Panie, przymnóż nam wiary (2) – fr. Filip Boháč OP


Poniedziałek. Czytanie: 1Kor 2, 1–9, Psalm 111 (110), Ewangelia: Mt 8, 5–13 (setnik z Kafarnaum)


Wiara setnika z Kafarnaum


Czym się wyróżnia wiara setnika z Kafarnaum, że Jezus tak się nią zachwyca? Dlaczego do tej pory powtarzamy jego wyznanie przed komunią świętą podczas każdej Mszy świętej?
Żydzi widzą cudowne uzdrowienia, egzorcyzmy i dochodzą do wniosku: Bóg działa przez Jezusa. Dlatego przychodzą tłumnie, przynoszą chorych itp. To całkiem nieźle. A jednak – traktować Jezusa jako narzędzie mocy boskiej to za mało. Żeby otrzymać cudowne uzdrowienie, nie trzeba spotykać Jezusa – w końcu też źródło w Lourdes może dać ten sam efekt.



Setnik natomiast zrozumiał, że moc boska nie tyle działa przez Chrystusa, co wychodzi z Chrystusa. Jezus nie jest narzędziem, tylko źródłem tej mocy. Dlatego Pan Jezus w pełni nią dysponuje. Nie musi pójść do chorego i dotknąć go lub machać nad nim rękami wzywając Boga Ojca – wystarczy, że zdecyduje, aby ten chory został uzdrowiony, i już. Jak Jezus powie – tak się stanie.

Wyznanie setnika jest dowodem, że posiadał on wiarę teologalną. Wszyscy świadkowie tych wydarzeń stwierdzili, że Jezus dokonuje dzieł nadprzyrodzonych: to po prostu konstatowanie czegoś ewidentnego, nawet jego przeciwnicy tego nie kwestionują. Lecz dojść z tego stwierdzenia do rozpoznania, kim Jezus rzeczywiście jest, to już inna sprawa i wymaga oświecenia naszej inteligencji przez Ducha Świętego,  inaczej mówiąc, łaski wiary.

Jeden aspekt tej historii jest dla nas bardzo ważny: setnik pyta się na pierwszym miejscu, kim jest Chrystus, a nie co może On dla niego zrobić. W naszym życiu ciągle pojawia się pokusa, by traktować Pana Jezusa jako narzędzie do załatwienia naszych potrzeb: mniej ważnych jak zdanie egzaminu, wygrany mecz, lub istotnych jak uzdrowienie kogoś bliskiego, dobry wybór powołania, pojednanie w rodzinie, itp.

Na pewnym spotkaniu młodzieży pytano wszystkich uczestników: „Dlaczego kochasz Jezusa?”Kilka dziewczyn odpowiedziało: „Bez Pana Jezusa moje życie nie miałoby sensu”. Fajna odpowiedź, a jednak dwuznaczna. Bo można się pytać: Czy Go potrzebuję do spełnienia moich potrzeb psychologicznych – szukania jakiegoś wsparcia, fundamentu życia, itp. – lub czy Go szukam i kocham dla Niego samego? Skłonność do traktowania drugiego jako instrumentu truje nie tylko naszą miłość wobec innych ludzi, ale także wobec Boga.

Żeby się nie przestraszyć: wiadomo, że nasze motywacje są prawie zawsze mieszanką altruizmu i egoizmu. Wiemy, że tylko Bóg potrafi kochać zupełnie bezinteresownie. Mimo wszystko trzeba o tym pamiętać i walczyć z pokusą instrumentalizacji Pana Boga dla naszych celów i potrzeb.

W zdrowych stosunkach ludzkich trzeba się interesować drugim człowiekiem: jaki on naprawdę jest, co przeżywa itp. Wymaga to między innymi spędzania czasu razem, rozmowy, nasłuchiwania drugiego. Podobnie i w naszym stosunku do Chrystusa nie powinniśmy zatrzymać się na tym, że jest dla nas ważny i dobrze się z Nim czujemy, tylko troszczyć się, by coraz lepiej Go poznawać: nasłuchiwać Jego słowa w Piśmie świętym, spędzać razem czas na modlitwie, uczyć się patrzeć na świat i na innych wzrokiem Chrystusa. Oto konkretny przykład, jak wiara staje się uczestniczeniem w życiu samego Boga.

