Organizacja wędrówki. Krótki poradnik

Mundur, buty, plecak, śpiwór, karimata, menażka, ubrania na zmianę, latarka, Pismo Święte i jakiś wspólny sprzęt z excelowej listy. Większość z nas kompletując te kilka rzeczy, jednocześnie rozpoczyna i kończy swoje przygotowania do wędrówki (najczęściej na dzień przed wyjazdem). Jednak w kręgu/ognisku jest co najmniej jedna osoba, dla której przygotowania do wyjazdu wykraczają poza te parę punktów. Tym kimś jest śmiałek, który zgłosił się do organizacji wędrówki.

Dobre przygotowanie wędrówki to jeden z kluczowych punktów udanego wyjazdu. W związku z tym jest to sztuka niełatwa, ale znowu też nie taka trudna. W swoim życiu zorganizowałem lub współorganizowałem wiele wędrówek. Dlatego w tym artykule postanowiłem podzielić się moim doświadczeniem, szczególnie z tymi, którzy robią to pierwszy czy drugi raz. Zapewne nie uda mi się zawrzeć w nim wszystkiego, ale mam nadzieję, że dzięki temu krótkiemu poradnikowi, przygotowanie wędrówki stanie się nieco łatwiejsze, a z chaosu rzeczy do zrobienia wyłoni się uporządkowana lista.

Miejsce

Punkt wyjściowy przygotowań. Wybór, od którego może wiele zależeć. Czasem miejsce wędrówki odpowiada na jakieś potrzeby kręgu/ogniska („chcemy się wspinać”, „marzymy o wschodzie słońca nad morzem”, „musimy się styrać”), a czasem ma być po prostu miłą odskocznią od miejskich krajobrazów i pozwolić cieszyć się pięknem przyrody. Z reguły, znacznie przyjemniej jest wędrować, gdy mamy jakiś konkretny cel i nie chodzi tu tylko o np. sanktuaria, które często wybieramy jako kres wędrówek. Oczywiście znam osoby, dla których miejsce wyprawy nie jest specjalnie ważne. Nawet oni jednak najpewniej nie wybraliby się na wędrówkę, która wiodłaby poprzez dzielnice macierzystego miasta. Dlatego warto przyłożyć się do tego zadania. Wybór miejsca może ewoluować w momencie, gdy zaczniemy analizować kolejne podpunkty takie jak: trasa, dojazd czy noclegi. Od czegoś jednak musimy zacząć.

Skąd czerpać inspirację? Opcji jest wiele. Może to być jakiś przypadkowo znaleziony  artykuł w gazecie lub rolka na Instagramie. Jeżeli mamy określony cel do zrealizowania np. wspinaczkę, to trzeba wtedy trochę „pogooglować” o trasach wspinaczkowych i ich lokalizacjach. Polecam też spędzić trochę czasu na mapach satelitarnych, które dają z grubsza obraz tego, gdzie są lasy, miejscowości, czy w przypadku map Google, pokazują nawet pinezki z atrakcjami.

Ja zapisywałem sobie takie potencjalne cele wędrówkowe nawet w czasie, kiedy nie miałem do zorganizowania żadnej wędrówki, a później, gdy pojawiła się potrzeba, wracałem do tych pomysłów.

Dojazd

Jest to punkt, który nieraz weryfikuje wymarzony cel wędrówki. Często analizuje się go w tym samym czasie co miejsce wyprawy. W większości przypadków dotarcie na miejsce wędrówki odbywa się dzięki komunikacji zbiorowej. Pociąg, autobus i samolot (ostatnio jak sądzę coraz popularniejszy), to środki komunikacji używane chyba przez każdego. Przy poszukiwaniu najbardziej pasującej stacji czy przystanku polecam posiłkować się mapami i sprawdzać dokładną lokalizację. Niektóre stacje kolejowe i lotniska mają niewiele wspólnego ze swoją nazwą i są w znacznej odległości od wspomnianych miejscowości. Czasem jest to plus, bo np. pociąg zatrzymuje się przy samym szlaku i omija nas wędrówka przez miasto, ale zdarzają się również niemiłe zaskoczenia (kto by pomyślał, że niektóre lotniska z tanimi lotami znajdują prawie 100 km od miasta docelowego…).

Alternatywą jest podróż autami/busami. Samochody dają nam wolność i pozwalają dojechać praktycznie w każde miejsce. Ale mają też minusy. Wymagają zaangażowania kierowców i troski o bezpieczne miejsca parkingowe. Dodatkowo, co wydaje mi się ważniejsze, zabierają trochę ducha skautowego m.in. poprzez zamieszanie z przestawianiem samochodów czy pokusę przewożenia sprzętu w bagażniku pomiędzy noclegami. Dlatego ostrożnie korzystałbym z tej opcji dojazdu.

