Przejście do drużyny – tak to się robi w Ząbkach!

Artykuł pierwotnie ukazał się w Azymut – Niezależne Pismo Instruktorów (2019 r.) 

W moim szczepie od lat borykaliśmy się z problemem z niską przeżywalnością wilczków – czyli zjawiskiem znikania wilczków w okolicy przejścia z gromady do drużyny (tuż przed przejściem, albo w pierwszych miesiącach po przejściu). 

Zdarzało się, że strata “na transmisji” sięgała nawet połowy chłopaków. Uznawaliśmy to za naturalne i konieczne zjawisko… póki nie wprowadziliśmy kilku zmian. Nagle okazało się, że przez ostatnie trzy lata “wskaźnik przeżywalności” utrzymuje się na poziomie 100%, a drużyna powoli osiąga masę krytyczną. Stąd podzielę się czterema prostymi zastosowanymi przez nas zabiegami, w tym jednym unikalnym, made in Ząbki, copywrite by Akela ząbkowski  

I. Praca w gromadzie 

Na temat przygotowania wilczków do przejścia odbywającego się w gromadzie nie będę się zbyt rozwodził. Nie dlatego, że nie jest ważne – prawdopodobnie jest wręcz kluczowe. Ale to nie moja działka i nie moje kompetencje. Wydaje mi się jednak, że istotne są trzy kwestie: 

1. Utrzymywanie zapału i zabawy do końca pobytu w gromadzie (np. moderowanie sprawności i gwiazdek, tak by w ostatnim roku wilczek miał co zdobywać; – wykorzystanie sprawności jako pretekstu do pomocy Akeli w prowadzeniu zajęć – a więc ciekawe zadanie dla starszego wilczka) by wszyscy dotrwali w gromadzie do końca; 

 2. Utrzymanie niedosytu i tęsknoty za drużyną (np. niekopiowanie aktywności harcerskich); 

 3. Zainteresowanie drużyną (wspólna aktywność z harcerzami – np. zastęp pomagający w zbiórce gromady; przemycanie opowieści o tym, co fajnego się dzieje “po drugiej stronie”; utrzymywanie lekkiej tajemniczości); 

Poza tym co roku co najmniej ze dwa razy Akela zaprasza mnie (tj. drużynowego) na zbiórkę lub wyjazd gromady. Zwykle jedynie, abym pomógł i przy okazji poznał chłopaków, czasem dodatkowo aranżuje opowiastkę o jakiejś harcerskiej przygodzie. 

II. Spotkanie z rodzicami 

Na wiosnę Akela lojalnie ostrzega rodziców najstarszych wilczków, że będę próbował się do nich wprosić. Co też czynię wysyłając w maju maila z krótką informacją nt przejścia do drużyny i propozycją spotkania z nimi i synem, najchętniej u nich w mieszkaniu. Zachęcam ich, mówiąc, że przydział syna do zastępu jest decyzją ważną, a jednocześnie praktycznie nieodwołalną i w związku z tym chciałbym zasięgnąć ich rady. O czym rozmawiam na takim spotkaniu? 

Przede wszystkim rozmawiamy o tym, co interesuje rodziców – a więc należy dać możliwość zadawania pytań. Zwykle najpierw opowiadam o różnicach między drużyną, a gromadą – zwłaszcza o samodzielnych zbiórkach zastępu i zaangażowaniu harcerzy w funkcje w zastępie. Tu ważne jest, by nie tylko mówić co robimy, ale również dlaczego. Jest to pierwsza okazja, aby pomóc rodzicom poznać naszą metodę i zobaczyć jej wartość – a co za tym pierwszy krok do zbudowania zaufania. Potem krótko charakteryzuję każdy zastęp. Warto dowiedzieć się też co myśli chłopak i co myślą rodzice o wyborze zastępu – do jakiego zastępu powinien dołączyć, z kim by chciał być, z kim nie i dlaczego. Dobrym tematem są również pasje i mocne strony syna – jako pretekst często wykorzystuję pytanie o to, która funkcja (kucharz, pionier, sanitariusz itp) najbardziej by naszemu harcerzowi in spe pasowała. Jeżeli atmosfera na to pozwala, dobrze powiedzieć kilka słów o sobie oraz spytać się, czym zajmują się rodzice. Warto wpleść w rozmowę również najważniejsze informacje organizacyjno-formalne – wielu rodziców ten aspekt bardzo niepokoi. Gdy tylko wyjdę od rodziców za rogiem wyciągam telefon i wszystkie te cenne informacje (do jakiego zastępu, z kim, co go pasjonuje, jaką chciałby funkcję itp) dyskretnie zapisuję. Może brzmi to śmiesznie, ale przy rozdzielaniu do zastępów kilkunastu wilczków (jak w tym roku) takie notatki są zbawienne. 

To spotkanie jest bardzo ważne i to wcale nie z powodu informacji, które przekazujemy lub pozyskujemy. Pozwala ono poznać rodziców i rozpocząć z nimi współpracę. Tym spotkaniem pokazujemy, że nie zamierzamy wchodzić z butami w wychowanie ich dziecka, lecz że chcemy to robić za ich zgodą i we współpracy z nimi. Pokazujemy również, że chcemy poznać ich zdanie, ich uwagi – z których zdarzało mi się korzystać z wielkim zyskiem dla harcerzy. Pozwalając poznać siebie i swoje metody lub plany zaczynamy budować zaufanie, co może zapobiec wielu przyszłym problemom – choćby podręcznikowemu karaniu przez nie puszczanie na zbiórki harcerskie (choć nie kwestionuję, że czasem to może być zasadne). Poza tym rodzic przekonany do skautingu lepiej wesprze syna, gdy ten będzie przeżywał trudności związane z dołączeniem do nowej społeczności. Na końcu – często takie spotkanie daje początek zaangażowaniu rodziców w pomoc drużynowemu, co przynosi ulgę i tworzy wokół szczepu zupełnie naturalne i niesformalizowane “koło przyjaciół harcerstwa”. 

III. Biwak przed przejściem 

Ten eksperyment, wymyślony i zainicjowany przez Akelę z mojego szczepu – Adama Mikulskiego, prowadzimy już od dwóch lat i spotkał się on z dobrym odbiorem wśród harcerzy. Jak to wygląda? 

Przeczytaj też: przekazanie zuchów do drużyny harcerzy w ZHR 

Pod koniec sierpnia lub na początku września (najpóźniej dwa tygodnie przed rozpoczęciem roku harcerskiego) w tym samym czasie ja organizuję trzydniowy biwak ZZtu (od piątku rano), a Akela organizuje dwudniowy biwak (od soboty rano) wyłącznie dla wilczków przechodzących w tym roku do drużyny. Biwak wilczków ma formę wilczkową – czyli Akela prowadzi z nimi typowe aktywności takie jak majsterkowanie, Skała Narady itp. Natomiast ja z zastępowymi w innym miejscu snujemy plany na ten rok oraz przeżywamy przygodę, której pierwszy dzień kończy się naradą przy ognisku. W czasie narady krótko charakteryzuję każdego wilczka (na podstawie moich obserwacji ze zbiórek gromady), mówię o ich preferencjach odnośnie zastępu (na podstawie spotkania z rodzicami) i wspólnie dokonujemy wstępnego podziału pomiędzy zastępy. Następnego dnia (czyli pierwszego dnia biwaku wilczków) po południu dołączamy ZZtem do wilczków. Razem z zastępowymi wnosimy na biwak odrobinę harcerskiego ducha, to jest przeprowadzamy dwie aktywności harcerskie, np. gotujemy wspólnie obiad oraz przeprowadzamy grę (przygotowaną uprzednio z zastępowymi) o charakterze bardziej harcerskim (rywalizacja, jakaś forma klepy, fabuła spoza Księgi Dżungli). I tak do wieczora. 

