Poczytaj mi, Akelo! Czyli co i dlaczego warto czytać wilczkom na głos

Artykuł napisany na podstawie książki I. Koźmińskiej i E. Olszewskiej „Wychowanie przez czytanie”, którą polecam w całości. 

Nie traktuj czytania po macoszemu

Każdy dzień na wyjeździe gromady jest pełen różnych aktywności. Skały Narady, gry, warsztaty, gotowanie, ekspresja… Łatwo zapomnieć o dobrym przygotowaniu ostatniego punktu programu – wieczornym czytaniu. A sprawa jest ważna. Chodzi nie tylko o to, żeby wilczki spokojnie i szybko zasnęły, w tym pomoże raczej porządne wybieganie i napracowanie się w ciągu dnia. Głośne czytanie dobrych książek daje dzieciom dużo korzyści (na razie niematerialnych, ale kto wie, może w przyszłości też zawodowych ;)). 

Przecież potrafią czytać same

Jasne. Ale czytanie na głos przez dorosłego to zupełnie inna kategoria. Dla dzieci, które jeszcze nie są wytrawnymi czytelnikami, czytanie przez kogoś jest po prostu przyjemniejsze. A przyjemność jest ważna – to miłe doświadczenie stwarza szansę, że dzieci „zarażą się” czytaniem i w przyszłości będą same sięgać po książki. Wychowanie to uczenie dzieci czerpania przyjemności z tego, co dobre powiedział podobno Platon.

Wspólne czytanie jest jak wspólne przeżywanie przygód – zbliża dziecko i czytającego, pomaga budować bliską relację. Chcesz przyspieszyć proces zaprzyjaźniania się ze swoimi wilczkami? Poczytaj im coś dla przyjemności. Słysząc jak z zaangażowaniem i zrozumieniem czytasz o przeżyciach dziecięcych książkowych bohaterów wilczek może dojść do wniosku, że jego własne sprawy też potraktujesz poważnie i z szacunkiem. Treść czytanej książki może być także punktem wyjścia do wielu rozmów. 

Specjaliści twierdzą, że głośne czytanie przynosi korzyści już niemowlętom, które nie rozumieją jeszcze czytanego tekstu, a także dzieciom, które potrafią już czytać – rekomenduje się czytanie na głos przynajmniej do 12. roku życia. Czyli co najmniej do przejścia do drużyny 😉

Jakie korzyści?

Głośne czytanie zaspokaja potrzeby emocjonalne dziecka – miłości, uwagi, stymulacji. Oprócz tego wspiera rozwój psychiczny, intelektualny i społeczny. Być może jest niedoceniane ze względu na swoją dostępność i łatwość wykorzystania. Albo w związku z tym, że sprawia dzieciom przyjemność – czy skuteczne lekarstwo ma prawo być smaczne? Niemożliwe, przecież zawsze było gorzkie. A jednak czytanie to nie tylko rozrywka – to inwestycja. Poniżej udowodnione korzyści:

    • Rozwój inteligencji emocjonalnej i społecznej. Przeżywając przygody razem z książkowymi bohaterami dziecko rozwija swoją wrażliwość i empatię. Poznaje różne uczucia, uczy się, jak je nazywać i wyrażać. Widzi, że nie jest odosobnione w swoich trudnościach – inni też je przeżywają. Poznaje ludzkie reakcje, możliwe rozwiązania, skutki wyborów i postępowania. W przyspieszonym tempie zdobywa ludzkie doświadczenie.
    • Rozwój moralności, kształtowanie systemu wartości – pozwala na odróżnianie dobra od zła, tego, co warto, od tego, czego nie warto i umożliwia świadome stawanie się coraz lepszym człowiekiem. 
    • Rozwój umiejętności językowych, czyli rozumienie wypowiedzi innych i wyrażanie własnych myśli. To niezbędne narzędzie poznania. Nawet przedmioty techniczne nie mogą obejść się bez języka. To on umożliwia zgłębianie wiedzy o świecie i uczestnictwo w życiu społecznym. Granice mojego języka wyznaczają granice mojego świata – napisał filozof Ludwig Wittgenstein. Osobiście nie zgadzam się z tym w 100% (język nie jest całkiem wystarczający do wyrażenia wszystkiego), ale w 85% – tak, a to też sporo.
    • Rozwój wyobraźni. Czytanie stymuluje wyobraźnię dużo bardziej niż np. oglądanie filmu – do słyszanych słów trzeba samemu stworzyć w głowie obrazy. A po co nam właściwie wyobraźnia? Służy nie tylko bujania w obłokach. Dzięki niej możemy przewidywać, co się stanie i sensownie się przygotować. Możemy zobaczyć konsekwencje jeszcze przed popełnieniem błędu i postępować bardziej odpowiedzialnie. Bez wyobraźni nikt nie byłby w stanie zaprojektować budynku, założyć firmy ani zaplanować swoich działań. 
    • Rozwój pamięci i koncentracji – niezbędnych do skutecznej nauki.
    • Rozwój zdolności do refleksji i krytycznego myślenia – niezbędnych do samodzielnego funkcjonowania i odporności na manipulację. 
    • Rozwój wiedzy ogólnej,  zainteresowań, poczucia humoru. 

Chcesz, żeby twoje wilczki osiągnęły w życiu szeroko rozumiany sukces? Poczytaj im! 

Co czytać wilczkom?

Czytanie to „meblowanie głowy dziecka”. Nie serwujmy wilczkom byle czego. Niektóre książki nie mają wielkiej wartości – są kiepsko napisane. Inne są po prostu złe – promują szkodliwe wartości albo służą ideologii. Wybieranie zdrowej lektury jest ważniejsze niż wybieranie zdrowego jedzenia. Głowa nie ma jak pozbyć się szkodliwych treści. 

Oprócz tego książka powinna być dla wilczków interesująca – poruszająca ciekawe dla nich tematy, napisana językiem, który rozumieją. Opowiadająca o bohaterze, z którym mogą się utożsamić. Czytanie ma dawać przyjemność. 

Jak zrobić to w praktyce?

Przed wyjazdem zadbaj o zabranie książek. W mojej gromadzie plastikowa skrzynia z książkami była równie ważna jak ta ze sprzętem kuchennym albo strojami na ekspresję. Polecam! Książki możesz wypożyczyć z biblioteki. Albo kupić – w internecie można znaleźć naprawdę niedrogie. To równie dobry zakup obozowy jak plandeka czy kociołek. A właściwie nawet lepszy 😉 Zabierz co najmniej tyle książek, ile masz szóstek albo namiotów/pomieszczeń, w których śpią wilczki. Polecam zabranie większej ilości – wilczki będą mogły sobie wybrać, co poczytacie. 

Wieczorem, kiedy wilczki będą już w śpiworkach, do każdej szóstki/namiotu/pokoju idzie jeden stary wilk i czyta. Rozdział, dwa, trzy – zależy od ich długości i tego, czy wilczki szybko zasną. Oczywiście trzeba skończyć o rozsądnej porze. 

Postaraj się czytać ekspresyjnie – naśladować głosy, oddawać nastrój. Najważniejsze jest pierwsze i ostatnie zdanie czytanego fragmentu – powinny być odczytane naprawdę interesująco. Ekspresyjne czytanie nie musi być głośne – niech słyszy cię tylko ta szóstka, której czytasz, a nie całe schronisko albo las. 

Poniżej lista dobrych książek, które mogą spodobać się wilczkom. Niektóre są trochę stare, ale to w niczym nie przeszkadza. Ludzkie przeżycia są dalej takie same, a sceneria z przeszłości doda odrobinę egzotyki. Przyjemnej lektury!

Książki, które spodobają się i dziewczynkom, i chłopcom:

„8 + 2 i ciężarówka” i kolejne części Anne-Catherina Vestly
„Przygoda ma kolor niebieski” Renata Piątkowska
„Babcia na jabłoni” Mira Lobe
„Gofrowe serce. Lena i ja w Zatoce Pękatej Matyldy” Maria Parr
„Marcelino chleb i wino” José María Sánchez-Silva 
„Wielka podróż Marcelina” José María Sánchez-Silva 
„Blok przy Tuwima 7” Ewa Stadtmuller
„Zwiadowcy”  cz. 1. i 2. John Flanagan
„Anhar” Małgorzata Nawrocka 
„Twierdza aniołów” Małgorzata Nawrocka 
„Machiną przez Chiny” Łukasz Wierzbicki
“Wokół świata na wariata” Łukasz Wierzbicki
“Co hrabia porabia? Listy spod Góry Kościuszki” Łukasz Wierzbicki
„Opowieści z Narnii” Clive Staples Lewis
„Złota jabłoń” Noel Streatfeild 
„Pięcioro dzieci i coś” Edith Nesbit
„Momo” Michael Ende 

Książki raczej dla dziewczynek:

„Cukiernia pod pierożkiem z wiśniami” Clare Compton
„Ronja, córka zbójnika” Astrid Lindgren 
„Kocia mama” Maria Buyno-Arctowa 
„Słoneczko” Maria Buyno-Arctowa 
„Bułeczka” Jadwiga Korczakowa 
„Spotkanie nad morzem” Jadwiga Korczakowa 
„Maleńka pani flakonik” Alf Prøysen 

Książki raczej dla chłopców:

„Niewiarygodne przygody Marka Piegusa” Edmund Niziurski
„Wojownik trzech światów” Robert Kościuszko
„Podróż za jeden uśmiech” Adam Bahdaj 
„Oliver Twist” Karol Dickens 
„Złoto Gór Czarnych” Krystyna i Alfred Szklarscy
„Michał Magone i prawdziwa odwaga” Thomas Brezina

Fot. na okładce: Monika Wójcik

Hanna Dunajska


Studiuje filologię polską i uczy polskiego obcokrajowców. Chciałaby doczytać się do „istoty rzeczy”. Była drużynową i szefową młodych, a potem najdłużej i najskuteczniej - Akelą. Obecnie redaktorka naczelna "Dżungli" - czasopisma dla wilczków.

