Francji niech idzie z tym samym rozmachem i jaśniejącymi duszami na krucjatę honoru, oddania i czystości ku Chrystusowi, naszemu Mistrzowi.
 
 
Tłumaczenie: Grzegorz Waligórski
Redakcja i korekta: Błażej Marzoch, Paweł Czuba
 

[1] Mowa o trzech ważnych wydarzeniach roku 1929: pielgrzymce Skautów Francji do Rzymu, obchodach 500-lecia wystąpienia Joanny D’Arc w Orleanie, oraz nadchodzącym Jamboree w Birkenhead.
[2] Chodzi o odznakę dwóch drewienek, którą skautmistrzowie otrzymują wraz ze specjalną chustą (obecnie żółta, zielona lub szkocka chusta).
[3] List św. Pawła do Efezjan, 4, 1-3.
[4] Bernard Grasset, Remarques sur l’action.
[5] Haec oportuit facere et illa non omittere = To zaś należało czynić, a tamtego nie opuszczać (Mt 23, 23).
[6] Ona jest pierwszym Jeźdźcem
Ale wszystko to uczynił Bóg, który dał jej
Taką siłę, większą niż Hektora i Achillesa
(Christine de Pisan o Joannie D’Arc)
[7] Niech światło Pana spoczywa na nas.
 
 
Prawo Szefa
 
1. Szef jest skautem.
2. Szef jest szefem.
3. Szef ma zawód.
4. Szef najpierw myśli, potem mówi, a zawsze się modli.
5. Szef ma Przybocznego i Zastępowych.
6. Szef potrafi zachęcać i umie dziękować.
7. Szef ma zdrowy rozsądek i jest poetą.
8. Szef wierzy, że rzeczy się wydarzą, a one się wydarzają.
9. Szef ma 21 lat – i się nie starzeje.
10. Amen.
 
 




Ojciec Jakub Sevin SI
„Le Chef”, marzec 1929

Archiwum


Konto wpisów nieprzypisanych do nikogo bądź wpisów stworzonych przed migracją na nową stronę. (głównie wpisy przed 2020)

Lepiej zapobiegać niż leczyć. Czym dokładnie są choroby od-kleszczowe i jak się przed nimi zabezpieczać?

Kleszcze, borelioza i kleszczowe zapalenie mózgu – to nie są nam jako szefom, ale i też zwykłym ludziom, pojęcia całkowicie obce. Co roku w okresie przed obozami letnimi mówi się o niebezpieczeństwie, jakie niosą powikłania po ukąszeniach kleszczy.

Borelioza, jak mówi definicja czysto naukowa, jest najczęściej występującą w naszym regionie chorobą przenoszoną przez kleszcze. Jest to choroba bakteryjna. Objawy dotyczą wielu układów i mogą się pojawiać z różnym nasileniem. Zakażenie może przybierać formy od bezobjawowego do ciężkich przypadków z nieodwracalnymi zmianami najczęściej w obrębie układu nerwowego i stawowego. Środkami działającymi zapobiegawczo na boreliozę jest unikanie kontaktu z kleszczami.

W tym miejscu warto podkreślić potrzebę stosowania oprysków terenów obozów letnich przed faktycznym  ich terminem w celu zmniejszenia ryzyka występowania tych pasożytów. Kolejnym środkiem zapobiegawczym jest możliwie jak najszybsze usuwanie kleszczy ze skóry i obserwacja miejsca ukąszenia. Ślad po takowym ukąszeniu powinien niepokoić, jeśli po dłuższym czasie występuje rumień o średnicy 5 cm i większej, przemieszczający się, zwłaszcza z przejaśnieniem w środku, powiększający się, bez świądu. W takim przypadku należy udać się do lekarza w celu oceny, czy jest to objaw boreliozy.

Należy również wspomnieć o kleszczowym zapaleniu mózgu – czym ono tak dokładnie jest, jak temu zapobiegać i kiedy się już niepokoić. Najprościej mówiąc, KZM jest to ostra choroba wirusowa, która się często wiąże z powikłaniami neurologicznymi. Do zakażenia wirusem KZM dochodzi najczęściej poprzez ukąszenie przez zakażonego kleszcza. Jednak można zapobiec powikłaniom i zminimalizować skutki choroby stosując szczepienia. Efektywność szczepionki na KZM jest bardzo wysoka – na 100 osób aż 95 wytwarza przeciwciała chroniące przed powikłaniami. Jednak aby taka szczepionka działała, trzeba ją zaaplikować odpowiednio wcześniej, czyli w okolicy stycznia, na około pół roku przed obozami. W zaleceniach zostało wspomniane, że grupy, którym zaleca się przyjęcie tej szczepionki, to m.in. uczestnicy obozów letnich i kolonii, więc skauci również się wliczają w tą grupę.

