Dwa miasta. Listy Starszego Brata do Młodszego #7

fot. Monika Wójcik1

Drogi czytelniku!

Jeżeli po raz pierwszy czytasz artykuł z cyklu „Listy Starszego Brata do Młodszego”, to zachęcam Cię, abyś najpierw zapoznał się ze wstępem znajdującym się na początku pierwszego artykułu: https://przestrzen.skauci-europy.pl/2021/04/poczatek-listy-starszego-brata-do-mlodszego-1/ Zaś zaznajomionych z cyklem czytelników zapraszam do lektury kolejnego listu.

***

Drogi Fryderyku!

W tym roku mamy cudowną jesień! Drzewa wystroiły się w różnobarwne liście. Mam nadzieję, że u Ciebie też jest tak pięknie. Taką „złotą polską jesień” właśnie uwielbiam. Mogłaby trwać wieczność lub przynajmniej do wiosny. Ale przecież nie piszę do Ciebie tego listu, żeby zachwycać się aktualną porą roku.

Kontynuując temat z ostatniego listu o przeprowadzce… Maria wróciła już od chrzestnej i udało mi się ją podpytać, co myśli o Twojej sytuacji. Nie zabrałem się jednak do pisania tego listu zaraz po rozmowie z nią, gdyż chciałem mieć dzień na przegryzienie się moich przemyśleń ze spostrzeżeniami żony. Wspólnie zauważyliśmy, że Twoja decyzja może być lepsza lub gorsza już na poziomie motywacji i wewnętrznych planów co do tego, co się będzie działo po przeprowadzce w wybrane miejsce.

Najniebezpieczniejszą sytuacją jest ta, gdybyś chciał się przeprowadzić do miasta Klary z nastawieniem, że teraz NA PEWNO spędzisz już z nią resztę życia i poza nią świata nie ma. Zakochani ludzie często stawiają właśnie swojego chłopaka/swoja dziewczynę na piedestale. Ale to nie jest dobre. Przecież Wy z Klarą nie jesteście zaręczeni. Ba, nawet zaręczyny nie są tak wiążące jak małżeństwo. A i w małżeństwie trzeba też mieć przestrzeń dla siebie i swoich hobby czy znajomych.

Dlatego wydaje mi się ważne, aby przy podejmowaniu decyzji o przeprowadzce w pobliże Klary pozostawić sobie w głowie myśl, że Wasze losy mogą się różnie potoczyć. Od razu też zalecałbym poszukanie swojej własnej przestrzeni w mieście. Mam bowiem znajomych, którzy poznali się na studiach w obcym dla obojga mieście. W czasie związku tak skupili się na sobie nawzajem, że robiąc listę gości na wesele zorientowali się, że nie mają praktycznie żadnych znajomych. Było to bardzo smutne doświadczenie.

Znalezienie „swojego miejsca” w obcym mieście jest też istotne z innego powodu. Odsuwa myśli o wspólnym przedwczesnym zamieszkaniu „bo przecież jesteśmy tu tylko we dwoje i nam samotnie” lub co gorsze „jesteśmy tu tylko we dwoje i nikt się nie dowie”. Dlatego dobrze, żeby otoczenie, w którym się znajdziesz, ciągnęło w tych kwestiach „do góry”, a nie „w dół”.

Z drugiej strony myślę, że nie jest czymś złym, gdybyś się zdecydował pójść na studia tam, gdzie sobie wymarzyłeś. Realizacja planów zawodowych jest ważna. Studia magisterskie to w Twoim przypadku półtora roku. Może warto przeżyć ten czas w trochę mniejszym komforcie, ale być zadowolonym przez resztę życia ze swojej wymarzonej pracy. Przez ten okres mógłbyś dojeżdżać w weekendy do Klary (i na odwrót). Znam kilka obecnie szczęśliwych małżeństw, które na etapie przed narzeczeńskim spotykało się właśnie w ten sposób przez kilka miesięcy czy lat i nie przeszkodziło im to zbudować trwałej relacji.

Znam też kilka par, które nie przetrwały próby tak dużej odległości, bądź w trakcie studiów zmieniały swoją uczelnię i miasto, aby ratować swój związek. Dlatego warto sobie to wszystko przemyśleć i przemodlić. Może jednak da się realizować Twoje plany zawodowe poza wymarzoną uczelnią? Może związek z Klarą nie jest na tyle ważny, żeby poświęcać dla niej część swoich planów? Myśl, myśl i zadawaj sobie pytania. Mam nadzieję, że moje (i Marii) refleksje pomogą Ci w podjęciu dobrej decyzji.

Porozmawiamy oczywiście o tym wszystkim na żywo, tak jak obiecałem w poprzednim liście. Wierzę, że do tego czasu będziesz już miał dużo swoich własnych przemyśleń i pomysłów na rozwiązanie Twojej sytuacji.

Pozdrawiam serdecznie

Twój Starszy Brat Teodor

Fot. na okładce: Monika Wójcik

Piotr Wąsik


Wilczek, harcerz, wędrownik. Następnie akela i szef kręgu. A to wszystko w Radomiu. Działa w Namiestnictwie Wędrowników. Niepoprawny fan polskiej Ekstraklasy.

Wyjazd na studia. Listy Starszego Brata do Młodszego #6

Drogi czytelniku!

Jeżeli po raz pierwszy czytasz artykuł z cyklu „Listy Starszego Brata do Młodszego”, to zachęcam Cię, abyś najpierw zapoznał się ze wstępem znajdującym się na początku pierwszego artykułu: https://przestrzen.skauci-europy.pl/2021/04/poczatek-listy-starszego-brata-do-mlodszego-1/ Zaś zaznajomionych z cyklem czytelników zapraszam do lektury kolejnego listu.

***

Drogi Fryderyku!

Bardzo dziękuję Ci za Twoją pocztówkę z Helu. Sprawiła dużą radość całej naszej rodzinie. Teraz Małgosia, Antoś i Stefan (choć on, póki co, zna tylko kilka słów) męczą mnie i Marię, żebyśmy za rok pojechali na wakacje nad morze. Szczególnie, że ostatecznie doszła do skutku nasza wyprawa nad litewskie jeziora i bliskość nadającej się do kąpieli wody okazała się dla dzieci najważniejszą atrakcją. Jak wspominasz, na wyjazd na Mierzeję Helską zabraliście Waszych wspólnych znajomych i sprawa namiotu rozwiązała się sama. To dobrze.

Piszesz również, że chciałbyś się spotkać i porozmawiać tak osobiście, twarzą w twarz. Myślę, że będzie to możliwe za miesiąc, gdyż wtedy pojawię się w rodzinnych stronach przy okazji osiemdziesiątych urodzin mojej mamy. Póki co jednak postaram się poruszyć kilka kwestii w liście, bo nie chcę pozostawiać Cię przez ten miesiąc bez odpowiedzi.

Tak, zgadzam się z Tobą, że wyprowadzka to niełatwa sprawa. Tym bardziej, gdy już osiadło się na dobre w jakimś miejscu. Może mi trochę łatwiej było podjąć podobną decyzję, gdyż ja na studia wyjechałem od razu po liceum i nie było dużo czasu na zastanawianie się i deliberowanie nad tym tematem. Ty zaś na razie licencjat robisz na miejscu, mieszkając w rodzinnym domu, a dopiero na kolejny etap studiów chcesz się wyprowadzić.

Ja ze swojego pomaturalnego okresu pamiętam, że gdy przeprowadzałem się do /nieczytelne miasto na literę K/, aby zostać studentem budownictwa na tamtejszej elitarnej politechnice, czułem swego rodzaju ekscytację, ale i trochę obawę o to, czy sobie poradzę. Na szczęście kilku moich kolegów również poszło wtedy na studia w to samo miejsce i było nam raźniej. Z mojego miasta do K. jedzie się 2 godziny pociągiem. Może nie jest to duża odległość, ale wystarczająca, aby przeprowadzić się oraz nie wracać co tydzień do domu. Szczególnie, że byłem drużynowym i nie prowadziłem co tydzień zbiórek.

Już na progu dorosłości (miałem wtedy ledwie ukończone dziewiętnaście lat) musiałem stawać się samodzielny. Wiadomo, że nadal finansowo wspierali mnie rodzice, ale o swoją codzienność troszczyłem się już sam. Wynajmowanie mieszkania z kolegami było pewnym wyzwaniem. Każdy z nas pochodził z innego domu, inaczej został nauczony zachowywania porządku i wspólnego koegzystowania. Dodatkowo moi współlokatorzy byli „mieszani”. Z naszej czwórki ja i Andrzej (późniejszy namiestnik wilczków) byliśmy harcerzami, a pozostali nie. Dało się to trochę odczuć. Przez czas wspólnego zamieszkiwania dostrzegłem, ilu pożytecznych rzeczy uczy skauting i jak te umiejętności przydają się w życiu. Gotowanie?  Żaden problem! Zachowywanie czystości (choć nie na wstążeczkę)? Lepiej lub gorzej, ale było. Razem z Andrzejem ustaliliśmy /przekreślony wyraz „służby”/ dyżury na sprzątanie i na inne pomniejsze domowe obowiązki, aby nam się lepiej wspólnie żyło. Ile było potem kłótni o egzekwowanie dyżurów, to głowa mała. Nie zliczę nawet, ile czasu spędziło się na sporach o takie sprawy jak niesprzątnięta góra „niczyich” brudnych naczyń w zlewie. Ale za to jakiś porządek był!

Podobne wyzwania czekają i Ciebie. Trochę jesteś doroślejszy i nie jesteś już nastolatkiem. Jednak pokusy i zagrożenia są te same. Kiedy mieszkasz bez rodziców, nikt nie będzie sprawdzać, o której godzinie wróciłeś do domu lub czy nie spędzasz czasu przygotowań do sesji przed telewizorem. Trzeba kontrolować się samemu. Ale to dobrze. Nie sztuką jest bowiem czynić dobrze dlatego, że nie ma okoliczności do złych wyborów. Istotą jest sukcesywne wybieranie dobra mimo przeciwności. Czy się od razu tego nauczysz? Nie. Ale trzeba próbować i prosić Boga łaskę do wytrwania w tym. Myślę, że pomocne przy tym będzie porządne otoczenie. Jakieś duszpasterstwo akademickie (mimo, że masz już dziewczynę) na pewno okaże się wsparciem. Mieszkanie samemu jest szansą rozwoju. Pomyśl o tym.