Trasa

Chcielibyśmy, żeby była malownicza i głównie na łonie natury. Jednak mamy ograniczenia. Pierwsze ograniczenie to dojazd. Trasa musi rozciągać się między jakimiś dwoma punktami, do których da się dotrzeć „z zewnątrz” i są to np. przystanki kolejowe. Kolejne ograniczenie to nasze nogi. W zależności od terenu i kondycji optymalne wydaje się pokonywanie 15-20 km na dzień. Pozwala to na wypełnienie dnia pozostałymi elementami planu. Msza Święta, Godzina Drogi/Światła, przygotowanie posiłku –  wymagają należytej staranności i zajmują w sumie kilka godzin. Oczywiście uczestniczyłem w wędrówkach, w których dystans dzienny wynosił 30 km. Jednak okupione to było większym zmęczeniem, krótkim snem i pojedynczymi kontuzjami. Dlatego przy dłuższych trasach warto przedyskutować w kręgu/ognisku, czy sprostacie takim dystansom.

W planowaniu staramy unikać się dróg z dużym ruchem, preferujemy szlaki, drogi wiejskie i leśne. Dobrym narzędziem do wytyczenia trasy są mapy.com (dawniej znane jako mapy.cz) oraz mapa-turystyczna.pl. W tym wypadku mapy Google nie są najlepszym narzędziem, ale świetnie sprawdzają się jako wsparcie tych dwóch wymienionych, w kwestiach logistyczno-zaopatrzeniowych.

Przykładowa trasa przygotowana na portalu mapa-turystyczna.pl

Rozciąganie pinezek między punktami i dodawanie punktów pośrednich zajmuje trochę czasu. Tym bardziej że w takim momencie pojawiają się kolejne kwestie, które nasze planowanie niekiedy mogą wywrócić do góry nogami.

Noclegi

Po przejściu do tej kwestii okazuje się, że między pinezkami start i meta, na planowanej trasie pojawiają się kolejne punkty równe liczbie nocy, które spędzicie na wędrówce. Bez noclegu się nie obejdzie. W porze jesienno-zimowej, gdy większość z nas nie planuje nocować w namiocie, trzeba znaleźć miejsca, które przyjmą kilku czy kilkunastu skautów. Takimi noclegami mogą być schroniska turystyczne czy młodzieżowe, domy parafialne, szkoły, remizy czy świetlice wiejskie. Te pierwsze trochę kosztują, a pozostałe najczęściej są bezpłatne, ale warto w jakiś sposób okazać wdzięczność za gościnę. Mimo, teoretycznie, wielu opcji, wspominanych miejsc noclegowych nie spotykamy na każdym kroku. Dlatego jest to spore ograniczenie i ważny punkt wytyczania trasy.

Inaczej sprawa kiedy nocujemy pod namiotami czy tarpami. Wtedy mamy więcej możliwości i znacznie łatwiej zaplanować trasę taką jak byśmy chcieli. Możemy rozbić się na polu namiotowym, przy parafii, na czyjejś działce, na dziko w znalezionym wcześniej miejscu bądź w wybranym ad hoc. Lepiej zaplanowane noclegi zazwyczaj zapewniają lepszą możliwość zachowania higieny czy większe bezpieczeństwo. Te bardziej spontaniczne dają wolność i łatwość w planowaniu trasy (a czasem też dreszcz emocji). Często podczas wędrówki wybrana zostaje forma „mieszany, mieszany”, czyli kombinacja wyżej wymienionych noclegów.

Niezależnie jakie miejsce wybierzemy na nasz nocleg, warto aby umożliwiało ono zregenerowanie naszych sił, chroniło od złych warunków atmosferycznych i pozwalało na higienę po całym dniu marszu (jezioro czy strumień w pobliżu, to także dobre rozwiązanie).

Przydatną stroną może być też wiating.eu z informacjami m.in. o wiatach, w okolicy których można się  rozbić czy rozpalić ognisko.

Zakupy i woda

To są dwa punkty, o których czasem zapominamy przy planowaniu wędrówki. Ciężko jest zabrać całą potrzebną wodę pitną i prowiant z punktu startowego. Jesteśmy więc skazani na uzupełnianie zapasów na bieżąco. Wodę, która kończy się szybciej, możemy uzupełniać u ludzi. Zakupy spożywcze można robić rzadziej, ale niezbędny jest sklep. Z tego wynika, że na naszej trasie powinny pojawić się jakieś skupiska ludzi.

