Kompleksowo o formacji zastępowych

Zastępowy jest najważniejszy”  

Miałem chyba 12 lat, kiedy usłyszałem to zdanie po raz pierwszy. Powiedział je mój zastępowy, wychodząc z narady z drużynowym. Nie pamiętam szczegółów tego wydarzenia, w końcu minęło od niego około 10 lat. Jednak przez pewny ton i nutą nonszalancji, z jaką zostało wypowiedziane, wciąż brzmi w moich uszach. 

O prawdziwości tego stwierdzenia miałem okazję przekonać się na drodze harcerskiej wielokrotnie, natomiast najdosadniej, gdy zakładałem drużynę. Pierwsze nabory, nowi ludzie – wszystko szło dobrze, ale po kilku poprowadzonych przeze mnie zbiórkach nadszedł czas, by chłopaki wzięli sprawy w swoje ręce, a ja, z ich nieco przerośniętego zastępowego stał się ich drużynowym. I tu pojawił się problem – ich jest dwunastu, a w drużynie był tylko jeden zastępowy, zresztą zaciągnięty z innej drużyny. Pomyślałem sobie: „Może wybrać kogoś ze świeżaków?”. Problem tkwił jednak w tym, że każdy z nich miał wówczas 12-13 lat i żaden nie był wystarczająco dojrzały.  

Zacząłem dzwonić do drużynowych z hufca z pytaniem, czy może mają w drużynie jakiś niewykorzystany potencjał, by podrzucić mi kogoś na tę niezbędną funkcję? Nie udało się. Podjąłem decyzję, by na pewien czas pozostawić stan taki, jaki był dotychczas tj. nie stwarzać kolejnych zastępów. Ten układ nie zadziałał, gdyż praca jednego zastępowego z tak licznym gronem ,,świeżaków” przestała przypominać skauting. Musieliśmy więc wybrać drugiego zastępowego z chłopaków z drużyny. Nowa rola jednak go przerosła – kontakt z nim znacznie osłabł i szybko zrezygnował ze swojej funkcji. Na obóz tego roku pojechało pięciu chłopaków (w tym tylko jeden z naboru). 

Nie ma zielonej gałęzi bez zgranych zastępów. Nie ma sprawnie działających zastępów bez dobrych zastępowych. 

Kłopoty z miotaczem ziemniaków, fot. Antoni Biel

Tylko co to znaczy dobry zastępowy? Dobry zastępowy to taki, który ma potencjał, zapał, który posiada podstawową wiedzę o fachu zastępowego i jest zaradny życiowo. Zakładam, że jeśli wybrałeś tego konkretnego chłopaka na zastępowego, to dostrzegłeś w nim coś wyjątkowego. Może było to szczególne zaangażowanie, energia czy charakter. Różnie się to może objawiać, ale zakładam, że posiada on w sobie ten „błysk w oku”. 

Jeśli dany chłopak przystał na tę propozycję, to przypuszczam, że ma jakąś motywację do bycia zastępowym. Zapewne nie jest to „szlachetna misja prowadzenia chłopaków do nieba”. Raczej chodzi o wzmocnienie swojej pozycji w grupie albo wizję udziału w ciekawych wyjazdach z drużynowym. Ważne, że podejmuje wyzwanie i chce przewodzić. Poczucie misji będzie się w nim naturalnie rozwijać przez poświęcanie czasu i energii na rzecz chłopaków z zastępu. Motywację i siłę do tej pracy podtrzymamy i rozwiniemy organizując atrakcyjne wypady, wspierając go w prowadzeniu zastępu, pokazując swoje podejście do bycia liderem oraz zachęcając do podejmowania przez niego coraz to nowych wyzwań. 

Chciałbym więc skupić się w tym artykule przede wszystkim na formacji chłopaka w rzemiośle zastępowego, jak i jego formacji osobistej. Te dwa obszary, w oczywisty sposób się przenikają, ponieważ bycie zastępowym bardzo mocno rozwija chłopaka życiowo, a odpowiedzialność pozwala być lepszym liderem zastępu.  

Myśląc o formacji chłopaka w ramach funkcji zastępowego, kluczowe są cztery kompetencje: 

Umiejętność kreowania przygód, czyli wymyślania oraz realizowania ciekawych i angażujących zbiórek. To spoglądanie na świat z otwartą głową i podejście, że da się tworzyć nietuzinkowe przygody. Poza pomysłem, kluczowe jest również planowanie i realizacja. Zastępowy musi umieć koordynować działania, aby przekształcić wizję w rzeczywistość. 

Umiejętność powierzania odpowiedzialności – niezbędna w pracy każdego lidera. Zastępowy musi zaufać chłopakom i pokazać, że są potrzebni. Zapewnić im możliwość rozwoju poprzez powierzenie odpowiedzialności za pewien obszar działalności zastępu. A także wspierać ich, gdy napotykają trudności. Zostawić przestrzeń by chłopaki uczyli się na swoich błędach i towarzyszyć im w przezwyciężaniu swoich słabości. 

Zdolności komunikacyjne są niesamowicie ważne i kluczowe w efektywnej pracy z zastępem. Dobry zastępowy umie się sprawnie i skutecznie komunikować, tzn. umie wsłuchać się w potrzeby chłopaków, ale też przekonać ich do swoich racji. Umie rozpoznać potencjały poszczególnych członków zastępu i wychwycić ich zainteresowania. Ważne jest, aby lider potrafił radzić sobie z konfliktami, a także umiał zmotywować i zachęcić chłopaków do wyczynów.  

Zdolności przywódcze to zespół cech sprawiający, że chłopaki chcą z nim pracować i podążać za jego wskazaniami. Każdy zastępowy powinien wypracować swój styl przewodzenia zastępem, bo każdy posiada inny dar i zestaw atrakcyjnych cech: jeden jest silny, inny wyjątkowo inteligentny, jeszcze inny zawsze pozytywnie nastawiony albo pełen pomysłów.  

Są jednak pewne cechy i umiejętności, które każdy może w sobie rozwinąć, by stać się lepszym liderem. Należą do nich: pewność siebie, bycie konsekwentnym, branie odpowiedzialności za działania grupy, siła fizyczna i mentalna oraz poziom technik harcerskich. To także okazywanie wdzięczności i sympatii chłopakom z zastępu. W końcu lubimy tych, którzy lubią nas. Prawdziwego autorytetu nie zyska tyran, ale sympatyczny zastępowy, od którego czuć, że chce mojego dobra. 

Oprócz powyższych przymiotów i umiejętności zastępowi mają też swoje indywidualne trudności i obszary, nad którymi powinni mocniej popracować. To może być np. samoocena, radzenie sobie ze stresem, zarządzanie sobą w czasie czy nawiązywanie relacji interpersonalnych. Mogą to być również trudności w wierze albo słaba kondycja fizyczna. Na zastępowego patrzmy całościowo jako na człowieka z jego psychiką, ciałem i duchowością, a analizując jego osobę, starajmy się spojrzeć na niego nie tylko przez pryzmat jego funkcji w skautingu. Miejmy zawsze w pamięci, że nie wychowujemy go do skautingu, ale do życia. I do świętości. Bycie zastępowym ma go do tego przybliżać. 

W jaki sposób wspierać w formacji osobistej i doskonalić kompetencje zastępowego?   

Jak wszystko w skautingu – przy wykorzystaniu motorów: działanie, odpowiedzialność, rady, interes, małe grupy. To wszystko najpełniej realizuje się w zastępie, dlatego działanie zastępem zastępowych należy uznać za formę najskuteczniejszą.   

Czym jest zastęp zastępowych? 

Zastęp zastępowych to nie tylko grupa harcerzy o szczególnych obowiązkach, ale prawdziwy mózg drużyny decydujący o losach całej jednostki. To kuźnia liderów – grupa wybranych chłopaków, którzy dzięki wspieraniu siebie nawzajem zdobywają umiejętności przydatne do rozwoju siebie i zastępu.  

Ich głosy ważą podczas planowania wyjazdów, ale też codziennych działań drużyny. Przez regularną współpracę i szukanie kompromisów zastępowi uczą się dbałości o dobro wspólne. Wiedzą, że choć rywalizują na zimowiskach czy obozach, to grają do jednej bramki, a dobro harcerzy jest najważniejsze.  

Istotne komponenty zastępu zastępowych 

Zbudowanie takiego zastępu zastępowych to proces wymagający od drużynowego mądrości, odwagi i czasu. Musi on przekazać władzę w ich ręce. Pozwolić harcerzom na samostanowienie, dając im przestrzeń do rozwoju przez popełnianie błędów. Zrezygnować z kontrolowania wszystkiego i wszystkich.  