Następnego dnia następuje kluczowe wydarzenie – Sąd Honorowy. Gromadzę się z zastępowymi (zachowując całą symbolikę SH), by podjąć ostateczną decyzję. Każdy z chłopaków jest oddzielne wzywany na krótką rozmowę. Mimo, że powtarzamy pytania ze spotkania z rodzicami (Który zastęp? Z kim? Co lubisz robić?) otrzymujemy często odmienne lub kompletniejsze odpowiedzi. Poza tym, że chłopaki mają już za sobą nowe doświadczenie mogące zmienić ich podejście, wpływa na to również fakt, że przed SH zostają pouczeni, że członkowie SH zachowują tajemnicę, w związku z czym mogą bez obaw mówić to co naprawdę myślą. Dodatkowo pytamy się ich o wrażenia z biwaku. Po porozmawianiu ze wszystkimi wilczkami jeszcze raz naradzam się z zastępowymi – najpierw zastępowi wymieniają się swoimi spostrzeżeniami, potem ustalamy ostateczny podział, który ogłaszamy wilczkom. 

Pod koniec biwaku albo na najbliższej Radzie Drużyny dodatkowo z zastępowymi poruszam temat wprowadzenia nowych chłopaków do zastępu – zastanawiamy się nad tym, jak wprowadzić ich do funkcji, omawiamy pomysł Opiekuna Wilczka (starszego harcerza będącego tutorem danego “żółtodzioba”) oraz ewentualne indywidualne potrzeby danego wilczka. 

IV. Rozpoczęcie roku harcerskiego 

Dwa tygodnie po biwaku organizujemy rozpoczęcie roku harcerskiego połączone z obrzędem przejścia do drużyny (zgodnie z ceremoniałem). Bezpośrednio po apelu zastępy, razem z nowymi członkami rozchodzą się na swoje zbiórki. W trakcie zbiórki, poza typowymi aktywnościami wewnątrz zastępu (obiad, gra, jakaś konstrukcja lub inne zadanie techniczne) zastępowi wprowadzają nowych harcerzy w działanie zastępu (funkcje, zbiórki, stopnie, pomysły na najbliższy czas). 

Zalety tego systemu 

– Nawiązujemy kontakt i współpracę z rodzicami 

– Budujemy u wilczków autorytet zastępowych – od początku pokazujemy ich jako współpracowników drużynowego i dowódców drużyny podejmujących decyzje. 

– Stopniowo oswajamy wilczki z drużyną – na biwaku w przyjaznym “wilczkowym” środowisku zapoznajemy ich z zastępowymi, dzięki czemu mniej się obawiają samego przejścia – idą do zastępów, w których znają chociaż zastępowego. Zaraz po przejściu poznają się z zastępem w odosobnieniu od reszty drużyny. Dzięki temu zapobiegamy “zagubieniu się” wilczka w tłumie całej drużyny, ułatwiamy nawiązanie więzi w małej grupie i niwelujemy obawy. 

– Od samego początku roku angażujemy zastępowych do podejmowania decyzji ukierunkowując całą pracę roczną ZZtu. 

– Mamy okazję obserwować nowych harcerzy w różnych sytuacjach – w gromadzie, na biwaku, w drużynie. Dzięki temu możemy zauważyć zmiany (poprawę lub pogorszenie) w momencie przejścia, lepiej zrozumieć problemy pojawiające się na początku roku – łatwiej nam ocenić, czy np wycofanie wilczka jest jego stałą cechą charakteru czy objawem problemu w zastępie. Możemy też lepiej doradzić zastępowym. 

Zagrożenia 

– Drużynowy na spotkaniu z rodzicami i na biwaku może z rozpędu obiecać złote góry i nie wywiązać się z obietnicy. 

– Jeśli nie zaangażujemy zastępowych w biwak przed przejściem, możemy stworzyć złudzenie, że to z drużynowym, a nie zastępowym będzie współpracował nowy harcerz. Może to spowodować rozczarowanie i utrudnić “aklimatyzację”. 

– Potrzebna jest zbiórka zastępu zaraz po apelu przejścia – nie tylko po to, by wilczej poznał zastęp, ale też by jak najszybciej zobaczył, że życie w drużynie, to przede wszystkim praca w zastępie (dotychczas ma jedynie kontakt z drużynowym i zastępowymi lub na wydarzeniach szczepu widzi drużynę w całości). 

Ignacy Piszczek


Ignacy Piszczek – przez 5 lat drużynowy, w międzyczasie zamieszany w sprawy namiestnictwa, szkolenia i Centrum Rozwoju. Obecnie namiestnik harcerzy. Fan dydaktyki, fanatyk anegdotek.

Przestrzeń Wolności

Artykuł pierwotnie ukazał się w Azymut – Niezależne Pismo Instruktorów (2020 r.). Modyfikowany. 

“Skauting wychowuje do wolności. Poprzez „system zastępowy” (…) uczy poczucia odpowiedzialności i sprawowania władzy na miarę kompetencji wieku młodzieńczego.” 
Karta Skautingu Europejskiego, Art. 12 

W pierwszej części tekstu (link) między wierszami postulowałem konieczność patrzenia na skauting w duchu personalistycznym. To znaczy, że w centrum zainteresowania skautingu nie stoi prężna drużyna, społeczeństwo czy przyszłość Narodu, ale osoba – nastoletni chłopak. Osoba, która przede wszystkim posiada swoją godność oraz wynikającą z niej odrębność i specyfikę (niepowtarzalność) – których nie należy zacierać. Osoba, która jest warta walki o nią ze względu na nią samą, a nie użyteczność społeczną. I wreszcie osoba, która rozwija się i staje się szczęśliwą w relacji (co jest czymś więcej niż tylko życiem w zbiorowości ludzi) – a szczególnie biorąc odpowiedzialność za inne osoby. A aby mogła nawiązywać osobowe relacje i brać odpowiedzialność konieczne jest, aby miała zdolność samostanowienia i nieskrępowaną wolę.  

Starałem się pokazać to w jaki sposób możemy rozwój tej osobowej natury wynaturzyć lub przynajmniej pozostawić bez wsparcia. Teraz pojawia się pytanie w jaki sposób ten rozwój możemy wspierać. Jak dopasować działania drużyny do potrzeb trzydziestu kompletnie różnych chłopaków i nie zwariować? Jak skutecznie kształtować harcerzy, jednocześnie unikając pokusy przeciskania ich przez ten sam szablon? W jaki sposób mimo działania w grupie kształtować osoby samodzielne, które czynnie kreują swoje życie zamiast płynąć z prądem? 

W moim przekonaniu jedyną możliwą drogą jest pozostawienia im wolności. Nie da się wykształcić wspomnianych cech ściśle programując i kontrolując działania wychowanka. Za to, jeżeli pozostawimy chłopakom swobodę, to oni automatycznie dopasują działania do swoich pragnień. Damy im przestrzeń do rozwijania swoich talentów. Unikniemy umieszczenia chłopaka w degenerującym ciepłym inkubatorze anonimowej zbiorowości, w której nic nie trzeba, za nic się nie odpowiada i niczym nie trzeba się martwić (bo starczy się podporządkować poleceniom). Damy mu szansę, aby nauczył się chodzić na własnych nogach.  

