Nadziwić się nie mogę,że właściwie nikt o tym nie mówi i nie pisze. Dokument powinien wywołać lawinę komentarzy, stać się przedmiotem wnikliwych analiz i zaciekłych sporów, tymczasem poza wąskim gronem teologów-ekspertów, przeprowadzających subtelne analizy w niszowych publikatorach, adhortacja przeszła niemal bez echa. Media, które opisywały drobne gesty Franciszka, pieczołowicie relacjonując do kogo papież zadzwonił, jakim samochodem jeździ i w jaki sposób księży przywołuje do porządku, niemal zupełnie przemilczały pierwszy obszerny dokument, który według autora „posiada programowe znaczenie i ważne konsekwencje”(25). Adhortacja Evangelii Gaudium zadziwia zarówno formą, zakresem podejmowanych zagadnień, ale przede wszystkim językiem, który wprawia w zdumienie czytelników „typowych” kościelnych dokumentów. Nawet nie chodzi o lekkość stylu, czy brak przesadnej troski, by każde zdanie było wyważone, precyzyjne i poprawne (za co oczywiście trzeba będzie zapłacić pewną cenę). To, co rzuca się w oczy, to szczególna odwaga kogoś, kto chce się podzielić czymś ważnym, kluczowym i pisze o tym z wielką mocą i w sposób, który pozwala sądzić, że dzieli się przemyśleniami, które rodziły się zdecydowanie wcześniej niż sam dokument. Pomimo bardzo dosadnej diagnozy kościelnych kryzysów i bezdroży, dominują w niej radość i optymizm. Nic dziwnego, to dokument pisany z wiarą. Jeśli pojawi się pokolenie Franciszka, które będzie czymś więcej niż wirtualnym produktem kościelnego PR-u, to będzie to pokolenie Evangelii Gaudium. Dla HR-ów to lektura obowiązkowa.
Nie czuję się gotowy do „wstukania” w sieć syntezy dokumentu lub choćby zreferowania, które wątki są nowe, odkrywcze, najważniejsze. Bardziej zależy mi na tym, by refleksja miała charakter praktyczny i aby była skierowana do konkretnej grupy osób. Chciałbym spojrzeć na to, co robimy w skautingu – i co jeszcze możemy robić – z perspektywy Ewangelii Gaudium. To może być refleksja wyjątkowo subiektywna, co da się nadrobić jeśli pojawią się inne, równie subiektywne jak mój, komentarze.
Między zwątpieniem a radością
Najprostszą definicję acedii znalazłem u Karola Wojtyły. Acedia według przyszłego papieża to „smutek, bo dobro jest trudne”. Znakiem rozpoznawczym tego stanu ducha jest znużenie, duchowe wypalenie, brak nadziei i rutynowe działanie podejmowane bez wiary w jego skuteczność. Taki stan to znak rozpoznawczy wielu chrześcijańskich wspólnot, zwłaszcza w Europie. Lektura dokumentu nie pozostawia złudzeń. Papież dostrzega taką sytuację, ale nie wchodzi w narrację biadolenia albo jałowej nostalgii i sentymentalnego wspominania „jak to drzewiej bywało”. Zamiast tego Franciszek daje wskazania mocne i konkretne, które nie przytłaczają, ale określają kierunek i niosą nadzieję.
– Najpierw Bóg! Franciszek zwraca uwagę na niebezpieczeństwo „relatywizmu życiowego”, który wyraża się w „najgłębszych decyzjach i szczerych wyborach” i takim „stylu działania, jakby Bóg nie istniał”. Taki stan jest zagrożeniem również dla tych, którzy zaangażowani są w szeroko rozumiane duszpasterstwo. Motywem działania – często nieuświadomionym – staje się w tej sytuacji bezpieczeństwo materialne, władza, szukanie ludzkiej chwały i samorealizacji. Franciszek rozpoczyna adhortację od ukazaniu wiary, która jest spotkaniem z Bogiem żywym. Wiem, brzmi jak banał, ale papież pisze z pasją o spotkaniu osobistym, mocnym, intymnym, czułym. Trudno nie dostrzec tu osobistego doświadczenia papieża z Argentyny. Takiej wierze nieuchronnie towarzyszy radość. „Dlaczego i my nie mielibyśmy zanurzyć się w tym strumieniu radości?” pyta Franciszek. Może czasami trzeba powracać do chwil, w których w naszym życiu „spotkaliśmy Pana”, gdyż „wierzący to człowiek zasadniczo «zachowujący pamięć»”. Papież proponuje zatem powrót do źródeł.
