foto z archiwum 1. Hufiec Śląski |
Drogi Maćku,
foto z archiwum 1. Hufca Śląskiego |
fot. Piotr Gorus |
Do następnego spotkania!
Pozdrawiam,
Łukasz HR. Opiekun, obywatel, mąż, ojciec. Pisz do Łukasza, Łukasz odpowie, prawdę Ci powie.
Pismo szefów
foto z archiwum 1. Hufiec Śląski |
Drogi Maćku,
foto z archiwum 1. Hufca Śląskiego |
fot. Piotr Gorus |
Do następnego spotkania!
Łukasz HR. Opiekun, obywatel, mąż, ojciec. Pisz do Łukasza, Łukasz odpowie, prawdę Ci powie.
Powiem teraz o chłopcach, bo z nimi jeździłem na obozy. Ta metoda pozwala chłopcom być chłopcami. Nie próbuje na siłę zrobić z nich dziewczynek, nie próbuje też na siłę zrobić z nich starych dziadków. Pozwala im cieszyć się życiem, młodością, dzieciństwem. Ale równocześnie przygotowuje do tego, co będzie później, bo przecież dzieciństwo nie trwa wiecznie. Młodość też nie. Co zobaczyłem na obozie? 13-letnich żółtodziobów, którym zagotowanie wody zajmowało ponad godzinę, więc śniadanie jedli na sucho, bez herbaty. Platformę robili ponad tydzień i nie skończyliby jej do końca obozu, gdyby nie interwencja Kraala. Na konkurs kulinarny zrobili coś, co z trudem udawało się przegryźć i przełknąć. Było niejadalne. Rok później wygrali konkurs kulinarny. Trzy lata później zdobyli husarię. Te same ślamazary! TO JEST ROZWÓJ! NIE MA NAJMNIEJSZYCH WĄTPLIWOŚCI!
Sejmik FSE w Niepokalanowie sierpień 2015 (fot. Grzegorz Gielert) |
Ad Mariam Europa (fot. G. Gielert) |
Postanowiłem Ci zaufać… z łaską Bożą dasz radę! (fot. G. Gielert) |
Ks. Marek Adamczyk – duszpasterz Stowarzyszenia (fot. G. Gielert) |
fot. Piotr Gorus |
U stóp sanktuarium na Świętym Krzyżu, ale póki co… |
O. Karol Bucholc OMI błogosławi hufcowego 1. Hufca Śląskiego |
Styl wędrowania nie taki znowu trudny – opowiada Paweł Borowiecki HR |
Nowy topograf poprowadzi nawet we mgle… |
Droga |
Wymarsz Wędrownika na szczycie |
Karol Lanckoroński z córką Karoliną ok. 1900 roku |
„Portret damy” – tak zatytułował swój film dokumentalny o Karolinie Lanckorońskiej, reżyser Paweł Woldan. Jego określenie świetnie oddaje istotę osobowości tej niezwykłej kobiety, o której chcę dzisiaj napisać. Karolina była ostatnią przedstawicielką rodu Lanckorońskich z Brzezia, rodu, który wywodzi swą genealogię od XIV wieku i który dał Polsce wiele wybitnych postaci: posłów, senatorów, biskupów, wojewodów. Karolina przez całe życie miała przekonanie, że historia jej rodziny nakłada na nią raczej zobowiązania niż przywileje. I temu przekonaniu dawała świadectwo we wszystkim, co robiła.
Urodziła się w 1898 roku w Wiedniu. Jej ojciec, Karol, otrzymał nominację na Wielkiego Ochmistrza dworu Franciszka Józefa I. Z tego powodu, jak również poprzez swoje małżeństwa – dwukrotnie z Austriaczką, po raz trzeci z Prusaczką „zżył się na pozór całkowicie ze światem dworu i ekskluzywnej arystokracji austriackiej.” Jednak mimo iż był tak związany z kulturą niemiecką i austriacką, zrobił niezmiernie dużo dla nauki i kultury polskiej, za co został odznaczony przez rząd niepodległej Polski Wielką Wstęgą Orderu Polonia Restituta. Był kolekcjonerem i mecenasem sztuki, a jego zbiór obrazów stanowił jedną z najbogatszych w Wiedniu prywatnych galerii sztuki.