Ktoś powie, że to szaleństwo. Zostawić chłopaków samym sobie? Kupią słodycze, wyciągną telefony i zmarnują młodość. Nie wystarczy powiedzieć “róbta co chceta”, aby chłopak dobrze wybrał. Nie wystarczy wywieźć harcerza samotnie do lasu, by stał się ćwikiem. Podobnie nie wystarczy wjechać z czołgami do roponośnego kraju, aby stał się oazą demokracji. Zgadzam się – nie wystarczy. Dlatego rolą wychowawcy staje się pomóc chłopakowi zadomowić się w tej swobodzie – uczynić go pełnoprawnym obywatelem Przestrzeni Wolności. Jak zwykła mawiać Maria Montessori, stale “pomagać mu zrobić to samodzielnie”.  

Przestrzeń Wolności 

Pora odkryć karty: to całe mnóstwo słów miało służyć prezentacji tej właśnie koncepcji. W moim przekonaniu, aby realnie dać chłopcu tę przestrzeń wolności i sprawić by z niej sensownie korzystał, starczy wybrać dobre tworzywo do jej budowy – a dokładniej kompleksowo wykorzystać pięć motorów skautingu. Są one częścią koncepcji piętnastu elementów skautingu pochodzącej z tradycji skautingu katolickiego. Motory stanowią pięć elementów napędzających skauting. Z jednej strony napędzają działanie harcerzy – sprawiają, że chce im się ‘robić skauting’. Z drugiej strony napędzają ich rozwój – są narzędziami, które odpowiadają za główne oddziaływanie metody na duszę wychowanka. W FSE motory są powszechnie nauczane, a zatem znane i lubiane. Jednak tym, czego mi w tym nauczaniu brakowało, jest spojrzenie na nie całościowo, dostrzeżenie tej ogólniejszej zasady, której motory są uszczegółowieniem. Zdaje się, że zdarzyło mi się na nią natrafić i to wcale nie w czasie słodkiego dumania, lecz na placu boju – w trakcie przeprowadzania zasadniczych reform w mojej drużynie. Zanim do niej przejdę spróbuję pokrótce wyjaśnić o co z tymi motorami chodzi. 

Działanie  

Wychowujemy w działaniu – nic nie robimy w teorii. Pierwszym co się nasuwa na myśl jest grywalizacja i adwenturyzacja wszystkiego. Uczymy i ćwiczymy przez grę. Zrezygnujemy z quizów i pogadanek, zamiast uczyć się węzłów w harcówce zbudujemy drabinkę linową i platformę na drzewie oraz zawsze damy szansę działania harcerzom. Tworzymy atmosferę aktywności i działania nie marnując czasu na siedzenie w obozie lub harcówce. Jednak na tym znaczenie tego motoru się nie kończy. Oznacza on również, że chcemy, aby skauting był metodą wychowania czynnego – to znaczy takiego, w którym proces wychowawczy zachodzi dzięki aktywnościom podejmowanym przez wychowanka. Oznacza to detronizację wychowawcy. Od teraz nie są najważniejsze jego porady i gawędy, kary i nagrody (tfu, przepraszam: konsekwencje), prowadzone zajęcia i przeróżne stosowane socjotechniki. Najważniejsze są wszelkie ćwiczenia podejmowane przez harcerza i sytuacje wychowawcze, w które on dobrowolnie wchodzi. W takim ujęciu zadaniem drużynowego jest wcielenie się w rolę trenera personalnego podsuwającego harcerzowi kolejne ćwiczenia i aranżującemu sytuacje wychowawcze. Trenera, który gdy widzi niedomaganie podopiecznego – np. mającego bałagan w namiocie – nie szuka patetycznych słów pouczenia lub narzędzi nacisku, ale sytuacji sprzyjającej zmianie – np. ciekawych gier nocnych wymagającej sprawnego odnalezienia się w swoim ekwipażu. Działania takiego drużynowego nie tylko zyskają na atrakcyjności, ale również na skuteczności – nie zatrzyma się na karmieniu intelektu kolejnymi regułami, ale uzyska dostęp do woli kształtowanej przez doświadczenie. 

Rady  

Najkrócej rzecz ujmując staramy się wszystkie ważne decyzje podejmować razem z chłopakami oraz uczyć ich wspólnie rozwiązywać problemy w ramach systemu rad: Rada Zastępu, Rada Drużyny, Sąd Honorowy. Ta metoda pomaga nabyć wiele umiejętności społecznych: rozmowa, publiczne wypowiedzi, wyjaśnianie konfliktów. Jednak z naszej perspektywy najistotniejsze będą dwa zyski: poczucie wpływu na działania drużyny i zastępu oraz kształtowanie własnego zdania. Doskonalenie stosowania rad będzie polegało na coraz to radykalniejszym oddawaniu głosu zastępowym (i analogicznie w skali zastępu – harcerzom) – niech wyrażają swoje zdanie, proponują pomysły, przejmują inicjatywę, podejmują decyzje. Dlatego ważny jest sposób prowadzenia rad – nie powinniśmy przedstawiać chłopakom gotowych decyzji do klepnięcia, ale raczej wskazywać sprawy do omówienia, angażując ich w wypracowanie rozwiązań. Co istotne, system rad nie ma nic wspólnego z kolektywizacją decyzji. Mądry szef słucha zdania zastępowych i stara się jak najbardziej oddać stery drużyny w ich ręce. Ale nie zapomina, że jest szefem i ma odwagę wziąć odpowiedzialność za decyzję. System rad jest narzędziem często trywializowanym, a szkoda – jest on kluczem do uczynienia drużyny własnością chłopaków 

Interes 

Od wieków toczony jest bój o to jak ten motor oryginalnie się nazywa: interes czy zainteresowanie. Ja podpisuję się pod obiema nazwami. Aspekt zainteresowania, oznacza tyle że drużynowy dąży do tego, aby nie przepychać swoich planów i ambicji, ale pozwalać chłopakom realizować ich marzenia. Odgadnięcie tych marzeń to nie lada sztuka. Stąd mawia się, że podstawowym zadaniem drużynowego jest obserwacja. Wymaga właściwego prowadzenia rad oraz budowania bezpośrednich relacji w ZZcie. Często prowadzi również do stosowania nietypowych rozwiązań i 'naginania’ pozostałych reguł. Nietypowa funkcja w zastępie? Czemu nie! Obóz na wozach konnych, prycze na tratwach – świetna sprawa! Laptop i drukarka obozowa służąca wydawaniu drużynowej gazety – no cóż, w imię wyższych celów… Szef wszystkie swoje cele realizuje łącząc je z zainteresowaniami chłopaków. W ten sposób realizowany jest ich interes – działają po to, aby osiągnąć własne cele. 

Odpowiedzialność 

Każdy chłopak, choć na początku o tym nie wie, chce być obarczonym odpowiedzialnością. Dzięki podziałowi zadań w ramach zastępu (kucharz, pionier, sanitariusz…) każdy z jego członków jest potrzebny, ba! nawet konieczny. Ma okazję sprawdzić swoje siły i poczuć satysfakcję z wypełnionego zadania. Odpowiedzialność powierza mu jego szef, którego dobrze zna – zatem jest ona wyrazem zaufania i buduje poczucie wartości w formie relacyjnej, a nie jedynie zadaniowej. Szef powierzający odpowiedzialność traktuje harcerza poważnie i nie wycofuje się ze swojej deklaracji – nie rozpościera ochronnego parasola zapobiegającego doświadczeniu konsekwencji działań. Jego zaufanie jest realne, odpowiedzialność jest realna, konsekwencje są realne – to nie jest zabawa na niby. 