Wiem, że chciałbyś studia magisterskie kontynuować już na konkretnej, prestiżowej uczelni, a to wymaga przeprowadzki do wiadomego miasta. Tymczasem Klara studiuje w zupełnie innym mieście. Jest to faktycznie problem. Co wybrać? Da się to pogodzić? Mam kilka porad, ale wybacz, napiszę o nich w kolejnym liście. Nauczony doświadczeniem najpierw porozmawiam z Marią, a ta na weekend wyjechała z dziećmi do swojej chrzestnej. Musisz uzbroić się więc w cierpliwość.

Pozdrawiam serdecznie

Twój Starszy Brat Teodor

Fot. na okładce: Barbara Jakubiec

Piotr Wąsik


Wilczek, harcerz, wędrownik. Następnie akela i szef kręgu. A to wszystko w Radomiu. Działa w Namiestnictwie Wędrowników. Niepoprawny fan polskiej Ekstraklasy.

Pewność. Listy Starszego Brata do Młodszego #5

Drogi czytelniku!

Jeżeli po raz pierwszy czytasz artykuł z cyklu „Listy Starszego Brata do Młodszego”, to zachęcam Cię, abyś najpierw zapoznał się ze wstępem znajdującym się na początku pierwszego artykułu: https://przestrzen.skauci-europy.pl/2021/04/poczatek-listy-starszego-brata-do-mlodszego-1/ Zaś zaznajomionych z cyklem czytelników zapraszam do lektury kolejnego listu.

***

Drogi Fryderyku!

Nie uwierzysz, co wczoraj odkryłem. Jak pewnie pamiętasz, kilka lat temu miałem niebieskiego seata leona z silnikiem benzynowym o pojemności 1.6 litra. Silniki o tej pojemności występowały w wersjach ośmio- lub szesnastozaworowych. Przez cały czas, gdy jeździłem seatem, byłem święcie przekonany, że pod maską posiadam lepszą, szesnastozaworową jednostkę. Pamiętam nawet, że dość mocno pokłóciłem się z moim kolegą, który twierdził, że silnik tamtego seata ma tylko osiem zaworów. Wczoraj, po rozmowie z żoną (o czym za chwilę), coś mnie tknęło, żeby wpisać w internecie kod silnika, który jeszcze miałem gdzieś zapisany. Po przewertowaniu kilku stron okazało się, że to JA byłem do tej pory w błędzie, a mój kolega miał rację. Silnik seata miał osiem zaworów. A wydawało mi się, że mam rację.

Za sprawdzanie kodu silnika wziąłem się po rozmowie z żoną na temat jednej kwestii z poprzedniego listu. Nie po raz pierwszy wyszło na jaw, że Maria to naprawdę mądra kobieta. Okazuje się bowiem, że trochę pospieszyłem się z opinią co do nocowania w jednym namiocie. Żona zwróciła mi uwagę na to, że podejście dziewczyn nie zawsze jest takie samo jak nasze. Może się na przykład zdarzyć, że Klarze pod wpływem zakochania: będzie głupio odrzucić propozycję podzielenia jednego namiotu na dwie części, mimo że tak naprawdę wolałaby zabrać dwa osobne. Maria również wybiła mi z głowy (mnie wiecznemu idealiście) to, że w takich dość prywatnych sytuacjach za każdym razem człowiek zachowa się jak trzeba i jak wcześniej sobie ustalił. Gdyby istniała pewność co do tego, że zawsze będzie czyniło się dobrze, to nie byłoby problemu z grzechem. Dlatego, po powtórnym zastanowieniu się, myślę, że jednak lepiej trochę się nadźwigać nosząc dwa namioty lub jeden z dwoma osobnymi komorami i spać spokojniej, niż być pewnym swojego zachowania tak jak ja byłem pewny posiadania szesnastozaworowego silnika.

Ta i inne sprawy powodują, że z upływem lat coraz bardziej uczę się pokory. Życie rodzinne, a w szczególności dzieci bardzo szybko weryfikują przyzwyczajenia i przekonania, co do których dotychczas miało się pewność, że są jak najbardziej słuszne i dobre. W tego typu sytuacjach przypominam sobie fragment z tekstu Wymarszu, który złożyłem już wiele lat temu: „Czy chcesz z pokorą we wszystkim szukać prawdy i dobrowolnie jej służyć, nie przytłaczając innych wagą swoich odkryć?”. I niekiedy sobie myślę, czy czasem nie przytłaczam innych swoimi odkryciami, choćby w tych listach do Ciebie. Ale jak tu nie przytłaczać, jak ja się na tym wszystkim znam? /ręcznie dorysowana buźka z mrugającym okiem/

Pozdrawiam serdecznie

Twój Starszy Brat Teodor

Fot. na okładce: Marcin Jędrzejewski

Piotr Wąsik


Wilczek, harcerz, wędrownik. Następnie akela i szef kręgu. A to wszystko w Radomiu. Działa w Namiestnictwie Wędrowników. Niepoprawny fan polskiej Ekstraklasy.

Wakacje. Listy Starszego Brata do Młodszego #4

Drogi czytelniku!

Jeżeli po raz pierwszy czytasz artykuł z cyklu „Listy Starszego Brata do Młodszego”, to zachęcam Cię, abyś najpierw zapoznał się ze wstępem znajdującym się na początku pierwszego artykułu: https://przestrzen.skauci-europy.pl/2021/04/poczatek-listy-starszego-brata-do-mlodszego-1/ Zaś zaznajomionych z cyklem czytelników zapraszam do lektury kolejnego listu.

***

Drogi Fryderyku!

Przekazałem dzieciom Twoje podziękowania za obrazek. Myślę, że jeszcze kiedyś narysują coś, co mógłbym dołączyć do korespondencji. Jeżeli chodzi o listy Małgosi do babci, to tak się składa, że już ich nie pisze. Po kilku razach się jej znudziło. Poza tym Małgosia mówi, że przez listy nie słychać głosu babci, który bardzo lubi. W związku z tym wróciła do rozmów telefonicznych jako podstawowego środka komunikacji z babcią. Małgosia wie, że jeżeli będzie chciała znowu wysyłać listy, to jej pomogę, ale nie będę w żaden sposób zmuszał do wyboru konkretnej formy rozmowy. W takich sprawach pełnia decyzji należy do niej.

Z kolei do mnie i do Marii należy decyzja, gdzie wyjedziemy na wakacje. Na wczasach z trójką małych dzieci nie na wszystko można sobie pozwolić. Dlatego niestety nadal odpada wyjazd w jakieś wysokie góry połączony z elementem wspinaczki. W zeszłym roku byliśmy w Kotlinie Kłodzkiej i było całkiem przyjemnie, ale w tym roku, dla odmiany myślimy pojechać nad jakieś jezioro. Namawiam Marię, aby celem urlopu była Litwa, gdzie kiedyś byłem na obozie i żebyśmy nocowali na polu namiotowym zaraz przy linii brzegowej. Mam nadzieję, że uda mi się przekonać moją żonę, bo o takim sposobie wypoczynku zawszę marzyłem, a i dzieci miałyby niezłą frajdę.

Domyślam się, że Ty sporą część wakacji masz już zaplanowaną ze względu na aktywności harcerskie. Obóz, Euromoot i może jakiś kurs szkoleniowy zajmą w sumie trzy do czterech tygodni. Z jednej strony plusem jest to, że wyjazdy nie następują bezpośrednio po sobie, tylko jest czas na regenerację i odpoczynek (o tym odpoczynku jeszcze wspomnę). Z drugiej strony taki rozkład wydarzeń uniemożliwia podjęcie się jakiejś dłużej pracy wakacyjnej, gdyż trudno wygospodarować choćby pełny nieprzerwany miesiąc, który będzie całkowicie wolny od dodatkowych zajęć. Może z wyjątkiem września, który, gdy nie ma się żadnych zaległych egzaminów na studiach, nie jest już miesiącem wakacyjnych aktywności harcerskich.

Przez wiele lat mojej służby, mimo napiętego kalendarza, nie miałem nigdy poczucia, które zdaje się niektórym towarzyszy. Mam tu na myśli pragnienie dłuuugiego odpoczynku po jakimkolwiek wyjeździe harcerskim. O ile rzeczywiście, dość często obóz jest sporym wysiłkiem, zajęcia tam prowadzone są skierowane dla podopiecznych, a nie dla szefów i po takim wyjeździe chce się nieco odsapnąć. Tak, wędrówka czy kurs szkoleniowy dają szanse odpocząć (naprawdę!). Nie jest to oczywiście typ wypoczynku leżakowego, ale aktywnego. Czy aż tak wiele różni się wędrówka w górach od wyprawy w góry już bez munduru? Tu i tu będziemy zmęczeni fizycznie. Może więc problemem jest to, że ktoś na wędrówkę idzie jakby „za karę” i wtedy rzeczywiście nie sprawia ona radości i tym samym męczy.

Przypomniało mi to rozmowę, którą odbyłem już dawno temu z pewnym znajomym z kręgu. Wspomniany kolega tamtego roku był na obozie nad morzem i na wędrówce za granicą. Mimo to narzekał, że w wakacje nigdzie nie wyjechał, Gdy rozbawiony przypomniałem mu o jego podróżach, to powiedział tylko: „Tak, ale to przecież było z harcerstwa”.

Jakbym nie wychwalał wyjazdów skautowych, to jednak są przecież jeszcze osoby czy grupy spoza harcerstwa, z którymi chciałoby się spędzić trochę wolnego czasu. Przykładem może być jakakolwiek koleżanka czy dziewczyna, z którymi z racji braku koedukacji nie da się wyjechać na wspólny skautowy wyjazd (chyba, że zaliczymy do tego czas spędzony w autokarze na Eurojam). Dlatego nie dziwię się Tobie, że chciałbyś w spędzić wakacje jeszcze z kimś spoza kręgu i gromady.

