Kształtowanie kobiecości – myśli Edyty Stein (św. Teresy Benedykty od Krzyża)

Edyta Stein przyszła na świat jako najmłodsze dziecko w żydowskiej rodzinie. Urodziła się 12.10.1891r. we Wrocławiu, w Dzień Pojednania. Po ukończeniu szkoły, liceum i czterech semestrów studiów, podczas których zajmowała się głównie psychologią, Edyta wyjechała do Getyngi, gdzie studiowała fenomenologię u Edmunda Husserla. Była wykładowcą z propedeutyki filozofii, historii i niemieckiego w jednym z wrocławskich gimnazjów. Następnie została asystentką Husserla i doktoryzowała się u niego z filozofii. Była wybitnie uzdolniona, co zauważali jej nauczyciele.

W 1922 r. przyjęła chrzest w Kościele katolickim. Na jej nawrócenie miały wpływ m.in. pełna wewnętrznego pokoju, wynikająca z wiary, postawa żony zmarłego prof. Reinacha i lektura autobiografii św. Teresy z Avila. Edyta Stein przez wiele lat była wykładowcą w liceum i seminarium nauczycielskim, a następnie w Instytucie Pedagogiki Naukowej. W latach 1929-32 zajmowała się kwestiami dotyczącymi kobiet – wygłaszała odczyty na zaproszenie żeńskich organizacji katolickiej inteligencji. Jej starania o habilitacje i praca dydaktyczna zostały przekreślone z powodu wejścia w życie ustawy NSDAP dotyczącej eliminacji ze stanowisk państwowych osób pochodzenia niearyjskiego.

W 1933r. wstąpiła do Karmelu w Kolonii, gdzie przyjęła imię zakonne Teresy Benedykty od Krzyża. W 1938r. z powodu narastającego antysemityzmu musiała uciekać do Holandii, gdzie ją zaaresztowano. Zginęła w Oświęcimiu w 1942r. 11.10.1998r. została kanonizowana przez św. Jana Pawła II, który podczas uroczystości z tej okazji powiedział:

„Miłość do Chrystusa była ogniem, który zapalił życie siostry Teresy Benedykty od Krzyża na długo przedtem, zanim uświadomiła sobie, że została całkowicie nim ogarnięta. Na początku jej ideałem była wolność. Przez długi czas Edyta Stein przeżywała doświadczenie poszukiwania. Jej umysł nie ustawał w kontynuowaniu badań, a jej serce żywiło nadzieję. Przeszła trudną drogę filozofii i u jej kresu została nagrodzona: odnalazła prawdę, a raczej została zdobyta przez prawdę. Odkryła bowiem w końcu nowe imię prawdy, którym był Jezus Chrystus. Od tej chwili Słowo Wcielone stało się dla niej wszystkim. Patrząc jako karmelitanka na ten okres swojego życia, pisała do jednej z benedyktynek: „Kto szuka prawdy, świadomie lub nieświadomie szuka Boga”.

W tym tekście postaram się jak najwierniej – poprzez zestawienie cytatów – odtworzyć główne wątki poruszane przez Edytę Stein w trakcie jej wykładów dotyczących kobiet. Myślę, że pomimo upływu lat, spostrzeżenia przez nią poczynione są wciąż aktualne. Przyjrzyjmy się zatem bliżej następującym kwestiom: jakie cechy są charakterystyczne dla kobiet, dlaczego mogą one stać się wartością oraz jakim mogą ulec wypaczeniom, a także w jaki sposób kobiecość może być kształtowana poprzez formację.

Edyta Stein (św. Teresa Benedykta od Krzyża)

Jakie cechy są charakterystyczne dla kobiet, dlaczego mogą one stać się one wartością oraz jakim mogą ulec wypaczeniom?

Na początku Edyta Stein nakreśla rysy kobiecej natury:

„Postawa kobiety jest osobowa – i ma to wieloraki sens. Po pierwsze, w to, co robi, chętnie angażuje całą swoją osobę. Interesuje ją następnie żyjąca, konkretna osoba, zarówno w odniesieniu do jej własnego życia osobistego, jaki i do innych osób oraz ich spraw osobistych. (…)

U kobiety jest naturalne dążenie do całości i pełni – znowu w podwójnym kierunku: sama chciałaby być człowiekiem integralnym, rozwinąć się w pełni i wszechstronnie; chciałaby też dopomóc do tego innym i tam, gdzie ma do czynienia z człowiekiem, chciałaby zająć się całym człowiekiem.”

Te charakterystyczne dla kobiet cechy same w sobie nie przestawiają jeszcze żadnej wartości – zyskują ją dopiero wtedy, gdy zostaną odpowiednio ukształtowane. Edyta Stein tłumaczy sens postawy osobowej i ukierunkowania na całość. Osoba jest ważniejsza od rzeczy materialnych, a przedmioty są przeznaczone dla użytku ludzi. „(…) za wszystkim, co na świecie przedstawia jakąś wartość, jest osoba Stwórcy, który wszelkie wyobrażalne wartości zawiera w sobie i przewyższa jako ich prawzór.” Najwyższym ze stworzeń jest człowiek będący osobą. Natomiast tendencja do całościowego postrzegania pomaga kobiecie uwzględniać równocześnie wiele wymiarów, których np. może dotyczyć problem, z jakim boryka się dany człowiek. Ponadto chroni ją przed koncentracją na doskonaleniu określonych zdolności przy zaniedbaniu innych i czyni ją uważną na to, czy rozwój innych przebiega w sposób harmonijny.

Następnie Edyta Stein pokazuje, jak zniekształcone mogą zostać naturalne predyspozycje kobiety:

„ (…) skłonność do nadawania znaczenia własnej osobie; angażowanie do tego siebie samej i innych; szukanie miłości i podziwu, niezdolność przyjmowania krytyki, odczuwane jako atak na własną osobę. To pragnienie znaczenia i nieograniczonego uznania rozszerza się na wszystko, co należy do osoby. Własny mąż musi być uznawany za najlepszego, własne dzieci muszą być najpiękniejsze, najmądrzejsze i najbardziej uzdolnione. To właśnie jest ta ślepa miłość kobieca, która mąci rzeczową ocenę (…). Do tego nadmiernego podkreślania ważności własnej osoby dołącza się nadmierne zainteresowanie innymi. Niestosowne ingerowanie w ich życie osobiste, próby podporządkowania sobie innych. Obydwie te rzeczy – nadmierne akcentowanie własnej i cudzej osobowości – łączą się ze sobą w kobiecym poświęceniu się i w dążeniu do oddania się całkowicie drugiemu człowiekowi w taki sposób, że nie służy to własnemu człowieczeństwu kobiety ani człowieczeństwu drugiego, a jednocześnie kobieta taka traci zdolność wykonywania innych zadań.

Z tym zakłamanym dążeniem do podkreślenia własnego znaczenia wiąże się także wypaczone pragnienie całości i dopełnienia: pragnienie orientowania się we wszystkim, a stąd pokosztowania wszystkiego i nie zagłębiania się w niczym. (…) Kto jakąś rzecz gruntownie opanuje, ten jest bliżej pełnego człowieczeństwa niż ten, kto nigdy nie ma pod nogami twardego gruntu.”

O tym, jak ustrzec się tego typu nieprawidłowości, będzie jeszcze mowa później. Tymczasem wróćmy do poruszanej wcześniej sprawy: Kim jest ów człowiek integralny, o którym wspominała Edyta Stein? To osoba, w której obraz Boga zachowuje najwyższą możliwą czystość, „wolą kieruje rozum, a władze niższe są pod kontrolą poznania i woli”. Każdy ma w sobie pragnienie by się nim stać. U kobiet to dążenie może być bardziej widoczne ze względu na jego związek z przeznaczeniem do bycia towarzyszką i matką.

„Być towarzyszką-czyli ostoją i wsparciem; żeby zaś tym być, trzeba samemu mocno się trzymać a to jest możliwe tylko wtedy gdy wewnątrz wszystko jest należycie uporządkowane i zrównoważone. Być matką – czyli piastować autentyczne człowieczeństwo i strzec go, i dopomagać w jego rozwoju. Znowu – żeby temu sprostać, trzeba je najpierw mieć samemu i dobrze wiedzieć, co to znaczy; w przeciwnym razie nie można być przewodnikiem na tej drodze.”

Edyta Stein zwraca uwagę na to, że „(…) tajemniczy proces rozwoju nowego stworzenia w matczynym organizmie jest tak głęboką jednością rzeczywistości cielesnej i duchowej, że nietrudno zrozumieć, że jedność ta charakteryzuje całą naturę kobiecą.” W związku z tym istota każdej kobiety jest przeniknięta przez macierzyństwo tzn. niezależnie od tego czy jest lub będzie żoną i mamą, może odnaleźć i rozwinąć w sobie predyspozycje do wspierania rozwoju człowieczeństwa w innych ludziach.

„Duchowe predyspozycje związane z jej przeznaczeniem na małżonkę i matkę nie zamykają się w ścisłych granicach małżeńskich relacji i fizycznego macierzyństwa, lecz mogą w swym oddziaływaniu służyć każdemu, kogo kobieta spotka w swym życiu. W ten sposób także kobieta pozbawiona możności małżeństwa i macierzyństwa, albo dobrowolnie z nich rezygnująca, może realizować swe przeznaczenie w sposób bardziej uduchowiony. Wszędzie, gdzie człowiekowi samotnemu, a w szczególności znajdującemu się w materialnej lub duchowej potrzebie, dopomaga, otaczając go współczującą i rozumiejącą miłością i radami, tam jest towarzyszką życia, sprawiającą, że »człowiek nie jest sam«.”

Aby kobieta potrafiła wyjść naprzeciw drugiemu człowiekowi i odpowiedzieć na jego potrzeby, jej dusza powinna przybrać określony kształt, scharakteryzowany przez Edytę Stein w taki sposób:

(…) dusza kobiety musi być szeroka i otwarta na wszystko, co ludzkie; musi być cicha, żeby gwałtowne wichury nie gasiły słabych płomyków; musi być ciepła, żeby nie uschły delikatne kiełki; musi być jasna, żeby w zakamarkach i fałdach nie zagnieżdżały się szkodniki; zamknięta w sobie, żeby czynniki zewnętrzne nie zagrażały życiu wewnętrznemu; uwolniona od samej siebie, żeby znajdowało w niej miejsce życie kogoś drugiego; a wreszcie ma być panią samej siebie i swego ciała, ażeby cała jej osoba była gotowa usłużyć na każde wezwanie.” 

Zadaniem kobiety jest poszukiwanie ukrytego wewnątrz innych skarbu i ciężaru. Jej wewnętrzna przestrzeń musi się poszerzać, by mogła pomieścić w sobie to, co odkryje. „Dusze kobiet są tak często i tak bardzo w stanie poruszenia, a ruch już sam z siebie często tworzy zakłócenia ciszy; kobiety mają nadto wielką ochotę to uzewnętrzniać i o tym opowiadać.” Jednak „(…) kiedy pełne szmerów ja całkowicie zniknie, wtedy pojawi się wolna przestrzeń i cisza – wtedy coś innego będzie w mogło w niej znaleźć dla siebie miejsce i stanie się dosłyszalne.”„Dusza kobiety jawi się naprzód jako mroczna i ciemna nieprzenikniona dla siebie samej i dla innych. Promienną czyni ją dopiero Boskie światło.”

W tym momencie można się zacząć zastanawiać, co zrobić, by wypracować w sobie wyżej wymienione wyżej cechy. Jednak, jak pisze Edyta Stein: „Myślę, że w grę wchodzi tutaj nie tyle różnorodność przymiotów, zajęcie się każdym z nich osobno i przyswojenie ich sobie, co raczej prosty, całościowy stan duszy, ujmowany z różnych stron w tych przymiotach. Stanu tego nie możemy stworzyć własnymi siłami, konieczna jest tu pomocą łaski.”

Formacja: praca i środki nadprzyrodzone-łaska

Wiemy już na czym polega potencjał kobiety. Jednak jej naturalne predyspozycje mogą się rozwinąć tylko wtedy, gdy zostaną poddane odpowiedniej formacji. Jako jedno z narzędzi służących kształtowaniu charakteru Edyta Stein wymienia pracę.

„Jak można teraz ten surowy materiał specyficznych cech kobiecych, z wszystkimi jego wadami i słabościami (…) przekuć w oczyszczoną i wartościową kobiecość? Pomocny jest tutaj zwłaszcza pewien środek naturalny: solidna, rzeczowa praca. Każda taka praca, niezależnie od jej rodzaju – gospodyni domu, rzemiosło, nauka itd.- wymaga stosowania się do praw danej rzeczy, pozostawienia na boku własnej osoby, myślenia o sobie, jak również wszelkich humorów i nastrojów. Kto tego się nauczył, ten stał się „rzeczowy”, stracił coś z „nadmiaru osobowości” i osiągnął pewną wolność od siebie samego, a jednocześnie przeniósł się w jakimś punkcie z powierzchowności do głębi i ma coś, na czym może się oprzeć. Już ze względu na tę wielką zdobycz osobistą – abstrahując całkowicie od wszelkiego przymusu ekonomicznego – każda dziewczyna powinna posiąść solidne wykształcenie zawodowe i po tej nauce mieć jakieś zadanie, które będzie w całości wypełniać. (…) Ponieważ rzeczowa praca, którą uważam za lekarstwo na wady specyficznych cech kobiecych, jest tym, do czego jest na ogół z natury skłonny mężczyzna, można by też powiedzieć: odtrutkę na „nadmiar kobiecości” stanowi pewien dodatek męskiej natury. Znaczy to jednak zarazem, że na tym stopniu nie możemy pozostać. W ten sposób osiągnęlibyśmy tylko jakieś upodobnienie do typu męskiego, co rzeczywiście zdarzało się w początkach ruchu kobiet, i nie byłby to wielki sukces ani dla nas samych, ani dla innych. Musimy pójść dalej i od postawy rzeczowej przejść do prawdziwej osobowej (…). Tutaj potrzebne jest jednak poznanie autentycznego człowieczeństwa, czyli idealnego obrazu, a także poznanie jego założeń, jak też odchyleń od niego – w nas samych i w innych – swoboda spojrzenia, uniezależnienie się od nas samych i od innych oraz potrzebna do podjęcia pewnych koniecznych, praktycznych ruchów siła, której absolutnie nie można nabyć samymi ludzkimi środkami. Żadna wiedza książkowa nie może naszym ślepym oczom dać tej ostrości spojrzenia, żaden wysiłek woli nie może dać energii potrzebnej do wycinania dzikich pędów nas samych i w drogich na ludziach. Konieczna jest pomoc środków nadprzyrodzonych.”

Warto podejmować pracę nad sobą, jednak nasze wysiłki mają ograniczoną skuteczność. Osiągnięcie dojrzałości jest możliwe tylko dzięki łasce. Ona bowiem może przemieniać naszą naturę od wewnątrz, podczas gdy my sami próbujemy nadać sobie kształt od zewnątrz.                                

„Człowiek dojrzały, który budzi się do życia w duchowej wolności, zostaje oddany w swe własne ręce. Jako mający wolną wolą, może sam pracować nad swoim kształtem, może dobrowolnie uruchamiać swe władze duchowe i w ten sposób troszczyć się o ich kształtowanie: na kształtujące go wpływy może się otwierać albo się na nie zamknąć. Tak jak siły kształtujące go od zewnątrz, podobnie on sam jest związany danym mu materiałem i pierwszą działającą w nim siłą nadającą kształt; nikt nie może uczynić siebie samego czymś, czym nie jest ze swej natury. Istnieje tylko jedna siła kształtująca, która w przeciwieństwie do dotychczas wymienionych nie jest zamknięta w granicach natury, lecz może jeszcze od wewnątrz przemieniać sam wewnętrzny kształt: jest to siła łaski.”