Dobrą praktyką jest kupowanie jedzenia na max. dzień, dwa do przodu. Dzięki temu jedzenie będzie świeże i istnieje mniejsza szansa, że popsuje się w upalne dni. Przy planowaniu posiłków należy wziąć pod uwagę możliwości lokalnych sklepów. Mimo coraz większej dominacji dyskontów w pozamiejskim krajobrazie nadal będziemy natrafiać na wiejskie sklepy, w których zazwyczaj nie dostaniemy wielu produktów.

W sytuacji, gdy wyruszamy na dłuższą wyprawę w miejsca oddalone od jakichkolwiek miejscowości, musimy skrupulatnie zaplanować zaopatrzenie. Do jadłospisu warto wybrać bardziej kaloryczne, niepsujące się i lekkie produkty, aby przetrwały one kilka dni i nie ciążyły nadto w plecaku. Co do wody, to w takich sytuacjach uzupełnia się ją w schroniskach czy w górskich strumieniach. Dla pewności wodę można przegotowywać bądź korzystać ze środków uzdatniających.

Inne uwagi

„Last but not least” jak mawiają rodacy Baden-Powella. Nic nie jest za darmo. Także wędrówka. Należy o tym pamiętać, planując wędrówkę. Jeżeli chcemy zrobić coś, co wykracza poza budżet, to trzeba zawczasu pomyśleć o dodatkowym finansowaniu. Koszt wędrówki nie powinien też być kwestią, która podzieli krąg czy ognisko.

Będąc bliżej spraw papierkowych, to warto wspomnieć też o zgłaszaniu do kuratorium wędrówek letnich w przypadku młodych ognisk przewodniczek i kręgów wędrowników. Starajmy się, aby wszystko było bezpiecznie przygotowane.

Co dalej?

Punkty odhaczone, mapy wydrukowane, a noclegi obdzwonione. Nic tylko ruszać w drogę. Czy w trakcie starannie przygotowanej wędrówki może pójść coś nie tak? Oczywiście, bo pomyłki i niespodziewane sytuacje to część naszego życia. Dla wielu przewodniczek i wędrowników źle wybrana droga na skrzyżowaniu stała się początkiem przygody, którą z uśmiechem zapamiętają do końca życia. A ja ze swojego doświadczenia mogę powiedzieć, że takich spontanicznych przygód wszystkim życzę. Dobrej drogi!

Fot. na okładce: Ernest Benicki

Piotr Wąsik


Wilczek, harcerz, wędrownik. Następnie akela i szef kręgu. A to wszystko w Radomiu. Działa w Namiestnictwie Wędrowników. Niepoprawny fan polskiej Ekstraklasy.

Proste środki

Choć tytuł brzmi lapidarnie, sam tekst mówi o twórczym byciu w świecie, jego kontemplacji i organicznym rozwoju, które oferuje skauting.  Warunkiem do tego jest świadomie ograniczenie własnych ambicji imponowania wychowankom i odrzucenie rozpowszechnionych wokół, wysoko przetworzonych narzędzi. Są one wygodne i atrakcyjne, ale wzmacniają egoizm, chciwość i zawłaszczenie świata. Artykuł nawiązuje do konferencji z Watahy wiosennej 2025. 

Trudne wybory – łatwe życie  

Szczęśliwe dzieci przeżywają spontaniczne przygody z przyjaciółmi na łonie przyrody. Nieszczęśliwe konsumują karykaturę tych doświadczeń w postaci zaprojektowanych przez specjalistów wirtualnych przyjemności. Dlaczego tak się dzieje? 

Każdy rozsądnie zaprojektowany pojazd ma równocześnie wbudowane mechanizmy przyspieszania i hamowania. Gdyby istniał samochód, który może tylko przyspieszać, bardzo szybko dochodziłoby do utraty kontroli i wypadków z jego udziałem. W podobny sposób Bóg w procesie ewolucji przystosował człowieka do życia na tym świecie – w zdrowym organizmie przyspieszające procesy są naturalnie hamowane, aby nie skończyły się katastrofą. Im gwałtowniejsze przyspieszenie, tym silniejsza reakcja hamująca. Ten mechanizm uczy człowieka, że jest stworzony do nieskończoności i nigdy nie przestanie pragnąć więcej, nasycając się doczesnymi przyjemnościami. 

