Proste środki

Choć tytuł brzmi lapidarnie, sam tekst mówi o twórczym byciu w świecie, jego kontemplacji i organicznym rozwoju, które oferuje skauting.  Warunkiem do tego jest świadomie ograniczenie własnych ambicji imponowania wychowankom i odrzucenie rozpowszechnionych wokół, wysoko przetworzonych narzędzi. Są one wygodne i atrakcyjne, ale wzmacniają egoizm, chciwość i zawłaszczenie świata. Artykuł nawiązuje do konferencji z Watahy wiosennej 2025. 

Trudne wybory – łatwe życie  

Szczęśliwe dzieci przeżywają spontaniczne przygody z przyjaciółmi na łonie przyrody. Nieszczęśliwe konsumują karykaturę tych doświadczeń w postaci zaprojektowanych przez specjalistów wirtualnych przyjemności. Dlaczego tak się dzieje? 

Każdy rozsądnie zaprojektowany pojazd ma równocześnie wbudowane mechanizmy przyspieszania i hamowania. Gdyby istniał samochód, który może tylko przyspieszać, bardzo szybko dochodziłoby do utraty kontroli i wypadków z jego udziałem. W podobny sposób Bóg w procesie ewolucji przystosował człowieka do życia na tym świecie – w zdrowym organizmie przyspieszające procesy są naturalnie hamowane, aby nie skończyły się katastrofą. Im gwałtowniejsze przyspieszenie, tym silniejsza reakcja hamująca. Ten mechanizm uczy człowieka, że jest stworzony do nieskończoności i nigdy nie przestanie pragnąć więcej, nasycając się doczesnymi przyjemnościami. 

Jednym z opisywanych powyżej procesów jest dążenie do przyjemności. Odpowiedzią organizmu na przyjemność jest po pewnym czasie dyskomfort, a na nieprzyjemność – zadowolenie. Przypomnij sobie poczucie przesytu po obfitym posiłku, zniesmaczenie po wielogodzinnym maratonie serialowym lub – przeciwnie – euforię po kąpieli w zimnym strumieniu. 

Kluczowe są też długość i powtarzalność bodźców – im silniejszy początkowy sygnał, tym intensywniejsza reakcja. Weźmy na przykład próbę rozpoczęcia pracy po długim czasie spędzonym na dryfowaniu w internecie. Czasem, mimo szczerych chęci, wydaje się to wręcz niemożliwe. Dlatego ciągłe zwiększanie natężenia bodźców i przyjemności to prosta droga do katastrofy. 
Gdy jednak przełamiesz opór i wytrwasz w pracy, po pewnym czasie nawet długie przerwy przestaną być potrzebne. Samo działanie zaczyna przynosić satysfakcję, która nabudowuje się i rośnie z czasem. Podobna radość rodzi się po kilku dniach obozu, pielgrzymki czy wędrówki, w spontanicznej grze zrodzonej z nudy i innych przygodach wywołanych trudnymi warunkami. 

Na poziomie neurologicznym zjawisko to wiąże się z układem nagrody i rządzącą nim dopaminą, jednak nie czuję się na tyle kompetentny, by je opisywać – zamiast tego polecam ten film: [Admit it… cheap dopamine is ruining your life]

Skauting wykorzystuje te naturalne procesy, aby wychowywać szczęśliwych, dojrzałych  
i wolnych ludzi, zgodnie z głównym przesłaniem tego artykułu i powyższego filmiku: 

Łatwe wybory to trudne życie. 
Trudne wybory to łatwe życie. 

Ślady prostych środków 

Stosowanie prostych środków na trwałe wpisał w nasze DNA piąty punkt Karty Skautingu Europejskiego:  

Skauting uważa życie i grę na łonie przyrody za istotną i oryginalną zasadę swej metody. Nie sprowadza człowieka do roli wielkiego inżyniera. Wierzy, że przyrodę najpierw trzeba kontemplować, następnie urządzić bardziej niż przekształcić: chce wychowywać młodych do pokory, ducha ubóstwa, bezinteresownej służby poprzez zastosowanie prostych, dostępnych dla każdego środków, które rozwijają zdolność trzeźwego osądu, zręczność i umiejętność oraz poczucie harmonii, co wyklucza zastosowanie kosztownych technik, rozwijających iluzje i zaślepienie.  

Jak widać, to przesłanie jest pełne głębokich znaczeń: kontemplacja, pokora, ubóstwo, służba i harmonia. Te wartości przenikają również Ewangelię. 

Zrozumienie tego punktu jest kluczowe do prowadzenia prawdziwie skautowych zajęć, obozów i zbiórek, prowadzących krok za krokiem do chrześcijańskiego ideału. 

Efekciarstwo 

Nawet szefowie z dobrze ukształtowaną skautową intuicją mogą ulec pokusie efekciarstwa. Objawia się ona chęcią zrobienia wrażenia na podopiecznych (a tym samym podnoszenia ich oczekiwań). Przecież nic złego się nie stanie, jeśli na jednej zbiórce zabiorę gromadę na konie, na kolejnej pójdziemy na ściankę wspinaczkową, a potem w centrum nauki zbudujemy robota. Prawda? 

Tak, nikt nie ucierpi, a dzieci zetkną się z nowymi doświadczeniami, może nawet odkryją pasję. Problem w tym, że takie zajęcia to nie skauting, lecz inna forma aktywności pozaszkolnej. Choć służą rozwojowi, nie realizują celów wychowawczych skautingu. W większych miastach nie brakuje zajęć dodatkowych, ale jest bodaj tylko jedna forma, która równocześnie kształtuje charakter, służbę, zmysł praktyczny, zdrowie i relację z Bogiem – i szkoda marnować ją na hobbystyczne eksperymenty. 

Nie chodzi tutaj o to, że skautowe zajęcia mają być byle jakie. Wprost przeciwnie, uruchomienie swojej kreatywności i zmysłu przygody u podopiecznych jest konieczne, żeby zbiórki były naprawdę atrakcyjne, a nie tylko przypudrowane – żeby były jakieś. 