A myśmy się spodziewali… mniej

Szarzało. Wreszcie kończyła się ta długa noc. Na wschodzie pojawiały się pierwsze różowe smugi. Maria Magdalena spojrzała przez okno i ciężko podniosła się z posłania. Twarz miała szarą, powieki czerwone i spuchnięte, usta zaciśnięte w wąską kreskę. Niedbale przewiązała chustką potargane włosy. Niedawno słynęła z piękności, ale dzisiaj była prawie brzydka. Spojrzała obojętnie na nietkniętą kolację, którą ktoś jej przyniósł. Wzięła przygotowaną wczoraj torbę z olejkami i cicho wyszła na zewnątrz.

Chłód wczesnego poranka przeniknął ją do głębi, ale nie zwróciła na to uwagi. Jeszcze kilka dni temu szli tą drogą razem z Nim. Wydawał się przygnębiony, prawie nic nie mówił. Widziała, że obietnice i przechwałki Szymona raczej sprawiają Mu przykrość niż podnoszą na duchu. Gruboskórny rybak tego nie zauważał. Jezus cierpliwie wysłuchał jego zapewnień, a potem zamyślił się i szedł patrząc w ziemię. Musiał myśleć o czymś ważnym, poznawała ten wyraz Jego twarzy. Nie wiedziała, co zamierza, ale była pewna, że to będzie najlepsze. Wiedziała, że On wie. A ona, nawet jeśli tego nie rozumie, chce poświęcić wszystko, co ma, dla Jego misji. Chociaż trochę Mu pomóc. Widziała wdzięczność trędowatego, łzy wzruszenia rodziców wskrzeszonych dzieci, szczęście w oczach uzdrowionych. Wszystko, co robił, było dobre i chciała w tym uczestniczyć. On był sensem. I wielką mocą. Przecież żaden inny rabbi nie potrafił jej pomóc. Dopiero On uwolnił ją od siedmiu dręczycieli, którzy zawładnęli jej duszą i ciałem. A teraz Go nie ma. Już nigdy Go nie będzie. Szloch znowu wstrząsnął jej piersią, gorące łzy napełniły oczy i staczały się po policzkach. Już Go nie zobaczy. Nie usłyszy Jego głosu. Nie poczuje Jego spojrzenia. Już Go nie ma.

***

Zbliżała się do ogrodu, w którym znajdował się grób. A w nim Jego martwe, sponiewierane Ciało. Kiedy Józef  i Nikodem zdjęli Go z krzyża, ciężko było znaleźć na Nim kawałek zdrowej skóry. Wielkie sińce poprzecinane częściowo zaschniętymi ranami, krew pomieszana z gliniastym błotem. Twarz… pozbawiona Jego rysów, okropnie zniekształcona. Przynajmniej już nie cierpi. Już nic nie poczuje. Nigdy Go nie będzie. Zostało Ciało. Niosła olejki, żeby je namaścić. Zrobić dla Niego cokolwiek, chociaż On już nie będzie o tym wiedział. Nie spojrzy już na nią. Nie ma Go.

Po wzgórzach przetoczył się grzmot. Maria rozejrzała się dookoła. Czyżby to oni wracali? Ogarnęło ją przerażenie. Gdyby On tu był, nie pozwoliłby im zrobić jej krzywdy. Ale teraz jest całkiem sama. Kto zabroni im wrócić i znowu nią zawładnąć?

­– Boże, pozwól mi raczej umrzeć – wyszeptała pobladła. – Pozwól mi umrzeć.

Przyspieszyła kroku. Kamień odsunięty. A przecież widziała, jak Józef go zataczał. Kto tu był? Teraz już biegła. Zajrzała do środka. Nie ma Go. Nie mogła nawet Go namaścić.

– Dlaczego? – jęknęła osuwając się na kolana. Przez łzy dostrzegła w grocie dwóch wystrojonych młodzieńców. Nie mogli sobie znaleźć innego miejsca na spotkania? Co za okropne chłopaki – pomyślała z nagłą złością. W dodatku coś do niej gadali.

– Szukam Jezusa – rzuciła im ostro, odwróciła się ze wstrętem i ukryła twarz w dłoniach. Już nigdy Go nie zobaczy. Był najważniejszy, najbliższy. A teraz Go nie ma. Nawet Jego biednego Ciała.

– Pozwól mi tutaj umrzeć – szepnęła zrezygnowana. A potem znowu ktoś coś mówił. Ogrodnik? Może wie, gdzie Go zabrali? Ona Go weźmie. Zabierze wszystko, co z Niego zostało.

– Mario.

Drgnęła zaskoczona. Tak mówił tylko On. Z ciepłym wyrzutem, jakby chciał powiedzieć „głuptasie kochany, po co? Przecież Ja Jestem”.

– Rabbuni! – przecierała oczy próbując pozbyć się łez zamazujących widok. Stał przed nią. I patrzył tak, jak tylko On umiał na nią patrzeć. Dałaby wszystko, żeby zatrzymać Jego spojrzenie na zawsze. Jezus uśmiechnął się i pokiwał głową.

– Tak będzie – powiedział cicho, a ona znowu płakała, ale tym razem z radości. – Tylko jeszcze nie teraz, nie zatrzymuj mnie – dodał i podniósł ją z kolan. – Idź do moich braci i powiedz im: wstępuję do Ojca mego i Ojca waszego oraz do Boga mego i Boga waszego.

Ojca mego i waszego, mego i waszego – powtarzała w myśli Maria biegnąc w stronę miasta. Przepełniała ją wielka radość. Chyba od niej pęknie, jeśli komuś wszystkiego nie opowie.

***

Jedenastu mężczyzn zamarło słysząc wściekłe walanie do drzwi. Po chwili pełnej napięcia wstał Jakub i na palcach zbliżył się do małego okienka.

– To tylko Maria Magdalena – szepnął i wszyscy odetchnęli z ulgą. Szymon poruszył ciężką zasuwę i uchylił drzwi. Do środka wpadła postać w rozwianych chustach i włosach i machając rękami wykrzyknęła:

– Widzia… – twarda dłoń Szymona błyskawicznie zamknęła jej usta.

– Oszalałaś, kobieto? – zapytał cicho z oburzeniem. – Przecież zaraz nas znajdą i pozabijają.

Jego słowa potwierdził gniewny pomruk pozostałych. Zdyszana Maria z trudem wciągała powietrze nosem.

– Puść ją, bo się udusi – zauważył przytomnie Tomasz. Faktycznie, twarz Marii zaczynała zmieniać kolor i Szymon zabrał rękę. Odetchnęła głęboko.

– Widziałam Pa… – krzyknęła i szorstka łapa znowu ją chwyciła. Zdesperowana wbiła w nią wszystkie paznokcie i Szymon zabrał rękę z sykiem.

– Widziałam Pana! – dokończyła patrząc na nich z triumfem.

– Ciiiszej – zaszumieli. Więc resztę opowiedziała im trochę spokojniej. Na ile mogła. Tomasz pokiwał głową ze współczuciem.

– Połóż się i odpocznij. Poczujesz się lepiej – powiedział. – Z rozpaczy odchodzi biedna od zmysłów – dodał patrząc na towarzyszy.

– Nazwał was braćmi – opowiadała z zapałem niezrażona Maria. – Nigdy wcześniej tak nie mówił.

– Tak, prawda – powiedział kojąco Tomasz. – A teraz odpocznij.

– Nic nie rozumiecie! – pokręciła głową. – Szymonie! – spojrzała na niego z nadzieją. Ten rybak miał przecież czasem przebłyski geniuszu. – Grób jest pusty! Widziałam Go żywego!

– Grób jest pusty? – oburzony Szymon chwycił za zasuwę. Jan, który przysłuchiwał się uważnie, zerwał się na nogi i obaj wybiegli nie zamykając za sobą drzwi.

***

A Ty, czego oczekujesz od Jezusa? Może też szukasz martwego ciała? I nawet sobie nie wyobrażasz, co On dla Ciebie przygotowuje.

Hanna Dunajska


Studiuje filologię polską i uczy polskiego obcokrajowców. Chciałaby doczytać się do „istoty rzeczy”. Była drużynową i szefową młodych, a potem najdłużej i najskuteczniej - Akelą. Obecnie redaktorka naczelna "Dżungli" - czasopisma dla wilczków.