Czy Szatan wiedział, kim jest Chrystus?


Na pewnym spotkaniu oazowym spytano mnie podczas dyskusji nad Ewangelią, czy Szatan wiedział, kim jest Chrystus. To pytanie jest ciekawe, bo może nam pomóc lepiej zrozumieć teologalny charakter wiary.

Klucz do odpowiedzi: Szatan nie jest w stanie łaski. Tzn. w pełni posługuje się swą inteligencją naturalną (która mocno przewyższa naszą), lecz nie ma udziału w poznaniu Boga przez Niego samego, który definiuje wiarą teologalną.

Szatan wie, że Jezus z Nazaretu jest Mesjaszem, bo wypełniają się w Nim wszystkie przepowiednie Starego Testamentu. Nie trzeba mu tłumaczyć jak uczniom z Emaus, wszystko od razu zrozumiał. Tak samo widzi, że przez Jezusa działa moc Boża w sposób wyjątkowy, do tej pory niespotykany.

Szatan natomiast nie wiedział, kim jest rzeczywiście Jezus – że nie jest jakimś super-prorokiem, tylko wcielonym Bogiem, drugą osobą Trójcy Najświętszej, która stała się człowiekiem. W swej pysze Szatan po prostu nie wyobraża sobie takiego upokorzenia.
Szatan nie jest głupi: gdyby wiedział, kim jest Jezus, nie fatygowałby się kusić Go na pustyni, bo wiedziałby, że Jezusowa wola ludzka jest na tyle zjednoczona z Boską, że nie może po prostu ulec jego kuszeniom. Nie wie, kim Jezus jest, i stara się na różne sposoby Go sprowokować, żeby ujawnił swą tożsamość – patrz różne okrzyki demonów podczas egzorcyzmów.

No i przede wszystkim, gdyby znał prawdę o Chrystusie, nigdy nie pozwoliłby na Jego śmierć na Krzyżu. Jak pisze św. Paweł do Koryntian: Głosimy tajemnice mądrości Bożej, mądrość ukrytą, … tę, której nie pojął żaden z władców tego świata; gdyby ją bowiem pojęli, nie ukrzyżowaliby Pana chwały (1Kor 2, 7). Bo właśnie ta śmierć, która miała być Jego triumfem, likwidacją pierwszego z wysłańców Bożych, stała się jego definitywną porażką i naszym zbawieniem.

A więc znów widzimy, że nawet najmocniejszy duch nie potrafi poznać Boga bez łaski nadprzyrodzonej. I z drugiej strony, dzięki darowi łaski nawet tak słaby człowiek jak Piotr, setnik, ja lub ktokolwiek z Was wie o Panu Bogu więcej niż Władca tego świata. Niesamowite, prawda?

Wracając do nas łudzi: są pewne prawdy o Bogu, które możemy poznać przez nasz rozum naturalny: obserwujemy świat wokół nas i dochodzimy do wniosku, że to wszystko musi mieć jakąś przyczynę poza tym światem. To jest Bóg filozofów: Arystotelesa, Spinozy, Woltera… Natomiast poznanie Boga, jakim rzeczywiście jest, Boga, który jest Ojcem, Synem i Duchem Świętym; Boga, który jest Opatrznością, bo opiekuje się tym światem i pragnie naszego zbawienia; Boga, który dla nas stał się człowiekiem w Jezusie Chrystusie – takie poznanie nie jest możliwe bez objawienia: Bóg się nam pokazuje i przez dar łaski pozwala nam uwierzyć w Niego. Dlatego wiara w Boga Abrahama, Izaaka i Jakuba jest zawsze teologalną, darem nadprzyrodzonym, uczestniczeniem w życiu samego Boga.

Zbawienie przez wiarę


Wiara jest odpowiedzią człowieka na Boga, który się objawia. Jak przypomina katechizm: Wiara jest możliwa tylko dzięki łasce Bożej i wewnętrznej pomocy Ducha Świętego. Niemniej jednak jest prawdą, że wiara jest aktem autentycznie ludzkim. W wierze rozum i wola człowieka współdziałają z łaską Bożą.

