List do szefa – Zbigniew Korba HR

Drogi Szefie,


Prawdopodobnie jesteś właśnie w ogniu walki przedwakacyjnej. Zdajesz egzaminy, zaliczasz kolokwia i równocześnie przygotowujesz obóz swojej jednostki programowo i organizacyjnie. Plujesz sobie w brodę, że mimo mocnego postanowienia z ubiegłego roku, aby obóz przygotowywać jak najwcześniej, znów dużo spraw zostało do zrobienia w ostatniej chwili. Trudno, lepiej później niż wcale. Obóz to ważna, kluczowa sprawa, najważniejszy element pracy całego roku. Tu dzieją się rzeczy wielkie.

Czytaj dalej List do szefa – Zbigniew Korba HR

Archiwum


Konto wpisów nieprzypisanych do nikogo bądź wpisów stworzonych przed migracją na nową stronę. (głównie wpisy przed 2020)

Duszpasterz na obozie – ks. Paweł Tambor

Obóz letni jest, bez cienia przesady, prawdopodobnie równie ciekawym wyzwaniem i przygodą dla duszpasterza, jak dla harcerzy/harcerek. Również dla niego to czas przygotowań i mobilizacji, czas wysiłku i odpoczynku, a nade wszystko może być źródłem radości z dzielenia się wiarą i doświadczeniem więzi z Bogiem.

Czytaj dalej Duszpasterz na obozie – ks. Paweł Tambor

Archiwum


Konto wpisów nieprzypisanych do nikogo bądź wpisów stworzonych przed migracją na nową stronę. (głównie wpisy przed 2020)

Obozowe świadectwo – Piotr Jedziniak HR

Obóz… i wszystko jasne. Las, przygoda, wyzwanie. Dla chłopaków z zastępów pewnie jakaś chwila wytchnienia, zrobienia czegoś innego, sprawdzenia się. Dla szefa? Dla mnie? Obóz to myśl o odpowiedzialności, pedagogice, logistyce…Również o zaparciu się samego siebie. Rany, znowu nie chce mi się jechać. Zawsze przed obozem wpadałem w dość dziwną sinusoidę nastrojów: dzisiaj myśłę, o misji jaką mam do spełnienia, jutro o tym, że znowu jest coś „niedopięte”.
         

Teraz, gdy jestem już dinozaurem 😉 mam mnóstwo wspomnień z wyjazdów wakacyjnych: o pierwszej nocnej warcie, o czasach gdy mój zastęp na obozie nazywał się KAŁASZNIKOW (może nie uwierzycie, ale to był skrót…), o jedzeniu znienawidzonej kaszy manny na śniadanie, o przyjaźniach, które trwają do dzisiaj.

Jest jedno, szczególnie mocne wspomnienie, z ostatniego obozu jaki organizowałem. Byłem szefem PuSZczy, która liczyła wówczas 12 zastępów. Obóz odbywał się w miejscowości Ateny na pojezierzu Augustowskim. Początkowo na obóz jechało 8 zastępów, jednak na 2 dni przed wyjazdem ich liczba skurczyła się do 5. Dołek. Czy jest sens robić obóz dla tych chłopaków? Przecież ten czas mogę wykorzystać inaczej. Silna pokusa odwołania wyjazdu „ze względu na małą liczbę uczestników”.
          
 Na szczęście przychodzi opamiętanie: Idź precz pokuso! Jadę!
        
Wyjazd był udany, chociaż do końca żałowałem, ze nie było wszystkich zastępów. Co innego jest jednak ważne: na tym obozie byli harcerze, którzy teraz są trzonem naszego Ruchu: jeden z nich jest asystentem naczelnika, inny szefem kręgu w Lublinie. Dzięki temu obozowi powstała z samodzielnych zastępów drużyna w Krasnobrodzie i umocniło środowisko w Chełmie. Owoce tego „niechcianego” obozu widać do dzisiaj.
         
Im bardziej nie chcemy jechać pod namiot, tym bardziej musimy to robić.
Bóg ma w tym swój plan.
Pomożesz mu go zrealizować w tym roku?






