Środa. Czytania ze Mszy świętej 18 grudnia: Jer 23, 5-8; Ps 72; Mt 1, 18-24.
Pod koniec rekolekcji warto podkreślić pewien aspekt, o którym do tej pory niewiele mówiliśmy. Wiara nie dotyczy tylko prawdy o samym Bogu, ale także o Jego Opatrzności, czyli o Jego planach dla nas i świata. Przedmiotem wiary nie są więc tylko prawdy uniwersalne – np. Bóg pragnie zbawienia każdego człowieka, ale czasami także sprawy bardzo osobiste jak na przykład powołanie.
Gdy Bóg mówi do Abrahama: Wyjdź z twojej ziemi rodzinnej i z domu twego ojca do kraju, który ci pokażę – czy to nie jest próba wiary? Musiał uwierzyć, że do niego mówi rzeczywiście Bóg. Musiał mieć wielkie zaufanie do Boga, żeby zostawić wszystko i z całą rodziną wyruszyć w drogę w nieznanym kierunku.
Podobnie św. Józef w dzisiejszej Ewangelii – jaki przykład posłusznej i pokornej wiary! Uwierzyć w tak nieprawdopodobne wytłumaczenie faktu, że jego narzeczona znalazła się w ciąży, zrezygnować ze swoich planów życiowych i przyjąć misję Opiekuna Chrystusowego – to nie jest prosta sprawa.
Jakie są cechy charakterystyczne wiary w kontekście osobistego powołania?
Primo, inicjatywa wychodzi zawsze od Pana Boga. Bóg się objawia, pyta o coś i człowiek odpowiada aktem wiary.
Secundo, żebyśmy mogli wejść w dynamikę wiary, Bóg wymaga od nas wypłynięcia na głębię. Nie możemy z Nim negocjować w stylu: „Wytłumacz mi wszystko, ja się zastanowię i powiem ci, co o tym myślę”. Nie! Bóg od nas wymaga zaufania bez gwarancji, każe nam wyruszyć tylko na Jego słowo.
I to nie jest Jego kaprys, tylko wynika to z teologalnego charakteru wiary. Słuchać słowa Bożego to nie jest taka sama sprawa jak oglądać telewizję. To, co mówią nam w telewizji, możemy porównać z innymi źródłami danych, naszym doświadczeniem, itp. Lecz nasza wiara opiera się tylko na objawieniu, na świadectwie Chrystusa – nie mamy po prostu innego sposobu na jej zweryfikowanie. No i poza tym prawd wiary nie przyjmujemy przede wszystkim ze względu na to, że naszym rozumem uznajemy je za wiarygodne, a jedynie dzięki łasce wiary.
Tertio, wiary nie osiągamy za jednym zamachem. Potrzebujemy sporo czasu, żeby łaska Boża przemieniła nasze serce na obraz Boga. Popatrzcie na Apostołów: wszystko zostawili i naśladowali Chrystusa, a mimo to tak często Jezus zarzucał im brak wiary. Nawet Maryja przez całe życie odkrywała, kim jest jej Syn. Ewangelista mówi, że chowała wszystkie te sprawy w swoim sercu i rozważała je. Przeżyła nawet chwile niezrozumienia – na przykład podczas odnalezienia Jezusa w świątyni, chociaż nigdy nie zwątpiła.
Być może właśnie ten aspekt czasu jest powodem, że Jezus najpierw powołuje swoich uczniów do naśladowania Go – to znaczy do dosyć radykalnego zaangażowania życiowego. Dopiero potem powoli ukazuje im, kim naprawdę jest. Gdyby nie było tego doświadczenia, że Jezus nie zawiódł ich zaufania – przecież zostawili wszystko na Jego słowo – gdyby nie było tej więzi przyjaźni przez pewien czas, chyba nie byliby w stanie przyjąć tej szalonej prawdy o Bogu, który stał się człowiekiem. Poznanie Boga poprzez wiarę nie jest bowiem jakąś abstrakcyjną teorią. Bóg daje nam się poznać w naszym konkretnym życiu, żeby to życie całkowicie przemienić.
Zaufanie Chrystusowi jest kluczowe w trudnościach i próbach naszej wiary, kiedy mamy kłopoty ze zrozumieniem lub przyjęciem jakiegoś stwierdzenia w Piśmie świętym, nauce Kościoła, lub w jakiejś bardzo trudnej sytuacji naszego życia, na przykład choroby kogoś bliskiego.
Wtedy pojawiają się trzy pokusy.
Pierwsza polega na ograniczeniu kompetencji Pana Boga. Słuchamy gorliwie Jezusa gdy mówi o Bogu, lecz w pozostałych dziedzinach wiemy lepiej, co zrobić z naszym życiem. Dla wielu ludzi, Kościół ma pewien autorytet w sprawach ścisłe religijnych, lecz nie powinien ich zdaniem wypowiadać się na tematy społeczne lub etyczne.
Faryzeusze idą jeszcze dalej. Krytykują naukę Jezusa nawet gdy mówi o Bogu i wykluczają wszystko, co nie odpowiada ich uczuciom. Dzisiaj mają oni sporo naśladowców, dla których poglądy społeczno-polityczne lub dopasowanie do pewnego ducha czasu są ważniejsze niż szukanie autentycznej wiary. Katolicy lewicowi często nie zgadzają się z nauką Kościoła w sprawach obrony życia, rodziny itp. Katolicy prawicowi zaś chętnie zapominają o doktrynie społecznej Kościoła. Niektórzy chcieliby radykalnie zmienić podstawowe prawdy wiary, bo „nie żyjemy już w średniowieczu”, inni zaś wrócić do wyidealizowanego XIX wieku.
Trzecią pokusa jest oskarżanie samego Boga. Niektórzy mówią: nie mogę wierzyć w Boga, który pozwała na tyle cierpienia w świecie, walki, katastrofy przyrodnicze, itp. Nie mogę wierzyć w Boga, który pozwolił na śmierć mojego dziecka. Należy jednak pamiętać, że te zarzuty często są związane z dużym cierpieniem i próbami trudnymi do zniesienia.
W podobnych kryzysach wiary, weźmy przykład z Apostołów. Wyznajmy razem z Piotrem: Panie, do kogóż pójdziemy? Ty masz słowa życia wiecznego. Piotr nie zrozumiał z Mowy eucharystycznejJezusa więcej niż pozostali, ale właśnie dzięki swemu zaufaniu mógł zrozumieć później.
Zapewniam was, to zupełnie normalne, że nie rozumiemy od razu wszystkiego, czego Bóg nas naucza. Tak samo nie wymaga On od nas, żebyśmy wszystko od razu przyjęli i praktykowali z entuzjazmem. O co tak naprawdę chodzi? Żebyśmy się nie zablokowali lub zbuntowali, tylko żebyśmy się modlili jak apostołowie: Panie, przymnóż nam wiary. Żebyśmy nie zatrzymywali się przy naszych kłopotach, tylko odważyli się zaufać Chrystusowi i Jego Kościołowi, pozwolili Duchowi Świętemu zrobić w nas swoją pracę. Mistrzu, na twoje Słowo wypłynę na głębię.