Kosztowna technika czy prosty środek? 

Zatem jakie narzędzia, techniki i formy prowadzenia zbiórek, wyczynów i sprawności warto wybierać? Odpowiedź „to zależy” pasuje prawdopodobnie do każdego tego typu pytania. Trudniejsze jest niuansowanie okoliczności, od których to zależy. Dlatego proponuję serię pytań, które można sobie zadać przed dokonaniem wyboru: 

1. Czy to narzędzie jest potrzebne do harcu, który mam w głowie? Np. nerfy vs łuki. 

2. Jak zmieni ono świat wokół? Czy będzie to zmiana pozytywna czy negatywna, trwała czy chwilowa? Pomyśl o efektach w postaci dźwięku, zapachu, wyglądu. Np. spray vs kreda podczas podchodów. 

    3. Czy mogę osiągnąć to samo, stosując coś prostszego? Np. utrwalanie wspomnień przez zdjęcia z telefonu vs prowadzenie kroniki. 

    4. Czy sprzyja to byciu w świecie, wśród ludzi, czy mnie od nich odcina? Np. oczy utkwione w telefonie vs wspólna obserwacja, tropienie, szyfrowanie. 

      5. Czy służy to rozwojowi kompetencji, kreatywności, pamięci, samodzielności, odpowiedzialności…? Np. papierowa mapa vs Google Maps. 

        6. Czy brak tego nie jest zbytnim utrudnieniem? Np. pisanie długopisem vs. pisanie patykiem i łzami piszących. 

          7. Czy to narzędzie można przetworzyć, dostosować, zmienić, bawić się nim, czy tylko odtwarzać gotowy schemat? Np. pionierka i plandeki vs stanica obozowa. 

            8. Czy to narzędzie jest proste czy wysoko przetworzone? Np. rower vs skuter. 

              9. Czy jest to organiczny element przygody czy przekupstwo lub wypełniacz czasu? Np. pieczenie pizzy vs zamawianie pizzy, explo vs wycieczka krajoznawcza. 

                Na końcu tego tekstu proponuję małe ćwiczenie. Wierzę, że zaproponowane przeze mnie pytania oraz te, które sam dodasz do tej listy, pozwolą Ci samodzielnie ocenić, które  
                z poniższych technik są prostymi środkami, a które budują świat iluzji. Powodzenia! 

                Podpowiedzi: 

                1. Zdjęcia i filmy: na pewno nie telefonem. Lepiej prowadzić fizyczną kronikę zastępu/gromady i wilczka/harcerza. 

                  2. Jazda konna i wspinaczka: nie jako ciekawostka, tylko element większego przedsięwzięcia. 

                    3. Drony i broń palna: zupełnie nie. W szczególności „harcerz działa na rzecz pokoju  
                    i braterstwa w Europie”. 

                    Fot. na okładce: Monika Wójcik

                      Maciej Szulik


                      Namiestnik wilczków. Nauczyciel matematyki, fizyki i wychowawca w liceum. Był Akelą 1. Gromady Krakowskiej i drużynowym PuSZczy Śląskiej.

                      Jak dać się zaprosić do domu?

                      Warsztat z Watahy wiosennej

                      Spotkanie z rodzicami wilczka w jego domu to nie obowiązek, ale bardzo duża wartość dla wszystkich stron. Wilczek poczuje z tobą większą więź. Rodzice – spokój i zaufanie. ty zyskasz ich wsparcie, wiedzę o wilczku i wspólny front wychowawczy – będziecie grali do tej samej bramki.

                      Jest też jeszcze jedna korzyść dla Ciebie, ale tego dowiesz się na końcu, po przeczytaniu całości.

                      Jak umówić się na spotkanie?

                      Spotkanie proponujemy, kiedy wilczek oswoi się już z gromadą – moim zdaniem odpowiedni moment jest po pierwszym biwaku/obozie i później.

                      Na początku „zawiąż spisek” z najbliższymi ci rodzicami wilczków – tak, żeby jako pierwsi skorzystali z propozycji i zachęcili w ten sposób innych. Wieść szybko rozniesie się wśród wilczków…

                      Następnie skorzystaj z poczty w domenie @skauci-europy.pl

                      Tytuł: Propozycja spotkania w Państwa domu

                      Drodzy Rodzice,

                      Jak Państwo wiedzą jestem Akelą w gromadzie, do której uczęszcza Państwa syn. Zależy mi na lepszym poznaniu Państwa, aby nasze wysiłki wychowawcze zmierzały w tym samym kierunku.

                      Proponuję więc wizytę w Państwa domu – na kawę, herbatę lub kolację 🙂 Na konkretny termin możemy umówić się za pomocą poniższego arkusza – proszę wybrać te terminy, w których są Państwo dostępni.
                      Proszę w miarę możliwości wybierać takie dni, na które nikt się jeszcze nie zapisał.

                      [ZAPISY NA SPOTKANIE]

                      Pomyślnych łowów!

                      Maciej Szulik
                      Akela 1. Gromady Głuchowskiej
                      :: +48 881 229 567
                      :: [email protected] 

                      Taka forma umawiania się może ci się wydać mało osobista. To prawda – proponuję ją, aby nie dokładać ci pracy. Jeśli masz czas i energię, pewnie lepiej jest umawiać się z rodzicami na żywo, przed i po zbiórce albo przez telefon. Z drugiej strony to tylko mało osobista formalność, która służy temu, aby wejść w bardziej osobistą relację – moim zdaniem nie wyrządzi ona wielkich szkód.

                      Bądź też świadomy, że nie wszyscy rodzice zareagują na propozycję takiego spotkania. Można o nim przypominać albo delikatnie naciskać, ale nie robić tego za wszelką cenę i nie traktować tego jako obowiązku nałożonego na rodziców.