Piotr Jedziniak HR

Archiwum


Konto wpisów nieprzypisanych do nikogo bądź wpisów stworzonych przed migracją na nową stronę. (głównie wpisy przed 2020)

Godzina Drogi, Godzina Światła, Twoją Godziną! – ks. Marek Adamczyk

Czas obozu letniego, dla każdego harcerza i harcerki czas absolutnie wyjątkowy. Każdy szef doskonale wie – lub wiedzieć powinien – w jaki sposób w rytm obozowego życia, powinien być włączony czas na spotkanie z Panem Bogiem. Codzienna Msza święta, wspólna modlitwa w zastępach, Anioł Pański, Apel Ewangeliczny, Adoracja Najświętszego Sakramentu, to wszystko – podobnie jak wielka gra czy wieczorne ogniska – tworzy właściwy rytm życia obozowego. Cały czas mówimy o gałęzi zielonej. A jak w czasie obozu powinno wyglądać życie duchowe samego szefa?
Wielką wartością jest codzienne świadome i pełne przeżywanie Eucharystii, wyjście z obozu na krótki spacer i odmówienie różańca, rozmowa z duszpasterzem o swoich osobistych trudnościach i rozterkach. W czasie trwania obozu szczególnym wezwaniem pozostaje wierność Godzinie Drogi (wędrownicy) i Godzinie Światła (przewodniczki).


Dlaczego: Nawet wtedy gdy mam dużo obowiązków muszę znajdować czas dla kogoś kogo kocham. Jeśli potrafię znaleźć czas na osobistą medytację w czasie trwania obozu, to znaczy, że będę wierny w modlitwie, nawet wtedy, gdy w codziennym życiu będę miał dużo obowiązków. Osobista rozmowa z Bogiem jest źródłem siły, pozwala spojrzeć na nasze obowiązki z zupełnie innej perspektywy, broni przed bezmyślną bieganiną. Muszę się modlić, aby stawać się narzędziem w rękach Pana Boga.

Kiedy: Niektórzy wstają trochę wcześniej rano, choć nie brakuję takich drużynowych, którzy twierdzą, że to raczej niemożliwe:). Ważne by znaleźć konkretny, najlepiej stały czas, np. po obiedzie. Nie warto odkładać Godziny Drogi na koniec dnia. Harcerze łatwo zaakceptują, że w określonym czasie jesteś „poza zasięgiem”, zazwyczaj wystarczy prosta informacją: „idę na Godzinę Drogi, będę za pół godziny”.

Gdzie: Najlepszym miejscem na medytacje jest spokojne, ciche miejsce poza obozem. Warto wybrać jakiś ładny zakątek i nie zmieniać go przez cały czas trwania obozu. Dobrze zadbać o miejsce, gdzie można będzie wygodnie usiąść, oczywiście pozycja ciała ma sprzyjać skupieniu a nie ułatwiać drzemkę.


W jaki sposób:
  1. Wyciszenia. Warto zacząć od wyciszenia, uświadomienia sobie, że chcę rozmawiać z Panem Bogiem,
  2. Modlitwa początkowa. Własnymi słowami proszę o pomoc i prowadzenia Ducha Świętego.
  3. Czytanie. Jeśli medytacja oparta jest na fragmencie Ewangelii, warto przeczytać perykopę kilka razy. Ważny jest brak pośpiechu, mogę zatrzymać się na jakimś fragmencie na dłużej zastanowić, co jaki jest sens czytanych słów.
  4. Modlitwa. W Godzinie Drogi nie chodzi o tylko o to by o Bogu czytać, ale by z Nim być, rozmawiać z Nim. W zależności od wybranego fragmentu nasza modlitwa może być modlitwą prośby, uwielbienia lub przeproszenia.
  5. Trwanie przed Panem Bogiem. Jeśli potrafisz warto, warto „być przed Bogiem”, bez żadnych słów, ciesząc się Jego obecnością.
  6. Modlitwa Końcowa. Warto podziękować Bogu za czas modlitwy, a jeśli zrodziły się jakieś pomysły, postanowienia warto nadać im konkretny kształt.
     Wierność Godzinie Drogi jest ważna dla samego szefa, ale ma również wymiar apostolski, harcerze z całą pewnością zauważą, że każdego dnia jest taki czas kiedy wymykasz się na modlitwę. Przykłady pociągają!