Twoja relacja z Klarą musi się kształtować dość dobrze, skoro już na wrzesień planujesz kilkudniowy wyjazd z nią. Taki pierwszy wspólny wypad jest swego rodzaju wyzwaniem, szczególnie, gdy myślisz o tym, aby zrobić z niego coś na kształt wędrówki i nocować pod namiotem. Domyślam się, że dwóch namiotów nie będziecie dźwigać. Nie potępiam takiego planu, ale myślę, że decydując się na wspólne nocowanie, musicie się ze sobą na tyle dobrze znać, by nie odczuwać skrępowania. Przy tym również należy uważać, by nie poczuć się zbyt dobrze i nie przekroczyć pewnych granic oraz pamiętać, że na takie coś decydujecie się tylko na kilka dni. Myślę, że doskonale wiesz, o co mi chodzi. Dlatego po pierwsze warto porozmawiać wcześniej o tym, jak będziecie funkcjonować w takim układzie i upewnić się, że Ty i Klara tak samo postrzegacie owe granice. Po drugie warto zadbać o „naturalne” znaki waszej odrębności, choćby takie jak plecaki rozłożone pomiędzy śpiworami itp. Zewnętrzne gesty pozwalają łatwiej odnaleźć się z tym, co się myśli i robi.

Zadałeś mi pytanie, czy znam jakieś ciekawe miejsce, w które można by się wspólnie wybrać na taką wyprawę. Otóż tak się składa, że mam intersującą propozycję: wędrówka przez cały Półwysep Helski, od Władysławowa aż do Helu. Niewątpliwym plusem takiej trasy są: codzienny nocleg z widokiem na morze, las na całej długości trasy i pociąg, którym można się zabrać. Dodatkowo we wrześniu należy spodziewać się mniejszej ilości turystów. Osobiście już bardzo dawno chciałem ten pomysł wcielić w życie, ale teraz ze względu na rodzinę nie wiem czy się kiedykolwiek uda. W okresie, kiedy taka wyprawa była najbardziej realna, to niestety okoliczności nie sprzyjały i w sumie Maria zawsze bardziej wolała góry. Także jeśli zechcesz, to może Tobie uda się zrealizować to moje małe marzenie.

Urlop wziąłem /nieczytelna data/. Mam nadzieję, że uda nam się w któryś z tych dni spotkać osobiście. Życzę Ci udanych i radosnych wakacji.

Pozdrawiam serdecznie

Twój Starszy Brat Teodor

Fot. na okładce: Michał Stępień

Piotr Wąsik


Wilczek, harcerz, wędrownik. Następnie akela i szef kręgu. A to wszystko w Radomiu. Działa w Namiestnictwie Wędrowników. Niepoprawny fan polskiej Ekstraklasy.

Trzy lata i do widzenia. Listy Starszego Brata do Młodszego #3

Drogi Czytelniku!

Jeżeli po raz pierwszy czytasz artykuł z cyklu „Listy Starszego Brata do Młodszego”, to zachęcam Cię, abyś najpierw zapoznał się ze wstępem znajdującym się na początku pierwszego artykułu: https://przestrzen.skauci-europy.pl/2021/04/poczatek-listy-starszego-brata-do-mlodszego-1/ Zaś zaznajomionych z cyklem czytelników zapraszam do lektury kolejnego listu.

***

Drogi Fryderyku!

Nie odpowiedziałem Ci od razu na poprzedni list, gdyż myślałem, że spotkamy się na Sejmiku i przy okazji porozmawiamy. Miałem również nadzieję osobiście poznać Klarę. Jednak sprawy zawodowe pokrzyżowały moje plany i ostatecznie ów weekend miałem zajęty. Ostatnio, niestety coraz częściej, zostaję w pracy po godzinach. Utrzymująca się od dłuższego czasu dobra pogoda sprawia, że moja firma chce maksymalnie wykorzystać ten prezent od przyrody i jeszcze w tym kwartale zakończyć zasadnicze prace ziemne. Na czas mojego kontraktu Maria zgodziła się wziąć na siebie większość obowiązków domowych. Dlatego te moje dłuższe wizyty na placu budowy są dla niej obciążeniem, a dzieci widują mnie jeszcze za dnia w domu tylko dzięki obecnej porze roku.

Już od jakiegoś czasu mówiłeś, że zbliżający się obóz jest ostatnim, który poprowadzisz i tym samym zakończysz swoją trzyletnią służbę jako Akela. W ostatnim liście także poruszyłeś temat swojej przyszłości. Zauważam, że coraz bardziej skłaniasz się do tego, by od nowego roku nie podejmować się żadnej konkretnej służby, ale jedynie „pomagać przy organizacji jednej czy dwóch wędrówek lub spotkań kręgu szefów”. Z jednej strony faktycznie przy podejmowaniu służby Harcerza Orlego mówi się o zobowiązaniu trzy/czteroletnim. O dalszym czasie nie ma już mowy. Czy to oznacza, że w tym momencie szef może sobie odejść na „zasłużoną emeryturę” i wrócić jedynie kilka lat później na swój Wymarsz, by oficjalnie powiedzieć „do widzenia”? Hmmm, emerytura harcerska w wieku dwudziestu jeden lat i pełno niewykorzystanej energii w sobie? Mam nieco odmienne zdanie.

Wiadomo, że sporą wartością dodaną dla jednostek czy środowiska, są szefowie, którzy rzetelnie i solidnie służą przez trzy lata, lecz później już nie podejmują się żadnej konkretnej funkcji. Przychodzą studia, praca dorywcza czy na stałe i czasu jest mniej. Wybór braku zaangażowania jest w jakimś stopniu wytłumaczalny. Jednak, gdy myślisz o drodze od Eligo Viam do Wymarszu jako konkretnej formacji, to „stanięcie w miejscu” w obszarze służby może prowadzić do zaburzenia rozwoju osobistego przewidzianego na ten etap. Dodatkowo, te trzy lata z zobowiązania, są bardziej kryterium minimalnym. Można być Akelą nawet i pięć lat lub w międzyczasie objąć kolejną jednostkę. Ja po czterech latach bycia drużynowym zostałem jeszcze na dwa lata szefem kręgu wędrowników. Te służby bardzo mnie rozwinęły i nie żałuję żadnego roku.

Poza tym Twoje doświadczenie i wiedza wynikające z bycia Akelą przez ostatnie lata są nieocenione! Szkoda, żeby je zmarnować. Jeżeli po dokładnym przemyśleniu nie rozważasz już bycia szefem jednostki, to są jeszcze inne opcje służby. Dlatego gorąco zachęcam Cię, abyś rozważył podjęcie się jakiegoś bardziej konkretnego zaangażowania. Pomoc przy organizacji wędrówek jest ważna, ale czy nie stać Cię na więcej? Możesz służyć radą i pomocą jako przyboczny w gromadzie lub jako asystent hufcowego. Pamiętam, że wspominałeś kiedyś o kilku konferencjach, które mówiłeś na zeszłorocznej Dżungli. Dlatego może warto zastanowić się nad zaangażowaniem w Namiestnictwo czy kolejne kursy szkoleniowe. Oprócz służb pedagogicznych jest mnóstwo innych obszarów w naszym Stowarzyszeniu, w których można pomóc i działać. Twoje studia informatyczne pozwalają Ci wejść w ekipę IT zajmującą się choćby bazą danych. Pamiętam, że kiedyś istniało takie interesujące pismo dla szefów jak Przestrzeń. Masz lekkie pióro i zmysł organizacyjny, więc może warto pomyśleć o reaktywacji?

Jak widzisz, możliwości służby jest sporo, a nie wymieniłem przecież wszystkich. Wiele z nich wymaga mniejszego zaangażowania niż bycie Akelą, niektóre nawet da się ogarniać z domu. Jednak nadal dają pole do dalszego rozwoju oraz są ważne i pożyteczne. Bo jak doskonale wiesz, żeby szef z pierwszej linii frontu mógł dobrze działać, potrzeba wsparcia (choćby niewielkiego) innych osób.

Zmieniając temat – bardzo zainteresowała mnie koncepcja, o której piszesz, a która powstała w Twoim kręgu, dotycząca wyjazdu własnymi samochodami na Euromoot do Włoch. Co prawda wspominasz, że pomysł powstał głównie dlatego, że na rezerwację korzystnych biletów lotniczych było już za późno. Ja jednak uważam, że taka zmiana wyjdzie Wam na dobre. Pamiętam, gdy przed laty pojechaliśmy na wędrówkę do Francji właśnie takim transportem. Możliwość wyboru trasy przejazdu i zwiedzania po drodze wszystkiego, na co miało się ochotę, była niesamowita. Skończyło się tym, że powrót z wędrówki trwał pięć dni dłużej, niż zakładaliśmy. Ach, to były czasy.

A! Prawie bym zapomniał. Małgosia i Antoś jak tylko usłyszeli, że tata pisze list do „wujka Fryderyka”, to zamknęli się w swoim pokoju i za pół godziny wrócili z rysunkiem i prośbą, abym dołączył go do mojego listu. Także załączony obrazek jest właśnie ich autorstwa, a przedstawia maszyny, które obserwowali wczoraj, gdy zabrałem dzieci do mojej pracy.

Pozdrawiam serdecznie

Twój Starszy Brat Teodor

Ilustracja: Małgosia i Antoś. Opracowanie graficzne: Agata Kocyan

Artykuł w formie audiobooka: https://www.youtube.com/watch?v=4EQepzKQxoU

Fot. na okładce: Antoni Biel

Piotr Wąsik


Wilczek, harcerz, wędrownik. Następnie akela i szef kręgu. A to wszystko w Radomiu. Działa w Namiestnictwie Wędrowników. Niepoprawny fan polskiej Ekstraklasy.

Rachunek za kwiaty. Listy Starszego Brata do Młodszego#2

Drogi Czytelniku!

Jeżeli po raz pierwszy czytasz artykuł z cyklu „Listy Starszego Brata do Młodszego”, to zachęcam Cię, abyś najpierw zapoznał się ze wstępem znajdującym się na początku pierwszego artykułu: https://przestrzen.skauci-europy.pl/2021/04/poczatek-listy-starszego-brata-do-mlodszego-1/ Zaś zaznajomionych z cyklem czytelników zapraszam do lektury kolejnego listu.