                      Śrubełek rozmowy

                      Śrubełek to używany przez Koszałka Opałka pojemnik na śrubki, wichajstry, dyngsy i inne przydatne tentegesy. Oto podobny zbiór, który przyda Ci się w rozmowie z rodzicami:

                      1. 1. Przyjdź w nienagannym mundurze i nie spóźnij się.
                      2. 2. Przypomnij sobie, co już wiesz o wilczku – możesz do tego nawiązać w rozmowie (np. zainteresowania, wyjazdy, rodzeństwo, szkoła…). Zapamiętaj imiona rodziców.
                      3. 3. Pół godziny wcześniej napisz/zadzwoń, że jesteś w drodze. Przed zapukaniem do drzwi wycisz telefon. 
                      4. 4. Przywitaj się ze wszystkimi. Najpierw z rodzicami. Mama też chętnie uściśnie Twoją dłoń. 
                      5. 5. Zacznij od neutralnych tematów – Twoich studiów, gdzie pracują rodzice, gdzie chłopak chodzi do szkoły.
                      6. 6. Przyjmuj wyrazy gościnności – jedzenie, picie, zaproszenie do zwiedzenia domu, ofertę pomocy w gromadzie…
                      7. 7. To jest spotkanie z rodzicami – nie odchodź sam z wilczkiem na dłuższy czas. Możesz przejść z rodzicami “na ty”, ale tylko, jeśli to oni wyjdą z tą inicjatywą. 
                      8. 8. Gospodarze sami zdecydują, w jakim gronie będzie spotkanie – sami rodzice, rodzice z wilczkiem…  W kwestii długości spotkania jedna godzina jest moim zdaniem wystarczającym minimum
                      9. 9. Przygotuj wcześniej mały temat pedagogiczny – łatwo nim zatkać ewentualną niezręczną ciszę. Na przykład: “Chciałbym państwu opowiedzieć jakie w ogóle są cele skautingu”.
                      10. 10. Warto przy okazji zobaczyć pokój wilczka, wyłapać szczegóły, o których nie wiedziałeś: książki, gry, czy ma własny pokój, czy jest w nim komputer. To dużo wniesie do waszej relacji.

                      Na spotkanie można przynieść książeczkę wilczka i podzielić się z rodzicami zadaniami – oni też mogą podpisywać niektóre zadania, np. porządek w pokoju, kiedy wilczek spełni obietnicę codziennego ścielenia łóżka przez tydzień. To przyspieszy Obietnicę i będzie konkretnym przejawem wspólnego frontu wychowawczego.

                      Nieoczywiste bonusy

                      Na koniec moja osobista historia najważniejszej rzeczy, którą wyniosłem dla siebie z moich spotkań z rodzicami wilczków (poza słoikiem pysznego spaghetti, który kiedyś dostałem), a mianowicie „przegląd życia rodzinnego”. Zazwyczaj doświadczenia dotyczące życia rodzinnego wynosimy ze swojego domu i tych kilku najbliższych krewnych i znajomych, u których możemy poczuć się jak u siebie.

                      Wizyta w kilkunastu domach pozwoliła mi jednak zebrać o wiele więcej informacji – na przykład o tym, co sprawia, że rodziny są szczęśliwe, jaki jest w tym udział zarobków i powierzchni mieszkaniowej, a jaki obowiązków domowych, uśmiechu rodziców i licznego rodzeństwa… Albo o tym, jak może potoczyć się kariera zawodowa i że przepychanie się łokciami w korporacji to niejedyna opcja prowadząca do spełnienia się.

                      Myślę, że tak jak bycie Akelą to wspaniały trening przed wychowywaniem własnych dzieci, tak samo takie wizyty są jak „przeglądanie ofert” przed założeniem własnego domu. Polecam!

                      Fot. na okładce: Bartosz Krupa

                      Maciej Szulik


                      Namiestnik wilczków. Nauczyciel matematyki, fizyki i wychowawca w liceum. Był Akelą 1. Gromady Krakowskiej i drużynowym PuSZczy Śląskiej.

                      Wymagaj posłuszeństwa

                      Podsumowanie i rozwinięcie dyskusji z Watahy jesiennej z przybornikiem konkretnych narzędzi dla Akeli – wersja poprawiona

                      Dobre wychowanie to proces zmierzający od prowadzenia za rękę do samowychowania, od dyscypliny do samodyscypliny, od afirmacji do poczucia własnej wartości. Składa się ze 100% przyjęcia i bliskości oraz 100% wymagania. Prowadzi do pełni człowieczeństwa, „aż Chrystus się w nas ukształtuje”[1]. Jaką rolę odgrywa w nim posłuszeństwo?

                      Wilczek słucha Starego Wilka

                      1.    Posłuszeństwo

                      Prawo Gromady mówi o posłuszeństwie wprost, a przesiąknięta nim jest cała skautowa pedagogika. Posłuszeństwo to zdolność wybierania dobra, piękna i prawdy (a nie na przykład osoby, jakiegoś autorytetu – tym różni się od dyscypliny). I tyle. Dlatego lepiej nie mówić, że wilczek powinien być posłuszny komuś, ale czemuś, np. dobremu prawu albo szczytnym celom które Stare Wilki reprezentują. Musi o tym wiedzieć Akela, gdy chce (a może oraz powinien chcieć), aby go słuchano. Jeśli chce uczyć posłuszeństwa, wychować posłuszne – czyli zdolne do wybierania dobra – wilczki, to musi reprezentować, uosabiać, być palcem wskazującym na Prawo. Żyć nim i nieustannie o nim mówić, na przykład:

                        • Słyszę niepotrzebny hałas, przez który czuję rozdrażnienie. Dlatego chcę, żebyś zachował ciszę Piotruś, bo wilczek myśli najpierw o innych.
                        • Wilczek ma uszy i oczy otwarte. Śmieci na podłodze (wskazuje palcem patrząc z uśmiechem na wilczka).
                        • Wilczek jest zawsze czysty. Dbamy też o koszulę w spodniach i beret na uchu.
                        • Wilczek zawsze mówi prawdę. Przekleństwa to nie jest prawda, tylko ściek.
                        • Wilczek jest zawsze radosny. (spokojnym tonem:) Jeśli nie pozwolisz mi wytłumaczyć zasad gry, żeby inne wilczki się nią cieszyły, nie pozwolę, żebyś przeszkadzał reszcie bawić się na kolejnej zbiórce.