ks. Marek Adamczyk  

Archiwum


Konto wpisów nieprzypisanych do nikogo bądź wpisów stworzonych przed migracją na nową stronę. (głównie wpisy przed 2020)

B-P do drużynowych – wybór Franciszek Podlacha HR

Wskazówki dla skautmistrzów
„Trzeba działać raczej na poszczególne jednostki, niż na cały zespół zbiorowo”

„Zadaniem drużynowego i to zadaniem bardzo interesującym jest poznać do głębi każdego chłopca, a później to co dobre w nim uchwycić i rozdmuchać aż do wyparcia zła.”
Cechy chłopca:
  • humor
  • odwaga
  • pewność siebie
  • bystrość
  • żądza wrażeń
  • uległość
  • wierność
„Zabawa, bójka i jedzenie! Oto trzy nieodłączne składniki chłopięcego świata. (…) Te chłopcy najbardziej poważają, a nie mają one najmniejszego związku z nauczycielami czy podręcznikami.”





„Chłopiec nie jest molem książkowym, ani też filozofem, nie jest także pacyfistą, ani wyznawcą zasady: bezpieczeństwo przede wszystkim i nie cierpi siedzenia.”
„Jest chłopcem wypełnionym aż po brzegi wesołością, i chęcią bójki, głodem, psotą, krzykliwością, zmysłem obserwacji i żądzą wrażeń. Jeżeli nie jest taki jest nienormalny.”

„Czyż nie jest prawdą historyczną, ze Edisona, późniejszego odkrywcy tysiąca wynalazków, nauczyciel szkolny odesłał do domu z notatką: za głupi, by go w ogóle można czegoś nauczyć? Czyż nie jest prawdą, że zarówno Newton jak i Darwin, twórcy metody naukowej, byli uważani przez swoich nauczycieli za zakute łby?”

„A czyż to nie dowodzi, że nasze obecne metody wychowawcze zawodzą, jeśli chodzi o rozwój wrodzonych zdolności chłopców?”

„Pewien człowiek, który codziennie przechodził tą samą, brudna uliczką, ujrzał raz małego chłopca z odrażającą, brzydką twarzą i niedorozwiniętymi kończynami, bawiącego się w rynsztoku skórką od banana. Człowiek skinął na niego – ale chłopiec uciekł przerażony. Następnego dnia skinął znowu. Chłopiec uznał, że nie ma się czego bać i splunął w jego kierunku. Dnia następnego małe stworzenie tylko się przyglądało, a jeszcze następnego wykrzyknęło: „Hi!”, gdy człowiek nadchodził. Z czasem chłopiec zaczął się uśmiechać na pozdrowienie, na które teraz oczekiwał. W końcu zwycięstwo było zupełne, gdy drobna figura czekała na rogu ulicy i chwyciła palec człowieka w małą, drobną garstkę. Była to zwykła szara uliczka, a stała się jednym z najjaśniejszych miejsc.”


„Skauting stwarza sposobność dla inicjatywy, samokontroli, ufności we własne siły, samoopanowania i kierowania sobą”

  1. Cel skautingu jest zupełnie prosty.
  2. Drużynowy wyrabia w chłopcu ambicję i chęć do nauki, dostarczając mu zajęć, które go pociągają i które wykonuje tak długo, aż dzięki doświadczeniu, zacznie je robić dobrze.
  3. Drużynowy działa poprzez zastępowych.

„Jeżeli w czasie wojny żołnierz jest na patrolu i chce zdobyć wiadomości o ruchach nieprzyjaciela, to najczęściej zdobędzie je nasłuchując. Podobnie, gdy drużynowy nie może zorientować się w skłonnościach i charakterze swoich chłopców, może dużo osiągnąć, jeśli będzie miał uszy otwarte.”

