Wakacje. Listy Starszego Brata do Młodszego #4

Drogi czytelniku!

Jeżeli po raz pierwszy czytasz artykuł z cyklu „Listy Starszego Brata do Młodszego”, to zachęcam Cię, abyś najpierw zapoznał się ze wstępem znajdującym się na początku pierwszego artykułu: https://przestrzen.skauci-europy.pl/2021/04/poczatek-listy-starszego-brata-do-mlodszego-1/ Zaś zaznajomionych z cyklem czytelników zapraszam do lektury kolejnego listu.

***

Drogi Fryderyku!

Przekazałem dzieciom Twoje podziękowania za obrazek. Myślę, że jeszcze kiedyś narysują coś, co mógłbym dołączyć do korespondencji. Jeżeli chodzi o listy Małgosi do babci, to tak się składa, że już ich nie pisze. Po kilku razach się jej znudziło. Poza tym Małgosia mówi, że przez listy nie słychać głosu babci, który bardzo lubi. W związku z tym wróciła do rozmów telefonicznych jako podstawowego środka komunikacji z babcią. Małgosia wie, że jeżeli będzie chciała znowu wysyłać listy, to jej pomogę, ale nie będę w żaden sposób zmuszał do wyboru konkretnej formy rozmowy. W takich sprawach pełnia decyzji należy do niej.

Z kolei do mnie i do Marii należy decyzja, gdzie wyjedziemy na wakacje. Na wczasach z trójką małych dzieci nie na wszystko można sobie pozwolić. Dlatego niestety nadal odpada wyjazd w jakieś wysokie góry połączony z elementem wspinaczki. W zeszłym roku byliśmy w Kotlinie Kłodzkiej i było całkiem przyjemnie, ale w tym roku, dla odmiany myślimy pojechać nad jakieś jezioro. Namawiam Marię, aby celem urlopu była Litwa, gdzie kiedyś byłem na obozie i żebyśmy nocowali na polu namiotowym zaraz przy linii brzegowej. Mam nadzieję, że uda mi się przekonać moją żonę, bo o takim sposobie wypoczynku zawszę marzyłem, a i dzieci miałyby niezłą frajdę.

Domyślam się, że Ty sporą część wakacji masz już zaplanowaną ze względu na aktywności harcerskie. Obóz, Euromoot i może jakiś kurs szkoleniowy zajmą w sumie trzy do czterech tygodni. Z jednej strony plusem jest to, że wyjazdy nie następują bezpośrednio po sobie, tylko jest czas na regenerację i odpoczynek (o tym odpoczynku jeszcze wspomnę). Z drugiej strony taki rozkład wydarzeń uniemożliwia podjęcie się jakiejś dłużej pracy wakacyjnej, gdyż trudno wygospodarować choćby pełny nieprzerwany miesiąc, który będzie całkowicie wolny od dodatkowych zajęć. Może z wyjątkiem września, który, gdy nie ma się żadnych zaległych egzaminów na studiach, nie jest już miesiącem wakacyjnych aktywności harcerskich.

Przez wiele lat mojej służby, mimo napiętego kalendarza, nie miałem nigdy poczucia, które zdaje się niektórym towarzyszy. Mam tu na myśli pragnienie dłuuugiego odpoczynku po jakimkolwiek wyjeździe harcerskim. O ile rzeczywiście, dość często obóz jest sporym wysiłkiem, zajęcia tam prowadzone są skierowane dla podopiecznych, a nie dla szefów i po takim wyjeździe chce się nieco odsapnąć. Tak, wędrówka czy kurs szkoleniowy dają szanse odpocząć (naprawdę!). Nie jest to oczywiście typ wypoczynku leżakowego, ale aktywnego. Czy aż tak wiele różni się wędrówka w górach od wyprawy w góry już bez munduru? Tu i tu będziemy zmęczeni fizycznie. Może więc problemem jest to, że ktoś na wędrówkę idzie jakby „za karę” i wtedy rzeczywiście nie sprawia ona radości i tym samym męczy.

Przypomniało mi to rozmowę, którą odbyłem już dawno temu z pewnym znajomym z kręgu. Wspomniany kolega tamtego roku był na obozie nad morzem i na wędrówce za granicą. Mimo to narzekał, że w wakacje nigdzie nie wyjechał, Gdy rozbawiony przypomniałem mu o jego podróżach, to powiedział tylko: „Tak, ale to przecież było z harcerstwa”.

Jakbym nie wychwalał wyjazdów skautowych, to jednak są przecież jeszcze osoby czy grupy spoza harcerstwa, z którymi chciałoby się spędzić trochę wolnego czasu. Przykładem może być jakakolwiek koleżanka czy dziewczyna, z którymi z racji braku koedukacji nie da się wyjechać na wspólny skautowy wyjazd (chyba, że zaliczymy do tego czas spędzony w autokarze na Eurojam). Dlatego nie dziwię się Tobie, że chciałbyś w spędzić wakacje jeszcze z kimś spoza kręgu i gromady.

Twoja relacja z Klarą musi się kształtować dość dobrze, skoro już na wrzesień planujesz kilkudniowy wyjazd z nią. Taki pierwszy wspólny wypad jest swego rodzaju wyzwaniem, szczególnie, gdy myślisz o tym, aby zrobić z niego coś na kształt wędrówki i nocować pod namiotem. Domyślam się, że dwóch namiotów nie będziecie dźwigać. Nie potępiam takiego planu, ale myślę, że decydując się na wspólne nocowanie, musicie się ze sobą na tyle dobrze znać, by nie odczuwać skrępowania. Przy tym również należy uważać, by nie poczuć się zbyt dobrze i nie przekroczyć pewnych granic oraz pamiętać, że na takie coś decydujecie się tylko na kilka dni. Myślę, że doskonale wiesz, o co mi chodzi. Dlatego po pierwsze warto porozmawiać wcześniej o tym, jak będziecie funkcjonować w takim układzie i upewnić się, że Ty i Klara tak samo postrzegacie owe granice. Po drugie warto zadbać o „naturalne” znaki waszej odrębności, choćby takie jak plecaki rozłożone pomiędzy śpiworami itp. Zewnętrzne gesty pozwalają łatwiej odnaleźć się z tym, co się myśli i robi.

Zadałeś mi pytanie, czy znam jakieś ciekawe miejsce, w które można by się wspólnie wybrać na taką wyprawę. Otóż tak się składa, że mam intersującą propozycję: wędrówka przez cały Półwysep Helski, od Władysławowa aż do Helu. Niewątpliwym plusem takiej trasy są: codzienny nocleg z widokiem na morze, las na całej długości trasy i pociąg, którym można się zabrać. Dodatkowo we wrześniu należy spodziewać się mniejszej ilości turystów. Osobiście już bardzo dawno chciałem ten pomysł wcielić w życie, ale teraz ze względu na rodzinę nie wiem czy się kiedykolwiek uda. W okresie, kiedy taka wyprawa była najbardziej realna, to niestety okoliczności nie sprzyjały i w sumie Maria zawsze bardziej wolała góry. Także jeśli zechcesz, to może Tobie uda się zrealizować to moje małe marzenie.

Urlop wziąłem /nieczytelna data/. Mam nadzieję, że uda nam się w któryś z tych dni spotkać osobiście. Życzę Ci udanych i radosnych wakacji.

Pozdrawiam serdecznie

Twój Starszy Brat Teodor

Fot. na okładce: Michał Stępień

Piotr Wąsik


Wilczek, harcerz, wędrownik. Następnie akela i szef kręgu. A to wszystko w Radomiu. Działa w Namiestnictwie Wędrowników. Niepoprawny fan polskiej Ekstraklasy.

…i Europie chrześcijańskiej cz. 2 – kryzys

W poprzednim artykule starałem się przedstawić genezę cech konstytutywnych formacji cywilizacyjnej, którą nazywamy Europą chrześcijańską. Cechami tymi była klasyczna triada: filozofia grecka – prawo rzymskie – religia katolicka. Europa dzisiejsza, i zdaję się nie być osamotniony w tym poglądzie, mocno odbiega jednak od tego wzorca. Dlaczego tak się stało? Zmiany zachodzące w formach życia zbiorowego rzadko kiedy są momentalne i możliwe do ścisłego wskazania, postępują w czasie przez całe stulecia. Śledząc dzieje możemy jednak zauważyć pewne punkty zapalne, które gwałtownie przyspieszały wiatr zmian. Nazywamy je rewolucjami. W historii Starego Kontynentu zaszło ich wiele, ale trzy z nich zdają się najbardziej wszechogarniające i brzemienne w skutkach: reformacja, rewolucja francuska i rewolucja obyczajowa. Przyjrzyjmy się im pokrótce.