Wiara jest bramą życia teologalnego, bo przez wiarę Bóg wstępuje do naszego życia, daje nam poznać samego siebie, uczestniczyć w Jego życiu. Wiara jest warunkiem pozostałych cnót teologalnych, nadziei i miłości.

Trzeba najpierw uwierzyć, żeby mieć nadzieję. Nadzieja bowiem nie jest optymizmem, przekonaniem, że wszystko dobrze się skończy. Nadzieja jest aspiracją dóbr nadprzyrodzonych, które Bóg nam obiecał – że będziemy uczestniczyli w życiu Trójcy Najświętszej, patrząc na Jego twarz i kochając Go. Gdyby Bóg nam tego nie obiecał, taka aspiracja byłaby szaloną pretensją. Tylko gdy uwierzymy w obietnice Boga i w to, że daje nam środki nadprzyrodzone do ich osiągnięcia, nadzieja staje się możliwa.

Trzeba tak samo najpierw uwierzyć, żebyśmy mogli kochać Boga. Nie możemy kochać kogoś, kogo nie znamy. Inaczej nie kochalibyśmy Boga prawdziwego, tylko wytwór naszej wyobraźni – w Piśmie Świętym to się nazywa idolatrią.

Wiara jest jednocześnie początkiem życia wiecznego, bo jest przedsmakiem wizji uszczęśliwiającej. Jak mówi św. Bazyli: W chwili gdy kontemplujemy dobra zapowiadane przez wiarę, jakby odbite w zwierciadle, to jakbyśmy już posiadali te cudowne rzeczywistości, którymi kiedyś będziemy się radowali, jak zapewnia nas nasza wiara. Na tej ziemi poznajemy Boga przez łaskę wiary, w niebie będziemy na Niego patrzeć przez łaskę wizji – lumen gloriæ. Za każdym razem jednak poznajemy tego samego Boga, uczestnicząc w Jego poznaniu samego siebie. Za każdym razem dzieje się to przez dar łaski, która w sposób nadprzyrodzony wzmacnia naszą inteligencje. Dlatego św. Paweł mówi: jesteśmy zbawieni przez wiarę.




fr. Filip Boháč OP

Rekolekcje Radom
15.12 – 18.12.2013
Temat: Panie, przymnóż nam wiary

Archiwum


Konto wpisów nieprzypisanych do nikogo bądź wpisów stworzonych przed migracją na nową stronę. (głównie wpisy przed 2020)

Panie, przymnóż nam wiary (1) – fr. Filip Boháč OP

Niedziela. Ewangelia: Mt 11, 2–11 (Jan Chrzciciel: czy też innego mamy oczekiwać?)

Czy Ty jesteś Tym, który ma przyjść, czy też innego mamy oczekiwać? Bardzo dziwne, że właśnie Jan Chrzciciel zadaje owo pytanie. On, który jako pierwszy z ludzi rozpoznał Mesjasza, jeszcze zanim się narodził. On, który mówi o Jezusie: Oto Baranek Boży, który gładzi grzechy świata i wysyła swoich uczniów do Niego. A teraz wątpi i pyta, czy Jezus jest rzeczywiście Zbawicielem. A Jezus odpowiada wskazując tylko na to, co Jan sam widzi – że się spełnia, co mówił Izajasz: ślepi widzą, chromi chodzą… 


Co z tego wynika? Po pierwsze, wiara jest darem od Boga. Nie wystarczy widzieć cuda, które dokonuje Jezus, żeby w Niego uwierzyć. Tylko w Duchu Świętym, gdy On zamieszka w nas i przemieni naszą inteligencję możemy prawdziwie powiedzieć, że Jezus Chrystus jest Panem, że jest On Bogiem wcielonym.

Zresztą to pokazuje wyznanie wiary przez Piotra. Jak widać, świadkowie słów i działań Jezusa mają różne teorie, kim On jest. Jedni za Jana Chrzciciela, inni za Eliasza, jeszcze inni za Jeremiasza… I gdy Piotr wyznaje: Ty jesteś Mesjasz, Syn Boga żywego, Jezus mu odpowiada: Błogosławiony jesteś, Szymonie, synu Jony. Albowiem nie objawiły ci tego ciało i krew, lecz Ojciec mój, który jest w niebie.