„Życie na powietrzu jest najlepszą szkołą obserwacji i zrozumienia dziwów cudownego świata. Ukazuje ono duszom piękno, które leży na każdym kroku. Objawia małym mieszczuchom, że nad kominami są gwiazdy i że chmury o zachodzie słońca lśnią piękniej, niż strop sali kinowej.”

„Skauting jest środkiem, dzięki któremu najgorszy łobuz może się wznieść do wysokiego poziomu myśli i do wiary w Boga”

„Nie tyle chodzi o to, abyśmy osiągnęli nasze najwyższe ideały, lecz o to, aby były one naprawdę wysokie.”

Skauting dla chłopców

RYCERSKOŚĆ. „W dawnych czasach skautami [Polski] byli rycerze, którzy kierowali się regułami bardzo podobnymi do dzisiejszego prawa skautowego. Jesteśmy ich potomkami i winniśmy zachować ich dobre imię, i kroczyć ich śladami.
Uważali oni, że honor jest rzeczą najświętszą; nigdy by nie popełnili rzeczy niehonorowej, jak np. kłamstwo lub kradzież: raczej ponieśliby śmierć. Zawsze gotowi byli umrzeć dla króla, [Boga] i honoru. Tysiące ich poszło do Ziemi Świętej, aby przed mahometańskimi Turkami ratować religię chrześcijańską.
Każdemu rycerzowi towarzyszył mały oddział złożony z giermka i kilku zbrojnych, tak samo jak nasz zastęp składa się z [czołowego] i 4 lub 5 skautów.
Patrol był z rycerzem we wszelkiej złej i dobrej okazji i wszyscy kierowali się tą samą maksymą co ich dowódca:
Honor był dla nich świętością,
byli lojalni względem Boga, króla i kraju,
byli szczególnie dworni, uprzejmi i usłużni dla każdej kobiety, dziecka i ludzi słabych,
nieśli pomoc każdemu,
rozdawali pieniądze i żywność każdemu, kto potrzebował i w tym celu oszczędzali swoje majątki,
uczyli się władać bronią, aby móc bronić swej religii i kraju przed wrogiem,
utrzymywali się w sile, zdrowiu i ruchliwości, żeby mogli czynić to wszystko dobrze.”






Franciszek Podlacha HR

Archiwum


Konto wpisów nieprzypisanych do nikogo bądź wpisów stworzonych przed migracją na nową stronę. (głównie wpisy przed 2020)

Z dziennika pewnego szefa – Zbigniew Minda HR


         Wakacje. Obóz letni. Zwieńczenie całego roku pracy skautowej. Teraz dopiero okaże się, ile była warta. Czy zastępy są realne? Czy były realizowane zadania z Sądu Honorowego? Cele pracy, techniki do opanowania. Czy chłopaki się zmienili, zgrali? Czy są już bardziej pracowici, zgodni? Czy prawo zaczęło mieć już dla nich znaczenie? Czy są ciągle paczką kolesi, czy już może nareszcie stali się bandą przyjaciół marzących o bohaterskich czynach i przygodach? Walka o frekwencję, o dopięcie szczegółów programowych i organizacyjnych, o papiery wychowawcy, ach! teraz wystarczy już patent podpisany przez naczelnika po pomyślnie zaliczonym obozie szkoleniowym. Nie wiem, czy to wszystko ogarniam. Jeszcze telefon do Pana Zdzisława, żeby załatwił beczkę na wodę, jeszcze wici do rodziców, kto może pożyczyć auto do zaopatrzenia. Nie będzie łatwo, bo chłopaki rok temu rozbili Kangura…Sznurki, żerdki, narzędzia, namioty, garnki, flagi, chusty, stroje. Boże, ile tych szczegółów! Wielkim wysiłkiem woli zrobiłem sobie listę kontrolną. Nie mniejszym wysiłkiem woli zaglądam co niej codziennie. Ile jeszcze tej woli, żeby przejść do fazy egzekucyjnej. Jestem w środku egzaminów. Ma za sobą Rzym. Ufff…. Całe szczęście. Powszechna mnie przeraża. No i Ola… Ile pamięci operacyjnej potrzeba w czaszce, żeby o wszystkim pamiętać. Poszedłem dziś na mszę. Powiedziałem Mu: „Ty wiesz, że to dla Ciebie, cała ta gra i zabawa w ten skauting. W końcu kiedyś trzeba zmienić ten świat. Nie wiem, jak to wygląda z Twojej perspektywy, ale z mojej jakoś tak. Jakieś uwagi?”