Korzyści są jednak warte wysiłku. Wzrost wzajemnego zaufania, rozwój samokontroli u harcerzy i większy spokój drużynowego to tylko niektóre z nich. Zastęp zastępowych zyskuje realny wpływ na losy drużyny, przez co zastępowi stają się aktywnymi twórcami skautingu. 

Praca z zastępem zastępowych (w skrócie ZZ) w czterech krokach

  1. 1. Poznaj i zdefiniuj potrzeby   

Sposób pracy ZZtu jest wypadkową potrzeb poszczególnych zastępowych i możliwości drużynowego. Przed planowaniem pracy ZZtu należy więc dokonać analizy naszych chłopaków. Każdego z osobna.  

    • Co sprawia mu w skautingu największą radość? (Odpowiedz na to pytanie pomaga w podtrzymywaniu motywacji zastępowego) 
    • Jakie ma talenty i zainteresowania? Jak można je wykorzystać w skautingu? 
    • Z czym ma osobiste problemy? (Np. nieśmiałość, niesumienność, uzależnienia)  
    • Jakich kompetencji zastępowego mu brakuje?  
  1. 2. Określ cele  
    • Rozpisz jakie obszary wymagają poprawy, a jakie są warte rozwijania.  
    • Zastanów się, które z nich są najistotniejsze.  
    • Na które możesz mieć realny wpływ? 
    • Ilu zastępowych dotyka ten problem? 
    • Którymi obszarami zajmiesz się w pierwszej kolejności? 
  1. 3. Dobierz odpowiednie formy  

Nie ma jednego optymalnego schematu pracy z Zastępem Zastępowych. Liczba zbiórek, rad  i innych form zależy od specyfiki konkretnego ZZtu. To, czego uczymy na Adalbertusie jest pewnym punktem zaczepienia, pewnym konkretem – dobrym standardem, ale nie bójmy się wyjść poza schematy! 

Biwak ZZtu, fot. Antoni Biel

Dostosuj formy pracy do konkretnych chłopaków. Do swojej dyspozycji masz: 

    • Wypad  

Czyli 2-4 dniowy wyjazd. Można pojechać pod namiot, zrobić schronienie z tarpa albo zbudować sobie szałasy. Można też spać w budynku. Wybór schronienia jest podyktowany programem wypadu – tym, czego chcemy się na nim nauczyć albo jakie miejsce odkryć. Jest to idealna przestrzeń na wyczyn, taki jak konstruowanie tratwy, budowa ziemianki, gotowanie w dole ziemnym. Podczas takiego biwaku można robić przeróżne rzeczy – doskonalić techniki obozowania, rzeźbić łyżki z drewna czy oprawić nóż w rękojeść z poroża. To idealna okazja do pokazania jak kreować przygody i powierzać odpowiedzialność. 

    • Zbiórka  

To kilkugodzinne spotkanie w lesie. Nie daje takich możliwości jak biwak, jest za to prostsza w organizacji i pewnie bardziej zbliżona do tego, co chłopaki robią w zastępach. Można dzięki niej pokazać zastępowym, że ich kilkugodzinne zbiórki nie muszą ograniczać się do ugotowania obiadu i walki na chusty.  

Rozpoznawanie roślin jadalnych, pieczenie sękacza, szycie portfela ze skóry, a może poznawanie nowych gier? Przygoda jest na wyciągnięcie dłoni. 

    • Spotkanie  

Czy wszystko zawsze musi odbywać się w lesie? Moim zdaniem nie. Warto budować relacje też bez mundurów – mecz, kino, basen, escape room. Bardzo fajnie sprawdzają się tu spontaniczne inicjatywy i urodzinowe niespodzianki. Traktujmy je jednak jako dodatek, a nie substytut tradycyjnych form.  

Ja na lany poniedziałek jechałem oblewać zastępowych. Rodzice wkręcali syna, że np. musi znieść im coś na dół, bo zapomnieli z mieszkania. A na dole zamiast rodziców stałem ja – z wiaderkiem wody. Oblany zastępowy wsiadał do auta i jechaliśmy odwiedzać kolejnych. Dzięki takim akcjom zastępowi czują, że nie spotykasz się z nimi z obowiązku, ale dlatego że ich lubisz.  

    • Rozmowy indywidualne  

W zastępie zastępowych panuje przyjemna atmosfera, pełna humoru i żartów. Odnoszę jednak wrażenie, że rozmowy, zwłaszcza te w męskim gronie, są często bardzo powierzchowne. Z obawy, że zostaną zbyt szybko zbagatelizowane lub zamienione w kolejny dowcip chłopaki boją się mówić o poważniejszych sprawach. 

W rozmowach indywidualnych dużo łatwiej jest poruszyć głębsze kwestie i dyskutować otwarcie o osobistych trudnościach czy problemach w prowadzeniu zastępu. Świetną ku temu okazją mogą być indywidualne spotkania na zaliczanie zadań. W napiętym grafiku drużynowego może być ciężko znaleźć na to czas, ale gwarantuję, że naprawdę warto! 

    • Rady stacjonarne i rady online  

Podczas wypadów skupiamy się na przeżywaniu przygód i często brakuje czasu na dłuższe rozmowy. Zresztą, takich wyjazdów jest tylko kilka w roku. Szanse na to, że chłopaki będą pamiętali, jak minęła im zbiórka dwa miesiące temu, są niewielkie. Na analizowanie zbiórek i snucie planów trzeba wygospodarować dodatkową przestrzeń. Regularne rady przeciwdziałają eskalacji problemów przez rozwiązywanie ich na wczesnym etapie. Wiadomo – forma stacjonarna jest lepsza pod względem budowania relacji. Ale więzi budujemy podczas wszystkich wymienionych wyżej form. Tu kluczowa jest częstotliwość. A jeśli ma być regularnie, to takie spotkanie nie może za mocno ingerować w ich i twoje życie osobiste. Jeśli na radzie stacjonarnej miałoby być 2 osoby a na online 5, to może lepiej zrobić ją online? 

Rada drużyny, fot. Michał Mrozowski
  1. 4. Stwórz harmonogram działań 

Wiesz już, jakie są potrzeby twoich zastępowych. Wyznaczyłeś na ich podstawie kierunki rozwoju. Znasz dostępne formy pracy z zastępem zastępowych.  Czas spiąć to w pewien spójny plan.  

Wyznacz terminy spotkań. Chłopaki z ZZtu mają swoje życia, swoje spotkania i wyjazdy  z rodziną. Dlatego tak ważne jest, żeby terminy wypadów ZZtu były skonsultowane z zastępowymi i wpisane do kalendarium na początku roku. Chłopaki i ich rodzice będą wiedzieć, na kiedy nie planować sobie innych atrakcji. A pozostali rodzice z drużyny znają terminy, w których nie będzie zbiórki i mogą zaplanować sobie rodzinny weekend. 

Na tym etapie nie powinieneś pisać całego planu ZZ, bo to jest praca dla całego zastępu zastępowych, a nie drużynowego. W trakcie roku z pewnością zyskasz też nowe obserwacje – trzeba więc zostawić przestrzeń na spontaniczne pomysły. Warto jednak napisać tematy przewodnie spotkań. To może wyglądać tak: „Jeszcze w sierpniu zrobimy biwak z ambitnym wyczynem wymyślonym przez chłopaków, by doskonalić umiejętność kreowania przygód oraz pokazać chłopakom jak delegować zadania i dobrze prowadzić rady zastępu. We wrześniu zrobimy idealną zbiórkę, by trzech nowych zastępowych zobaczyło jakie elementy powinna mieć zbiórka i jak ją zaplanować. Może wypad jesienny zrobimy na ryby? Maciek jest zapalonym wędkarzem, ale temat jeszcze do dogadania z resztą ZZtu…” 

Znając potrzeby i cele, mając dobrze zaplanowany pierwszy krok, ale jedynie luźne pomysły na dalsze działania, możemy cieszyć się spontanicznością, jednocześnie trzymając się klarownych kierunków rozwoju naszych zastępowych. 

Teorię mamy za sobą. Czas na przykłady! 

Poniżej dzielę się z wami pomysłami, w jaki sposób zadziałałbym na konkretne potrzeby chłopaków:  

1. Z rady drużyny dowiaduję się, że na zbiórkach zastępów idą do lasu, robią obiad i walczą na chusty. Definiuje problem – chłopaki robią nudne zbiórki zastępów. Zastanawiam się nad przyczyną – zastępowy nie potrafi wykreować przygody. 