Szara perełka

Już od dawna mijałyśmy się w różnych miejscach. Skromnie spuszczała oczy, a ja szybko szłam dalej, żeby zająć się czymś pilniejszym. Chyba nawet nie wpisałam jej do kolejki. Zbliżała się sesja, więc na pierwszy plan wysunęły się wielkie nazwiska: Witkacy, Gombrowicz, Różewicz. I ich wielkie, krzykliwe paskudztwo pozbawione sensu i nadziei. Brnęłam przez bagno sięgające już po szyję. Czułam, że muszę się z niego wydostać, chociaż na jakiś czas, dokądkolwiek, żeby nie utonąć. I wtedy ona sama usłużnie się podsunęła. Przetarłam zakurzoną okładkę. Otworzyłam i znalazłam się w innym świecie.

Listy Nikodema Jana Dobraczyńskiego. Tytuł brzmi niepozornie, ale treść zaskakuje jakością. Książka składa się z listów tytułowego bohatera do Justusa – przyjaciela i mistrza, przed którym Nikodem otwiera swoją duszę z zupełną szczerością. Nikodem? Tak, to ten, o którym myślisz – przyszedł do Jezusa nocą, a po męce pochował Jego ciało razem z Józefem z Arymatei. Jest pobożnym faryzeuszem, wnikliwie bada Pisma i układa haggady – przypowieści pomagające prostym ludziom zrozumieć prawdy wiary. Ale jego uwagę pochłania coś innego. Jego córka Rut od dawna choruje. Choroba postępuje, dziecko cierpi, kolejni lekarze odchodzą bezradni. Wtedy do Nikodema dochodzą wieści o Jezusie z Nazaretu, który nie tylko naucza, ale też cudownie uzdrawia. Może uratuje też Rut? Głębię i autentyczność przemyśleń bohatera powiększa jeszcze fakt z życia autora: Dobraczyński pisał przy łóżku własnego umierającego dziecka.

Powieść realistycznie przedstawia okoliczności życia w czasach Jezusa. Nędzne osiedla na obrzeżach Jerozolimy, hałas targowiska, zapach rybackich sieci, barwne uczty w pałacu Heroda.    Nikodem jest bohaterem zanurzonym w swoim świecie, z którym równocześnie może się utożsamić współczesny człowiek. To typowy protagonista – czytelnik nie może go nie pokochać, nie współczuć mu i nie życzyć zwycięstwa.

W listach odsłania się wnętrze Nikodema – pełne wiary, a jednocześnie wątpliwości, lęków, pytań o sens i cierpienie. Jego przeżycia są w jakimś stopniu przeżyciami każdego z nas. Razem z nim szukamy odpowiedzi i razem obserwujemy proroka z Nazaretu, dziwiąc się od nowa Jego słowami i sposobem bycia.

Jezusa widzimy oczyma Nikodema – uczonego w Piśmie, który czeka na Zbawiciela, a jednocześnie człowieka przyciśniętego osobistym bólem i szukającego ratunku. Nikodem relacjonuje w listach nie tylko słowa Nauczyciela, ale też szczegóły Jego zachowania. Pojawiają się wydarzenia, które znamy z Ewangelii, ale ożywione żydowskimi zwyczajami i mnóstwem drobiazgów z życia codziennego. Dzięki temu Jezus jest niesamowicie ludzki. Żywy człowiek, który przyjaźni się z innymi, je posiłki, męczy się, płacze. W niektórych sytuacjach ujawnia się druga strona postaci: tajemnicza, potężna, budząca zachwyt, boska. Ale to ta ludzka jest najbardziej przejmująca.

Serdecznie polecam książkę. Już nie mogę się doczekać, kiedy będę ją czytać drugi raz. Po pierwsze jest po prostu dobrze napisana i ciekawa. Może początek odrobinę się dłuży – można przeskoczyć kilka listów. A potem ciężko się oderwać. Po drugie ta powieść to małe rekolekcje. Nasza wiara potrzebuje takich treści, bo z czasem pomału mętnieje. Trzeba ją przetrzeć, żeby wróciła przejrzystość, ożywić. Listy Nikodema świetnie się do tego nadają. Fragment o męce Jezusa może posłużyć do osobistego rozważania drogi krzyżowej w wielkim poście. A potem koniecznie trzeba przeczytać rozdziały o zmartwychwstaniu!

Hanna Dunajska


Studiuje filologię polską i uczy polskiego obcokrajowców. Chciałaby doczytać się do „istoty rzeczy”. Była drużynową i szefową młodych, a potem najdłużej i najskuteczniej - Akelą. Obecnie redaktorka naczelna "Dżungli" - czasopisma dla wilczków.

Skała Narady – skąd czerpać tematy?

Niosą się po dżungli wieści, że niełatwo zwęszyć temat na Skałę Narady tuż przed zbiórką. Warto zaplanować to wcześniej i potem tylko dopracowywać szczegóły. Wszak nic innego, tylko pośpiech zgubił Żółtego Węża, który pożerał słońce. Skoro jednak schwytanie jednego tematu nie jest proste, to jak upolować całe stado naraz?

Prastare podręczniki łowieckie mówią o dwóch krokach. Po pierwsze: trzeba znaleźć źródła inspiracji – pomysły mają tam wodopój i na pewno się pojawią. Po drugie – rozwinąć sieć skojarzeń, żeby schwytać jak najwięcej osobników naraz. Jeśli będzie ich za dużo, możemy na koniec wybrać tylko te najtłustsze.

Poniżej kilka sprawdzonych źródeł i przykłady pokazujące, jak rozwinąć sieć.

1. Prawa, hasło, dewiza – temat rzeka

Oto jest zbiór Praw Dżungli, jak niebo wieczysty, niemylny.
Ginie wilk, co je łamie; wilk, co ich słucha, jest szczęśliwy i silny.

Ile Skał Narad można zrobić na temat Praw? Na pierwszy rzut oka wydaje się, że tylko osiem – tyle, ile punktów. W dodatku jest możliwe, że już o nich mówiliście i uważasz źródło za wyczerpane. Nic bardziej mylnego! Punkty Prawa są dosyć ogólne i bardzo szerokie. Każdy z nich zawiera więcej niż jeden temat.

Księga Dżungli podpowiada nam, że wilk przestrzegający Prawa ma być szczęśliwy i silny. Wilk nieprzestrzegający – ginie. (Specjalnie nie zmieniam „wilka” na „wilczka” – wypełnianie postanowień ze SN może być rozwijające również dla starych wilków, w dodatku ratuje przed hipokryzją).Wybierz teraz dowolny punkt i rozwijaj sieć, czyli zastanów się:

  • – co warto wiedzieć i jak warto postępować, żeby faktycznie przestrzeganie tego punktu prowadziło do szczęścia i siły?
  • – przed jakimi niebezpieczeństwami ostrzega ten punkt?
  • – jakie umiejętności, dobre nawyki, cnoty, tematy, na które warto porozmawiać, kojarzą ci się z tym punktem?

Jeśli chwilę się zastanowisz, zobaczysz, że każda część Prawa zawiera kilka elementów.

Na przykład w haśle: Ze wszystkich sił! można zauważyć takie tematy na SN:

    1. zaangażowanie w dobre wykonywanie zadań, pracowitość – dlaczego warto, co nam przeszkadza, jak z tym walczyć?
    2. szukanie swoich szczególnych sił, mocy i tego, jak można nimi służyć w domu, szkole i gromadzie
    3. perfekcjonizm – ze wszystkich sił, ale nie bardziej, nie idealnie, uwaga na ciągłe niezadowolenie z efektów, warto doceniać to, co się udało
    4. potrzeba regeneracji – siły nie są nieskończone.

Z piątego punktu Prawa: Wilczka Wilczek jest zawsze radosny moglibyśmy, po rozwinięciu sieci skojarzeń, wyciągnąć np. takie tematy:

    1. zauważanie powodów do radości, wdzięczność za nie
    2. smutek – jest dobry i normalny, co nam mówi? jak sobie radzić, żeby się nie przedłużał? co pomaga nam wrócić do radości?
    3. radość jest zaraźliwa – jak możemy się nią dzielić z innymi?
    4. cierpliwość w trudnościach – nie będą trwały wiecznie – jakie „straszne rzeczy” już przetrwaliśmy i się skończyły?

Teraz twoja kolej! Wymyśl po 2-4 skojarzenia, tematy do pozostałych punktów. Wypisz je sobie. Uważaj na skojarzenia duchowe, religijne. Na pewno się pojawią, bo np. pierwszy punkt PW naturalnie kojarzy się z przykazaniem miłości. To wszystko się łączy. To jednak nie oznacza, że trzeba o wszystkim mówić naraz. Skojarzenia religijne zapisz sobie przy tematach spotkań ze Słowem Bożym. Nie mieszamy. Dzięki temu wilczki nie włożą Biblii między bajki.

W ten sposób z 8 punktów można wyłowić ponad 30 tematów! Rok szkolny trwa 10 miesięcy, jeśli masz 3 zbiórki na miesiąc, to wymyśliłeś właśnie SN na cały rok 😀 Wybierz te najtłustsze, bo są jeszcze inne źródła.

2. Księga Dżungli

Dżungla jest pełna takich opowieści, Mały Braciszku.

Oczywiście Księga Dżungli zawsze jest źródłem formy – wszystkie Skały Narady odbywają się w dżunglowym świecie. Oprócz tego może też być źródłem treści. Kilka mądrości mamy w książeczce Mowgli, ale to na pewno nie wszystkie. Zachęcam do zaznaczania sobie ulubionych cytatów, mądrości, które zauważysz np. podczas przygotowywania gier albo ognisk. Każdy z nich może być inspiracją – źródłem tematu.