Harcerz uśmiecha się i śpiewa w kłopotach. Walka o zachowanie radości, o to, by nie dać się ograbić z tego co radość zabija, to zmaganie o bliskość i żarliwość relacji z Jezusem. Poza taką relacją jesteśmy na manowcach. Prostota, naturalność i radość wiary wpisana jest w harcerski styl.
Rzeczywistość ważniejsza od idei
Stwierdzenia papieża – umieszczone wyżej – wydają się wyjątkowo teoretyczne. Jeśli jednak uważnie wczytać się w adhortację, łatwo zauważyć, że przechylenie myślenia od realnej rzeczywistości ku światu idei, niesie ze sobą konkretne i wymierne skutki. „Niektórzy – pisze Franciszek – popadają w acedię podtrzymując projekty nie do zrealizowania i nie przeżywają chętnie tego, co mogliby spokojnie robić. Inni dlatego, że nie akceptują trudnej ewolucji procesów i chcą, aby wszystko spadało z nieba. Jeszcze inni, ponieważ przywiązują się do niektórych projektów i snów o sukcesie, podtrzymywanych swą próżnością. Inni, ponieważ stracili realny kontakt z ludźmi, tak że bardziej entuzjazmują się «planem drogi» niż samą drogą” (82). Czyż nie jest przejawem „idealizmu” rozmawianie o tym, „co powinno się robić”, i bycie mistrzem i ekspertem, który daje wyłącznie instrukcję pozostając na zewnątrz (96)? Dzieckiem tego samego ducha jest „przesada diagnostyczna” (50), która każe się koncentrować wyłącznie na opisaniu „jak jest”, bez rozwiązań i bez gotowości wejścia w zastaną rzeczywistość, by robić wraz z innymi to, co jest możliwe.
„Formacja wchodzi przez buty”. Takie motto usłyszałem kiedyś od szefa gałęzi czerwonej. Jego istotą jest myśl, że realny trud drogi, ciężaru niesionego na plecach, tworzy zdecydowanie lepsze warunki do wzrastania niż ciepła salka, kawa i umysłowe spekulacje przy czystej kartce papieru, na której można zapisać wszystko i będzie to ładnie i szlachetnie wyglądało. Rzeczywistość „drogi”, obozu harcerskiego budowanego od zera, wypadu organizowanego przez nastolatka (zastępowego), środowiska tworzonego przez zapalonych wolontariuszy to realna rzeczywistość, często odległa od perfekcjonistycznych oczekiwań ze świata „czystych idei”. Jednym z wielu zadań duszpasterza, szefa, szczepowego jest zaakceptowanie, że nie będzie dokładnie tak, jak bym tego oczekiwał, że pojawią się różne „wtopy”, że coś zazgrzyta. Oczywiście trzeba to porządkować, wyciągać wnioski …. Ale jednocześnie cieszyć się, że rzeczywistość skautingu jest żywa, tworzona oddolnie i z pasją. W adhortacji papież zauważa, że „oderwana od rzeczywistości idea rodzi odrealnione idealizmy i nominalizmy, które jedynie starają się ją klasyfikować i definiować, ale jej nie kształtują”. Papież sugeruje, że taki idealizm jest sprzeczny z logiką Wcielenia (świetna myśl, polecam odnaleźć ją w adhortacji). „To, co angażuje i pociąga – stwierdza Franciszek – to rzeczywistość oświecona rozumowaniem”. Las, droga, problemy z „załatwieniem obozu” i poranne składanie namiotu w chłodzie – kształtują sprawności i umiejętności radzenia sobie z trudnościami.