2. Organizuję ZZ do zwykłego lasu. Może być nawet ten, w którym chłopaki robią zbiórki. Przed ZZ robimy radę, na której to zastępowi wymyślają, co będziemy robić na zbiórce.  

Skoro jednak zastępowi nie umieją kreować przygód, to nie zaczną nagle rzucać pomysłami. Z mojego doświadczenia klasyczna burza mózgów często się nie sprawdza, bo albo chłopaki nic nie mówią, albo ci najbardziej wygadani całkowicie dominują rozmowę. Niby pomysłów się nie ocenia na etapie ich generowania, ale ta zasada bywa łamana. Przez to nieśmiali mogą bać się oceny. Dlatego do generowania pomysłów wykorzystujemy techniki kreatywnego myślenia. Może zapisywana burza mózgów, gdzie każdy dostaje 6 karteczek i w 3 min ma zapisać na każdej jeden pomysł i wrzucić do kapelusza? Albo inaczej. Wcielamy się w jakąś postać i wymyślamy, jak ona zrobiłaby zbiórkę. Bear Grylls, Magda Gessler a może Friz? I tak na zbiórce Beara Gryllsa żywimy się tylko tym, co znajdziemy w lesie. U Magdy Gessler, w ramach zbiórki, robimy MasterChefa. Z Frizem zbieramy śmieci, a za każdy worek dostajemy worek kulek na paintballa po sprzątaniu.  

Takie metody pozwolą wyjść ze schematów, a ci najbardziej niepewni unikną strachu przed oceną – jedzenie robaków to przecież pomysł Beara Gryllsa, a nie ich.   

Mamy pomysł – teraz podział zadań i realizacja, by udowodnić sobie, że można i warto robić ciekawe zbiórki. Po takiej zbiórce, gdy na radzie zastępowy powie mi: „no ja ich pytam, co chcą robić na zbiórkach ciekawego i nikt nie ma pomysłów”, to przypominam mu „pamiętasz jak przed ZZ wymyślaliśmy wspólnie plan? Jakiej użyliśmy techniki do generowania pomysłów?”   W ten sposób przenoszę dobre praktyki z ZZtów na zbiórki zastępów w drużynie.  Oczywiście w kreowaniu przygód, pomysł to dopiero pierwszy krok, ale analogicznie uczymy podziału zadań i powierzania odpowiedzialności. Więcej o tym w artykule Prowadź, to znaczy inspiruj!

ZZ w Tatrach, fot. Antoni Biel

Chcąc wzmocnić pewność siebie i umiejętności komunikacyjne moich zastępowych organizuję wypad do Zakopanego. Wyjazd ma formę explo, z tym że jedziemy bez pieniędzy, żywności czy biletów. Założenie jest takie, że by zrealizować nasz cel – dotrzeć nad Morskie Oko, musimy zdać się na ludzką życzliwość. I tak najpierw jedziemy autostopami, później chodzimy po sąsiedztwie, oferując pomoc w wynoszeniu śmieci czy odśnieżaniu. Za zebrane pieniądze kupujemy prowiant i bilety do Zakopanego. Tam szukamy noclegu, jeszcze trochę dorabiamy, by mieć coś do jedzenia i z rana ruszamy w góry. Z uwagi na to, że jest nas w ZZcie szóstka, działamy przez większość czasu w dwójkach/trójkach, co wymusza od wszystkich zaangażowanie w interakcje z nieznanymi ludźmi. Jeśli chcecie dowiedzieć się jak chłopaki wspominają ten wypad, zapraszam do zapoznania się z wrażeniami z wyprawy.

Kilka słów o zagrożeniach 

Nie można zapomnieć o tym, że zastęp zastępowych to jednostka utylitarna, której celem jest poprawa jakości zbiórek zastępów oraz o tym, że chłopaki jeżdżą na ZZty, by lepiej prowadzić zastęp. Musimy wystrzegać się tworzenia drużyny dwóch prędkości, gdzie zastępowy prowadzi zastęp (smutny obowiązek) tylko po to, by móc brać udział w ciekawych wyjazdach z drużynowym. Zachowanie prawidłowej optyki, szczególnie dla zaangażowanych drużynowych może nie być proste. Rozwiązaniem nie jest jednak zmniejszanie atrakcyjności ZZtów. Rozwiązaniem jest robienie na ZZcie takich rzeczy, które chłopaki mogą rzeczywiście przenieść na zbiórki swoich zastępów. Ważne jest też podkreślanie misji zastępowego – tego, że mają wpływ na chłopaków i są tu dla nich. To także dbanie o to, by zastępowy miał w swoim zastępie przyjaciół i wystrzeganie się rozdzielania kolegów przez rotacje ludzi między zastępami. To zachęcanie do coraz to ciekawszych i ambitniejszych projektów w zastępie. Na koniec – rozsądna liczba ZZtów, tak by zostawić chłopakom czas na wyczyny w zastępach. 

Tajemniczy składnik 

ZZ w Rzymie, fot. Maksymilian Stolarczyk

Miałem już oddawać w tej formie artykuł do korekty, jednak czytając go ostatni raz, miałem poczucie, że czegoś brakuje. Niby wszystkie klocki składają się w całość, ale to wszystko jest nieco bez życia.  

Bez miłości przenikającej relację drużynowego z zastępowym wszystkie działania są jakieś sztuczne. Potrzeba więzi. Więzi budowanej przez wielogodzinne rozmowy, wspólną pracę i zaangażowanie w jego życie. Potrzeba relacji opartej na pełnym zaufaniu, w której chłopiec czuje się swobodnie, mogąc rozmawiać z drużynowym o wszystkim. Warto tworzyć relację,  
w której nie ma tematów tabu, w której może być w pełni sobą, w której jest akceptowany oraz taką, która ciągnie go do wykorzystania pełni swojego potencjału.   

Bycie tak bliskim autorytetem to ogromne wyzwanie, wymagające od nas ciągłego rozwoju. By nie zwalniać tempa, by ciągle oferować sobą coś wartościowego.  

Jednak te wpatrzone w Ciebie oczy, spojrzenie pełne ufności – ono mówi: „Liczę na Ciebie. Jesteś dla mnie ważny”. I już wiesz, że twoje wysiłki mają znaczenie. A to przekonanie uskrzydla do dawania z siebie każdego dnia jeszcze więcej. 

Nie pozostało mi więc nic innego, jak życzyć Ci takich relacji z Twoimi zastępowymi, bo jeżeli skauting miałby być bez miłości, to może lepiej, żeby go w nie było.  

Fot. na okładce: Michał Mrozowski

Antoni Biel


Założyłem jedną drużynę, drugą wyciągnąłem z kryzysu. Kładę duży nacisk na łączenie teorii z praktyką. Bo na nic zda się wielka rozkmina o wyczynach zastępów, jeśli na obozie zabraknie żerdek. Szkolę drużynowych i dbam o wizerunek hufca w mediach. Pracuję w korpo i kończę studia z Zarządzania na UW.

Nabór, czyli jak nabrać ludzi? 

Postawiliśmy sobie jako Stowarzyszenie bardzo ambitne cele. Mam na myśli Strategię przyjętą na Sejmiku (Z wypiekami na twarzy – misja, wizja 05.2021.pdf). Pierwszy z celów, chyba najczęściej poddawany pod dyskusję dotyczy liczebności: „1.Będzie nas dwa razy więcej (12 tys.) do 2025 roku i 4,5 raza więcej (20 tys.) do 2030 roku”. Pomimo tego, że ktoś pomylił się w rachunkach, to zagłębiając się w lekturę owego planu zauważam, że jest całkiem sensowny. Może i ma trochę zbyt marzycielski ton, ale po jego lekturze wiemy dokładnie czego chcemy, po co i dlaczego. Niestety niewiele zostało powiedziane o tym jak to zrobić. Jak powiększyć tę moją jednostkę? 

Z tym pytaniem mierzyłem się przez ostatnie dwa lata, a w ostatnim roku ze wzmożoną aktywnością, z racji tego, że reaktywowaliśmy z bratem szczep. Poniższy tekst jest odpowiedzią na te pytanie. Przedstawiam w nim moje pomysły, doświadczenia, wnioski oraz zasłyszane koncepcje. A na końcu znajdziecie link do folderu z materiałami naborowymi. 