System Zastępowy  

Creme de la creme motorów i całej metody harcerskiej. Temat, na który napisano wiele książek, których treści nie zamierzam tu powtarzać. Wspomnę jedynie o tym, że jako motor system zastępowy odnosi się zarówno do oddziaływań wewnętrznych zastępu (autonomia zastępu, podział funkcji, życie wspólnotowe, dbanie o codzienne potrzeby, harce dla samych harców, tożsamość zastępu, bliski autorytet w osobie zastępowego), jak i zewnętrznych (współpraca i rywalizacja z innymi zastępami). 

Captain Nature  

Czas na podsumowanie. Spójrzmy zatem co powstaje, gdy łączymy wszystkie motory w całość – jaka charakterystyka środowiska wychowawczego oraz jaki obraz wychowanka się wyłania.  

Można by powiedzieć, że samo danie swobody zastępom by wystarczało. Jednak kompleksowo stosując pięć motorów nie tylko pozostawiamy im swobodę, ale też stopniowo uczymy ich ją wykorzystać (wspomniane ‘zadomowienie’ w Przestrzeni Wolności). 

Poszukujemy marzeń harcerzy i staramy się dać im możliwość ich realizacji (interes). Dajemy im możliwość wyrażenia własnego zdania o planach oraz realny wpływ na sposób realizacji marzeń (rady). W ten sposób działania drużyny stają się ‘ich’ działaniami, ich – harcerzy. Nie są do nich przymuszeni, nie przyjmują ich potulnie z braku alternatywy lub znudzenia – sami je wymyślili i sami zaplanowali ich realizację. Poprzez odpowiedzialność pozwalamy im realnie się zaangażować. Zaangażowanie to wiąże się ze swoistym poczuciem własności – harcerz przyjmuje określone zadania lub obszar działań jako swój i dba o nie dla własnego interesu, a nie z powodu zewnętrznego nakazu. To dzięki temu jest możliwe, aby harcerz przyjmował odpowiedzialność dobrowolnie, a nawet samoczynnie ją podejmował. Całą tę machinę wprawiamy w ruch dzięki napędowi działania. Te wszystkie uczucia, poczucia, plany i deklaracje nie kończą się na rozmyślaniach – są realizowane poprzez konkretne działania. Wszystkie te zyski uzdalniają harcerza do czynnego kreowania swojego otoczenia. Przestrzeń do tej kreacji daje harcerzom system zastępowy. Tę przestrzeń najlepiej wizualizuje obraz obozowiska zastępu w czasie obozu (i analogicznie obraz miejsca zbiórek). Na trzy tygodnie banda chłopaków dosłownie dostaje od nadleśnictwa kilka arów ‘czystego’ lasu do dyspozycji. Nie są na nim dozorowani i sterowani – oni tam rządzą! Starają się w tym fragmencie świata jak najlepiej urządzić i spędzić tam czas jak najowocniej. Co ważne te starania dotyczą nie tylko gier i rywalizacji o wstążkę za pionierkę, ale również życia codziennego: gotowanie, zabezpieczenie chrustu, gospodarowanie wolnym czasem… Motory przestają być elementem programu drużyny – może dopasowanego, może skonsultowanego, ale jednak ‘zewnętrzengo’ i formalnego – a stają się częścią ich codzienności i ich własnej spontanicznej aktywności. W końcu prawdziwy zastęp jest bandą podwórkową, a nie klasą podążającą za programem. Niezwykle istotna jest trwała tożsamość zastępu (zastępu wielowiekowego) i wynikająca z niej łatwość z jaką jest się z zastępem utożsamić. Chodzi o to, że harcerze nie tylko walczą o nagrody i dbają o to by było co do gara włożyć. Oni przede wszystkim tworzą legendę swojego zastępu. Wymyślaj wyczyny i popisy, organizują zbiórki, planują wypady i niestandardowe wydarzenia. Podejmują wiele aktywności z własnej inicjatywy. Ucząc się kreować ciekawe i wartościowe życie zastępu w pewnym sensie uczą się kreować swoje własne życie. I na końcu: ciężko dać chłopakom większą swobodę, niż ta którą otrzymują w ramach uznawanej, autonomicznej bandy podwórkowej. 

Zapewne w wielu głowach pojawiają się teraz wątpliwości. Czy to jest możliwe? Czy to nie utopia? Ile lat pracy wytrawnego pedagoga trzeba, aby taki efekt osiągnąć? Przecież tego się nie wprowadzi od tak… I o to chodzi! Ważne jest, że wolność dawana harcerzom przez skauting jest wolnością, którą się zdobywa. To znaczy zakres wolności jest tym większy, im dalej harcerze postąpią w ‘zadomawianiu się’ w niej. Im bardziej harcerze angażują się w rady, im większy wpływ chcą mieć, im chętniej podejmują odpowiedzialność, im …, tym więcej możliwości się przed nimi otwiera. Można powiedzieć, że tej wolności nikt im nie daje, ale oni, rozwijając się, sami ją sobie biorą.  

Na marginesie dodam, że z doświadczenia wiem, że w przeciągu roku jest możliwe zastartowanie zmian w tym kierunku, więc zapewne w dwa lata można by do tego ideału znacząco się przybliżyć.  

Podsumowanie podsumowania  

O co tyle zachodu? Czy chodzi tylko o to, aby zróżnicować zajęcia dla różnych harcerzy? Uatrakcyjnić? Otóż nie tylko. Jak wspominałem wychowanie indywidualne powinno nie tylko różnicować podejście do wychowanków (“aspekt zewnętrzny”), ale również kształcić w nich cechy uzdalniające do samodzielnego życia jako pełnowartościowa osoba (“aspekt wewnętrzny”).  Moim zdaniem, dzięki powyższym cechom, skauting może takie postawy kształcić. Całe rozumowanie opiera się na założeniu, że następuje “transmisja” postaw z działań harcerskich do życia codziennego. Myślę, że nie jest to założenie nieuzasadnione i można je podeprzeć przykładami. 

Najkrócej mówiąc chcielibyśmy, aby harcerze stali się gospodarzami swojego życia. A więc przede wszystkim, aby wykształciło się w nich poczucie własności i dbali o swój los jak o swój własny (jakkolwiek paradoksalnie to brzmi). A więc, aby napotykając trudności lub doświadczając braku nie szukali winnych lub usprawiedliwienia, lecz starali się na miarę swoich możliwości problemowi zaradzić. Aby traktowali swoje życie jako wielki harc – a więc własne dzieło, które każdy stara się stworzyć jak najwspanialszym dla własnej radości i dla zysku bliźnich (dawniej: zastępu). Harc, z którego mogą również czerpać radość i cieszyć się chwilą, a nie jedynie liczyć zyski. Aby tego dokonać konieczna jest aktywna postawa, czyli odruch działania pozwalający plany i marzenia wdrożyć w życie. 

Ponadto, dzięki stworzeniu Przestrzeni Wolności dajemy chłopakom swobodę do własnych prób. Prób odnalezienia talentów, odkrycia powołania, wykorzystania predyspozycji, poznania siebie – prób prowadzących do ukształtowania się tożsamości. 

Uważam, że te zyski – inicjatywa i swoboda do rozwoju – są jedną z największych zalet skautingu. Wydaje mi się, że są one równie ważne, albo nawet ważniejsze od dyscypliny i nawet szeroko pojętej porządności lub słowności. Po części potwierdza to Baden Powell pisząc w “Skautingu dla chłopców”, że o wiele łatwiej jest zrobić ze skauta dobrego żołnierza (posłusznego, zdyscyplinowanego), niż z żołnierza skauta (samodzielnego, wykazującego inicjatywę, zaradnego). Dlatego też wybrałem inicjatywy i wolności piewcą być! 