Oprócz otwierania się na przemieniającą moc łaski, która jest kluczowym elementem formacji, warto zadbać również o pewne inne sprawy, na które mamy wpływ. Tak jak ciało potrzebuje wartości odżywczych z pokarmu, który jest dostarczany z zewnątrz, tak też dusza potrzebuje stosownej „strawy” aby mogła wzrastać. 

„Możliwość wzrastania jest uwarunkowana przyjmowaniem czegoś. (…) tylko to, co dusza przyjmuje wewnętrznie, wchodzi w jej własny byt w ten sposób, że możemy mówić o wzroście i formacji; to, co przyjmują wyłącznie zmysły i rozum, pozostaje poza stanem jej posiadania.”

„W duszy kobiety znajduje się szczególnie silnie wrodzone pragnienie takich karmiących duszę wartości: jest ona otwarta na piękno, łatwo zachwyca się tym, co moralnie szlachetne, przede wszystkim jednak otwarta jest na najwyższe ziemskie wartości – na wartości niewymowne, osadzone w samym bycie duszy. Dlatego bez wątpienia słusznie jeszcze kilka lat temu w formacji dziewcząt w dużej mierze uwzględniano materiały „kształtujące uczucia”: literaturę, sztukę, historię.”     

Edyta Stein podkreśla znaczenie ćwiczenia rozumu dla formacji – także tej duchowej. 

„Jeśli dusza ma być należycie uformowana, a nie zdeformowana, musi mieć zdolność porównywania i rozróżniania, określania oceny i miary. Nie powinna – ulegając nieokreślonemu entuzjazmowi – kierować się marzycielstwem; powinna mieć subtelny zmysł odczuwania i wyostrzony, krytyczny osąd.

Składa się na to w pierwszym rzędzie dobrze wyćwiczony rozum. Mimo, iż zdolność abstrakcyjnego myślenia jest zazwyczaj niższa u kobiet i samo czysto rozumowe przyjęcie nie decyduje jeszcze w sposób istotny o formacji, to w królestwie ducha kluczowe znaczenie ma rozum; stanowi on oko, przez które przenika światło do mroków duszy.”                           

„Rozum (…) może i powinien być przymuszany do działania. (…) Kształtowanie rozumu nie powinno jednak dokonywać się kosztem kształtowania uczuć. Równałoby się to czynieniu środka celem.”

Kształtowaniu należy poddać także uczucia i wolę. Okazje ku temu stwarza praktyczne działanie. Edyta Stein wspomina również o tym, że obejmująca całość formacja powinna zawierać ćwiczenie ciała – ciało i dusza mają rozwijać się harmonijnie, a nie jedno kosztem drugiego (jednak ciało ma podlegać duszy).

„Należy przy tym pamiętać, że oprócz teoretycznego istnieje również rozum praktyczny. Wyćwiczenie tej władzy jest sprawą nadzwyczaj doniosłą dla dalszego życia, a polega ono nie na rozwiązywaniu problemów teoretycznych, lecz na posługiwaniu się nim przy pełnieniu konkretnych zadań. Odpowiada to także naturze kobiety, ponieważ jest ona nastawiona bardziej na konkret niż na abstrakcję. Zawiera się w tym jednocześnie ćwiczenie woli, od której ciągle się czegoś oczekuje: dokonywania wyboru, podejmowania decyzji, rezygnowania z czegoś, ofiar itd. Jest to też nieodzowne dla należytego kształtowania uczuć. Czy entuzjazm jest autentyczny, czy rzeczywiście sprawy wyższe przekładamy nad niższe itd., okazuje się dopiero wtedy, gdy przekonanie i wewnętrzne nastawienie trzeba przełożyć na działanie.”

„Człowiek jest w końcu z samej swej natury przeznaczony nie tylko do otrzymywania, ale także do działania, do kształtowania otaczającej go rzeczywistości zewnętrznej. Dlatego aktywizacja własnych zdolności praktycznych i twórczych stanowi istotną część procesu formacji. A od większości kobiet oczekuje się w życiu przydatności praktycznej. Kobiety praktyczne, energiczne, stanowcze i ofiarne potrafimy wychować tylko wtedy, gdy pozwolimy im działać już w wieku szkolnym.”

Zdaniem Edyty Stein „sednem wszelkiej formacji kobiet musi być formacja religijna.” Tłumaczy to w ten sposób:

„Moglibyśmy też powiedzieć, że religijna formacja równa się posiadaniu żywej wiary. Posiadanie żywej wiary oznacza poznanie Boga, kochanie Go i służenie Mu. Kto zna Boga (w tym sensie i w tej mierze, w jakiej poznanie Boga – dzięki światłu przyrodzonemu i nadprzyrodzonemu – jest możliwe), ten może Go tylko kochać, a kto Go kocha, temu nie pozostaje nic innego, jak Mu służyć. Tak więc żywa wiara jest sprawą rozumu i serca, działaniem woli i czynem. Kto potrafi ją w sobie obudzić, ten ćwiczy wszystkie swe władze. Obudzenie jej domaga się jednak zaangażowania wszystkich władz; nie wystarczy tu sama sucha nauka, rozmowa; nie wystarczy też samo uczucie budzące entuzjazm; konieczne jest uczenie się religii, które rodzi się pełni własnego życia religijnego i wprowadza w głębiny Bóstwa oraz potrafi ukazać Jego łaskawość; które roznieca miłość i domaga się potwierdzenia jej czynem, gdy samemu się ich dokonuje.”

Tak jak zostało wspomniane na początku tego tekstu, kobiety charakteryzuje nastawienie na osobę i dążenie do całości i pełni. Później była mowa o macierzyństwie, które wiąże się z oddaniem siebie samej. Gdy połączymy te wszystkie aspekty, zrozumiałe staje się dlaczego kobiety mają w sobie pragnienie, by w pełni oddać samą siebie drugiej osobie (lub Osobie).

(…) jest w niej [kobiecie] naturalne pragnienie całkowitego oddania się na własność. Gdy dobrze zrozumiała, że wziąć ją całkowicie na własność nie potrafi nikt inny poza Bogiem oraz że całkowite oddanie się na własność komuś innemu jest grzeszny rabunkiem wobec Boga, wtedy takie oddanie się nie będzie już dla niej ciężarem, wtedy uwolni się też od samej siebie. Wtedy też oczywiste stanie się dla niej zamknięcie się w swej twierdzy; przedtem była wystawiona na gwałtowne, ciągle przenikające do jej wnętrza ataki z zewnątrz i sama też wychodziła z siebie, żeby na zewnątrz szukać czegoś, co by mogło zaspokoić jej głód. W tej swojej twierdzy jest władczynią jako służebnica swego Pana i w ten sposób, gotowa jest usługiwać każdemu (…)”

Kobieta może osiągnąć wolność od samej siebie, gdy odda siebie Temu, który ją stworzył. Jej pragnienie bycia kochaną tylko dzięki Niemu może zostać w pełni zaspokojone. Kobieta znajdująca oparcie w Bogu zyskuje pewien stopień wewnętrznej niezależności od innych ludzi, a równocześnie staje się zdolna do tego, by ich prawdziwie kochać. Dzięki temu, że zaufała Bogu, nie musi się już niczego obawiać – jej życie jest kształtowane przez łaskę „Bo kto się odda Panu, ten nie ginie, gdyż Pan mocen jest ustrzec go, oczyścić, wysublimować i nadać właściwą miarę.”  Wzorem integralnego człowieczeństwa, które może stać się udziałem każdego, kto odda się Bogu, jest Jezus.

„(…) gdzie mamy konkretny obraz integralnego człowieczeństwa? Obraz Boga w ludzkiej postaci znalazł się wśród nas w Synu Człowieczym Jezusie Chrystusie. Gdy rozważymy ten Obraz, taki, jaki do nas mówi w prostym przekazie Ewangelii, wtedy otwiera on nasze oczy. Im lepiej poznajemy Zbawiciela, tym bardziej ulegamy tej wzniosłości i łagodności, tej królewskiej wolności, której obce są wszelkie inne więzy poza poddaniem się woli Ojca: wolności od wszystkich stworzeń, stanowiącej jednocześnie podstawę miłosiernej miłości do każdego stworzenia. A im głębiej przenika w nas ten Obraz Boga, im bardziej rozbudza naszą miłość, tym bardziej wrażliwi stajemy się na wszelkie odchylenia od niego w nas samych i w innych; otwierają się nasze oczy na rzeczywiste poznanie człowieka, wolne od wszelkiego upiększania. A kiedy już brak nam sił i coraz trudniej jest nam wnosić widok ludzkiej słabości nas samych i u drugiego, wtedy trzeba znowu tylko spojrzeć na Zbawiciela; On nie odwrócił się ze wstrętem od naszej nędzy, ale właśnie z powodu tej nędzy przyszedł do nas i wziął ją na siebie. (…). Gdy jesteśmy bezradni i nie wiemy, gdzie szukać pomocy, wtedy On sam nam dostarcza lekarstwa. Przez swe sakramenty oczyszcza nas i umacnia. A gdy zgodnie z jego wolą zwracamy się do niego z ufnością, wtedy Jego duch coraz głębiej nas przenika i przekształca. Przyłączając się do Niego, uczymy się obywania się bez ludzkiego wsparcia oraz zyskujemy wolność i moc, które musimy mieć, ażeby służyć wsparciem i podporą dla innych. On sam nas prowadzi i pokazuje nam, jak mamy prowadzić innych. W ten sposób przez Niego osiągamy integralne człowieczeństwo i jednocześnie odpowiednią osobową postawę. Kto na Niego patrzy i do Niego się zwraca, ten widzi Boga, prawzór wszelkiej osobowości i kwintesencję wszelkich wartości. Tutaj jest odpowiednie miejsce na oddanie się, do którego skłonna jest kobieca natura; tutaj znajdujemy też z drugiej strony absolutną miłość i oddanie, których na próżno szukamy u ludzi. Oddanie się Chrystusowi nie czyni nas ślepymi i głuchymi na to, czego potrzebują inni; przeciwnie – szukamy teraz obrazu Boga we wszystkich ludziach i chcemy im wszędzie dopomagać do życia wolności. Teraz możemy w związku z tym również powiedzieć: specyficzna wartość kobiety polega w istocie na szczególnej wrażliwości na działanie Boga w duszy, a pełnię osiąga wtedy, gdy z ufnością i bez oporu poddajemy się temu działaniu.”

Myśli Edyty Stein najlepiej podsumowują jej własne słowa:

„(…)specyficzne cechy kobiece wskazują na doniosłe zadanie: rozwijania autentycznego człowieczeństwa w sobie samej i w innych. W tych specyficznych cechach kobiecych obecne są jednak również niebezpieczne zarodki, które zagrażają rozwojowi jej specyficznych wartości i tym samym należytemu wypełnianiu tego zadania. Niebezpieczeństwom tym można zapobiec jedynie poprzez staranne ćwiczenie się w szkole pracy i dzięki wyzwalającej mocy łaski Bożej. Naszą misją jest bycie sprawnym narzędziem w rękach Boga i realizowanie Jego dzieła w miejscu, do którego nas zaprowadzi. Jeśli je wykonujemy, wtedy czynimy to, co najlepsze dla nas samych, dla naszego bliższego otoczenia i tym samym jednocześnie dla całego narodu.”

Źródła:

„Światłość w ciemności” Edyta Stein-s. Teresa Benedykta od Krzyża

„Kobieta. Pytania i refleksje” Edyta Stein-s. Teresa Benedykta od Krzyża  

„Zawód mężczyzny i kobiety według natury i łaski” w: Z własnej głębi. Wybór pism duchowych, 1978, t. II, str. 35, Edyta Stein 

Polecam przeczytać również:                                                                   

Mulieris dignitatem − list apostolski Jana Pawła II o godności i powołaniu kobiety

Przemówienie Kard. Stefana Wyszyńskiego prymasa Polski do dziewcząt polskich                                                                                                                     

Wrocławianka


Sympatyk Skautów Europy

My też mamy Szare Szeregi!

Jakiś czas temu byłem zaproszony na konferencję instruktorską pewnej chorągwi ZHR, żeby opowiedzieć o nas, a szczególnie o fenomenie naszego prędkiego rozwoju. Ktoś by powiedział: “Jak to – sprzedajesz nasze know how konkurencji? W dodatku chorągwi działającej na naszych terenach misyjnych!” Mimo to poszedłem. Po pierwsze dlatego, że w istocie nie jesteśmy konkurencją – wszak gramy do tej samej bramki. Ale również dlatego, że nasze know how nie jest takie łatwe do ukradnięcia. Nie wystarczy o nim usłyszeć, żeby je z powodzeniem wdrożyć. Oczywistą barierą są różnice w metodzie. Nasze najefektowniejsze 

i najefektywniejsze sztuczki – zastępy zakładane z biegu i Sieć Samodzielnych Zastępów – wymagają funkcjonowania w świecie radykalnego systemu zastępowego i związanego z tym sposobu myślenia. Drugim niewątpliwym zasobem, który ciężko pozyskać, jest wsparcie Kościoła, które otwiera nam wiele ścieżek do przyszłych harcerzy. Lecz trzeci, być może najważniejszy skarb stanowiący napęd naszego rozwoju ukazał się moim oczom dopiero w czasie wspomnianego spotkania.

Skąd w tytule Szare Szeregi?

Truizmem byłoby stwierdzenie, że polskie harcerstwo od założenia było związane z dążeniami niepodległościowymi. Związek został dodatkowo utwierdzony przez bohaterski udział harcerzy w działaniach wojennych. Dlatego myślę, że śmiało można stwierdzić, że walka o niepodległość stanowi mit założycielski polskiego harcerstwa, na którym w dużej mierze opiera się jego tożsamość i który powraca często w rozmowach, gawędach i sposobie myślenia. Symbolem tego jest dla mnie tak często powracający mit Szarych Szeregów (gdzie słowu mit przypisuję zdecydowanie pozytywne znaczenie). My, jako SHK “Zawisza” również czujemy się spadkobiercami polskiej tradycji harcerskiej i jest ona ważnym elementem naszej tożsamości. Ale myślę, że w naszej narracji mit niepodległościowy pojawia się zdecydowanie rzadziej, niż u naszych zielonomundurowych braci. Myślę, że nie jest on tym, co grzeje młode zawiszackie serca. Nie jest on tym, o czym prywatnie chętnie rozmawiamy lub stawiamy na wzór kształconym przez nas szefom. No właśnie – a o czym chętnie rozmawiamy, o jakich postaciach z naszej historii opowiadamy z wypiekami na twarzy? 

Zdecydowanie najczęściej powtarzanym nazwiskiem jest Jacques Mougenot. To był kozak! Gość w ciągu swojego życia odebrał od swoich harcerzy ponad 6000 Przyrzeczeń – to znaczy, że w życie tych kilku tysięcy osób wniósł na tyle dużo dobra, że zdecydowali się zaangażować na poważnie. Zastępów założył tyle, że ciężko zliczyć. Czymś zupełnie normalnym było dla niego organizowanie obozu dla 65 zastępów i to w dodatku z kadrą liczącą tylko czterech dorosłych (z czego jeden to duszpasterz), bo jak pisał “im mniej dorosłych na obozie, tym lepiej”. A jeszcze w dodatku, po 25 latach służby(!), gdy ustępował już z funkcji (albo może wcześniej – dla mitu nie jest to istotne) zostawił swoim kilkudziesięciu zastępowym testament “niech każdy zastęp założy szczep w swojej miejscowości” – i podziałało. To jest gość! O, jeszcze jeden. Jakże mnie zachwyciło, gdy na Forum Młodych usłyszałem o Jean-Charles de Coligny. To, że jest twórcą współczesnej metody wędrowniczej oraz przeprowadził pierwsze Wymarsze Wędrownika w FSE to jakoś mnie nie porwało. Ale usłyszałem anegdotę (hm, to chyba był on?), że jako komandos był zmuszony często zmieniać miejsce zamieszkania. No i jak na złość, w tych miejscowościach nie było jeszcze Skautów Europy. Więc co robił? Tworzył tam szczepy. A jak? Ano, miał on całkiem liczną rodzinkę, więc tak się działo, że gdy przyjeżdżali w nowe miejsce on zostawał Akelą, najstarszy syn drużynowym, młodszy zastępowym, najmłodszy wilczkiem – i analogicznie z żoną i córkami. A jak dzieci podrosły, to państwo de Coligny zostali szczepowymi (nowozałożonego środowiska rzecz jasna), a ich dzieci szefami należących do niego jednostek. I tak bodajże kilkanaście razy – z trwałymi efektami! Zrobiło to na mnie takie wrażenie, że dodałem tę opowieść do mojego stałego repertuaru anegdot. A ktoś z naszych? Hm, “za moich czasów” taką legendą był również Zbyszek Minda. Facet będąc Komisarzem Federalnym (numer jeden w Europie!) posługiwał się wizytówką ze skromnym tytułem “specjalista od zakładania szczepów”. Latał po całym kraju i gdzie mógł to robił nabory. Do dzisiaj, gdy o tym opowiada, to się gość nakręca – a już sporo lat minęło. Podobnie legendą naszego hufca był pewien szef PuSZczy, którego w rozmowach nie nazywano inaczej niż “Król”. Można by wymieniać i wymieniać.

