O wiele częściej problemem współczesnych jest zbyt małe „uduchowienie” człowieka niż zbyt duże. Coraz napastliwiej promuje się ideę wedle której po śmierci nie ma nic, a zatem istnieje „tylko to co tu i teraz”. Jednocześnie mamy coraz powszechniejszy problem rozwijania się różnych form okultyzmu, którymi jednak zazwyczaj ludzie chcą zaspokoić swoje bardzo zewnętrzne potrzeby, a nie te duchowe. Nie myślą oni wcale o konsekwencjach tej „zabawy” dla naszej duszy. To wszystko powoduje, że nasza czujność może być uśpiona w ostrożnym podejściu do różnych meandrów zbyt daleko idącego „uduchowienia”, czyli tzw. gnostycyzmu. Czy może być co złego w zbytnim „uduchowieniu”?
Głównym założeniem gnostycyzmu jest odrzucenie świata materialnego łącznie z ludzkim ciałem jako czegoś złego. „Zbawienie” wedle tej filozofii dokonuje się poprzez gnozę, czyli tajemną wiedzę, dzięki której człowiek może doznać oświecenia. Są dwa sposoby osiągnięcia „oświecenia” i „wyzwolenia” z ciała w gnostycyzmie. Pierwszy to zbrukanie i zniszczenie swojego ciała jak najbardziej niemoralnym życiem. Drugi sposób jest odwrotny, poprzez życie pełne ascezy „wyzwalamy” się spod jego oddziaływania. W obu tych przypadkach nie chodzi o zwrócenie się do Chrystusa, ale zwrócenie się do duchowego „boga”, który jest w nas. Niektórzy gnostycy uważają się za katolików i nie używają określenia „gnoza”. Używają za to wielu bliskich nam, katolikom, określeń, co może być dla nas mylące. Sami mogą być nieświadomi błędów w nauce, którą głoszą, dlatego warto umieć rozpoznać te błędy.
Temat przybliżę na przykładzie ruchu Eleusis, który wywarł niemały wpływ na przedwojenne harcerstwo. Eleusis zostało założone w 1902 roku przez Wincentego Lutosławskiego i Joachima Sołtysa. Ten pierwszy był w przedwojennej Polsce prekursorem jogi. W 1909 opublikował książkę pt. Rozwój potęgi woli przez psychofizyczne ćwiczenia według dawnych aryjskich tradycji oraz własnych swoich doświadczeń podaje do użytku rodaków, w której opisuje techniki medytacyjne. Lutosławski fascynował się filozofiami wschodu, ale również Platonem. Platon znany jest z podejścia dualistycznego do natury człowieka, wielokrotnie potępionego przez Kościół. Czyli właśnie odrzucenie ciała jako czegoś złego, dobra jest tylko dusza. Kościół zawsze nauczał, że zarówno nasze ciało jak i dusza zostały stworzone w sposób dobry, przez DOBREGO Stwórcę. To niewierność człowieka spowodowała uwikłanie ciała i duszy w grzech i w rezultacie konflikt między nimi, nieuporządkowanie w relacji ciała do duszy.
Wracając do Eleusis, ruch odwoływał się do nauki Kościoła, mimo że interpretował ją na swój sposób, pełen błędów. W tej wspólnocie bardzo ważna była asceza, która jednak wyglądała bardziej na zakorzenioną w filozofii indyjskiej niż katolickiej, czego dowodem może być wegetariańska dieta. Elsi z jednej strony przestrzegali zewnętrznych form katolickiej pobożności, z drugiej odbywali „studia” jogi, filozofii indyjskiej i szkoły platońskiej. Składali śluby poczwórnej wstrzemięźliwości od alkoholu, tytoniu, hazardu i rozpusty, co jednak nie przeszkodziło Wincentemu Lutosławskiemu w opuszczeniu swojej żony dla innej kobiety. Skąd wzięło się takie pomieszanie? Otóż właśnie z niewłaściwego zrozumienia katolickiej doktryny. A być może raczej z pychy ludzi, którzy byli przekonani o tym, że znaleźli własną lepszą „drogę”? Odwoływali się oni wszakże do tradycji Filomatów i Filaretów, a także wielu innych myślicieli.
Teraz zagłębimy się w szczegóły. Przedstawiam szereg błędów dogmatycznych, które były szerzone w Eleusis, a obok tych błędów wyjaśnienia na czym one polegają. Są one typowe dla gnostycyzmu.
1.Błędna wizja człowieka u „elsów” była spowodowana niewłaściwą antropologią, czyli rozumieniem kwestii pochodzenia człowieka. Otóż wierzyli oni, że człowiek uzyskał pełnię swojego rozwoju po grzechu pierworodnym, a stało się to dzięki trudom zdobywania pożywienia jako myśliwy.