Przykładowo:

Oznaką siły jest mowa szczera, a grzeczna mowa siłę tę wspiera.

    1. przyznanie się do winy – przed sobą i innymi – wymaga odwagi, dlaczego warto to robić
    2. jakie szkody może wyrządzić kłamstwo?
    3. odwaga i delikatność – dwie konieczne towarzyszki szczerości

Mam za sobą Gromadę i mam ciebie… a i Baloo, choć tak ociężały, potrafiłby ze dwa razy machnąć łapą w mej obronie. Czegóż miałbym się obawiać?

    1. lojalność wobec gromady – jak szkodzi obgadywanie
    2. możemy liczyć na siebie nawzajem, czy inne wilczki mogą liczyć na mnie?
    3. pozory mylą – jak dobrze kogoś poznać
    4. obawy np. przed obozem, jak sobie z nimi radzić

3. Cnoty ludzkie

Przejadła nam się już ta bezpańskość i bezprawie… i chcemy być znowu Wolnym Plemieniem.

Część z cnót ludzkich na pewno już pojawiła się w pomysłach inspirowanych Prawami i Księgą Dżungli, ale może nie wszystkie? Może jeszcze coś warto dodać? Polecam jako źródło inspiracji książkę Wychowywać do wartości J. Alcazar, F. Corominas. Książka jasno pokazuje, że ćwiczenie się w cnotach nie jest bezsensowną musztrą: „cnota, zdobyta dzięki osobistemu wysiłkowi, umacnia wolność osoby”.A poniżej mniejsze źródełko – przykładowa lista cnót.

  • – męstwo
  • – wytrwałość
  • – porządek
  • – dobre wykorzystanie czasu
  • – hojność
  • – sprawiedliwość
  • – umiarkowanie
  • – pracowitość
  • – cierpliwość
  • – radość
  • – uczciwość
  • – posłuszeństwo

4. Uczucia

To tylko łzy, mój Mowgli… Nic to! Niech sobie płyną!

Rozpoznawanie uczuć u siebie i innych osób, umiejętność mówienia o nich, właściwe ich traktowanie i radzenie sobie z nimi, to też dobre tematy na SN, pojawiające się też w KD. Można np. zaplanować cykl Skał Narad o nieprzyjemnych uczuciach, takich jak złość, smutek, lęk, wstyd, wstręt – i porozmawiać, do czego są potrzebne i jak z nimi współpracować, nie oddając im władzy.

5. 7 nawyków skutecznego działania

Dogryźliśmy już mięso niemal do samej kości. Tak, ale trzeba jeszcze zgryźć kość samą!

Kilka uniwersalnych zasad, które warto poznać. Każda z nich może być tematem SN, większość można też rozbić na kilka części. O co w nich chodzi? Można przeczytać w książkach: 7 nawyków skutecznego działania,  7 nawyków skutecznego nastolatka i 7 nawyków szczęśliwego dziecka. Szczególnie polecam drugą, jest sporo przykładów, które pasują do wilczków. Trzecia jest napisana dla młodszych dzieci, w formie historyjek o zwierzątkach – najszybciej się ją czyta, mocno upraszcza sprawy, ale też można te fabuły trochę dopasować do wieku i przerobić na dżunglowo.

7 nawyków:

  • – bądź kowalem swojego losu, a nie ofiarą
  • – zaczynając działać, określ sobie cel działania (zapisywanie marzeń)
  • – najpierw najważniejsze (4 ćwiartki – planowanie czasu)
  • – przyjmij strategię wygrana-wygrana (znaleźć takie rozwiązanie, żeby wszyscy byli zadowoleni)
  • – staraj się najpierw zrozumieć, a potem być zrozumianym
  • – dąż do synergii – moc wspólnego działania (każdy na polu dopasowanym do możliwości)
  • – pamiętaj o ostrzeniu piły

6. Codzienność i to, czym się interesujesz

Żałuję teraz, żem sobie pokpiwał ze starego kobry. Widzę, że on znał się na ludziach, jak ja sam powinienem się na nich poznać.

Zastanów się, z czym wilczki spotykają się na co dzień. Można porozmawiać np. o tym:

  • – co warto oglądać i czytać, jak to na nas wpływa
  • – czy każdemu warto wierzyć np. w internecie
  • – co może „zjeść” nam czas, zanim się zorientujemy
  • – czy faktycznie potrzebujemy tego, co chcielibyśmy mieć
  • – jakie mogą być korzyści z odrabiania zadań domowych
  • – co można robić w wolnym czasie

Oprócz tego, źródłem inspiracji może być coś, czym się interesujesz, o czym słyszałeś, co chciałbyś zgłębić. Może akurat czytasz o porozumieniu bez przemocy? Oglądałeś dobry film? Jakie tematy możesz tam znaleźć, czym możesz się podzielić z wilczkami?

Masz dżunglę i łaskę dżungli. Czyż można marzyć o czymś więcej między wschodem a zachodem słońca?

Pomyślnych łowów!

Fot. na okładce: Patrycja Kozik

Hanna Dunajska


Studiuje filologię polską i uczy polskiego obcokrajowców. Chciałaby doczytać się do „istoty rzeczy”. Była drużynową i szefową młodych, a potem najdłużej i najskuteczniej - Akelą. Obecnie redaktorka naczelna "Dżungli" - czasopisma dla wilczków.

Z życia szefowej. W poszukiwaniu świetnego Kraala

– Nigdy wcześniej nie miałam kleszcza. A ty umiesz je wyciągać? – pytała zaniepokojona Marysia idąc za Elą w stronę namiotu kadry.

– Wyciągnęłam całą masę – odpowiedziała Ela spokojnym głosem fachowca. – Mamy takie specjalne lasso. Jak kleszcz je zobaczy, to od razu pięknie wychodzi. Zaraz je znajdę – dodała odchylając ciężką połę wojskowego namiotu.

W środku dwie przyboczne siedziały na pryczach.

– Patrz, co mamy! – zawołała ucieszona Magda pokazując Eli jakąś tabelkę narysowaną na niebieskim brystolu. – To „kalendarz kadry”. Służy do skreślania dni obozowych, które już minęły -tłumaczyła z zapałem. – Można też skreślać godziny.

– I tak tego nie przeżyjemy – westchnęła ze swojej pryczy Ania. – Chyba, że ktoś nam kupi więcej czekolady. I ciastek – dodała przeszukując bez nadziei leżące wokół opakowania.

– Mhm – mruknęła Ela przez zaciskające się coraz mocniej zęby. Kiedyś chyba coś zrobię tym kobietom. Ale teraz nieważne. Apteczka. – myślała. Przekroczyła czyjś plecak, kilka butelek po wodzie, wyplątała nogę z białych zwojów jakiegoś zapomnianego sznurka i bezradnie rozejrzała się po półkach.

– Nie widziałyście apteczki? Wydawało mi się, że leżała tutaj…

– Pewnie pod rzeczami Magdy – odpowiedziała Ania i ciężko westchnęła.

– Którymi? – zapytała Ela, bo rzeczy Magdy tworzyły kilka malowniczych kup: na pryczy, półce i na pudłach z materiałami na gry i warsztaty.

– Długo jeszcze? – zapytała Marysia nieśmiało zaglądając do namiotu szefowych. – Bo ten kleszcz jest coraz większy. Ojej – uśmiechnęła się zdziwiona – nieźle tu macie. Moja mama by na to powiedziała „bajzel na kółkach”.

– Chodź, mam już apteczkę – ucięła Ela.

– To dobrze, bo kleszcz strasznie rośnie.

– Pokaż.

Ela wzdrygnęła się. Kleszcz był już wielkości ziarna kukurydzy. Chyba trzeba będzie wezwać strażaków – przemknęło jej przez myśl. Właśnie.

– Magda, dzwoniłaś dzisiaj do straży? – zapytała. W krzakach nieopodal zaczął się drzeć jakiś ptak i nie usłyszała odpowiedzi.

– Co?

– Nie dzwoniłam, ale teraz to idę do latryny.

– Ja też – dodała szybko Ania.

Wyszły z namiotu i zaczęły się oddalać. Ela spojrzała na kleszcza. Był już wielkości oliwki. Jego odwłok połyskiwał sino. Ptak w krzakach darł się coraz głośniej. A może kilka ptaków. Elę zaczął ogarniać dziwny niepokój.

– Zadzwońcie do straży! – zawołała za przybocznymi biegnąc za nimi kilka kroków. Nawet się nie odwróciły i zniknęły za drzewami. Muszę wyjąć kleszcza, zanim sanepidy zwęszą surowego kurczaka – pomyślała przerażona. Chciała podejść do Marysi, ale jej nogi zrobiły się nagle bardzo ciężkie, jakby wrosły w ziemię. Papuga w krzakach wrzasnęła jeszcze głośniej. Ela otworzyła oczy i usiadła. Zobaczyła ścianę swojego pokoju i młodszego brata. Kliknął coś na telefonie i papuga przestała wrzeszczeć.

– Dzień dobry – powiedział z szerokim uśmiechem, niezwykle zadowolony z efektów swoich działań.

– Oszalałeś? – zapytała z wyrzutem. Mokra od potu piżama nieprzyjemnie przyklejała się jej do pleców i szybko stygła.

– Myślałem, że lubisz papużki. Chodź na śniadanie – odpowiedział z niewinnym uśmiechem i wycofał się z pokoju.