Do czego zmierzam? Zaryzykuję stwierdzenie, że mitem założycielskim Skautów Europy jest… podbój świata oraz to młodzieńcze szaleństwo, które do niego prowadzi. Jest to mit rzeczywiście założycielski – bo też on leżał u początku naszej Federacji. Na spotkaniu w Kolonii w 1956 r. spotkało się około 30 dwudziestoparolatków. Stwierdzili oni, że chcą zrobić ruch tak potężny, by mógł odrodzić europejskie braterstwo. Odrealnieni marzyciele! Tak się składa, że założony przez nich ruch dzisiaj liczy ponad 67 000 członków pochodzących z krajów trzech kontynentów. W samej Francji, gdzie w dniu powstania FSE była jedna drużyna, składająca się z rosyjskich imigrantów w Paryżu, już po 20 latach mamy 623 drużyny! Do tych drużyn jeszcze wrócimy.

A co w Polsce?

Znowu – do czego zmierzam? Zasobem, którego nie doceniamy, a który decyduje o fenomenie naszego rozwoju, jest ta historia podboju świata oraz wypływający z niej młodzieńczy zapał i duch apostolstwa. Z całą odpowiedzialnością stwierdzam, że to jest główna siła, która sprawi, że w 2030 r Skauci Europy będą w każdym powiecie, a tłumu tego nikt nie przeliczy. Potwierdza to historia. Kiedy nastąpił najintensywniejszy rozrost naszego Stowarzyszenia? Co takiego się wydarzyło? Czy był to EuroJam w Polsce? Albo rok powołania Centrum Rozwoju? Rozczaruję Cię, Drogi Czytelniku, ale nie. Zaczęło się od tego, że w pewnym mieszkanku spotkała się grupa kilkunastu znajomych. Stwierdzili oni, że tak dalej być nie będzie i za 10 lat ma nas być czterokrotnie więcej. Wtedy, 2 grudnia 2009 r., założyli oni nieformalny Ruch Sześć Tysięcy, którego rolą było obudzić nas i poderwać Stowarzyszenie, by zawojowało Polskę. Czyli mówiąc wprost – byśmy dotarli do chłopaków i dziewczyn, którzy potrzebują skautingu, aby ich życie mogło prawdziwie rozkwitnąć. Aby dotrzeć do tych, dla których zbawienia skauting może być potrzebny. Udało im się. W 2009 roku rozpoczyna się Złota Dekada Rozwoju skautingu w Polsce. Stowarzyszenie doświadcza intensywnego wzrostu. A wszystko to dzięki zapałowi zwykłych szefów oraz rodziców, którzy odkryli swoją misję. To nie pierwszyzna. Jak obiecałem, tak też robię – wróćmy na chwilkę do tych 623 drużyn, które w 1976 działały we Francji. Otóż okazuje się, że 246 z nich (szybka matematyka: ok 40%) powstało właśnie z samodzielnych zastępów, którym Jacques powierzył tę misję. To jest właśnie siła – młodzi biorący sprawy w swoje ręce.

Już po raz ostatni – do czego zmierzam? Nie wiem. Myślę, że chciałem dać ujście zapałowi, który rozbudziły rozmowy z chłopakami z ZHR. Chciałem też podzielić się prawdą o naszym Stowarzyszeniu, którą odkryłem w małej salce pod klasztorem jezuitów. Ale chyba również chciałem wyrazić swoją tęsknotę za mesjaszem. Mesjaszem, który tak jak kilkanaście lat temu ekipa Zbyszka Mindy, zapali w nas ten płomień, ale też wskaże metodę działania. Tęsknotę za tym, aby Złota Dekada nie stała się jedynie legendą, ale również doświadczeniem obecnego pokolenia Skautów Europy.

Wasz na zawsze. Igor

Ignacy Piszczek


Ignacy Piszczek – przez 5 lat drużynowy, w międzyczasie zamieszany w sprawy namiestnictwa, szkolenia i Centrum Rozwoju. Obecnie namiestnik harcerzy. Fan dydaktyki, fanatyk anegdotek.

Skąd ten sylwester?

Ostatni dzień roku to czas podsumowań, snucia planów i podejmowania postanowień oraz (a może przede wszystkim) dobrej zabawy w gronie znajomych, przyjaciół czy rodziny. Nim jednak zaczniemy przygotowywać się do dzisiejszego wieczoru, zachęcam do rzucenia okiem na niniejszy tekst, w którym odpowiem na pytanie: dlaczego rok kończy się 31 grudnia?

Aby to zrobić musimy, jak to zazwyczaj bywa w kwestiach istotnych dla naszej cywilizacji, skierować oczy naszej wyobraźni ku antycznemu Rzymowi. Mieszkańcy miasta na siedmiu wzgórzach tradycyjnie nowy rok obchodzili 1 marca, z początkiem miesiąca poświęconego bogu wojny.  Stąd zresztą, m.in. w języku angielskim miesiące: wrzesień, październik, listopad i grudzień nazywają się september, october, november i december, po łacinie znacząc tyle co „siódmy”, „ósmy”, „dziewiąty” i „dziesiąty”. Do końca trwania państwowości rzymskiej w Europie Zachodniej 1 marca był dniem świętowania, jednak od 153 r. przed n. Ch. konsulowie obejmowali swój urząd 1 stycznia, a słynna reforma kalendarza przeprowadzona przez Juliusza Cezara w 46 r. przed n. Ch. wyznaczyła wspomniany dzień na urzędowy początek nowego roku.

Czy dzięki temu 1 stycznia stał się powszechnie dniem rachuby nowego roku? Nic bardziej mylnego. W średniowieczu konkurowało ze sobą w tej kwestii kilka rozwiązań. Wenecjanie aż do 1797 Nowy Rok obchodzili 1 marca. W północnych Włoszech, południowej Francji i Anglii świętowano go w dzień Zwiastowania Najświętszej Maryi Panny – 25 marca. W Langwedocji popularne było liczenie nowego roku od Wielkanocy, przez co niektóre lata drastycznie różniły się długością. Bizantyjczycy i Rusini wskazywali na 1 września, który miał być dniem stworzenia świata. Kuria Rzymska, a za nią zdecydowana większość państw katolickich, aż do gregoriańskiej reformy kalendarza z 1582, nowe lata liczyła od 25 grudnia. Wreszcie kamputyści, czyli autorzy kalendarzy liturgicznych, trzymali się rozwiązania Juliusza Cezara i rachubę nowego roku rozpoczynali od dnia obrzezania Pana Jezusa, to jest 1 stycznia. System ten powoli zdobywał popularność. W Polsce Nowy Rok zaczęto obchodzić w tym dniu dopiero za panowania Kazimierza Wielkiego (XIV w.).

Wojna karnawału z postem, Pieter Bruegel Starszy, 1559 r.

Czy przełom nowego i starego roku zawsze wiązał się z huczną zabawą? Słynna opowieść o rozpoczęciu tej tradycji w roku 999, za pontyfikatu papieża Sylwestra II, jest tylko legendą. Ludzie mieli obawiać się końca świata, który miał nastąpić w roku 1000 i gorączkowo odliczali ostatnie minuty roku. Gdy zaś po papieskim błogosławieństwie „Urbi et Orbi” Wieczne Miasto (i cały świat) trwały dalej, tłumy miały zacząć gwałtownie świętować.  Jak wskazałem wyżej, dzień Nowego Roku w wielu kalendarzach przypadał w ważne święta religijne i związane z nimi uroczystości absorbowały w tych dniach uwagę Europejczyków. Dopiero w XIX wieku wyższe warstwy społeczne zaczęły wyprawiać bale 31 grudnia, a większość ludowych tradycji związana z obchodami sylwestra zrodziła się wraz ze „spłynięciem” tego zwyczaju na warstwy niższe – na przełomie XIX i XX wieku.

Powyższe akapity wydają się wskazywać na to, że znaczenie dzisiejszego dnia wyrosło po trosze z przypadku, a po trosze pragmatycznie. Czy jest to jednak coś złego? Spójrzmy na dzisiejszego patrona. Święty Sylwester I, powszechnie czczony na Wschodzie i Zachodzie, był pierwszym papieżem Kościoła wolnego od prześladowań, gdyż to na jego pontyfikat przypadł edykt tolerancyjny z Mediolanu, i… właściwie nie wiemy o nim nic. Pierwszy historyk chrześcijaństwa, Euzebiusz z Cezarei, który poświęcił Konstantynowi Wielkiemu całe rozdziały, o papieżu jego czasów zaledwie wspomina. A jednak ten nie-męczennik musiał się za życia wykazać cnotami i heroizmem, by zostać wyniesionym na chwałę ołtarzy. Tak samo dzień dzisiejszy, który teraz być może wydaje się „pustą kartą” jest dla nas niepowtarzalną okazją. Wykorzystajmy go jak najlepiej na zasłużony odpoczynek i zabawę oraz na refleksję o roku minionym i snucie planów na rok przyszły.

Zabawa „Kosmos” na Forum Młodych 2021, fot. Monika Wójcik
Zabawa „Kosmos” na Forum Młodych 2021, fot. Mateusz Spodar

Ignacy Wiński


Urodzony w roku 1998, przyrzeczenie w ostatnich dniach 2010 roku. Przez ostatnie parę lat Akela 5 Gromady Lubleskiej, prywatnie student. Zanteresowania: filozofia i historia idei, kultura i popkultura, modelarstwo.

Z Biblią na Bonda

Na samym początku śpieszę z informacją, że tekst nie będzie zawierał spoilerów. Sam ich nie lubię i szanuję to, że inne osoby mogą mieć podobne odczucia. Brak odniesień do fabuły nie przeszkadza mi jednak na zachwycanie się nią w kontekście najnowszego filmu z Danielem Craigiem w roli agenta 007, noszącego tytuł „Nie Czas Umierać”. Będzie natomiast sporo nawiązań do pozostałych filmów z serii, połączonych z ich interpretacją w świetle Słowa Bożego. Innymi słowy – odniosę się do serii filmów o Jamesie Bondzie odkodowując je przy pomocy Pisma Świętego.

Po co chodzimy do kina?

Standardowy zespół objawów przy pójściu na film do kina młodych dorosłych to cola, popcorn i miła osoba towarzysząca. Przed pójściem na film „Nie Czas Umierać” nie spełniłem tych wszystkich wymagań, nie mniej seans uznaję za niezwykle udany. Tym bardziej, że dodatkowym gościem zabranym ze sobą do kina była w moim przypadku Biblia, przy której regularnie modlę się podczas Godziny Drogi. Zabrałem ją celowo, aby pomogła mi w mojej Przestrzennej misji specjalnej, czyli napisaniu tego artykułu. Nie zawiodłem się, o czym napiszę na końcu.

Jest wiele powodów, dla których chodzimy do kina. Pytanie o jeden główny, ociera się o pytanie po co w ogóle potrzebna jest nam kultura i sztuka. Biorąc pod uwagę fakt, że za przewodnika po dziełach kultury wziąłem sobie Pismo Święte, postanowiłem podejść do tego pytania metodycznie, analogicznie do wchodzenia w relację z Bogiem poprzez modlitwę myślną Lectio Divina. Pewien żyjący w średniowieczu kartuz opisał stopnie, po których czytający Pismo Święte wznosi się do Boga. Są to znane wielu z nas lectio, meditatio, oratio i contemplatio.

Lectio odpowiada uważnemu czytaniu fragmentu Pisma. W odniesieniu do filmu, tudzież innego dzieła kultury, jest to skupienie się na historii, jaką one przekazują. Meditatio, to w odniesieniu do Pisma Świętego rozważanie, dosłownie „przeżuwanie słowa”. Przy filmach są to dla mnie szczególnie momenty, w których coś przykuje moją uwagę i znajdę w jakimś fragmencie odniesienie do innych dzieł kultury lub sytuacji życiowych.

Oratio to modlitwa fragmentem Pisma, który szczególnie przykuł naszą uwagę. Czy można się modlić nie tyle podczas oglądania filmu, co samym oglądaniem filmu? Osobiście uważam, że tak. Czym jest bowiem modlitwa, jeśli nie mówieniem i słuchaniem Pana Boga. W czasie modlitwy filmem mówią moje myśli, a słucham przekazu, który przychodzi wraz z rozwojem fabuły i interpretacji, którą w kontekście własnego życia podsyła mi moje sumienie.

Wreszcie contemplatio, czyli miłosna obecność przy Bogu. W kontekście dzieł kultury myślę, że wiele cech wspólnych można znaleźć w procesie oczyszczenia, tj. katharsis. Towarzyszy ono oglądaniu, uniesieniom, emocjom i oczyszczaniu z nich, w ramach bycia poprowadzonym przez dzieło sztuki.

Po co nam zatem dzieła sztuki? Są paliwem. Nie dla tej wspomnianej machiny interpretacyjnej – ona pozwala jedynie uzyskać więcej energii, jak silnik o dużej mocy. Są przede wszystkim paliwem dla naszej duszy. Święty Paweł mówił o tym, że nasz byt składa się z ciała, duszy i ducha. Dusza jest mieszkaniem dla ducha naszego i Ducha Świętego. Nasz duch karmi się między innymi dziełami kultury. Duch Święty uzewnętrznia w nas swoją obecność, podczas karmienia osobowej relacji z Bogiem. Idąc na nowego Bonda z Biblią, wzmocniłem więc obydwu mieszkańców własnej duszy.

Powyższa interpretacja roli dzieł sztuki w życiu człowieka, jest jedynie autorską tezą. Nie na wszystko jestem w stanie zdobyć przypis ani nie wiem, czy uzyskałbym na nią imprimatur. Pozwoliła mi jednak przeżyć niezwykle owocnie czas spędzony w kinie. Pozwala również czerpać więcej ducha i mocy z różnych innych dzieł kultury.

Zasady są po to, aby ich przestrzegać

Trzymając się zasad można oszczędzić sporo czasu spędzanego na wymyślaniu własnych. Podążając za wskazaniami średniowiecznego mnicha, wiele osób odnajduje więcej głębi w czytaniu Pisma Świętego, niż gdyby robiło to „po omacku”.

Trzymając się biblijnej interpretacji świata, a także metody interpretacji samych świętych pism, można dojść do ciekawych wniosków przy interpretacji dzieł kultury.

Do tak przygotowanego umysłowego warsztatu wprowadziłem mega paliwo w postaci filmu „Nie czas umierać”. Wywołał on mnóstwo skojarzeń jednak, aby uniknąć bezpośrednich odniesień do fabuły, skupię się na samej koncepcji filmów o Bondzie.

Misja Królestwa

W ramach bezpośrednich przygotowań do Wymarszu Wędrownika interpretuje się wraz ze swoim Opiekunem Drogi tekst tego obrzędu. Ważne, by odnieść go nie tylko do natury rzeczy stworzonych, ale również do studium przypadku własnego życia. Co ciekawe, spośród wielu pytań, na które odpowiada przyszły Harcerz Rzeczypospolitej, tylko jedno odnosi się do tego, co jest celem powierzonej mu misji. Jest to oczywiście Królestwo Chrystusa.