***

Drogi Fryderyku!

Dziękuję za pozdrowienia i pytania o samopoczucie. W nowym mieszkaniu zadomowiliśmy się już całą rodziną na dobre i wszystkim humory dopisują. Dzieci z radością wychodzą na plac zabaw i nie przeszkadza im brak ich ulubionej, podwójnej huśtawki z chińskim smokiem. Nie spodziewałem się, że zaaklimatyzujemy się tutaj tak szybko.

Wspominasz, że zgodnie z moim przewidywaniem, kupno kwiatów, proponowane przeze mnie w poprzednim liście, przyniosło zamierzony efekt. Ale czytam też w Twojej korespondencji, że zaproszenie na kawę, otrzymane później od Klary stało się dla Ciebie problemem. W tym momencie powinienem napisać: weź się, chłopie, zdecyduj. Z jednej strony, mówiłeś mi o nieprzespanych nocach i ciągłym zastanawianiu się „jak zagadać”. Teraz jednak, gdy sprawy przybrały zaskakujący i korzystny obrót, u Ciebie rodzą się wątpliwości, czy powinieneś rozwijać tę relację. Naprawdę, lęk przed tym, co powiedzą koledzy z dawnego zastępu, z którymi kiedyś żartowałeś, że „skauting dla chłopców” i „wszystkie harcerki mają grube łydki” (swoją drogą, ciekawe, kto wymyślił taką bzdurę) tak łatwo sprawia, że porzucasz swoje plany związane z Klarą? Jeżeli tak, to trzeba było sobie od początku postanowić, że nigdy nie zainteresujesz się żadną przewodniczką, a nie teraz o tym rozmyślać i oglądać się na kolegów, podczas, gdy poczyniłeś już tyle kroków. Takie zachowanie wydaje się niepoważne. A wiem dobrze, o czym piszę.

Za starych, dobrych czasów, gdy nasza drużyna „trzęsła” całym hufcem, a zastęp Zając, którego byłem członkiem, zgarniał hurtowo wszystkie wstążeczki, istniało pewne głupie podejście. Czy tak było tylko w naszej drużynie, czy w innych też, tego nie wiem. Wówczas poza Zającem świata nie widziałem. Podejście to było podobne do tego, które opisujesz. Co rusz powtarzaliśmy tezy o zbędności drugiego nurtu czy śmialiśmy się, gdy harcerki dzwoniły na policję z powodu kręcących się w pobliżu obozu jakichś obcych ludzi. Owocem tego wszystkiego było przeświadczenie, że jakakolwiek przyjaźń z harcerką, nie mówiąc już o związku, to wstyd i „siara”. Z drugiej strony myślę, że harcerki także mogły nie przepadać za harcerzami, którym nie przeszkadzało nie mycie się przez kilka dni na obozie.

Z prawie niezmienionym podejściem skończyłem Młodą Drogę i zostałem drużynowym w szczepie, z którego się wywodziłem. W tym samym czasie, w drużynie żeńskiej, dzielącej z nami salkę przy parafii, pojawiła się nowa drużynowa. Ledwie ją kojarzyłem, gdyż jak wspominałem, harcerki mnie nie interesowały, a w jej wyglądzie i zachowaniu nie było niczego, co mogłoby przykuć moją uwagę. Była bowiem przeciętnego wzrostu, raczej szczupła i miała średniej długości ciemnoblond włosy. Krótko mówiąc, nie wyróżniała się spośród innych dziewczyn. Jednak, podczas omawiania prób do jasełek odkryłem, że jej głębokie, brązowe oczy miały w sobie jakąś niespotykaną radość, a cichy, spokojny, lekko jeszcze dziewczęcy głos dźwięczał w moich uszach długo po tym, gdy skończyła mówić. Zakochałem się z miejsca. Tak, to była Maria.

Po co Ci to wszystko piszę? W zasadzie z dwóch powodów. Pierwszy i główny jest taki, że chciałbym, żebyś zastanowił się nad porzuceniem swojego lęku, tak jak ja, jeszcze przed premierą wspomnianych jasełek, pozbyłem się swojego głupiego podejścia i zaprosiłem Marię na spacer. Oczywiście, w mojej drużynie pojawił się lekki szok (choć nieokazywany publicznie), a kilku moich znajomych przez jakiś czas nie szczędziło mi docinków. Jednak sprawa była prosta: albo zostaję w swoim niedojrzałym świecie, albo podejmuję decyzję o zmianie i idę za wskazaniem serca, nie oglądając się na innych. Tamte próby do jasełek, to były moje najszybsze „rekolekcje”. Swoją drogą, całe szczęście, że Maria nie znała wtedy moich dawnych poglądów, gdyż mogłaby się w ogóle nie zgodzić na spacer.

Drugim powodem, dla którego opisałem swoją sytuację, są pewne niebezpieczne podejścia, jakie obserwuję. Mam na myśli tendencje do dominacji jednej płci nad drugą bądź narzucenia swojego punktu widzenia jako wiodącego. Lekceważenie harcerek, jako tych nienadających się do skautingu, które uskuteczniałem będąc w drużynie, było swego rodzaju odcieniem właśnie takiego podejścia. Wiadomo, że chłopaki są w stanie podnieść cięższą żerdkę, zazwyczaj lepiej odnajdują się w lesie, bo brud mniej im przeszkadza, ale to nie są powody do wyśmiewania dziewczyn. W kontrze do tego, można zaobserwować coraz częstsze głosy twierdzące, że kobieta będzie dopiero wtedy w pełni ważna i wartościowa, gdy przełamie lub chociaż wyrówna dysproporcje dzielące ją z płcią przeciwną. Jakby o godności kobiety świadczyło to, że będzie jak mężczyzna. Pochodną tego ostatniego poglądu jest uznanie, że płeć zupełnie nie wpływa na nasze życie. A przecież w Księdze Rodzaju jest napisane, że Bóg stworzył mężczyznę i kobietę równych co do godności, ale posiadających inne przymioty. Nie ma więc sensu to całe porównywanie, w czym któraś płeć jest lepsza. Po prostu kobieta i mężczyzna są różni. To oczywiście nie oznacza traktowania płci jako z góry ustalonego „zestawu usług do zaoferowania”. Wiadomo, że takie „zewnętrzne” podziały z czegoś wynikły, ale nie przywiązywałbym się do nich zbytnio. Bo nie o nie w gruncie rzeczy chodzi. Istota różnicy między kobietą i mężczyzną jest znacznie głębsza i donioślejsza, niż ustalanie, kto ma zmywać po obiedzie. Wydaje mi się, że odkrycie tego pozwala uporządkować wzajemne relacje.

Mam nadzieję, że wyczerpałem temat i mój list pomoże Ci jeszcze raz wszystko porządnie przemyśleć.

Zachęcam Cię, abyś podchodził z szacunkiem do wszystkich i pozostał odważnym mężczyzną trzymającym się swojego zdania, jeżeli uważasz je za słuszne.

Pozdrawiam Cię serdecznie

Twój Starszy Brat Teodor

Artykuł w formie audiobooka: https://www.youtube.com/watch?v=-Hs6bs3p9Iw

Fot. na okładce: Antoni Biel

Piotr Wąsik


Wilczek, harcerz, wędrownik. Następnie akela i szef kręgu. A to wszystko w Radomiu. Działa w Namiestnictwie Wędrowników. Niepoprawny fan polskiej Ekstraklasy.

Początek. Listy Starszego Brata do Młodszego #1

To co zaraz przeczytacie, trafiło w moje ręce kilka dni temu podczas robienia porządków na strychu. Zbieg okoliczności sprawił, że w wielkim, drewnianym kufrze odkryłem szczelnie zawinięty pakunek. W paczce znajdowało się kilka, bądź kilkanaście listów posiadających tego samego adresata. Nie wiem jak ów pakunek znalazł się na strychu, ale stare, nieuczęszczane miejsca chyba mają właśnie to do siebie, że można w nich odkryć to wszystko, czego akurat się potrzebuje. Tym razem padło na listy.

Z pobieżnej lektury zawartości wspomnianej paczki udało mi się ustalić kilka faktów. Otóż adresatem listów jest wędrownik Fryderyk, a autorem Teodor HR. W tekstach nie ma wspomnianych nazwisk, a koperty z pełnymi danymi gdzieś się zapodziały. Ważnym faktem jest również to, że Teodor pełni rolę Opiekuna Drogi (Starszego Brata) Fryderyka.

Odkryte przeze mnie listy nie są w żaden sposób ponumerowane, więc nie próbowałem na siłę ustalać ich chronologii. Zdecydowałem się publikować je w takiej kolejności i czasie jak mi to będzie wygodne. Jeżeli czytelnik uzna za potrzebne ustalenie chronologii listów, musi zrobić to na własną rękę. Próżno również odszukać dat powstawania korespondencji. Czasem ma się wrażenie, że któryś z listów został napisany wczoraj, choć jest to niemożliwe, bo w dłoni ma się kolejny list opisujący wydarzenia kilka miesięcy późniejsze.

Co do treści korespondencji, to zasadniczo Teodor stara się w niej wyjaśniać różne sprawy, o których zapewne wspominał mu Fryderyk. Niestety listy Fryderyka nie znajdowały się w pakunku, w związku z tym pewnych rzeczy musimy się domyślać. Niektóre słowa są nieczytelne (listy pisane są odręcznie) i nie można odkryć ich znaczenia. Warto też zaznaczyć, że Teodor jak to na HRa przystało lubi niektóre rzeczy wyolbrzymiać, mocniej się na nich skupić, a inne potraktować pobieżnie. No i oczywiście za jego czasów zawsze było lepiej. Na tym już chyba skończę ten wstęp i zaproszę do lektury pierwszego, wybranego przeze mnie listu.

***

Drogi Fryderyku!

Jest to mój pierwszy list, który piszę już po przyjeździe do /nieczytelne słowo/. Droga przebiegła w miarę spokojnie. Dzieci co prawda trochę marudziły z powodu zbyt rzadkich postojów. W związku z tym Maria co rusz musiała wymyślać im jakieś zabawy. Najważniejsze jednak, że dotarliśmy cali i zdrowi do celu.