Ela opadła na poduszkę. Ale się zmęczyłam – stwierdziła. Najwyraźniej sezon na obozowe koszmary można uważać za rozpoczęty. Swoją drogą, trochę martwiła się, jak wyjdzie współpraca w tegorocznej kadrze. Agata była przyboczną pierwszy rok. Z Anią – koleżanką ze studiów – Ela dogadywała się bardzo dobrze, ale jeszcze nigdy nie była jej szefową. A młoda przewodniczka? Uważała, że jest zielona i na obóz gromady jechała bez wielkiego entuzjazmu. Co zrobić, najczęściej młode są jeszcze zielone. A potem człowiek trochę dojrzewa – Ela mrugnęła porozumiewawczo do siebie sprzed kilku lat.

***

Prysznic to genialny wynalazek – stwierdziła Ela chyba po raz tysięczny. Odkręcasz kurek, niby leci tylko woda, ale razem z nią pojawia się eliksir rozjaśniający i napędzający myśli.

– Krynico pomysłów! – zawołała błagalnie – Słuchaweczko, powiedz przecie…

– Co to za pogańskie rytuały? – krzyknął brat zza drzwi.

– Nie podsłuchuj szamana! – odkrzyknęła ze śmiechem. – Słuchaweczko, powiedz przecie, skąd wziąć kadrę najlepszą na świecie?

Prysznic milczał uparcie, więc Ela zaczęła samodzielnie sobie przypominać dobre kadry. W zeszłym roku miała przyboczną Weronikę. Złota dziewczyna. Nie trzeba było jej nic przypominać ani sprawdzać, czy wykonała swoje zadania. Mało tego. Weronika miała potężną supermoc: zauważała, co jest do zrobienia i po prostu to robiła. Przechodząc koło poluzowanych odciągów od namiotu nie odwracała głowy w drugą stronę. I nie dopytywała, czyją funkcją było schowanie do ziemianki jedzenia, które dalej leży na stole. A jak sprzątała z wilczkami szkolną kuchnię po gotowaniu, to sama wpadła na to, że oprócz blatów warto umyć zachlapaną podłogę.

Gdyby każdy w kadrze była taki… – rozmarzyła się Ela. Byłoby łatwiej, niż z ludźmi, którzy robią tylko to, co im się zleca i jeszcze trzy razy przypomina. A może każdy mógłby być trochę jak Weronika :hojnie dawać z siebie jak najwięcej, a nie jak najmniej. Chociaż raz dziennie – w ramach dobrego uczynku – coś z własnej inicjatywy. Już w kadrze działoby się trochę lepiej.

Ach, ale najlepsza kadra to chyba ta z Nowej Słupi – przypomniała sobie i szeroko się uśmiechnęła. Monika i Maria. Współpraca z nimi to po prostu bajka. Czasem człowiek trafi na takie bratnie dusze: bezproblemowe porozumienie graniczące z czytaniem w myślach, wzajemna inspiracja. Czy to  tylko kwestia jakiejś chemii między ludźmi? Może taka twórcza współpraca jest możliwa też między osobami, które nie są tak bardzo do siebie podobne?

Właściwie w tamtej ekipie najważniejsze było jednakowe podejście: wszystkie trzy miały silne przekonanie, że są tutaj, żeby zrobić niezapomniany, niesamowity obóz. Nie, żeby go odbyć, postarać się przeżyć i wrócić do domu. Chciały zrobić wyjazd maksymalnie fabularny, maksymalnie pomysłowy, jedyny w swoim rodzaju. I wszystkie trzy były przekonane, że mogą to osiągnąć. Nie liczyły „kosztów” – czy to konieczne, czy się za bardzo nie zmęczymy. Pomysły, które przychodziły im do głowy na bieżąco, były tak samo mile widziane, jak te od dawna zaplanowane.

– Ej,  a może na grze jutro oznaczymy trasę „odchodami potwora”?

– Dooobra, będą z nich wystawały rzeczy ludzi, którzy zostali pożarci!

– Na przykład twoje skarpetki.

– Tylko jak zrobimy odchody?

– Możemy rozrobić błoto w jakiejś misce.

– Widziałam w sieni taki duży stary gar.

– Ale super, nie mogę się doczekać!

W takiej optymistycznej atmosferze kadra ma dużo więcej pomysłów i dużo lepiej się bawi. Odwrotnie jest w gronie „męczenników” obozowych: pozostaje zrobić jak najprościej to, co konieczne, a potem położyć się i czekać na śmierć.

***

Kurcze, gdzie ja dałam suszarkę? – zastanawiała się Ela rozczesując mokre włosy. Może jest pod ubraniami, jak apteczka we śnie – przypomniała sobie. Dobrze, że to był tylko sen. Swoją drogą porządek na obozie to jednak nie jest taka drugoplanowa sprawa, jak mogłoby się wydawać. Najlepiej poukładany obóz miały chyba w Górkach. Osobne pudło na gry, osobne na warsztaty. Każda gra i warsztat w swoim pudełku albo worku. W worku wielkiej gry – małe worki: każdy ze strojem dla określonej postaci i rzeczami potrzebnymi na jej punkcie. Perfekcyjna pani obozu – uśmiechnęła się Ela przypominając sobie, ile czasu zajęło jej spakowanie wszystkiego w ten sposób. Pewnie aż tak nie trzeba szaleć. Wystarczy wiedzieć, gdzie co jest. I jeszcze zachować jakąś estetykę. Wtedy nie trzeba się wstydzić jak Marysia albo Kasia zajrzy do namiotu kadry:

– Nam sprawdzacie porządek, a same macie…

Faktycznie, nie fair. Hipokryzja. Faryzeusze, pobielane groby, itd. Może już lepiej nikomu nie narzucać sprzątania? A co z tym uczuciem ociężałości w bałaganie? Trudniej działać. Trochę jakby oblepiał ręce i nogi, spowalniał ruchy, kradł jakąś część woli i energii. Otoczenie jakoś przenika do środka człowieka – łatwiej się zorganizować wśród poukładanych rzeczy. Zdyscyplinowanych. Zewnętrzny porządek jakoś wyraża i wspiera wewnętrzną dyscyplinę, stan gotowości. A to nie podwinięte rękawy od tego były? Ładny symbol, ale sam raczej nic nie zrobi, może przypominać o porządku.

Muszę pogadać o tych rzeczach z dziewczynami – postanowiła Ela otwierając zeszyt na stronie z notatką o spotkaniu przedobozowym. A może te sprawy wcale nie są najważniejsze w dobrej współpracy szefowych? – zawahała się. Może powinno być dużo więcej wskazówek? Ale kto by to spamiętał… Dobre Kraale miały na pewno te trzy cechy. Więc jeśli w tym roku postaramy się coś zrobić w tych trzech kwestiach, to jest szansa na superkadrę. Jakby to fajnie zapisać, żeby nie zapomnieć? O, może coś takiego. I powiesić w namiocie, żeby przypominało.

Fot. na okładce: Joanna Mazur

Hanna Dunajska


Studiuje filologię polską i uczy polskiego obcokrajowców. Chciałaby doczytać się do „istoty rzeczy”. Była drużynową i szefową młodych, a potem najdłużej i najskuteczniej - Akelą. Obecnie redaktorka naczelna "Dżungli" - czasopisma dla wilczków.

Z życia szefowej. Jak z matką

Wieże katedry wyraźnie rysowały się na tle głębokiego błękitu nieba. Drzewa zaczęły się już miejscami przebarwiać na żółto i czerwono. Ela szła raźnym krokiem po bruku Ostrowa Tumskiego i patrzyła na zabytkowe budynki z dumą bogatej dziedziczki. Wciągnęła głęboko ostre, jesienne powietrze nasycone słońcem. „Piękne to moje miasto” – pomyślała starając się objąć czułym spojrzeniem jak największą przestrzeń.

Czytaj dalej Z życia szefowej. Jak z matką

Hanna Dunajska


Studiuje filologię polską i uczy polskiego obcokrajowców. Chciałaby doczytać się do „istoty rzeczy”. Była drużynową i szefową młodych, a potem najdłużej i najskuteczniej - Akelą. Obecnie redaktorka naczelna "Dżungli" - czasopisma dla wilczków.

Z życia szefowej. Znowu wędrówka

Z ulgą zamknęła za sobą drzwi. Niby już wiosna, a takie zimno. Na szczęście zostało za drzwiami. Jak dobrze wrócić do domu. W lustrze mignęło odbicie potarganych wiatrem włosów. Po chwili raźny turkot czajnika zagłuszył bębnienie deszczu.