         Zerkam na Wskazówki Baden-Powella i na chybił trafił czytam: „Głównym zagadnieniem naszego skautingu jest uchwycić charakter chłopca w rozżarzonym do czerwoności stanie entuzjazmu i nadać mu właściwą formę, oraz pomoc mu rozwinąć jego osobowość tak, aby mógł sam się wychować na dobrego człowieka i na wartościowego obywatela swego kraju.” Znów doznaję tego suplementu motywacji, jakim jest widok tych uśmiechniętych twarzy chłopaków, oczu zastępowych pełnych oczekiwania aprobaty po udanej scence, świetnej potrawie, kosmicznej pionierki. Wspomnienie rozmów z rodzicami: „On po tym obozie, po raz pierwszy po prostu frunął do tej szkoły. Taki był szczęśliwy”. „Wie Pan, codziennie ładuje zmywarkę, rozładowuje, nakrywa do stołu. Ani się obejrzę wszystko gotowe”. Nagle nie wiem, co się ze mną dzieje, czuję wzruszenie i łzy zaczynają mi napływać do oczu. W pamięci staje mi scena sprzed dwóch miesięcy. Chodzimy po lesie w miejscu obozu i wymyślamy wielką grę. Zastępowi i czołowi skaczą wokół mnie prześcigając się w pomysłach. Są tak konstruktywni, kreatywni, tak uśmiechnięci. Po raz pierwszy taka atmosfera. Szukam jej instynktownie, pracuję nad nią od dwóch lat, choć nie wiem jak, bardziej instynktownie niż metodycznie, bo przecież jakie ja mam o tym pojęcie. Nie jestem guru pedagogiem, jak trenerzy piłki nożnej. Choćby taki Benhacker. I w końcu taki prezent. Tak grę ułożyli.
         W końcu. Sami. Ja tylko słuchałem. Tego wieczoru poszedłem sam do lasu i płakałem ze szczęścia jak małe dziecko. Taka nagroda. „Boże, masz te prezenty…” szepcę mu w zaufaniu. Jakoś tak od dzieciństwa miałem zawsze poczucie Bożej obecności. Ale to coś nowego, to zaufanie na jakie się zdobywam teraz wobec Niego. Nigdy nie miałem jakieś super relacji z ojcem. Był raczej surowy i wymagający. Polski ojciec. Nie pochwali, nie poklepie po plecach, nie wleje zaufania we własne siły. Tylko wymaga. Mój duszpasterz pomógł mi to jakoś przełamać tę blokadę w stosunku do Boga. Jesteśmy w fazie kumpelskiej. W sensie Bóg i ja. Całe życie mi się zmieniło odkąd zostałem drużynowym. Broniłem się jak mogłem, wymiękłem, jak hufcowy powiedział mi: „Skończył się czas brania. Nadszedł czas dawania.” Czuję, jak ta odpowiedzialność mnie buduje, jak mi daje poczucie wartości. I to oczekiwanie ze strony chłopaków, które odczuwam tak mocno.