Przyjaźń – Braterstwo – Wspólnota – Misyjność
Motywem wiodącym w dokumencie jest potrzeba tworzenia wspólnoty, konieczność odkrycia i przekazania – jak to ujmie Franciszek – „mistyki bycia razem”. Ten, kto wierzy, nigdy nie jest sam. Izolacja, poszukiwanie własnej chwały, „idealizm” rodzi zgorzknienie i światowość. Rozwiązaniem jest wspólnota o misyjnym duchu i konkretna praca. „Dobrze jest wyjść poza siebie, by przyłączyć się do innych. Zamknięcie się w sobie oznacza kosztowanie gorzkiej trucizny osamotnienia, a ludzkość traci wtedy z każdym egoistycznym wyborem, którego dokonujemy”. Naturalna zdolność skautingu do tworzenia przyjaźni i stylu formacji, który przez służbę zakłada „wyjście z siebie” i działanie razem z innymi, doskonale wpisuje się w logikę papieża. Pisząc o duszpasterstwie młodzieży Franciszek wspomina o „stowarzyszeniach i ruchach otwierających nowe drogi w odpowiedzi na ich (MA: młodzieży) oczekiwania i w poszukiwaniu głębokiej duchowości i bardziej konkretnego poczucia przynależności” (105). Czy to o nas? Czy może być głębsze „poczucie przynależności” niż to, które rodzi się przez działanie i prawdziwą odpowiedzialność?
Wyjdźmy, wyjdźmy, by ofiarować wszystkim życie Jezusa Chrystusa (49)
To, co wyjątkowo ważne, to zachowanie misyjnego charakteru naszego ruchu, otwartość
i dynamika apostolska, to praktyczne potwierdzanie radości wiary. Papież kwestionuje postawę lękliwej dbałości o zachowanie stanu posiadania: „wolę raczej Kościół poturbowany, poraniony i brudny, bo wyszedł na ulice, niż Kościół chory z powodu zamknięcia się i wygody z przywiązania do własnego bezpieczeństwa” (49). Jak to się przekłada na konkretne wskazania dla naszego ruchu? Nie chodzi jedynie o właściwą strategię rozwoju, chodzi o mentalność, logikę działania, brak lęku przed angażowaniem młodych „którzy od niedawna”. Jak trądu trzeba strzec się stworzenia „starej paczki znajomych”, w której wszyscy znają się jak łyse konie, którym ze sobą dobrze, a wspólne wspomnienia i harcerski etos mocno ich spajają, czyniąc doskonale hermetycznymi w stosunku do osób z zewnątrz. Ideałem byłaby sytuacja, gdyby każda osoba, która się pojawia, odnajdywała natychmiast swoje miejsce, czując się jak u siebie. Pragnienie, by Kościół był bardziej misyjny odnaleźć można niemal na każdej stronie adhortacji. „Wszyscy jesteśmy wezwani do (…) misyjnego «wyjścia». Każdy chrześcijanin i każda wspólnota winni rozeznawać, jaką drogą powinni kroczyć zgodnie z wezwaniem Pana, jednak wszyscy jesteśmy wezwani do przyjęcia tego wezwania: wyjścia z własnej wygody i zdobycia się na odwagę, by dotrzeć na wszystkie peryferia świata potrzebującego światła Ewangelii” (20). Intencję papieża rozumiem w następujący sposób: trzeba wyjść „na zewnątrz”, nie tylko dlatego, że ci „na zewnątrz” potrzebują Chrystusa, ale również dlatego, że jest to odmładzające dla wychodzących jak i dla całego Kościoła. Przy wychodzeniu trzeba odwagi, by pozostawić poczucie bezpieczeństwa (miłe ale złudne). Nie bez znaczenia jest systematyczna formacja i szeroko rozumiane „przygotowanie” do ewangelizacji, ale czy jest kluczowe? Aktywne apostolstwo też jest rodzajem formacji. Jeśli dobrze odczytuję przesłanie Franciszka – który koncentruje się na odwadze i wychodzeniu na zewnątrz – to brzmi ono tak: wolę żeby młody chrześcijanin „wyszedł” ewangelizując i czasami popełniał błędy, niż miałby zostać „zatrzaśnięty” w życiu swojej wspólnoty i duchowej rutynie. Tak o tym mówił papież w Brazylii na Światowym Dniu Młodzieży.