Skauting stwarza sposobność dla inicjatywy, samokontroli, ufności we własne siły, samoopanowania i kierowania sobą” – Wskazówki dla skautmistrzów 

Ignacy Piszczek


Ignacy Piszczek – przez 5 lat drużynowy, w międzyczasie zamieszany w sprawy namiestnictwa, szkolenia i Centrum Rozwoju. Obecnie namiestnik harcerzy. Fan dydaktyki, fanatyk anegdotek.

My też mamy Szare Szeregi!

Jakiś czas temu byłem zaproszony na konferencję instruktorską pewnej chorągwi ZHR, żeby opowiedzieć o nas, a szczególnie o fenomenie naszego prędkiego rozwoju. Ktoś by powiedział: “Jak to – sprzedajesz nasze know how konkurencji? W dodatku chorągwi działającej na naszych terenach misyjnych!” Mimo to poszedłem. Po pierwsze dlatego, że w istocie nie jesteśmy konkurencją – wszak gramy do tej samej bramki. Ale również dlatego, że nasze know how nie jest takie łatwe do ukradnięcia. Nie wystarczy o nim usłyszeć, żeby je z powodzeniem wdrożyć. Oczywistą barierą są różnice w metodzie. Nasze najefektowniejsze 

i najefektywniejsze sztuczki – zastępy zakładane z biegu i Sieć Samodzielnych Zastępów – wymagają funkcjonowania w świecie radykalnego systemu zastępowego i związanego z tym sposobu myślenia. Drugim niewątpliwym zasobem, który ciężko pozyskać, jest wsparcie Kościoła, które otwiera nam wiele ścieżek do przyszłych harcerzy. Lecz trzeci, być może najważniejszy skarb stanowiący napęd naszego rozwoju ukazał się moim oczom dopiero w czasie wspomnianego spotkania.

Skąd w tytule Szare Szeregi?

Truizmem byłoby stwierdzenie, że polskie harcerstwo od założenia było związane z dążeniami niepodległościowymi. Związek został dodatkowo utwierdzony przez bohaterski udział harcerzy w działaniach wojennych. Dlatego myślę, że śmiało można stwierdzić, że walka o niepodległość stanowi mit założycielski polskiego harcerstwa, na którym w dużej mierze opiera się jego tożsamość i który powraca często w rozmowach, gawędach i sposobie myślenia. Symbolem tego jest dla mnie tak często powracający mit Szarych Szeregów (gdzie słowu mit przypisuję zdecydowanie pozytywne znaczenie). My, jako SHK “Zawisza” również czujemy się spadkobiercami polskiej tradycji harcerskiej i jest ona ważnym elementem naszej tożsamości. Ale myślę, że w naszej narracji mit niepodległościowy pojawia się zdecydowanie rzadziej, niż u naszych zielonomundurowych braci. Myślę, że nie jest on tym, co grzeje młode zawiszackie serca. Nie jest on tym, o czym prywatnie chętnie rozmawiamy lub stawiamy na wzór kształconym przez nas szefom. No właśnie – a o czym chętnie rozmawiamy, o jakich postaciach z naszej historii opowiadamy z wypiekami na twarzy? 

Zdecydowanie najczęściej powtarzanym nazwiskiem jest Jacques Mougenot. To był kozak! Gość w ciągu swojego życia odebrał od swoich harcerzy ponad 6000 Przyrzeczeń – to znaczy, że w życie tych kilku tysięcy osób wniósł na tyle dużo dobra, że zdecydowali się zaangażować na poważnie. Zastępów założył tyle, że ciężko zliczyć. Czymś zupełnie normalnym było dla niego organizowanie obozu dla 65 zastępów i to w dodatku z kadrą liczącą tylko czterech dorosłych (z czego jeden to duszpasterz), bo jak pisał “im mniej dorosłych na obozie, tym lepiej”. A jeszcze w dodatku, po 25 latach służby(!), gdy ustępował już z funkcji (albo może wcześniej – dla mitu nie jest to istotne) zostawił swoim kilkudziesięciu zastępowym testament “niech każdy zastęp założy szczep w swojej miejscowości” – i podziałało. To jest gość! O, jeszcze jeden. Jakże mnie zachwyciło, gdy na Forum Młodych usłyszałem o Jean-Charles de Coligny. To, że jest twórcą współczesnej metody wędrowniczej oraz przeprowadził pierwsze Wymarsze Wędrownika w FSE to jakoś mnie nie porwało. Ale usłyszałem anegdotę (hm, to chyba był on?), że jako komandos był zmuszony często zmieniać miejsce zamieszkania. No i jak na złość, w tych miejscowościach nie było jeszcze Skautów Europy. Więc co robił? Tworzył tam szczepy. A jak? Ano, miał on całkiem liczną rodzinkę, więc tak się działo, że gdy przyjeżdżali w nowe miejsce on zostawał Akelą, najstarszy syn drużynowym, młodszy zastępowym, najmłodszy wilczkiem – i analogicznie z żoną i córkami. A jak dzieci podrosły, to państwo de Coligny zostali szczepowymi (nowozałożonego środowiska rzecz jasna), a ich dzieci szefami należących do niego jednostek. I tak bodajże kilkanaście razy – z trwałymi efektami! Zrobiło to na mnie takie wrażenie, że dodałem tę opowieść do mojego stałego repertuaru anegdot. A ktoś z naszych? Hm, “za moich czasów” taką legendą był również Zbyszek Minda. Facet będąc Komisarzem Federalnym (numer jeden w Europie!) posługiwał się wizytówką ze skromnym tytułem “specjalista od zakładania szczepów”. Latał po całym kraju i gdzie mógł to robił nabory. Do dzisiaj, gdy o tym opowiada, to się gość nakręca – a już sporo lat minęło. Podobnie legendą naszego hufca był pewien szef PuSZczy, którego w rozmowach nie nazywano inaczej niż “Król”. Można by wymieniać i wymieniać.

Do czego zmierzam? Zaryzykuję stwierdzenie, że mitem założycielskim Skautów Europy jest… podbój świata oraz to młodzieńcze szaleństwo, które do niego prowadzi. Jest to mit rzeczywiście założycielski – bo też on leżał u początku naszej Federacji. Na spotkaniu w Kolonii w 1956 r. spotkało się około 30 dwudziestoparolatków. Stwierdzili oni, że chcą zrobić ruch tak potężny, by mógł odrodzić europejskie braterstwo. Odrealnieni marzyciele! Tak się składa, że założony przez nich ruch dzisiaj liczy ponad 67 000 członków pochodzących z krajów trzech kontynentów. W samej Francji, gdzie w dniu powstania FSE była jedna drużyna, składająca się z rosyjskich imigrantów w Paryżu, już po 20 latach mamy 623 drużyny! Do tych drużyn jeszcze wrócimy.

A co w Polsce?