To jest zupełne odwrócenie myśli chrześcijańskiej. Z takiej antropologii właściwie można wywnioskować, że dzięki grzechowi pierworodnemu człowiek osiągną pełnię rozwoju. Dalej idąc tym tokiem rozumowania możemy dojść do bezbożnej tezy, że człowiek nie został stworzony jako istota doskonała, ale udoskonalił się dzięki odwróceniu się od Boga. Zgodnie z katolicką doktryną jest zupełnie odwrotnie. To przed grzechem pierworodnym człowiek był istotą doskonałą, w wyniku złego wyboru utracił łaskę, jego natura została uszkodzona, równowaga zaburzona i pojawiła się skłonność do grzechu. Tutaj błędna antropologia prowadzi w konsekwencji do odrzucenia dobrego Boga-Stwórcy. Jest to odpowiednik innych filozofii gnostyckich, które wyobrażały sobie Stwórcę jako złego demiurga.
308 Kan. 1. Jeśli ktoś nie wierzy, że pierwszy człowiek Adam, kiedy przekroczył w raju nakaz Boży, zaraz stracił świętość i sprawiedliwość, którą został obdarzony i przez to przestępstwo ściągnął na siebie gniew i oburzenie Boże, a dlatego także i śmierć, którą Bóg mu poprzednio zagroził, razem zaś ze śmiercią niewolę pod władzą tego, „który miał władzę nad śmiercią, to jest diabła” (Hbr 2, 14), i przez winę tego przestępstwa cały Adam co do ciała i co do duszy zmienił się na gorsze – niech będzie wyłączony ze społeczności wiernych. [Breviarium Fidei]
2.Wg elsów człowiek utracił zdolność do pełnego rozwoju w wyniku przemian kulturowych. Stało się to w wyniku przekształcenia kultury ze zbieraczo-myśliwską na rolną kilkanaście tysięcy lat temu. Wiedza prowadząca do pełnego rozwoju jest wiedzą tajemną, którą znają nieliczni, jest ona przekazywana od wieków w wąskich kręgach.
Kolejny poważny błąd doktrynalny do szpiku kości zanurzony w myśleniu gnostyckim. Człowiek przez grzech oddala się od pełni, a nie przez przekształcenia kulturowe. Kościół jest powszechny. Objawienie jest przekazem dla każdego, a nie dla nielicznych. Każdy może je przyjąć albo odrzucić. To przez chrzest, sakramenty i urząd Kościoła otwieramy się na łaskę, a nie poprzez poznanie tajemnej wiedzy, która od wieków pozostaje większości ludzi nieznana. Każdy jest zdolny przyjąć Boże objawienie albo je odrzucić.
1291 6. (…) Sobór święty wyznaje, że „Boga będącego początkiem i końcem wszystkich rzeczy można poznać z pewnością przy naturalnym świetle rozumu ludzkiego z rzeczy stworzonych” (por. Rz 1,20), uczy też, że objawieniu Bożemu należy przypisać fakt, „iż to, co w sprawach Bożych samo z siebie jest dla rozumu ludzkiego dostępne, również w obecnych warunkach rodzaju ludzkiego może być poznane przez wszystkich szybko, z mocną pewnością i bez domieszki jakiegokolwiek błędu”. [Breviarium Fidei]
3.Posiadający tajną wiedzę doskonalenia należą do wielu kultur i wielu religii: Yoga w Indiach; w Chinach klasyczna droga Tao; systemy buddyjskie: chiński czan, japoński dzen, tybetański dzogczen; niektóre szkoły walki; muzułmańska praktykę suficka. W Europie: starożytne ścieżki Orfików, Pitagorejczyków, misteria eleuzyjskie, Akademia Platońska, czy bardziej świeckie: ateńska efebia i spartańska krypta. Logicznie rzecz biorąc, wynikałoby z tego, że religia chrześcijańska nie jest więc jedynym prawdziwym objawieniem!
To jest herezja, oczywiście wschodnie filozofie nie doszły do Chrystusa, który jest JEDYNĄ Drogą, Prawdą i Życiem. Co więcej mają one wiele wspólnego z okultyzmem i satanizmem, i są ogromnym zagrożeniem dla wiary człowieka.
519 Dobrze zaś już znacie, Czcigodni Bracia, pozostałe potworności i oszustwa, płynące z błędów, jakimi synowie tego świata usiłują z całą bezwzględnością zniweczyć religię katolicką oraz Boski autorytet Kościoła i jego ustawy oraz podeptać prawa tak świętej, jak cywilnej władzy.