Jednym z opisywanych powyżej procesów jest dążenie do przyjemności. Odpowiedzią organizmu na przyjemność jest po pewnym czasie dyskomfort, a na nieprzyjemność – zadowolenie. Przypomnij sobie poczucie przesytu po obfitym posiłku, zniesmaczenie po wielogodzinnym maratonie serialowym lub – przeciwnie – euforię po kąpieli w zimnym strumieniu. 

Kluczowe są też długość i powtarzalność bodźców – im silniejszy początkowy sygnał, tym intensywniejsza reakcja. Weźmy na przykład próbę rozpoczęcia pracy po długim czasie spędzonym na dryfowaniu w internecie. Czasem, mimo szczerych chęci, wydaje się to wręcz niemożliwe. Dlatego ciągłe zwiększanie natężenia bodźców i przyjemności to prosta droga do katastrofy. 
Gdy jednak przełamiesz opór i wytrwasz w pracy, po pewnym czasie nawet długie przerwy przestaną być potrzebne. Samo działanie zaczyna przynosić satysfakcję, która nabudowuje się i rośnie z czasem. Podobna radość rodzi się po kilku dniach obozu, pielgrzymki czy wędrówki, w spontanicznej grze zrodzonej z nudy i innych przygodach wywołanych trudnymi warunkami. 

Na poziomie neurologicznym zjawisko to wiąże się z układem nagrody i rządzącą nim dopaminą, jednak nie czuję się na tyle kompetentny, by je opisywać – zamiast tego polecam ten film: [Admit it… cheap dopamine is ruining your life]

Skauting wykorzystuje te naturalne procesy, aby wychowywać szczęśliwych, dojrzałych  
i wolnych ludzi, zgodnie z głównym przesłaniem tego artykułu i powyższego filmiku: 

Łatwe wybory to trudne życie. 
Trudne wybory to łatwe życie. 

Ślady prostych środków 

Stosowanie prostych środków na trwałe wpisał w nasze DNA piąty punkt Karty Skautingu Europejskiego:  

Skauting uważa życie i grę na łonie przyrody za istotną i oryginalną zasadę swej metody. Nie sprowadza człowieka do roli wielkiego inżyniera. Wierzy, że przyrodę najpierw trzeba kontemplować, następnie urządzić bardziej niż przekształcić: chce wychowywać młodych do pokory, ducha ubóstwa, bezinteresownej służby poprzez zastosowanie prostych, dostępnych dla każdego środków, które rozwijają zdolność trzeźwego osądu, zręczność i umiejętność oraz poczucie harmonii, co wyklucza zastosowanie kosztownych technik, rozwijających iluzje i zaślepienie.  

Jak widać, to przesłanie jest pełne głębokich znaczeń: kontemplacja, pokora, ubóstwo, służba i harmonia. Te wartości przenikają również Ewangelię. 

Zrozumienie tego punktu jest kluczowe do prowadzenia prawdziwie skautowych zajęć, obozów i zbiórek, prowadzących krok za krokiem do chrześcijańskiego ideału. 

Efekciarstwo 

Nawet szefowie z dobrze ukształtowaną skautową intuicją mogą ulec pokusie efekciarstwa. Objawia się ona chęcią zrobienia wrażenia na podopiecznych (a tym samym podnoszenia ich oczekiwań). Przecież nic złego się nie stanie, jeśli na jednej zbiórce zabiorę gromadę na konie, na kolejnej pójdziemy na ściankę wspinaczkową, a potem w centrum nauki zbudujemy robota. Prawda? 

Tak, nikt nie ucierpi, a dzieci zetkną się z nowymi doświadczeniami, może nawet odkryją pasję. Problem w tym, że takie zajęcia to nie skauting, lecz inna forma aktywności pozaszkolnej. Choć służą rozwojowi, nie realizują celów wychowawczych skautingu. W większych miastach nie brakuje zajęć dodatkowych, ale jest bodaj tylko jedna forma, która równocześnie kształtuje charakter, służbę, zmysł praktyczny, zdrowie i relację z Bogiem – i szkoda marnować ją na hobbystyczne eksperymenty. 

Nie chodzi tutaj o to, że skautowe zajęcia mają być byle jakie. Wprost przeciwnie, uruchomienie swojej kreatywności i zmysłu przygody u podopiecznych jest konieczne, żeby zbiórki były naprawdę atrakcyjne, a nie tylko przypudrowane – żeby były jakieś. 

Kosztowna technika czy prosty środek? 