Część I: Kanały dotarcia do potencjalnych skautów i skautek 

1. Bezpośrednie rekomendacje – zacznijmy od tego co najprostsze i najbardziej naturalne, czyli poczta pantoflowa. 

Cenni mogą okazać się znajomi (ze studiów, z pracy, z duszpasterstwa). Pochwalmy się im, gdy przeżyjemy coś niezwykłego. Może któryś z nich nada się na przybocznego? Warto zachęcić dobrego kolegę do pojechania z kręgiem na wędrówkę, poprosić o pomoc na zbiórce. Nie masz nic do stracenia – najwyżej się nie zgodzi. 

A jak już wszyscy twoi znajomi będą mieć dość słuchania o harcerstwie, to warto, by do akcji wkroczyli kochani, dumni rodzice. Pewnie już nie raz opowiadali swoim znajomym jak zaradne są ich dzieci dzięki harcerstwu. Potrzebujemy by robili to częściej, by byli naszymi ambasadorami. Mowa tu zarówno o Twoich rodzicach, jak i rodzicach chłopaków z twojej jednostki. Warto przypominać im o ich ważnej, roli podzielić się z nimi materiałami takimi jak link do strony ze zdjęciami, ulotki, foldery. Wszystko po to, by rekomendacja zakończyła się przekazaniem kontaktu do was – szefów. 

Skauting polecać mogą też harcerze, których już mamy. Wiele firm za przyprowadzenie nowego klienta hojnie wynagradza polecającego. Może warto gratyfikować to także w drużynie? Czemu przyprowadzenie kolegi na zbiórkę nie mogłoby być zadaniem na stopień? 

2. Szkoła – jeśli chcemy szybko i dużo.  

Z naszych doświadczeń wynika, że im młodszy rocznik, tym łatwiej zachęcić potencjalnych skautów. W ubiegłym roku nabór w 20 klasach (trzecich, czwartych i piątych) dał gromadzie 23 chętnych, a w 21 klasach (szóstych, siódmych i ósmych) dał drużynie 9 chętnych, z czego tylko jeden był z ósmej klasy. Te liczby w zależności od szkół mogą być bardzo różne, ale dają pewien obraz tego, czego można się spodziewać. 

Problem z naborami w szkole jest jednak taki, że kierujemy naszą ofertę do szerokiego grona i trafiają do nas ludzie dość mocno przypadkowi. Szansa na to, że zostaną na dłużej jest więc mniejsza niż w przypadku rekomendacji. 

Opcji naborowych w szkole jest wiele. W dużej mierze zależy to od szkoły, w której będą miały miejsce: 

A) Krótkie 5-10 min wystąpienia w klasie. Kluczowe jest tu zaciekawienie i kontakt z uczniami. Bardzo mile widziane są emocjonujące historie obozowe i pytania do publiczności. Warto wspomóc swój przekaz werbalny jakąś wizualizacją: prezentacją ze zdjęciami, czy wydrukowanymi materiałami. 

B) Wystąpienie podczas zebrania z rodzicami. Dobre szczególnie w przypadku naboru do gromady. Ale sprawdza się też wiadomość z kluczowymi informacjami od dyrekcji do rodziców (np. poprzez librusa). Informacja od dyrekcji doda wam wiarygodności w oczach rodziców i dzięki temu nawet, gdy dzieciaki pogubią ulotki, rodzicie będą wiedzieć, gdzie i kiedy jest zbiórka. 

Fot. Antoni Biel

C) Umówienie się z katechetami i przyjście do nich na religię to prosta i przyjemna opcja. Macie wtedy całą lekcję dla was. Po wystąpieniu warto zabrać klasę na boisko na grę, żeby nie zanudzić ich samym gadaniem. Dobrą motywacją do przyjścia na pierwszą zbiórkę może być też ocena w górę z religii za dołączenie do drużyny. 

D) Spotkanie z uczniami z wszystkich klas na auli. Tutaj wyzwaniem jest utrzymanie uwagi tak licznej widowni. Dobrze jest wyposażyć się w rzutnik i materiał filmowy, który pozwoli utrzymać uwagę odbiorców i da wam chwilę na napicie się wody podczas wystąpienia. Mile widziane będą też quizy z bieżąco przekazywanej wiedzy, aby uważnie Was słuchali. 

E) Do naborów w szkole dobrze jest wykorzystać naszych harcerzy. Świadectwo kogoś w ich wieku jest bardziej pociągające niż gadanie kogoś starszego. Warto, by oni też powiedzieli kilka słów na naborze lub chociaż zbierali kontakty. Jeśli masz w tej szkole już dużo harcerzy, to dobrze, by wszyscy w dniu naboru przyszli w mundurze. Zainteresowanie kolegów będzie gwarantowane i nim się obejrzycie, sami zaczną pytać o co chodzi w tym skautingu. Harcerze mogą także wykorzystać inną formą naboru, tzn. dawać listy z fabularnym zaproszeniem na zbiórkę (najlepiej z jakąś prostą zagadką) osobom, które wyglądają na takie, które nie boją się przygód. 

F) Gdy pogoda sprzyja, można też zorganizować jakąś aktywność dla szkoły, na przykład jedną dyscyplinę podczas dnia sportu, jakiś bieg na orientację itd. To dobrze pokazuje wasze działania w praktyce i pomoże zaskarbić sobie przychylność dyrekcji. 

3. Parafia to miejsce, przy którym działamy. Ważne by wierni jak i księża mieli świadomość i rozumieli czym się zajmujemy. W sprzyjającym środowisku łatwiej o pomoc z ich strony. Na powiedzenie kilku słów o harcerstwie mamy kilka okazji: 

A) Krótkie (max. 3 min) przemówienie po ogłoszeniach parafialnych to okazja by opowiedzieć o tym czym się zajmujemy szerokiemu gronu parafian. Przekaz kierujemy tu raczej do rodziców i dziadków. Nie nastawiałbym się na wielu chętnych z tej formy naboru, ale jest to budowanie dobrego PR-u o którym mowa wyżej. 

B) Spotkania dla rodziców dzieci pierwszokomunijnych lub spotkania dla bierzmowanych. Zaletą wystąpień podczas takich spotkań jest to, że mówimy do ludzi w odpowiednim wieku lub ich rodziców oraz to, że są wierzący (a przynajmniej jakaś część z nich). 

C) Gdy macie zaangażowanego duszpasterza, który ma dobry kontakt z parafianami, to warto poprosić go, by „wyhaczył” wam kilku kandydatów i zachęcił do przyjścia na zbiórkę. Szczególnie dobrą okazją na to jest chodzenie księży po kolędzie. 

D) W parafii z pewnością są też jakieś wspólnoty. Dobrze znaleźć taką, która ma ofertę jedynie dla dorosłych. Warto wtedy wkręcić się na jedno z ich spotkań i zaoferować rodzicom przestrzeń do rozwijania wiary dla ich dzieci. 

Ludzie zwerbowani z parafii zazwyczaj zostają na dłużej, bo mają bardziej zbliżony światopogląd i sprzyjających rodziców. 

Zarówno w parafii, jak i w szkole, ważne jest by zebrać numery kontaktowe do potencjalnie zainteresowanych. Da to możliwość zadzwonienia w piątek, przypomnienia im o zbiórce i rozwiania ich niepewności. 

4. Ulotki, plakaty i działalność w Internecie – bardziej jako wsparcie pozostałych środków niż samodzielne kanały, ale ważne i potrzebne. 

W przypadku wszelkich naborów nieocenioną pomocą okazują się drukowane materiały. (Nieocenioną, ale jednak tylko pomocą, bo nie wierzę w to, że rozdanie ulotek na ulicy, bez chociażby kilku zdań komentarza, kogokolwiek zachęci). Ulotki należy traktować jak takie swoje wizytówki – w końcu to oprawa graficzna dla twoich danych kontaktowych. Dzięki nim ludzie mają na czym zawiesić wzrok podczas waszego wystąpienia. A ulotka, która po przyjściu ze szkoły wypadnie uczniom z zeszytu, przypomni im o zbiórce. 

Rodzice zaciekawieni twoją reklamą skautingu często chcą dowiedzieć się czegoś więcej przed wysłaniem dziecka na pierwszą zbiórkę. Przydatna do tego będzie estetyczna i pełna waszych zdjęć strona. Przejrzysta komunikacja w internecie zapewni wam wiarygodność w oczach rodziców, bo zobaczą, że wiele osób już wam zaufało, że z powodzeniem organizujecie wyjazdy itd. Najłatwiejszą do zrobienia wydaje się strona na Facebooku. Dobrze jest mieć stronę szczepu, bo macie pełną kontrolę nad tym, co się na niej znajduje i możecie dodać typowo naborowe grafiki. Mimo wszystko strona środowiska też powinna spełnić taką rolę. 