Odnosząc życie harcerza lub harcerki, nie tylko HRów i HRek, będących częścią ruchu zawierzonego Maryi, podejrzewam, że często nasze tajne misje wprowadzania Królestwa Jej Syna w całym swoim życiu i świecie, który nas otacza, wymagają sporo ekwilibrystyki myślnej, słownej i behawioralnej. Oglądając serię filmów z Jamesem Bondem będącym w tajnej służbie Jej Królewskiej Mości, można tu znaleźć wiele analogii do własnego życia harcerskiego.

Obrzęd Wymarszu Wędrownika, Święty Krzyż 2021, fot.: Marek Sydor

Kolejną piękną w mojej ocenie analogią, jest porównanie do sytuacji, która również jest elementem każdej Bondowej historii, to znaczy splatania się życia osobistego Bonda z wielką misją światową, którą aktualnie pełni. Odnosząc to do swojego życia: jest to poszukiwanie miejsca na tej ziemi, w drodze do nieba, znane pod nazwą rozeznawania powołania. Przez tajemnice wiary jest ono związane z Wielką Misją – Zbawieniem i Odkupieniem rodzaju ludzkiego, które wypełnił Jezus Chrystus na krzyżu. Nasze małe sprawy, nasi mali szefowie „M”, może nie są zbyt podobni w pełnionych misjach do szefów i misji MI6, ani tym bardziej do ogromnych spraw wiary. Ale czy nie są właśnie nimi w naszych sercach?

Pewnym kontrowersyjnym wątkiem każdego filmu z Bondem jest jego, w zależności od serii, większa lub mniejsza rozwiązłość seksualna. Cóż, rozbijając wątki romantyczne Bonda na czynniki pierwsze, można w nich moim zdaniem odnieść się do i wzmocnić kulturowo, nie tylko powołanie do małżeństwa, ale ogólnie powołanie do miłości z krwi i kości.

Te czynniki to: otwartość na łaskę Bożą, umiejętność wejścia z nią w relację i udzielenia szczerej odpowiedzi na jej wezwanie. Dalej, nieprzywiązywanie się w sposób transcendentno-kultyczny do rzeczy i osób tego świata oraz nieustawanie w poszukiwaniu pereł i cieszenia się z odkrytych skarbów Królestwa Bożego w najbliższym otoczeniu.

Jak to dostrzegłem w filmach o agencie 007? Znalazłem jeden prosty sposób – krytycy filmowi mnie znienawidzą.

Słowa, które stają się ciałem

Skarby te znalazłem w ogromnej potrzebie cnót wszelkich, z miłością agape na czele, poprzez umiłowanie prawdy, słowność, szczerość, szlachetność, wierność, stałość, odwagę, męstwo i wiele wiele innych, którą to potrzebę wypełnia za nas Bond. James Bond.

Jego misje – mają wypełnienie w jego czynach, jego słowa – mają moc honorowego zobowiązania, które staje się obowiązującym statusem w relacji czy świecie fabuły filmu.

Cnót nie trzyma się w worku. Są pojęciami abstrakcyjnymi, które opisują stan człowieka, będącego w ciągłej gotowości do pełnienia dobra. Myślą, mową uczynkiem i zadbaniem. Pragnienie cnót, poszczególnych cech czy zachowań, nie jest więc potrzebą naprawienia świata – to się robi przy okazji. „Pragnienie pragnieniem zostaje” cytując Grzegorza Przemyka w słowach z wiersza o Jonatanie. Pragnienie cnót, staje się pragnieniem konkretnego człowieka, który je wypełnia. Relacji z nim. Osobowej miłości. Nie jest jakąś tam potrzebą porządku. Odwiecznym upragnieniem świata jest Serce Jezusa, jeśli ufać litaniom. Serce Boga. Człowiek nie rodzi się z takim Sercem. Może je ukształtować świadomie otwierając się na Bożą łaskę i ćwicząc w dobrej woli.

Jak to się ma do rozwiązłości Bonda? Cóż. Znam tylko stronę męską tego pragnienia, które ona wyraża i to raczej w ramach studium przypadku niż przeglądu. Nie mniej, mam nadzieję, że opisując ten auto-przypadek zilustruję pewną prawdę.

Przez chemię do gwiazd

W obecnym szefowo-HRowym stadium rozwoju, wciąż działa na mnie chemia mózgu. Neuroprzekaźniki skaczą sobie po synapsach, tworząc różne myśli i odczuci. To dobrze. To oznaka życia, najważniejsza ze wszystkich. Patrząc od strony śmierci, tylko śmierć mózgu jest nieodwracalna dla człowieka tej ziemi. Patrząc od strony życia, ile życia w mózgu tyle nadziei.

Ogarniając uniwersum własnej głowy, realizujemy jedną z dwóch najważniejszych misji rozwoju biologicznego. Są to wzrost i różnicowanie. Psychika wzrasta wraz z człowiekiem. Dobrze by było, gdyby również adekwatnie się rozwijała. Potrzeba do tego sporej determinacji, skupienia i pracy umysłowej. Efektem tych wysiłków może być nawet Królestwo Chrystusa w całym swoim życiu. Dlatego warto się tego rozwoju podjąć.

Kiedy różnicując drogi powołania, w ramach życiowych misji, dorosły mężczyzna postanowi aktywnie zmierzać w kierunku małżeństwa, nie wystarczy wola walki. Trzeba czasem dokonać rozeznania bojem. Mam tu na myśli próby wchodzenia w relacje z kobietami, którym ma się zamiar ofiarować swoją miłość.

Oglądając Bonda można zatrzymać się na następującym schemacie: dostrzeżenie kobiety, próba (zazwyczaj udana) zdobycia jej serca, konsumpcja związku.

Jednak filtrując to, co przekazuje nam historia agenta 007, przez pełnię człowieczeństwa, objawioną w Słowie Bożym, można dostrzec o wiele więcej.

Decydując się na związek z kobietą, nie decyduje się na związek z jedną jej wersją, tylko wszystkimi obliczami. Tak jak wszyscy ludzie odnajdują prawdę o sobie w Chrystusie, tak wszystkie pragnienia wyrażane pod adresem przedstawicielek płci przeciwnej realizowane są w ramach związku. Tzn. mogą być, choć niestety nie zawsze są. Wystarczy odrobina wyobraźni, wiele miłości, konsekwencja w wierności. Patrząc na różne partnerki Bonda, można wtedy nie tylko zachwycać się pięknymi aktorkami lub zazdrościć powodzenia aktorowi, ale też ucieleśniać jego misje osobiste we własnej misji osobistej dla wybranki serca.

Oddać Królowej co Królowej, a Bogu co Boże

Patrząc z perspektywy wielu godzin spędzanych na filmach o Bondzie i jeszcze większej liczbie godzin spędzanych w życiu na Godzinie Drogi, podsumowanie najnowszej misji agenta 007 oddałem Słowu Bożemu, które zabrałem ze sobą na seans. Otrzymałem Słowo z księgi proroka Izajasza: „Czyś nie Ty osuszyło morze, wody Wielkiej Otchłani, uczyniło drogę z dna morskiego, aby mogli przejść wykupieni?” (Iz 51,10).

Zachęcam wszystkich fanów przygód agenta 007 do podobnego prześwietlenia filmu „Nie Czas Umierać”. Czasem Drogi, Czasem Światła, Czasem Życia. Polecam. Warto.

Krzysztof Żochowski


Krzysztof Olaf Żochowski HR – Pochodzi z 1. Hufca Garwolińsko-Pilawskiego, w trakcie życia skautowego pełnił liczne funkcje w różnych gałęziach i obszarach służby. Zawodowo lekarz stażysta, podążający myślami w kierunku psychiatrii dzieci i młodzieży.

65 lat Federacji Skautingu Europejskiego!

Z okazji 65-lecia FSE (1 listopada 1956r. – 1 listopada 2021r.), publikujemy okolicznościowy tekst, powstały 5 lat temu w języku francuskim, przybliżający historię naszego ruchu.

1956 – 2016 – 60 lat Międzynarodowego Związku Przewodniczek i Skautów Europy, U.I.G.S.E.-F.S.E.

Początki

1956: Kolonia

Pierwszego listopada 1956 (Dzień Wszystkich Świętych) w młodzieżowym domu kultury znajdującym się przy ulicy Maccabees w Kolonii w Niemczech, spotkało się około trzydziestu młodych niemieckich skautów. Byli wśród nich zarówno katolicy, jak i protestantami. Na przestrzeni ostatnich lat byli oni w kontakcie z organizacją „Europa-Scouts” założoną w 1952 roku w Austrii, ale głęboko ich zawiódł bezwyznaniowy skauting tej organizacji pozbawiony szczytnych ideałów, odbiegającym od metodyki wypracowanej przez Baden-Powella i w pełni zcentralizowanym przez struktury w Wiedniu.

Młodzi ludzie cierpieli już w trakcie wojny i doświadczali okresu niepewnego pokoju w czasach Zimnej Wojny pomiędzy zachodnio-europejskimi demokracjami, a reżimem komunistycznym narzuconym przez Związek Radziecki krajom Europy środkowo-wschodniej, mieli potrzebę utworzenia ruchu pozwalającego im osiągnąć lepsze zrozumienie pomiędzy wszystkimi młodymi ludźmi.

Adalbertus Wiosenny 2021, fot. Zbyszek Stachowski

Byli oni w pełni świadomi faktu, że odrzucenie Boga przez nowoczesne narody oraz tendencja do podporządkowania wiary interesom ogólnonarodowym, powszechnemu uniwersalizmowi lub wyższości państwa, a także ideologizowanie rasy i narodowości spowodowało podział Europy, co doprowadziło do zignorowania wymiaru dobra wspólnego. Mieli świadomość tego, że powyżej wymienione doświadczenia doprowadziły do wielkiej katastrofy, jaką była Druga Wojna Światowa, której byli świadkami i ofiarami.

Założenie

Młodzi skauci, katolicy i protestanci, którzy spotkali się w Kolonii, chcieli, żeby ich skauting był wierniejszy naukom Baden-Powella, czyli miał jasną konotację chrześcijańską, ponieważ wiedzieli, że wiara chrześcijańska jest podstawą cywilizacji europejskiej.

Ci wszyscy młodzi ludzie, którzy tam byli, zgodzili się na propozycję skautingu mającego chrześcijańską podstawę, otwartego na wymiar europejski i konieczność utworzenia federacji w celu rozszerzenia skautingu o kolejne narodowe, autonomiczne stowarzyszenia oparte na tych samych zasadach.

Z powyższych powodów, zaadaptowali nowe zasady i reguły do ich niemieckiego stowarzyszenia „Bund Europäischer Pfadfinder” (B.E.P.), utworzonego parę lat wcześniej i stworzyli federację „Fédération du Scoutisme Européen” (F.S.E.), aby zebrać zagraniczne stowarzyszenia, które w przyszłości poprosiłyby o dołączenie do tej federacji.

Należy zauważyć, że raport ze spotkania w Kolonii był spisany w języku niemieckim, podczas gdy nazwa nowej federacji była zapisana po francusku – języku używanym w komunikacji międzynarodowej, niewypartym jeszcze wtedy przez angielski.

Symbol F.S.E.

Karl Schmitz Moormann i Pierre Joubert

Z nadzwyczajnym wyczuciem symbolizmu, młodzi szefowie zgromadzeni w Kolonii wybrali, do noszenia na sercu, emblemat, który odzwierciedlał ich szczytne ideały.

Dla wszystkich skautów na świecie, symbolem jest lilijka wybrana przez Baden-Powella, ponieważ kiedyś wskazywała północ na dawnych kompasach i mapach morskich.

Tym symbolem Baden-Powell chciał jasno pokazać swoją intencję – umiejętność kształtowania charakterów, to znaczy mężczyźni i kobiety potrafiący namierzać swoją drogę i zostać na kursie życia, nawet w sytuacji, gdyby wokół nich zmieniłoby się w pełni zarówno społeczne jak i psychologiczne otoczenie.

Tymczasem dla młodych ludzi zgromadzonych w Kolonii, gwiazda polarna wskazywana przez lilijkę kompasu, to Chrystus, zmarły na krzyżu i zmartwychwstały dla zbawienia wszystkich ludzi. Ten krzyż, czerwony od krwi Chrystusa, ma osiem końców symbolizujących osiem błogosławieństw z Kazania na górze, to fascynujący program życia dla tych, którzy chcą podążać za Chrystusem.

Niemiecki Naczelnik, Karl Schmitz Moorman, który studiował w Paryżu w 1957, poprosił Pierre’a Jouberta, sławnego skautowego ilustratora i specjalistę heraldyki, aby narysował graf odznaki. Z powodów estetycznych, Joubert szukał krzyża na tyle szerokiego, by zawrzeć w nim złotą lilijkę i zdecydował się na ośmioramienny krzyż cysterskiego klasztoru Morimond, który później został krzyżem Rycerzy Szpitalników Świętego Jana z Jerozolimy. Nie był to przypadek, że ta odznaka została wybrana w dniu uroczystości Wszystkich Świętych, kiedy to Kościół głosi uroczyście na całym świecie każdego roku osiem błogosławieństw, symbolizowanych przez osiem końców tego krzyża.

Krzyż Federacji Skautingu Europejskiego, materiały SHK „Zawisza” FSE

Ideały

Duch założycieli

Kilka zdań opublikowanych w magazynie z tego okresu, pomaga nam lepiej zrozumieć ducha tych młodych szefów.

„… Chłopcy i dziewczęta stwierdzili, że nie dadzą rady co dwadzieścia lat zaczynać od nowa, walczyć przeciwko sobie, a miliony sierot nie mogą czekać na swoją kolej, żeby pójść na kolejną wojnę… W obliczu stosów zwłok spychanych przez buldożery, miast zrównanych z ziemią, dzieci poparzonych napalmem, coś w nas się obudziło i zawołało: „Dosyć!” (…)

Jesteśmy zaangażowani ze wszystkich sił w walkę z tymi, którzy chcą abyśmy sobie nie ufali i znienawidzili się nawzajem. Z samymi uśmiechami i otwartymi dłońmi, sercami wolnych i lojalnych ludzi, poszliśmy do innych, niosąc ten sam, czerwony krzyż ze złotą lilijką. (…)

Jako protestanci, prawosławni, katolicy, chcieliśmy tylko pamiętać, że Chrystus umarł za nas wszystkich… Pragnęliśmy tylko zobaczyć w naszych bliźnich chrześcijanina, człowieka kochanego przez Boga. I ponad ludzkimi podziałami, chcieliśmy zostać Skautami Europy…”

Adalbertus Wiosenny 2021, fot. Zbyszek Stachowski

Dokumenty statuujące

Kiedy F.S.E. zostało założone, powstały również „Statuty Federalne”. W pierwszym punkcie można było przeczytać: „Pod nazwą „FEDERACJA SKAUTINGU EUROPEJSKIEGO”, międzynarodowe stowarzyszenie skautowe zostaje założone. Jest złożone z narodowych sekcji, których celem jest praktykowanie skautingu Baden-Powella, wśród kontekstu europejskiej idei i na podstawie chrześcijańskiej sugerowanej przez koncept zjednoczonej Europy.”

Młodzi szefowie zgromadzeni w Kolonii dodali coś nowego i ważnego w tekście Przyrzeczenia: wierność Europie.

Na długo przed tym, zanim Unia Europejska przyjęła flagę Rady Europy, symbol z dwunastoma złotymi gwiazdami powiewał ponad obozami F.S.E., ponieważ pierwsi Skauci Europy uznali ją za kolejny chrześcijański symbol: koronę Dziewicy Maryi.

W 1957 w dniu Wszystkich Świętych, odbyła się nowa Rada Federalna, podczas, której spisane zostało pierwsze „Dyrektorium Religijne”. Definiowało ono zasady życia religijnego jednostek.