Zatem jakie narzędzia, techniki i formy prowadzenia zbiórek, wyczynów i sprawności warto wybierać? Odpowiedź „to zależy” pasuje prawdopodobnie do każdego tego typu pytania. Trudniejsze jest niuansowanie okoliczności, od których to zależy. Dlatego proponuję serię pytań, które można sobie zadać przed dokonaniem wyboru: 

1. Czy to narzędzie jest potrzebne do harcu, który mam w głowie? Np. nerfy vs łuki. 

2. Jak zmieni ono świat wokół? Czy będzie to zmiana pozytywna czy negatywna, trwała czy chwilowa? Pomyśl o efektach w postaci dźwięku, zapachu, wyglądu. Np. spray vs kreda podczas podchodów. 

    3. Czy mogę osiągnąć to samo, stosując coś prostszego? Np. utrwalanie wspomnień przez zdjęcia z telefonu vs prowadzenie kroniki. 

    4. Czy sprzyja to byciu w świecie, wśród ludzi, czy mnie od nich odcina? Np. oczy utkwione w telefonie vs wspólna obserwacja, tropienie, szyfrowanie. 

      5. Czy służy to rozwojowi kompetencji, kreatywności, pamięci, samodzielności, odpowiedzialności…? Np. papierowa mapa vs Google Maps. 

        6. Czy brak tego nie jest zbytnim utrudnieniem? Np. pisanie długopisem vs. pisanie patykiem i łzami piszących. 

          7. Czy to narzędzie można przetworzyć, dostosować, zmienić, bawić się nim, czy tylko odtwarzać gotowy schemat? Np. pionierka i plandeki vs stanica obozowa. 

            8. Czy to narzędzie jest proste czy wysoko przetworzone? Np. rower vs skuter. 

              9. Czy jest to organiczny element przygody czy przekupstwo lub wypełniacz czasu? Np. pieczenie pizzy vs zamawianie pizzy, explo vs wycieczka krajoznawcza. 

                Na końcu tego tekstu proponuję małe ćwiczenie. Wierzę, że zaproponowane przeze mnie pytania oraz te, które sam dodasz do tej listy, pozwolą Ci samodzielnie ocenić, które  
                z poniższych technik są prostymi środkami, a które budują świat iluzji. Powodzenia! 

                Podpowiedzi: 

                1. Zdjęcia i filmy: na pewno nie telefonem. Lepiej prowadzić fizyczną kronikę zastępu/gromady i wilczka/harcerza. 

                  2. Jazda konna i wspinaczka: nie jako ciekawostka, tylko element większego przedsięwzięcia. 

                    3. Drony i broń palna: zupełnie nie. W szczególności „harcerz działa na rzecz pokoju  
                    i braterstwa w Europie”. 

                    Fot. na okładce: Monika Wójcik

                      Maciej Szulik


                      Namiestnik wilczków. Nauczyciel matematyki, fizyki i wychowawca w liceum. Był Akelą 1. Gromady Krakowskiej i drużynowym PuSZczy Śląskiej.

                      Znowu te młode w moim kraalu, czyli jak zmaksymalizować korzyść służby czasowej

                      Jest czwarta w nocy. Kadra właśnie skończyła sprzątać po nocnej grze na zimowisku, ale dziewczyny, zamiast iść spać, siedzą jeszcze i gadają. Mówią o metodzie.  

                      Na łóżku obok siedzi jakaś młoda przewodniczka. Senność poszła w zapomnienie po pierwszym zdaniu, które usłyszała. Tłumi chęć robienia notatek i tylko z wytrzeszczonymi oczami śledzi przebieg rozmowy; to, co dzieje się właśnie w jej głowie, przypomina przyspieszony wybuch filmowej wielkiej miłości. Wszystko, czego doświadczyła w drużynie, skleja się w całość. Pewne oczywiste elementy bycia harcerką okazują się być genialnie przemyślanym i zorganizowanym systemem. Pedagogika, która zawsze była obecna w drużynie w niewyczuwalny sposób, wreszcie jest namacalna!

                      Młoda droga, służby czasowe – jedyny taki okres w formacji skauta. Dla mnie, teraz młodej przewodniczki, najbardziej porywający czas; właśnie dlatego, że zaczynam rozumieć skauting, gdy przysłuchuję się rozmowom drużynowej i przybocznej na zimowisku. Mówią o czymś, co mnie mocno dotyczyło, ale nie byłam tego świadoma. Im dłużej ich słucham, tym bardziej chcę to wszystko poznać od deski do deski! Zakochuję się w Skautingu na nowo.

                      Dla młodej przewodniczki wszystko jest wspaniałe i inspirujące… Chce się wiele nauczyć i widzi, ile może czerpać od szefów. Potrzebuje, żeby jej pokazać, jak działa kraal. Ma jakieś oczekiwania od służb czasowych, nie chce tylko biegać po patyki, ale chyba powinna czasami, skoro nie ma tak wiele na głowie… Jak pomóc tej zielonej w temacie, zapalonej istocie ludzkiej i właściwie czego ona potrzebuje? 