Mało jest wydarzeń tak brzemiennych w skutkach dla historii całego świata jak przybicie przez Marcina Lutra swoich 95 tez do drzwi wittemberskiej katedry. Gdy 31 X 1517 roku augustianin występował przeciw dominikańskim nadużyciom, zapewne nie spodziewał się, że stanie w następnych latach na czele nowego wyznania, a, poza świętym biskupem Hippony, inspiracje teologiczne zacznie czerpać z nauk Jana Husa czy Jana Wiklefa.  Kwestie racji czy winy Kościoła i reformatora są zagadnieniem trudnym i skomplikowanym, pozwolę więc sobie, jako katolik, oddać głos świętemu Janowi Pawłowi II: Istotnie, naukowe badania uczonych, tak ewangelickich, jak i katolickich, badania, w których już osiągnięto znaczną zbieżność poglądów, doprowadziły do nakreślenia pełniejszego i bardziej zróżnicowanego obrazu osobowości Lutra oraz skomplikowanego wątku rzeczywistości historycznej, społecznej, politycznej i kościelnej pierwszej połowy XVI wieku. W konsekwencji została przekonująco ukazana głęboka religijność Lutra, którą powodowany stawiał z gorącą namiętnością pytania na temat wiecznego zbawienia. Okazało się też wyraźnie, że zerwania jedności Kościoła nie można sprowadzać ani do niezrozumienia ze strony Pasterzy Kościoła katolickiego, ani też jedynie do braku zrozumienia prawdziwego katolicyzmu ze strony Lutra, nawet jeśli obydwie te okoliczności mogły odegrać pewną rolę. Podjęte rozstrzygnięcia miały głębokie korzenie. W sporze na temat stosunku między wiarą a tradycją wchodziły w grę sprawy najbardziej zasadnicze, odnoszące się do właściwej interpretacji i recepcji wiary chrześcijańskiej, sprawy zawierające w sobie potencjalność podziału Kościoła, nie dającego się wytłumaczyć samymi racjami historycznymi. Tym, co najbardziej mnie interesuje, nie jest słuszność w tym sporze, ale jego konsekwencje dla cywilizacji europejskiej. Mimo wcześniejszej schizmy z Konstantynopolem, czy okazjonalnego przyjmowania innych odmian chrześcijaństwa przez poszczególne krainy Europy średniowiecznej, jak w przypadku katarów w południowej Francji, waldensów we Włoszech czy husytów w Czechach, po raz pierwszy tak znaczna część Starego Kontynentu pogrążyła się w wewnątrzchrześcijańskich wojnach religijnych – od krwawych wojen chłopskich w pierwszych latach reformacji po apokaliptyczną wojnę trzydziestoletnią w połowie następnego wieku. Jak zauważył niemiecki jurysta Carl Schmitt, konsekwencją tych traumatycznych wydarzeń było wytworzenie się nowego modelu sprawowania władzy przez państwo – absolutyzmu. Gdy władca miał pod swym panowaniem skonfliktowanych poddanych różnych wyznań, nie mógł odwołać się do Kościoła czy innych organizacji autonomicznych w kwestii rozstrzygania sporów. Współuczestnictwo we władzy, które posiadały biskupstwa, gildie miejskie czy parlamenty szlacheckie zostały głęboko ograniczone. Stany społeczne traciły swoje wiekowe przywileje. Ten nowy model państwa podłożył podwaliny pod centralizację i sekularyzację, które zostaną dalej pogłębione w ramach rewolucji francuskiej. Poza tym, w krajach, które przyjęły za swoje wyznanie różne odłamy protestantyzmu, władza duchowa została całkowicie podporządkowana władzy świeckiej – średniowieczny ideał „dwóch mieczy” (świeckiego i duchowego) zastał całkowicie porzucony. Nawet w Rzeczypospolitej Obojga Narodów szlachcic, który przyjmował jakieś wyznanie protestanckie, nieraz przejmował majątek kościelny znajdujący się w jego dobrach i zmuszał swoich chłopów, klientów i domowników do porzucenia swej dawnej religii. Wreszcie, rozbicie kontynentu na obóz katolicki i protestancki zburzyło dawną jedność ideową Zachodu.

Rewolucja francuska jest kolejnym z wydarzeń w historii Europy, która miała dlań przełomowe znaczenie. Zryw, który zreformował państwo francuskie zgodnie z ideałami oświeceniowych filozofów, a zarazem był drugim, po ścięciu Karola II Stuarta, królobójstwem w majestacie prawa; który przybrał formę krwawej wojny domowej i pierwszego nowożytnego ludobójstwa, dokonanego na sprzeciwiających się sekularyzacji mieszkańcach departamentu Wandea. Warto przytoczyć świadectwo „z okresu”, wystawione przez polskiego pisarza oświeceniowego i sympatyka rewolucji, Cypriana Godebskiego. Narrator jego powieści, pod tytułem Grenadier-filozof, mówi: Mój ojciec był spomiędzy bogatszych kupców Tulonu. Wiadomy wam los tego nieszczęśliwego miasta; będzie on długo przerażać prawdziwych przyjaciół ludu. Wymordowano jego mieszkańców dla uczynienia ich wolnymi. Zagładzono jego ślady dla zaszczepienia w nim drzewa wolności, a na stosie trupów otworzono księgę praw człowieka. Znowu nie tragiczny przebieg i nie skomplikowane przyczyny, a dalekosiężne skutki są główną przyczyną zainteresowania tym wydarzeniem historycznym. Z rewolucji francuskiej zrodził się nowy typ państwa europejskiego, ostatecznie uformowany i rozprzestrzeniony po Kontynencie przez Napoleona. I mimo że jego imperium było nietrwałe, to organizacja tego państwa stała się wzorcowa nawet dla jego rywali, a ruchy liberalne, rewolucyjne i narodowo-wyzwoleńcze wieku XIX czerpały z cesarza Francuzów nieustanną inspirację. Jakie stało się nowe państwo europejskie? Było to państwo zsekularyzowane, w którym religia chrześcijańska została pozbawiona „twardych” możliwości wpływu na życie polityczne i społeczne, a w radykalnych formach „rozdziału kościoła od państwa” była wprost prześladowana, jak w Meksyku w latach 20 wieku XX. Jednak głębokie osadzenie kultury europejskiej w chrześcijańskiej nadziei zbawienia nie zostało tak łatwo wykorzenione, a w przestrzeni kolejnych dekad zaczęło przybierać formy ideologii obiecujących osiągnięcie wiecznej szczęśliwości w życiu doczesnym – czy to po zniesieniu podziału na ciemiężonych i ciemiężycieli jak obiecywał komunizm, czy to w ramach dominacji jednej rasy nad innymi, jak zapewniał hitleryzm. W czasach dzisiejszych na szczęście nie mamy już do czynienia z totalitaryzmami, ale wciąż żywe jest przekonanie, że odpowiedni porządek społeczno-polityczny zapewni nieustające szczęście człowiekowi.

Inną cechą państwa nowoczesnego, rodzącego się w rewolucyjnej Francji, jest unitaryzm. Zniesiono setki przywilejów, zlikwidowano lokalne porządki prawne, odebrano resztki możliwości egzekwowania władzy organizacjom pozapaństwowym. Pluralizm i hierarchiczność dawnego społeczeństwa sprowadzono do relacji obywatel-państwo.

Ostatnią rewolucją, na którą chcę zwrócić uwagę, jest tak zwana rewolucja obyczajowa lat 60 wieku XX. Nie był to pierwszy okres odrzucenia pruderyjności i swobodnego stosunku do ludzkiej seksualności przez Europejczyków. Same nasuwają się przykłady oświeceniowej arystokracji czy Berlina doby Republiki Weimarskiej. Główna różnica polega jednak na tym, że, poprzez skorelowanie z powojennymi zmianami społecznymi, jak masowa migracja do miast czy rozpad modelu rodziny wielopokoleniowej i zastąpienie go rodziną nuklearną, rewolucja ta nie tyczyła się jednego regionu, kraju czy warstwy społecznej, a objęła całe społeczeństwa. Ponadto, gdy odrzucono systemy wartości piętnujące hedonizm jako zło, nawet gdy krzywdzi człowieka poddającego się władzy przyjemności, trudno było znaleźć „świeckie” czy prawne argumenty przeciw używaniu życia. Z konsekwencjami współczesnej dekadencji sami stykamy się w życiu codziennym. Najstraszliwszymi z nich są chyba jednak aborcja, eutanazja i inne przejawy „cywilizacji śmierci”.  

Znowu, ten krótki tekst jest tylko wierzchołkiem góry lodowej, jaką jest temat przemian cywilizacji europejskiej. To tylko rzut okiem na las na horyzoncie, a nie wejście między drzewa. Mam jednak nadzieję, że choć trochę przybliżył temat różnic między Europą chrześcijańską a Europą wieku XXI. W ostatniej części cyklu pochylimy się nad przyszłością jednej i drugiej i zastanowimy się, jak możemy budować Europę chrześcijańską dzisiaj.

Ignacy Wiński


Urodzony w roku 1998, przyrzeczenie w ostatnich dniach 2010 roku. Przez ostatnie parę lat Akela 5 Gromady Lubleskiej, prywatnie student. Zanteresowania: filozofia i historia idei, kultura i popkultura, modelarstwo.