Jednak, pierwsze „Dyrektorium Religijne” stworzyło kilka problemów. Dokument umożliwił zakładanie, tak zwanych „otwartych” jednostek zrzeszających młodych ludzi różnych wyznań chrześcijańskich. Niedługo później, okazało się, że niemożliwym było zaoferowanie wartościowej formacji religijnej w takim jednostkach. Ponadto, poziom skautingu w „otwartych” jednostkach był niski i wiele z nich szybko rozpadło się.

Rozwój

Zakładanie nowych stowarzyszeń

Od 1956 roku, Skauci Europy z „Bund Europäischer Pfadfinder” rozprzestrzenili się po całych Niemczech tworząc nowe szczepy.

Mały magazyn wydawany techniką powielaczową, utrzymywał ludzi w kontakcie. Był nazwany, po sławnej żaglówce niemieckiej marynarki, „Passat”, a razem z nim ukazywał się magazyn dla szefów „Sekstant”.

W 1958 roku zostało oficjalnie założone stowarzyszenie francuskie. W kwietniu opublikowano pierwsze miesięczniki wydawane tą samą techniką, co pisma niemieckie dla młodzieży i szefów zatytułowane tak samo, jak ich pierwowzory.

Pierwsza międzynarodowa aktywność zgromadziła drużyny Paris 1, Paris 2, Annecy 1 i Strasbourg 1: miały one wspólny obóz latem 1958 w Irlandii i Wielkiej Brytanii z niemieckimi skautami z Münster 1. W 1958 Brytyjczyk Peter Chambers został przybocznym w drużynie FSE w Dusseldorfie w Niemczech. W 1959 po powrocie do domu założył brytyjskie stowarzyszenie „European Scouts Federation – British Association”.

W trakcie lata 1959 belgijska drużyna z Louvain wzięła udział w federalnym obozie FSE w Wasserfall (Niemcy). Po tym kontakcie w 1960 zostało założone: „Association Belge des Guides et Scouts d’Europe”.

W Grecji dzięki Constantinosowi Avdikosowi i Georges’owi Pattasowi powstało stowarzyszenie nazywające się „Soma Ellinon Acriton”. Jednakże w Grecji panuje prawo pozwalające na istnienie tylko jednego stowarzyszenia skautowego na jej terytorium, dlatego nowe stowarzyszenie musiało zostać usunięte po krótkim czasie.

Międzynarodowe wymiany i obozy federalne

Chociaż F.S.E. nie było jeszcze liczne, zorganizowało wiele wymian międzynarodowych: jej europejski duch i kontakty istniejące w jej jednostkach odróżniały ich od innych organizacji skautowych tamtego czasu. Zwiększyła się ilość: wizyt, spotkań, bratań i wspólnych obozów. We francuskim magazynie Passat, dla skautów i skautek, możemy przeczytać: „Obóz letni jest przede wszystkim, okazją do lepszego poznania Europy i naszych braci skautów. Drużyna lub szczep nigdy nie obozują same: obozują zawsze z chłopcami lub dziewczynami z innego kraju.”

W tej perspektywie F.S.E. organizowało „obozy federalne” zwane „Jamborkami”. W 1959 roku w Wasserfall (Niemcy), pierwszy obóz federalny liczył około stu pięćdziesięciu niemieckich, francuskich i belgijskich uczestników. Następnego roku, drugi obóz federalny miał miejsce w Saint-Loup de Naud niedaleko Provins w okolicy Paryża. Brało w nim udział dwustu uczestników z Niemiec, Francji, Belgii oraz kilkoro angielskich skautów, którzy dopiero dołączyli do F.S.E. W 1962 roku trzeci obóz federalny zebrał dwustu pięćdziesięciu skautów i skautek w Botassart (Belgii). W 1964 roku kolejny obóz został zorganizowany w Marburgu (Niemcy) i liczył czterysta skautów i skautek. Następny miał miejsce w Kergonan w Bretanii (Francja) i odbył się w 1968 roku.

Ważny impuls

Przybycie Perig i Lizig Géraud-Keraod

F.S.E. miało szczytny ideał, wypróbowaną pedagogikę, piękny symbol, ale to wszystko nie było wystarczające do rozwinięcia ruchu, który potrzebował trochę dynamizmu i ducha.

Para Perig i Lizig Géraud-Keraod przyniosła zarówno dynamizm, jak i ducha oraz przyczyniła się do istotnego rozwoju stowarzyszenia. Powyższe pozwala stwierdzić, że to właśnie oni są faktycznymi założycielami F.S.E.

Perig (Pierre) Géraud podczas wojny uczestniczył w Ruchu Oporu przeciwko Niemcom i po wojnie dodał bretoński pseudonim do swojego nazwiska: Keraod.

W październiku 1962 Pierre Géraud-Keraod (po bretońsku: Perig) i Lucienne (po bretońsku: Lizig) z ich 7 szczepami „Communauté des Scouts Bleimor” dołączyli do F.S.E.

Na początku „Scouts Bleimor” było „Skautowym Centrum Wyrazu Bretońskiego” założonym w 1946 w Paryżu przez Perig i Lizig wśród Bretońskiej Misji Katolickiej regionu paryskiego. Cel „Centrum”, do którego uczęszczały setki młodych Bretończyków, miało do zaoferowania duchowe i społeczne wsparcie dla wielu rodzin zostawiających Bretanię w tym czasie, żeby osiedlić się w okolicy Paryża, łącząc ich bretońskimi tradycjami kulturalnymi (tańce, śpiew chóralny, muzyka ludowa, sztuka teatralna).

Męskie grupy „Bleimor” należały do „Scouts de France”, a żeńskie należały do „Guides de France”. Ale we wczesnych latach sześćdziesiątych, te dwa stowarzyszenia przygotowywały całkiem dużo głębokich zmian w metodzie skautowej i w całym podejściu obu stowarzyszeń.

Podczas spotkania w Tréguier w Bretanii 21-wszego sierpnia 1962, męscy i żeńscy szefowie szczepów „Bleimor” zdecydowali jednogłośnie o opuszczeniu ich własnego stowarzyszenia i 28-ego października 1962 „Bleimor”. Dwustu piętnastu członków dołączyło do francuskiego stowarzyszenia F.S.E.

Nowy styl

Perig Géraud-Keraod tchnął nowe życie we francuskie stowarzyszenie. Chciał odnowić katolicki skauting ojca Sevin (założyciela skautingu katolickiego we Francji) dodając do niego ducha europejskiego i wymiar europejski.

Wobec powyższego, praca koncepcyjna została podjęta i dzięki Marie-Claire Gousseau dokument „Karta naturalnych i chrześcijańskich zasad skautingu europejskiego” został zdefiniowany. Opisał on skauting jako aktywną i kompletną metodę edukacji i formacji osobistej, pozaziemskie przeznaczenie każdej osoby, wyróżnienie pomiędzy naturalnymi i pozaziemskimi poziomami, przygotowanie chłopców i dziewcząt, jako dzieci Kościoła do przemyśleń i do sensu świętości, szacunku i życia w naturze, żeby uciec od materializmu przez edukację do wolności według porządku naturalnego itd….

Dwanaście artykułów dogłębnie przemyślanych i wyważonych zdefiniowało niektóre zasadnicze punkty w generalnym kontekście tych lat, które były raczej latami degeneracji, dezorientacji i utraty wartości.

Rozwój we Francji

Sytuacja F.S.E.

W 1962 w momencie przybycia Periga Géraud-Keraod, sytuacja miała się następująco:

  • Niemcy: 15 jednostek, 300 członków, 50% katolików 50% protestantów
  • Francja: 18 jednostek, 350 członków, 100% katolików
  • Belgia: 6 szczepów, 250 członków, 100% katolików
  • Wielka Brytania: 4 szczepy, 120 członków z różnymi wyznaniami religijnymi

Całe F.S.E.: około 1000 członków

Działanie Periga Géraud-Keraod

Kiedy główne tezy federacji zostały zdefiniowane, Perig Géraud-Keraod zaczął pracować nad przejrzystą linią rozwoju dla francuskiego stowarzyszenia.

W 1965 magazyny „Passat” i „Sekstant” zmieniły nazwy na „Skauci Europy” i „Mistrzowie”. W ich poprawę został włożony znaczny nakład pracy.

W 1967 został zorganizowany pierwszy obóz szkoleniowy dla szefów oraz pierwsze obozy dla zastępowych. Wiele samodzielnych zastępów skautów i skautek rozpoczęło działalność ze wsparciem stowarzyszenia.

W tym samym roku Przewodniczki Europy zdecydowały się na błękitne koszule zamiast brązowych, aby jasno zademonstrować, widocznym znakiem, egzystencję dwóch nurtów, żeńskiego i męskiego w stowarzyszeniu, różne w swojej hierarchii i strukturach pedagogicznych, tworzące jednakowoż jeden ruch wspólny dla chłopców i dziewcząt w administracji i istocie.

Perig Géraud-Keraod był zafascynowany młodymi szefami-pasjonatami, dlatego postanowił ich zorganizować. Mała grupa pozwoliła na zgromadzenie i wzmocnienie stowarzyszenia. F.S.E. nawiązało współpracę z fotografem skautowym: Robertem Mansonem oraz rysownikiem: Pierrem Joubertem, który przez wiele lat ilustrował magazyny dla federacji bez proszenia o choćby najmniejsze wynagrodzenie.

Perig Géraud-Keraod i jego żona dbali o rozwój ekspresji i śpiewu. Pomimo bardzo ograniczonych zasobów finansowych, zatrudnili muzyka i reżysera teatralnego Henri’ego Gire’a na pół etatu celem poprawy i odnowy repertuaru śpiewu chóralnego i ekspresji we francuskich szczepach.

Sztandar

Mont-Saint-Michel

Sztandar jest symboliczną flagą Przewodniczek i Skautów Europy. To słowo (baussant) pochodzi ze starofrancuskiego zwrotu „beau signe” („piękny znak lub symbol”). Sztandar w kolorach białym i czarnym był emblematem średniowiecznych rycerzy-templariuszy.

Perig Géraud-Keraod dodał do sztandaru ośmioramienny krzyż z lilijką, adaptując go jako symbol F.S.E. w trakcie spotkania skautów i skautek, które miało miejsce w Mont-Saint-Michel w Normandii (Francja) na Wielkanoc 1966, wśród uroczystości tysiąclecia założenia klasztoru.

Z tej okazji francuskie stowarzyszenie F.S.E. zorganizowało wielką wyprawę z udziałem siedmiuset skautów i skautek. Fabułą gry było wyjście Hebrajczyków z Egiptu i ich ucieczka przez Morze Czerwone po oswobodzeniu z niewoli.

Po licznych perypetiach w trakcie gry, uczestnicy rozstawili swoje namioty na noc wzdłuż plaży przed klasztorem. Byli podzieleni na 9 podobozów. Zarówno noc, jak i morze budziły poczucie wielkiej trwogi, ale 9 olbrzymich ognisk rozświetlało mroki ciemności spowijających zatokę. Nagle, latarnia morska zapłonęła w kierunku Mont-Saint-Michel i w każdym obozie był wygłaszany Prolog z Ewangelii św. Jana.

Następnego dnia o wschodzie słońca, kiedy nastał odpływ, uczestnicy przeszli boso plażą w kierunku Mont-Saint-Michel.

Mont-Saint-Michel, Eurojam 2014, fot. Wojciech Żochowski

Symbolika sztandaru

Biały kolor sztandaru reprezentuje „flagę Chrystusa”, niebo i dzieła Ducha Świętego; czarny kolor przywołuje ziemię i codzienne zobowiązanie do właściwego zachowywania się, walkę przeciwko złu.

Czarny i biały – te dwa kolory zawsze reprezentowały światło i ciemność, stały się symbolem walki Dobra i Zła, która istnieje w świecie i w życiu każdego z nas.

Umieszczony, pośrodku czarnego i białego, ośmioramienny krzyż przypomina nam, że zwycięstwo światła przeciwko ciemności zaczęło się ofiarą Chrystusa na krzyżu. Lilijka umieszczona na krzyżu jest przepełniona symboliką i przypomina nam, że naszą północą jest Jezus Chrystus i do Niego musimy iść.

Dziś starcia nie dotyczą już dawnych bitew, ale działania misyjnego, dlatego sztandar reprezentuje symbol woli do pracy Przewodniczek i Skautów Europy, aby nastało panowanie Chrystusa, według nauczań Jezusa, w każdym momencie naszego życia i we wszystkich sytuacjach.

Sztandar FSE, fot. Krzysztof Żochowski

U.I.G.S.E.-F.S.E.

Jubileusz 1975

We wrześniu 1975 roku pięćset szefów, wędrowników i przewodniczek z „Przewodniczek i Skautów Europy” po postoju w Asyżu, wyruszyła do Rzymu w pielgrzymce z okazji Roku Jubileuszowego. Było to jedyne skautowe katolickie stowarzyszenie, na całym świecie, organizujące oficjalną pielgrzymkę na Jubileusz.

Papież Paweł VI, otoczony przez około dwudziestu francuskich biskupów, powiedział publicznie, podczas audiencji generalnej na placu św. Piotra: „Przewodniczki i Skauci Europy, musicie wiedzieć, że zawsze będziecie naszymi przyjaciółmi. Jesteśmy pewni Waszej obecności, Waszej pracy i Waszego ducha skautowego. Bądźcie błogosławieni! Przywróćcie wspomnieniem Jubileuszu, w którym uczestniczyliście, poczucie stanowczości i wierności Chrystusowi i Jego nauczaniu.”

Ta deklaracja była bardzo ważna w kolejnych latach podczas tworzenia w Europie nowych katolickich stowarzyszeń, które poprosiły o dołączenie do F.S.E.

Rozwój

W 1974 roku zostało założone stowarzyszenie „Eclaireurs Baden-Powell” w Kanadzie.

W Niemczech w 1976 roku zostało założone, nowe katolickie skautowe stowarzyszenie: „Katholische Pfadfindershaft Europas” (K.P.E.).

We Włoszech 14-stego kwietnia 1976 roku „Associazione Italiana Guide e Scouts d’Europa Cattolici” zostało założone przez męskich i żeńskich szefów i przez kilku duszpasterzy rzymskich szczepów. Wszystkie pochodziły z A.S.C.I. (Stowarzyszenie Włoskich Katolickich Skautów) i z A.G.I. (Stowarzyszenie Włoskich Przewodniczek).

W 1977 roku w Niemczech zostało założone protestanckie stowarzyszenie skautowe „Evangelische Pfadfinderschaft Europas” (E.P.E.). W tym samym roku w Genewie zostało oficjalnie założone, szwajcarskie stowarzyszenie „Guides et Scouts d’Europe”, pomimo iż jego aktywności zaczęły się już kilka lat wcześniej.

W 1978 roku zostały założone „Asociación Española de Guías y Scouts de Europa” i “Associação das Guias e Escuteiros da Europa”, odpowiednio w Hiszpanii i w Portugalii.

W 1981 roku w Villach w Austrii, przez ojca Thomasa Barnthalera, zostało założone „Katholische Pfadfinderschaft Europas – Österreich”.

W 1982 roku w Kanadzie, zostało założone protestanckie stowarzyszenie „Association Evangélique du Scoutisme au Québec”.

Najnowsza historia

Rozwój po rozpadzie komunistycznych reżimów

Dziewiątego listopada 1989 roku podczas spotkania Rady Federalnej w Rzymie, usłyszeliśmy, że mur berliński właśnie upadł. Od tamtego momentu rozwój UIGSE-FSE zaczął rozprzestrzeniać się poza byłą „żelazną kurtynę”. Głównym bohaterem rozwoju był nowy Komisarz Federalny Gildas Dyèvre silnie wspierany przez kilka stowarzyszeń, a w szczególności przez francuskie, włoskie, niemieckie i belgijskie.