Można również pokusić się o na tyle mocne funkcjonowanie w internecie, żeby chętni zgłaszali się dlatego, że zobaczyli na waszym profilu jak fajnie się bawicie w tym harcerstwie. Ale dojście do takiego poziomu to byłby raczej długotrwały i energochłonny proces. No chyba, że dysponujecie dużym budżetem na promowanie waszych materiałów. Wtedy można pokusić się o dobre dobranie grupy odbiorczej i posty sponsorowane. 

graf. Antoni Biel

5. Myślę, że bardzo ciekawą i taką pierwotną formą naboru, byłoby podchodzenie do grupek dzieciaków z bloków i zagadywanie do nich o harcerstwie. Nie ma już takich band za wiele, dlatego trzeba by zawsze nosić przy sobie kilka ulotek, na wypadek spotkania tego wymierającego gatunku. Ale tak szczerze to nie miałem jeszcze odwagi do zrobienia czegoś podobnego, więc tylko wspominam o tym sposobie dla zuchwałych. 

Część II: o czym i jak mówić? 

„Ludzie to egoiści, sprzedawaj im korzyści” 

Zastanów się, jaka wartość płynie ze skautingu dla naszego odbiorcy? Jakie jego potrzeby może zaspokoić harcerstwo? Dlaczego nas potrzebuje? 

Żeby odpowiedzieć na realne potrzeby, trzeba dobrze określić grupę docelową. Rodzice chcą usłyszeć jak ich pociecha rozwinie się dzięki skautingowi. Mówcie im o tym, jak harcerze samodzielnie gotują, sprzątają, robią zakupy, uczą się kreatywności i innowacyjności, gdy muszą zbudować wszystkie obozowe meble z samych żerdek i sznurka. Że uczą się przez doświadczenia, bo stwarzamy im bezpieczne środowisko, w którym mogą popełniać błędy. Że poprzez wykorzystanie prostych środków dajemy im poczucie sprawczości i wzmacniamy pewność siebie. Że spędzamy aktywnie czas na świeżym powietrzu pracując nad kondycją i prawidłowymi nawykami. 

Chłopcy natomiast chcą usłyszeć, że w harcerstwie mogą zrealizować swoje najskrytsze marzenia. Że skauci budują własną bazę w lesie, że robią łuki i tratwy. Że bronią honoru drużyny na grach i podchodach. Że tworzą z zastępem paczkę przyjaciół, w której każdy ma ważną rolę do odegrania.  

Wiemy już co chcemy przekazać, teraz pytanie ,,jak”? 

Chyba nie muszę mówić, że czytanie z kartki odpada. Można nauczyć się tekstu na pamięć, ale wtedy wypowiedź może brzmieć nieco sztucznie, a w sytuacji dużego stresu łatwo jest wiele zapomnieć. Najlepiej i najłatwiej jest oprzeć swoje przemówienie o anegdotki z harcerskiego życia – je masz już w głowie. Wystarczy tylko odpowiednio je przedstawić, by trzymały w napięciu, zadbać o gestykulację i ustawić w logicznym ciągu. Ludzie mają taką właściwość, że kochają słuchać dobrych i emocjonujących historii. 

Podsumowanie 

Wszelkie materiały naborowe, które stworzyłem przez ostatnie dwa lata zgrałem do folderu: Nabór. Można się zainspirować albo kraść w całości. Udanych naborów! 

PS: Wiem, że nie zmieściłem w tym artykule wszystkiego. Po pierwsze dlatego, że sam wszystkiego nie wiem, a po drugie, że ten tekst jest już wystarczająco długi. Jeśli jednak nadal masz wątpliwości, zastanawiasz się jak porozmawiać z dyrekcją albo jak przeprowadzić zbiórkę naborową itp., to śmiało pisz do mnie na maila skautowego. Myślę, że pomocy nie odmówią też ziomki z namiestnictwa i szefowie CR-ów. Warto pytać. 

Fot. na okładce: Franciszek Biel

Antoni Biel


Założyłem jedną drużynę, drugą wyciągnąłem z kryzysu. Kładę duży nacisk na łączenie teorii z praktyką. Bo na nic zda się wielka rozkmina o wyczynach zastępów, jeśli na obozie zabraknie żerdek. Szkolę drużynowych i dbam o wizerunek hufca w mediach. Pracuję w korpo i kończę studia z Zarządzania na UW.

Prowadź, to znaczy inspiruj!

O roli szefa i powierzaniu odpowiedzialności. 

Na jednej ze zbiórek naborowych wyciągnąłem krzesiwo i pytam: “czy ktoś chce rozpalić ognisko?” Zgłaszają się niemal wszyscy chłopcy. Przekazuje krzesiwo w ich ręce i zaczynają rozpalać. Znaczy… starają się, ale zadanie okazuje się zadziwiająco trudne. Po kilku minutach nieudanych prób, gdy wszyscy chętni spróbowali już swoich sił, pytają mnie: “Panie Antku, czy mógłby nam Pan pomóc?” Pokazuję im jak przygotować materiał na rozpałkę, biorę krzesiwo i po kilku sekundach mamy ogień. A “Pan Antek” zyskuje w oczach chłopców.  

Wszyscy wiemy, że istotą metody jest samowychowanie młodych, a o powierzaniu odpowiedzialności słyszeliśmy już wiele. Ale czy robimy to w dobry sposób? Poniższy artykuł traktuje o rzeczach fundamentalnych, o roli szefa, wynikającej z istoty skautingu. Połączyłem w nim teorię z praktycznymi pomysłami, by dostarczyć Ci gotowych wskazówek do poprawy pracy z jednostką.  

Kim szef nie jest?   

Skautmistrz nie może być ani profesorem, ani oficerem, ani katechetą, ani specjalistą, fachowcem”  

~ Robert Baden-Powell “Wskazówki dla skautmistrzów”  

To może w takim razie szef to menadżer albo przywódca?   

Nie. Rolą przywódcy jest takie prowadzenie zespołu, by ten dążył wytrwale do wyznaczonego celu, by kończył zadania z sukcesem. Na pierwszym miejscu stawiane jest tu powodzenie projektu, a ludzie, choć ważni, są raczej elementem, a nie podmiotem zainteresowania. Nie uważam, żeby takie podejście było złe w firmie. W końcu jej celem jest dostarczanie wartości dla klientów, a nie rozrywka dla pracowników. Ale skauting to nie przedsiębiorstwo i jego dążeniem nie jest sprawnie działająca grupa, ani 100% wykonanie planu pracy. Dla nas to, czy scenka na ognisku była udana czy też nie, jest mało ważne. To sytuacja wychowawcza, której celem jest rozwój wodzireja, który ją przygotował. I takie podejście jest też zdrowe dla szefa, bo przestaje przejmować się rzeczami, które choć są najbardziej widoczne, to jednak mniej ważne. Szef powinien wspierać w rozwoju, stwarzać przestrzeń do samowychowania się młodego człowieka. “Dziewczyna i chłopak muszą wziąć sprawy tej wielkiej łodzi, jaką jest ich życie, we własne ręce” (B-P) I do tego prowadzi formacja skautowa, której zwieńczeniem jest wymarsz/fiat – wzięcie całkowitej odpowiedzialności za swój rozwój. 

Kim więc powinien być szef?  

“Skautmistrz musi być starszym bratem dla swoich chłopców, to znaczy ma patrzeć na świat z ich punktu widzenia, musi prowadzić, przewodniczyć i budzić entuzjazm dla właściwych rzeczy. Jak prawdziwy starszy brat musi zachowywać tradycje rodzinne i pilnować by były one przestrzegane, pożądana jest tu pewna stanowczość. Oto i wszystko.” 

~ Robert Baden-Powell “Wskazówki dla skautmistrzów”  

Proste? Na pierwszy rzut oka tak. Ale zagłębiając się w ten temat mocniej, możemy napotkać pewne trudności. Choćby dlatego, że taki obraz starszego brata rzadko kiedy ma odzwierciedlenie w obecnej rzeczywistości. Nie każdy z nas ma starszego brata, ale z pewnością, każdy ma pewne intuicje co do jego roli. To określenie posiada liczne konotacje, więc aby uniknąć nieporozumień, chciałbym na potrzeby tego tekstu, na nowo zdefiniować pojęcie opisujące rolę i zadania szefa. 

Szef jako Inspirator, czyli osoba mająca pozytywny wpływ na Inspirowanych (nie wychowanków czy podwładnych, bo te pojęcia nieadekwatnie definiują relację między chłopakiem/dziewczyną, a szefem).   