                      Na marginesie wspomnę, że druga część Prawa Gromady – wilczek nie słucha samego siebie – mówi o niesłuchaniu swoich zachcianek. Nie zabrania wsłuchiwania się i poznawania siebie – to jest dobre. U wilczków nie pojawiają się takie dylematy interpretacyjne, a zagadnienie było wielokrotnie dyskutowane w innych miejscach – dlatego nie będę go tu rozwijał.

                      2.     Interes Wilczka i komfort Akeli

                      Zatrzymajmy się na chwilę na pierwszym z powyższych przykładów. Masz prawo być szanowany. Zdecydowałeś się wziąć na siebie odpowiedzialność za dusze innych, prowadzisz pracę wychowawczą, informacyjną, administracyjną… Jeśli  w pewnym momencie pomyślisz, że to nie ma sensu, bo czujesz się jak treser w zoo lub opiekun w zakładzie poprawczym, to sygnał, że najwyższy czas zadbać o swoje dobro. Zyskasz na tym nie tylko ty, ale także wilczki, które już starają się być posłuszne. W wychodzeniu z dziecięcego egoizmu powinny przecież kształtować wrażliwość nie tylko na siebie nawzajem, ale również na swojego ulubionego starszego brata – ciebie.

                      Interesem wilczka jest bawić się i rozwijać w gromadzie. Chcemy mu w tym ze wszystkich sił pomóc, nawet, jeśli za staraniami nie idą od razu widoczne efekty. Jednak jeśli ma na to zamknięte oczy i uszy, twoją misją jest pomóc mu je jak najszybciej otworzyć. Oto więc nadchodzą:

                      3.     Konsekwencje

                      Gdyby skauting był dla wszystkich, to Pan Jezus założyłby skauting, a nie Kościół. Wilczek nieposłuszny – nie orientujący się na dobro – albo przy naszej wytężonej pomocy będzie starał się zmienić myślenie, albo będzie dezorientował inne wilczki.
                      Niestety w świecie po grzechu pierworodnym dzieci mogą być okrutne, czy powoli psuć całą gromadę. Dlatego warto ustalić sobie „drabinę eskalacyjną” konsekwencji. Potem spisać je z wilczkami, pamiętać, przypominać i stosować. Na przykład:

                      1. 1. Powiedzieć z daleka: „Będę cię musiał upomnieć.”
                      2. 2. Upomnieć[2] z bliska, szeptem.
                      3. 3. Wziąć na rozmowę z dala od gromady.
                      4. 4. Porozmawiać z rodzicami bezpośrednio po zbiórce (lub w trakcie, przez telefon, z informacją o konieczności wcześniejszego odebrania).
                      5. 5. Dłuższa, umówiona wcześniej rozmowa z rodzicami (nastawiona na szukanie rozwiązania, a nie reprymendę).
                      6. 6. Kontrakt z wilczkiem lub wilczkiem i jego rodzicami.
                      7. 7. Zawieszenie na jedną lub kilka zbiórek, jeśli sytuacja powtarza się na kolejnej zbiórce.
                      8. 8. Zawieszenie na biwak lub obóz.
                      9. 9. Opuszczenie gromady, jeśli sytuacja powtarza się po zawieszeniu.

                      Jak widzisz, ścieżka do wyrzucenia z gromady jest długa, następuje po wyczerpaniu wszystkich możliwości szukania dobra, ale jest otwarta. Często leży też w interesie dzieci, które wymagają specjalistycznej wiedzy i opieki, która nie leży w naszych kompetencjach. Możemy je wręcz od tej opieki oddalić lub wprost skrzywdzić!

                      Nie obawiaj się poświęcać czasu i uwagi na indywidualne upomnienia (pod warunkiem, że masz gromadę na oku lub przybocznego, który zadba o jej bezpieczeństwo w tym czasie). Jest to inwestycja, która szybko się zwróci. Dlatego właśnie:

                      Wyrzucać można i należy

                      Rodzice powierzają ci to, co mają najcenniejszego – swoje dziecko. Dlatego priorytetem jest jego bezpieczeństwo na zbiórkach. A to, trzeba ze smutkiem stwierdzić, często po prostu wymaga zawieszenia lub wyrzucenia.

                      1. 1. Wtedy zbiórki będą bezpieczne i uporządkowane, a ty będziesz miał czas i energię, by robić ciekawe aktywności – może rozwiniecie tyrolkę, zrobisz naprawdę wielką grę na wyspie, albo nauczycie się solarografii?
                      2. 2. Rodzice będą zachwyceni i zaproszą do gromady swoich znajomych! Poczta pantoflowa to jedyny skuteczny sposób na nabory.
                      3. 3. W końcu, przy odrobinie szczęścia i w sprzyjającym środowisku, będziesz miał dużą gromadę i listę rezerwową. Dzięki temu…
                      4. 4. Będziesz mógł naprawdę wyciągać konsekwencje!
                      5. 5. Wtedy zbiórki będą bezpieczniejsze, uporządkowane i ciekawsze. A rodzice bardziej zadowoleni.  Lista rezerwowa dłuższa…

                      Jednak czy jest mniej drastyczny sposób, aby rozpocząć tę pętlę? Odpowiadam:

                      Od początku od porządku

                      Zacznij od tego, co widzialne, żeby wpłynęło na to, co w środku. Żeby orientować się na dobro, piękno i prawdę, trzeba je najpierw zobaczyć i ich zapragnąć. Zatem posłuszeństwo zaczyna się od uczulania na estetykę i poczucie sprawczości, na przykład przez:

                        • schludne mundury
                        • ładne apele, z bieganiem zamiast włóczenia się
                        • głośne recytowanie Prawa
                        • czyste menażki
                        • umyte ręce
                        • plecaki złożone w jedno miejsce
                        • siedzenie w okręgu zamiast w kupie
                        • wyznaczone i czyste miejsca na apel, Skałę Narady, śniadanie
                        • A może, jeśli masz taką możliwość i miejsce, talerzyki i kubki? Stałe pionierskie ławeczki? Pionierskie wieszaki na plecaki i kurtki?