                      Pokazać prawdę o kraalu – zaspokoić głód wiedzy w wydaniu harcerskim

                      Te szalone młode przewodniczki i stuknięci młodzi wędrownicy mają w sobie ogromny głód poznania metody. Chcą się dowiedzieć, jak działa ten skauting, w którym spędzili kawał życia. Wreszcie będą mogli przekazać dalej bogactwa, które otrzymali od niezapomnianych szefów, często najważniejszych wzorów w życiu – świadomość, że niedługo sami staniemy się kimś takim, czasami jest nie do pojęcia… Co takiego robiła moja drużynowa, że całym sercem pokochałam drużynę i przy okazji ją; co miał w sobie ten przyboczny, skoro dzięki niemu tak się zapaliłem do budowania jakichś przerażających konstrukcji z niezbyt godnego zaufania sznurka? Pytanie „Jak ta kadra to robiła?!” jest motorem napędowym do uczenia się pedagogiki. Będąc w kraalu na wyjeździe, możemy to obserwować. Najcenniejsze, co można otrzymać na służbie czasowej, to przestrzeń do obserwacji, jak działacie – przede wszystkim w trudnych sytuacjach. 

                      Na zimowisku drużyny, w której miałam służbę czasową, jednego wieczoru dwa razy przyjechała straż pożarna. W tym samym budynku, w którym miałyśmy zimowisko, odbywała się dyskoteka. Didżej wpadł na błyskotliwy pomysł puszczenia dymów, które włączyły alarm przeciwpożarowy. Tylko zrobili to w budynku, którego alarm był podpięty do OSP… 

                      Gdy strażacy przyjechali po raz drugi, większość z nich z trudem ukrywała śmiech, gdy widziała znów te same blade i przerażone harcerki w pełnej gotowości do ewakuacji oraz mocno zawianego didżeja, mamroczącego, że to już się nie powtórzy. Byłoby to, oczywiście, super zabawne, ale kadra miała naprawdę dość.

                      W ten sposób właśnie, będąc w środku tego wszystkiego, widziałam prawdziwy strach drużynowej o dziewczyny, kiedy cały budynek wibrował dzikim wyciem, a na piętrze trzasnęły za harcerkami pierwsze drzwi. Zobaczyłam bardzo z bliska, „jak ta kadra to robi” i po raz pierwszy doświadczyłam ich emocji; nie widziałam będąc harcerką, że kadra się boi, że kadra nie jest pewna co zrobić i to nie tylko w poważnych jak ta sprawach. Do głowy by mi nie przyszło, że kadrze czasami wyrwie się kwik paniki na widok pająka albo stęknięcie niechęci na widok mokrych butów, które trzeba założyć na suche i ciepłe stopy, a potem uśmiechnąć się dzielnie i pogalopować przez las na apel. Na tym zimowisku zrozumiałam, że to działa zupełnie inaczej niż myślałam. 

                      To był moment zwrotny, w którym zaczęłam wierzyć w to, że ja też dam radę być tym kraalem, jeżeli te wszystkie potężne osoby także przeżywają porażki, niepewność, strach – ale sobie z tym radzą. Widziałam opanowanie przybocznej, która rozluźniała atmosferę. Patrzyłam na gotowość drużynowej, zbierającej wszystkich na miejscu w całkiem logiczny i uporządkowany sposób, mimo że wyglądała, jakby miała zaraz zemdleć. To nie był jedyny trudny moment tego wyjazdu, a ja obserwując to wszystko, nauczyłam się od nich bardzo wiele. Ale najwięcej dało mi to, że dziewczyny nie ukrywały przede mną drobnych niedociągnięć. Młodym jest bardzo potrzebne uświadomienie sobie, że kadra robi błędy. Dodatkowo – szefie, jeżeli młoda droga może się nauczyć na twoim błędzie zamiast popełniać ten sam, to nie warto chować przed nimi niedoróbek. Zapewniam, że stać nas na własne błędy. Więc jeśli na przykład w pociągu zostanie twój beret, niech to będzie nauczką również dla tej dziewczyny w czerwonej chuście, która gapi się tak, jakby ją to śmieszyło. Niech się gapi, na zdrowie, ale niech pilnuje swojego beretu do końca życia. 