Dzieci Karola, w tym Karolina, odczuwały przez całe życie bardzo ścisły związek z Polską. Lanckorońska, od najmłodszych lat otoczona pięknem, odbywająca z ojcem podróże po muzeach europejskich, rozwijała w sobie coraz bardziej miłość do sztuki. Studiowała w Wiedniu historię sztuki właśnie , choć pociągało ją także pielęgniarstwo i myślała o ukończeniu szkoły pielęgniarskiej. W czasie studiów zresztą znajdowała czas na opiekę nad chorymi. Ostatecznie jednak, posłuchawszy rady zaprzyjaźnionego i cieszącego się autorytetem lekarza, postanowiła poświęcić się pracy naukowej. Jako pierwsza kobieta w Polsce zrobiła habilitację z zakresu historii sztuki i pozostała na Uniwersytecie Jana Kazimierza jako pracownik dydaktyczny i naukowy. Niestety, wkrótce wybuchła wojna. Lanckorońska, współpracując jako wolontariuszka z Polskim Czerwonym Krzyżem, oddała się opiece nad więźniami w całej Generalnej Guberni . Uratowała życie wielu osobom. Sama jednak została w 1942 roku aresztowana. Więziono ją w Stanisławowie i Lwowie, po czym wysłano do obozu w Ravensbrück. Tam organizowała m.in. wykłady z historii sztuki dla „królików” (kobiety poddawane niebezpiecznym eksperymentom medycznym) i dawała niebywałe świadectwo hartu ducha i odwagi.
W 1945 roku została zwolniona z obozu. Wyjechała do Włoch, gdzie, na życzenie generała W. Andersa, zorganizowała studia dla żołnierzy 2 Korpusu. Potem wspierała podobną działalność w Wielkiej Brytanii i Szkocji. Ostatecznie, wraz z księdzem prałatem Walerianem Meysztowiczem założyła Polski Instytut Historyczny w Rzymie i poświęciła się pracy wydawniczej i organizacyjnej dla nauki polskiej. Dzięki jej szczodrobliwości wielu uczonych polskich mogło studiować w Rzymie. W 1994 roku przekazała zbiory Lanckorońskich narodowi polskiemu . Znajdują się one na zamkach w Krakowie i Warszawie.
Karolina Lanckorońska zmarła w 2002 roku w Rzymie i została pochowana na tamtejszym cmentarzu Campo Verano.
„Wspomnienia wojenne” są jednak czymś więcej niż tylko spotkaniem z wyjątkową osobowością autorki. To bogactwo obrazów, spostrzeżeń, opisów dotyczących życia obozowego, zmian następujących we Lwowie po wkroczeniu Armii Czerwonej, galeria charakterów… Uderza mnie na każdym kroku duma Lanckorońskiej z polskości, z którą się utożsamia (ojciec, jak wiemy, był Polakiem, matka natomiast Niemką): „ I znowu po raz setny czułam tak bardzo intensywną wdzięczność wobec Stwórcy za przynależność do narodu, który w tej rozpaczliwej walce o własny byt broni zarazem wszystkich najwyższych dóbr ludzkości.” Pisze o 10-letniej Jance, aresztowanej za udział w konspiracji: „dziecko bezustannie, zamiast wypierać się wszystkiego, powtarzało, że wie, ale nie powie, bo jest Polką”. Opowiada o podziwie, jaki budziły w obozie Polki, które jako jedyne „wchodziły z głową do góry i z miną po prostu wesołą” i wszystkie bez wyjątku umierały z okrzykiem „Niech żyje Polska”.