Ale o tym co u mnie już pewnie starczy. Jestem bardzo zadowolony z faktu, że zgodnie przyjąłeś pomysł, abyśmy porozumiewali się poprzez listy w czasie, gdy przebywam poza naszą rodzinną miejscowością. A wiesz, że Małgosia również chce wysyłać listy do swojej babci? Jest w tym wieku, że stara się naśladować to co robią starsi. Bardzo Cię lubi, więc jak tylko opowiedziałem o naszym postanowieniu przy kolacji, to Małgosia stwierdziła, że „też tak chce”.

Wracając do nas. Wiadomo dobrze, że odległość miejsc, w których się znajdujemy uniemożliwia mi częste, osobiste spotkania z Tobą, a jak słusznie ostatnio zauważyłeś, nasza relacja musi dalej być żywa. Inaczej „instytucja” Starszego Brata nie miałaby sensu. Wydaje mi się, że takie Twoje podejście to trochę odmiana, jeżeli spojrzymy w przeszłość. Wielokrotnie rozmawialiśmy przecież o sensowności Opiekunów Drogi na etapie wędrowniczym i Twoim sceptycyzmie co do tego. Ja, jak sięgnę do swoich początków z Młodą Drogą i wyborami Eligo Viam, to zauważam, że chyba właśnie korzyści płynące z relacji z moim Starszym Bratem przyszły najpóźniej. W związku z tym chcę jeszcze raz podkreślić, że rozumiałem i rozumiem Twoje wątpliwości, ale wiem, że niekiedy potrzeba sporo czasu, aby relacje czy działania przyniosły owoce. Tym bardziej cieszę się z zapału jaki żywisz do kontynuacji naszych rozmów m.in. poprzez te listy.

Zmieniając temat, czy cały czas rozmyślasz o tej niezręcznej sytuacji z przewodniczką podczas Opłatka? Dobrze pamiętam, że miała na imię Klara? Doskonale rozumiem, że jest strasznym uczuciem zachować się głupio i to jeszcze wobec dziewczyny, która Ci się podoba. Teraz wiesz przynajmniej, by nie gestykulować tak energicznie, gdy urocza nieznajoma trzyma w ręku kubek gorącego barszczu czerwonego. Jeżeli uważasz, że przeprosiny nie wystarczają, to ja zawsze w podobnych sytuacjach kupowałem Marii kwiaty. Mała przewinienie – mały bukiet, duże – duży bukiet. Chyba działało, więc i Tobie radzę tak postąpić, póki sprawa jest świeża, a wiadomo, że starą plamę trudniej zmyć.

W następnym liście może coś więcej uda mi się napisać, teraz już kończę, bo dzieci są zmęczone i trzeba położyć je do snu. Na kopercie masz dokładny adres, na który kieruj kolejną korespondencje.

Pozdrawiam Cię serdecznie

Twój Starszy Brat Teodor

Artykuł w formie audiobooka: https://www.youtube.com/watch?v=0scKdP2zCaE

Fot. na okładce: Antoni Biel

Piotr Wąsik


Wilczek, harcerz, wędrownik. Następnie akela i szef kręgu. A to wszystko w Radomiu. Działa w Namiestnictwie Wędrowników. Niepoprawny fan polskiej Ekstraklasy.

Tylko wino? Czyli o alkoholu w skautingu

Kiedy myślę o harcerzach i alkoholu od razu na myśl przychodzi mi jedna z pierwszych wędrówek prowadzonego przeze mnie kręgu wędrowników. Było to w listopadzie kilka lat temu, chodziliśmy po północnym Mazowszu. Podczas wyjazdu wydarzyło się wiele, jednak najbardziej zapamiętałem dwie rzeczy: jedną był ogromny pośpiech pierwszego dnia, a drugą – słowa pewnej harcerki z ZHR-u. Noc bowiem spędziliśmy w ich harcówce, natomiast rano mieliśmy czas pograć wspólnie w gry i porozmawiać. Z jakichś powodów, podczas gdy miłe harcerki odprowadzały nas na pociąg powrotny, temat rozmowy zszedł na dziesiąty punkt Prawa Harcerskiego. Jedna z dziewczyn powiedziała wtedy coś w stylu: „Słyszałam, że u was piję się tylko wino”. Nie pamiętam dobrze czy coś odpowiedziałem, czy może tylko się uśmiechnąłem. Nie jest to ważne. Istotna jest inna sprawa. Czy Skaut Europy w Polsce może pić alkohol?

Alkohol – ograniczenia

Skoro poruszam temat alkoholu, to znaczy, że może tu być jakaś kontrowersja. Dlatego, żeby rozwiać pewne wątpliwości, to zanim padnie odpowiedź na pytanie postawione w poprzednim akapicie, zrobię dłuższy wstęp. Na początku dla rozjaśnienia sprawy, zastanowię się nad wątpliwością: Czy człowiek chcący żyć zgodnie z prawem Bożym i ludzkim może pić alkohol? Otóż może, ale musi poddać się pewnym ograniczeniom.

Pierwszym ograniczeniem jest ilość. Już od kiedy człowiek odkrył napoje alkoholowe, zauważył, że picie ich może przynosić korzyści zarówno dla ducha (rozweselenie), jak i dla ciała (właściwości zdrowotne). Jednak wraz z nadmiernym spożyciem alkoholu przyszły także doświadczenia odurzenia, zniekształcenia i utraty świadomości oraz uzależnienia. Dlatego ludzie doszli do wniosku, że aby nie pojawiły się negatywne skutki picia, niezbędne jest umiarkowanie.

Autor natchniony w Starym Testamencie tak o tym pisze: „Wino jest pożyteczne dla ludzi, jeżeli pije się je w sposób umiarkowany. Cóż to za życie, gdy brakuje wina, od początku zostało ono stworzone dla radości. Radość serca i wesołość daje picie wina w czasie odpowiednim. Po nadużyciu wina duch gorzknieje, człowiek staje się agresywny i kłótliwy. Pijaństwo pomnaża złość głupca aż do upadku, pomniejsza siły i ran mu przysparza” (Syr 31, 27-30).

Podobne podejście do alkoholu prezentuje Kościół, którego zdanie w tej kwestii znalazło swoje odzwierciedlenie na kartach Katechizmu Kościoła Katolickiego: „Cnota umiarkowania uzdalnia do unikania wszelkiego rodzaju nadużyć dotyczących pożywienia, alkoholu, tytoniu i leków. Ci, którzy w stanie nietrzeźwym lub na skutek nadmiernego upodobania do szybkości zagrażają bezpieczeństwu drugiego człowieka i swemu własnemu – na drogach, na morzu lub w powietrzu – ponoszą poważną winę” (KKK 2290).

Wiek jest drugim ograniczeniem. Zakłada ono, że spożycie alkoholu możliwe jest dopiero od pewnego etapu życia. Warunek ten przeniesiony do prawodawstwa wielu krajów, dotyczy również ludzi, którzy nie chcą żyć zgodnie z prawem. Dla nich jest tylko jakimś utrudnieniem, dla pozostałych zaś – drogowskazem.

Już wcześniej zostało wspomniane, że w piciu należy zachować umiar a alkohol może zniekształcać świadomość, stąd oczywiste wydaje się, że decyzję o wypiciu go powinna podejmować osoba dojrzała. Kolejną sprawą jest to, że spożycie napojów wyskokowych w okresie, gdy rozwija się i kształtuje organizm młodego człowieka może nieść ze sobą negatywne skutki zdrowotne. Dlatego w różnych kulturach i prawach zastrzeżono picie alkoholu dla osób dorosłych. W krajach, w których tradycyjnie spożywa się głównie nisko i średnio procentowe alkohole takie jak wino i piwo przyjęło się, że osoby niepełnoletnie mogą mieć nieco wcześniejszy dostęp do tego typu trunków. I tak w Niemczech szesnastolatek swobodnie zakupi w sklepie wino, piwo czy cydr, ale nie będzie mógł już nabyć wódki i spirytusu. Podobne przepisy jeszcze niedawno obowiązywały w krajach słynących z winnic tj. we Francji i we Włoszech. Jednak doszło tam do zaostrzenia przepisów i szesnastolatek nie kupi już wina, ale nadal może je legalnie pić pod opieką osoby starszej np. rodzica.

W Polsce sprawa ma się nieco inaczej. Podobnie jak wiele innych praw, legalny dostęp do zakupu i spożycia alkoholu otrzymuje się wraz z osiągnięciem pełnoletności tj. 18 lat. Tę kwestię reguluje m.in. Ustawa o wychowaniu w trzeźwości i przeciwdziałaniu alkoholizmowi. Artykuł 15 tejże ustawy mówi: „Zabrania się sprzedaży i podawania napojów alkoholowych: (…) osobom do lat 18”. Czy wyższy niż w wymienionych wcześniej państwach wiek jest uzasadniony? Wydaje się, że tak. W szczególności kulturowo i historycznie. Bowiem na ziemiach polskich wraz z udoskonalaniem procesu destylacji (XVIII w.) zaczęły królować alkohole wysokoprocentowe. Chętnie rozprowadzała je wśród chłopów szlachta zapewniając sobie pole zbytu i „przychylność” poddanych.

Na rodzaj spożywanych trunków nie wpłynęły przemiany ustrojowe i społeczne. Szacuje się, że w 1938 r. aż 92% całej sumy czystego alkoholu wypijanego w kraju stanowiła wódka i spirytus. Przewaga napojów wysokoprocentowych utrzymywała się aż do początku lat dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku (ok. 60 %), by z czasem ustąpić miejsca piwu. Jakie są z tego wnioski? Każdy, kto miał styczność z mocnymi alkoholami wie, że dla smaku się ich nie pije, a o wprowadzenie w stan upojenia nietrudno. Dlatego w Polsce przez wiele lat spożywanie alkoholu raczej nie wiązało się ze skromnym aperitifem i zbyt często przeradzało się w pijaństwo. Stąd więc w prawodawstwie i polskiej kulturze istnieje wysoka granica wiekowa związana z powszechnie akceptowalnym, legalnym piciem i kupowaniem alkoholu.