Uwalnianie od grania ról

Nie zdajemy sobie nawet sprawy, jak wielki wpływ na nasze zachowanie mają nasze przekonania o nas samych. Te przekonania są kształtowane w dużej mierze przez to, co słyszymy o sobie od innych. Szczególną rolę odgrywają tu przekonania naszych rodziców, ale także innych osób dla nas ważnych, z których zdaniem się liczymy. Jeśli wiele razy w swoim życiu słyszeliśmy, że posiadamy jakąś cechę – jesteśmy nieśmiali, wrażliwi, uparci, bezczelni – nieświadomie dostosowujemy nasze zachowanie do takiej etykietki. Można powiedzieć, że to samospełniająca się przepowiednia. Czasem wręcz próbujemy udowodnić, że faktycznie tacy jesteśmy. Robimy to trochę na złość, szczególnie jeśli chodzi o jakieś cechy negatywne, na zasadzie “ja wam dopiero pokażę jaki jestem złośliwy”.

Oczywiście działa to w dwie strony – również my przyczepiamy innym etykietki i postrzegamy innych poprzez opinie, jakie o danej osobie krążą. Uwolnienie się od przypisanej roli jest trudne, wymaga zmiany w sposobie myślenia, przekonania się, że nie muszę być taki. My, jako szefowie, możemy również pomóc naszym podopiecznym wyjść z granych ról i starać się, aby nasze spojrzenie na nie było wolne od opinii i etykiet. Oto kilka sposobów:

  1. Wykorzystaj okazję pokazania dziecku, że nie jest tym, za kogo się uważa

(nieśmiały) – Widziadłem jak podszedłeś do nowego chłopca w zastępie. Jaś czuł się zagubiony w nowej sytuacji, a ty się nim zaopiekowałeś i pomogłeś przełamać lody z innymi harcerzami. Zachowałeś się bardzo dojrzale i otwarcie.

  1. Stwórz sytuację, w której dziecko spojrzy na siebie inaczej

(zapominalski) – Ania zobowiązuję cię do zabrania mapy na ZZZ. Bez niej nie trafimy na miejsce.

  1. Pozwól dziecku podsłuchać, gdy mówi się o nim pozytywnie

(nieogarnięty, do rodziców, po powrocie z ZZZ-tu) – Michał bardzo dobrze sobie poradził, pomimo, że był to jego pierwszy wyjazd w naszym gronie. Nigdy nie musieliśmy na niego czekać, a nawet zauważał, co trzeba zrobić, zanim ktoś o tym powiedział.

  1. Zademonstruj zachowanie godne naśladowania

(niezorganizowany) – Aż się boję zabrać do sprzątania harcówki. Takiego bałaganu dawno tam nie było. Już wiem – musimy podzielić sprzątanie na etapy.

  1. W szczególnych momentach bądź dla dziecka skarbnicą wiedzy

– Zawsze jestem roztrzepany, nie umiem się skupić… – Myślę, że niesprawiedliwie się oceniasz. Pamiętasz, jak byłeś topografem na ostatniej pielgrzymce. Trzeba było uważać, bo trasa była skomplikowana, a ty miałeś wszystko pod kontrolą i bez problemu trafiliśmy na miejsce.

  1. Gdy dziecko postępuje wg starych nawyków, wyraź swoje uczucia lub oczekiwania

(niewytrwały) – Ela, widzę, że nie dokończyłaś wyplatać stołu i zostawiłaś wokół bałagan. Wierzę, że możesz to zrobić dobrze i do końca.

Opinie, które przywarły do nas mogą rzutować na nasze dorosłe życie. Jeśli wielokrotnie w dzieciństwie słyszeliśmy, że jesteśmy “jacyś”, to wyrobiliśmy sobie już najpewniej wzorzec zachowań, który to potwierdza. Spróbujmy prześledzić skąd wzięły się nasze przekonania o nas samych. A gdy widzimy, że do naszych podopiecznych jest przypisywana określona rola – spróbujmy ją przełamać pokazując, że to tylko opinia, nie zaś bezdyskusyjna prawda.

fot. Bożena Nowakowska

To już ostatni artykuł na podstawie książki “Jak mówić, żeby dzieci nas słuchały…”. Mamy nadzieję, że były one dla Was ciekawe i rozwijające. Jeśli jesteście zainteresowani tą tematyką i chcecie wprowadzić w życie przedstawione zasady do relacji między Wami i innymi ludźmi polecamy lekturę całości.

Pamiętajmy, że każda osoba jest podmiotem, czuje i jako dziecku Bożemu należy jej się szacunek – nawet (a może przede wszystkim) jeśli ma tylko kilka lat i jest od nas zależna. Nasze słowa mają wielkie znaczenie – dbajmy, żeby budowały, a nie niszczyły.

Emilia Kawałek


Nie wyobraża sobie życia bez czytania i kawy. W Zawiszy spędziła pół życia. Od kilku lat służy jako asystentka hufcowej ds. wypoczynku.

Trzy lata i do widzenia. Listy Starszego Brata do Młodszego #3

Drogi Czytelniku!

Jeżeli po raz pierwszy czytasz artykuł z cyklu „Listy Starszego Brata do Młodszego”, to zachęcam Cię, abyś najpierw zapoznał się ze wstępem znajdującym się na początku pierwszego artykułu: https://przestrzen.skauci-europy.pl/2021/04/poczatek-listy-starszego-brata-do-mlodszego-1/ Zaś zaznajomionych z cyklem czytelników zapraszam do lektury kolejnego listu.

***

Drogi Fryderyku!

Nie odpowiedziałem Ci od razu na poprzedni list, gdyż myślałem, że spotkamy się na Sejmiku i przy okazji porozmawiamy. Miałem również nadzieję osobiście poznać Klarę. Jednak sprawy zawodowe pokrzyżowały moje plany i ostatecznie ów weekend miałem zajęty. Ostatnio, niestety coraz częściej, zostaję w pracy po godzinach. Utrzymująca się od dłuższego czasu dobra pogoda sprawia, że moja firma chce maksymalnie wykorzystać ten prezent od przyrody i jeszcze w tym kwartale zakończyć zasadnicze prace ziemne. Na czas mojego kontraktu Maria zgodziła się wziąć na siebie większość obowiązków domowych. Dlatego te moje dłuższe wizyty na placu budowy są dla niej obciążeniem, a dzieci widują mnie jeszcze za dnia w domu tylko dzięki obecnej porze roku.

Już od jakiegoś czasu mówiłeś, że zbliżający się obóz jest ostatnim, który poprowadzisz i tym samym zakończysz swoją trzyletnią służbę jako Akela. W ostatnim liście także poruszyłeś temat swojej przyszłości. Zauważam, że coraz bardziej skłaniasz się do tego, by od nowego roku nie podejmować się żadnej konkretnej służby, ale jedynie „pomagać przy organizacji jednej czy dwóch wędrówek lub spotkań kręgu szefów”. Z jednej strony faktycznie przy podejmowaniu służby Harcerza Orlego mówi się o zobowiązaniu trzy/czteroletnim. O dalszym czasie nie ma już mowy. Czy to oznacza, że w tym momencie szef może sobie odejść na „zasłużoną emeryturę” i wrócić jedynie kilka lat później na swój Wymarsz, by oficjalnie powiedzieć „do widzenia”? Hmmm, emerytura harcerska w wieku dwudziestu jeden lat i pełno niewykorzystanej energii w sobie? Mam nieco odmienne zdanie.

Wiadomo, że sporą wartością dodaną dla jednostek czy środowiska, są szefowie, którzy rzetelnie i solidnie służą przez trzy lata, lecz później już nie podejmują się żadnej konkretnej funkcji. Przychodzą studia, praca dorywcza czy na stałe i czasu jest mniej. Wybór braku zaangażowania jest w jakimś stopniu wytłumaczalny. Jednak, gdy myślisz o drodze od Eligo Viam do Wymarszu jako konkretnej formacji, to „stanięcie w miejscu” w obszarze służby może prowadzić do zaburzenia rozwoju osobistego przewidzianego na ten etap. Dodatkowo, te trzy lata z zobowiązania, są bardziej kryterium minimalnym. Można być Akelą nawet i pięć lat lub w międzyczasie objąć kolejną jednostkę. Ja po czterech latach bycia drużynowym zostałem jeszcze na dwa lata szefem kręgu wędrowników. Te służby bardzo mnie rozwinęły i nie żałuję żadnego roku.

Poza tym Twoje doświadczenie i wiedza wynikające z bycia Akelą przez ostatnie lata są nieocenione! Szkoda, żeby je zmarnować. Jeżeli po dokładnym przemyśleniu nie rozważasz już bycia szefem jednostki, to są jeszcze inne opcje służby. Dlatego gorąco zachęcam Cię, abyś rozważył podjęcie się jakiegoś bardziej konkretnego zaangażowania. Pomoc przy organizacji wędrówek jest ważna, ale czy nie stać Cię na więcej? Możesz służyć radą i pomocą jako przyboczny w gromadzie lub jako asystent hufcowego. Pamiętam, że wspominałeś kiedyś o kilku konferencjach, które mówiłeś na zeszłorocznej Dżungli. Dlatego może warto zastanowić się nad zaangażowaniem w Namiestnictwo czy kolejne kursy szkoleniowe. Oprócz służb pedagogicznych jest mnóstwo innych obszarów w naszym Stowarzyszeniu, w których można pomóc i działać. Twoje studia informatyczne pozwalają Ci wejść w ekipę IT zajmującą się choćby bazą danych. Pamiętam, że kiedyś istniało takie interesujące pismo dla szefów jak Przestrzeń. Masz lekkie pióro i zmysł organizacyjny, więc może warto pomyśleć o reaktywacji?