i dynamika apostolska, to praktyczne potwierdzanie radości wiary. Papież kwestionuje postawę lękliwej dbałości o zachowanie stanu posiadania: „wolę raczej Kościół poturbowany, poraniony i brudny, bo wyszedł na ulice, niż Kościół chory z powodu zamknięcia się i wygody z przywiązania do własnego bezpieczeństwa” (49). Jak to się przekłada na konkretne wskazania dla naszego ruchu? Nie chodzi jedynie o właściwą strategię rozwoju, chodzi o mentalność, logikę działania, brak lęku przed angażowaniem młodych „którzy od niedawna”. Jak trądu trzeba strzec się stworzenia „starej paczki znajomych”, w której wszyscy znają się jak łyse konie, którym ze sobą dobrze, a wspólne wspomnienia i harcerski etos mocno ich spajają, czyniąc doskonale hermetycznymi w stosunku do osób z zewnątrz. Ideałem byłaby sytuacja, gdyby każda osoba, która się pojawia, odnajdywała natychmiast swoje miejsce, czując się jak u siebie. Pragnienie, by Kościół był bardziej misyjny odnaleźć można niemal na każdej stronie adhortacji. „Wszyscy jesteśmy wezwani do (…) misyjnego «wyjścia». Każdy chrześcijanin i każda wspólnota winni rozeznawać, jaką drogą powinni kroczyć zgodnie z wezwaniem Pana, jednak wszyscy jesteśmy wezwani do przyjęcia tego wezwania: wyjścia z własnej wygody i zdobycia się na odwagę, by dotrzeć na wszystkie peryferia świata potrzebującego światła Ewangelii” (20). Intencję papieża rozumiem w następujący sposób: trzeba wyjść „na zewnątrz”, nie tylko dlatego, że ci „na zewnątrz” potrzebują Chrystusa, ale również dlatego, że jest to odmładzające dla wychodzących jak i dla całego Kościoła. Przy wychodzeniu trzeba odwagi, by pozostawić poczucie bezpieczeństwa (miłe ale złudne). Nie bez znaczenia jest systematyczna formacja i szeroko rozumiane „przygotowanie” do ewangelizacji, ale czy jest kluczowe? Aktywne apostolstwo też jest rodzajem formacji. Jeśli dobrze odczytuję przesłanie Franciszka – który koncentruje się na odwadze i wychodzeniu na zewnątrz – to brzmi ono tak: wolę żeby młody chrześcijanin „wyszedł” ewangelizując i czasami popełniał błędy, niż miałby zostać „zatrzaśnięty” w życiu swojej wspólnoty i duchowej rutynie. Tak o tym mówił papież w Brazylii na Światowym Dniu Młodzieży.
„Wychowywać ich do misji, do wychodzenia, do wyruszania w drogę, do bycia „callejeros de la fe” [włóczęgami wiary]. Tak Jezus postępował ze swoimi uczniami: nie trzymał ich przy sobie, jak kwoka pisklęta, ale ich posyłał! Nie możemy pozostawać zamknięci w parafii, w naszych wspólnotach, w naszej instytucji parafialnej czy instytucji diecezjalnej, kiedy tak wiele osób czeka na Ewangelię! Wyjść z posłaniem. Nie wystarczy po prostu otwarcie drzwi, aby przyjąć, ale trzeba wyjść przez te drzwi, aby szukać i spotykać! Zachęcajmy młodych do wyjścia. Oczywiście będą robić głupstwa. Nie bójmy się. Apostołowie robili je przed nami. Zachęcajmy do wyjścia. Myślmy zdecydowanie o duszpasterstwie, poczynając od peryferii, poczynając od tych, którzy są najdalej, od tych, którzy zwykle nie przychodzą do parafii. Oni są zaproszonymi VIP. Iść i szukać ich na skrzyżowaniach ulic.”
Czy idea „callejeros de la fe”, czegoś Wam nie przypomina? Proponuję powrócić do tekstu „wymarszu wędrownika”. Czekam na komentarze, uwagi i osobiste refleksje po lekturze adhortacji (w sieci odnajdziecie ją bez trudu). A może mały konkursik „Twój najważniejszy cytat z Ewangelii Gaudium”?