Znowu – do czego zmierzam? Zasobem, którego nie doceniamy, a który decyduje o fenomenie naszego rozwoju, jest ta historia podboju świata oraz wypływający z niej młodzieńczy zapał i duch apostolstwa. Z całą odpowiedzialnością stwierdzam, że to jest główna siła, która sprawi, że w 2030 r Skauci Europy będą w każdym powiecie, a tłumu tego nikt nie przeliczy. Potwierdza to historia. Kiedy nastąpił najintensywniejszy rozrost naszego Stowarzyszenia? Co takiego się wydarzyło? Czy był to EuroJam w Polsce? Albo rok powołania Centrum Rozwoju? Rozczaruję Cię, Drogi Czytelniku, ale nie. Zaczęło się od tego, że w pewnym mieszkanku spotkała się grupa kilkunastu znajomych. Stwierdzili oni, że tak dalej być nie będzie i za 10 lat ma nas być czterokrotnie więcej. Wtedy, 2 grudnia 2009 r., założyli oni nieformalny Ruch Sześć Tysięcy, którego rolą było obudzić nas i poderwać Stowarzyszenie, by zawojowało Polskę. Czyli mówiąc wprost – byśmy dotarli do chłopaków i dziewczyn, którzy potrzebują skautingu, aby ich życie mogło prawdziwie rozkwitnąć. Aby dotrzeć do tych, dla których zbawienia skauting może być potrzebny. Udało im się. W 2009 roku rozpoczyna się Złota Dekada Rozwoju skautingu w Polsce. Stowarzyszenie doświadcza intensywnego wzrostu. A wszystko to dzięki zapałowi zwykłych szefów oraz rodziców, którzy odkryli swoją misję. To nie pierwszyzna. Jak obiecałem, tak też robię – wróćmy na chwilkę do tych 623 drużyn, które w 1976 działały we Francji. Otóż okazuje się, że 246 z nich (szybka matematyka: ok 40%) powstało właśnie z samodzielnych zastępów, którym Jacques powierzył tę misję. To jest właśnie siła – młodzi biorący sprawy w swoje ręce.

Już po raz ostatni – do czego zmierzam? Nie wiem. Myślę, że chciałem dać ujście zapałowi, który rozbudziły rozmowy z chłopakami z ZHR. Chciałem też podzielić się prawdą o naszym Stowarzyszeniu, którą odkryłem w małej salce pod klasztorem jezuitów. Ale chyba również chciałem wyrazić swoją tęsknotę za mesjaszem. Mesjaszem, który tak jak kilkanaście lat temu ekipa Zbyszka Mindy, zapali w nas ten płomień, ale też wskaże metodę działania. Tęsknotę za tym, aby Złota Dekada nie stała się jedynie legendą, ale również doświadczeniem obecnego pokolenia Skautów Europy.

Wasz na zawsze. Igor

Ignacy Piszczek


Ignacy Piszczek – przez 5 lat drużynowy, w międzyczasie zamieszany w sprawy namiestnictwa, szkolenia i Centrum Rozwoju. Obecnie namiestnik harcerzy. Fan dydaktyki, fanatyk anegdotek.

Ceremoniał jako narzędzie

Poniższy artykuł, autorstwa naszego redaktora Ignacego Piszczka, ukazał się na łamach pisma „Azymut”, będącego czasopismem online tworzonym dla instruktorów Związku Harcerstwa Rzeczypospolitej. Za zgodą autora, publikujemy go również na łamach „Przestrzeni”. Link do artykułu na stronie „Azymutu” znajduje się na końcu tekstu.

O Przyrzeczeniu, obrzędach i ogólnie pojmowanym ceremoniale powiedziano i napisano wiele. Jednak wydaje mi się, że większość z tych refleksji skupia się bardziej na treściach, wartościach, wzorcach osobowych i tradycjach, które staramy się przekazać, niż na samym ceremoniale. Stąd chciałbym spojrzeć na “goły” ceremoniał jako na narzędzie i zastanowić się nad mechanizmem jego działania, w oderwaniu od tego do jakiego celu go zastosujemy.

O czym mowa?

Mówiąc ceremoniał, myślę o jego dwóch składowych:
– ceremoniał dnia codziennego (codzienne apele, umundurowanie, symbolika – pozdrowienie harcerskie itp)
– “obrzędy przejścia” otwierające kolejne etapy harcerskiego życia: przyjęcie do gromady, obietnica wilczka, przejście do drużyny, przysięga wierności zastępowemu, Przyrzeczenie, mianowanie zastępowego, przejście do kręgu, Eligo Viam, zobowiązanie HO, mianowanie szefa i Wymarsz Wędrownika.

Skupię się przede wszystkim na części ceremoniału dotyczącej harcerzy (12-17 lat) – zdaje się, że dla nich został on stworzony, stąd najpełniej oddaje pierwotną ideę. A poza tym z ceremoniałem harcerzy miałem najwięcej styczności w praktyce.

Założenie podstawowe

Zanim się wgryziemy głębiej, warto określić jaka jest podstawowa zasada działania ceremoniału. Jest nią materializacja, czyli uczynienie widzialnymi i dotykalnymi, aktów woli, które są dla chłopca dość abstrakcyjne oraz treści (i wartości) które byłoby trudno (tj. nudno) lub nieskutecznie przekazać wprost. I to tyle  Widzę dwa główne wątki, w których wykorzystuje się tężę materializację: (1) ułatwienie zrozumienia i zapamiętania, (2) ułatwienie przyjęcia za własne. Ten drugi wydaje mi się ciekawszy, stąd go zostawiam na koniec dla zachęty.

Ceremoniałografia (czyli wątek pierwszy)

Ceremoniał pozwala zobrazować nasz ideał. Harcerze uczestniczący w obrzędzie, czy noszący mundur wiele elementów naszego ideału wyczuwają podskórnie dzięki skojarzeniom. Dzięki temu taka forma jest bardziej przyswajalna niż wykład. Dla przykładu – zamiast wykładu dogmatycznego o współpracy z łaską serwujemy harcerzowi dwa wspomnienia: z jednej strony szyszki wbijające się w kolana w czasie błogosławieństwa przed Przyrzeczeniem, z drugiej strony słowa, w których zobowiązuje się podjąć konkretne kroki (w tym codzienny dobry uczynek), by zrealizować Przyrzeczenie – Przyrzeczenie rozpoczynające się od słów “Na mój honor, z łaską Bożą…”. W podobny sposób – przez obrazy i atmosferę obrzędu – możemy przekazywać wiele innych treści lub pokazywać nasze podejście do chłopaka – kwestię honoru, braterstwo i solidarność, konieczność czynów idących za słowami, szacunek dla jego odrębności, poczucie sacrum itd. Stąd bardzo ważne jest zastanowić się jak wygląda dany obrzęd i jakie skojarzenia ten wygląd ze sobą niesie.

Co więcej obrazy na dłużej zapadają w pamięć. Efekt ten jest potęgowany przez rytmiczność ceremoniału – kolejne obrzędy powtarzają i pogłębiają treści z Przyrzeczenia. Dzięki temu harcerz może je wciąż sobie przypominać, głębiej rozumieć (aż do Wymarszu Wędrownika, który odsłania wszystkie karty) i wciąż na nowo, coraz dojrzalej podejmować zobowiązanie. Ponadto, ceremoniał zostawia pamiątki w postaci kolejnych elementów munduru – nawęzu, krzyża, odznak…

Wymarsz wędrownika, fot. Bartek Wyrobek

Celem tych zabiegów mnemotechnicznych, jest to, aby uzdolnić wychowanka do “zaadaptowania się i do trzymania steru swego życia jaki by nie był zmieniający się kontekst społeczno-psychologiczny go otaczający” (przyp. 2.2). Chcemy pozwolić harcerzowi chodzić o własnych nogach. Aby to umożliwić zostawiamy mu pewne punkty odniesienia – wyznaczniki moralne, dzięki którym będzie mógł budować światopogląd oraz rozeznawać, co jest prawdziwe. Skojarzenia z zapamiętanymi obrazami mogą go w krytycznym momencie ostrzec przed oszustwem – to co słyszy może mu “nie pasować” z tym co zapamiętał m. in. z ceremonii.