W kontekście powyższych nowoczesnych stosunków partnerskich największym problemem stała się rodzina zbudowana na tradycyjnym modelu wychowania. W szczególności niszczona więc jest postawa podporządkowania dzieci autorytetowi rodziców. Tego typu relacje negują gloryfikowaną wolność indywidualną każdej jednostki. W zamian proponuje się popularyzowane w różnych wariantach anarchizujące hasło „róbta co chceta”. Ogranicza się prawnie coraz bardziej władzę rodzicielską nad dziećmi w imię swobody rozwoju, oraz niwelowania wszelkich postaci autorytaryzmu. Coraz częściej można spotkać się z pomysłami odbierania rodzicom praw do wychowywania swych dzieci na rzecz spełnienia tych funkcji poprzez organizacje państwowe (żłobki, przedszkola, szkoły). O ile tego typu instytucje mogą być wybierane w sposób indywidualny przez opiekunów osób nieletnich, o tyle budzą spore zastrzeżenia wszelkiego rodzaju akty prawne zmuszające rodziców do oddawania swych dzieci w coraz młodszym wieku pod auspicje państwowych ideologów wychowania. Żadne szczytne cele wypisywane na sztandarach równości szans czy też społecznego równouprawnienia nie zastąpią bowiem miłości rodzicielskiej i ciepła rodzinnego domu. Są to fundamentalne czynniki wpisujące się w sposób konstytutywny w egzystencję każdej osoby i kształtującej jej człowieczeństwo od najmłodszych lat.
Tymczasem losy św. Józefa wydają się w tym wypadku zbieżne ze współczesnymi dylematami pracowników. On także nie był pewny swej ekonomicznej przyszłości. Wprawdzie miał swój warsztat stolarski, lecz żył wśród biednych ludzi, którzy z pewnością niezbyt często zamawiali jakiś mebel do swych domostw. Niektóre przekazy tradycji chrześcijańskiej ujmują jego postać jako cieślę. Być może był to jego zawód, jednak i ten fakt niewiele zmienia w kwestii gospodarczej. Nie należy zakładać, iż w jego czasach był spory popyt na domostwa. Z faktów tych należy wnosić, iż jego fach nie przysparzał mu znaczącego bogactwa. Z drugiej strony pozwalał na ubogie, aczkolwiek przyzwoite życie. Nie znajduje się w jego postawie złorzeczenia czy zaklinania swego losu w celu zdobycia dostatniego życia. Raczej widać głęboką ufność Bogu, w Którym pokładał nadzieję, a ta przynosiła mu siły do zmierzenia się z codziennymi przeciwnościami. Dar dwu gołębi lub synogarlic składany w świątyni w czasie Ofiarowania Jezusa jego syna świadczy raczej o ubóstwie życia, a jednak nigdy nie narzekał. Jego rodzina nigdy także nie cierpiała nędzy. Potrafił z podniesiony czołem stanąć przed wyzwaniem codzienności i mężnie podjąć się zadań jakie stawiała jego praca.
Michał Kapias,
Dziś chciałabym zakończyć rozważaniach o pokusach, przedstawić ich rodzaje, oznaki i główny środek ich przezwyciężenia. Opieram się, rzecz jasna, na traktacie księdza Piotra Semenenki CR.
W dziedzinie duchowej pokusą odciągającą od dobrego jest brak wiedzy w sprawach duchowych, brak rozeznania Woli Bożej. Człowiek lekceważy życie wewnętrzne i staje się niezdolny do prawdziwej świętości. W dziedzinie uczuciowej tym, co odciąga nas od dobrego, jest obawa przed wszystkim, co trudne, co boli. Wymienione tu pokusy można rozeznać i pokonać tylko siłą modlitwy.
Agata Głażewska,
fot. Magdalena Ircha
|
fot. Jarosław Głażewski |