Ograniczenia w spożywaniu alkoholu związane są nie tylko z wiekiem i rozsądkiem, ale i ze stanem zdrowia. Naturalne jest, że każdy organizm ma nieco inną wytrzymałość na określone substancje. Są też sytuacje, w których nie powinno się korzystać z alkoholu, ponieważ jest to zwyczajnie szkodliwe. Osoby z problemami zdrowotnymi nie powinny zaglądać do kieliszka przez wzgląd na swoja kondycję. Picie jest też niewskazane dla kobiet w ciąży. A ponieważ te kwestie nie budzą żadnych kontrowersji, nie zostaną przeze mnie szerzej opisane.

Skaut i alkohol

Istnieją grupy, które do przedstawionych wcześniej ograniczeń dokładają swoje własne. Czy tak jest w szeroko pojętym skautingu? Cofnijmy się do początków ubiegłego stulecia. W wydanej wtedy pozycji Skauting dla chłopców gen. Robert Baden-Powell opisał podstawy metody skautowej. Książka podzielona jest na wskazówki dla instruktorów i gawędy skierowane do chłopców. Jedna z nich nosi tytuł Przyzwyczajenia zapewniające zdrowie, a podtytuł dopowiada „Bądź schludny – nie pal – nie pij – zachowaj czystość – wstawaj wcześnie – śmiej się i tyj”. W podrozdziale o alkoholu padają następujące słowa: „Człowiek, który pije, po prostu nie może być skautem. Unikajcie wszelkich alkoholi od samego początku i postanówcie sobie nie mieć z nimi nigdy nic wspólnego”.

To dość jednoznaczne stwierdzenie. Jednak lektura całego fragmentu i następnego dotyczącego trzeźwości i upijania się nie pozwala wysuwać wniosku, że abstynencja jest dozgonnym obowiązkiem skauta. Raz, że gawęda skierowana jest do młodych, niepełnoletnich chłopców, dla których nieużywanie procentowych trunków powinno być oczywistością (a najwidoczniej nie dla każdego było). Dwa, tekst ma na celu pokazać zgubne skutki alkoholu, które mógł obserwować Baden Powell w ówczesnej Anglii i przestrzec przed nimi.

Dodatkowo wcześniejszy podrozdział dotyczący palenia tytoniu choć rozpoczyna się od równie jednoznacznych słów: „Skaut nie pali”, to pod koniec pojawia się tam zdanie: „Nie wahajcie się więc i postanówcie sobie od razu, że nie będziecie palić, dopóki nie dorośniecie: i wytrwajcie w tym”. Jest to kolejna wskazówka, która pokazuje, że wspomniane kategoryczne ograniczenia kierowane są do młodych chłopców, a nie do dorosłych, którzy są w ruchu skautowym. To oczywiście nie zabrania starszym korzystać z opinii Baden-Powella o szkodliwości wspomnianych używek. Jednak jak by nie interpretować opisywanych słów, to abstynencja w żadnej postaci nie trafiła do prawa skautowego umieszczonego na pierwszych stronach Skautingu dla chłopców.

Polski harcerz nie pije

Inaczej było w Polsce. Wstęp do krajowego, przedwojennego wydania Skautingu dla chłopców zawiera m.in. polską wersję prawa skautowego – prawo harcerskie. Różni się ono nieco w kilku punktach w porównaniu z oryginałem. Dla nas najistotniejsze jest to, że do Baden-Powellowskiego dziesiątego punktu: „Skaut (harcerz) jest czysty w myśli, mowie i uczynkach” dodano fragment: „nie pali tytoniu, nie pije napojów alkoholowych”. Skąd takie zaostrzenie, raczej niespotykane w innych krajach?

Część pierwszych polskich instruktorów harcerskich (np. Andrzej Małkowski), należała do stowarzyszenia religijno-filozoficznego „Eleusis”. Organizacja pragnęła odnowy narodu polskiego, który wówczas nie posiadał własnej państwowości poprzez wymaganie od członków wstrzemięźliwości. I to poczwórnej wstrzemięźliwości od: alkoholu, tytoniu, hazardu i rozpusty. Tak przygotowani ludzie mieli stanowić przyszłą elitę kraju. Podczas tworzenia harcerstwa na ziemiach polskich, członkowie „Eleusis” wprowadzili więc, zgodnie ze swoją ideą, abstynencję do tekstu prawa harcerskiego. W tamtych czasach na całym świecie coraz liczniej pojawiały się osoby działające na rzecz trzeźwości i przeciwdziałania pijaństwu. Na tle Europy, Polacy byli jednym z narodów dość mocno dotkniętych „plagą alkoholizmu”, stąd postulaty abstynencji mogły nie dziwić. Kolejne lata działalności organizacji harcerskich nie przynosiły drastycznych zmian, jeżeli chodzi o abstynencję. Stąd w wielu pokoleniach Polaków utarło się przekonanie, że harcerz nie pije.

Dziesiąty punkt prawa harcerskiego z fragmentem „(…) nie pije napojów alkoholowych” przetrwał w największej polskiej organizacji harcerskiej, czyli w Związku Harcerstwa Polskiego, aż do 2017 r. Wówczas został zmieniony na „Harcerz pracuje nad sobą, jest czysty w myśli, mowie i uczynkach; jest wolny od nałogów” tym samym znosząc abstynencję. Programowo był to przełom. Jednak na ile była to rzeczywista rewolucja, a na ile zmiana sankcjonująca istniejący już w praktyce stan, można tylko przypuszczać. Poprawki w prawie harcerskim nie dotknęły Związku Harcerstwa Rzeczpospolitej i druga pod względem liczebności organizacja harcerska w Polsce nadal pozostaje wierna abstynencji.

Działanie Zawiszaków u swoich początków również opierało się na przedwojennym prawie harcerskim. Jednak po kilku zmianach i nie bez zaskoczenia w niektórych środowiskach, ostatecznie ustalono, że dziesiąty punkt prawa harcerskiego nie będzie zawierał abstynencji. Podobnie zresztą jak to jest choćby w organizacji włoskiej czy francuskiej należących do FSE. Lektura dokumentów Stowarzyszenia nie daje żadnych podstaw do nakładania jakiejkolwiek abstynencji od napojów alkoholowych. Brak jest podstaw do ustalenia dodatkowych ograniczeń. Wydaje się więc, że można śmiało odpowiedzieć na pytanie z pierwszego akapitu.

(Nie)prosta odpowiedź

Wyczekiwana odpowiedź brzmi: Skaut Europy w Polsce może pić alkohol. Oczywiście jeśli nie jest oderwany od otaczającej rzeczywistości. Dlatego krótkie przypomnienie: Skaut Europy jako chrześcijanin może pić, ale z umiarem. Jako Polak również, ale dopiero po skończeniu osiemnastego roku życia.

I co? Koniec artykułu? Nic z tych rzeczy. Nie pisałbym przecież tak długiego wstępu, żeby w kilku słowach zakończyć. Jest bowiem w odpowiedzi duże „ale”. I dotyczy ono także pełnoletnich, potrafiących zachować umiar harcerzy. Tym „ale” jest mundur. Kwestia picia w mundurze nie znajduje swojego odzwierciedlenia w naszym prawie harcerskim lub innych dokumentach. Jednak, mimo teoretycznej dowolności interpretacji, wyczuwamy niejako pod skórą, że nie każde podejście jest słuszne. Postaram się więc, zgodnie z moją najlepszą wolą, podać „poprawną” interpretację.

Zacznę od sytuacji, która wydaje się najprostsza w odczytaniu. Co ze spożywaniem alkoholu przez opiekunów podczas obozów i zajęć? Trzeba mieć świadomość, że w tym czasie szef jest odpowiedzialny za powierzonych mu chłopaków lub w przypadku szefowej – za dziewczyny. Dlatego koncentracja na podopiecznych powinna być stuprocentowa. Nic nie powinno jej zaburzać, a alkohol zdecydowanie to robi, jest więc wykluczony! Dla przykładu prosta sytuacja: kto pojedzie z chorym do szpitala, gdy wszyscy opiekunowie i kierowcy są nietrzeźwi? Strach nawet wspominać o konsekwencjach prawnych tego typu zdarzenia. Nawet jeżeli dla złudnego spokoju sumienia, szef zapewniłby będącego zawsze w gotowości, trzeźwego kierowcę, do tego byłaby noc, wszystkie zajęcia zostały należycie przygotowane i mundur wisiałby na drewnianym wieszaku, to nadal picie alkoholu jest ogromną nieuczciwością, która głęboko burzy jedność i wspólnotę. Ile to się mówi, że kadra nie powinna się opychać łakociami, których nie dostają wilczki i harcerze? A w tym wypadku mamy jeszcze coś gorszego i możliwie gorszącego w przypadku nakrycia przez podopiecznych.

No dobrze, ale co z sytuacjami w których dorosły wędrownik lub przewodniczka jest w mundurze, ale nie sprawuje opieki wychowawczej? Ot, prosty przykład z mojego życia, który miał miejsce na Światowych Dniach Młodzieży w Krakowie w 2016 r. Gdy szedłem przez Rynek Podgórski, zauważyłem kilku wędrowników z Francji, którzy wraz ze swoim duszpasterzem pili piwo w ogródku restauracyjnym. No i jak, można tak? Otóż oni mogli (choć prawdopodobnie grzeszyli ignorancją), a my nie. Dlaczego tak jest? Odpowiedź jest krótka: inna kultura i historia. Taką mamy spuściznę. Możemy się na nią obrażać, ale z dnia na dzień jej nie zmienimy. Jeśli więc picie publicznie w mundurze jest sprawą, która może kogoś zrazić, przez którą ktoś może poczuć się zgorszony lub stracić do nas zaufanie, to nie ma najmniejszego sensu, żebyśmy próbowali to robić. Myślę, że nawet sami wewnątrz Ruchu mamy różne zdania na ten temat. Są to zupełnie wystarczające argumenty, żeby nie pić publicznie w mundurze, mimo braku formalnego zakazu. A jeżeli nie pijemy publicznie w mundurze, to robienie tego, gdy nikt postronny nie widzi jest mocno wątpliwe. Skautem powinny kierować takie same zasady bez względu na to, czy ktoś go obserwuje. Alkohol jest zupełnie niepotrzebny w metodzie skautowej, więc strata jest żadna.