Rozwój osobisty jest dla chłopców czymś bardzo ulotnym. Stosunkowo łatwo im powiedzieć, że czegoś nie umieją, lub że “nie ogarniają życia”. Ciężej natomiast podjąć jakieś działania w kierunku zmiany. Tu z pomocą przychodzą “obrzędy przejścia”. Służą one skonkretyzowaniu rozwoju. Wyznaczają one kolejne etapy pracy nad sobą, z których każdy określa konkretne wymagania, wyrażone w obrzędzie. Jak wiadomo chłopcy mają problem z podejmowaniem decyzji – nie tylko z powodu braku doświadczenia, ale również z przyczyn czysto fizjologicznych. Kolejne obrzędy taktujące rozwój są na ten problem odpowiedzią. Przede wszystkim dają konkretny moment decyzji, której nadają formę namacalną – zapobiega to odkładaniu decyzji na później, czy mówieniu “dobra, to ten jeden raz se odpuszczę, ale od jutra to już się staram”. Wypowiedzenie zobowiązania na głos zapobiega rozmyciu treści decyzji. W ten sposób wychowujemy do mentalności “konkretnych kroków ciągle naprzód”.

Wychowanie w działaniu (czyli wątek drugi)

Mówi się, że skauting, jest metodą wychowania czynnego – tj, że całość wychowania następuje przez akcję podjętą przez wychowanka, przez sytuacje wychowawcze, w które wychowanek dobrowolnie wchodzi. No i tu rodzi się pytanie, w jaki sposób stanie na apelu pasuje do tej szczytnej idei?

Otóż nasze metody (np. system sprawności) w dużej mierze polegają na wyznaczaniu chłopcu atrakcyjnego celu, takiego by w czasie dążenia do niego nabywał pożądane umiejętności. Podobnie ceremoniał wyznacza kolejny cel do osiągnięcia – ideał prawdziwego harcerza pokazany w Przyrzeczeniu. Co ważne, ceremoniał (podobnie jak wymagania na sprawność) konkretyzuje ten cel – rozmyte “będę grzeczny” lub “będę dobrym harcerzem” zastępuje trzema punktami Przyrzeczenia. Istotne jest to w jaki sposób ceremoniał prezentuje ten cel – a robi to w ten sposób, aby stał się on atrakcyjny dla chłopaka, żeby miał ochotę dobrowolnie się zaangażować. Dla tej atrakcyjności kluczowym wydaje mi się fakt, że ceremoniał oddziałuje z dwoma “receptorami” w duszy chłopca: pragnieniem uczestnictwa w rzeczach wielkich (które jest przyczyną chociażby zamiłowania do gier fabularnych) oraz pragnieniem bycia traktowanym poważnie. W jaki sposób?

– uczestnictwo w rzeczach wielkich

Przyjrzyjmy się typowemu gimnazjum (np. mojemu – pozdrawiam serdecznie) starającemu się wpłynąć na zachowanie swoich uczniów. Nauczyciel wygłasza pogadanki, sili się na wymyślanie coraz to nowszych kar, stara się jak może – a chłopcy i tak nie postępują zgodnie z jego zaleceniami. Ze wszystkich sił starają się nie być grzeczni. Przecież być grzecznym, to największy wstyd. Być grzecznym, to znaczy nie mieć siły oprzeć się belfrowi, być mięczakiem, dać sobie narzucić ograniczenie. Nikt nie chce być grzecznym. W jaki sposób staramy się z tym uporać?

Otóż ceremoniał (ani żaden rozważny wychowawca) nie wymaga od chłopców bycia grzecznym. Natomiast prezentuje im ideał harcerza. Ideał, który jest bardzo ciężki do osiągnięcia, na który nie każdy może sobie pozwolić. Zatem zachęca nastolatka do osiągnięcia czegoś ambitnego, a nie do podporządkowania się nakazowi. Co więcej uwiarygadnia ten ideał – harcerze widzą drużynowego, który nosi ten sam mundur – czyli stara się wypełnić to samo Przyrzeczenie, czy choćby stara się wypełniać ten sam codzienny dobry uczynek. Słyszą czasem opowieści o dorosłych facetach, mówiących tę samą rotę Przyrzeczenia, gdy składają swój Wymarsz. Zauważają, że dobry harcerz (np. sumienny i pracujący systematycznie) nie jest wymoczkiem, lecz roztrzaskuje inne zastępy w czasie gry. Co więcej – np. na apelu dowiadują się, że te cechy są im potrzebne w dorosłym życiu, więc gra idzie o to, by być prawdziwym facetem. Ceremoniał pozwala na wspólnotową manifestację tego ideału – dodatkowo go uwiarygadniając. A robi to w sposób odpowiadający wiekowi uczestników – wielkie słowa, męstwo, honor i ważne wydarzenia (jak np. zobowiązanie “z łaską Bożą na zawsze”) oraz piękno ceremonii poruszają wciąż dosyć “baśniową” duszę chłopca.

Szefowie na apelu, fot. Jakub Panek

Czyli streszczając ten akapit – ceremoniał tak zachęca chłopców do zmiany postępowania, by nie naruszyć ich odrębności, by nie czuli się stłamszeni, lecz by mogli się wykazać. Chłopiec, któremu udaje się wypełnić prawo, zostać ćwikiem lub zrobić dobry uczynek czuje, że coś osiągnął – i jest to prawda, nie ma w tym nic z manipulacji.

 być traktowanym poważnie

Zdarza się słyszeć z ust chłopaków zdania w stylu “nie traktuj mnie jak dziecka”. Albo opiekunowie, czując pismo nosem, próbują podejść dzieciaka mówiąc “porozmawiajmy jak dorośli ludzie”. Większość chłopaków myśli i mówi, że chce być traktowana jak dorośli, a tak w sumie po prostu chce być traktowana jak osoba – czyli ktoś, kto jest zdolny do decyzji i wyróżnia się w tłumie (jest ciekawy sam w sobie). Dobrze, by ceremoniał dał im to odczuć.

Ceremoniał powinien stawiać chłopca w centrum – to znaczy powinien czynić go twórcą ceremonii, a nie jedynie odbiorcą. Chłopcy powinni mieć wpływ na kształt ceremoniału oraz być aktywnymi jego uczestnikami. Co więcej powinni podejmować akcję indywidualnie, czyli jako pojedynczy harcerz lub jako zastęp, a nie jako szereg czy tłum. W tym duchu powstał zwyczaj okrzyków zastępu – haseł wykorzystywanych przez zastęp do meldowania przybycia zastępu na apel lub wyrażenia dumy po wygranej, pochwale, przyznaniu nagrody zastępowi, czy “awansie” członka zastępu (również poza apelami). Dajemy upust entuzjazmowi i inicjatywie harcerzy, pozwalamy im się wyróżnić (zamanifestować swoją niepowtarzalną tożsamość), a co więcej dajemy im wpływ na wygląd apelu. Podobnie mianowanie zastępowego nie ogranicza się do odczytania rozkazu i wręczenia oznaczeń. Nowy zastępowy występuje na środek, odpowiada na pytania drużynowego, składa zobowiązanie, otrzymuje oznaczenia i symbolicznie dołącza do linii zastępowych odmawiając z nimi modlitwę zastępowego. Podejmuje akcję, znajduje się w centrum uwagi, a cały obrzęd jest uzależniony od jego dobrowolnej decyzji, a nie tylko decyzji szefa. Podobnie obrzęd przejścia do kręgu wędrowników nie rozpoczyna się od komendy wystąp lub czegoś podobnego – chłopak w ustalonym momencie sam robi krok naprzód mówiąc drużynowemu “Wodzu, nadszedł czas bym wyruszył w drogę!”. To wszystko, aby pokazać im, że nie sprowadzamy ich do roli pionka w szeregu. Dzięki temu jest szansa, że się zaangażują w ceremoniał uznając go za swoją własność. Za objaw tego zjawiska uważam zmianę, która nastąpiła ostatnio w mojej drużynie – jeszcze dwa lata zdarzało mi się przywoływać harcerzy do porządku w czasie ceremonii. Obecnie chłopaki sami “wczuwają” się w ceremonię, tak że nie jest to potrzebne. Raz zdarzyło się, że jeden harcerz zachował się niestosownie – po apelu upomnieli go inni harcerze. Upomnienie nie dotyczyło zasad w stylu “na baczność się nie gada”, lecz szacunku do Przyrzeczenia i świadectwa dawanego innym – i o to chodzi.