Czwartek właściwie kończył tę najbardziej roboczą część tygodnia Eli. W piątek już tylko wykłady. Usiadła przy biurku z błogim poczuciem, że nic nie musi. Ciepło herbaty z cytryną łagodnie rozeszło się wzdłuż przełyku. Kilka razy machinalnie przesunęła Facebooka. Koleżanka z podstawówki jest zainteresowana festiwalem naleśników. Promocja na skarpetki w muchomory. Te obok, w liski, całkiem fajne. Ale już bez promocji. Skauci z Przemiłowa mieli zbiórkę w Przemiłowie w sobotę i ugotowali zupę. Znajomy z młodym psiakiem. Na filmiku zgrabne damskie ręce w przyspieszonym tempie robią coś z kolorowej włóczki. O, ale ładne wyszło. Można by zrobić na zbiórce. Czy na najbliższą sobotę planowałyśmy już coś konkretnego? Ela przełożyła kilka kartek w kalendarzu. Trafiła na właściwy tydzień i poczuła jak jej wnętrzności zamieniają się w kamień, a cały spokój momentalnie się ulatnia. Przecież w ten weekend jest wędrówka…

* * *

Zawsze człowiek pakuje to samo, a nigdy te rzeczy nie chcą się znaleźć – myślała Ela gorączkowo grzebiąc w szufladzie w poszukiwaniu latarki. Przelała trochę płynu do mycia naczyń do malutkiej plastikowej buteleczki. Brać polar oprócz swetra, czy nie? Niby lekki, ale wiadomo, jak to potem jest. Każdy mały nadmiar w plecaku potrafi wgnieść człowieka w ziemię. W końcu przypięła karimatę i ciężko tupiąc pobiegła na autobus. Próbowała nie rozdeptać żadnej z różowo-białawych dżdżownic, które jak zwykle w czasie deszczu powyłaziły na chodnik. Podmuch zimnego wiatru wcisnął jej włosy do lewego oka. Wskoczyła do autobusu. Trzymając się lepkiej rurki, pospiesznie wdychała duszne powietrze. Wzdłuż kręgosłupa spływała jej strużka potu.

W mieszkaniu została parująca herbata i apetycznie otwarta powieść o pożółkłych stronach.

***

Cisza. Czasem tylko przerywana dalekim kwileniem jakiegoś ptaka albo silniejszym podmuchem wiatru, który poruszał w górze liśćmi. Ela pomału podniosła głowę. Siedziały na karimatach albo plecakach, każda pochylona nad grubą księgą o cienkich kartkach. Musnęła je po kolei ukradkowym spojrzeniem. Weronice jest zawsze zimno, teraz też siedzi w kurtce. Czasem aż się trzęsie i robią jej się sine usta, ale nawet wtedy potrafi się tak ciepło do człowieka uśmiechnąć.  Klaudia jest jak czołg, chyba nic jej nie zniechęci. Nawet pole namiotowe wyglądające jak jedna wielka kałuża. Skąd ma tyle energii? Wydaje się, że wszystko idzie jej w życiu jak po maśle. Ale czasem wspomina o młodszym bracie. Urodził się ciężko chory, nie wiadomo za bardzo, co będzie dalej. W tych chwilach uśmiech Klaudii gaśnie. Ale zaraz wraca, żeby dodać otuchy innym. Ania robi niesamowite rzeczy ze swoją drużyną. Świecą jej się oczy, kiedy opowiada, jak wyglądał ostatni ZZZ albo gra. Aż słuchającemu przychodzą do głowy pomysły, które wcześniej nie miały odwagi się tam pojawić. Magda nie błyszczy na forum. Jak zacznie coś opowiadać z tymi wszystkimi nieistotnymi szczegółami, to można zasnąć idąc. Ale jak zostanie się trochę z tyłu i idzie tylko z nią, to potrafi tak zapytać, że nawet skończony introwertyk zaczyna opowiadać jej o tym, co u niego najlepsze i co najgorsze. Ona prawie nic nie mówi, ale jakoś potem sprawy przedstawiają się w lepszym świetle. Kasia często się denerwuje. Zwłaszcza jak ktoś coś zawali, na przykład zapomni zabrać garnka. Ale to ona pierwsza widzi, co jest do zrobienia i po prostu zaczyna to robić. Są naprawdę dobre – pomyślała Ela. – Przecież żadnej nie jest całkiem łatwo. Czasem w rozmowie wymknie się jakaś skarga, prośba o modlitwę, błysną łzy w oczach. A mimo tego robią tyle dobrych rzeczy, tyle mają w sobie życzliwości i zaangażowania. Naprawdę są dzielne. A co ja tu robię? – zdziwiła się nagle Ela. Spojrzała wokół jak człowiek, który dopiero się obudził, a potem w dół na swoją chustę. Poczuła, jak ogarnia ją całą ciepła fala wdzięczności. – Jestem przecież jedną z nich… jak dobrze!

Ognisko św. Edyty Stein, fot. Basia Perek

Artykuł w formie audiobooka: https://www.youtube.com/watch?v=qHe6VxCrZRs

Fot. na okładce: Basia Perek

Hanna Dunajska


Studiuje filologię polską i uczy polskiego obcokrajowców. Chciałaby doczytać się do „istoty rzeczy”. Była drużynową i szefową młodych, a potem najdłużej i najskuteczniej - Akelą. Obecnie redaktorka naczelna "Dżungli" - czasopisma dla wilczków.

Dobra gra w 5 krokach

Niektórzy wymyślanie gier mają we krwi. Wystarczy, że wejdą pod prysznic i już w głowie roi im się od pomysłów. Potem je trochę dopracowują i jest gra. I są rumieńce ludzi, a szef zaciera ręce i myśli „ale czad, sam bym sobie zagrał!”. Jednak nie u każdego tak to wygląda. Jeśli wymyślanie gry fabularnej kojarzy Ci się raczej z mozołem albo paniką, to mam nadzieję, że poniższa instrukcja trochę ułatwi Ci życie. W pięciu krokach możesz przygotować dobrą grę fabularną, nawet jeżeli nie jesteś „fabularnym charyzmatykiem”. A może i charyzmatyk znajdzie tu coś dla siebie 😉

1. Fabuła

Czyli historia, która wydarzy się w czasie gry, a Wy będziecie jej uczestnikami…

Szukając inspiracji, warto patrzeć uważnie na różne przedmioty, najlepiej leżące w jakimś nieco zapomnianym miejscu takim jak strych albo garaż. W przedmiotach często siedzą pomysły na fabuły… Na przykład możesz znaleźć zardzewiałe dłuto i zobaczyć grę o zaginionym rzeźbiarzu. A z połączenia basenowego „makaronu” i lateksowej rękawiczki może nagle wyłonić się ręka św. Wojciecha ofiarowana Ottonowi przez Bolesława. Chociaż tego akurat bym już teraz nie zrobiła 😉 Przejdźmy lepiej do fabuł książkowych.

Fabuła w żółtej gałęzi

Jeśli jesteś żółty, to sprawa wydaje się prosta. Wybierz po prostu fragment „Księgi dżungli” i odwzoruj opisane w nim wydarzenia. Dla przypomnienia główne wątki to:

– przyjęcie Mowgliego do gromady,

– porwanie Mowgliego przez Bandar-logi,

– pokonanie Sheere-Khaana,

– opowieść o tym, skąd wziął się strach,

– uratowanie Messui i jej męża oraz wygnanie nieprzyjaznych ludzi z wioski,

– odniesienie ankusa królewskiego ssstarej kobrze,

– walka z rudymi psami,

– odejście Mowgliego do ludzi w czasie nowej gwary.

Oprócz nich są wydarzenia pomniejsze albo tylko wspomniane np. przyniesienie czerwonego kwiecia albo ucieczka Bagheery z królewskiego zwierzyńca w Udajpurze (czy to nie brzmi fantastycznie?!), które można rozwinąć.

Ale to nie wszystko. „Księga dżungli” mówi:  teraz musicie się z tym zgodzić, że przeskoczymy całe dziesięć czy jedenaście lat i tylko domyślać się będziemy, tego czarownego trybu życia, jakie wiódł Mowgli pomiędzy wilkami; gdyby to wszystko spisać, zapełniłoby się tym niejedną książkę.  Co to oznacza? W książce mamy tylko kilka wycinków z życia Mowgliego, resztę musimy sobie wyobrazić. I to niesamowicie poszerza możliwości fabularne, bo przecież mogło się tam wydarzyć, co tylko chcesz 😉 Oczywiście trzeba pamiętać, żeby cały czas pozostać w dżungli. Oprócz wyżej wymienionych wydarzeń z książki mogły mieć miejsce np.

– tropienie nowego zwierza-przybysza,

– zatruwanie strzał otrzymanym od kobry jadem,

– sporządzanie dla Mowgliego futra na zimne dni,

– wykupienie dżungli od dostojnika, który ją kupił i zamierzał wykarczować,

– odnalezienie żółwich jaj, które zostały wykradzione,

– zebranie nowych piór dla ogołoconego Mao,

– próba odczytania starych zapisów znalezionych w jaskini starej kobry,

– setne urodziny Baloo,

– wizyta w pałacu Maharadży. Bo na zachodnim skraju dżungli mieszka indyjski książę, pamiętasz? 😉 Kipling nie mówi tego wprost, ale wkłada w usta Buldea słowa Maharadżo, wielki królu! A Akela może wyciągnąć z tego grę: na dwór nie tak łatwo się dostać, trzeba zdobyć pieczęcie od różnych osób, żeby wzbudzić zaufanie strażników. Wieczorem po grze może się odbyć uczta w pałacu Maharadży – wilczki w turbanach, po warsztatach z savoir-vivre’u. Podobnie można wyciągać gry z innych słów.Polecam też dwie dodatkowe książki, z których można czerpać inspiracje nie wychodząc z dżungli: „Baśnie z wyspy Lanka” i „Dar rzeki Fly”. Walki z małpiszonami to nie wszystko 😉

Fabuła w zielonej gałęzi

Człowieku zielony, masz do dyspozycji całą rzeczywistość, a do tego całą fikcję literacką i filmową. Wybierz z niej to, w czym odnajdą się zastępowi i Ty sam. Jeśli nie cierpisz westernów, to daj sobie spokój z Indianami. (Chociaż osobiście bardzo lubię tę fabułę i trochę mi będzie szkoda 😉 ) Jakiś czas temu powstał artykuł o fabule roku, polecam.  Nie chcąc go powtarzać, dodam tylko kilka słów i  konkretnych przykładów. Wybór fabuły to świetna okazja, żeby zachęcić swoich ludzi do czytania, jeśli jeszcze nie są do niego przekonani. Chyba nikt nie ma wątpliwości, że umiejętność czytania jest kluczowa w rozwoju intelektualnym i emocjonalnym. A wtórny analfabetyzm jest realnym problemem. Jeśli przyczynisz się do tego, że Twoi ludzi będą rozumieć, co czytają, zostaniesz małym bohaterem narodowym.