Aby mieć wpływ Inspirator potrzebuje dwóch rzeczy:  

autorytetu i relacji.  

Jak kształtować swój autorytet?  

Wiadomo, że wiele zachowań inspirowani wchłaniają przez nasz przykład. Warto więc byśmy prezentowali sobą dobry poziom. Nie chodzi o to, by być chodzącym ideałem, ale przykładem dążenia do niego, inspiracją do pracy na sobą. Skauting daje nam ku temu narzędzia: spotkania z opiekunem drogi, stałym spowiednikiem, kursy szkoleniowe itd.  

Inspirowanym imponuje też umiejętność stworzenia przygody i brania w niej udziału. Pociąga ich energia i harc bijące od inspiratora. Ale także jego wytrwałość w dążeniu do celu. Niezłomność, wypływająca z przekonania o słuszności misji oraz zgodności z zasadami, którymi żyje.  

Wywoływanie filmu – Legwan Mogielnica 03.2021, fot. Antoni Biel

Negatywny wpływ na autorytet inspiratora ma, bez wątpienia, brak osobistego zorganizowania. Dlatego tak ważna jest sumienność i punktualność. Jednak inspirator to też człowiek, czasem powinie mu się noga. Ważne jest wtedy, by umiał przyznać się do błędu.   

Nie zapominajmy, że autorytet żyje prawem harcerskim. Szczególnie widoczny w jego życiu jest 8 punkt. Inspirator nie może być sztywny. Gdy trzeba zachować powagę to jest poważny, ale w pozostałym czasie, zawsze radosny. Ma do siebie dystans i lubi żartować.  

Warto zastanowić się, których z powyższych cech nam brakuje, co potrzeba jeszcze doszlifować. Ale tak jak już wspominałem, chodzi o rozwijanie się w dobrym kierunku, a małe potknięcia wcale nie przeszkadzają w byciu autorytetem. One też niosą przekaz. Pokazują inspirowanym, że można popełniać błędy. Ważne, by mimo tych niepowodzeń ciągle iść naprzód.  

Wpływ inspiratora będzie tym większy, jeśli autorytet podeprzemy relacją. 

Jak więc rozwijać relacje z inspirowanymi?  

Przede wszystkim szukać okazji do spotkań, być dostępnym na zbiórkach czy wyjazdach. Śmiać się razem z nimi. Pytać o zainteresowania, pasje, szkołę, pomysły na gry. Okazywać zaufanie, przez powierzanie odpowiedzialnych zadań, pomagać w ich wykonaniu i chwalić dobrze wykonaną robotę. Nagradzać inicjatywę. Szczerze mówić o swoich odczuciach. Jasno i konsekwentnie komunikować oczekiwania. Rozmawiać o zachowaniach, które nie są właściwe.  

Zainteresowanie i poważne traktowanie, nie tylko dostarczają nam wiedzy o problemach i potrzebach inspirowanego, lecz także budują jego wiarę w siebie. Uwaga poświęcona przez kogoś starszego, skutkuje wzrostem jego poczucia własnej wartości i sprawia, że czuje się on potrzebny. To z kolei daje przestrzeń motorowi odpowiedzialność.  

Powierzanie odpowiedzialności jest głównym narzędziem wpływu inspiratora. Cała zagwozdka polega jednak na tym, że trzeba pogodzić w nim, dwie pozornie sprzeczne idee: dawanie pełnej odpowiedzialności i obdarzanie odpowiedzialnością na miarę inspirowanego. Odpowiedzią na ten problem jest podejście obszarowe, zilustrowane na schemacie.  

Na działania grupy, można spojrzeć jak na puzzle. Pojedyncze elementy tworzą statek, morze, brzeg, roślinność, niebo, które razem dają kompletny krajobraz. Jeden puzzel oznacza pojedyncze, proste zadanie. Grupa elementów tworząca żagiel to projekt, składający się z kilku zadań, a cały statek jest odrębnym obszarem działalności grupy. I tak dajemy całkowitą odpowiedzialność inspirowanemu najpierw w jednym puzzelku – np. przynieś siekierę na zbiórkę, naucz zastęp nowego węzła. Potem dajemy mu do ułożenia żagiel – np. zrób grę terenową, skoordynuj budowę tratwy. Następnie obejmuje on ster kierowania całym statkiem – np. pionierką zastępu. Do niego należy określenie kierunku rejsu i rozdzielenie mniejszych zadań innym.  

Do poziomu umiejętności i chęci działania trzeba dopasować sposób traktowania.  

Przychodzący do zastępu świeżak lub starszy członek w nowym dla siebie obszarze, jest pełen energii. Chce działać. Wszystko jest dla niego nowe i fascynujące. Nie wie jeszcze, że pewnych rzeczy nie potrafi zrobić, dlatego mocno wierzy w siebie. Sygnalizuje on pierwsze własne pomysły, które warto wykorzystywać, chociaż na początek bardziej oczekuje wzięcia udziału w przygodzie, niż samodzielnego jej tworzenia. Warto dawać mu proste zadania i gdy sobie z nimi nie radzi, pokazywać jak je wykonać: przynieś na zbiórkę łopatę i sznurek; zbierz drewno, „ale patrz to co zebrałeś jest żywe – nie będzie się palić, a poza tym jako harcerze szanujemy przyrodę – poszukaj martwego i suchego drewna – to te które łatwo się łamie”. 

Kiedy weźmie udział w kilku grach i trochę się podszkoli, można poprosić go o zrobienie własnej gry dla zastępu. Będzie to dla niego pierwsze trudniejsze zadanie, warto więc, by nie skończyło się totalnym niepowodzeniem. Dobrze byłoby usiąść z nim i pomóc w jej zaplanowaniu, potem w rozłożeniu punktów przed zbiórką. Następnym razem wystarczy jedynie szczere zainteresowanie: ‘’jaki masz pomysł na tą grę’’, ‘’jak chcesz nagrodzić zwycięzców?’’ A po wykonaniu dokładna informacja zwrotna z pochwałą. To szczególnie ważne, by inspirowany nie stracił wiary w siebie, by pokazywać mu, że potrafi, przez dostosowywanie poziomu trudności zadań do jego możliwości. W przeciwnym wypadku, gry nie zrobi – powie, że zapomniał, ale tak naprawdę, to nie umiał, albo nie wiedział, że potrafi. 

Gdy już podstawy mamy opanowane, a inspirowanego zaczynają nudzić proste zabawy, trzeba po raz kolejny zwiększyć obszar jego odpowiedzialności. Przekazać funkcję, czyli powierzyć pieczę nad rozwojem zastępu w danej technice. Funkcyjny z prawdziwego zdarzenia sam powinien wykazywać inicjatywę. Powinien wiedzieć czego chce chłopaków nauczyć, jaki ambitny harc zaproponować. Po pewnym czasie, zdobędzie wiedzę z danego obszaru większą od zastępowego. W takim przypadku nieuzasadnione byłoby jakiekolwiek kontrolowanie tego jak idzie mu wymyślanie gry czy wyczynu dla zastępu. Taki ekspert powinien mieć wolna rękę w obszarze swojego działania. A kiedy funkcja przestanie go rozwijać i zacznie nudzić, to warto zastanowić się nad jej zmianą na inną np. na funkcje zastępowego, a wtedy cykl oddziaływania zatoczy koło.   

Powyższy opis dotyczy zielonej gałęzi, bo w niej najłatwiej to zilustrować. Schemat ten jest jednak bardzo uniwersalny i można go stosować na różnych poziomach.  

Apel rozpoczynający rok formacyjny 2020/2021 środowiska radomskiego, fot. Zuzia Pytlewska

Generalną zasadą jest, by w zadaniach o pewnym stopniu skomplikowania i nowych dla inspirowanego oddziaływać poprzez instruowanie – jasno określić cel działania i w razie potrzeby pokazać sposób jego realizacji. Oraz pamiętać o dostarczaniu świeżakowi częstej informacji zwrotnej.  

Adeptowi, który powoli traci wiarę we własne możliwości, a brak zdolności do wykonania zadania samodzielnie, frustruje, potrzeba wzmocnienia pozytywnego i wyznaczania zadań na jego miarę. Wspierania, polegającego na zainteresowaniu postępami oraz pomaganiu w odnajdywaniu sposobów wykonania projektu. Ważne jest tu chwalenie i motywowanie do działania.  