Światowe Dni Młodzieży 2016, fot. Archiwum FSE

Za granicą

Jak Francuzi przyjechali do nas (nie poznawszy wcześniej polskiej kultury w sprawie picia), tak i my czasem wyjeżdżamy za granicę na skautowe spotkania. Skoro panuje za granicą inna kultura, to może się zdarzyć, że zostaniemy przez naszych braci z Federacji poczęstowani alkoholem. Nie jest to sytuacja abstrakcyjna, gdyż sam dwa razy zetknąłem się z takimi propozycjami. Jak się wtedy zachować? Podejścia są zasadniczo dwa i nie chcę rozstrzygać, które jest słuszniejsze. Pierwsze podejście mówi, że skoro prawo nas nie ogranicza, a kultura kraju, w którym przebywamy jest temu przychylna, to nie ma nic złego w skorzystaniu z poczęstunku. Oczywiście trzeba mieć na uwadze, czy w tym czasie nie opiekujemy się drużyną harcerską bądź czy owa propozycja nie wyklucza kogoś z grupy, w której przyjechaliśmy np. gdy w kręgu lub ognisku nie wszyscy są pełnoletni. Druga postawa, którą można przyjąć, to taka, że skoro pewnych zasad trzymamy się w Polsce, to zmiana kraju, kultury i inne okoliczności nie wpływają na nasze podejście.

Domowa impreza

Sprawa picia w mundurze została już chyba dobrze wyjaśniona, a sprawy kulturowo-historyczne przedstawione. Jednak jest jeszcze jeden obszar, który chciałbym poruszyć. Bowiem, gdy zdejmiemy mundur nie przestajemy być drużynowymi, akelami, szefami kręgu, ogniska itd. Moim zdaniem, mimo innego ubioru i okoliczności, część kontekstu kulturowego, o którym wcześniej pisałem, pozostaje. Wyobraźmy sobie, że nasz wilczek czy harcerz widzi nas w sobotnie popołudnie w ogródku piwnym, bądź gdy nieco później wyprowadzamy pijanego kolegę z baru. Nie wiemy, co chłopak może sobie o tym pomyśleć, mimo że w tych sytuacjach sami mogliśmy zachowywać umiar. Może przejść obok tego obojętnie lub czuć się zgorszony. W takim wypadku dość często ważne jest podejście w jego rodzinie. Opcji jest wiele. Może w domu chłopaka jest przemoc alkoholowa, albo rodzice są zagorzałymi abstynentami lub też zwyczajnie jeszcze jako młody idealista uważa alkohol za zło. Dlatego lepiej się wystrzegać takich sytuacji, bo mogą one (choć nawet niesłusznie) spowodować u podopiecznego utratę zaufania do szefa, a może nawet do całego Ruchu. Być może kiedyś chłopak sam dojrzeje do tego jak podchodzić do alkoholu (albo wcześniej przeczyta ten artykuł). W tym momencie nie nam to oceniać, skoro jakieś działanie może zaszkodzić, to po prostu lepiej go nie uskuteczniać. Domowa impreza, urodziny przyjaciela, niedzielny obiad u cioci, czyli wszędzie tam, gdzie nasze zachowanie nie wywołuje żadnych kontrowersji, są moim zdaniem znacznie lepszymi miejscami, by (z umiarem!) pić alkohol.

Niewykluczone, że dla niektórych ostatni akapit jest nieco przesadzony. Też bym tak uważał, gdyby w naszym społeczeństwie podejście do alkoholu było bardziej uporządkowane. Dlatego polecam rozmawiać z podopiecznymi o alkoholu i kulturze picia.  Czy ZZ jest odpowiedni do takich tematów? Być może, ale na pewno warto mówić o tym na Młodej Drodze i później. Z doświadczenia takich rozmów wiem, że niektórym trzeba mocniej akcentować umiar, gdyż wchodzenie w pełnoletniość ma swoje pokusy, a innym zwyczajnie należy wytłumaczyć jakie podejście powinien mieć skaut-chrześcijanin.

Można inaczej

Przez cały artykuł próbowałem odpowiedzieć na pytanie „czy Skaut Europy w Polsce może pić alkohol?”. Starałem się też rozwiązać problemy pojawiające się od strony: czy jest w tym piciu coś złego. Chrześcijanin powinien jednak przede wszystkim szukać dobra i czynić je. Dlatego w tych sytuacjach lepiej sobie zadać inne pytanie: co w tym dobrego, jakie dobro wyniknie z mojego działania? Przy takim podejściu wiele moich argumentów staje się zwyczajnie niepotrzebnych.

***

Kiedy artykuł był praktycznie ukończony, od mojego dobrego znajomego z kręgu (Franka) otrzymałem polskie tłumaczenie książki Baden-Powella Rovering to success. W pozycji tej, skierowanej do osób w wieku wędrowniczym, autor pisze o alkoholu. Nie chciałem jednak wspominać o tym wcześniej, a tym samym trochę burzyć układ swojego artykułu, gdyż moje wnioski ze Skautingu dla chłopców pokrywają się ze zdaniem Baden-Powella zamieszczonym w Rovering to succes, gdzie m. in. przestrzega przed „tym trzecim kieliszkiem”. Dodatkowo, w otrzymanej od Franka książce, temat alkoholu poruszony jest od strony, z którą może się identyfikować każdy, niekoniecznie skaut. A o umiarkowaniu w życiu oczywiście można napisać, tylko już w innym, także długim, artykule.

***

Podczas pisaniu artykułu korzystałem m.in. z:

Marcin Wnuk, Barbara Purandare, Jerzy T. Marcinkowski, Struktura spożycia alkoholu w Polsce w ujęciu historycznym, Probl Hig Epidemiol 2013, 94(3), s. 446-450;

Leszek Rysak, Początki harcerstwa, Biuletyn IPN, nr 5-6/2010, s. 18-28;

Robert Baden-Powell, Skauting dla chłopców, 1990 (reprint z 1938r.);

Robert Baden-Powell, Rovering to success, zbiór własny (Jest to inne tłumaczenie, niż istniejące wydanie papierowe. Chętnym mogę udostępnić pdf.);

Czy katolik może… Pić, palić i brać narkotyki? https://opoka.org.pl/biblioteka/P/PR/droga_201418_pic_katolik_uzywki.html

Piotr Wąsik


Wilczek, harcerz, wędrownik. Następnie akela i szef kręgu. A to wszystko w Radomiu. Działa w Namiestnictwie Wędrowników. Niepoprawny fan polskiej Ekstraklasy.

Jałmużna też służba

Służba to jeden z pięciu celów skautingu, w sposób szczególny uwydatniony w czerwonej gałęzi. Przede wszystkim służba realizowana jest poprzez podjęcie się pracy wychowawczej w jednostce.

Ale nie jest to jedyny jej wymiar. Patrząc od strony nurtu męskiego, już na jednej z pierwszych wędrówek po przejściu do kręgu, pielgrzymce na Święty Krzyż, wędrownicy mogą doświadczyć bezpośredniej służby drugiemu człowiekowi. Nieraz w czasie drogi można pomóc napotkanym ludziom przy zbieraniu ziemniaków, jak to na koniec września przystało. Przez następną część roku, podczas Młodej Drogi, pojawiają się kolejne okazje, by rozwijać w sobie zmysł służby. Jednak nie jest on jeszcze ukierunkowany na pomoc wychowawczą w jednostce.

Służba na Świętym Krzyżu 2012 r., fot. Marcin Jędrzejewski

Po zakończeniu Młodej Drogi, objęcie funkcji szefa/szefowej jednostki może znacznie ograniczyć czas na dodatkowe aktywności czy wolontariat. Szczególnie, gdy do szkoły lub studiów dochodzi praca dorywcza lub na pełen etat. Co więc zrobić, gdy nasze pragnienie pomocy drugiemu człowiekowi wykracza poza pracę wychowawczą w Stowarzyszeniu, a barierą jest może nawet nie tyle brak czasu, co brak możliwości lub odwagi? Rozwiązaniem może być jałmużna.

Wiadome jest, że organizacje i dzieła charytatywne, pomocowe czy misyjne opierają się na ludziach i funduszach. Nasza jałmużna może więc współtworzyć jeden z filarów funkcjonowania tych dzieł. Trzeba bowiem wiedzieć, że jałmużna nie ogranicza się do datków dawanych żebrzącym na ulicach, a dotyczy wszystkich form wspierania potrzebujących. I nie chodzi tylko o wymiar materialny!

Jest on istotny, ale ważne jest, aby za darem szła postawa serca i gotowość do ofiarności. Już w Starym Testamencie czytamy: „Lepiej jest dawać jałmużnę, aniżeli gromadzić złoto. Jałmużna uwalnia od śmierci i oczyszcza z każdego grzechu. Ci, którzy dają jałmużnę, nasyceni będą życiem” (Tb 12, 8-9) oraz „Tak zaskarbisz sobie wielkie dobra na dzień potrzebny, ponieważ jałmużna wybawia od śmierci i nie pozwala wejść do ciemności” (Tb 4, 9-10). Widzimy, że oprócz materialnego aspektu wsparcia potrzebujących, jałmużna powoduje również otrzymanie daru – i to najwyższej klasy – przez ofiarodawcę. Ofiarność prowadzi więc do uświęcenia. Dlatego warto gromadzić sobie skarby w niebie poprzez rozdawanie skarbów tu na ziemi: „A Ojciec twój, który widzi w ukryciu, odda tobie” (Mt 6, 4). Ale nie pomyślmy sobie, że zaniedbując różne aspekty naszego życia, „kupimy” sobie miejsce w niebie rozdając pieniądze ubogim. Inny z autorów Pisma Świętego, św. Paweł, pisząc bowiem o jałmużnie, przypomina podstawę każdego chrześcijańskiego działania: „I gdybym rozdał na jałmużnę całą majętność moją, a ciało wystawił na spalenie, lecz miłości
bym nie miał, nic mi nie pomoże” (1 Kor 13, 3). Jałmużna przynosi więc korzyść duchową jedynie, gdy idzie w parze z miłością. Miłość zaś otwiera człowieka na łaskę. O istocie dawania jałmużny mówił nie tylko Apostoł Narodów. Papież Franciszek w Roku Miłosierdzia powiedział tak:

„Dawanie jałmużny może się wydawać rzeczą prostą, ale musimy uważać, aby nie ogołocić tego gestu z wielkiej zawartej w nim treści. Termin «jałmużna» pochodzi z języka greckiego i oznacza właśnie «miłosierdzie». Zatem jałmużna powinna nieść z sobą całe bogactwo miłosierdzia. A ponieważ miłosierdzie wyraża się na tysiące dróg i tysiące sposobów, to także jałmużna wyraża się na wiele sposobów, aby ulżyć trudnościom osób potrzebujących”.