Czemu tak jest? Aby nasza wiara miała sens, nie może być ona tylko jakimś osobistym przekonaniem o sprawach, które nas przekraczają. Powinna być poznaniem Boga takim, jaki rzeczywiście jest. Księżyc przecież możemy obserwować gołym okiem, do obserwacji planet niezbędna jest luneta, a odległe gwiazdy nie dadzą się zaobserwować bez potężnego teleskopu. Jeśli zaś chodzi o naszego Boga, nie pomoże nam nawet najlepszy teleskop – nie wystarczy, żeby Go obserwować. Poznanie Boga radykalnie przekracza możliwości naszej inteligencji – tylko sam Bóg poznaje w pełni samego siebie, tylko On posiada inteligencję dostosowaną do tak doniosłego obiektu poznania, jakim jest On sam. Żebyśmy zatem mogli wiarą docierać do samego Boga, musi być ona udziałem w Bożym poznaniu Jego samego.
Na przykład pies jest w stanie zrozumieć rozkazy swego pana, lecz nigdy nie da rady rozwiązać nawet najprostszego zadania algebraicznego. Myślenie abstrakcyjne po prostu radykalnie przekracza jego naturalne zdolności. Chyba, że Pan Bóg zrobiłby mały cud i w sposób nadprzyrodzony uczyniłby z niego matematyka. On jednak nadal zostałby psem, a nie człowiekiem w ciele zwierzęcym.

Dokładnie to Bóg robi z nami, gdy poprzez łaskę daje naszej duszy zdolności nadprzyrodzone. Mówimy o cnotach teologalnych: wierze, nadziei oraz miłości. Poprzez te cnoty mamy udział w życiu samego Boga – Chrystus mówi o Duchu Świętym, który zamieszkuje w nas. Dlatego wiara jest zawsze darem nadprzyrodzonym od Pana Boga, nie do osiągnięcia naszym własnym wysiłkiem.

Przykład Jana Chrzciciela i Piotra nam pokazuje z drugiej strony, że wiara nie jest zdobyta raz na zawsze. Mimo wyjątkowych łask jeden i drugi później wątpili, patrzyli na Chrystusa przez pryzmat swoich przekonań osobistych. Piotr nawet zaparł swego Mistrza.
Czemu tak jest? Wiara nie zastępuje naszej inteligencji, tylko otwiera ją na nowe obszary przekraczające jej granice naturalne. Żebyśmy jednak naprawdę poznali Pana Boga, trzeba skorzystać z tych niesamowitych dyspozycji.

Otrzymane dary możemy zostawić na półce pod warstwą kurzu albo z nich skorzystać. Najlepszy talent muzyczny nic nie przynosi, jeżeli nie poświęcamy czasu na ćwiczenie. Tak samo łaska Boża nic nie przynosi bez współpracy z naszej strony. Naszą wiarę trzeba rozwijać i pogłębiać poprzez rozważanie jej tajemnic i przede wszystkim przez akty wiary – wtedy z dyspozycji staje się naprawdę cnotą. Powtarzać Panu Bogu „Tak, wierzę” przez nasze słowa i uczynki jest równie ważne dla naszej wiary jak trochę sportu dla naszego ciała.

Ostatni punkt, na który chciałbym zwrócić uwagę: wyznanie wiary Jana Chrzciciela i Piotra skupia się na osobie Jezusa Chrystusa, na pytaniu kim On jest. To bardzo ważne – wiara autentyczna jest chrystocentryczna. To wynika z życia Trójcy Najświętszej: Słowo jest doskonałym obrazem Boga, wyrażeniem Boga przez samego siebie. Gdy Ojciec poznaje samego siebie, objawia Syna, podobnie jak miłość Ojca i Syna objawia Ducha Świętego. Tak samo nam Bóg objawia się poprzez wcielone Słowo, Jedynego Pośrednika między Bogiem a ludźmi.

Podsumowując, co możemy zapamiętać z dzisiejszych rozważań?