Jak widzisz, możliwości służby jest sporo, a nie wymieniłem przecież wszystkich. Wiele z nich wymaga mniejszego zaangażowania niż bycie Akelą, niektóre nawet da się ogarniać z domu. Jednak nadal dają pole do dalszego rozwoju oraz są ważne i pożyteczne. Bo jak doskonale wiesz, żeby szef z pierwszej linii frontu mógł dobrze działać, potrzeba wsparcia (choćby niewielkiego) innych osób.

Zmieniając temat – bardzo zainteresowała mnie koncepcja, o której piszesz, a która powstała w Twoim kręgu, dotycząca wyjazdu własnymi samochodami na Euromoot do Włoch. Co prawda wspominasz, że pomysł powstał głównie dlatego, że na rezerwację korzystnych biletów lotniczych było już za późno. Ja jednak uważam, że taka zmiana wyjdzie Wam na dobre. Pamiętam, gdy przed laty pojechaliśmy na wędrówkę do Francji właśnie takim transportem. Możliwość wyboru trasy przejazdu i zwiedzania po drodze wszystkiego, na co miało się ochotę, była niesamowita. Skończyło się tym, że powrót z wędrówki trwał pięć dni dłużej, niż zakładaliśmy. Ach, to były czasy.

A! Prawie bym zapomniał. Małgosia i Antoś jak tylko usłyszeli, że tata pisze list do „wujka Fryderyka”, to zamknęli się w swoim pokoju i za pół godziny wrócili z rysunkiem i prośbą, abym dołączył go do mojego listu. Także załączony obrazek jest właśnie ich autorstwa, a przedstawia maszyny, które obserwowali wczoraj, gdy zabrałem dzieci do mojej pracy.

Pozdrawiam serdecznie

Twój Starszy Brat Teodor

Ilustracja: Małgosia i Antoś. Opracowanie graficzne: Agata Kocyan

Artykuł w formie audiobooka: https://www.youtube.com/watch?v=4EQepzKQxoU

Fot. na okładce: Antoni Biel

Piotr Wąsik


Wilczek, harcerz, wędrownik. Następnie akela i szef kręgu. A to wszystko w Radomiu. Działa w Namiestnictwie Wędrowników. Niepoprawny fan polskiej Ekstraklasy.

Rachunek za kwiaty. Listy Starszego Brata do Młodszego#2

Drogi Czytelniku!

Jeżeli po raz pierwszy czytasz artykuł z cyklu „Listy Starszego Brata do Młodszego”, to zachęcam Cię, abyś najpierw zapoznał się ze wstępem znajdującym się na początku pierwszego artykułu: https://przestrzen.skauci-europy.pl/2021/04/poczatek-listy-starszego-brata-do-mlodszego-1/ Zaś zaznajomionych z cyklem czytelników zapraszam do lektury kolejnego listu.

***

Drogi Fryderyku!

Dziękuję za pozdrowienia i pytania o samopoczucie. W nowym mieszkaniu zadomowiliśmy się już całą rodziną na dobre i wszystkim humory dopisują. Dzieci z radością wychodzą na plac zabaw i nie przeszkadza im brak ich ulubionej, podwójnej huśtawki z chińskim smokiem. Nie spodziewałem się, że zaaklimatyzujemy się tutaj tak szybko.

Wspominasz, że zgodnie z moim przewidywaniem, kupno kwiatów, proponowane przeze mnie w poprzednim liście, przyniosło zamierzony efekt. Ale czytam też w Twojej korespondencji, że zaproszenie na kawę, otrzymane później od Klary stało się dla Ciebie problemem. W tym momencie powinienem napisać: weź się, chłopie, zdecyduj. Z jednej strony, mówiłeś mi o nieprzespanych nocach i ciągłym zastanawianiu się „jak zagadać”. Teraz jednak, gdy sprawy przybrały zaskakujący i korzystny obrót, u Ciebie rodzą się wątpliwości, czy powinieneś rozwijać tę relację. Naprawdę, lęk przed tym, co powiedzą koledzy z dawnego zastępu, z którymi kiedyś żartowałeś, że „skauting dla chłopców” i „wszystkie harcerki mają grube łydki” (swoją drogą, ciekawe, kto wymyślił taką bzdurę) tak łatwo sprawia, że porzucasz swoje plany związane z Klarą? Jeżeli tak, to trzeba było sobie od początku postanowić, że nigdy nie zainteresujesz się żadną przewodniczką, a nie teraz o tym rozmyślać i oglądać się na kolegów, podczas, gdy poczyniłeś już tyle kroków. Takie zachowanie wydaje się niepoważne. A wiem dobrze, o czym piszę.

Za starych, dobrych czasów, gdy nasza drużyna „trzęsła” całym hufcem, a zastęp Zając, którego byłem członkiem, zgarniał hurtowo wszystkie wstążeczki, istniało pewne głupie podejście. Czy tak było tylko w naszej drużynie, czy w innych też, tego nie wiem. Wówczas poza Zającem świata nie widziałem. Podejście to było podobne do tego, które opisujesz. Co rusz powtarzaliśmy tezy o zbędności drugiego nurtu czy śmialiśmy się, gdy harcerki dzwoniły na policję z powodu kręcących się w pobliżu obozu jakichś obcych ludzi. Owocem tego wszystkiego było przeświadczenie, że jakakolwiek przyjaźń z harcerką, nie mówiąc już o związku, to wstyd i „siara”. Z drugiej strony myślę, że harcerki także mogły nie przepadać za harcerzami, którym nie przeszkadzało nie mycie się przez kilka dni na obozie.

Z prawie niezmienionym podejściem skończyłem Młodą Drogę i zostałem drużynowym w szczepie, z którego się wywodziłem. W tym samym czasie, w drużynie żeńskiej, dzielącej z nami salkę przy parafii, pojawiła się nowa drużynowa. Ledwie ją kojarzyłem, gdyż jak wspominałem, harcerki mnie nie interesowały, a w jej wyglądzie i zachowaniu nie było niczego, co mogłoby przykuć moją uwagę. Była bowiem przeciętnego wzrostu, raczej szczupła i miała średniej długości ciemnoblond włosy. Krótko mówiąc, nie wyróżniała się spośród innych dziewczyn. Jednak, podczas omawiania prób do jasełek odkryłem, że jej głębokie, brązowe oczy miały w sobie jakąś niespotykaną radość, a cichy, spokojny, lekko jeszcze dziewczęcy głos dźwięczał w moich uszach długo po tym, gdy skończyła mówić. Zakochałem się z miejsca. Tak, to była Maria.

Po co Ci to wszystko piszę? W zasadzie z dwóch powodów. Pierwszy i główny jest taki, że chciałbym, żebyś zastanowił się nad porzuceniem swojego lęku, tak jak ja, jeszcze przed premierą wspomnianych jasełek, pozbyłem się swojego głupiego podejścia i zaprosiłem Marię na spacer. Oczywiście, w mojej drużynie pojawił się lekki szok (choć nieokazywany publicznie), a kilku moich znajomych przez jakiś czas nie szczędziło mi docinków. Jednak sprawa była prosta: albo zostaję w swoim niedojrzałym świecie, albo podejmuję decyzję o zmianie i idę za wskazaniem serca, nie oglądając się na innych. Tamte próby do jasełek, to były moje najszybsze „rekolekcje”. Swoją drogą, całe szczęście, że Maria nie znała wtedy moich dawnych poglądów, gdyż mogłaby się w ogóle nie zgodzić na spacer.

Drugim powodem, dla którego opisałem swoją sytuację, są pewne niebezpieczne podejścia, jakie obserwuję. Mam na myśli tendencje do dominacji jednej płci nad drugą bądź narzucenia swojego punktu widzenia jako wiodącego. Lekceważenie harcerek, jako tych nienadających się do skautingu, które uskuteczniałem będąc w drużynie, było swego rodzaju odcieniem właśnie takiego podejścia. Wiadomo, że chłopaki są w stanie podnieść cięższą żerdkę, zazwyczaj lepiej odnajdują się w lesie, bo brud mniej im przeszkadza, ale to nie są powody do wyśmiewania dziewczyn. W kontrze do tego, można zaobserwować coraz częstsze głosy twierdzące, że kobieta będzie dopiero wtedy w pełni ważna i wartościowa, gdy przełamie lub chociaż wyrówna dysproporcje dzielące ją z płcią przeciwną. Jakby o godności kobiety świadczyło to, że będzie jak mężczyzna. Pochodną tego ostatniego poglądu jest uznanie, że płeć zupełnie nie wpływa na nasze życie. A przecież w Księdze Rodzaju jest napisane, że Bóg stworzył mężczyznę i kobietę równych co do godności, ale posiadających inne przymioty. Nie ma więc sensu to całe porównywanie, w czym któraś płeć jest lepsza. Po prostu kobieta i mężczyzna są różni. To oczywiście nie oznacza traktowania płci jako z góry ustalonego „zestawu usług do zaoferowania”. Wiadomo, że takie „zewnętrzne” podziały z czegoś wynikły, ale nie przywiązywałbym się do nich zbytnio. Bo nie o nie w gruncie rzeczy chodzi. Istota różnicy między kobietą i mężczyzną jest znacznie głębsza i donioślejsza, niż ustalanie, kto ma zmywać po obiedzie. Wydaje mi się, że odkrycie tego pozwala uporządkować wzajemne relacje.