Rozważanie Papieża Franciszka wygłoszone podczas nadzwyczajnej audiencji ogólnej związanej z Jubileuszem Miłosierdzia

Gorąco zachęcam do praktyki jałmużny. Nie tylko jako pewnego rodzaju „zastępstwo” wolontariatu, czy innej aktywności pomocowej. Przez kilka lat, gdy byłem szefem kręgu, na początku Wielkiego Postu, przedstawiałem wędrownikom jałmużnę. Zachęcałem ich wtedy, aby w tym okresie wyrzeczeń, przekazać wsparcie materialne potrzebującym i potraktować to właśnie jako formę służby. Wiem, że część z chłopaków praktykowała to z dobrym skutkiem, ale nie znam szczegółów, bo skrytość też jest jednym z elementów jałmużny. Skoro, gdy dajesz jałmużnę, a lewa ręka ma nie wiedzieć, co czyni prawa, to tym bardziej szef kręgu ? (por. Mt 6, 3).

W związku z jałmużną nasuwa się kilka praktycznych pytań, na które spróbuję odpowiedzieć.

Komu dawać?

Jeżeli decydujemy się na przekazywanie pieniędzy, to wspieranie pośrednie, czyli poprzez różne organizacje, wydaje się być rozsądniejszą opcją. Mamy wtedy większą pewność, że ludzie potrzebujący rzeczywiście dobrze wykorzystają nasz datek i nie zostanie on wydany np. na alkohol w przypadku osób zmagających się z chorobą alkoholową. Nad wszystkim bowiem czuwają – a przynajmniej tak powinno być – ludzie wiedzący w jaki sposób pomagać. Przykłady różnych organizacji przedstawiłem na końcu artykułu. Oczywiście można też samemu poszukać celu, który chcemy wspomóc. Szukając warto pamiętać o prostej weryfikacji, czy dany cel nie jest zwyczajnym oszustwem.

Jak dawać?

Jałmużna wkroczyła do Internetu i ma się dobrze, więc przelew pieniędzy na konto organizacji jest chyba najprostszą opcją. Nadal jednak pozostają skryte gdzieś w głębi kościołów skarbony podpisane „jałmużna dla potrzebujących”. W tym wypadku na pewno
nikt się nie dowie, czyja ręka wrzuciła pieniądze. Przekazywanie ubrań, czy nawet zużytego sprzętu elektronicznego, też jest dobrą i potrzebną formą, jednak wymaga już nieco większego zaangażowania niż internetowy przelew. Nie zapomnijmy też o modlitwie za tych, którym przekazujemy dary, szczególnie przy braku bezpośredniego kontaktu.

Ile dawać?

Odpowiem tak: tyle, ile się chce wiedząc, ile się może (lepiej, żeby dawanie jałmużny nie wpędziło nas w tarapaty finansowe). Ważna jest stała gotowość serca do dzielenia się z innymi. Nie tylko pieniędzmi! Może więc zacznie się od przelewu 50 zł raz na pół roku, a skończy na comiesięcznej dziesięcinie? Ale to już temat na inny artykuł. 

Podsumowaniem tej krótkiej zachęty do praktykowania jałmużny niech będą słowa św. Franciszka z pierwszej Reguły zakonu:

 „Jałmużna jest dziedzictwem i prawem ubogich, które nabył Pan nasz Jezus Chrystus. I bracia, którzy trudzą się zbieraniem ofiar, otrzymają wielką nagrodę i dają okazję do nagrody ofiarodawcom; zginie bowiem wszystko, co ludzie zostawiają na tym świecie, lecz za miłość i za złożone jałmużny otrzymają życie wieczne”.

św. Franciszek, I Reguła Zakonu

 Przykłady organizacji:

  • Wspierające ubogich i bezdomnych:
    • Fundacja Kapucyńska im. bł. Aniceta Koplińskiego fundacja prowadzona przez oo. Kapucynów w centrum Warszawy. Wspiera ubogich i bezdomnych poprzez m.in. prowadzenie jadłodajni, pomoc medyczną oraz opiekę duszpasterską. Strona internetowa: https://fundacja-kapucynska.org
    • Kamiliańska Misja Pomocy Społecznej – fundacja założona przez Zakon Ojców Kamilianów. Pomaga przede wszystkim bezdomnym prowadząc
      m.in. schronisko czy program mieszkań treningowych.
      Strona internetowa: https://misja.com.pl
    • Caritas – katolicka, międzynarodowa organizacja charytatywna działająca również w Polsce. Wspiera tyle obszarów, że trudno wszystkie wymienić:
      od Wigilijnego Dzieła Pomocy, Okna Życia po jadłodajnie i domy
      dla bezdomnych. Strona internetowa: https://caritas.pl

  • Misyjne:
    • Pomoc Kościołowi w Potrzebie – międzynarodowa organizacja charytatywna
      na prawie papieskim, która wspiera chrześcijan tam, gdzie są prześladowani, uciskani lub w potrzebie duszpasterskiej. Nasze wsparcie może polegać
      m.in. na zakupie rękodzieła wykonywanego przez chrześcijan zamieszkujących Ziemię Świętą. Strona internetowa: http://pkwp.org
    • Zespół Pomocy Kościołowi na Wschodzie – zespół powołany przy Sekretariacie Konferencji Episkopatu Polski, który świadczy przede wszystkim wsparcie personalne, wysyłając osoby duchowne do krajów byłego ZSRR zamieszkiwanych przez Polaków. Przy okazji Zespół zbiera i przekazuje fundusze
      na funkcjonowanie tych dzieł. Strona internetowa: http://wschod.misje.pl
    • Misja katolicka w Mpunde w Zambii – polska misja, którą obecnie prowadzi
      ks. Adam Pergół. Oprócz pracy duszpasterskiej wspiera młodzież i dzieci
      w edukacji m.in. fundując naukę i wyjazd na studia.
      Strona internetowa: http://mpunde.net
    • Referat Misyjny Księży Werbistów – instytucja działająca w ramach Polskiej Prowincji Zgromadzenia Słowa Bożego. Zajmuje się szeroko pojętą animacją misyjną Kościoła w Polsce oraz bezpośrednią pomocą misjonarzom
      i misjonarkom. Strona internetowa: https://www.pomocmisjom.werbisci.pl
    • Fundacja Kasisi – założona przez Szymona Hołownię fundacja wspiera dzieci, którymi opiekują się misjonarki w Zambii. Prowadzi wiele projektów
      i umożliwia przekazywanie pieniędzy na bardzo konkretne cele, np. mleko
      czy zabawkę dla dziecka. Strona internetowa: https://www.fundacjakasisi.pl

  • Wspierające chorych i niepełnosprawnych:
    • Fundacja im. Brata Alberta – fundacja prowadzona przez ks. Tadeusza Isakowicza-Zaleskiego, której działania obejmują prowadzenie domów stałego pobytu, domów dziennego pobytu, warsztatów terapii zajęciowej, świetlic terapeutycznych, ośrodków adaptacyjnych, szkół oraz przedszkoli integracyjnych. Strona internetowa: https://albert.krakow.pl
    • Dom Pomocy Społecznej dla Dzieci i Młodzieży w Broniszewicach – dom prowadzony przez siostry dominikanki, które opiekują się chłopakami
      z różnym stopniem niepełnosprawności. Strona internetowa: https://domchlopakow.pl
    • Stowarzyszenie Klika – stowarzyszenie młodych wolontariuszy, głównie studentów, niosących pomoc i radość osobom niepełnosprawnym. Wolontariusze pomagają zarówno w DPSie w Krakowie, jak i w prywatnych mieszkaniach podopiecznych. Strona internetowa: https://www.klikakrakow.pl
    • Fundacja Gajusz – fundacja prowadząca m.in. hospicja domowe, stacjonarne
      i perinatalne. Hospicjum perinatalne opiekuje się rodzinami, u których w trakcie ciąży wykryje się tzw. wady letalne płodu.
      Strona internetowa: https://gajusz.org.pl
    • Bonifraterska Fundacja Dobroczynna – fundacja powołana przez Zakon Bonifratrów. Prowadzi m.in. Środowiskowy Dom Samopomocy – placówkę dziennego pobytu przeznaczoną dla chorych psychicznie, niepełnosprawnych intelektualnie czy Zakład Aktywności Zawodowej dla osób niepełnosprawnych.  Strona internetowa: http://bonifundo.pl

  • Inne:
    • Fundacja Makatka – fundacja ma na celu wspieranie kobiet na początku
      ich macierzyństwa oraz promowanie wartości chrześcijańskich w życiu rodzinnym. Strona internetowa: http://www.fundacjamakatka.pl
    • Opactwo Benedyktynek w Staniątkach – najstarsze opactwo benedyktynek
      w Polsce. Mniszki spędzają wiele czasu na modlitwie, uprawie roślin
      oraz hodowli zwierząt. 800-letnie opactwo w Staniątkach potrzebuje remontu, a siostry same nie są w stanie go sfinansować. Strona internetowa: https://www.benedyktynki.eu
    • Orla Straż – fundacja założona w trakcie wojny z ISIS, która niesie pomoc ofiarom terroryzmu na Bliskim Wschodzie. Wspiera przede wszystkim chrześcijan
      i jezydów. Strona internetowa: https://www.orlastraz.org

Piotr Wąsik


Wilczek, harcerz, wędrownik. Następnie akela i szef kręgu. A to wszystko w Radomiu. Działa w Namiestnictwie Wędrowników. Niepoprawny fan polskiej Ekstraklasy.