Kiedy kompetencje adepta wzrosną, zadania zaczną go nudzić, to znaczy, że powoli staje się ekspertem. To znak, że trzeba powierzyć mu obszar, w którym to on będzie rządził i swobodnie decydował. Nie można jednak przestać się nim całkowicie interesować. Konsultacja na początku i podziw wyrażony po dobrze wykonanej pracy powinien wystarczyć.  

Powierzanie odpowiedzialności wszystkim w jednakowy sposób, może mieć fatalne skutki. Nie można traktować świeżaka jak eksperta, gdyż doprowadzi to do pozostawienia go samemu sobie. Z kolei nadopiekuńczość wobec eksperta, wywoła u niego frustrację. Będzie czuł, że mu nie ufamy, że nie jest traktowany poważnie. Ważne jest więc, by nauczyć się prawidłowo rozpoznawać na jakim etapie jest nasz inspirowany i dopasować wsparcie do jego potrzeb i możliwości.  

Fot. na okładce: Antoni Biel

Antoni Biel


Założyłem jedną drużynę, drugą wyciągnąłem z kryzysu. Kładę duży nacisk na łączenie teorii z praktyką. Bo na nic zda się wielka rozkmina o wyczynach zastępów, jeśli na obozie zabraknie żerdek. Szkolę drużynowych i dbam o wizerunek hufca w mediach. Pracuję w korpo i kończę studia z Zarządzania na UW.

Wstążeczki – przepis na skauting idealny?

Obóz letni. Poranek. Budzę się. Przecieram oczy, patrzę na zegarek.

– Motyla noga! Zaspałem – uświadamiam sobie. – Panowie wstawać, mamy pół godziny opóźnienia. Wstajemy! 3, 2, 1… Jedna pompka, druga pompka… – nie zdążyłem doliczyć do pięciu, wszyscy już na nogach. – KORMORAN SIĘ BUDZI!! – krzyczę.

– wcale nie marudzi… – odpowiadają mi zaspanym głosem.

– Głośniej, chłopaki, żeby Kraal usłyszał. KORMORAN SIĘ BUDZI!?

– WCALE NIE MARUDZI.

– Świetnie. No to rozgrzewka. Ruchy, ruchy! Wstążeczki „Sport” nie dostaje się za leżenie! Jedno okrążenie, drugie, trzecie, skłony, pompki.

– Czas na toaletę – oznajmiam, jednak chłopaki protestują – Antek, woda jest lodowata, jutro się umyjemy! 

– O nie, nie. Czyżbyście zapomnieli, że do „Czystości” wlicza się także liczba wziętych pryszniców? Rozumiem chłopaki, że jest zimno, ale wiecie – kontynuuję – drużynowy obserwuje. Bierzcie rzeczy.

Idziemy, ale ja nie lubię tracić czasu, mówię – Hej ludzie, pomyślcie nad nowym okrzykiem. – To zawsze dodatkowe punkty do „Ekspresji”… – myślę sobie.

Apel, śniadanie i zaczynamy pionierkę.

– Kuba, Mati, zróbcie stół. Tu macie szkic… – czekaj, Mati, wiązanie musi być estetyczne – sznurek przy sznureczku. Może jednak ja pomogę Kubie ze stołem, a ty pójdź kopać lodówkę.

Pracujemy. Dochodzi dwunasta.

TUUUU TU TU – w całym lesie rozchodzi się dźwięk rogu, a po chwili wszyscy zgodnie krzyczą – INTENDEEEENCI!

– Miska! Gdzie jest miska? – Janek nerwowo rozgląda się po gnieździe.

– W skrzyni – odpowiadam. Wiem, bo schowałem ją tam przed porannym sprawdzaniem czystości.

Rozpoczyna się wyścig. Nie dziwi, że po 10 sekundach przy Kraalu pojawia się pierwszy intendent. Dobrze jest być tym pierwszym. Można liczyć na coś ekstra. Bonusową czekoladę na przykład.

Wracają intendenci, a po chwili do mych uszu dociera kolejny sygnał. TUUUU TUUU TUUU TU TU – Muszę iść. Drużynowy oznajmia nam, że każdy obiad będzie oceniany w czterech kategoriach: smak, wygląd, pomysł, pełnowartościowość – w końcu wstążka za gotowanie to nie tylko Konkurs Kulinarny.

Wracam do gniazda. Bartek jest kucharzem od niedawna. Daję mu więc solidną garść porad, co mógłby zrobić lepiej. Trzeba zawalczyć o każdy punkt.

Po obiedzie czas wolny. Siadam. Chłopaki leżą. Odpoczywam… znaczy, staram się. W końcu wyrzuty sumienia biorą górę – Jak można tak leżeć, kiedy jeszcze tyle do zrobienia? – pytam sam siebie.

– Chłopaki – zaczynam – jak już tak odpoczywamy, to chociaż pomyślmy nad scenką na wieczorne ognisko. Nigdy nie dostaliśmy wstążeczki za ekspresję. W tym roku musimy dać z siebie 200% – namawiam ich.

Po odpoczynku wracamy do pracy. To ostatni dzień pionierki. – Ruszcie się, bo będziemy kończyć pionierkę po nocy – zachęcam chłopaków.

– 15 dni później –

Obóz dobiega końca, jestem wyczerpany.

– Koniec kurna! KONIEC! – wykrzykuję, gdy autokar pojawia się w mieście. Moją radość potęguje 5 nowych wstążeczek na proporcu.

Drużynowy też wygląda na szczęśliwego – 3 metry kolorowych tasiemek, kłębek muliny, igła i chłopaki dają z siebie 200% procent – rzuca do swojego przybocznego. W końcu skauting robi się sam. – kontynuuje – Czyż to nie prawdziwy sukces wychowawczy?

Obóz 1. Drużyny Kozienickiej 2020, fot. Piotr Krekora

Powyższa (nieco przerysowana) historia jest zbiorem pewnych zachowań z obozów letnich. Skondensowałem w niej moje obserwacje, poczynione na przestrzeni kilku lat, by zilustrować, w jaki sposób system wstążeczek może oddziaływać na chłopaków w drużynie. W dalszej części artykułu omówię cel stosowania wstążeczek i wspólnie zastanowimy się nad sensownością tego rodzaju motywacji.

Po co nam wstążeczki?

Można powiedzieć, że jest to swego rodzaju wykorzystanie motoru „interes”. Wstążeczka jest artefaktem, zwiększającym atrakcyjność zwycięstwa. A zdobywane na zasadzie konkursu dają przestrzeń do rywalizacji, do wykazania się, czy do pokazania, że jest się lepszym od innych. Wstążeczki pomagają też przekonać chłopaków, by zrobili coś, co samo w sobie nie jest wystarczająco zachęcające, ale co w naszej opinii, jest wartościowe.

Prawdą jest, że często z pozoru zwykły kawałek materiału z napisem „Pionierka” wyzwala w chłopakach niesamowite pokłady energii. Motywuje, by dawali z siebie 200%, by pracowali dniem i nocą. Robili rzeczy ponadprzeciętne – dziewięciometrową wieżę czy kaplicę bez użycia kawałka sznurka. Prawdą jest, że wstążeczki potrafią być motywatorem do zrobienia trzydaniowego posiłku na „Kulinarkę” czy genialnej scenki na ognisko.

Tylko czy dążąc do takich sukcesów, nie gubimy prawdziwego celu? Czy nie zapominamy o tym, co najważniejsze? Bo przecież głównym celem skautingu jest wszechstronny rozwój chłopaków. Chcemy, by nasi chłopcy stawali się coraz lepszymi chrześcijanami i obywatelami.

Bez wątpienia kaplica na czopy to super sprawa. Nie wtedy jednak, gdy chłopaki rezygnują z wieczornej modlitwy w zastępie albo odpoczynku, by kończyć ją po nocach.

Trzydaniowy obiad na „Kulinarkę”, podany na samodzielnie wykonanej przez chłopaków drewnianej zastawie, to marzenie wielu drużynowych. Dzięki wstążeczkom takie dzieła się urzeczywistniają.

Wydaje się, że zastęp wracający z 5 wstążeczkami z obozu pracuje wzorowo. Czy więc w takim zastępie może coś nie działać?
Niestety tak. Przede wszystkim system funkcji. Bo zastępowemu tak bardzo zależy na wygranej, że na „Kulinarce” przejmuje dowodzenie nad przygotowywaniem posiłków. Kucharz jeszcze nie ma tak dużego doświadczenia i w perspektywie wygrania wstążeczki lepiej, by zajął się tym ktoś bardziej doświadczony. Gdy zdejmuje się odpowiedzialność z funkcyjnych po to, by zdobyć ten wymarzony kawałek materiału, gubi się to, co w skautingu najważniejsze. Chłopaki przestają czuć się ważni, kompetentni, potrzebni. A przecież, by czegoś się nauczyć, trzeba popełniać błędy. System, który punktuje tylko sukcesy, nie daje przestrzeni dla pomyłek.