Po pierwsze, wiara jest zawsze darem od Pana Boga, a więc trzeba modlić się o nią tak, jak prosili apostołowie: Panie, przymnóż nam wiary.

Po drugie, wiary nie osiągamy raz na zawsze, tylko mamy ją rozwijać i pogłębiać przez akty wiary.
Po trzecie, wzrok naszej wiary powinien być skierowany na Chrystusa, który nam objawia Ojca i prowadzi nas do Ojca, bo jest Drogą, Prawdą i Życiem.




fr. Filip Boháč OP

Rekolekcje Radom
15.12 – 18.12.2013
Temat: Panie, przymnóż nam wiary

Archiwum


Konto wpisów nieprzypisanych do nikogo bądź wpisów stworzonych przed migracją na nową stronę. (głównie wpisy przed 2020)

Teraz nadeszła dla Was godzina powstania ze snu! (Rz 11,13)

źródło: http://www.sluzew.dominikanie.pl

Fakt, że zaczął się Adwent dotarł do mnie, kiedy usłyszałem podczas Eucharystii w pierwszą niedzielę Adwentu słowa drugiego czytania z listu św. Pawła do Rzymian: „Rozumiejcie chwilę obecną: teraz nadeszła dla was godzina powstania ze snu. Teraz bowiem zbawienie jest bliżej nas, niż wtedy, gdyśmy uwierzyli. Noc się posunęła, a przybliżył się dzień. Odrzućmy więc uczynki ciemności, a przyobleczmy się w zbroję światła. żyjmy przyzwoicie jak w jasny dzień: nie w hulankach i pijatykach, nie w rozpuście i wyuzdaniu, nie w kłótni i zazdrości. Ale przyobleczcie się w Pana Jezusa Chrystusa i nie troszczcie się zbytnio o ciało, dogadzając żądzom.” (Rz 13,11-14) Fragment, krótki, mocny i konkretny. Proste wezwanie: Dość bylejakości, czas wstawać!


Czytaj dalej Teraz nadeszła dla Was godzina powstania ze snu! (Rz 11,13)

Archiwum


Konto wpisów nieprzypisanych do nikogo bądź wpisów stworzonych przed migracją na nową stronę. (głównie wpisy przed 2020)

Świętokrzyskie kazanie 2013 (Memento Mori) – fr. Filip Boháč OP

 
 
Homilia wygłoszona przez O. Filipa w czasie tegorocznej pielgrzymki wędrowników na Święty Krzyż w niedzielę 29.09.2013 podczas Mszy świętej prymicyjnej w Bazylice Mniejszej Świętej Trójcy i Sanktuarium Relikwii Krzyża Świętego.
 
Homilia jest komentarzem do fragmentu Ewangelii czytanego w XXVI Niedzielę Zwykłą roku C, tj.: przypowieści o Łazarzu i bogaczu (Łk 16, 19-31).

Czytaj dalej Świętokrzyskie kazanie 2013 (Memento Mori) – fr. Filip Boháč OP

Archiwum


Konto wpisów nieprzypisanych do nikogo bądź wpisów stworzonych przed migracją na nową stronę. (głównie wpisy przed 2020)

Moja Europa – AB HR

Na początku lat dziewięćdziesiątych wojaże zagraniczne były jeszcze rarytasem. Pamiętam kiedy nasza drużynowa wybierała się na Eurojam do Vitterbo, w 1994 roku – ależ chciałyśmy pojechać razem z nią! Pierwsza okazja na dłuższy wypad poza granice kraju nadarzyła się już w 1997 roku, kiedy skromna reprezentacja przewodniczek z Lublina wyjechała, (po raz pierwszy w błękitnych mundurach!) na Światowe Dni Młodzieży do Paryża. Wyjazd stał się dla mnie – oprócz ogromu różnorodnych, pozytywnych doświadczeń, silnym impulsem do nauki francuskiego. Nie zdawałam sobie naonczas sprawy z tego, że język, o którym Sienkiewicz pisał: ”wszelako nie wyrozumiesz, bo to jest mowa taka, jakobyś cynowe misy potrząsał”, zadziała jak komunikacyjny wytrych, otworzy wiele wrót i stanie się niezbędnym narzędziem pracy u podstaw, jaką trzeba było wykonać w pierwszych latach po wejściu do FSE, od tłumaczenia publikacji, aż po organizację najważniejszych wydarzeń tamtych czasów – Eurojamu w Żelazku i rozlicznych spotkań oraz wyjazdów szkoleniowych. Paradoksalnie, chciałabym wywołać z raptularza historię wyprawy w przeciwnym zgoła, niż zachodni, kierunku. Po latach ustawienia wektora na Okcydent, studiach przeżytych częściowo nad Loarą i frankofońskich fascynacjach…z pewną ulgą dokopałam się do swoich korzeni. Ciągnęło mnie na Wschód.