Nieustająco, przez 50 lat komunizm aktywnie działał, żeby wyrugować wszelkimi metodami wiarę z życia ludzi Środkowej i Wschodniej Europy. Pomimo tego, wiara nie była całkowicie wyniszczona i UIGSE-FSE otrzymało z wielu krajów wnioski o informacje i wsparcie od ludzi, którzy chcieli poznać chrześcijański skauting, w celu wykorzystania go do ewangelizacji i apostolatu młodych. Spowodowało to narodziny nowych skautowych stowarzyszeń dołączających do UIGSE-FSE.

W 1990 roku pierwsze stowarzyszenie pojawiło się na Litwie i nosiło nazwę „Lietuvos Nacionaliné Europos Skautų Asociacija”.

Również w 1990 roku „Magyarorszagi Europai Csèrkeszek” został założony na Węgrzech.

W 1991 roku „Asociaţia Cercetaşii Creştini Români din Federaţia Scoutismului European” zaczęło działać w Rumunii.

W 1995 roku polskie skautowe stowarzyszenie, założone potajemnie we wczesnych latach osiemdziesiątych, dołączyło do UIGSE-FSE i przyjęło nazwę „Stowarzyszenie Harcerstwa Katolickiego „Zawisza” – Federacja Skautingu Europejskiego”.

W 1996 roku „Katolu Gaidu un Skautu Organizacija Latvija” narodziło się na Łotwie.

W 2004 roku „Asociace Skautek a Skautů Evropy” oficjalnie zadeklarowało się w Czechach.

W 2000 roku prawosławne rosyjskie skautowe stowarzyszenie „ORIUR” (Organizacja Młodych Odkrywców Rosji” zainicjowało kontakty i później dołączyło do UIGSE-FSE ze specyficznych statusem.

W kolejnych latach Białoruś, Słowacja, Ukraina, Holandia i Wielka Brytania również dołączyły do UIGSE-FSE. Stany Zjednoczone Ameryki Północnej i Kanada tworzą obecnie „Federation of North America Explorers” (F.N.E.).

Wydarzenia międzynarodowe

1975 – Jubileusz w Rzymie

We wrześniu pięćset wędrowników, przewodniczek i szefów poszło do Rzymu na Jubileusz. Po przystanku w Asyżu, pielgrzymowali do Wiecznego Miasta, gdzie papież Paweł VI przekazał im publiczną wiadomość powitalną, deklarując, że miał wielkie zaufanie do ich pracy, stowarzyszenia i ducha skautingu.

1978 – Pielgrzymka do Lourdes

Od 9-tego do 13-stego sierpnia tysiąc trzysta wędrowników, przewodniczek i szefów ze stowarzyszeń członkowskich UIGSE-FSE poszło na pielgrzymkę z Saint-Bertrand de Comminges do Lourdes, gdzie przed grotą objawień UIGSE-FSE poświęciło się Błogosławionej Pannie Maryi.

1984 – Pierwszy EUROJAM w Velles we Francji

Od 20-stego do 26-stego lipca pierwszy Eurojam zgromadził pięć tysięcy skautów i skautek w Velles niedaleko Châteauroux w departamencie Indre (Francja). 25-tego lipca wszyscy uczestnicy pojechali do Paryża pociągiem na Mszę Świętą w katedrze Notre-Dame, a następnie przez poświęcenie gałęzi harcerzy i harcerek Matce Bożej Zwiastowania.

1994 – Drugi EUROJAM w Viterbo we Włoszech

Od 30-stego lipca do 7-ego sierpnia siedem tysięcy pięćset skautów i skautek zgromadziło się w okolicach Viterbo. Po przybyciu skautów do Rzymu (specjalnymi pociągami), Ojciec Święty Jan Paweł II powitał wszystkich uczestników w bazylice św. Piotra.

2003 – Trzeci EUROJAM w Żelazku w Polsce

Od 2-go do 11-stego sierpnia przy wsi Żelazko, 60 km od Częstochowy w Polsce zebrało się dziewięć tysięcy skautów i skautek. Poszli w pielgrzymce do sanktuarium Matki Bożej Częstochowskiej, gdzie prymas Polski kardynał Józef Glemp odprawił Mszę Świętą i odczytał wiadomość wysłaną przez Jana Pawła II do uczestników.

2007 – Pierwszy EUROMOOT na Słowacji i w Polsce

Od 4-tego do 11-stego sierpnia dwa tysiące osiemset wędrowników i przewodniczek rozbiło tymczasowy obóz w Tatrach pomiędzy Słowacją, a Polską. Euromoot skończył się pielgrzymką do sanktuarium Matki Bożej Częstochowskiej.

2014 – Czwarty EUROJAM w Normandii we Francji

Od 3-ego do 11-stego sierpnia w Saint-Evroult-Notre-Dame-du-Bois w niższej Normandii (Francja) zgromadziło się dwanaście tysięcy skautów i skautek z 20 krajów europejskich i Kanady. Poszli oni na pielgrzymkę do Lisieux do sanktuarium św. Tereski od Dzieciątka Jezus, ogłoszonej doktorem Kościoła przez Jana Pawła II.

2019 – Drugi EUROMOOT we Włoszech*

Wielu z obecnych szefów i szefowych ma jeszcze w pamięci to wydarzenie. W dniach 27 lipca – 3 sierpnia 2019 wędrowali oni wieloma szlakami, przez Włochy, do Rzymu, na spotkanie z papieżem Franciszkiem. W wydarzeniu wzięło udział ponad 4625 przewodniczek i wędrowników z całej Europy i świata.

Naszywka Euromootu 2019 „Parate Viam Domini”, fot. Damian Jaworski

*dopisek redakcji Przestrzeni

Fot. na okładce: Archiwum Skauci Europy

Archiwum


Konto wpisów nieprzypisanych do nikogo bądź wpisów stworzonych przed migracją na nową stronę. (głównie wpisy przed 2020)

Biel i czerwień w życiu skauta

Wszyscy dobrze znamy historię bitwy pod Mafeking, kiedy to w głowie Roberta Baden-Powella zrodził się pomysł utworzenia zastępów młodych chłopców, którzy mieli pomagać w przenoszeniu meldunków. W ten sposób generał zyskał czas na odpoczynek dla zdolnych do obrony twierdzy dorosłych, którzy, wycieńczeni i ranni, byli coraz mniej efektywni. Robert Baden-Powell później pisał o tym tak:

Powiedziałem raz do jednego z tych chłopców, który właśnie przyjechał pod gęstym ogniem kul nieprzyjacielskich:
– Jeżeli będziesz tak jeździł wśród gradu kul i pękających szrapneli, dostaniesz kiedykolwiek postrzał?
A on odpowiedział mi na to:
– Jadę tak prędko, panie pułkowniku, że żadna kula mnie nie trafi…
I rzeczywiście, mężni chłopcy nie uważali na strzały; rozwozili bez wahania i chętnie rozkazy, choć wiedzieli, że narażają przy tym życie.

Bohaterska postawa chłopaków zainteresowała Baden-Powella. Nie dało się ukryć wielkiego męstwa i determinacji młodych ludzi. Dlaczego tak się zachowywali? Skąd ta odwaga? Sądzę, że płynęła z zupełnie szczerych oczekiwań Baden-Powella. Chłopcy byli świadomi wartości, którą wnoszą w szeregi obrońców twierdzy, co ich motywowało. Oni czuli się tam niezbędni!

U podstaw skautingu leży patriotyzm

Jak to zwykle w historii bywało, potrzeba stała się matką wynalazków. Baden-Powell, kiedy dostrzegł braki w szeregach żołnierzy, postawił na  chłopców, których podzielił na małe oddziały. W ten sposób prostsze zadania mogły być wykonywane szybciej i efektywniej niż wcześniej. Aby uświadomić sobie istotę walki tych młodych ludzi, należy wziąć pod uwagę szerszy kontekst historyczny tamtych wydarzeń.

Trwała krwawa, druga wojna burska. Brytyjskie wojska tłumiły zrywy niepodległościowe członków plemienia Burów – potomków Holendrów, Francuzów i Niemców osiedlających się na tych terenach w ubiegłych wiekach. Wielka Brytania zainteresowała się południowo-afrykańskim regionem Transwalu i Oranii po tym, jak odkryto tam liczne zasoby złota i diamentów. Przez dwa lata toczyły się walki partyzanckie, podsycane przez Cesarstwo Niemieckie, które zaopatrywało Burów w broń. Wojska brytyjskie, ze względu na słabe zarządzanie przez sztab oraz niedocenienie miejscowych oddziałów, odnosiło w tych walkach liczne porażki; wojska brytyjskie były wielokrotnie otaczane przez dobrze znających tamte tereny Burów. Odcięci w mieście-twierdzy żołnierze, z pułkownikiem Baden-Powellem na czele, znaleźli się właśnie w tego typu krytycznej sytuacji. Krwawe siedem miesięcy obrony miasta przyniosło śmierć dwóm tysiącom Burów i ponad dwustu Brytyjczykom. Oblegający spędzili więc dużo czasu na licznych próbach forsowania obrony.

Znając te fakty, nietrudno zauważyć, że życie w mieście musiało być w tamtym czasie niesamowicie trudne. Będąc pod ciągłą psychiczną presją ataku, żołnierze byli wyczerpani. Cywile zaangażowali się w pomoc Baden-Powellowi, jednak wciąż brakowało ludzi. Młodzi chłopcy mogli się przydać, a B.-P. to wykorzystał. W maju oddziały brytyjskie, które przybyły z odsieczą, uwolniły swoich rodaków oblężonych w Mafekingu. Po powrocie z kampanii afrykańskiej powstała książka Scouting for Boys, w której B.-P. opisał ideę i metody skautingu.

Kluczem do odkrycia roli patriotyzmu w metodzie skautowej jest właśnie analiza okoliczności tych historycznych wydarzeń. Spróbuj odnieść tamte realia do własnego życia, do własnej historii. Chłopcy chcieli żyć, rozwijać się, wrócić do normalnego życia w mieście, w którym będą czuli się dobrze. Wiedzieli, że wymaga to poświęcenia ich własnego życia; nie mogli liczyć na nikogo innego. Wszyscy byli już zaangażowani w obronę miasta. Postawiono im wysokie wymagania. Liczył na nich nie tylko B.-P. , ale także ich rodziny, sąsiedzi, wszyscy!

Być patriotą w XXI wieku

Znany wszystkim założyciel skautingu powiedział kiedyś: „Nie potrzeba nawet wojny na to, ażeby oddawać usługi jako wywiadowca, bo podczas pokoju chłopiec może dużo uczynić dla dobra ogólnego, wszędzie gdziekolwiek się znajdzie”. Te słowa realizujmy na co dzień. Najpierw jako wilczki, a potem harcerze, działamy przede wszystkim na zbiórkach i wyjazdach, ale przecież obowiązki harcerza zaczynają się w domu. Trzeba pamiętać o codziennym dobrym uczynku, który wraz z wiekiem zmienia dla nas znaczenie. Dobre uczynki kształtują ducha służby, uczą poświęcenia dla innych bez oczekiwania czegokolwiek w zamian. Z czasem przekształcają się w pełni świadomą służbę innym.

W dzisiejszych czasach patriotyzm jest moim zdaniem postawą wymierającą; w świecie pełnym egoistów traci na wadze dobro wspólne czy narodowe. Liczy się to, by jednostkom żyło się dobrze i wygodnie, bez „zbędnej” odpowiedzialności i zobowiązań. Taka postawa prowadzi do wykorzenienia wrażliwości, a w konsekwencji do znieczulicy. Jako skauci nie możemy izolować się we własnej społeczności, „zamykać się w bańce”. Naszym celem niech będzie służba czynem: pociągają bowiem przykłady, a nie piękne słowa. Papież Franciszek powiedział kiedyś mądre słowa: „Głoście Ewangelię, a jeśli trzeba, to także słowem!”.

Świećmy więc przykładem wartościowego życia nie tylko w mundurze. To trudne; z każdej strony bowiem świat proponuje nam konformizm i konsumpcjonizm, z którymi życie jest łatwe i przyjemne. Ale przecież chcemy żyć, a nie wegetować.

Biel i czerwień na mundurze skautowym

Niejednokrotnie odczuwałem dyskomfort, kiedy napotkany na explo człowiek patrzył na nasz zastęp z niezrozumieniem i dopytywał, dlaczego Skauci Europy. Tłumaczenia bywały lepsze i gorsze, jednak warto samemu poddać to chwili refleksji. Dlaczego Europy? Jesteśmy wspólnotą międzynarodową, jednak skauci w poszczególnych państwach noszą na mundurach flagę swojego kraju. Pomimo jednakowych oznaczeń, kolorów mundurów i wartości, które nas łączą, zachowujemy odrębność narodową. W rocie przyrzeczenia mówimy: „[…] całym swoim życiem służyć Bogu, Kościołowi, mojej Ojczyźnie, i Europie Chrześcijańskiej […]”. Zaczynamy służbę od naszej małej ojczyzny, a zatem rodziny, aby tam służyć własnemu krajowi. Przez tę służbę ofiarujemy się chrześcijańskiej Europie. Nie trzeba wielkich działań: wystarczy codzienny, drobny, dobry uczynek. Patriotyzm nie jest piastowaniem najwyższych stanowisk państwowych; to pamięć o przodkach, kultywowanie tradycji narodowych, a co moim zdaniem najważniejsze – ofiarowywanie siebie dla dobra wspólnoty.

Dla każdego z nas patriotyzm ma zapewne nieco inną definicję, choć pewne kwestie są uniwersalne. Ktoś powie, że patriotyzm to chodzenie na marsze niepodległości. Ktoś inny, że to noszenie patriotycznej odzieży. Ja uważam patriotyzm za styl życia. Jako młodzież i przyszłość Polski musimy dążyć do ideałów, przed jakimi stawia nas formacja skautowa. Ideał jest trudny do osiągnięcia. Celem samym w sobie nie jest jednak, moim zdaniem, jego osiągnięcie, a nieustanna pogoń za nim. To trud i praca włożone w dążenie do ideału kształtują nas jako ludzi. Być może bez munduru ciężko się przemóc, bo wymaga to odwagi, zorientowania, poświęcenia własnego czasu, ale przede wszystkim wymaga chęci.

Klucz do szczęścia

Odnajdowanie w sobie każdego dnia chęci do służby innym jest, jak sądzę, drogą nie tylko do życiowego sukcesu, ale także do prawdziwego szczęścia. Nie ograniczajmy naszych działań do sprzątanie lasu z gromadą, pomocy w schronisku z zastępem w ramach zbiórki czy nawet ambitnego dzielenia się ugotowanym przez drużynę posiłkiem z bezdomnymi. Te czyny są piękne i potrzebne, uczą ducha patriotyzmu i służby. Choć pozornie nie są związane z ruchem skautowym, kształtują i wychowują kolejne pokolenia Polaków. Odważę się jednak stwierdzić, że dużo więcej dobra możemy uczynić tam, gdzie wcale nie mamy na sobie munduru. Dom, miejsca pracy, nauki czy spotkań ze znajomymi to przestrzenie, gdzie warto działać przede wszystkim. W myśl zasady, że to przykłady pociągają, świadczmy o naszych ideałach w życiu codziennym. Dawania daje więcej radości niż branie, stąd w służbie innym można odnaleźć prawdziwą radość.

Fot. na okładce: Wiktor Szczepanowski

Wiktor Szczepanowski


Drużynowy z Radomia, rocznik 2003. Uczeń technikum elektronicznego, z pasji modelarz. Wilczek, harcerz i wędrownik. Entuzjasta kawy i dobrej książki.

Mniej znaczy więcej – o przygotowaniach do OPP opowiada ekipa Namiestnictwa Przewodniczek

Już niedługo, w trzecim tygodniu września, od 17 do 19 dnia miesiąca, wszystkie przewodniczki z Polski zjadą się do Sanktuarium Matki Bożej Gidelskiej.  To wyjątkowe wydarzenia ma bardzo siostrzany i skautowy charakter. Więcej o przygotowaniach, znaczeniu i tegorocznej edycji opowiadają nam organizatorki – Justyna i Ania.