         Jaki będzie ten obóz? Myślę o tym, by nigdy nie stracić dobrego humoru, by się nie zdenerwować, nie stracić cierpliwości i wiary w chłopaków. Zachować optymizm, dobrego ducha. Słuchać, słuchać, słuchać. Obserwować. Uczyć się. W zasadzie to nie wiadomo do końca jak to działa to wychowanie i cały ten skauting. Co takiego jest w tym wszystkim, że chłopakom się podoba? Nie wiem, dlaczego oni lubią te moje różne pomysły. Czasem wydaje mi się, że to jakaś przesada, że przecież to jest takie proste. Może po prostu zdobyłem ich zaufanie i są gotowi wskoczyć w ogień. Pamiętam, jak byłem w drużynie i z Wieśkiem mówiliśmy sobie, że za drużynowym, miał ksywkę „Sęp” poszlibyśmy w ogień.

         Chcę też jakoś bardziej w trakcie tego obozu czuć się w rękach Boga. „Przylgnąć do Chrystusa”. Te słowa z ostatnich rekolekcji ignacjańskich tak bardzo mi pomogły i utkwiły. Czułem, że się rozpadam i zapadam. Rozsypuję. Był koniec rekolekcji. Podsumowanie w gronie uczestników. Kolana mi się trzęsły na myśl, że trzeba już wracać do normalnego życia z tego kąpieliska pocieszeń i światła. Wtedy jeden z uczestników: „Wracam z takim silnym postanowieniem przylgnięcia do Chrystusa”. Te słowa podziałały na mnie jak wówczas na Św. Krzyżu, gdy ks. Andrzej powiedział: „Chrystus jest królem”.

         Tyle tęsknot zaklętych w tej wieczornej ciszy obozowej. Nie mogę się jej doczekać.





Zbigniew Minda HR

Archiwum


Konto wpisów nieprzypisanych do nikogo bądź wpisów stworzonych przed migracją na nową stronę. (głównie wpisy przed 2020)

Świadectwo Hathiego – Jarosław Głażewski HR

Rok 2010 był to dziwny rok, w którym rozmaite znaki na niebie i na ziemi zwiastowały jakoweś klęski i nadzwyczajne zdarzenia… Tak mogłaby się zaczynać ta historia, kiedy pewien czterdziestolatek z okładem zaczął się modlić o służbę społeczną dla siebie. Nieopatrznie napisał też pewien list (do Naczelnictwa) i równie lekkomyślnie wypowiedział pewne słowa o wyjściu za próg, chęciach i maszerowaniu. Dzięki temu znalazł się w pewien sobotni dzień u stóp Świętego Krzyża w bardzo doborowym towarzystwie.
Można by pytać, dlaczego wstąpiłem do harcerstwa mając 40 lat. Pewnie dlatego, iż uznałem, że nawet taki tetryk może coś jeszcze zrobić dla swoich dzieci. Chciałem też bardzo, żeby Skauci Europy byli na Śląsku, także dla innych dzieci, których jeszcze wtedy nie znałem. Myślałem, że potem, gdy dorosną one coś zrobią dla szerzenia Królestwa Chrystusowego i dla Polski mojej Ojczyzny. Moim marzeniem wtedy było to, żeby w następnym pokoleniu było jak najwięcej ludzi samodzielnie myślących, wyznających wartości katolickie, a szlachetność i dobroć żeby nie odeszła do lamusa.

Pierwsze,co otrzymałem w harcerstwie, to nowe imię. Było to na Świętym Krzyżu w owym dziwnym roku. Mariusz Stefański, z którym miałem współpracować i od którego miałem się uczyć „żółtej gałęzi w praktyce”, powiedział wtedy: „Powiemy wilczkom, że jesteś słoniem Hathim, stoisz sobie w cieniu i obserwujesz, jak sobie radzą”. Byt kształtuje świadomość i tak zostałem słoniem Hathim dla wielu przyjaciół z harcerstwa. Kiedy staję przed lustrem widzę słonia indyjskiego z łysiną, rzadką siwą szczecinką, małymi uszkami (mniejszymi niż mają słonie afrykańskie), a kiedy patrzę w dół widzę parę tłustych nóżek zakończonych dwoma platfusami, w zasadzie słonie indyjskie mają wszystko malutkie, jedyne czego mają dużo… to słooonina, oj tej to mają dużo… ech. Najgorzej, że trzeba ją nosić także na wędrówki. Ale jak mówił ktoś z celebrytów, cebula ma warstwy i Hathi też ma warstwy… Rodzina na imieniny obdarzyła mnie takim oto wierszem Herberta:

Właściwie słonie są bardzo wrażliwe i nerwowe. 
Mają bujną wyobraźnią, która pozwala im niekiedy zapomnieć
 
o swoim wyglądzie. Kiedy wchodzą do wody, zamykają oczy.
Na widok własnych nóg wpadają w rozdrażnienie i płaczą.
Sam znalem słonia, który zakochał się w kolibrze.
 
Chudł, nie spał i w końcu umarł na serce.
Ci, którzy nie znają natury słoni, mówili : był taki otyły.
 
Dodam tu tylko jeszcze, że rodzony syn, kiedy jestem w mundurze lub kiedy rozmawiamy o sprawach harcerskich, mówi do mnie Hathi… ostatnio zapytał mnie nawet, czy jak będę Akelą, to będzie mógł do mnie mówić po staremu, ponieważ Hathi do mnie bardziej pasuje (sic!).
Trudno porównywać osobę dorosłą z siedemnastolatkiem, ale wydaje się, że kiedy taki stary koń (przepraszam słoń;) zostaje harcerzem, większość obrzędów traktuje bardzo poważnie, dojrzale. W moim przypadku zbiegło się przyjęcie do Kręgu Chrystusa Króla, które miałem 4 grudnia 2010 zaraz po porannej Eucharystii, z przyrzeczeniem składanym na Anioł Pański w Izerach pośród zimowej aury górskich lasów. Czy te dwa wydarzenia wniosły coś w moje życie poza wzruszającym przeżyciem? Oczywiście, że tak. Przyrzeczenie było dla mnie pewnym przyjęciem wspólnych ideałów, które już wcześniej były dla mnie drogie: życie ubóstwem i prostotą we Franciszkowej miłości do wszelkiego stworzenia, Błogosławieństwa, idea wstępowania w ślady Chrystusa- Drogi. Było ono oprócz tego potwierdzeniem chęci służenia młodszym oraz motorem do zmiany swojego trybu życia i kształtowania go wg Prawa. 
 