il. Agata Kocyan

Tutaj warto wspomnieć o wadze szczepionek w naszym życiu. Ogólnie rzecz ujmując, szczepionka jest to preparat biologiczny, który imituje naturalną infekcję i prowadzi do nabycia odporności na jakąś chorobę. Dlatego też ważną rzeczą jest, aby się szczepić na niektóre choroby (np.: wspomniane KZM), które w sytuacji zarażenia się mogłyby być dla nas niebezpieczne. Tak w kontrolowanych warunkach nabędziemy odporność na tą chorobę, dodatkowo chroniąc się przed ewentualnymi powikłaniami. Dlatego myśląc w perspektywie obozów letnich ważna rzeczą jest to, aby pamiętać o profilaktyce chorób wywoływanych przez kleszcze i stosować możliwe dostępne środki zaradcze.

Michał Ochnik


Przyszłoroczny maturzysta przyboczny w 1. druzynie jeleniogórskiej Prywatnie pasjonat historii i dobrych książek

Prezenty świąteczne – katorga czy radość?

Jest początek listopada. Jak co roku mniej więcej o tej porze, siedzę z notesem w ręku i liczę – 26 osób, w tym 9 dzieciaków, do obdarowania na święta. Dużo. Rzut okiem na stan konta i poprawka – bardzo dużo. Lubię dawać prezenty, ale widząc taką liczbę tracę cały zapał i przyjemność z wybierania i wymyślania, co moich bliskich mogłoby ucieszyć. Zamykam notes. Jak zmienić projekt Prezenty 2020, żeby nie stał się katorgą odbierającą radość. Nie chcę, żeby ta część świąt przysłoniła mi czas adwentu, żeby do tej pięknej, ale o ile mniej ważnej, części świętowania, sprowadziło się moje przygotowanie do Bożego Narodzenia i wszystkie rodzinne rozmowy w najbliższych tygodniach. Postanawiam nie dać się konsumpcjonizmowi i odzyskać prezentowy spokój. Oto kilka sposobów.

1. Rękodzieło

Ten pomysł wymaga wysiłku, kreatywności i zaangażowania własnych rąk. Jest w związku z tym bardzo harcerski😉. Ja preferuję praktyczne prezenty, a idei na prezent DIY („zrób to sam”) może być od groma. Można zrobić własne mydło, czy świeczki (o zapachu lubianym przez daną osobę), czy też woskowijki (ekologiczna i estetyczna alternatywa dla folii spożywczej, aluminiowej i papieru śniadaniowego). Jeśli lepiej się czujesz w temacie szycia – dla każdego obdarowanego przygotuj zestaw wielorazowych materiałowych/siateczkowych woreczków na warzywa i owoce albo zestaw torba + maseczka z tym samym motywem. Nie straszny Ci decoupage? Do ozdobionego przez siebie pudełka włóż własnoręcznie upieczone świąteczne pierniki. Można zająć się makramami, rzeźbić, czy czerpać papier i robić z niego notesy. Jeśli zaś zaczniemy planować prezenty dużo wcześniej, możemy innych obdarować przetworami – grzyby w occie, powidła, czy nalewka w pięknym opakowaniu, na pewno ucieszą każdego. Najważniejsze, żeby przygotowywać prezenty z myślą o osobie, która ma być obdarowana. Żeby w swoją pracę wkładać serce. A może dołączysz krótką wiadomość o tym, dlaczego właśnie temu komuś ofiarowujesz taki a taki prezent – wtedy na pewno będzie on bardziej wyjątkowy.

2. Symbolicznie – na wesoło

To dobry sposób na prezenty wśród znajomych i przyjaciół. Tutaj najważniejszy jest pomysł i znajomość danej osoby, żeby było to coś dla niej charakterystycznego, coś co odpowiada jej poczuciu humoru. Musimy uważać jedynie, żeby nie przekroczyć granicy dobrego smaku i nie urazić drugiej osoby. Pamiętajmy, że prezent ma świadczyć o naszej sympatii i być po prostu miły dla obdarowanego.