Ogólnopolska Pielgrzymka Przewodniczek, fot.: Monika Wójcik

Szymon: Drogie Panie, na początek opowiedzcie coś o sobie, kim jesteście, co robicie i jak angażujecie się w organizację tegorocznej pielgrzymki?

Ania: Jestem Namiestniczką Przewodniczek i w tym roku z razem Justyną, która jest szefową OPP, organizuję pielgrzmkę. Wcześniej przez trzy lata ja byłam szefową tego wydarzenia. Tak się tu znalazłam.

Justyna: Jestem asystentką namiestniczki, w ostatnim roku byłam asystentką hufcowej od czerwonej gałęzi. W tym roku jestem szefową OPP, a w poprzednich latach pomagałam w przygotowaniach. Postanowiłam jednak zaangażować się bardziej, bo uważam, że to wspaniałe wydarzenie.

Szymon: Czy dobrze kojarzę, że miałaś coś wspólnego z Euromootem?

Justyna: Dokładnie tak, razem z Karolem Kucharem odpowiadałam za naszą polską ekipę przygotowującą Euromoot.

Szymon: OPP – co właściwie oznacza ten tajemniczy skrót?

Justyna: Ogólnopolska Pielgrzymka Przewodniczek.

Szymon: OPP, to pielgrzymka inna niż pozostałe ponieważ…

Justyna: Dla mnie inna ponieważ uczestniczą w niej tylko dziewczyny, kobiety, przewodniczki i jest skautowa. Skautowa i kobieca. 

Ania: Jest to pielgrzymka, na której wszystkie się znamy. Nie jesteśmy dla siebie obce. Idzie się w swoim ognisku, które jest wspólnotą. Nie są to ludzie anonimowi i przypadkowi. Nawet, jeśli się nie znamy z imienia, to jesteśmy przewodniczkami, tworzymy wspólnotę przewodniczek. To jest dla mnie najbardziej wyjątkowe. Choć, gdy patrzy się z boku, to pielgrzymka jak pielgrzymka – idziemy w kolumnie, czasami śpiewamy, celem wędrówki jest sanktuarium maryjne, Gidle są niedaleko Jasnej Góry.

OPP, fot.: Monika Wójcik

Szymon: Dlaczego ta pielgrzymka jest skautowa? Kiedy można to zauważyć?

Justyna: Myślę, że w charakterystycznych dla czerwonej gałęzi. Bycie w ognisku, gotowanie na ogniu, Godzina Światła, Jutrznia, spanie w namiotach, proste życie. Wyruszamy w drogę i żyjemy w prostocie drogi, co jest charakterystyczne dla czerwonej gałęzi i skautów. Ale też dla pielgrzymów.

Ania: Mamy też wieczorną ekspresję. To wszystko, to są  standardowe elementy wędrówki, które są obecne w czerwonej gałęzi, w ogniskach.

Szymon: Gidle to piękne, ukryte wśród pól sanktuarium Matki Bożej przyzywanej jako Uzdrowicielki Chorych. Nie należy do najbardziej znanych. Jak to się stało, że przewodniczki z całego kraju pielgrzymują właśnie tam?

Ania: Miejsce zostało wybrane w 2017 roku. Wtedy po raz pierwszy odbyła się tam pielgrzymka. Szukałyśmy miejsca, które mogłoby co roku nas przyjmować. Wcześniej sanktuaria się zmieniały. Gidle zostały wybrane też z praktycznego punktu widzenia. Są mniej więcej w centrum Polski.Dominikanie, kustosze sanktuarium, gościnnie nas przyjęli. Już piąty raz, uwzględniając przerwę na pandemię, czwarty, będziemy w tym miejscu.

Szymon: Potwierdzam, że Ojciec Przeor bardzo pozytywnie wyraża się na Wasz temat. Gdy spotkałem go z Zastępowymi i usłyszał hasło ,,Skauci Europy”, to wiedział, o co chodzi i zachwalał współpracę z Wami.

Ania: Oj tak! My również uwielbiamy Ojca przeora.

Szymon: Ile osób brało udział w pielgrzymce na przestrzeni lat?

Ania: Zawsze było około 250-300 osób. Możemy powiedzieć, że około 300. Ile dokładnie osób pojawi się w tym roku wie Justyna, jesteśmy świeżo po zamknięciu zapisów.

Justyna: Na chwilę obecną mamy zgłoszonych 280 osób, czyli bardzo możliwe, że pojawi się ostatecznie około 300.

Szymon: Wspomniałyście o różnych elementach skautowych na pielgrzymce, a jaki jest jej plan, przebieg? Czy z każdym dniem wiąże się jakaś charakterystyczna aktywność?

Ania: W tym roku troszkę zmieniłyśmy, ale zacznijmy od stałych elementów. Dzień pierwszy jest dniem dla ogniska. Nie wymyślamy, skąd dziewczyny idą. Mają podane dokąd mają dotrzeć, ale  same planują sobie trasę. Zawsze jest adoracja, droga, ekspresja sobotnia, nabożeństwo powitalne, po dotarciu do sanktuarium w Gidlach. Pobyt w bazylice rozpoczynamy od nawiedzenia figurki Maryi. W niedzielę jest uroczysta niedzielna Msza Święta, apel i spotkanie z gościem. Małym dodatkiem są spotkania w gałęziach, kiedy.  namiestniczki przedstawiają plany na rok. To taki bonus.

Szymon: Czy w tym roku są jakieś zmiany?

Ania:  Zawsze było tak, że adoracja była w sobotę. W tym roku przesunęłyśmy ją  na piątek. Dzięki temu sobota nie jest tak bardzo intensywna, jak było to do tej pory.

Szymon: Czyli adoracja odbywa się w tym roku bardziej lokalnie na trasach?

Ania: Nie do końca, ponieważ odbędzie się, gdy już wszyscy dojdą na miejsce noclegu. Trwa mniej więcej godzinę. Połączona jest z obrzędem nałożenia krzyży. Wy też chłopaki macie krzyż pielgrzymkowy. My mamy krzyż metalowy. Gdy ktoś dostaje go na pielgrzymce, to nosi już do końca życia. Z tym samym krzyżem przyjeżdża się na kolejne pielgrzymki. Jeśli ktoś pojawi się pierwszy raz, to właśnie wtedy otrzyma go po raz pierwszy.

Szymon: Kto bierze udział w przygotowaniu ekspresji? Czy ogniska mogą się zgłaszać? Jest jakiś konkurs? Czy może wyznaczacie?

Justyna: Podejście do tematu ekspresji zmieniało się wielokrotnie. Kiedyś ognisko, które przygotowywało ekspresję wybierało następne, które za rok ją przygotuje. Później przeszłyśmy do formy konkursowej i przez dwa lub trzy lata to działało. W tym roku ekspresję przygotuje ekipa namiestnictwa we współpracy z chętnymi przewodniczkami.

Ania: Dokładnie! Jak słyszysz, my na Pielgrzymce Przewodniczek szukamy, zmieniamy, eksperymentujemy. Co roku jest inaczej. Są stałe punkty programu, ale mogą być w inny dzień. Pielgrzymka pozostaje niespodzianką i nigdy nie wiadomo do końca, co Cię czeka.

Szymon: Zatem, czy warto, a raczej dlaczego warto wziąć udział w OPP?

Justyna: Pierwsza rzecz, która przychodzi mi do głowy, to po to, by dziewczyna, przewodniczka zobaczyła, że nie jest sama; że nie istnieje tylko jej ognisko. Są inne środowiska i przewodniczki. Jest nas naprawdę dużo. To daje poczucie wspólnoty, gdy widzi się trzysta dziewczyn, które wspólnie się modlą. Tym co nas łączy jest skauting i Pan Bóg. To daje poczucie siły i pozytywnie nakręca do działania w swojej jednostce. Ze mną, w nieznane, wyrusza trzysta przewodniczek, to piękne. Dla mnie to bardzo ważne.

Ania: Nie bez powodu pielgrzymka jest na początku roku. Chcemy ten rok zawierzyć Bogu. Podejmowanie służby nie przychodzi bez wysiłku. Dla tych, którzy przeżyli obozy, wędrówki, wędrówki i obozy szkoleniowe, to nabranie sił na nowy rok pracy. Są to swego rodzaju rekolekcje w drodze.

OPP, fot.: Monika Wójcik

Szymon: Rok 2021 wiąże się z pewnymi zmianami, co jeszcze będzie charakterystyczne? Czy możecie zdradzić temat, dane zaproszonych gości, powiedzieć coś więcej o ekspresji?

Justyna: Zawsze jest temat przewodni. W tym roku to ,,Mniej znaczy więcej” słowa zaczerpnięte z Encykliki papieża Franciszka. Będzie to temat przewodni. Można zobaczyć to na naszym fanpage’u na Facebooku, bo opiekun duchowy brat Szymon, kapucyn, nagrał film, w którym tłumaczy, o co chodzi w tym haśle. Będziemy nad nim zatrzymywać się w Godzinach Światła, homiliach, rozważaniach. Będzie przestrzeń, by się nad tym zastanawiać i rozważyć tę encyklikę i ten temat.

Ania: Jeśli chodzi o ekspresję, to tutaj idziemy tematycznie w stronę czerwonej metody. Będziemy mówić o formacji przewodniczki, o kolejnych szlakach, o FIAT . Będziemy się dzielić. Będą świadectwa ciekawych osób. Będzie ona mocno czerwona. Myślę, żę będzie dla niektórych porządkująca i systematyzująca. Będziemy mieć też dwa obrzędy FIAT, w piątek i sobotę.

Szymon: Myślę, że wiem już dostatecznie dużo, ale możecie jeszcze coś dodać. Może podzielcie się, czym OPP jest dla Was.

Ania: Myślę, że jeśli chodzi o przewodniczki, które to będą czytać, bo to je mogę zaprosić, to myślę, że to wyjątkowy czas. Czas rzeczywiście przygotowany dla nich. Wystarczy przyjechać i być. Warto być i jak najlepiej ten czas wykorzystać.

Szymon: A czy jest miejsce dla kogoś z zewnątrz?

Ania: Oczywiście! Można zapraszać swoje koleżanki. Każda przewodniczka może kogoś zabrać. Zaopiekujemy się i przygarniemy.

Justyna: Zdarza się, że jest ktoś z zewnątrz, w tym roku przyjeżdżają przewodniczki z Francji i zostaną przypisane do jakiegoś ogniska. Myślę, że dla kogoś z zewnątrz to idealna okazja, by rozpocząć swoją przygodę ze skautingiem. Ania: Ja też myślę, że to super wydarzenie na początek roku harcerskiego. Można wszystko oddawać Bogu i zaufać, bo będzie dobrze.

Fot. na okładce: Archiwum Skauci Europy

Szymon Helbin


Drużynowy z Krakowa, asystent hufcowego ds. harcerzy. Drużynowy od 2017 roku. Zafascynowany metodą Samodzielnych Zastępów oraz twórcą katolickiego skautingu o. Jakubem Sevinem. Pochodzi z Radziechów koło Żywca, a na codzień mieszka, pracuje i studiuje w Krakowie. Prywatnie nauczyciel szkół Sternika z Krakowa zainteresowany edukacją spersonalizowaną.

Dlaczego warto wracać do lektur szkolnych?

Każdy z nas powinien poświęcać, z rozsądkiem i umiarkowaniem, wolny czas na odpoczynek. Nie jest niczym złym spędzanie go na odbieraniu treści należących do tak zwanej kultury popularnej, jak seriale telewizyjne, filmy hollywoodzkie, gry video czy muzyka rozrywkowa. Czasem jednak może nas najść ochota na obcowanie z kulturą wysoką. Wycieczka do muzeum czy obejrzenie filmu, na przykład, z watykańskiej listy ważnych i wartościowych filmów fabularnych. Możemy również zdecydować się na literaturę wysoką. Co jednak wybrać? W tym wypadku zaskakująco pomocne mogą być lektury szkolne.

W medialnych dyskusjach nad kanonem lektur szkolnych często za jego główny cel uważa się promowanie czytelnictwa. Jest to tylko częściowo prawda. Taką rolę spełniają, przede wszystkim, tytuły dedykowane młodszym klasom szkoły podstawowej. Choć i niektórym z nich nie można odmówić uniwersalnej wartości, o czym dobrze wiedzą wszyscy, który zetknęli się, na przykład, z „Księgą dżungli”. Głównym i najważniejszym celem kanonu lektur w starszych klasach szkoły podstawowej i szkole średniej jest natomiast przedstawienie  „w pigułce” najważniejszych nurtów kultury polskiej i europejskiej. Wynika to ze specyfiki przedmiotu jakim jest język polski, na którym, poza gramatyką rodzimego języka, uczniowie zapoznają się z historią literatury i kultury. Oczywiście, kanon lektur jest zbiorem ustalanym ministerialnie, co może sugerować jego arbitralność, ale utwory Kochanowskiego, Mickiewicza, Słowackiego, Prusa, Sienkiewicza czy Wyspiańskiego były zalecane młodym do czytania od kiedy po 1918 roku odradzała się polska oświata, a niektóre z nich nawet wcześniej, w szkołach zaborców. Są to dzieła, które w znacznym stopniu uformowały ducha naszego narodu. Fakt, że nadal można trafić na dyskusje o wpływie literatury romantycznej na pokolenia powstańców czy talencie literackim i zasługach Sienkiewicza dla polskiej kultury tylko potwierdza ciągłą aktualność ich dzieł. Natomiast w przypadku literatury europejskiej  w kanonie znajdują się utwory, które wywarły wpływ na umysły całego świata, jak chociażby dramaty Szekspira.

Święty Krzyż 2013, fot. Paweł Przypolski

Nasuwają mi się dwie taktyki wykorzystania kanonu lektur do nawigowania po wodach literatury pięknej. Pierwsza, szczególnie przydatna w przypadku literatury dawnej, przedromantycznej, to zwrócenie uwagi na utwory, które poznajemy w czasie naszej edukacji szkolnej jedynie we fragmentach. Zwrot ku „pełnym wersjom” pozwoli nam budować na tej wiedzy o utworze i jego kontekście, która jeszcze nam w głowach została, a zarazem pozwoli, przez zetknięcie się z całością, uzupełnić luki. A przecież tylko fragmentarycznie poznajemy eposy Homera, „Boską komedię” Dantego czy nawet „Chłopów” Reymonta.

Druga taktyka jest już bardziej zindywidualizowana. Warto, moim zdaniem, spróbować powrócić do lektur, które były trudne, wynudziły albo zdawały się niezrozumiałe. Być może jeżeli pochylić się nad nimi „na spokojnie”, w wolnej chwili; bez presji czasu i widma oceny za znajomość treści a zarazem dysponując już jakąś uprzednią wiedzą o nich, będzie się je nam czytało zupełnie inaczej. Jeśli nadal męczą i nudzą – nie ma problemu, można zawsze zrezygnować lub odłożyć je na później.

Literatura, o ile ktoś nie zajmuje się nią naukowo czy finansowo, pełni w naszym życiu rolę, przede wszystkim, rozrywkową. Jak pisałem we wstępie, nie ma nic złego w tym, gdy odpoczywamy przy kryminałach, reportażach czy fantastyce. Warto jednak raz na jakiś czas sięgnąć po tak zwaną literaturę wysoką. Przede wszystkim, poszerzy ona nasze horyzonty, być może przedstawi jakieś wartościowe zagadnienie czy ważny problem związany z ludzkim losem. Nie można też zapomnieć, że są to zazwyczaj, pod względem językowym, utwory misternie skomponowane i być może sam akt czytania dostarczy nam odczuć estetycznych. W wyborze takich tytułów lektury szkolne zdają mi się solidnym fundamentem, na którym warto budować.

Gra „Wojna na Północy”, Eurojam 2014, fot. Krzysztof Żochowski

Fot. na okładce: Krzysztof Żochowski

Ignacy Wiński


Urodzony w roku 1998, przyrzeczenie w ostatnich dniach 2010 roku. Przez ostatnie parę lat Akela 5 Gromady Lubleskiej, prywatnie student. Zanteresowania: filozofia i historia idei, kultura i popkultura, modelarstwo.