                      Pomóc w dostrzeżeniu prawdy o sobie – bez pokory ani rusz

                      Skoro mowa o niedociągnięciach, warto wspomnieć też o podziale zadań, który może nastręczać problemów. Czy należy tej ogarniętej inaczej osóbce, która tyle samo co baretek ma odpowiedzialności, mądrości życiowej i doświadczenia powierzać zadania? Spójrzmy na to z tej strony: jak inaczej młoda droga ma się przekonać, że niewiele jeszcze wie? Musi popełnić błąd. Położyć gorący garnek prosto na świeżo wypleciony stół, obrócić mapę zastępu proszącego o radę gdzie się udać do góry nogami, oblać się od stóp do głów wodą z baniaka przy latrynie i wejść w wybitnie złym momencie z „Sanctus, Sanctus”. Tylko wtedy nad podziw elastyczne wyobrażenie o sobie młodej drogi nie rąbnie ponad skalę, bo – uwierzcie – kiedy pierwszy raz zobaczyłam się w czerwonej chuście, czułam, że nikt już nie może mnie niczego nauczyć; byłam wielka, byłam doświadczonym kraalem, byłam o krok od HR. Było to tuż po przejściu do ogniska, gdy moje oblicze ukazało mi się w mijanym oknie. Na szczęście wszystko wróciło do normy w trybie dość przyspieszonym, ponieważ zagapiłam się na to odbicie i z rozmachem łupnęłam w moją nową szefową ogniska. Nie wszyscy jednak mają tyle szczęścia, więc, z całym szacunkiem do młodych – ego należy im obniżać! Również przez powierzanie poważnych zadań. Zapewniam – jeżeli wszystko im wyjdzie bezbłędnie, trzeba zrobić wywiad w kadrze, bo wówczas na pewno ktoś im pomagał. 

                      Pokazać przykład – pamiętać o swojej roli  

                      Waga powierzanych zadań i odpowiedzialności również jest kluczowa. Próby wyręczania się młodą przewodniczką w rzeczach nudnych i banalnych, które może zrobić każdy, prawdopodobnie ją zniechęcą. Dodatkowo, autorytet drużynowej może lekko sklęsnąć, kiedy młoda wywęszy cień lenistwa w jej częstych prośbach o przyniesienie wody. Jeżeli sklęśnie tylko w oczach młodej, pół biedy. Problem pojawia się w sytuacji, w której widzą to zastępowe a uwierzcie, one z uwagą was obserwują… Obserwacja takiego traktowania może prowadzić tylko w dwie strony. Pierwsza opcja dzieje się, gdy zastępowa posiada samodyscyplinę i jest dojrzała – wówczas… tak, długo będziecie odbudowywać autorytet w jej oczach. Druga gdy zastępowa jest świeżo upieczona lub po prostu niewychowana; w tym przypadku weźmie z was ona przykład, wysługując się zastępem tak, jak wy młodą. Ciężko sobie w ogóle wyobrazić, jaka spirala zostanie puszczona w ruch, bo przecież każdy członek zastępu to odczuje – nadwątlone zaufanie w tylu relacjach ciężko będzie odbudować. I to wszystko ma się zepsuć tylko dlatego, że drużynowej się nie chciało? Chyba nie jest to opłacalny biznes… Tu nawet większe znaczenie od tego, jak się poczuje ten harcerz na służbie czasowej, ma to, jak to odczuje wasza jednostka! 

                      Pokazać służbę – pokora w praktyce 

                      Chodzi więc głównie o pokazanie miejsca w hierarchii. Więc chociaż ono nie jest całkiem bez znaczenia, jako przyszli szefowie potrzebujemy odkrywać, że jeszcze dużo nam brakuje. Żebyśmy mogli się rozwijać i wyciągnąć z tego roku jak najwięcej – musimy wiedzieć, że jeszcze dużo przed nami. Co z tego wynika – nie obejdzie się bez pracy i rezygnacji ze swojego komfortu na wyjeździe. Spójrzmy na samą nazwę naszego etapu rozwoju. To, że jesteśmy na „służbie czasowej”, nie oznacza, że jedziemy na wyjazd odpoczywać. Jedziemy… służyć czasowo. Młoda droga odcedza w ten sposób tych, którzy nie przyjmują tego do wiadomości. Wy zorganizowaliście to wszystko logistycznie i zasobowo, my za to mamy ambicje i chęć nauki. Grę rozłożyć umiemy, dwie nogi mamy, jakieś szare komórki też się gdzieś tam pod beretem pałętają. Damy radę rozpalić ogień na herbatę, rozbicie namiotu również nie wykracza poza nasze możliwości – nawet jeżeli chętniej przygotowalibyśmy całodniową grę i całonocną ekspresję. 