Mam nadzieję, że wyczerpałem temat i mój list pomoże Ci jeszcze raz wszystko porządnie przemyśleć.

Zachęcam Cię, abyś podchodził z szacunkiem do wszystkich i pozostał odważnym mężczyzną trzymającym się swojego zdania, jeżeli uważasz je za słuszne.

Pozdrawiam Cię serdecznie

Twój Starszy Brat Teodor

Artykuł w formie audiobooka: https://www.youtube.com/watch?v=-Hs6bs3p9Iw

Fot. na okładce: Antoni Biel

Piotr Wąsik


Wilczek, harcerz, wędrownik. Następnie akela i szef kręgu. A to wszystko w Radomiu. Działa w Namiestnictwie Wędrowników. Niepoprawny fan polskiej Ekstraklasy.

…i Europie chrześcijańskiej cz. 1 – geneza

Wymiar europejski jest jednym z filarów Federacji Skautingu Europejskiego jako ruchu skautowego, i bardzo dobrze, że tak jest. Jednakże, całkowicie zrozumiała, szeroka pojemność znaczeniowa terminu „Europa” budzi pewne zmieszanie wśród osób, którym nasz ruch się prezentuje. Zazwyczaj wynika to z kojarzenia przymiotnika „europejski” z międzynarodowymi organizacjami politycznymi i ich działaniami. Dlatego dobrze, że w rocie przyrzeczenia padają słowa: „… i Europie chrześcijańskiej”. Oddają one pewien ideał, do którego powinniśmy dążyć, lecz także odnoszą się do realnie istniejącej cywilizacji, którą na przestrzeni dziejów nazywano „christianitas” czy „cywilizacją łacińską”. Zagadnienia początków, kryzysu i przyszłości tej cywilizacji, wydają się na tyle ważkie, że postanowiłem poświęcić im cykl artykułów, począwszy od poniższego, pochylającego się nad genezą Europy chrześcijańskiej. Nie będą to teksty naukowe, lecz popularyzatorskie eseje, prezentujące, przede wszystkim, poglądy i stanowisko autora. Zachęcam również do ewentualnej dyskusji i polemiki.

Przytoczony wyżej termin „cywilizacja” jest pojęciem szerokim i różnie definiowanym. Na potrzeby tego i następnych artykułów przyjmuję jej rozumienie jako społecznego wymiaru kultury człowieka. Czym zaś jest kultura? Tutaj proponuję najszerszą definicję – kultura to wszelka wytwórczość człowieka, od przedmiotów codziennego użytku, przez sztukę i naukę, po system polityczny i prawo. Tak więc społeczny wymiar kultury człowieka oznacza określoną formę życia zbiorowego, co łączy się z łacińskim źródłosłowem pojęcia „cywilizacja”, czyli civis – obywatel.

Zapewne wszyscy kojarzymy mit o Europie, którą Zeus, przybrawszy postać byka, porwał i zabrał na Kretę. Jednak warto pamiętać, że księżniczka, której imię dosłownie oznacza „łagodnie wznosząca się”, była córką Agenora, władcy fenickich Tyru i Sydonu, a jej bracia, po nieudanych wyprawach w poszukiwaniu siostry, rządzili greckimi Tebami czy Tracją. Tak więc, już przy próbie wyjaśnienia nazwy naszego kontynentu zderzamy się z kolebką ludzkości, którą jest Bliski Wschód. Faktycznie, to Fenicjanie pierwsi zakładali kolonie na wybrzeżach Morza Śródziemnego, wprowadzili w szeroki obieg pieniądz, czy wykorzystywali pismo, na którym Grecy oparli swój alfabet. I choć wiele ludów zamieszkiwało Stary Kontynent – plemiona celtyckie, germańskie, czy nawet autochtoni z przed przybycia Indoeuropejczyków – to właśnie mieszkańcy Peloponezu, zachodnich wybrzeży Azji Mniejszej i setek wysp między tymi dwiema masami lądu „przejęli pałeczkę” wysokiej organizacji życia zbiorowego. Słysząc „kultura Grecka” od razu mamy przed oczyma doryckie, korynckie i jońskie kolumny, rzeźby z marmuru i położone na stokach wzgórz teatry. Myślimy o tragedii, komedii i o eposach Homera czy Hezjoda, wspominamy mity czy filozofię, kojarzymy ją ze spartańskim wojskiem, ateńską demokracją czy wyprawą  Aleksandra Wielkiego. I nie ma się co dziwić, bo nie istnieje w Europie państwo czy naród, które na przestrzeni dziejów nie czerpałoby z kultury Grecji antycznej. W sztuce istniały epoki, dla których osiągnięcia antyku były wzorem i ideałem. W organizacji życia politycznego Hellenowie mieli ogromne osiągnięcia teoretyczne w pismach Platona i Arystotelesa, jak i praktyczne w formie demokracji ateńskiej, do której z lubością odwoływały się pierwsze nowożytne republiki. Wreszcie w dziedzinie nauki Grecy zarówno rozwinęli osiągnięcia medyczne i matematyczne ludów Bliskiego Wschodu, jak i wytworzyli dyscyplinę całkowicie unikalną, którą jest filozofia klasyczna. Jej niezwykłość polega  na próbie zrozumienia świata i wyjaśnienia zachodzących w nim zjawisk za pomocą refleksji rozumowej, z rzadka odwołując się do mitu czy tradycji religijnych. Te aspekty kultury greckiej stały się jednym z filarów Europy chrześcijańskiej.

Mozaika przedstawiająca bachistyczny taniec, Hatay, Turcja

Drugi z filarów odnajdziemy w Italii. Są nim osiągnięcia Imperium Rzymskiego. Najpierw lokalne królestwo, późnej Republika, która przez pięć wieków istnienia rozszerzała swe granice, tworząc wysoko zmilitaryzowane państwo o silnym aparacie administracyjnym, asymilujące kulturę grecką. Wreszcie, z krwawych wojen domowych pierwszego wieku przed Chrystusem, wyrosło Cesarstwo, które, jako pierwszy organizm państwowy, zjednoczyło ziemie od Wału Hadriana na północy po Saharę na południu, od Słupów Heraklesa na Zachodzie po Eufrat i Tygrys na wschodzie. Państwo, które mimo wojen domowych, zewnętrznych najazdów, zaraz, plag i kryzysów gospodarczych, przetrwało w jakiejś formie aż do upadku Konstantynopola w 1453 roku. I mimo zniknięcia z politycznej mapy świata, jeden urząd, sięgający czasów rzymskiej monarchii, jest nieprzerwanie piastowany do dzisiaj – jest to urząd Najwyższego Kapłana (Pontifex Maximus), należący obecnie do tytulatury papieskiej. Rzym zostawił po sobie, poza monumentalną architekturą, czy opartą o wzorce greckie sztuką, dwie wielkie idee. Pierwsza z nich to prawo rzymskie, którego instytucje prywatne do dzisiaj są podstawą współczesnych rozwiązań prawnych na całym świecie. Drugą jest idea uniwersalnego Cesarstwa rozpościerającego się na cały kontynent, do której, na przestrzeni dziejów, będą odwoływać się zarówno władcy, politycy, jak i instytucje krajów Europy.

Pisząc o cywilizacjach Rzymu i Grecji nie można nie wspomnieć o tych aspektach, które dla człowieka współczesnego są całkowicie obce i część z nich, nawet bez głębszej refleksji moralnej, budzi sprzeciw. Filarem gospodarki miast-państw Grecji i państwa Rzymskiego było niewolnictwo. Powszechnym i całkowicie akceptowalnym procederem było porzucenie przez rodziców dzieci po urodzeniu, czy to z powodu płci, wad fizycznych, czy z braku środków na utrzymanie. Młodzi mężczyźni byli narażeni na wykorzystanie seksualne przez starszych w łaźniach publicznych czy podczas spotkań towarzyskich. Jedną z głównych rozrywek starożytnego Rzymu było oglądanie toczonych na śmierć i życie walk gladiatorskich, a w przypadku tryumfu wodza rzymskiego, jeńców składano w ofierze bogom. Tutaj zmianę przyniósł trzeci filar cywilizacji europejskiej, którym jest chrześcijaństwo.