…i Europie chrześcijańskiej cz. 3 – przyszłość

Truizmem jest stwierdzenie, że w dzisiejszej Europie jeden z jej cywilizacyjnych filarów, jakim jest religia katolicka, został zepchnięty na margines. Proces, który do tego doprowadził, starałem się zarysować w poprzedniej części. Można się spierać, czy to w ramach istniejącej cywilizacji europejskiej doszło do „reform” czy też w ciągu ostatnich paruset lat zrodziła się nowa forma organizacji życia zbiorowego. Nie ulega jednak wątpliwości że ideałem do którego my, Skauci Europy, powinniśmy dążyć jest Europa chrześcijańska. Niniejszy artykuł nie będzie próbą przewidzenia przyszłości, gdyż sprawiedliwa i dokładna analiza tendencji kulturowych, politycznych i ekonomicznych, które kształtują byt tak złożony jak cywilizacja, jest tematem na wielotomową pracę. Będzie raczej zbiorem krótkich sugestii co do tego, w jaki sposób możemy dążyć do „ustanowienia Królestwa Chrystusa w świecie który nas otacza”.

Do Europy chrześcijańskiej nie wrócimy odgórnie, nie da się jej narzucić ustawą czy innym aktem prawnym. Aby Europa chrześcijańska ponownie zaistniała, musimy zmienić nastawienie, myślenie i sposób działania ludzi. Dlatego też każdy z nas powinien zacząć od siebie. Pierwszą rzeczą, jaką winniśmy czynić, jest sumienne spełnianie naszych obowiązków stanu. Każdego z nas Pan Bóg powołał, czy to do małżeństwa, czy to go kapłaństwa, czy to do konkretnego zawodu albo innego zobowiązania w życiu społecznym. Również uczniowie i studenci nie przez przypadek otrzymują dar edukacji. Powinniśmy, w miarę naszych sił i możliwości, robić wszystko, aby te zobowiązania, które wynikają z naszego miejsca w hierarchii społecznej, sumienie realizować. Oczywiście, nie oznacza to, że mamy być pracoholikami czy zapominać o swoich innych potrzebach. Ważne jest, aby, kierując się rozsądkiem i podążając drogą chrześcijańskiej cnoty, dać świadectwo życia w naszej codzienności. To zobowiązanie spoczywa na naszych barkach samego faktu bycia ochrzczonym. Co jednak gdy chcemy zrobić coś więcej?

Ojciec Święty Pius XI, w społecznej encyklice Quadragesimo Anno, wzywa: „Jak nie wolno jednostkom wydzierać i na społeczeństwo przenosić tego, co mogą wykonać z własnej inicjatywy i własnymi siłami, podobnie niesprawiedliwością, szkodą społeczną i zakłóceniem porządku jest zabierać mniejszym i niższym społecznościom te zadania, które mogą spełnić, i przekazywać je społecznościom większym i wyższym. Wszelka bowiem działalność społeczna winna wspomagać człony społecznego organizmu, nigdy zaś ich nie niszczyć, ani nie wchłaniać”. To stwierdzenie jest wyrazem tak zwanej zasady pomocniczości. Aktywnie przyczynianie się do jej realizacji w naszym życiu społeczno-politycznym na pewno pomoże w oddolnym budowaniu cywilizacji chrześcijańskiej. Możemy to czynić na wiele sposobów. Zapewne większość czytających ten tekst działa już w SHK „Zawisza” FSE. Jednak, jeżeli nadal macie czas i chęć, można się zaangażować fundacje, stowarzyszenia i inne pozarządowe inicjatywy katolickie zajmujące się ochroną życia ludzkiego, wsparciem Kościoła prześladowanego czy pomocą materialną dla biednych i ubogich. Można mocniej zaangażować się w życie własnej parafii. Można wreszcie, w zgodzie z własnym sumieniem i przekonaniami, zaangażować się w politykę rozumianą zgodnie z jej klasyczną definicją, to jest jako rozsądna troska o dobro wspólne. Szczególnie samorząd jest instytucją, która wywiera realny wpływ na nasz dom, dzielnicę i miasto.  

„Zapytany przez faryzeuszów, kiedy przyjdzie królestwo Boże, odpowiedział im: «Królestwo Boże nie przyjdzie dostrzegalnie; i nie powiedzą: „Oto tu jest” albo: „Tam”. Oto bowiem królestwo Boże pośród was jest»” (Łk 17, 20-21). Ten fragment Ewangelii oczywiście tyczy się zbawczej misji Pan Jezusa i Kościoła Świętego. Ale podobnie jest z chrześcijańską organizacją życia społecznego. Dopóki będzie istnieć chociaż jedna parafia czy nawet jedna rodzina katolicka to, siłą rzeczy, jakiś fragment cywilizacji chrześcijańskiej będzie istniał wraz z nią. Dlatego też najlepszym sposobem budowy christianitas zdaje mi się być droga „oddolna” oparta na założeniach które przedstawiłem powyżej: świadectwie życia, sumiennym wypełnianiu obowiązków stanu i zaangażowaniu w naszą społeczność. Przyszłość Europy chrześcijańskiej spoczywa w naszych rękach. Jeżeli Bóg pozwoli a ludzie będą do tego ustawicznie dążyć, to może nie za dekadę, może nawet nie za stulecie, ale kiedyś znowu rozbłyśnie ona dawnym blaskiem.

Fot. na okładce: Monika Wójcik

Ignacy Wiński


Urodzony w roku 1998, przyrzeczenie w ostatnich dniach 2010 roku. Przez ostatnie parę lat Akela 5 Gromady Lubleskiej, prywatnie student. Zanteresowania: filozofia i historia idei, kultura i popkultura, modelarstwo.

…i Europie chrześcijańskiej cz. 2 – kryzys

W poprzednim artykule starałem się przedstawić genezę cech konstytutywnych formacji cywilizacyjnej, którą nazywamy Europą chrześcijańską. Cechami tymi była klasyczna triada: filozofia grecka – prawo rzymskie – religia katolicka. Europa dzisiejsza, i zdaję się nie być osamotniony w tym poglądzie, mocno odbiega jednak od tego wzorca. Dlaczego tak się stało? Zmiany zachodzące w formach życia zbiorowego rzadko kiedy są momentalne i możliwe do ścisłego wskazania, postępują w czasie przez całe stulecia. Śledząc dzieje możemy jednak zauważyć pewne punkty zapalne, które gwałtownie przyspieszały wiatr zmian. Nazywamy je rewolucjami. W historii Starego Kontynentu zaszło ich wiele, ale trzy z nich zdają się najbardziej wszechogarniające i brzemienne w skutkach: reformacja, rewolucja francuska i rewolucja obyczajowa. Przyjrzyjmy się im pokrótce.

Mało jest wydarzeń tak brzemiennych w skutkach dla historii całego świata jak przybicie przez Marcina Lutra swoich 95 tez do drzwi wittemberskiej katedry. Gdy 31 X 1517 roku augustianin występował przeciw dominikańskim nadużyciom, zapewne nie spodziewał się, że stanie w następnych latach na czele nowego wyznania, a, poza świętym biskupem Hippony, inspiracje teologiczne zacznie czerpać z nauk Jana Husa czy Jana Wiklefa.  Kwestie racji czy winy Kościoła i reformatora są zagadnieniem trudnym i skomplikowanym, pozwolę więc sobie, jako katolik, oddać głos świętemu Janowi Pawłowi II: Istotnie, naukowe badania uczonych, tak ewangelickich, jak i katolickich, badania, w których już osiągnięto znaczną zbieżność poglądów, doprowadziły do nakreślenia pełniejszego i bardziej zróżnicowanego obrazu osobowości Lutra oraz skomplikowanego wątku rzeczywistości historycznej, społecznej, politycznej i kościelnej pierwszej połowy XVI wieku. W konsekwencji została przekonująco ukazana głęboka religijność Lutra, którą powodowany stawiał z gorącą namiętnością pytania na temat wiecznego zbawienia. Okazało się też wyraźnie, że zerwania jedności Kościoła nie można sprowadzać ani do niezrozumienia ze strony Pasterzy Kościoła katolickiego, ani też jedynie do braku zrozumienia prawdziwego katolicyzmu ze strony Lutra, nawet jeśli obydwie te okoliczności mogły odegrać pewną rolę. Podjęte rozstrzygnięcia miały głębokie korzenie. W sporze na temat stosunku między wiarą a tradycją wchodziły w grę sprawy najbardziej zasadnicze, odnoszące się do właściwej interpretacji i recepcji wiary chrześcijańskiej, sprawy zawierające w sobie potencjalność podziału Kościoła, nie dającego się wytłumaczyć samymi racjami historycznymi. Tym, co najbardziej mnie interesuje, nie jest słuszność w tym sporze, ale jego konsekwencje dla cywilizacji europejskiej. Mimo wcześniejszej schizmy z Konstantynopolem, czy okazjonalnego przyjmowania innych odmian chrześcijaństwa przez poszczególne krainy Europy średniowiecznej, jak w przypadku katarów w południowej Francji, waldensów we Włoszech czy husytów w Czechach, po raz pierwszy tak znaczna część Starego Kontynentu pogrążyła się w wewnątrzchrześcijańskich wojnach religijnych – od krwawych wojen chłopskich w pierwszych latach reformacji po apokaliptyczną wojnę trzydziestoletnią w połowie następnego wieku. Jak zauważył niemiecki jurysta Carl Schmitt, konsekwencją tych traumatycznych wydarzeń było wytworzenie się nowego modelu sprawowania władzy przez państwo – absolutyzmu. Gdy władca miał pod swym panowaniem skonfliktowanych poddanych różnych wyznań, nie mógł odwołać się do Kościoła czy innych organizacji autonomicznych w kwestii rozstrzygania sporów. Współuczestnictwo we władzy, które posiadały biskupstwa, gildie miejskie czy parlamenty szlacheckie zostały głęboko ograniczone. Stany społeczne traciły swoje wiekowe przywileje. Ten nowy model państwa podłożył podwaliny pod centralizację i sekularyzację, które zostaną dalej pogłębione w ramach rewolucji francuskiej. Poza tym, w krajach, które przyjęły za swoje wyznanie różne odłamy protestantyzmu, władza duchowa została całkowicie podporządkowana władzy świeckiej – średniowieczny ideał „dwóch mieczy” (świeckiego i duchowego) zastał całkowicie porzucony. Nawet w Rzeczypospolitej Obojga Narodów szlachcic, który przyjmował jakieś wyznanie protestanckie, nieraz przejmował majątek kościelny znajdujący się w jego dobrach i zmuszał swoich chłopów, klientów i domowników do porzucenia swej dawnej religii. Wreszcie, rozbicie kontynentu na obóz katolicki i protestancki zburzyło dawną jedność ideową Zachodu.

Rewolucja francuska jest kolejnym z wydarzeń w historii Europy, która miała dlań przełomowe znaczenie. Zryw, który zreformował państwo francuskie zgodnie z ideałami oświeceniowych filozofów, a zarazem był drugim, po ścięciu Karola II Stuarta, królobójstwem w majestacie prawa; który przybrał formę krwawej wojny domowej i pierwszego nowożytnego ludobójstwa, dokonanego na sprzeciwiających się sekularyzacji mieszkańcach departamentu Wandea. Warto przytoczyć świadectwo „z okresu”, wystawione przez polskiego pisarza oświeceniowego i sympatyka rewolucji, Cypriana Godebskiego. Narrator jego powieści, pod tytułem Grenadier-filozof, mówi: Mój ojciec był spomiędzy bogatszych kupców Tulonu. Wiadomy wam los tego nieszczęśliwego miasta; będzie on długo przerażać prawdziwych przyjaciół ludu. Wymordowano jego mieszkańców dla uczynienia ich wolnymi. Zagładzono jego ślady dla zaszczepienia w nim drzewa wolności, a na stosie trupów otworzono księgę praw człowieka. Znowu nie tragiczny przebieg i nie skomplikowane przyczyny, a dalekosiężne skutki są główną przyczyną zainteresowania tym wydarzeniem historycznym. Z rewolucji francuskiej zrodził się nowy typ państwa europejskiego, ostatecznie uformowany i rozprzestrzeniony po Kontynencie przez Napoleona. I mimo że jego imperium było nietrwałe, to organizacja tego państwa stała się wzorcowa nawet dla jego rywali, a ruchy liberalne, rewolucyjne i narodowo-wyzwoleńcze wieku XIX czerpały z cesarza Francuzów nieustanną inspirację. Jakie stało się nowe państwo europejskie? Było to państwo zsekularyzowane, w którym religia chrześcijańska została pozbawiona „twardych” możliwości wpływu na życie polityczne i społeczne, a w radykalnych formach „rozdziału kościoła od państwa” była wprost prześladowana, jak w Meksyku w latach 20 wieku XX. Jednak głębokie osadzenie kultury europejskiej w chrześcijańskiej nadziei zbawienia nie zostało tak łatwo wykorzenione, a w przestrzeni kolejnych dekad zaczęło przybierać formy ideologii obiecujących osiągnięcie wiecznej szczęśliwości w życiu doczesnym – czy to po zniesieniu podziału na ciemiężonych i ciemiężycieli jak obiecywał komunizm, czy to w ramach dominacji jednej rasy nad innymi, jak zapewniał hitleryzm. W czasach dzisiejszych na szczęście nie mamy już do czynienia z totalitaryzmami, ale wciąż żywe jest przekonanie, że odpowiedni porządek społeczno-polityczny zapewni nieustające szczęście człowiekowi.

Inną cechą państwa nowoczesnego, rodzącego się w rewolucyjnej Francji, jest unitaryzm. Zniesiono setki przywilejów, zlikwidowano lokalne porządki prawne, odebrano resztki możliwości egzekwowania władzy organizacjom pozapaństwowym. Pluralizm i hierarchiczność dawnego społeczeństwa sprowadzono do relacji obywatel-państwo.

Ostatnią rewolucją, na którą chcę zwrócić uwagę, jest tak zwana rewolucja obyczajowa lat 60 wieku XX. Nie był to pierwszy okres odrzucenia pruderyjności i swobodnego stosunku do ludzkiej seksualności przez Europejczyków. Same nasuwają się przykłady oświeceniowej arystokracji czy Berlina doby Republiki Weimarskiej. Główna różnica polega jednak na tym, że, poprzez skorelowanie z powojennymi zmianami społecznymi, jak masowa migracja do miast czy rozpad modelu rodziny wielopokoleniowej i zastąpienie go rodziną nuklearną, rewolucja ta nie tyczyła się jednego regionu, kraju czy warstwy społecznej, a objęła całe społeczeństwa. Ponadto, gdy odrzucono systemy wartości piętnujące hedonizm jako zło, nawet gdy krzywdzi człowieka poddającego się władzy przyjemności, trudno było znaleźć „świeckie” czy prawne argumenty przeciw używaniu życia. Z konsekwencjami współczesnej dekadencji sami stykamy się w życiu codziennym. Najstraszliwszymi z nich są chyba jednak aborcja, eutanazja i inne przejawy „cywilizacji śmierci”.  

Znowu, ten krótki tekst jest tylko wierzchołkiem góry lodowej, jaką jest temat przemian cywilizacji europejskiej. To tylko rzut okiem na las na horyzoncie, a nie wejście między drzewa. Mam jednak nadzieję, że choć trochę przybliżył temat różnic między Europą chrześcijańską a Europą wieku XXI. W ostatniej części cyklu pochylimy się nad przyszłością jednej i drugiej i zastanowimy się, jak możemy budować Europę chrześcijańską dzisiaj.

Ignacy Wiński


Urodzony w roku 1998, przyrzeczenie w ostatnich dniach 2010 roku. Przez ostatnie parę lat Akela 5 Gromady Lubleskiej, prywatnie student. Zanteresowania: filozofia i historia idei, kultura i popkultura, modelarstwo.