                      Pokazać rolę w grupie – kontakt z drużyną 

                      Kiedy przez chwilę mocno mi się odechciało być harcerką, a ktoś pytał, co mnie trzyma w skautingu, odpowiadałam bez namysłu, że ludzie. I mimo tego, że teraz jestem tu dla wszystkich jego elementów, a ludzie już nie muszą mnie „trzymać”, dalej te relacje są dla mnie czymś bardzo ważnym. Z wyjazdów najbardziej zapadały mi w pamięć te wspomnienia, w których to ludzie grali główną rolę; nie świetne gry czy klimatyczne ekspresje, ale przełomowe rozmowy do nocy i budowanie przyjaźni silniejszych niż jakiekolwiek inne, bo takich, które przeżyły naprawdę sporo. Można nieźle poznać człowieka, z którym razem trzęsło się na warcie, spało pod masztem, żeby nikt go nie ukradł (misja zakończona niepowodzeniem) i spaliło kuchenkę na konkursie kulinarnym. Rozmowy o trzeciej nad ranem na wyjeździe są już wyprute z jakiegokolwiek udawania – wtedy już nikt nie ma do tego głowy. I tak budują się przyjaźnie na całe życie.

                      Są relacje ludzi na tym samym etapie rozwoju, ale są też między ludźmi będącymi na różnych etapach. Pierwszy typ w ognisku nadal jest obecny, ale drugiego zaczyna brakować. Młoda droga to pierwszy moment, kiedy nie należy się do grupy ludzi na różnych poziomach. Te różnice umożliwiały mi patrzenie niemal z uwielbieniem na starsze harcerki i kraala i motywowały do bycia przykładem dla młodszych. Bałam się trochę, że ten rok będzie w pewien sposób wybrakowany pod tym względem, ale miałam umożliwiony kontakt z drużyną. Byłam delegowana do pilnowania, żeby posprzątały do końca i w innych tego typu sprawach, więc – chętnie korzystając z każdej ku temu okazji – przeżyłam kolejne kilka naprawdę poruszających rozmów i poznałam jeszcze więcej cudownych ludzi. Szefowo! Jeżeli twoja młoda przewodniczka przypadkiem się nudzi, niech wydaje podwieczorki albo zbierze drużynę na śpiewogranie. Bo kiedy na koniec wyjazdu harcerki przyszły do mnie, żeby się pożegnać, na radach dobrze o mnie mówiły i chciały jeść obok mnie, to było najwspanialsze docenienie, jakiego doświadczyłam. I to wszystko nie wydarzyłoby się, gdyby nie czas, który mogłam z nimi spędzić.  

                      Drodzy szefowie, na zakończenie chciałabym wam przypomnieć, jak bardzo luźna jest sama młoda droga. Oprócz przemyśleń egzystencjalnych na tematy narzucone przez ślady i comiesięczne spotkania, na które nie trzeba przygotowywać praktycznie nic, mamy tylko wędrówki. Tęsknimy trochę za takim harcerskim zasuwaniem, które może i było czymś wyczerpującym, ale przecież jesteśmy tu dalej. A będąc tu i targając ten mundur do szkoły, kiedy nie opłaca się wracać do domu między szkołą a skautowaniem – pokazujemy, że dalej piszemy się na ten wysiłek. Jeszcze nie mamy dość latania po lesie, wymagania od siebie, wkładania sztywnego z wilgoci munduru w lodowaty poranek i jedzenia spalonych, bliżej niezidentyfikowanych potraw. Dalej kręcą nas górskie szlaki, rozwój duchowy, służba, świeże powietrze, przyjaźnie i msze święte na mchu i szyszkach. Możecie od nas wymagać – śmiem nawet zaryzykować stwierdzenie, że tego potrzebujemy. I że nawet najbardziej rozleniwiona młoda, chociaż nigdy tego nie przyzna, z ogromną radością rozpali po raz milionowy ten ogień –nawet pod kawę. Kiedy podetknie zapałkę pod mokrą korę, dmuchnie nie tam, gdzie trzeba było i wszystko jej zgaśnie, wbrew wściekłemu mamrotaniu pod nosem pomyśli niechcący: „tęskniłam za tym od początku roku”.

                      Fot. na okładce: Monika Wójcik

                      Ida Pankiewicz


                      Obecnie młoda przewodniczka z Wrocławia, w skautingu zakochana od 9. roku życia. Zafascynowana żeglarstwem, górami i literaturą. Syndrom Włóczykija – uwielbia wędrować przed siebie, poznając nowe miejsca, a cel wędrówki odkrywać po drodze