522 Do tego zmierza przerażający i nawet z samym naturalnym światłem rozumu sprzeczny system, głoszący brak różnicy pomiędzy jakimikolwiek religiami (indyferentyzm). Ci oszuści, zniósłszy w ten sposób wszelką różnicę między cnotą a występkiem, prawdą a błędem, uczciwością a ohydą, zmyślają, że ludzie mogą dostąpić wiecznego zbawienia wyznając jaką bądź religię […]
516 Jakże jednak liczne, jak cudowne, jak wspaniałe są wszędzie dostępne argumenty, które w sposób najoczywistszy powinny całkowicie przekonać rozum ludzki, że religia Chrystusowa jest religią Boską a „wszelka zasada naszych dogmatów otrzymała swój korzeń z góry, od Pana niebios” i że dlatego nie istnieje nic pewniejszego od naszej wiary, nic bardziej bezpiecznego, nic bardziej od niej świętego, nic, co by wspierało się na mocniejszych podstawach.
To ta bowiem wiara, nauczycielka życia, drogowskaz zbawienia, pogromczyni wszelkich występków oraz płodna matka i karmicielka cnót, umocniona narodzeniem, życiem, śmiercią zmartwychwstaniem, mądrością, cudami i zapowiedziami Tego, który jej przewodzi i ją wydoskonala, Chrystusa Jezusa, promienieje wszędzie światłem nieziemskiej nauki; ona, obsypana skarbami niebieskich bogactw, najbardziej jasna i zdobna przepowiedniami tylu Proroków, w blasku tylu cudów, w stałości tylu Męczenników, w chwale tylu Świętych, roznosi zbawcze prawa Chrystusa, każdego dnia rosnąc w siłę za sprawą najokrutniej szych nawet prześladowań, ziemię całą i morze od wschodu słońca aż po jego zachód ogarnęła pod jednym tylko sztandarem Krzyża; a zwalczywszy oszustwa bałwanów i odpędziwszy ciemność błędów oraz pokonawszy wszelkiego rodzaju wrogów, oświeciła poznaniem Bożego światła i poddała pod najsłodsze jarzmo Chrystusa wszystkie ludy, plemiona, narody – najbardziej nawet barbarzyńskie i dzikie, mające rozmaite sposoby życia, prawa i obyczaje; wiara ta zwiastowała wszystkim pokój i dobro. Wszystko to z każdej strony tak oczywiście bije blaskiem mądrości i potęgi Bożej, że każdy umysł i myśl każda z łatwością pojmuje, iż wiara chrześcijańska jest dziełem Boga. [Breviarium Fidei]
4.Zawołaniem elsów było: „Eleutheroi laon soteres” – wolni wybawicielami ludów. Wolni wg nich znaczyło tyle co uwolnieni od 7-dmiu grzechów głównych. To piękna idea ale musimy zrozumieć czym ona jest w istocie. Znowuż chodzi o podejście do ciała jako źródła grzechu. Wszystkie uczucia, odczucia wg nich były również przeszkodą na drodze do doskonałości. Dla zobrazowania elsi porównywali stadium dojrzałego człowieka do stadium „imago” u owada. Wszyscy ludzie, którzy nie uwolnili się od porywów serca są jakoby „larwami”, które muszą się przepoczwarzyć dzięki oświeceniu i uwolnieniu od ciała, odrzuceniu „kokonu”.
Wg filozofii elsów świat materialny jest z założenia zły, a człowiek jest rozdarty między tym co złe czyli ciałem, a tym co dobre – duchem. Wyzwolenie polega więc wg nich nie na uwolnieniu się od grzechu ale od ciała, a uwolnienie się od grzechu jest tylko metodą. Jest to ta platońska wizja człowieka, w której ciało jest więzieniem duszy. Zgodnie z katolicką doktryną i ciało i dusza zostały stworzone jako dobre. To grzech narusza i profanuje ciało, i duszę, które powinny być świątynią Pana.
Błędem jest sądzenie, że możemy osiągnąć stan „oświecenia”, w którym uwolnieni jesteśmy od 7-dmiogłowej bestii grzechów głównych już za życia, raz na zawsze. Nikt z żyjących nie jest bez grzechu. Normalne jest to, że wszyscy ludzie upadają i grzeszą. Naturalnie, jest to też udziałem księży i biskupów. Jeśli danemu księdzu zdarzyło się „upaść”, to nie oznacza to, że ten ksiądz nie może zabiegać o nawracanie innych albo, że jego władza odpuszczania grzechów, którą otrzymał od Boga została mu odebrana. Musimy oddzielać w takich przypadkach dobrą naukę od czynów, które były złe. To samo dotyczy nas, świeckich. Naszym obowiązkiem jest apostolstwo, mimo świadomości, że jesteśmy grzeszni. Wszak nikt nie jest bez grzechu tylko Bóg.