Pierwsi chrześcijanie mieli do państwa, w jakim przyszło im żyć, dwojaki stosunek. Z jednej strony nawróceni żydzi utożsamiali Rzym z najeźdźcą, a okupację Palestyny i prześladowanie Kościoła z nową niewolą babilońską, czego świadectwo znajdziemy chociażby w Apokalipsie świętego Jana. Z drugiej strony sam Chrystus Pan w rozmowie z Poncjuszem Piłatem podkreślał, że nawet władza jego prześladowcy jest „dana z góry”, a święty Paweł, z dumą noszący tytuł obywatela rzymskiego, nakazywał w swoich listach posłuszeństwo władzy świeckiej. Odmowa składania ofiar cezarowi jako bogu była odbierana przez Rzymian jako działalność antypaństwowa, jednak najstarsze modlitwy o pomyślność cesarza sięgają końca pierwszego wieku. Wielu męczenników w swoich zeznaniach również wyrażało takie stanowisko i zapewniało o modlitwach do Jedynego Boga w intencji pomyślności Imperium. Pierwszy filozof chrześcijański, Orygenes, na kartach swoich pism marzył o czasach, w których wszyscy poddani władzy cesarza przyjmą chrzest święty. I faktycznie, gdy Konstantyn I Wielki zakończył prześladowania edyktem mediolańskim, wyznawcy Chrystusa natychmiast zaangażowali się w życie społeczne. Gdy Zachodnie Cesarstwo chyliło się ku upadkowi to kościelne instytucje przechowywały dawną wiedzę, przepisywały księgi, czy adaptowały na potrzeby kościelne struktury administracyjne dawnego państwa rzymskiego. Wraz z ewangelizacją pogańskich i ariańskich barbarzyńców, począwszy od Franków, Kościół wychowywał i łagodził obyczaje nowych mieszkańców Europy. Kolejne wieki przyniosły najazdy Arabów, wikingów i ludów azjatyckiego stepu, powstanie i upadek Cesarstwa Frankijskiego, działalność misyjną wśród Słowian i Skandynawów, czy postępujący rozłam między duchowieństwem wschodnim a zachodnim. Swoją dojrzałą formę Europa chrześcijańska przybrała w pełnym średniowieczu, między XII a XIII wiekiem. Była to cywilizacja oparta na współistnieniu władzy duchowej i świeckiej, choć oczywiście dochodziło między nimi do sporów kompetencyjnych. Cywilizacja, która wydała instytucję uniwersytetu; cywilizacja zakonów żebraczych, niosących pomoc ubogim i głoszących ewangelię wśród pogan i heretyków; cywilizacja, której ideały moralne opierały się na dekalogu, przykazaniu miłości i obowiązkach stanu, zależnych od miejsca zajmowanego w drabinie feudalne; cywilizacja, która zaadaptowała prawo rzymskie na potrzeby instytucji kościelnych, przechowywała i z benedyktyńską cierpliwością kopiowała starożytne utwory literackie i traktaty filozoficzne; cywilizacja, której przyświecała idea uniwersalnego cesarstwa zarówno w wymiarze politycznym, jak i duchowym pragnieniu głoszenia Chrystusa wszystkim ludom i narodom.

SclaviniaGermaniaGalia i Italia składające hołd Ottonowi III – fragment Ewangeliarza Ottona III

Trudno jest w jednym artykule zawrzeć temat, który mógłby wypełnić wielotomową pracę naukową, ale mam nadzieję, że ten krótki rys historyczny uwydatni czytelnikom ideał Europy chrześcijańskiej, do której winniśmy, jako Skauci Europy, dążyć. W kolejnym odcinku pochylimy się nad kryzysem cywilizacji chrześcijańskiej którego, zdaje się, wciąż jesteśmy świadkami.

Ignacy Wiński


Urodzony w roku 1998, przyrzeczenie w ostatnich dniach 2010 roku. Przez ostatnie parę lat Akela 5 Gromady Lubleskiej, prywatnie student. Zanteresowania: filozofia i historia idei, kultura i popkultura, modelarstwo.

Początek. Listy Starszego Brata do Młodszego #1

To co zaraz przeczytacie, trafiło w moje ręce kilka dni temu podczas robienia porządków na strychu. Zbieg okoliczności sprawił, że w wielkim, drewnianym kufrze odkryłem szczelnie zawinięty pakunek. W paczce znajdowało się kilka, bądź kilkanaście listów posiadających tego samego adresata. Nie wiem jak ów pakunek znalazł się na strychu, ale stare, nieuczęszczane miejsca chyba mają właśnie to do siebie, że można w nich odkryć to wszystko, czego akurat się potrzebuje. Tym razem padło na listy.

Z pobieżnej lektury zawartości wspomnianej paczki udało mi się ustalić kilka faktów. Otóż adresatem listów jest wędrownik Fryderyk, a autorem Teodor HR. W tekstach nie ma wspomnianych nazwisk, a koperty z pełnymi danymi gdzieś się zapodziały. Ważnym faktem jest również to, że Teodor pełni rolę Opiekuna Drogi (Starszego Brata) Fryderyka.

Odkryte przeze mnie listy nie są w żaden sposób ponumerowane, więc nie próbowałem na siłę ustalać ich chronologii. Zdecydowałem się publikować je w takiej kolejności i czasie jak mi to będzie wygodne. Jeżeli czytelnik uzna za potrzebne ustalenie chronologii listów, musi zrobić to na własną rękę. Próżno również odszukać dat powstawania korespondencji. Czasem ma się wrażenie, że któryś z listów został napisany wczoraj, choć jest to niemożliwe, bo w dłoni ma się kolejny list opisujący wydarzenia kilka miesięcy późniejsze.

Co do treści korespondencji, to zasadniczo Teodor stara się w niej wyjaśniać różne sprawy, o których zapewne wspominał mu Fryderyk. Niestety listy Fryderyka nie znajdowały się w pakunku, w związku z tym pewnych rzeczy musimy się domyślać. Niektóre słowa są nieczytelne (listy pisane są odręcznie) i nie można odkryć ich znaczenia. Warto też zaznaczyć, że Teodor jak to na HRa przystało lubi niektóre rzeczy wyolbrzymiać, mocniej się na nich skupić, a inne potraktować pobieżnie. No i oczywiście za jego czasów zawsze było lepiej. Na tym już chyba skończę ten wstęp i zaproszę do lektury pierwszego, wybranego przeze mnie listu.

***

Drogi Fryderyku!

Jest to mój pierwszy list, który piszę już po przyjeździe do /nieczytelne słowo/. Droga przebiegła w miarę spokojnie. Dzieci co prawda trochę marudziły z powodu zbyt rzadkich postojów. W związku z tym Maria co rusz musiała wymyślać im jakieś zabawy. Najważniejsze jednak, że dotarliśmy cali i zdrowi do celu.

Ale o tym co u mnie już pewnie starczy. Jestem bardzo zadowolony z faktu, że zgodnie przyjąłeś pomysł, abyśmy porozumiewali się poprzez listy w czasie, gdy przebywam poza naszą rodzinną miejscowością. A wiesz, że Małgosia również chce wysyłać listy do swojej babci? Jest w tym wieku, że stara się naśladować to co robią starsi. Bardzo Cię lubi, więc jak tylko opowiedziałem o naszym postanowieniu przy kolacji, to Małgosia stwierdziła, że „też tak chce”.

Wracając do nas. Wiadomo dobrze, że odległość miejsc, w których się znajdujemy uniemożliwia mi częste, osobiste spotkania z Tobą, a jak słusznie ostatnio zauważyłeś, nasza relacja musi dalej być żywa. Inaczej „instytucja” Starszego Brata nie miałaby sensu. Wydaje mi się, że takie Twoje podejście to trochę odmiana, jeżeli spojrzymy w przeszłość. Wielokrotnie rozmawialiśmy przecież o sensowności Opiekunów Drogi na etapie wędrowniczym i Twoim sceptycyzmie co do tego. Ja, jak sięgnę do swoich początków z Młodą Drogą i wyborami Eligo Viam, to zauważam, że chyba właśnie korzyści płynące z relacji z moim Starszym Bratem przyszły najpóźniej. W związku z tym chcę jeszcze raz podkreślić, że rozumiałem i rozumiem Twoje wątpliwości, ale wiem, że niekiedy potrzeba sporo czasu, aby relacje czy działania przyniosły owoce. Tym bardziej cieszę się z zapału jaki żywisz do kontynuacji naszych rozmów m.in. poprzez te listy.

Zmieniając temat, czy cały czas rozmyślasz o tej niezręcznej sytuacji z przewodniczką podczas Opłatka? Dobrze pamiętam, że miała na imię Klara? Doskonale rozumiem, że jest strasznym uczuciem zachować się głupio i to jeszcze wobec dziewczyny, która Ci się podoba. Teraz wiesz przynajmniej, by nie gestykulować tak energicznie, gdy urocza nieznajoma trzyma w ręku kubek gorącego barszczu czerwonego. Jeżeli uważasz, że przeprosiny nie wystarczają, to ja zawsze w podobnych sytuacjach kupowałem Marii kwiaty. Mała przewinienie – mały bukiet, duże – duży bukiet. Chyba działało, więc i Tobie radzę tak postąpić, póki sprawa jest świeża, a wiadomo, że starą plamę trudniej zmyć.