                      A co z dziećmi z ADHD, spektrum autyzmu, niedosłuchem centralnym?

                      Jeszcze nie wiem. Wiem za to, że to coraz większy i trudniejszy temat w gromadach. Będziemy o tym dyskutować z ekspertami na Akademii Bis i Watasze wiosennej. Może uda się nam wspólnie wypracować jakieś systemowe rozwiązanie. Zapraszam 5.-7. kwietnia do Krakowa!


                      [1] [1] Ga 4,19

                      [2] Dobre upomnienie zaczyna się od faktu, np. „Rzuciłeś nożem. To niebezpieczne, a wilczek myśli…”; „Nie biegasz na apelu. Wilczek jest zawsze radosny, pokaż to przebierając nogami”; „Powiedziałeś do Jasia…”

                      Fot. na okładce: Wataha jesienna 2023

                      Maciej Szulik


                      Namiestnik wilczków. Nauczyciel matematyki, fizyki i wychowawca w liceum. Był Akelą 1. Gromady Krakowskiej i drużynowym PuSZczy Śląskiej.

                      Skąd się biorą prawa przyrody?

                      Zasada najmniejszego działania

                      Niejednemu szefowi ten podtytuł może kojarzyć się ze sposobem, w jaki wilczki wyplatają swoje prycze albo z rozkładem kąpieli harcerzy na obozie. Dlaczego tak się dzieje? Odpowiedź jest prosta: tak działa Wszechświat.

                      W fizyce „działanie” jest oczywiście precyzyjnie (i bardzo skomplikowanie) zdefiniowane. Zatrzymajmy się więc na intuicyjnym stwierdzeniu, że działanie mówi nam, ile energii będzie kosztować zrobienie danej czynności w dany sposób. Zasada najmniejszego działania stwierdza, że Wszechświat „wybiera” takie sposóby wykonania wszystkich procesów, aby kosztowały one jak najmniej energii.

                      Skąd to wiemy? Można powiedzieć, że po prostu się tego domyślamy. Oparliśmy na takim założeniu całą współczesną fizykę i – jak dotychczas – wszystko w niej działa. Można by też spróbować argumentacji a contrario (czyli przez obalenie jego zaprzeczenia): gdyby Wszechświat robił coś większym, niż potrzeba, wysiłkiem, a my moglibyśmy ten proces odwracać wysiłkiem mniejszym, to powtarzając ten cykl w nieskończoność, świat produkowałby dla nas niejako za darmo nieskończoną ilość energii. Czy nie wydawałoby się to dziwne?

                      Najważniejsza kobieta w historii matematyki

                      Emmy Noether – „najważniejsza kobieta w historii matematyki” – udowodniła, że jeżeli działanie jest względem czegoś symetryczne, to w opisywanej przez nie czynności można doszukać się któregoś z podstawowych praw fizyki: jednej z zasad zachowania. Może to być na przykład zasada zachowania energii, pędu, momentu pędu, ładunku… To, której z nich się spodziewać, zależy od tego, względem czego działanie jest symetryczne. A może być symetryczne na przykład względem przemieszczenia, jak dywan z powtarzającym się wzorem czy względem przesunięcia w czasie, jak zapętlony gif.

                      Ilustracja: Liliana Sowińska

                      Wyobraźmy sobie, że w bezwietrzny dzień truchtamy wzdłuż długiego chodnika. Na przebiegnięcie pierwszych 100 m zużywamy tyle samo energii, co na przebiegnięcie ostatnich 100 m. A więc działanie nie zależy od miejsca, w którym jesteśmy – jest symetryczne względem przemieszczenia i w takim przypadku działa zasada zachowania pędu. Inny przykład: żonglowanie pomarańczami kosztuje nas tyle samo energii, jeśli obrócimy się na pięcie o dziewięćdziesiąt siedem stopni lub dowolny inny kąt.  Działanie jest symetryczne względem obrotu i spełniona jest zasada zachowania momentu pędu. Jeśli coś posiada tyle samo energii teraz, ile wczoraj i ile będzie miało w przyszłym miesiącu (choć rodzaj tej energii może się zmieniać), to działanie jest symetryczne względem przesunięcia w czasie, i prawdziwa jest zasada zachowania energii. Richard Feynman mówił, że te zasady są najogólniejszymi prawami fizyki i że zbiór pozostałych praw jest nimi „jakby przeniknięty”.

                      Pułapka!

                      W poprzednim akapicie z pomocą pani Noether udało się nam zrobić coś niebywałego: wgryźliśmy się w działanie przyrody i wycisnęliśmy z niej zasady, którymi się rządzi. Jednak korzystanie wyłącznie z tych zasad czyniłoby fizykę niesłychanie żmudną i nudną.

                      Ponadto dopuściliśmy się na pozór niewielkiego nadużycia: nie ustaliliśmy, czym jest kluczowa dla pojęcia działania energia. Moglibyśmy to teraz naprawić, ale wtedy stanie przed nami cała powaga tego niedopatrzenia: otóż energia nie ma swojej jednoznacznej definicji. Jest w fizyce pojęciem pierwotnym, jak punkt w matematyce, i oznacza coś, co jest zachowane. W takim ujęciu zasada zachowania energii może być równie dobrze nazwana zasadą zachowania czegoś, co jest zachowane. Bez sensu, prawda? Na co dzień nie zauważamy tego problemu, ponieważ mamy intuicje związane z tym słowem: tryskać energią, produkować energię, zużywać energię… Zostaliśmy złapani w pułapkę fizyki teoretycznej, która w zasadzie jest działem matematyki, nauki formalnej (czyli operującej tylko na abstrakcyjnych obiektach), pozbawionej narzędzi do chwycenia materialnej rzeczywistości za rogi.