Zorientuj się, jak to u nich wygląda. Nie czytają praktycznie nic? Trylogia Sienkiewicza na pewno im nie pomoże. Zacznijcie od czegoś lekkiego, łatwego, co przy stosunkowo niewielkim wysiłku da im satysfakcję z czytania. Np. „Zwiadowców” J. Flanagana (z czystym sumieniem mogę polecić dwie pierwsze części, reszty nie czytałam). Książka pisana raczej dla podstawówki, ale myślę, że starsi też mogą się w takiej fabule dobrze bawić. Dużo akcji, dialogów, trochę fantastyki, trochę bohaterstwa, trochę banału. Znam pełno młodych ludków, którzy się zaczytują. Kolejna łatwa w odbiorze pozycja to „Kroniki Archeo” A. Stelmaszyk.

Do troszkę trudniejszych, ale nadal przyjemnych w odbiorze można zaliczyć: „Ronję, córkę zbójnika” A. Lindgren i  „Opowieści z Narnii” C. S. Lewisa. Następny poziom to „Winnetou” K. Maya, „Złoto Gór Czarnych” A. Szklarskiego, „Hobbit” J. R. R. Tolkiena. Jeśli Twoja drużyna składa się głównie z moli książkowych, możesz zaserwować jej Juliusza Verne’a. A jeśli ich czytanie wygląda już na nałóg, to lepiej byłoby pomyśleć o jakimś filmie 😉

Gra „Robin Hood” obóz 1. Hufca Radomskiego Litwa 2011, fot. Marcin Jędrzejewski

2. Cel

Cel ściśle łączy się z fabułą, jest jej skonkretyzowaniem. W grze nie może chodzić tylko o to, żeby odegrać książkę albo co gorsza zrobić zadania. W bezcelową grę nikt nie będzie chciał grać. Nawet wilczki powiedzą „Coooo? Po co?” Dlatego zawsze trzeba go zaplanować. A potem przedstawić ludziom jako niesamowicie ważny. Nie mów, ludziom, że idą na grę szukać żółtych kartek. Tylko, że idą odnaleźć i zakopać topór wojenny, żeby plemiona Indiańskie żyły odtąd w zgodzie. Dobry cel wciągnie was w fabułę.

Tak naprawdę celów jest do wyboru tylko kilka, sprowadzają się do kilku poniższych, możesz wybrać wśród nich:

– odnalezienie i/lub uwolnienie dobrych postaci

– pokonanie złych postaci

– zdobycie informacji

– ocalenie lub zdobycie lub uzyskanie jakiegoś dobra materialnego

– zniszczenie jakiegoś „zła materialnego”.

3. Treść merytoryczna

Nie wiem, czy to dobra nazwa, ale chodzi o to, czego gracze mają się w czasie gry nauczyć: techniki i/lub wiadomości wplecione sprytnie w fabułę jako zadania do wykonania prowadzące do osiągnięcia celu. Może to być rozpalanie ogniska, węzły, pierwsza pomoc, wiedza historyczna lub przyrodnicza, rodzaje kamieni albo podstawy szydełkowania 😉 Wszystko, cokolwiek macie w planie pracy. Jestem pewna, że każdy z tych elementów można dowolnie łączyć z każdą fabułą i każdym celem.

– Ale jak to, przecież Indianie nie mieli plastikowego sznurka!

– A kto ci powiedział, że ten biały sznurek jest plastikowy? Ja, stara Indianka, wyrabiam go z łyka kukurydzy! A teraz związuj porządnie te żerdki, bo mi się tipi wali na głowę, a jeszcze muszę Ci powiedzieć coś ważnego zanim odejdę do krainy wiecznych łowów.

4. Oznaczenie trasy

Czyli jak sprawić, żeby ludzie dotarli tam, gdzie coś na nich czeka, a nie zupełnie gdzie indziej. Tutaj też wszystkie sposoby można połączyć ze wszystkimi fabułami, celami i treściami. Jeśli nie masz pomysłu na wyznaczenie trasy, wybierz z poniższych:

– mapa z zaznaczonym celem/celami, do których gracze mają dotrzeć, mogą mieć zaznaczoną kolejność lub ważność punktów

– zagadki, których rozwiązaniami są charakterystyczne miejsca, do których trzeba dotrzeć

– przy każdym punkcie w terenie wskazówka, jak dojść do następnego, np. azymut

– znaki patrolowe z kamieni lub patyków albo rysowane kredą

– bibuła pozawieszana przy drodze (oczywiście to nie żadna bibuła, tylko np. skóra węża Kaa, który akurat ją zmienia i jak się o coś otrze, to gubi płaty)

– tropy na ziemi/śniegu

– ślady pozostawione przez postać na drodze, np. pióra przez Chilla, obierki marchewki albo skórka jabłka przez Ikkiego, czarna wełna – sierść Bagheery, ślady na ziemi zrobione kłami przez Hathiego; nieznany potwór może zostawiać błotne odchody zawierające fragmenty ubrań pożartych ludzi…

– dźwięk wskazujący kierunek np. gwizdek, tam-tamy, trąbka udająca słonia,

– na grach po ciemku: postaci z latarkami, kamienie świecące w ciemności na drodze, znaki zrobione świecącą farbą

– można zrobić podział wskazówek: prawdziwe są umieszczone tylko na podanych gatunkach roślin, które trzeba rozpoznać, reszta wskazówek to zmyłki.

5. Ludzie i rzeczy

Mamy już wybraną fabułę, konkretny cel, treść merytoryczną i sposób oznaczenia trasy. Pozostaje wybrać konkretne miejsce na grę: poszczególne zadania i punkt kulminacyjny. Rozdzielić ludziom role i lokalizacje, ustalić, kto po drodze na swoje miejsce rozwiesi „punkty bezosobowe”, jeśli takie są i rozłoży oznaczenia trasy.

Na koniec zrobić listę potrzebnych każdej osobie rzeczy.

Gra zaplanowana! Ciekawe co pierwsze pójdzie nie tak 😉

fot. na okładce: Hanna Dunajska

Hanna Dunajska


Studiuje filologię polską i uczy polskiego obcokrajowców. Chciałaby doczytać się do „istoty rzeczy”. Była drużynową i szefową młodych, a potem najdłużej i najskuteczniej - Akelą. Obecnie redaktorka naczelna "Dżungli" - czasopisma dla wilczków.

Szalona inwestycja

– Ten artykuł będzie o Tobie.

–  Ależ pani nie wie, kim ja jestem!

–  Nie wiem, ale się domyślam. Czasem jesteś zwycięzcą. Udaje Ci się zrealizować plan, coś osiągnąć, zrobić coś dobrego. Czujesz się wtedy jak ktoś ważny i potrzebny. A czasem jesteś przegrywem. Drugi raz nie zdajesz tego samego kolokwium, sprawiasz bliskiej osobie przykrość albo palniesz jakąś głupotę, ośmieszając się na oczach innych. Może wtedy myślisz sobie: „no tak, ja to jestem do niczego, pajac skończony”.

Zwycięzca czy pajac?

Księga Rodzaju mówi wyraźnie, że po stworzeniu człowieka Pan Bóg umieścił go w raju. Nie na podium dla zwycięzców. I nie na wybiegu dla pajaców. Takie rozróżnienia stały się modne dopiero po grzechu pierworodnym, którego skutki pomieszały ludziom w głowach. Na początku Bóg określił swoje uduchowione dzieło z gliny jako „bardzo dobre” tylko dlatego, że było. Niczym się jeszcze nie zdążyło popisać oprócz samego istnienia.

Wszystko albo… perła

Ewangelia opowiada o kupcu, który sprzedał wszystko, co miał, żeby kupić jedną drogocenną perłę. Nikt go do tego nie zmuszał, zrobił to dobrowolnie, cieszył się. Po transakcji nie miał zupełnie nic, tylko małą błyszczącą kulkę. Pewnie nawet perła by się zdziwiła, gdyby mogła.

Każdy zna tę przypowieść. Ale kto zna takiego kupca? Spotkałeś kiedyś osobę, która oddała wszystko, co miała, żeby zrealizować jedno marzenie? To musiało być jakieś ogromne marzenie, coś niesamowicie cennego dla tej osoby. Może też marzysz o czymś, za co odważyłbyś się oddać wszystko? Dobra materialne to pół biedy, jako młoda osoba pewnie nie dysponujesz nie wiadomo jakim majątkiem. Ale „wszystko” to nie tylko materia, to też np. poczucie bycia kochanym przez bliskich, zdrowie, osiągnięcia, bezpieczeństwo, szacunek innych, możliwość dokonywania wyborów… Znalazłbyś coś tak wartościowego?