Czytaj dalej Moja Europa – AB HR

Archiwum


Konto wpisów nieprzypisanych do nikogo bądź wpisów stworzonych przed migracją na nową stronę. (głównie wpisy przed 2020)

Mój Kościół – ks. Paweł Tambor

Samo wyrażenie „mój Kościół” jest niezwykle bogate i niesie ze sobą wiele ważnych dla mnie skojarzeń. Kościół jako rzeczywistość wciąż na nowo odkrywana, tajemnicza, fascynująca, doświadczana tak realnie – czasem w bólach. Kościół jako ludzie, wspólnota. Wiem, że brzmi to frazesowo, ale dla księdza, pewnie także dzięki zasadniczości celibatu, relacja do wspólnoty, którą widzi jako Kościół, ma fundamentalne znaczenie. Jezus, ustanawiając Piotra skałą, wypowiada to samo: „mój Kościół”, „na tobie zbuduję mój Kościół”. Głowa człowieka blisko mojej głowy, przedzielona kratą. Głowa starca, który ma odwagę mówić młodemu księdzu po cichu swoje grzechy. To jest „mój Kościół”. Intensywność przekonania, z którym można wypowiadać to „mój”, to przecież przeżywanie Kościoła także jako czegoś wybranego, wyniesionego z domu, ale niejako zobaczonego w dorosłości na nowo.

Czytaj dalej Mój Kościół – ks. Paweł Tambor

Archiwum


Konto wpisów nieprzypisanych do nikogo bądź wpisów stworzonych przed migracją na nową stronę. (głównie wpisy przed 2020)

Mój Kościół – Magdalena Gzik HR

Na mój honor z łaską Bożą przyrzekam całym życiem służyć Bogu, Kościołowi, mojej Ojczyźnie i Europie chrześcijańskiej…. – pierwszy raz wypowiedziałam te słowa jesienią 2000 r., jako uczennica szkoły podstawowej. Przyrzekałam, że chcę całym życiem służyć Kościołowi. Co to znaczy? Czym jest dla mnie Kościół? Jak rozumiem i przeżywam Kościół?
Z perspektywy czasu muszę powiedzieć, że miałam dużo szczęścia wychowując się w parafii św. Barbary w Łęcznej i uczestnicząc w życiu tej dość nietypowej parafii. To, że jest nietypowa odkryłam dopiero wtedy, gdy przyjechałam do Warszawy na studia. Nagle okazało się, że to co dla mnie było normalne, w czym wzrastałam, do czego przywykłam jest w pewnym sensie wyjątkiem, a nie regułą.