                       Czym są prawa przyrody?

                      Musimy zatem poszukać innej odpowiedzi na pytanie, czym są prawa przyrody. Szybko okaże się, że sami uczeni nie są w tym temacie zgodni. Oto kilka cytatów znanych fizyków obrazujących ten rozdźwięk:

                      • N. Bohr: „Prawa fizyki tworzy umysł ludzki, by opisać przyrodę jako ład i harmonię”
                      • D. Bohm: „Konieczne zależności między przedmiotami, zdarzeniami i warunkami wdanym czasie i czasie przyszłym”
                      • W. Heisenberg: „Regularności zmiany czasoprzestrzeni”
                      • M. Planck: „Kategorie myślenia, które umysł ludzki wytwarza, by doświadczenia egzystencjalne uczynić sensownymi”
                      • P. Dirac: „Formy matematyczne odzwierciedlające głęboką strukturę przyrody”

                      Sprawę jeszcze bardziej komplikuje fakt istnienia różnych rodzajów tych praw. Prawa deterministyczne, na przykład znane ze szkoły prawa Newtona, mają tę własność, że pozwalają przewidzieć przyszłość danego układu na podstawie tego, co działo się na początku. Stoją one u podstaw determinizmu przyrodniczego, a ponieważ w szkole uczy się w zasadzie tylko tych praw, może to doprowadzić do wyciągania przez wielu ludzi błędnych wniosków natury filozoficznej o determinizmie świata.

                      Jednak istnieją też prawa, w których stan końcowy wyznaczamy z pewnym prawdopodobieństwem, np. prawo rozpadu promieniotwórczego czy cała fizyka kwantowa. Tutaj mamy do czynienia z indeterminizmem przyrodniczym: losowością pewnych zdarzeń, która z niczego nie wynika – przyroda po prostu czasami bywa nieprzewidywalna i już.

                      Jak widać, odpowiedź na pytanie „czym są prawa przyrody?” nie jest oczywista ani nawet jednoznacznie ustalona.

                      Oczy szeroko otwarte.

                      Spróbujmy zatem odpowiedzieć przynajmniej na pytanie, skąd wzięły się te pozostałe prawa. Fizyka jest nauką empiryczną, czyli doświadczalną – jej prawa są próbą odpowiedzi na obserwacje świata sformułowane w języku matematyki. Kiedy zachęcamy wilczki i harcerzy do obserwowania roślin i zwierząt, warto mieć w pamięci, że jest to pierwszy krok do poznania i chwycenia za rogi całego kosmosu. Wyjątkowo wnikliwe i uparte patrzenie, w często dosyć nieoczywiste rzeczy i miejsca, nazywamy eksperymentami.

                      Obóz 3. Gromady Radomskiej 2013, fot. Marcin Jędrzejewski

                      Pierwsze kilka tysięcy lat nauki polegało w zasadzie na upartym patrzeniu w gwiazdy, czego ukoronowaniem było Prawo powszechnego ciążenia zaproponowane przez sir Isaaca Newtona w XVII wieku. Kilka tysięcy lat patrzenia w gwiazdy może się wydawać czasem dość długim, jednak w rzeczywistości i tak mamy dużo szczęścia – dzięki temu, że w układzie słonecznym jest tylko jedna gwiazda, planety poruszają się regularnie po eleganckich, eliptycznych trajektoriach. Gdyby słońc było więcej, wciąż mogłaby istnieć planeta z warunkami odpowiednimi do powstania na niej życia, jednak jej trajektoria byłaby tak poplątana, że przez wieki żadna z żyjących na niej istot nie wymyśliłaby żadnego prawa. Można powiedzieć, że na ulubionych przez scenarzystów Gwiezdnych Wojen planetach z podwójnymi gwiazdami (i malowniczymi podwójnymi zachodami słońca) rozumne życie powinno być albo bardzo proste, albo wybitnie inteligentne.

                      Zobaczmy, jak szuka się praw przyrody współcześnie. Bardzo wnikliwymi eksperymentami są analizy cząsteczek i fal docierających do nas z kosmosu – od fal radiowych, przez światło widzialne, po promieniowanie rentgenowskie. Opiera się na tym cała astronomia i astrofizyka. To wszystko, co mamy do dyspozycji, aby snuć opowieści o prawach rządzących kosmosem. Stąd wiemy o tym, jak zbudowane są gwiazdy i jak mogą ewoluować, że Wszechświat powstał miliardy lat temu w Wielkim Wybuchu i że tylko 5 % jego substancji to znana nam materia. Stąd też na przykład wiemy, że Wszechświat się rozszerza, i to rozszerza się coraz szybciej. Próbujemy też ustalić, czy będzie to trwało wiecznie, czy też kiedyś się zatrzyma lub nawet zacznie kurczyć z powrotem.

                      Piękne, prawda?

                      Na koniec możemy zastanowić się nad językiem, który służy nam do formułowania praw rządzących przyrodą. Dla fizyki jest nim oczywiście matematyka. Jakie są alternatywy? Myślę, że jedna z nich to sztuka: świat można namalować, opisać słowem lub muzyką, może nawet zatańczyć…  (Warto zauważyć, że we wszystkich tych językach – również w matematyce – prawa przyrody są przybliżone. Świat po prostu jakiś jest i niespecjalnie interesują go słowa, których użyjemy do stwierdzenia tego faktu).

                      Piękne, prawda? Podobno piękno składa się z trzech elementów: harmonii dzieła z tym, co na zewnątrz, wewnętrznej proporcji i ciężkiego do uchwycenia „tego czegoś”. Niektórym osobom łatwo jest zauważyć wszystkie trzy elementy w prawach fizyki, tak jak inni odnajdują je w dziełach sztuki: szczególnie wtedy, kiedy formułowanie lub poznawanie praw przyrody jest połączone z wizją odpowiedzi na odwieczne pytanie ludzkości: „dlaczego istnieje raczej coś niż nic?”.