W następnym liście może coś więcej uda mi się napisać, teraz już kończę, bo dzieci są zmęczone i trzeba położyć je do snu. Na kopercie masz dokładny adres, na który kieruj kolejną korespondencje.

Pozdrawiam Cię serdecznie

Twój Starszy Brat Teodor

Artykuł w formie audiobooka: https://www.youtube.com/watch?v=0scKdP2zCaE

Fot. na okładce: Antoni Biel

Piotr Wąsik


Wilczek, harcerz, wędrownik. Następnie akela i szef kręgu. A to wszystko w Radomiu. Działa w Namiestnictwie Wędrowników. Niepoprawny fan polskiej Ekstraklasy.

Pochwal dziecko przed zachodem słońca

Na podstawie 5. rozdziału książki „Jak mówić, żeby dzieci nas słuchały. Jak słuchać, żeby dzieci do nas mówiły” A. Faber, E. Mazlish.

Skąd wiesz, na co cię stać?

Nikt z nas nie rodzi się z poczuciem własnej wartości. Musimy się o niej dowiedzieć od otaczających nas osób.

Na podstawie wypowiedzi rodziców i innych dorosłych dziecko wyrabia sobie zdanie o sobie. A od jego samooceny zależy, jak w przyszłości będzie radziło sobie z pojawiającymi się problemami i jakie cele będzie sobie stawiać. Jeśli ciągle słyszy, że jest beznadziejne, robi błędy, wszędzie brudzi i nie ma za grosz rozumu, to tak właśnie siebie widzi. Nie będzie miało odwagi stawić czoła większemu wyzwaniu. Z góry zakłada, że jest nieudacznikiem.

Natomiast dziecko, które widzi, że jego uczucia są szanowane, które dostaje możliwość wyboru albo szansę na samodzielne rozwiązanie jakiegoś problemu, zaczyna widzieć siebie jako wartościowego człowieka. Rośnie w nim zaufanie i szacunek do siebie.

Dzięki pochwałom dziecko dowiaduje się, w czym jest dobre, jakie są jego talenty i mocne strony, co już potrafi . Oprócz tego pochwały motywują do powtarzania lub kontynuowania dobrych zachowań – w przeciwieństwie do strofowania, które rodzi frustrację i zniechęca do poprawy.

Jak chwalić?

Nie każda pochwała będzie miała tak pozytywne skutki. Zastanów się, jak czułbyś się w takich sytuacjach:

  • przygotowujesz dla znajomych wafle przełożone dżemem, a oni twierdzą, że świetnie pieczesz;
  • na zajęciach „strzelałeś” i udało ci się dobrze odpowiedzieć na pytanie, a prowadzący mówi, że najwyraźniej jesteś znawcą tematu;
  • dobiegasz do odjeżdżającego autobusu, a siedzący w nim kolega gratuluje ci kondycji.

Pochwała może wywołać mieszane uczucia, np. natychmiastowe zaprzeczenie lub zwątpienie w wiarygodność chwalącego – „Wafli się nie piecze, co on wygaduje”, obawę – „Co, jeśli zaraz zapyta mnie znowu i cała moja niewiedza wyjdzie na jaw?” albo skupienie się na swojej słabości – „Kondycja? Przecież ledwo żyję po dobiegnięciu do autobusu.”

Okazuje się, że również słowa „dobry”, „świetny”, „piękny” nie brzmią przekonująco. Przecież można je wypowiedzieć nieszczerze. Wymagają uzasadnienia.

Dobra pochwała ma dwie części:

1. Dorosły opisuje z uznaniem, co widzi lub czuje:

„Wszystkie menażki są umyte, a stół dokładnie wytarty. Miło tutaj wejść.”

„Na twoim obrazku wszystkie drzewa są starannie pokolorowane. Pomysłowo narysowałeś futro zwierząt, aż chce się je pogłaskać.”

2. Dziecko – po wysłuchaniu opisu – potrafi pochwalić się samo:

„Jak chcę, to umiem zrobić porządek.”

„Mój rysunek jest naprawdę dobry.”

Do opisu można dodać jedno/dwa słowa, które podsumują godne pochwały zachowanie dziecka:

„Wyplotłeś całą prycz, chociaż na początku wszystko się poplątało i musiałeś zacząć jeszcze raz. To się nazywa wytrwałość.”

„Poczekałeś na swoją kolej, zamiast przekrzykiwać inne dzieci. To się nazywa cierpliwość.”

Dzięki takim słowom dziecko dowiaduje się czegoś o sobie, poznaje swoje możliwości. Ta świadomość może dodać mu sił w chwili zwątpienia czy zniechęcenia.

Pokonaj swoje czarnowidztwo

Mówienie pochwał nie przychodzi nam wcale łatwo. Naszą uwagę mocniej przyciągają negatywne aspekty rzeczywistości. Bardziej skupiamy się na tym, że wilczek usmarował pół stołu klejem, niż na tym, że starał się go pościerać.

Zimowisko 1. Gromady Pilawskiej 2017, fot. Mateusz Zawadka

Dlatego musimy świadomie szukać dobrych rzeczy i o nich mówić. Mam nadzieję, że widzisz już, że warto włożyć w to trochę wysiłku. Podobno nie należy chwalić dnia przed zachodem słońca, ale swoich podopiecznych – jak najbardziej. Postaraj się na następnym spotkaniu każdemu z nich powiedzieć, co zrobił dobrze. A potem siebie też możesz pochwalić 🙂


Hanna Dunajska


Studiuje filologię polską i próbuje uczyć w szkole. Chciałaby doczytać się do „istoty rzeczy”. Była drużynową i szefową młodych, a potem odkryła żółtą gałąź i zachwyca się nią do dziś. Po 3-letnim akelowaniu została żółtą asystentką.

Jak zachęcać do samodzielności?

Na podstawie IV rozdziału książki „Jak mówić, żeby dzieci nas słuchały. Jak słuchać, żeby dzieci do nas mówiły” A. Faber, E. Mazlish.

Głównym celem wychowania jest ukształtowanie osoby dojrzałej i samodzielnej, niezależnej od nikogo, również od nas. Każdy człowiek jest inny, dlatego też nie możemy kształtować naszych podopiecznych na swoje podobieństwo – musimy pomóc im stać się jak najpełniej sobą. Będzie to bardzo trudne, gdy nasze ochronne skrzydła będą ich szczelnie otaczać – nie pozwalać popełniać błędów, dawać gotowe rozwiązania czy pozwalać unikać konsekwencji. Wilczki, harcerze i harcerki są w pewien sposób zależni od nas, ale musimy oprzeć się pokusie wymagania od nich, aby wszystko robiły według naszych pomysłów, wskazówek – trzeba dać im wolność drogi, którą dojdą do wyznaczonego wspólnie celu, czasami musimy pozwolić im się zgubić. Aby pomagać im stać się samodzielnymi powinniśmy:

Pozwól dokonać wyboru

– Jaką fabułę zaplanujemy na obóz – wolicie Rycerzy Króla Artura czy Kamienie na Szaniec, a może macie jakieś inne pomysły (nie: W tym roku fabuła to…)

Chodzi o stwarzanie sposobności do podejmowania decyzji, aby ćwiczyć tę umiejętność na prostych sprawach, przed dorosłymi decyzjami o wyborze drogi życiowej, pracy, czy po prostu wypowiadaniu własnych opinii.

Okaż szacunek dla wysiłku i zmagań

– Rozpalenie ogniska, szczególnie po deszczu, jest trudne. Spróbuj dodać więcej kory (nie: Rozpalanie ogniska to łatwizna, na pewno dasz sobie radę).

Docenianie zmagań dodaje odwagi do samodzielnego pokonywania przeszkód. Zasadniczo myślimy, że określając coś jako łatwe dodamy drugiej stronie odwagi. Jeśli jednak próba nie powiodłaby się mniej frustrująco jest myśleć, że nie zrobiłem czegoś trudnego niż błahostki. Nie podkreślamy nigdy to musi być trudne dla ciebie.

Nie zadawaj zbyt wielu pytań

– Dobrze was widzieć. (nie: Jak było na explo? Co zobaczyłyście ciekawego? Kogoś poznałyście? Gdzie spałyście?…)

Zasypanie pytaniami może być potraktowane jako przesłuchanie, dzieci i tak opowiedzą co i o czym będą chciały.

Nie śpiesz się z dawaniem odpowiedzi

– Dlaczego apel musi być tak wcześnie? – Zastanówmy się: dlaczego apel jest wcześnie? (nie: Ponieważ chcemy mieć dużo czasu na inne ciekawe zajęcia, a obóz nie jest od wylegiwania się w śpiworach…)

Kiedy dzieci zadają pytania należy dać im szanse znalezienia odpowiedzi.

Zachęcaj do korzystania z cudzych doświadczeń

– Słyszałam, że robisz jakąś super-ekstra księgę przyrody. Nasza hufcowa jest botanikiem – jeśli chciałabyś z nią porozmawiać czy pokazać jej swoją pracę to jestem pewna, że chętnie się z tobą zobaczy.