Temu celowi (przyjęciu ceremoniału i jego treści za swoje) moim prywatnym zdaniem mogą sprzeciwić się dwa wypaczenia: usztucznienie ceremoniału oraz wprowadzenie do niego przejawów despotyzmu. Pierwsze polega na wprowadzeniu do niego elementów obcych temperamentowi chłopców, przez co ceremonia staje się jakąś pozoracją lub rekonstrukcją. Stwarza to ryzyko, że również słowa wypowiadane podczas ceremonii zostaną uznane za element przedstawienia. Mam nadzieję, że nie zostanę zmieciony przez krytykę, gdy napiszę, że w moim odczuciu czymś takim są niektóre elementy rysu wojskowego apeli, np. milczący marsz na plac i meldowanie na apelu drużyny. Osobiście wolę wersję “chłopięcą”, czyli w formie rywalizacji i żartu – “partyzant” (zastępy zamaskowane w lesie), gwizdek, wyścig zastępów na plac, okrzyki zastępów, uśmiech lub pochwała drużynowego, jeżeli któryś zastęp wykazał się ciekawym okrzykiem. Po czym hymn, modlitwa, chwila powagi. Obrzęd w formie słów i gestów mających zrozumiałe znaczenie i cel. Drugie zagrożenie, czyli despotyzm, zdarzało mi się obserwować na nagraniach apeli znalezionych w internecie, w czasie których drużynowy bez potrzeby tresował harcerzy komendami baczność, spocznij, zwrot lub w skrajnych przypadkach wręcz epatował swoją władzą i przewagą upokarzając harcerzy. Przynajmniej we mnie ten widok wywoływał poczucie czegoś narzuconego i skojarzenie ze “szkolnym uciskiem” (już kończę cisnąć po szkole…), a co za tym idzie bunt. Dlaczego uważam to za sprzeczne z podstawowym celem ceremoniału piszę poniżej.

W tym miejscu mógłbym dodać, że te ceremonialne zabiegi pozwalają zobrazować zasady personalizmu chrześcijańskiego (przyp. 2.3), ale to chyba zbyt odległa dygresja. 😉

Lubimy długie słowa: internalizacja

Padło wiele górnolotnych słów i idei, jednak nadal nie bardzo wiadomo po co nam to – czyli co przez to chcemy osiągnąć. Kluczem do odpowiedzi jest wiek harcerzy, którzy nieco po przejściu do drużyny przechodzą bardzo ważny okres swojego życia – okres nastoletniego buntu. Właśnie odkrywają, że nie są przystawką do rodziców, lecz samodzielnymi jednostkami – i na każdym kroku starają się to podkreślić. Panicznie bronią się przed wszelkim nakazem ograniczającym ich odrębność. Po raz pierwszy kwestionują autorytety. Zresztą nie ma co gadać – każdy drużynowy to wie. I tu pojawiamy się my, którzy chcielibyśmy przedrzeć się przez ich wielostopniowy system obronny, by przygotować do dorosłego życia. Stąd musimy nasze wskazówki uwiarygodnić przed ich przeczulonym systemem alarmowym, tak by ich nie potraktowali, jako kolejnego ograniczenia ich swobody. A wszystko to po to, by uwewnętrznili harcerskie i chrześcijańskie przekonania. To znaczy, by w ich intelekcie i woli nastąpiło takie przemeblowanie, aby uznali, że oni chcą tak postępować i dobrowolnie zaangażowali się w dążenie ku temu. Aby prawo harcerskie było ich wewnętrznym kodeksem, a nie dyscypliną narzuconą z zewnątrz, aby go nie odrzucili, gdy zabraknie narzędzi nacisku (“Pani nie patrzy”). Także, aby na podstawie tego byli w stanie zbudować swój światopogląd oraz w niespotkanych w harcerstwie sytuacjach rozeznać, co czynić. Myślę, że taka perspektywa tłumaczy dlaczego tak ważne jest, aby przedstawić ideał harcerski jako ambitny cel; aby uniknąć pozorów despotyzmu i nakazu; aby pokazać ceremoniał (więc również jego treść) jako coś naturalnego i na serio; aby podkreślić dobrowolność i inicjatywę harcerzy; aby ceremoniał był czymś co harcerze robią, a nie na co patrzą. Ponadto, częściowo tłumaczy również rezerwę, z jaką Skauci Europy odnoszą się do wprowadzenia musztry do ceremonii.

Apel podczas ceremonii zakończenia Eurojamu 2014, fot. Jan Żochowski

Na końcu – ktoś mógłby mnie oskarżyć, że jestem przesadnym optymistą i przypisuje ceremoniałowi ponadnaturalne właściwości. I tak i nie. Przede wszystkim, rzeczywiście ceremoniał nie jest w stanie tego osiągnąć samodzielnie. Nawet perfekcyjnie prowadzony, nie potwierdzony przez działanie drużyny i postępowanie szefa nic nie wskóra. Potrzeba również, aby całość działalności drużyny odpowiadała pragnieniom harcerzy – uznają ceremoniał za swój, tylko jeżeli uznają za swoją resztę harcerstwa. W końcu – powyższe korzyści opisują raczej potencjał niż pewny skutek. Całe szczęście ceremoniał nie jest narzędziem deterministycznym, gdyż wtedy musielibyśmy uznać go za metodę manipulacji lub prania mózgu i co prędzej odrzucić. Nie zapominajmy, że mamy do czynienia z osobami dysponującymi wolną wolą, a nie układami eksperymentalnymi. Tłumaczymy, pomagamy wybrać i towarzyszymy, by pomóc wytrwać przy zobowiązaniu, ale nie możemy zastąpić ich decyzji. Mimo to uważam, że warto zrozumieć mechanizm ceremoniału (którego w pełni pewnie nie udało mi się opisać), by móc go dobrze stosować i jeszcze skuteczniej pomóc naszym podopiecznym.

przypisy:

1 “Ceremoniał Przewodniczek i Skautów Europy”, Wyd. SHK “Zawisza” FSE, 2012
2 “Karta Skautingu Europejskiego”: 2.1 Art. 9, 2.2 Art. 12, 2.3 Art. 1
Polecam też artykuł Pierre Geroud-Keroud (dawny komisarz federalny FSE, twórca pierwowzoru naszego ceremoniału) zamieszczony m. in. na końcu “Ceremoniału (…)”

Link do artykułu na stronie „Azymutu”

Ignacy Piszczek


Ignacy Piszczek – przez 5 lat drużynowy, w międzyczasie zamieszany w sprawy namiestnictwa, szkolenia i Centrum Rozwoju. Obecnie namiestnik harcerzy. Fan dydaktyki, fanatyk anegdotek.