                      Maciej Szulik


                      Namiestnik wilczków. Nauczyciel matematyki, fizyki i wychowawca w liceum. Był Akelą 1. Gromady Krakowskiej i drużynowym PuSZczy Śląskiej.

                      Na froncie nauki

                      Pale wbijane w bagno

                      Słynący ze snobizmu fizyk Ernest Rutherford jest autorem cytatu nadużywanego przez nazbyt dumnych studentów fizyki: „Nauka dzieli się na fizykę i zbieranie znaczków”. Rutherford chciał przez to powiedzieć, że tylko fizyka zajmuje się kompleksowym opisem rzeczywistości, zaś pozostałe nauki tworzą tylko klasery pełne odosobnionych przykładów z podpisami: „etylen”, „jeż”, „mitochondrium”, „czarnoziem”, „kaszalot” itd. Niewiele jest jednak w tym zdaniu prawdy, za to dużo pogardy dla innych nauk przyrodniczych i niezrozumienie odrębnego charakteru matematyki i nauk humanistycznych. Poza tym całe wielkie gałęzie fizyki zajmują się właśnie „zbieraniem znaczków” klasyfikacją gwiazd i galaktyk, substancji i cząsteczek, cząstek elementarnych…

                      Dużo więcej prawdy zawiera zdanie, że „fizyka jest jak wbijanie pali w bagno”. Widzimy tylko powierzchnię bagna, a żeby wysondować co jest pod spodem i coś na tym zbudować, potrzeba wiele wysiłku i precyzji. Na początku jest prosto, jednak bagno nie ma dna: tylko od naszej zawziętości zależy, jak głęboko zejdziemy. Obecna sytuacja jest już pełna niezwykle trudnych wyzwań. Proste eksperymenty, z użyciem przedmiotów domowego użytku lub nieskomplikowanych urządzeń – kamieni, świec, soczewek, beczek, czy żabich udek – zapoczątkował w XVI wieku Galileusz. Wnioski z nich płynące są już od dawna znane. W zasadzie pod koniec XIX wieku wydawało się, że wbijanie pali ma się ku końcowi, a do rozwiązania zostało tylko kilka prostych problemów, jak np. promieniowanie nagrzanych ciał. Nic bardziej mylnego. Ale cóż – podobnie mogło się wydawać władcom Mekki, gdy w 622 roku próbowali rozwiązać problem z niewielką grupką ludzi skupioną wokół Mahometa…

                      Po ponad stu latach mamy więcej pytań niż odpowiedzi, a wbicie każdego centymetra pala wymaga wielkich pieniędzy, zespołów naukowców i lat badań, a także wyobraźni i przyzwyczajenia do odkryć niezgodnych z intuicją i zdrowym rozsądkiem.

                      Fizyka współcześnie

                      Odpowiedzią na kilka niejasności z końca XIX wieku okazała się fizyka kwantowa – ulubiona deus ex machina (czyli rozwiązanie zawiłości i sprzeczności przez wprowadzenie czegoś nowego)twórców uniwersum Marvela. Zakłada ona, że światło podzielone jest na porcje, a wszystko dzieje się z pewnym prawdopodobieństwem (również to, że wjeżdżając samochodem w mur, przenikniemy przez niego bez szwanku – to oczywiście dzieje się z bardzo, bardzo małym prawdopodobieństwem. Jest to tak zwane tunelowanie).

                      Wędrownik z Radomia, fot. Jakub Kiepas

                      Szybko pojawiły się nowe niejasności wynikające z niespodziewanych wyników eksperymentów. Do opracowania całej teorii względności Einsteinowi wystarczyło tylko jedno doświadczenie obalające założenie o istnieniu eteru (doświadczenie Michelsona-Morleya), a potwierdziło ją odrobinę niestandardowe zachowanie Merkurego (precesja Merkurego). Dziś pozwala nam ona korzystać z GPSów, ale przewiduje też nieoczywiste efekty, jak paradoks bliźniąt (bliźniak wysłany w podróż kosmiczną może wrócić z niej młodszy od swojego brata).

                      Współcześnie największe i najdroższe urządzenie na świecie, Wielki Zderzacz Hadronów w ośrodku CERN w Genewie, od lat zajmuje się zderzaniem ze sobą różnych cząsteczek i przetwarzaniem terabajtów danych dotyczących tego, co jest efektem takiego zderzenia (tak jak efektem zderzenia dwóch samochodów są części wystrzeliwujące we wszystkich kierunkach). Składa się z tunelu w kształcie okręgu o długości 23 km, w którym panuje ekstremalna próżnia, a otoczony jest olbrzymimi magnesami i detektorami.  Efektem wielkiego wysiłku i pieniędzy włożonych przez lata w działanie  tego i innych zderzaczów jest odkrycie i klasyfikacja dziesiątek cząstek: dwunastu żyjących niezależnie leptonów (np. elektron, neutrina…), dwunastu kwarków tworzących różne bariony (np. neutron, proton…) i mezony (np. pion, kaon…) oraz dwunastu bozonów (np. foton, gluony…) pośredniczących w oddziaływaniach pozostałych cząstek. Tworzą one wielki klaser cząstek elementarnych, nazywany Modelem Standardowym. Prawie cała materia składa się tylko z kilku z nich: elektronów, neutrin i kwarków u oraz d, tworzących protony i neutrony. Jak już powiedzieliśmy, dalsze wbijanie tego pala, np. okrycie wewnętrznej struktury kwarków, wymaga prawdopodobnie jeszcze większych i droższych urządzeń…

                      Cząstki elementarne to nie jedyny front, na którym zawzięcie walczą fizycy. Olbrzymie projekty poszukują obecnie fal grawitacyjnych (LIGO i VIRGO), natury neutrin (GERDA), czarnych dziur (EHT) czy ciemnej materii (DARKSIDE). Zastanawiamy się nad unifikacją podstawowych oddziaływań i ciemną energią.