Pokierowanie naszych podopiecznych do innych osób pozwoli im zobaczyć, że nie są zależne tylko od nas, że mogą prosić o pomoc i szukać odpowiedzi u innych osób. (To szczególnie ważne w relacji rodzic – dziecko, choć w relacji szef-harcerz/harcerka także)

Nie odbieraj nadziei

– W tym roku zamierzam zdobyć stopień pionierki. – A więc zamierzasz zdobyć pionierkę. Opowiedz mi o tym. Masz już jakiś plan? (nie: Daj spokój! To za dużo pracy dla ciebie. Ledwo zdobyłaś tropicielkę.)

Czasami w dobrych intencjach odradzamy komuś podjęcie jakiegoś wyzwania, aby zabezpieczyć go przed porażką. Ale pozbawiamy go tym samym marzeń nadziei, a czasem też zrealizowanych planów.

Obóz letni 3. Gromady Garwolińskiej 2017, fot. Ernest Benicki

Okaż szacunek dla ewentualnej gotowości dziecka

– Kiedy będziesz gotowy zaśpiewasz psalm na Mszy. (nie: Zobaczysz, to nic strasznego, przecież ładnie śpiewasz)

Zamiast zmuszać i przekonywać dajmy dziecku zdecydować o swojej gotowości.

Nie mów zbyt często “nie”

Czasem stanowcze nie jest odbierane jako wyzwanie do walki czy wręcz atak na samodzielność. Co więc zamiast:

  • Udziel informacji nie używając “nie”

Czy możemy teraz pograć w siatkówkę? – Za chwilę dostaniecie produkty na konkurs kulinarny

  • Zaakceptuj uczucia

Już koniec zbiórki? Nie możemy jeszcze zostać i pośpiewać albo w coś zagrać? – Widzę, że gdyby to zależało od ciebie zbiórka trwałaby by jeszcze długo. Trudno jest kończyć coś co lubimy.

  • Opisz problem

Czy możesz nam teraz zrobić te warsztaty z pierwszej pomocy? – Chciałabym bardzo, ale problem polega na tym, że za chwilę będą tu panie z sanepidu.

  • Kiedy to możliwe zastąp nie wyrazem tak

Czy możemy teraz mieć czas wolny? – Tak, kiedy tylko posprzątacie po obiedzie.

  • Daj sobie czas do zastanowienia

Czy możemy pojechać nad morze na zzz-cie? – Dajcie mi się na tym zastanowić.

Dzięki użyciu tych sposobów, druga strona będzie wiedziała, że jest traktowana poważnie. Zyska wiarę we własne możliwości, ale również nie odbierzemy jej pewności, że ma w nas pomoc i oparcie lub też nauczy się go szukać wśród innych.

Emilia Kawałek


Nie wyobraża sobie życia bez czytania i kawy. W Zawiszy spędziła pół życia. Od kilku lat służy jako asystentka hufcowej ds. wypoczynku.

Zamiast karania

Na podstawie 3. rozdziału książki „Jak mówić, żeby dzieci nas słuchały. Jak słuchać, żeby dzieci do nas mówiły” A. Faber, E. Mazlish.

Jak Ci poszło?

Sprawdzałeś już skuteczność metod zachęcania do współpracy z poprzedniego artykułu? (Jeśli jeszcze go nie czytałeś, zajrzyj najpierw tutaj:https://przestrzen.skauci-europy.pl/2021/02/jak-zachecic-dzieci-do-wspolpracy/)

Może jeszcze ciągle nie mogłeś się powstrzymać od oskarżania albo sarkazmu – nie poddawaj się, ćwiczenie czyni mistrza, a zauważanie błędów to pierwszy krok do ich pokonania. Może udało ci się już zastosować wskazówki i jesteś zachwycony efektem.

Ja wam pokażę!

A może starałeś się jak mogłeś, robiłeś wszystko jak trzeba, a twoi podopieczni nadal nie chcieli współpracować? Co wtedy? Nic tylko nicponi ukarać. I to tak, żeby zapamiętali…

Co właściwie kieruje tobą w takim momencie? Nadal chodzi o dobro dziecka? Czy po prostu puściły ci nerwy i chcesz zadać ból, żeby się odegrać i pokazać, kto tu rządzi?

Trudno się przyznać do tak nieszlachetnych motywacji. Zwłaszcza, jeśli się przyrzekało lojalność wobec podwładnych. Łatwiej zasłonić się tym, że „oni naprawdę robią źle” i „trzeba dać im nauczkę na przyszłość”. Ale sam wiesz najlepiej, dlaczego masz ochotę ukarać małego człowieka…

Skutki kary

Załóżmy jednak, że tym razem nie chodzi o zemstę. Opanowałeś swój gniew i stwierdziłeś, że trzeba ukarać winowajcę, żeby w przyszłości postępował lepiej. Czy faktycznie taki będzie efekt kary?

Wyobraźmy sobie, że nie przesłałeś w terminie rozliczenia zimowiska. W związku z tym hufcowy/hufcowa za karę zobowiązuje cię do rozliczenia obozów wszystkich jednostek z hufca. Dodaje, że to dla twojego dobra – może w końcu nauczysz się załatwiać ważne sprawy na czas. Co czujesz, kiedy dociera do ciebie, że to nie żart i faktycznie będziesz musiał to zrobić?

Dziecko też tak ma. Kara wywołuje w nim uczucia nienawiści, oporu i chęci odwetu albo własnej bezwartościowości i rozczulania się nad sobą. Zamiast zastanowić się, jak może naprawić to, co zrobiło, dziecko oddaje się myślom o odwecie. A przecież nie o to nam chodzi. Dlatego można powiedzieć, że kara jest nieskuteczna, bo rozprasza.

Obóz letni 3. Gromady Garwolińskiej, rok. 2017, fot. Ernest Benicki

Co w zamian?

Jak możemy okiełznać krnąbrnych ludków, skoro kara jest nieskuteczna? Poniżej kilka wskazówek.

1. Wskaż w czym dziecko może ci pomóc.

Wilczek przeszkadza na Skale Narady. Zamiast grozić, że nie weźmie udziału w grze, zaangażuj go – może coś rozdać albo trzymać tak, żeby wszyscy widzieli.

2. Wyraź ostry sprzeciw (bez atakowania charakteru dziecka).

„Nie podoba mi się to, co robisz. Przeszkadzasz wszystkim się skupić”.

Nie dodawaj: „Jesteś okropny”.

I nie uśmiechaj się słodko, dziecko musi widzieć, że mówisz serio.

3. Wyraź swoje uczucia i określ swoje oczekiwania.

„Jestem wściekły, bo znowu nie mogłem znaleźć moich nożyczek. Oczekuję, że będziesz je odkładać do szuflady”.

4. Pokaż dziecku, jak może naprawić zło.

„Stroje, których używaliście do scenki i zostawiliście na dworze, są teraz całe mokre. Trzeba je rozwiesić na słońcu, żeby wyschły.”

5. Zaproponuj wybór

„Możesz pożyczać przybory ze skrzyni, jeśli będziesz je odkładać na miejsce. Inaczej stracisz taką możliwość. Wybieraj.”

6. Przejmij inicjatywę, jeśli nadal postępuje źle.

„Tak, skrzynia jest zamknięta.”

7. Daj dziecku odczuć konsekwencje.

„Nie przyszedłeś na obiad, chociaż wołałem kilka razy. Teraz twoja porcja jest już zimna.”

Jak grochem o ścianę?

Jeśli problem nadal istnieje, to pewnie jest bardziej złożony, niż się wydaje. Warto wtedy na spokojnie usiąść, postarać się zrozumieć drugą stronę i wspólnie wymyślić rozwiązanie.

Krok 1. Porozmawiaj o dziecięcych uczuciach i potrzebach.

„Widzę, że nie lubisz chodzić razem z grupą”

Krok 2. Porozmawiaj o twoich uczuciach i potrzebach.

„Bardzo się martwię, kiedy twoja szóstka wraca z gry bez ciebie.”

Krok 3. Wspólnie zastanówcie się nad rozwiązaniem korzystnym dla obu stron.

„Co możemy zrobić, żebyśmy obaj byli zadowoleni?”

Krok 4. Spisz wszystkie pomysły bez oceniania ich.

Propozycję przygotowania osobnego zestawu zadań na grę dla tego dziecka też.

Krok 5. Zadecyduj, który pomysł Ci się podoba, który nie, a który zamierzasz wcielić w życie.

„Teraz zobaczmy, co chcemy skreślić, a co zostawić”

„Skreśl to, że Ikki idzie ze mną na każdą grę, bo inni będą się śmiali.”

Ilustracja: Liliana Sowińska

Hanna Dunajska


Studiuje filologię polską i próbuje uczyć w szkole. Chciałaby doczytać się do „istoty rzeczy”. Była drużynową i szefową młodych, a potem odkryła żółtą gałąź i zachwyca się nią do dziś. Po 3-letnim akelowaniu została żółtą asystentką.