Przechodząc do konkretów, wychowałam się w parafii, która przekazała mi obraz Kościoła jako wspólnoty wspólnot, jako wspólnoty ludzi, zarówno kapłanów, osób konsekrowanych jak i świeckich, którzy razem dążą do zbawienia, którym zależy na czynieniu tego świata lepszym. Brzmi to może trochę górnolotnie, ale ja doświadczyłam tego w praktyce, „na własnej skórze”.
Parafia św. Barbary w Łęcznej od 19. lat realizuje Parafialny Program Odnowy I Ewangelizacji opracowany przez grupę Promotorów Ruchu dla Lepszego Świata. Założycielem ruchu był o. Riccardo Lombardii, włoski jezuita, który po II wojnie światowej ogłosił potrzebę głębokiej odnowy świata przez odnowę Kościoła. Aktualnie w Polsce programem tym pracuje 20 parafii.
W związku z realizowanym programem, naszą parafię, liczącą ok. 10 650 osób, podzielono na siedem rejonów. Każdy rejon składa się z kilku podrejonów, zaś każdy podrejon obejmuje kilka bloków mieszkalnych lub domków jednorodzinnych. Powołano także Posłańców, których pierwszym zadaniem było roznoszenie sąsiadom listu do parafian pt. „Droga do Emaus”. Stworzenie takiej struktury komunikacji daje możliwość dotarcia z Dobrą Nowiną do każdej rodziny i osoby zamieszkującej na terenie parafii. Ewangelizacja odbywa się przez systematyczne zapraszania wiernych do uczestnictwa w wydarzeniach parafialnych.
Na drugim etapie programu tworzone są grupy sąsiedzkie. W praktyce wygląda to tak, że oprócz grup modlitewno-formacyjnych takich jak np.: Legion Maryi, Domowy Kościół, Oaza Młodzieżowa, Koła Żywego Różańca czy Liturgiczna Służba Ołtarza, w parafii funkcjonują także grupy, których członkami są osoby najbliżej siebie mieszkające – sąsiedzi z jednej klatki. Spotkań nie prowadzi kapłan czy siostra zakonna, ale posłaniec – przygotowana do tego osoba świecka, jeden z sąsiadów. Początkowo spotykaliśmy się raz w miesiącu na modlitwie różańcowej, z czasem zaczęliśmy rozważać Słowo Boże, dzielić się Nim i razem uczyliśmy się patrzeć na otaczającą nas rzeczywistość tak jak patrzy Bóg.
Od maleńkiego dziecka uczestniczyłam w spotkaniach grupy sąsiedzkiej, pozdrawiałam najbliższych sąsiadów słowami „Szczęść Boże”, a nie „Dzień dobry”, włączałam się w oprawę niedzielnej Eucharystii, w przeżywanie wydarzeń parafialnych, uczestniczyłam w spotkaniach różnych grup formacyjnych funkcjonujących w parafii. Ostatecznie najdłużej wytrwałam w Skautach Europy. Moja mama była posłanką, później rejonową – należała do tych osób, którzy obok kapłanów, brali na siebie odpowiedzialność za kierunki pracy duszpasterskiej w parafii.
Dorastając w takim klimacie, nie miałam świadomości, że w innych parafiach może być inaczej. Byłam w głębokim szoku, gdy w pewnym momencie okazało się, że istnieją parafie, w których nie ma grup sąsiedzkich, że zdarza się, iż kapłan podczas liturgii sam śpiewa, sam czyta, że dom parafialny może świecić pustkami…
Wychowując się w parafii w Łęcznej doświadczyłam, że jestem dla Kościoła kimś ważnym, że misja głoszenia Dobrej Nowiny, jaką Kościół otrzymał od Jezusa Chrystusa to także moje zadanie. Mogę powiedzieć, że z mlekiem matki wyssałam model Kościoła jako wspólnoty wspólnot, jako Ludu Bożego, który tworząc grupy o różnych zadaniach i charyzmatach – dąży do jednego wspólnego celu, jakim jest zbawienie.
W tym kontekście przypomina mi się konferencja ks. Piotra Narkiewicza o roli duszpasterza w gromadzie, której słuchałam podczas jednego ze śródrocznych szkoleń dla szefowych podejmujących służbę w żółtej gałęzi. Ks. Piotr, sam będąc wówczas duszpasterzem wilczków w parafii Dzieciątka Jezus na warszawskim Żoliborzu, przekazał nam bardzo prostą, ale przekonywującą myśl – „ksiądz duszpasterz w gromadzie jest po to, by sprawować sakramenty i po prostu, by być. Obecność księdza utwierdza wilczki w przekonaniu, że są one dla niego ważne, a w szerszym spojrzeniu, że są ważne dla Kościoła.” Ja nie miałam szansy bycia wilczkiem, ale doświadczyłam tego o czym mówił Ks. Piotr, widząc zaangażowanie i otwartość kapłanów pracujących w naszej parafii.
Będąc w liceum już jako Akela, a zarazem przedstawicielka młodzieży, uczestniczyłam w sesji planowania duszpasterskiego w parafii. Razem z kapłanami, siostrami zakonnymi, rejonowymi i liderami różnych grup formacyjnych podsumowywaliśmy poprzedni rok pracy duszpasterskiej oraz wyznaczaliśmy cele i konkretne sposoby ich realizacji na najbliższy rok. Dla mnie to było niesamowite doświadczenie. Czułam, że moje zdanie się liczy, że zostałam obdarzona zaufaniem, że mam realny wpływ na kształtowanie duszpasterstwa w parafii – po prostu, że jestem ważna dla mojego lokalnego Kościoła!
Jestem wdzięczna Panu Bogu za moją parafię, za kapłanów, którzy w niej pracowali i będą pracować, za siostry zakonne, za wszystkich ludzi zaangażowanych w Parafialny Program Odnowy i Ewangelizacji, wreszcie za moich rodziców, którzy poprzez swoją postawę, w sposób naturalny nauczyli mnie miłości do Kościoła i poczucia odpowiedzialności za Kościół.