3. Losowanie

Sposób o tyle trudny, że wymaga akceptacji wszystkich zainteresowanych, a to niestety nie takie oczywiste (moi dziadkowie nie dali się przekonać😊). Idea polega na ograniczeniu ilości robionych prezentów do jednego, dla osoby, którą wcześniej wylosujemy. Każda osoba robi jeden prezent i otrzymuje jeden prezent. Uważam, że gdy możemy skupić się na tym jednym podarunku, jest on dużo bardziej przemyślany, a co za tym idzie trafiony, niż gdy musimy wręczyć coś 10 osobom.

fot. Ernest Benicki

4. Czas – dobry czas

Powiem szczerze – mam duży problem z prezentami dla dzieci. Wynika to chyba z faktu posiadania przez nie w dzisiejszych czasach ogromnej ilości zabawek i rzeczy w ogóle. Jeśli ma się 200 książek, 50 gier planszowych i 30 zestawów Lego, to ciężko się z czegoś naprawdę ucieszyć. Co za tym idzie, rosną także wymagania milusińskich – książka już rzadko wystarcza, oczekiwania spełnia dopiero dron, czy tablet. Moją frustrację tym tematem pogłębia fakt, że rzeczy dla najmłodszych są dość drogie – nie byłoby mi żal na nie wydawać, gdyby później prezent był w użyciu, ale często po krótkim czasie używania, po prostu się kurzy. Oczywiście winę za tę sytuację ponoszą dorośli, którzy dzieci do takich prezentów przez lata przyzwyczaili.

Dlatego najchętniej w ramach prezentu zapraszam dzieciaki na różnorakie wyjścia razem ze mną. Wszystko zależy od wieku, zainteresowań i możliwości. Pandemia trochę może krzyżować nam plany, ale może to być prezent z odroczonym terminem. Możemy wybrać opcję sportową (basen, lodowisko, park trampolin), kulturalną (teatr, muzeum, kino, koncert), naukową (centrum nauki, warsztaty). Można połączyć różne opcje i dołożyć do tego lody w kawiarni (takie wyjście do kawiarni z moją matką chrzestną, to jedno z moich pierwszych wspomnień, ale może to dlatego, że ćwierć wieku temu wyjście do kawiarni to było coś wyjątkowego). Można zorganizować wyprawę do lasu i przygotować prawdziwą grę. Myślę, że taki prezent będzie pamiętany o wiele dłużej i bardziej,  niż wszelkie gry, klocki, a nawet drony😉. Nic też nie stoi na przeszkodzie, aby obdarować w ten sposób także dorosłych.

5. Voucher na czas

Świat pędzi, a często my razem z nim. Z wędrówki jedziesz na zimowisko z drużyną, później zaczyna się sesja, a następnie masz w planach wypad na narty ze znajomymi. Czas studiów jest naprawdę genialny – można tyle zrobić, tyle doświadczyć, ale można przy tym także zaniedbać relacje z najbliższymi. Kolejnym pomysłem, chyba najprostszym w przygotowaniu, jest podarowanie swojego czasu do dyspozycji drugiej osoby – to ona wybiera co będziecie robić. Najlepiej przygotować specjalne vouchery ze szczegółami prezentu – ile czasu, do kiedy należy zrealizować prezent, ile wcześniej się umówić. Na pewno efekt prezentu będzie lepszy, gdy sam voucher będzie wyglądał atrakcyjnie. Bądź wtedy jednak przygotowany na wszystko – może będziesz musiał myć okna, albo uczyć dziadków korzystania ze smartfona – to oni zdecydują, co będziecie robić.

6. Dla potrzebujących

W niektórych rodzinach dorośli postanawiają zrezygnować z prezentów dla siebie i wspomóc różnorakie akcje charytatywne. To bardzo piękna i dojrzała postawa – bardziej cieszy nas to, że pomogliśmy innym, niż otrzymywanie dóbr materialnych. Można umówić się całą rodziną na wsparcie jednej fundacji. Można również poprosić, aby w ramach prezentu dla siebie wspomóc potrzebujących.

Na pewno tematem prezentów warto się zainteresować wcześniej. Jeśli jednak jeszcze tego nie zrobiłeś, mam nadzieję, że tych kilka pomysłów pomoże Ci zaplanować, czym obdarujesz w tym roku swoich bliskich. Prezenty są fantastyczne – zarówno ich otrzymywanie jak i dawanie. Jednak największą radość w czasie Świąt ma przynieść spotkanie z Panem Jezusem i najważniejsze, żeby w całym prezentowym, porządkowym i kulinarnym zamieszaniu o tym nie zapomnieć.

Fot. na okładce: Antoni Biel

Emilia Kawałek


Nie wyobraża sobie życia bez czytania i kawy. W Zawiszy spędziła pół życia. Od kilku lat służy jako asystentka hufcowej ds. wypoczynku.