                      Złożoność i trudność badań prowadzonych nad tymi zagadnieniami mogłaby spowodować zniechęcenie, tym bardziej, że większość z nich nie będzie miało jakiegokolwiek przełożenia praktycznego w przewidywalnej przyszłości. Naturalnie motywacją jest sama wiedza dotycząca struktury Wszechświata czy technologie opracowane przy okazji wielkich projektów fizycznych i potem wykorzystywane w praktyce. Oprócz tych znanych argumentów istnieje też mniej oczywisty  powód, dla którego warto sobie zadawać ten trud. Pozwólcie, że zacznę od krótkiego wprowadzenia

                      Na pierwszej linii frontu

                      Od wieków wojna jest bardzo skutecznym i niezwykle cynicznym sposobem mocarstw na zwiększenie swojego bogactwa: zdobycie terytoriów i surowców, ale również sztuczne napędzenie przemysłu i zatrudnienia. Nie przez przypadek upadek Rzymu zaczął się wkrótce po zahamowaniu jego ekspansji, na świecie są tylko 22 państwa, wobec których Imperium Brytyjskie nie posunęło się do agresji na którymś z etapów swojej historii, a Stany Zjednoczone stały się światowym mocarstwem po pierwszej i drugiej wojnie światowej. Jak pisał Julian Tuwim w wierszu „Do prostego człowieka”, śpiewanym przez zespół Akurat:

                      Wiedz, że to bujda, granda zwykła, gdy ci wołają: „Broń na ramię!”,
                      Że im gdzieś nafta z ziemi sikła i obrodziła dolarami;
                      Że coś im w bankach nie sztymuje, że gdzieś zwęszyli kasy pełne
                      Lub upatrzyły, tłuste szuje, cło jakieś grubsze na bawełnę.

                      A papież Franciszek w swojej ostatniej encyklice Fratelli Tutti podkreśla (pkt 258)[1]:

                      „Tak łatwo wybrać wojnę, posługując się wszelkiego rodzaju wymówkami, pozornie hu­manitarnymi, obronnymi lub prewencyjnymi, uciekając się także do manipulacji informacją. Faktycznie, w ostatnich dekadach wszystkie woj­ny były rzekomo „usprawiedliwione”. […] bardzo trudno jest dziś utrzymać racjonalne kryteria, które wypracowano w poprzednich wie­kach, by mówić o możliwości „wojny sprawiedli­wej”. Nigdy więcej wojny!”

                      Tutaj dochodzimy do tego nieoczywistego powodu, dla którego warto inwestować w naukę: może mogłaby się ona stać nową wojną? Doskonałym przykładem potwierdzającym taką możliwość jest Internet: jak wiadomo, jego początki to amerykański projekt wojskowy służący rozproszonemu przechowywaniu dokumentów na wypadek ataku nuklearnego. Jednak już podwaliny europejskiego Internetu zostały położone we wspomnianym wyżej CERNie, w celu gromadzenia i przesyłania olbrzymich ilości danych produkowanych w eksperymentach.

                      Podobnie wygląda sprawa z energią nuklearną czy podbojem kosmosu – początkowo napędzany przez zimną wojnę, obecnie jest prowadzony w znacznej mierze przez firmy prywatne, jak SpaceX, i wymaga współpracy USA i Rosji (do niedawna Międzynarodowa Stacja Kosmiczna była zaopatrywana z rosyjskiego kosmodromu Bajkonur).

                      Nauka może w sposób bardziej etyczny zapewnić dostęp do terytoriów (Księżyc, Mars) i surowców (wydobycie z asteroid i Księżyca, szczególnie niezwykle cennych metali ziem rzadkich), państwa mogą napędzać przemysł i zatrudnienie przy produkcji specjalistycznej aparatury naukowej, równie nieużytecznej na co dzień jak czołgi i krążowniki. Dzięki niej możemy też walczyć na wspólnych frontach ludzkości: w walkach z globalnym ociepleniem, chorobami czy ubóstwem. Pozostaje pytanie, czy – jako ludzkość – odważymy się kiedyś wspólnie na taki krok?


                      [1] Pełny cytat: „Tak łatwo wybrać wojnę, posługując się wszelkiego rodzaju wymówkami, pozornie hu­manitarnymi, obronnymi lub prewencyjnymi, uciekając się także do manipulacji informacją. Faktycznie, w ostatnich dekadach wszystkie woj­ny były rzekomo „usprawiedliwione”. Katechizm Kościoła Katolickiego mówi o możliwości upraw­nionej obrony przy użyciu siły zbrojnej, co ozna­cza wykazanie, że istnieją pewne „ścisłe warunki uprawnienia moralnego”. Łatwo jest jednak popaść w zbyt szeroką interpretację tego moż­liwego prawa. Próbuje się w ten sposób uspra­wiedliwić także ataki „prewencyjne” lub dzia­łania wojenne, które łatwo pociągają za sobą „poważniejsze zło i zamęt, niż zło, które nale­ży usunąć”. Chodzi o to, że od czasu rozwoju broni jądrowej, chemicznej i biologicznej, a także ogromnych i coraz większych możliwości, jakie dają nowe technologie, wojnie dano niemożli­wą do skontrolowania moc niszczycielską, która uderza w wielu niewinnych cywilów. Doprawdy „ludzkość nigdy nie miała tyle władzy nad sobą samą i nie ma gwarancji, że dobrze ją wykorzy­sta”. Nie możemy już zatem myśleć o wojnie jako o rozwiązaniu, ponieważ ryzyko prawdopo­dobnie zawsze przeważy nad przypisywaną jej hipotetyczną użytecznością. W obliczu tej sytu­acji, bardzo trudno jest dziś utrzymać racjonalne kryteria, które wypracowano w poprzednich wie­kach, by mówić o możliwości „wojny sprawiedli­wej”. Nigdy więcej wojny!”  Fratelli Tutti, pkt 258

                      Maciej Szulik


                      Namiestnik wilczków. Nauczyciel matematyki, fizyki i wychowawca w liceum. Był Akelą 1. Gromady Krakowskiej i drużynowym PuSZczy Śląskiej.