Magdalena Gzik HR

Archiwum


Konto wpisów nieprzypisanych do nikogo bądź wpisów stworzonych przed migracją na nową stronę. (głównie wpisy przed 2020)

Szczęście i porządek. Rozmowa Tomasza Podkowińskiego z profesorem Witoldem Kieżunem

 
 
 
Jak się wydaje, postać i dorobek prof. Witolda Kieżuna są w Polsce szerzej nieznane i zarazem niedoceniane. Potwierdziła to przypuszczenie moja prywatna „sonda”, jaką przeprowadziłem wśród znajomych.
Tymczasem profesor Kieżun zasługuje na to, aby poznać go bliżej, nawet nie tyle jego samego (choć jego przeżycia mogłyby być kanwą wielu książek, i to zarówno sensacyjnych – o jego przeżyciach wojennych i powojennych, jak i humorystycznych – o jego doświadczeniach w PRL-u), co jego przemyśleń. Profesor Witold Kieżun, „kolumbowy” rocznik 1922, jest bowiem światowej klasy i sławy specjalistą od zarządzania (18 lat mieszkał w USA i Kanadzie, gdzie wykładał na najlepszych uniwersytetach), a swoje teorie wcielał także z powodzeniem w praktyce. Jest jednocześnie gorącym patriotą, mocno zatroskanym polską rzeczywistością.

Czytaj dalej Szczęście i porządek. Rozmowa Tomasza Podkowińskiego z profesorem Witoldem Kieżunem

Archiwum


Konto wpisów nieprzypisanych do nikogo bądź wpisów stworzonych przed migracją na nową stronę. (głównie wpisy przed 2020)

Ekspresja to nasza obsesja! – Błażej Marzoch HR

Ekspresja skautowa jest prosta, piękna i radosna. Aby taka rzeczywiście była w Waszych jednostkach, musicie robić ekspresję razem z dziewczętami/chłopcami. Razem z nimi przygotowywać scenki, uczestniczyć w przedstawieniu i omawiać następnego dnia. Szefowa/szef nie może mieć w sobie nic z cynizmu zakładającego, że scenki i przedstawienia to dziecinada, nuda i wygłupy. Szefowa/szef nie może też naiwnie twierdzić, że słaba ekspresja to wypadkowa deficytu talentów lub ich niefortunnej konfiguracji wśród dziewcząt/chłopców w jego drużynie. Twoje dziewczęta/Twoi chłopcy w drużynie mają wszystko czego im potrzeba, aby dyrygować śpiew całej drużyny, robić porządne ogniska i wzorowe scenki. Widziałem wiele razy na własne oczy, jak chłopak uważający się za ekspresyjne beztalencie, zdumiewająco szybko ulegał przemianie w ujmującego wodzireja i sztukmistrza.

Czytaj dalej Ekspresja to nasza obsesja! – Błażej Marzoch HR

Archiwum


Konto wpisów nieprzypisanych do nikogo bądź wpisów stworzonych przed migracją na nową stronę. (głównie wpisy przed 2020)