Chciałbym powiedzieć o kilku elementach tej zmiany. Mundur– kiedy go zakładam, wydaje mi się, że jestem innym człowiekiem, że ten fakt czyni ze mnie jakby nowe stworzenie i tym bardziej mobilizuje, aby nosić go godnie… nawet chyba moje uczestnictwo w Eucharystii, kiedy mam na sobie nasz wędrowniczy mundur, ma jakąś inną jakość. Brązowa chusta, którą noszę, jest dla mnie zawsze rachunkiem sumienia, przypomnieniem o prostocie, pokorze i służbie, o codziennej rezygnacji z tego, co zbędne w moim życiu (do tej pory zbyt chętnie kupowałem książki i rzeczy nie zawsze naszej rodzinie niezbędne). To dla mnie także codzienne wyzwanie do kroczenia za Jezusem pokornym i ubogim oraz do konfrontacji z Jego obrazem mojego życia. Plecak, który pakuję na wędrówkę lub jakiś skautowy wyjazd, jest dla mnie źródłem radości z tego, że przez te kilka dni wszystko, czego potrzebuję do życia, mam u siebie na plecach (częściowo też na plecach braci z ekipy:). Proste radości są największe i najpiękniejsze! Wędrówka– zawsze jest dla mnie poznaniem granicy moich możliwości, mojej słabości, kiedy inni muszą na mnie czekać, szkołą pokory i poznaniem własnych ograniczeń, a z drugiej strony doświadczeniem braterstwa, dzielenia się sobą i gotowości do służby, szukania do niej okazji, chociaż czasem już sił brak.
Gdybym miał powiedzieć co z Prawa i Zasad skautingu jest dla mnie najważniejsze wybrałbym kilka rzeczy. Przede wszystkim nauczyłem się tego, że „Obowiązki harcerza rozpoczynają się w domu”, a właściwą hierarchią jest Bóg, rodzina, praca i harcerstwo – w tej właśnie kolejności. W konsekwencji tego „Harcerz (…) pracuje sumiennie, aby ustanowić Królestwo Chrystusa w całym swoim życiu i świecie, który go otacza” – najpierw w swoim życiu, żeby nieść je w otaczający świat, co łączy się przecież wprost z tym, że „Harcerz jest powołany do służby bliźniemu i jego zbawieniu”. W naszych obrzędach wzywamy zawsze pomocy łaski Bożej i widzę, jak ona realnie wpływa na moje życie, jak Bóg mi pomaga, chociaż wiele rzeczy przychodzi mi z trudem jak to, że „Harcerz jest przyjacielem wszystkich i bratem dla każdego innego harcerza” to niełatwe, zwłaszcza, że otaczający świat kpi sobie z wyższych wartości z chrześcijańskich korzeni czy kroczenia Bożą drogą. Innym trudnym punktem Prawa jest ten o uśmiechu i śpiewie w trudnościach. Ciągle się uczę dzięki niemu, że jeszcze nie jestem panem siebie. Ale z łaską Bożą wszystko mogę w Tym, Który mnie umacnia – pewnego dnia, pewnego dnia Hathi 🙂
Dlaczego zdecydowałem się na Wymarsz Wędrownika? Kiedy pierwszy raz brałem udział w tym obrzędzie, swój wymarsz mieli Andrzej i Marcin z naszego Kręgu Chrystusa Króla. Zrobiło na mnie wrażenie praktycznie każde słowo, choć szczególnie zwróciłem uwagę na pytanie Naczelnika „Czy chcesz z pokorą we wszystkim szukać prawdy i dobrowolnie jej służyć, nie przytłaczając innych wagą swoich odkryć?” oraz na słowa towarzyszące wręczeniu nawęzu i lilijki HRa. Pomyślałem, że ja też bym tak chciał, chociaż wtedy jeszcze nie wiedziałem, czy będzie to możliwe. Gdybym mógł, pewnie podjąłbym całą drogę od Eligo viam aż do tego momentu, ale nie dla psa kiełbasa, nie dla Hathi’ego spyrka. Przez cały czas mojego przygotowania do służby Akeli na Śląsku towarzyszyło pragnienie, żeby przypieczętować swoją decyzję wkroczenia na Drogę, potwierdzić chęć służenia innym oraz przestać być tylko „starym słoniem w mundurze”. Kiedy zacząłem myśleć o wymarszu jako o czymś, co dotyczy mnie konkretnie, byłem pewny, że chcę go przeżyć wśród braci z mojego kręgu, w czasie wędrówki i koniecznie na Śląsku, przecież jednym z głównych jego motorów była chęć służenia młodszym od siebie – „Śląsk potrzebuje HRów”, myślałem.

 
Chciałem w podjęciu wymarszu potwierdzić to, że „chcę pozostać mężny i skromny, nie być niewolnikiem swoich kaprysów ani mód i błędów współczesności i zachować przez całe życie ducha ubóstwa” oraz, że ciągle na nowo wybieram to, że moje dzisiaj ma być lepsze niż wczoraj, a jutro lepsze niż dziś. Moje życie wkroczyło wraz z wymarszem na nowe tory – tory czerwieni miłości i cierpienia, którego mam nie szczędzić w gotowości do służby. Potem już tylko usłyszałem kapłańskie słowa ” Ruszaj teraz za Chrystusem. Niech zastępy świętych towarzyszą ci dzisiaj, jutro i aż po wieczność!”… to wielka otucha na drogę, która wymaga ciągłego przekraczania siebie oraz szukania nowych wyzwań.
 

 

 
Jarosław Głażewski HR

Archiwum


Konto wpisów nieprzypisanych do nikogo bądź wpisów stworzonych przed migracją na nową stronę. (głównie wpisy przed 2020)