Elsi posuwają się bardzo daleko w swojej wizji człowieka upatrując zdolność do „wybawienia” innych ludzi w samych sobie. Sądzili oni, że wszystko co jest nam potrzebne do pełni jest w nas, musimy to tylko odkryć i rozwinąć. Jest to błąd zwany pelagianizmem od Pelagiusza, który rozwinął tego typu myślenie we wczesnym chrześcijaństwie. Zostało ono później wielokrotnie potępione przez papieży. Nie ma zbawienia ani ciała ani duszy bez Łaski i bez odkupieńczej ofiary Chrystusa. Tylko w Chrystusie możemy osiągnąć pełnię człowieczeństwa i pełnię zbawienia. Co innego apostolstwo, czyli głoszenie Dobrej Nowiny, świadectwo swojego życia, a co innego zbawianie innych ludzi. O ile do tego pierwszego jesteśmy zobligowani, to w przypadku tego drugiego to Chrystus zbawia, a nie my. To co się dokonuje, dokonuje się między nawróconym, a Chrystusem, my możemy być tylko „tępym” narzędziem w Jego rękach. Elsi w istocie odrzucają Chrystusa jako jedynego Zbawcę i Odkupiciela, oraz Bożą łaskę gdyż zdolność zbawiania widzą w samych sobie.
341 Kan. 1. Jeśliby ktoś twierdził, że człowiek może być usprawiedliwiony przed Bogiem przez swoje czyny dokonywane albo siłami ludzkiej natury albo dzięki nauce Prawa, lecz bez łaski Bożej poprzez Jezusa Chrystusa, niech będzie wyłączony ze społeczności wiernych.
362 Kan. 22. Jeśliby ktoś twierdził, że usprawiedliwiony albo może wytrwać w otrzymanej sprawiedliwości bez specjalnej pomocy Bożej, albo że z nią nie może wytrwać – niech będzie wyłączony ze społeczności wiernych.
363 Kan. 23. Jeśliby ktoś twierdził, że człowiek raz usprawiedliwiony nie może już więcej grzeszyć ani też utracić łaski i że dlatego ten, kto upada i grzeszy, nigdy nie był prawdziwie usprawiedliwiony, albo przeciwnie – że sprawiedliwy przez całe życie może unikać wszystkich grzechów, nawet lekkich, jeżeli nie łączy się to ze specjalnym przywilejem Bożym, jak to Kościół utrzymuje o świętej Dziewicy – niech będzie wyłączony ze społeczności wiernych. [Breviarium Fidei]
***
W kontekście tych wszystkich błędów, które są dużym zagrożeniem dla naszej wiary, a przez to dla naszego zbawienia, warto przyjrzeć się różnym formom wewnętrznym i zewnętrznym, które przyjęły się w przedwojennym harcerstwie, a nie były zakorzenione w Chrześcijańskiej tradycji. Niech każdy z nas zastanowi się przez chwilę czy nie powiela w swojej pracy wychowawczej form, które nie mają nic wspólnego z chrześcijaństwem, co więcej wyrastają z nurtów obcego nam myślenia. Proponuję mały rachunek sumienia.
Czy przyrzeczenie harcerskie traktowane jest przez nas tak jak powinno, czyli jako zobowiązanie się do służby Bogu, Kościołowi, Ojczyźnie, Europie chrześcijańskiej (zawsze w tej kolejności), zobowiązanie podobne do pasowania rycerza, w którym zawsze na pierwszym miejscu jest służba Chrystusowi?
Czy przypadkiem nie traktujemy przyrzeczenia jako tajemniczego obrzędu, do którego trzeba dorosnąć i na który trzeba zasłużyć?
Czy traktujemy przyrzeczenie jako ceremonię publiczną, w której zawsze uczestniczy ksiądz, przedstawiciel Kościoła i w której zawsze mogą uczestniczyć rodzice skauta?
Jak traktujemy nasze ogniska? Czy nie mamy tendencji do przekształcania ich w tajemnicze obrzędy nie mające nic wspólnego z chrześcijaństwem?
Czy wieczorne ognisko kończymy, tak jak powinniśmy – modlitwą, a nie całkowicie zeświecczonym „Bratnie słowo”?
Czy nie naśladujemy innych obrzędów i tradycji nie zakorzenionych w Chrystusie tylko dlatego, gdyż są one harcerską tradycją?
Franciszek Podlacha HR