Kto, kogo, za ile

Kupiec miał na imię Jezus i znalazł taki skarb. Oddał swoje szczęście w niebie, swoją bliskość z Ojcem i zamieszkał na ziemi. „Opuściłeś śliczne niebo, obrałeś barłogi” – przyzwyczailiśmy się do tych słów kolędy i trzeba się trochę wysilić, żeby znowu dostrzec ich sens. Był wszechmogący, a stał się noworodkiem – jedyne co mógł, to głośno płakać i mieć nadzieję, że ktoś się Nim zajmie i dzięki temu będzie mógł przeżyć. Na ziemi spotkały go różne cierpienia: głód i zmęczenie,  niezrozumienie przez rodzinę, zniewagi, śmierć przyjaciela, opuszczenie przez najbliższych towarzyszy, a nawet poczucie opuszczenia przez Ojca, bezpodstawne skazanie i okrutna, haniebna śmierć. A teraz – w Najświętszym Sakramencie – stał się jeszcze bardziej bezbronny niż w Betlejem. Pozwala przenosić się jak rzecz, całymi dniami przebywa sam w zimnym kościele, a kiedy oddaje się w komunii, może zostać przyjęty przez zimne serce, które prawie nie zwraca uwagi na Jego obecność. Czy jest coś, czego jeszcze nie oddał? Sprzedał wszystko, żeby odkupić Ciebie. Cena wyznacza wartość. Bóg uznał, że jesteś tego wart.

Od Kupca dowiesz się o swojej wartości

Każdą osobę Bóg uznaje za drogocenną. „Ponieważ drogi jesteś w moich oczach, nabrałeś wartości i Ja cię miłuję” (Iz 43,4). Patrząc na siebie oczami Boga, odkrywamy swoją prawdziwą wartość i jej realne źródło. Nie są nimi nasze talenty, osiągnięcia ani dobre uczynki. Wartość osoby nie zależy od okoliczności. Ksiądz Krzysztof Grzywocz obrazuje to, mówiąc o sztabie złota: ma ona taką samą wartość niezależnie od tego, czy leży w szkatule, czy na śmietniku. Sama sztaba nie jest w stanie w żaden sposób pozbyć się tej wartości. Nawet jak spadnie z półki i kogoś zabije. Tak samo człowiek. Czy robi operacje ratujące ludzkie życie, czy leży pijany na przystanku, ma wartość nieskończoną. A co, jeśli zgrzeszy? Sztaba nadgryziona? Nie, tylko pobrudzona błotem. Sakrament spowiedzi pokazuje, że grzech, choćby tworzył nie wiem jak grubą warstwę brudu na człowieku, jest czymś zewnętrznym, co da się zmyć. Może ludzie widzą już tylko błotną kulę, może człowiek sam tak myśli o sobie, ale Bóg wie o złocie, które znajduje się w środku.

Ks. Grzywocz proponuje sposób na przypominanie sobie o tym (wiadomo – łatwo zapomnieć). Wchodząc do kościoła i zanurzając rękę w wodzie święconej – a właściwie podkładając ją pod dozownik – możesz przypomnieć sobie swój chrzest. Wtedy Bóg wypowiedział o Tobie te słowa, które usłyszał Jezus podczas chrztu w Jordanie. „Tutaj wstaw swoje imię, to mój umiłowany syn/ umiłowana córka. W nim/w niej mam upodobanie”. To „ mam upodobanie” brzmi dla nas trochę archaicznie, można by je przetłumaczyć jako „jestem zachwycony”.

Więcej i mądrzej możesz poczytać w książkach:

 „Wartość człowieka” ks. Krzysztofa Grzywocza

„Poznawanie siebie w świetle Słowa Bożego” ks. Krzysztofa Wonsa.

Hanna Dunajska


Studiuje filologię polską i uczy polskiego obcokrajowców. Chciałaby doczytać się do „istoty rzeczy”. Była drużynową i szefową młodych, a potem najdłużej i najskuteczniej - Akelą. Obecnie redaktorka naczelna "Dżungli" - czasopisma dla wilczków.

Najpierw brać

„Większa radość jest z dawania aniżeli z brania” napisał św. Paweł. I pewnie nie wyssał tego stwierdzenia z palca. Takie jest jego doświadczenie. Może już prężysz się w środku i myślisz, co by tu zrobić dla innych. Poczekaj! Gdzie tam tobie do św. Pawła! Gdzie Krym, a gdzie Rzym? On miał co dawać, bo najpierw dużo brał. A ty? Z pustego i Salomon nie naleje. Niby wszyscy to wiemy, ale… chyba ciągle o tym zapominamy. I czy w ogóle umiemy brać coś za darmo?

Całkiem za darmo

Kiedy dostajemy od kogoś prezent, czujemy się zobowiązani do odwdzięczenia się tym samym. Gdyby sprzedawca w sklepie nagle oświadczył, że on za nas zapłaci, poczulibyśmy się chyba nieswojo. „Czy ten człowiek uważa mnie za zupełnego biedaka?” – moglibyśmy pomyśleć. „A może to jakaś manipulacja?” Jesteśmy przyzwyczajeni, że w darmowych rzeczach tkwi jakiś haczyk i prędzej czy później będziemy musieli zapłacić, może nawet więcej. A jeśli faktycznie coś dostajemy, to możemy czuć się upokorzeni, przyłapani na braku niezależności. „Sam bym sobie przecież doskonale poradził”.

Takie patrzenie możemy przenosić na naszą relację z Bogiem.  Tymczasem tutaj sytuacja jest zupełnie inna. Łaska to po łacinie „gratia” – prawie jak gratis. Bóg chce nas obdarowywać całkiem za darmo. I nie ma w tym żadnego haczyka. Jest taki piękny fragment w Księdze Izajasza „przyjdźcie, choć nie macie pieniędzy! Kupujcie i spożywajcie, <dalejże, kupujcie> bez pieniędzy i bez płacenia za wino i mleko!”.

Tylko, że z tą łaską to my mamy jeszcze jeden problem. Otóż nie mamy najmniejszej ochoty, żeby ktoś nam „robił łaskę”… Wolelibyśmy radzić sobie całkiem sami. Zbudować ogromną platformę. Wejść na największą górę, najlepiej z najcięższym plecakiem. Zrobić takie zimowisko, żeby o nim książki pisali. I oczywiście zbawić świat. Nikt wtedy nie będzie miał szansy dostrzec naszej kruchości i słabości. Wtedy to będziemy kimś.

Jezus dobrze nas zna. Stał się do nas podobny we wszystkim oprócz grzechu, więc wie, jak to jest być człowiekiem. I wiedząc to, mówi „beze Mnie nic nie możecie uczynić”. I nie mówi tego z żadnym wyrzutem, czy pogardą. Łagodnie zachęca, żebyśmy też się do tego przyznali przed sobą i przed Nim. Nic się wtedy nie stanie. Jego miłość do nas będzie taka sama.

Niezależnie od okoliczności

Trudno nam wierzyć w taką bezwarunkową miłość. Ludzie traktują nas lepiej albo gorzej w zależności od wielu czynników: swojego stanu zdrowia i samopoczucia, tego, na ile spełniamy ich oczekiwania, na ile przypadliśmy im do gustu. Każdy doświadczył tego wiele razy i dlatego odnosi wrażenie, że w relacji z Bogiem będzie tak samo: jak nie zrobię czegoś dobrego, to już na mnie tak łaskawie nie popatrzy. A jak zrobię coś złego, to może lepiej w ogóle więcej się nie pokazywać?

Kiedy Szymon Piotr spotkał Jezusa, też tak myślał. Po cudownym połowie ryb stwierdził, że nie jest godny i powiedział: „odejdź ode mnie Panie, bo jestem człowiek grzeszny”. Ale Jezus mu odpowiedział „Nie bój się”. I z czasem Piotr lepiej poznał Jezusa. Chociaż w kluczowym momencie zaparł się swojego Mistrza, to jednak, kiedy zobaczył Zmartwychwstałego Pana na brzegu, nie zawrócił łodzi, żeby uciec, gdzie pieprz rośnie. Zrzucił płaszcz i wskoczył do wody, żeby jak najszybciej znaleźć się obok Niego.

Bóg zawsze kocha tak samo – najbardziej. Niezależnie od tego, czy o Nim pamiętamy, czy nie, czy robimy coś dobrego, czy coś złego. Zawsze widzi nas takimi, jakimi nas stworzył. Można by się zastanawiać, „co On takiego we mnie widzi?” Coś widzieć musi, bo gdyby przestał nas chcieć, to przestalibyśmy istnieć. Co trzeba widzieć w człowieku, żeby oddać za niego życie? Warto nad tym pomyśleć. Spróbować spojrzeć na siebie tak, jak On patrzy. Potem też na innych, ale to dopiero potem. Najpierw na siebie.

Fot. na okładce: Antoni Biel

Hanna Dunajska


Studiuje filologię polską i uczy polskiego obcokrajowców. Chciałaby doczytać się do „istoty rzeczy”. Była drużynową i szefową młodych, a potem najdłużej i najskuteczniej - Akelą. Obecnie redaktorka naczelna "Dżungli" - czasopisma dla wilczków.