Wydaje mi się, że konieczność stymulacji nagrodami, świadczy o niewłaściwym dopasowaniu zajęć do marzeń i pragnień chłopców. Jeśli motor „interes” działałby dobrze, to harcerze robiliby to, co naprawdę ich pociąga. W końcu zadaniem drużynowego jest właściwe ukierunkowanie energii chłopca. Nie przekierowanie, nie centralne sterowanie, nie narzucanie. Znalezienie w nim dobra i zachęcenie do rozwijania go.

Cała trudność polega na dobrym poznaniu chłopaków i właściwym odpowiedzeniu na ich potrzeby. To co wydaje się nam wartościowe, ważne i potrzebne, z perspektywy chłopaków może być po prostu nudne. Jeśli polegamy wyłącznie na swoich preferencjach, może okazać się, że tworzymy sztuczne potrzeby. Weźmy dla przykładu poranne sprawdzanie czystości. Tylko najpierw pomyślmy, po co to robimy? Może, by się sanepid nie przyczepił, może żeby było estetycznie, by nie latały muchy, by łatwo i szybko móc znaleźć miskę, apteczkę czy łopatę. Czystość ma dużo zalet, dlaczego więc większość chłopców nie chce sprzątać? Może z braku świadomości konsekwencji życia w brudzie? Bo każemy im posprzątać i nie pozwalamy im, by przekonali się o negatywnych skutkach bałaganu na własnej skórze? Może dlatego, że Kraal sam nie daje przykładu, co może świadczyć, że przedstawiane przez nas zalety wcale nie są takie ważne? Nie jestem naiwny i zdaję sobie sprawę z tego, że bez sprawdzania czystości, ciężko by chłopcy sami zadbali o porządek. Jeśli czystość ma rzeczywiście tyle zalet, to chłopaki prędzej czy później powinni zacząć o nią dbać. I pewnie już nigdy nie będą mieć tak pięknie ułożonych śpiworów i ubrań złożonych w prostokąt. Bo widocznie jest to strata czasu. Rozmawiajmy na radach, wskazujmy na zalety porządku w gnieździe, dawajmy przykład. To nie jest prosta droga. Jednak tylko w taki sposób mamy szansę, by te dobre praktyki chłopaki przenieśli do swych domów, gdzie już nie będzie drużynowego, który kontroluje i nagradza.

Czasem odnoszę wrażenie, że każdy pojawiający się problem próbujemy rozwiązać za pomocą wstążeczek. Chłopakom nie chce się śpiewać? O to może zróbmy wstążeczkę „Rozśpiewany zastęp” albo zacznijmy wliczać śpiewanie w drodze do „Ekspresji”. Gotują byle jak, byle szybko? To zamiast samego „Konkursu kulinarnego”, zacznijmy oceniać każdy obiad.

Ocenianie coraz to nowych aktywności może przyczynić się (co najwyżej) do wyścigu szczurów na obozie i frustracji zastępowych, którzy dla wstążeczki będą gotowi (nieświadomie) poświęcić system funkcji i rozwój zastępu.

Oczywiście część osób powie: „Jak to tak, bez wstążeczek? Przecież chłopaki nic nie będą robić przez całe dnie”.

Jeśli jednak biorą oni udział w Wielkiej Grze tylko z powodu wstążeczki, to czy takie uczestnictwo ma sens?

Ktoś dalej powie: „Ale tak działa świat, dzisiaj nikt nic nie robi bezinteresownie”. Nie wątpię.  Tak samo, jak w to, że dzisiaj każdy korzysta z telefonu.  A jednak w harcerstwie ich unikamy. Staramy się nie ulegać bezkrytycznie temu, co dzieje się na świecie. Może i ze wstążeczkami się uda.

Powiedzieliśmy „NIE” karom, stawiając na naturalne konsekwencje. Może czas postawić kolejny krok?

„NIE” dla nagród. Tylko co w zamian? Może… konsekwencje?

Nie sprzątacie w gnieździe? Nie dziwcie się, że nie możecie znaleźć strojów na grę i spóźnicie się na pierwszą fazę. Nie chce wam się gotować obiadu? – no to jedzcie suchy makaron. Bądźmy konsekwentni w tych naszych konsekwencjach, bo nagroda w gruncie rzeczy bardzo się od kary nie różni. Zaburza naturalne konsekwencje.

Wróćmy też do tego, co nas do harcerstwa zachęciło. Grajmy dla zabawy, dla zdrowej rywalizacji. Rozwijajmy się w swojej funkcji po to, by być potrzebnym zastępowi. Róbmy wspaniałą pionierkę, by godnie i wygodnie obozować. Obozujmy dla obozowania tak po prostu, dla kontaktu z naturą. Budujmy wspólnotę na ogniskach i śmiejmy się na scenkach. Nie przyszliśmy do harcerstwa po wstążeczki. Nie pozwólmy, by odbierały nam przyjemność ze zwykłych czynności, poprzez ocenianie każdego aspektu obozowego życia. Rozwijajmy się, ale bez spiny, bo inaczej zamienimy się w szkołę albo korporację.

Czyli co, rezygnujemy ze wstążeczek?

Mam inny pomysł.

Wstążeczki dla wszystkich, znaczy… nie do końca.

Pozwólcie, że wytłumaczę na przykładzie wstążeczki z pionierki. Drużynowy spotyka się na początku roku z każdym z zastępowych i wspólnie rozpisują cel na tegoroczną pionierkę. Jakiś wyczyn lub wyczyny, które zastępy zrealizują na obozie letnim, a do czego będą przygotowywać się na zbiórkach. Precyzują, co musi zostać zrobione i kto jest za co odpowiedzialny. Na koniec roku, jeśli udało im się tego dokonać, dostają wstążeczkę. Jeśli nie, nie otrzymują jej.

Już słyszę głosy sprzeciwu: „Ale skoro każdy może dostać wstążeczkę to nie będzie ona już taką motywacją”. Nie zaprzeczam. Wstążeczki w takim systemie byłyby raczej wskaźnikiem dobrze wykonanej pracy, a nie nagrodą. Jak wspominałem wyżej, chcemy, by chłopcy działali z własnych chęci i by robili to dla siebie, a nie dla wstążeczek.

Ponadto taki sposób pozwala dopasować poziom do poszczególnych zastępów. W „starym” systemie słaby technicznie zastęp nawet się nie starał, bo i tak nie miał szans z tym doświadczonym. Z kolei ten bardziej wyrobiony też nie dawał z siebie wszystkiego, bo przecież „i tak wygramy”.

Dzięki innym (niekoniecznie niższym lub wyższym, po prostu indywidualnym) wymaganiom, zastęp zyskuje cel, który jest wyzwaniem, ale który jednocześnie jest dla nich osiągalny.

Podobne zmiany można poczynić z Ekspresją. Przykładowy cel: swobodne posługiwanie się przez zastęp technikami: żywe obrazy, pantomima, kukiełki i zaprezentowanie umiejętności na ogniskach (odpowiedzialny Tomek); nauka pięciu nowych szant (odpowiedzialny Bartek) i pięciu nowych gier na ekspresję (Tomek); zdobycie sprawności Wodzireja przez Tymka i Śpiewaka przez Bartka.

Oczywiście nie wszystkie wstążeczki da się łatwo przenieść do takiego systemu. Ciężko jest też przewidzieć zachowania ludzi i nie wiem, czy nowe podejście dobrze zadziała w praktyce. Żeby je wypróbować potrzeba czasu. Celem tego artykułu nie jest pokazanie gotowych rozwiązań, a raczej wskazanie problemu. Mam nadzieję, że nowe światło, które rzuciłem na temat wstążeczek, zachęci was do refleksji i jeszcze bardziej świadomego doboru narzędzi do pracy z chłopakami.

Artykuł w formie audiobooka: https://www.youtube.com/watch?v=C4VHRuKA4j4

Fot. na okładce: Antoni Biel

Antoni Biel


Założyłem jedną drużynę, drugą wyciągnąłem z kryzysu. Kładę duży nacisk na łączenie teorii z praktyką. Bo na nic zda się wielka rozkmina o wyczynach zastępów, jeśli na obozie zabraknie żerdek. Szkolę drużynowych i dbam o wizerunek hufca w mediach. Pracuję w korpo i kończę studia z Zarządzania na UW.